Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2022, 17:57   #71
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Rozmowa ze starszym w bibliotece

Carl chciwie spijał każde słowo z ust uczonego wampira. Zawsze żałował, że za życia nie poszedł na studia, ale po prostu tak mu się ułożyło, teraz czuł się jakby dostał się do jakieś tajnej akademii. Słyszał podstawy tej mitologii którą opowiadał mu okularnik, ale słuchanie przedstawienia tej syntezy w tak umiejętny sposób pomogło mu uszeregować i rozszerzyć własną wiedzę.

Gdy mędrzec skończył, Nosferatu odważył się zadać pytanie - Przecież mamy wśród Kainitów tyle uczonych Carmelita Nellson i Samuel Beckeet są jedynie najbardziej znanymi zapewne pośród nas jest wielu innych archeologów, bibliotekarzy i innych specialistów czy naprawdę nikt z nich nie podjął się dokonania jakieś syntezy legend z Księgi Nod i nie opatrzył ich jakimś spójnym komentarzem teologiczno - lingwistycznym ? To naprawdę zaskakujące! - Spytał zaskoczony.

- Widzice o szanowny strażniku wiedzy mój niewielki zbór wierzy w wersje chrześcijaństwa wypływającą po części z gnostycyzmu śmiertelnych a po części, ze średniowiecznej tradycji "Via Caeli", Ścieżki Niebios oraz Kongeragacji Czci Starszych z tym że unikamy odniesień do satanizmu oraz krzywdzenia naszych śmiertelnych braci i sióstr w Chrystusie... Zwrócono mi jednak uwagę, że nomenklatura której używam przywołuje pewne negatywne skojarzenia ze zbrodniczym kultem Apokaliptycznych sabatnickich zbrodniarzy - Pokręcił głową i zrobił zniesmaczoną minę jakby samo wypowiedzenie tych słów było dla niego czymś gorzkim a powtórzenie tej sugestii było dla niego czymś, oburzającym i obleśnym.

- Za życia nie miałem szansy zdobyć wyższego wykształcenia, ale skoro przede mną wieczność to czy jest jakieś bardziej zacny cel niż zdobywanie wiedzy ? Może uda mi się nawet zwołać sobór wierzących Kainitów i stworzyć kiedyś definitywną wersje Księgi Nod popartą teologią i archeologią ? To jest moje marzenie przyznaje, że bardzo śmiałe i odległe, ale z pewnością da mi jakieś cel który ocali mnie przed zgnuśnieniem oraz znudzeniem wieczności - Przyznał się nieśmiało do swych wielkich ambicji.

W "Olimpie" z Koterią przed pojawieniem się Aurory

Słysząc słowa, Bruna Nosferatu uniósł dłoń i uśmiechnął się - Podziękowania nie są potrzebne, dzielnie walczyłeś, bez ciebie nie odnieślibyśmy sukcesu zrobiliśmy to co należało. Nie pozwoliłbym, żeby coś ci się stało po tym, jak padłeś w boju, bo nie mógłbym spojrzeć na własne odbicie w lustrze zrobiliśmy to co należało - Odpowiedział z przekonaniem.

- Apropo robienia tego co należy, macie słuszność, że moje wykluczenie cyfrowe stanowi problem dla Koterii dlatego kupiłem sobie paidżer, żeby ułatwić ze mną kontakt... Wciąż czuje się niepewnie, nosząc w kieszeni mały komputer, który w każdej chwili łączy się z siecią wież telefonicznych ale jeżeli Pan Black stwierdzi, że powianiem mieć takiego przeklętego smartfona z ekranem dotykowym to wyposażę się w takie ustrojstwo, z tym że będę potrzebował pomocy w doborze bezpiecznego urządzenia - Oznajmił i podał reszcie spokrewnionych numer swojego pedżera obiecując odzwonić gdy tylko dostanie sygnał.

Rozmowa na temat zlecenia po przybyciu i wykładzie Szeryf

- Oczywiście, że chce dołączyć do tego zespołu służba Camarilii to radość dla mej duszy i krwisty miód na moje martwe serce- Oznajmił i wysłuchał skomplikowanej relacji Rosjanki.

- Sądzę, że powinniśmy podzielić te zadania wedle naszych umiejętności i zainteresowań przynajmniej wstępnie. Mnie najbardziej interesowałaby sprawa Tremere badacza krwi powiązanego z teologią oraz potencjalnie inkwizycją, sprawa zaginięcia Brata krwi z mojego klanu oraz artystka, która łamię Maskaradę - Zaczął.

- Sądzę, że dobrym pierwszym krokiem byłoby poproszenie Maski Nosferatu, żeby załatwiła mi audiencję u Księcia Brukseli oczywiście, zgodnie z Pani życzeniem szanowna Szeryf nie powiem o prawdziwym celu tej prośby. Nie sądzę, żeby chęć przypodobania się Księciu miasta wydawała się dziwna u kogoś takiego jak ja kto jest zaangażowany w naszą sektę z religijnym, wprost oddaniem- Na usta Carla wystąpił nieśmiały uśmiech.

- Nie boję się kanałów jeszcze za życia w nich pracowałem. Złożyłbym księciu Nikolausowi dar z moich najpiękniejszych i najsprytniejszych synogarlic zapytałbym się go przy tym czy wie coś o zaginionym Michael Bosque w odnalezieniu zaginionego z pewnością będę potrzebował pomocy Pani Detektyw Ryan - Skłonił głowę w kierunku Tremere.

- Przy okazji poprosiłbym też Księcia o zgodę na ukaranie Nicole Marcil za łamanie Maskarady, bo jak rozumiem pozwolono jej uprawiać jej proceder tylko dlatego, że kryje się za zasadami pokoju Brukselskiego ? Nie mówię, że trzeba ją od razu pozbawiać nieżycia, ale może warto, żeby poleżała kilka dekad z kołkiem w serce, aby nieco ochłonąć i przestać stanowić zagrożenie dla nas wszystkich ? - Powiedział to tonem sugerującym raczej posadzenie wnusi na karnym jeżyku niż przymusowe więzienie i śpiączkę.

- Nie kryję, że sprawa Thigerie interesuję mnie głównie dlatego, że z chęcią posłuchałbym wykładów tego Profesora Teologii Panienko Alessandroczy któraś z Pani pracownic potrafiłaby zrobić mi makijaż ? Podkład, szkła kontaktowe jakaś dobra peruka ? Jeżeli w sprawę faktycznie zamieszana jest Druga Inkwizycja to tapeta w połączeniu z rumieniem życia lepiej ich zmyli niż siedzenie tam skrytym za pomocą Darów Krwii. Potem mógłbym zaprosić Pana Alberta na kawę i przekazać mu, że nasza Vamilia jest zaniepokojona brakiem kontaktu z jego strony... Może nie nauczył się na błędach Piramidy i chce użyć Inkwizycji, aby pozbyć się Sióstr Carny z Paryża ? Do tego Inkwizycja może mu dawać jakieś obiekty badawcze, do których nie miałby dostępu w inny sposób ? To tylko wstępna teoria do sprawdzenia, ale naukowcy czasami zapominają o Bożym Świecie w pogoni za wiedzą - Westchnął współczująco.

- Sądzę, że Pani Alessa najlepiej się nada aby wkraść się do klubu mięśniaka i jego koleżanki, nie wiem, jakie rolę widzą dla siebie pozostali zacni członkowie oraz członkinie naszej koterii ale jeżeli mógłbym w czymkolwiek pomóc proszę mi dać znać- Skończył wypowiedź lekkim skinięciem głowy.
 
Brilchan jest offline  
Stary 13-10-2022, 01:38   #72
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
& Coolfon & MG :>

Ciężko szło skupienie na zebraniu w sobie przed ważną rozmową, gdy przez całą drogę od “Miroir Noir” aż na miejsce docelowe towarzyszyła Alessandrze pewna urocza, słodka blondynka i zajmowała uwagę. Tak samo jak zajmowały ją wspomnienia minionej nocy, wspólne oglądanie tego co niezawodna informatyczka z klubu dała radę zmontować, a im więcej de Gast rozmawiała z Monique, tym wyraźniejsze miała wrażenie, że oto spotkała bratnią duszę. Niestety obowiązki wzywały, szkoda. Wieczór dopiero się zaczynał, jednak na jego resztę Torreador miała już inne plany niż odwiedziny na dziesiątym piętrze.
Szkoda…
Niemniej wizja masażu w towarzystwie Aurory i możliwość zobaczenia jej bez czarnego uniformu nie była czymś niemiłym, skądże. Wręcz przeciwnie. Gdyby jeszcze ich szeryf nie zaznaczyła jasno swoich preferencji zabaw w grupie mogłyby się świetnie bawić we trzy.
Szkoda… prawdziwa szkoda.
- Oh kochanie… - uśmiechnęła się smutno, gładząc przeciwne do siebie ramię Malkavianki co nie było takie trudne gdy się ją obejmowało ramieniem przez plecy. Miała na sobie w miarę prostą suknię ze złotego jedwabiu na wąskich ramiączkach i dekoltem aż do pasa, przypominającą odrobinę rzymska togę, a pochodzącą z kolekcji zimowej Haute Couture Diora. Do tego szpilki od Prady i niewielką kopertówkę za którą dało się kupić całkiem niezłe sportowe auto. Nosiła też z duma prezenty od Wiecznej Królowej dopełniające całości zestawu.
- Byłabym niezwykle rada mogąc z tobą zostać do rana, niestety mam sporo do zrobienia przed wyjazdem - westchnęła ze szczerym bólem rozrywającym serce gdy spoglądała na twarz rozmówczyni którą pogłaskała wierzchem dłoni - Jeśli jednak pojutrze ty nie masz planów pojawię się w twych progach ledwo otworzysz oczy.

- Ojej, naprawdę? Jaka szkoda…
- druga z blondynek stojących w windzie, tylko w ciemnozielonym zestawie ubraniowym westchnęła bliźniaczo żałośnie na myśl, że nie zanosi się na to aby jeszcze tej nocy miały okazję pogłębić swoją znajomość.

- Ale wiesz, gdyby wam zeszło dłużej na tym zebraniu i by już było niezręcznie wracać przez miasto to dla takiej ślicznej i kochanej pani moje drzwi na pewno będą otwarte. No i nie tylko drzwi oczywiście. - Noel zręcznie wysunęła się z obejmującego go ramienia drugiej blondynki po to aby je przejąć, delikatnie ująć i pocałować jej dłoń unosząc ją do swoich ust i patrząc elektryzującym wzrokiem w oczy tej drugiej.

- Jednak jeśli by nie wyszło to… A jutro nie? No dobrze, to pojutrze też może być. Może nawet lepiej? Będę miała czas urobić Olivera aby nigdzie nie wyłaził tylko został z nami. Bo dzisiaj to nie wiem czy będzie, dopiero tam jadę. - dodała jakby nie chciała wyjść na natręta i spróbowała znaleźć coś pozytywnego w tym odłożeniu wizyty na później.

Drugiej blondynce za to przypomniały się słowa Sorena na temat niezbyt przyjaznych stosunków między książęcą faworytą, a ich primogen w której gościnę wybierała się następnej nocy. Gościny w którą sama się wprosiła aby trzymać się faktów… zaczynało się komplikować, lecz wciąż pozostawało pole manewru.
- Już się o grzechy noce proszę, już z wiosny znów jak z bólu krzyczę. Nieubłaganą mnie rozkoszą… zakuj w ramiona ratownicze - wymruczała całując delikatnie usta Malkavianki i pełnoprawnie ją objęła, przyciskając do siebie aby jeszcze chwilę cieszyć jej bliskością.
- Na dziś wieczór Aurora zaprosiła mnie na masaż - wyznała po czym dodała pogodnie - Więc będę tutaj, a skoro po raz kolejny okazujesz mi swą troskę i chcesz poświęcić swój cenny czas aby, być może, ocalić mnie przed niebezpieczeństwami przedświtu… musiałabym nie mieć oczu, ani uszu, a w piersi nosić bryłę czarnego lodu aby tego nie docenić. Oczywiście, będę zaszczycona mogąc dziś złożyć głowę na twym ramieniu i razem pogrążyć w nicości. Jesteś dla mnie zbyt litościwa, będę musiała coś wymyślić, aby wynagrodzić twą troskę oraz dobroć. Masz moje słowo iż to uczynię, jeśli tylko mi pozwolisz.

- Oo jaaa… Ale ty masz bajerę…
- blondynka w zielonej mini spod której tu i tam wystawały pręgi z szaleństw ostatniej nocy dała się objąć, pocałować i też chętnie przyjęła do Torreador mocno splatając dłonie gdzieś na jej krzyżu i nie dając jej oddalić się ani na chwilę. Za to z oczu i ciepłym uśmiechu promieniował jej zachwyt nad słowami swojej nowej kumpeli z jaką spędziła ostatnie dwie noce. I najwidoczniej miała ochotę na kolejną.

- To naprawdę zaszczyt i rozkosz chodzić na twojej smyczy albo służyć u twych stóp ślicznotko. - westchnęła głaszcząc czule Alessandrę po policzku. I zamrugała oczami jakby chciała chociaż trochę skupić się na czymś innym.

- I Aurora cię zaprosiła? Na masaż? To pewnie do Czarnej Dalii co? Nie dziwię się. Też bym cię zaprosiła. A z niej to też ślicznotka. I to z temperamentem. Tylko tak na zewnątrz jest taka chłodna i oficjalna. Musiałaś na niej zrobić dobre wrażenie, że cię zaprosiła. My się znamy dłużej i jakoś się nie doczekałam takiego zaproszenia od niej. Ale no co ja się dziwię? Kto by ci się oparł? - Monique pokiwała głową ze zrozumieniem i rozbawieniem gdy dowiedziała się jakie Torreador ma plany na czas po zebraniu.

- Jak wam zejdzie dłużej i nie będzie ci się chciało zasuwać na 10-te piętro to nie ma sprawy. We wtorek też jest noc. - machnęła ręką aby dać znać, że nie będzie stawać na drodze blondynce gdyby ta nie odwiedziła jej dzisiejszej nocy.

- Jeśli nie zdążę cię dziś odwiedzić zanim uśniesz, będę przy tobie gdy się obudzisz i skradnę przynajmniej kwadrans zanim ruszę załatwiać swoje sprawy - obiecała kołysząc ją lekko w ramionach - Powiedz ochronie aby mnie wpuścili, kładę się dość późno, albo wcześnie. Zależy jak na to patrzeć. Jeśli nie będziesz mieć nic przeciwko wyszukuję się po prostu u ciebie, zyskamy chwilę dla siebie. Choćby na to aby porozmawiać i wymienić drobne uprzejmości, parę uśmiechów, a także życzyć sobie dobrej nocy i dać całusa na do widzenia. Jeśli na wtorek twój faworyt nie da rady dotrzeć trudno, jego strata. Poradzimy sobie same, lecz jeśli się pojawi w progu chyba nie będziemy tak okrutne aby odprawić go z kwitkiem - puściła jej oko, a potem spoważniała. Winda zatrzymała się, drzwi rozsunęły się. Wyciągnęła więc rękę aby ją zablokować.
- Nie wiem jeszcze gdzie mnie wyślą ani na ile - nachyliła się aby wyszeptać kochance do ucha - Najchętniej wzięłabym cię tam ze sobą, gdyby było to możliwe… cóż. Gdziekolwiek mnie nie poślą zawsze będziesz tam wyczekiwanym i wytęsknionym gościem. Urządzę nam jakiś przyjemny loszek… jakbyś miała wolny weekend albo chciała odetchnąć od zblazowanego snobizmu Paryża, z tymi wszystkimi cudownie pięknymi i pretensjonalnymi cudami architektury oraz sztuki. Dobrze czasem odetchnąć od dzieł wielkich mistrzów… daleko od miejsca gdzie rodzina ciągle ocenia.

- Do Brukseli. I tak wam zaraz Aurora powie na tym zebraniu. Wyślą was do Brukseli. I bez terminu. Aż załatwicie sprawę. Albo nie.
- Monique podeszła do drzwi jakby nie chciała kończyć tego spotkania. Stanęła w nich aby je zablokować a na jej twarzy ekscytacja słowami kochanki była oczywista.

- I urządziłabyś jakiś prywatny loszek? Dla mnie? Oo jaa… - blondynka o modelowych kształtach i twarzy topowej aktorki znów wydawała się być pod wrażeniem takiej obietnicy wychowanki Sorena. Jakby raz za razem zdobywała kolejne punkty w jakimś jej prywatnym rankingu. Wreszcie roześmiała się wesoło, w bardzo promienny i dziewczęcy sposób. Znów wydawała się bardziej żywa i ludzka niż niejeden śmiertelnik. Złapała za ręce swojej nowej kumpeli i potrząsnęła nimi radośnie.

- Do Brukseli nie jest tak daleko. No nie mogę tak po prostu rzucić Olivera i pojechać z tobą. No ale chyba na jakiś weekend czy parę dni na shopping to mnie puści. Albo jakiś koncert? Zobaczę, coś znajdę. Zdzwonimy się. Zresztą powiem ci dziś jak przyjdziesz albo jutro… No czy we wtorek. - terkotała chętnie i wdzięcznie jakby już się nakręciła na te wycieczki i spędzanie wspólnie czasu z nową kumpelą. I wszystkie przeszkody wydawały jej się do pokonania.

- A to na jutro się z kimś już umówiłaś? Czy lepiej abym nie wiedziała? - zapytała unosząc brwi i uśmiechając się szelmowsko. - A! O! No właśnie, bo widzisz, tak mnie zbajerowałaś, że zapomniałam ci powiedzieć wczoraj a potem był dzień no a dziś to sama widzisz, najpierw u ciebie a teraz już tu… Ale wczoraj też miałam wizję. I to jakie! No ale to może jak wpadniesz to pogadamy. Tylko mi przypomnij jak sama zapomnę bo ja to różnie mam z tą pamięcią. - dalej ćwierkała wesoło i nieco chaotycznie. I przy okazji emanowała tą pozytywną energią i ekscytacją, że trudno było pozostać obojętnym. Zresztą tak właśnie o niej mówiono. Że potrafi jakoś wpływać swoim humorem i nastawieniem na otoczenie jakoś go im przekazując. Jeśli to była prawda to teraz musiała być w szampańskim nastroju.

Dobry humor miał się zaraz skończyć, chyba że uda się zrobić to delikatnie. De Gast zastanowiła się przez chwilę.
- Jeśli z nadmiaru ekscytacji nie zapomnę to ci przypomnę, kochanie - powiedziała z czarującym uśmiechem po czym sapnęła krótko - Jutro Wieczna Królowa życzy sobie widzieć mnie i mojego maulę. Ja może i będę daleko poza zasięgiem jej marmurowych dłoni, ale Soren tu zostaje i po tym wszystkim co dla mnie zrobił nie mogę teraz podłożyć mu świni albo zniszczyć reputacji. Gdybym przyniosła mu wstyd lub rozczarowanie równie dobrze mogłabym od razu iść nad brzeg Sekwany i tam czekać na świt. - westchnęła wychylając się aby oprzeć czoło o czoło drugiej blondynki. Patrzyła jej przy tym prosto w oczy.
- Bruksela… nigdy tam nie byłam. Musisz mi dać parę dni abym przygotowała się na odwiedziny. Zacznę tam… od zera, bez niczego. Daleko od domu, od ciebie, bezterminowo - w jej głos wdarła się gorycz - Powinnam się cieszyć, lecz nie wiem do końca czy to szansa, nagroda czy zesłanie.

- Oj kochanie, nie smuć się bo i mi się od razu robi smutno…
- Noel w końcu wyszła z przejścia windy i jakoś tak obie stanęły obok. Drzwi zdążył się zamknąć ale coś te korytarze były dość puste. Zdaje się były już na tej wewnętrznej dla koterii części hotelu więc ruch był niewielki. Czasem ktoś mignął gdzieś tam dalej na końcu korytarza. Faworyta księcia kiwała głową do tego co mówiła jej nowa kochanka i kumpela. Zrobiła nieme “aaa” gdy padło nazwisko primogen Torreadorów z jaką Alessandra była umówiona na jutro. Ale gdy wyszła z windy odezwała się raczej jak przyjaciółka i pocieszycielka.

- Nie bój się. Ani Oliver ani Aurora nie posłaliby nikogo na pewną śmierć. Na pewno wierzą, że to jest dla was do zrobienia. Ja to nie znam wszystkich detali ale na pewno nie zostawią was całkiem samych. Jak z tym Brudasem. Wiesz, że był przygotowany oddział szturmowy gdyby wam zaczęło kiepsko iść? No ale Aurora chciała się przekonać czy dacie radę. I chociaż spróbowałaby was uratować gdyby szło źle. No ale poradziliście sobie to nie było to konieczne. Teraz ona i Oli na pewno też mają jakiś plan rezerwowy. Więc nie jedziecie tam na zatracenie ani nic takiego. - mówiła cicho, szybko ale z przekonaniem. Pocieszająco trzymała dłoń drugiej blondynki albo bawiła się jej lokami.

- A z Angelette no właściwie to było do przewidzenia. W końcu jest waszą primogen. I lubi interesujące osoby. A ty jesteś wręcz fascynująca. Na pewno sobie poradzisz. Widzisz? Ją też musiałaś oczarować jak Aurorę. Inaczej by nie zwróciła na ciebie uwagi. A na pewno nie zapraszała do siebie jakby wierzyła, że to tylko nuda i strata czasu. Mnie też się podoba. Tylko chyba mnie nie lubi. Właściwie Aurora chyba też za mną nie przepada. Szkoda. No ale ciebie jak widzisz wszystkie trzy lubimy. A ja to cię nawet uwielbiam. - powiedziała pocieszająco chcąc wlać wiarę i otuchę w serce Alessy. Na koniec jeszcze raz uniosła jej dłoń do ust i złożyła na niej pocałunek.

Pomogło, Torreador straciła część smutnej otoczki, choć niewiele.
- Pani, takie słowa z twoich ust warte są więcej niż tysiąc słodkich szeptów wydawanych przez wszystkich pochlebców świata. Jeśli mam być szczera w tej materii myślimy bardzo podobnie i niezmiernie cieszy mnie, że afekt mój jest odwzajemniony - poprawiła jej fryzurę, przy okazji głaszcząc policzek. Tutaj, gdy zaraz zza rogu mogły się pojawić niechciane oczy świadków należało zachować choć cień pozorów.
- Ufam Aurorze, nie chodzi oto, że obawiam się rychłego końca daleko od domu, tylko… - zagryzła wargę, wykrzywiając usta w minie pełnej smutku.
- Tylko obawiam się jak to będzie wyglądać, praca w terenie. Nawet nie sama praca, a warunki. Tutaj mogę liczyć na zaufaną służbę, ochronę, szoferów i gosposie. Dzielę z siostrą kamienicę i już bywa nam ciasno… teraz będę miała… ah - pokręciła głową, opadły jej też ramiona - To jakby mnie ktoś strącił na samo dno ostatniego kręgu piekieł. Wszystkich i wszystkiego nie zabiorę. Czuję się… naga. Ale w negatywnym znaczeniu tego słowa. Na dodatek… obiecaj mi proszę, że chociaż porozmawiasz ze mną na videoczacie. Postaram się wyglądać wtedy odrobinę mniej jak bezdomny kundel.

- Aaa…
- Monique chyba zorientowała się jakie wątpliwości związane z wyjazdem żywi nowa kumpela bo uniosła i opuściła swoją blond głowę. Chwilę się zastanawiała. Po czym znów złapała za dłoń przyjaciółki w pocieszającym geście.

- A mogę być na tej wideorozmowie nago? Czy życzysz sobie mnie w jakimś konkretnym wdzianku? - zapytała niby poważnie ale oczka błyskały filuternymi iskierkami.

- I z tym mieszkaniem w Brukseli… No chyba jeszcze jest parę dni. Zobaczę. Może kogoś tam znam. Muszę pomyśleć i sprawdzić. Bo to chyba chodzi o to aby tamci nie znali was. Zobaczę. Może kogoś sobie przypomnę to byś tam nie była tak całkiem sama. No i na pewno do ciebie przyjadę. Dawno mnie ktoś tak dogłębnie nie sponiewierał jak ty wczoraj. To było cudowne! Poza tym jesteś taka sympatyczna. Jakbym mogła to bym uprosiła Oliego aby mi cię podarował w prezencie jako osobistą dominę. No ale to by nie było w porządku wobec niego i ciebie. No i musicie tam pojechać aby pomóc nam wszystkim. - westchnęła jakby miotała się wewnętrznie między tym co by chciała z egoistycznych powodów a tym co czuła, że powinna się zachować w określony sposób dla osób które lubi i szanuje. No i większego dobra całej koterii.

Torreador przyłożyła rękę do piersi nie ukrywając poruszenia i aż westchnęła przeciągle.
- Muszę zadzwonić do Jewel, nigdy jej nie ma jak jest potrzebna - cmoknęła patrząc Monique w oczy gdy dodawała - Nie mam przy sobie wstążki, a prezenty bez kokardy to nie prezenty. Szkoda że mi nie dano szansy oglądania przyszłości, wtedy bym się odpowiednio przygotowała. Mam nadzieję że mi to wybaczysz kochana - sięgnęła po jej dłoń, zostawiając ślad ust na wewnętrznej stronie.
- Gdyby mnie ktoś pytał najlepiej ci bez niczego, oprócz obroży. Najlepiej takiej jak miałaś nad ranem. Czarnej ze srebrnymi obręczami do zapinania łańcucha. Tamten widok wart był uwiecznienia przez najlepszych artystów i zachowania po wieczność. Dziękuję ci… że chociaż chce ci się spróbować mi pomóc. Już sama obietnica rozważenia to więcej niż mogłam mieć w najgłębiej skrywanej nadziei. Na razie skrywam tam jeszcze jedną rzecz. - pocałowała palce Malkavianki - Wspomnienie wczorajszej, cudownej nocy wartej każdego grzechu.

- Aa! Noo! Śliczna była ta obroża! Bardzo mi się podobała. W ogóle lubię chodzić w obrożach. To takie sexy! Zwłaszcza jak mnie prowadzą ktoś tak podniecający jak ty! -
blondynka roześmiała się wesoło i w pełni potwierdziła słowa swojej rozmówczyni, że sprawę widzi wręcz identycznie.

- Ah… Ale to chyba zostawiłam ją u ciebie… Ale to nic! Chyba jakąś znajdę u siebie. To życzysz mnie sobie na tej wideorozmowie nago i w samej obroży? Oczywiście moja piękna i wspaniała władczyni! Będzie jak sobie życzysz! - niespodziewanie się zapowietrzyła gdy przypomniała sobie, że ta seksowna obroża jaką miała na sobie całą wczorajszą noc to została w klubie Alessandry. Za to na resztę planu przystała z pełną ochotą.

- A te wspomnienia to mamy na filmiku. Będę go dzisiaj oglądać. Jak Oli nie przyjdzie to jego strata. No a ty przyjdź, przyjdź koniecznie. Powiem wszystkim aby cię wpuścili nieważne o której. A zresztą mogę ci przecież dać stały dostęp tak jak do “H&H”! - blondyna rozkręcała się coraz bardziej jakby znów żadne przeszkody nie były jej straszne do pokonania aby znów się spotkać ze swoją kochanką.

Wymieniły jeszcze kilka ciepłych słów, dyskretnych uścisków i czuły pocałunek, obiecując sobie rychłe spotkanie za parę godzin, a potem rozdzieliły się. Monique wróciła do windy, a Alessandra popłynęła wgłąb korytarza szeleszcząc trenem sukni po wypolerowanej podłodze. W jej dłoni pojawił się telefon, kilka stuknięć paznokciami w ekran i przyłożyła go do ucha, by po chwili wypowiedzieć magiczne zaklęcie:
- Jewel kochanie…
Zaczynała przyzwyczajać się do widoku tych samych twarzy w najbliższej okolicy i nie za bardzo przeszkadzało jej to, że Nosferatu ma na ubraniu parę białych piór choć wcześniej zmarszczyłaby nos odwracając wpierw głowę b tego nie zauważył.
Zaskoczył ją czymś jeszcze, mianowicie zaczął dyktować swój nowy numer, a ona zapisała go, śmiejąc się cicho.
- Oh Carl, ty wiesz jak urobić kobietę! Wreszcie zawróciłam ci w głowie na tyle abyś dał mi do siebie namiar. Doskonale! Teraz już wiem gdzie dzwonić aby móc liczyć na kosmatą pogawędkę gdy poczuję że usycham z tęsknoty - chichocząc spojrzała na Bruno i ujęła jego dłoń ściskając ją krótko dla dodania otuchy.
- Złamałam przez ciebie paznokieć, ale było warto. - dodała ciszej, mrużąc rozbawione oczy - Wybaczam ci, nie chowam urazy i polecam się na przyszłość. Szkoda by było, gdyby takie piękne oczy zamknęły się na zawsze. Jestem niezmiernie rada widząc, że twoje kontuzje są już echem przeszłości… tak z wierzchu. Na dokładniejszą diagnozę nie mamy na razie warunków, niestety. Ale noc jeszcze młoda, czyż nie? - skończyła z figlarnym uśmiechem obracając się do pozostałej dwójki.
- Ciebie też dobrze widzieć John, wyglądasz zdecydowanie mniej pochmurnie niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Z brakiem konieczności przestrzegania sztywnych konwenansów jest ci zdecydowanie do twarzy - podeszła do niego i strzepnęła jakiś paproch z jego ramienia, patrząc mu pogodnie w oczy - Naprawdę chylę czoła przed siłą perswazji która nakłoniła Carla do przejścia z gołębia pocztowego na smsy… chociaż może to była pięść? Nie wnikam jak się bawicie, chłopcy. Grunt że działa i tego się trzymajmy… witaj ślicznotko - do Tremere zwróciła się na końcu idąc do niej i cmokając w policzek na powitanie.
- Pozwól że cię porwę na moment aby się nacieszyć twoim towarzystwem gdzieś w ustronnym miejscu, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. - wzięła ją pod ramię i odciągnęła na bok.

- Masz dziś zadziwiająco dobry humor Al - Ryan uśmiechnęła się pod nosem, idąc obok Toreador kilkadziesiąt metrów aż znalazły się przy windach - To dobrze, znaczy poranek się udał.

- Ależ oczywiście, a to dopiero początek nocy! -
de Gast odpowiedziała ze śmiechem i dodała cicho - Zeszła noc również należała do wyjątkowo udanych. Naprawdę musisz kiedyś wpaść do mnie w gości… intrygujący zapach, już go gdzieś dziś czułam. - pociągnęła nosem. - Taki cytrusowy.

Detektyw spojrzała na nią uważnie.
- To żel pod prysznic z Lidla. - odpowiedziała neutralnie - Taki supermarket dla niskiej klasy średniej i szeregowych zjadaczy chleba bez ostryg. Może nie najlepiej ale przynajmniej tanio. Dużo ludzi i nieludzi tam kupuje. Do tego promocje mają w soboty i parking… rzucili teraz wyprzedaż na chemię, nie każdy używa Diora i Chanel.

Blondynka zmrużyła jedno oko i przypatrywała się przez krótki moment zielonookiej aż wreszcie uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście kochanie - przytaknęła grzecznie łykając co jej wciskała niczym prawdę objawioną, kiwając do tego głową.
- Ale muszę przyznać że jest całkiem niczego sobie. Ten żel - ściągnęła usta, jednak tematu nie ciągnęła. Zamiast tego sięgnęła do torebki z której wyjęła notes, a z niego niewielką kartkę.
- Wszystko już przygotowane na jutro, tu masz skrót. Macie zarezerwowane całe “Le Jules Verne”, od 22:30 będą was wpuszczać. Nie trzeba żadnego tajnego uścisku dłoni ani dowodu, nie ma listy gości bo ich nie znałam, ale jest hasło:L' infinité. Od 23:00 zaczyna się właściwa kolacja, tort i inne takie. Pozwoliłam też kupić młodemu prezent w twoim imieniu. Teraz dzieciaki szaleją za technologią, dostanie jakiegoś nowego smartfona z jabłkiem… moja siostra sobie go chwali. O północy podjedzie limuzyna i zabierze dzieciaki na rundkę honorową, a potem do klubu. Tam też już wszyscy wiedzą co robić, masz to w punktach - przekazała papier.

Jeśli z początku Ryan parsknęła rozbawiona, to gdy jej towarzyszka kontynuowała zrobiła się poważna. Skakała oczami po wydrukowanych podpunktach i sama pokręciła głową czując gulę w gardle.
- Dziękuję Al - wreszcie uśmiechnęła się naprawdę ucieszona, obejmując mocno blondynkę w złotej sukni i trzymała ją tak przez dłuższą chwilę - Naprawdę nie wiem…

- Tsk! - de Gast cmoknęła - Damy na poziomie nie mówią o oczywistościach. A teraz chodź, wracajmy do panów zanim zaczną sobie roić w głowach dziwne teorie spiskowe… nie mam przy sobie szpicruty aby im je z nich wybić.
Ziściły się najgorsze obawy i to całkiem szybko bo parę chwil po tym gdy Alessandra dystyngowanym kiwnięciem głową wyraziła zgodę na udział w zadaniu. Monique jej nie oszukała, wyjeżdżali do Brukseli, a mieszkać mieli w… akademiku. Jak biedni, przymierający głodem studenci z prowincji żyjący na zupkach chińskich i najpodlejszym alkoholu. Dodatkowo mieli tam też być śmiertelnicy korzystający z opcji hotelowych. Średnich patrząc na fasadę budynku większego od domu rodziny de Gast. Ale niewiele.
Przez plecy Torreadorki przeszedł dreszcz złości i obrzydzenia, bo oczyma wyobraźni już widziała jak to może wyglądać wewnątrz: schowki na szczoty w ramach pokojów, proste tanie meble z Ikei czy innego molocha dla biedaków. Żadnych prac znanych designerów, nic wygodnego ani robionego ręcznie na indywidualne zamówienie. Masówka po taniości, tandeta, brak polotu i żadnego smaku, o prywatności nie wspominając.
Niby jak Aurora wyobrażała sobie, że się tam pomieszczą? Przecież Alessa potrzebowałaby kilku takich… uh… pokoi… aby pomieścić same swoje buty. Gdzie niby miała upchnąć jeszcze ochronę, garderobianą, gosposię, szofera, podręczne służki i kilka żywych dodatków na zmianę?!

Do tego przed wejściem nie czatował nikt z obsługi aby odebrać kluczyki od auta i odprowadzić jej na parking. Żadne kryształowe lampy i chromowane powierzchnie nie zachęcały do wejścia do środka. Brama była… obrzydliwa. Czarna krata. Jak w jakimś prowincjonalnym więzieniu z filmów o dzikim zachodzie ubiegłej dekady.

Panna de Gast westchnęła głośno, boleśnie. Patrzyła na zdjęcie lokum, a zdjęcie lokum patrzyło na nią i już oboje wiedzieli, że nic z tego nie będzie. Nie było nawet cienia szansy aby tam została dłużej niż kwadrans, w porywach wyjątkowego poświęcenia do dwóch. Musiała znaleźć inne rozwiązanie, na odpowiednim poziomie. Słuchając dalej szeryf zaczęła układać w głowie plan działania. Mieli jeszcze parę dni…

Dalej na wyświetlaczu pojawiły się zdjęcia twarzy ich poprzedników, w powietrzu świszczały informacje które musieli zapamiętać. Niektóre twarze całkiem niczego sobie, inne już mniej. Nad paroma naprawdę się zastanowiła jakby wyglądały w odpowiedniej perspektywie, na przykład między jej rozłożonymi udami. Przyjemne rozmyślania sprawiły, że znów się rozluźniła i dalej siedziała już spokojna, okręcając lok jasnych włosów na palcu. Nowe miejsce dawało nowe możliwości. Dużo nowych możliwości. Tak samo jak dużo mieli informacji do zapamiętania. Na szczęście Rosjanka przygotowała im dokumenty na wynos, aby się z nimi zapoznali.

Następnie przyszła część na ich pytania, a Alessandra wspięła się na wyżyny taktu oraz dobrej woli i nie skomentowała dosadnie nory do której ich wpychano.
- Akademik jako przykrywka jak najbardziej mi odpowiada, ale pozwolicie że będę mieszkać poza nim - zaczęła dyplomatycznie opierając plecy o zagłówek fotela i założyła nogę na nogę - Jeśli mamy tam zaczynać od nowa, od podstaw wyrobić sobie markę i renomę nie mogę przecież jechać z jedną walizką… albo co gorsza bez kogoś kto mi ułoży włosy. W życiu nie potraktują poważnie biedaka o aparycji proszalnego dziada - prychnęła, odrzucając włosy do tyłu. Udało się jej też nie skrzywić. Za to spojrzała na gołębiarza.

- Carl skarbie nigdzie nie zamierzam się wkradać. Wkradają się złodzieje. Ja tam po prostu wejdę. Sami mnie zaproszą. - obdarzyła go czarującym uśmiechem - Wpadnij jutro do Miroir Noir, albo podaj adres to wyślę po ciebie szofera. Co prawda mnie nie będzie bo mam do załatwienia na mieście parę ważnych spraw, ale uprzedzę obsługę. Wpuszczą cię bocznym wejściem i moje dziewczyny się tobą zajmą. Oddam cię pod skrzydła Nicoli, ona najlepiej oceni czego będzie ci trzeba, zdejmie miary czy co tam się robi. Zobaczy jak trzeba cię pomalować abyś zadawał szyku wśród żywych, zamówi co trzeba jeśli tego nie mamy. Peruki najlepiej dobierać bezpośrednio pod daną osobę. Na szczęście nie wyjeżdżamy jutro, zdążą zrobić na zamówienie. Nowe ubrania na miarę też chcesz? Na miejscu po prostu daj mi znać, a wyślę którąś ze ślicznotek aby cię wyszykowała gdy będzie trzeba. Chyba że wolisz chłopców, też żaden problem. Gdybyś miał ochotę na asystę u księcia, o ile nie rezyduje w kanałach czy innym… intensywnie woniejącym miejscu o wątpliwym poziomie higieny, chętnie się przejdę. Chyba że wolisz bawić się z nim ptaszkami sam na sam - puściła mu oko i parsknęła - Jeśli ktoś z was również potrzebuje garderoby na większe wyjścia zapraszam. - popatrzyła po reszcie zespołu, kończąc obserwację na Aurorze.
- A co z brukselskimi primogenami, mamy o nich skrót w teczkach? - kiwnęła głową na przygotowane skrótowce na wynos - Rozumiem że nie będzie problemu jeśli dojedziemy tam osobno. Mam trochę bagażu podręcznego, mogłoby być ciasno pozostałym. Jest tam w mieście odpowiednik naszego “Czarnego Kepi”?
Przerwała na chwilę, szukając inspiracji gdzieś na suficie i bujając przy tym stopą w złotej szpilce.
- Venture i Torreadorkę biorę na siebie, ten parias Nazari jeśli ma choć w połowie tak sprawny język jak potrzeba w polityce. Teraz i tak nie ma co robić dalekosiężnych planów. Najpierw wysłuchajmy co ma do powiedzenia agentka naszej drogiej szeryf już w mieście. Przez te kilka dni do naszego przyjazdu wiele może się zmienić. Spróbujmy skupić uwagę na tym, aby przygotować się jak najlepiej na wszelkie ewentualności. Zabierzmy sprzęt, zróbmy zakupy i się urządźmy… skoro zostaniemy tam na dłużej.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline  
Stary 13-10-2022, 17:43   #73
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Musiał przyznać, że Alessandra miała dar uwodzenia.
- Tak już doszedłem do siebie.
Kiedy Autora oznajmiła im, że mają wyjechać. Nie był co tego przekonany. Tu prowadził firmę. Przeprowadzka wiązałaby się dla niego z pewnymi kłopotami. Może nie specjalnie jakimiś dużymi, ale takimi, których mógłby uniknąć gdyby został w Paryżu. Jedna szeryf mówiła dalej i zaczęła go zżerać ciekawość chciał wiedzieć co też dzieje się w tej Brukseli. Wiedział już, że pojedzie.
- Przypuszczam, że wszystkich czeka nas audiencja u księcia bądź jakiegoś jego bliskiego współpracownika.
Popatrzył na Toreadorkę.
- Może nie odbędzie się ona w kanałach. Zagubiony chłopiec jeśli nie został unicestwiony być może ukrywa się w Brukseli albo ktoś go przetrzymuje. Te zdjęcie jest jeszcze z przed przemiany?
W pierwszej chwili nie wiedział o kim mówi Carl.
- Ta punkowa. Książę z pewnością wie o jej wybrakach. Jakby my za bardzo przeszkadzały, to by ją ukarał albo odesłał do nas. Poza tym nie ferowałbym z góry wyroków. Całkiem możliwe, że ona jak i pozostali są przez kogoś kontrolowani. Temu mózgowcowi też byłoby lepiej nic nie zdradzać. Dziwne jest, że tak sobie pojechał do Wiednia i jakby nigdy nic wrócił z tego zamkniętego miasta.
To był zdecydowanie sygnał alarmowe, że coś z tym Tremere było nie tak.
- Polityk może mieć na koncie nielegalne operacje i dlatego obawia się powrotu. Mózgowiec i punkówa również mają racjonalne powody by nie wracać, ale może to po prostu dla nich dobry pretekst by zostać w Brukseli.
Przypuszczał, że tak mogło by być.
- Jeśli ktoś kontroluje grupę, to ten Maklavian może nam napsuć sporo krwi. A mamy może w grupie kogoś kto w miarę dobrze radzi sobie z dominacją lub nadwrażliwością?
Byłoby dobrze gdyby mieli.
- No, to na koniec zostanie nam do sprawdzenia komediantka od sabatu i spec od survicalu.
Trochę pracy przy tym będzie.
- Może oni wszyscy są pod wpływem więzów krwi. Zagubiona chłopca nie dało się związać przez jego krew i dlatego nie ma go razem z zresztą.
To było całkiem możliwe.
- Postaramy się unikać picia krwi spokrewnionych, ale jeśli rzeczywiście wcześniejsza grupa nie odnalazła własnego miejsca w tej Brukseli, a dzieje się z nią coś dziwnego, to nas może spotkać, to samo. Jakie będą zastosowane środki bezpieczeństwa, które mogłyby ewentualnie temu przeciwdziałać? I czy wiadomo jakie wzajemne relacje łączą tą grupę? Kto kogi lubi, a kto kogo nie lubi?
Na razie tylko kilka pytań przyszło mu do głowy. Alessandra go rozśmieszyła kiedy mówiła o przeprowadzce, ale zdołał zdusić w sobie śmiech.
 
Shartan jest offline  
Stary 13-10-2022, 19:42   #74
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
John ubrał się w pożyczone jeansy i biały t-shirt. Na to zarzucił swoją skórzaną kurtkę z koncertu. W taksówce siedział rozradowany. Miał w sobie krew Tremere. Rumieniec życia, po który sięgnął nadal działał. Skończyły mu się papierosy w paczce, ale i tak czuł jak krew w nim buzowała.

Miał w sobie krew magów. Miał wrażenie, że gdyby chciał, to mógłby cisnąć w kogoś kulą ognia. Nawet przez moment się nie zastanawiał czy Margoux to potrafi, ale on czuł się nabuzowany.

Prowadziła go pod ramię. Serdeczni przyjaciele? Coś więcej? Nikt nie zwrócił uwagi, poza Alessandrą. John był pewny, że ona jedna wychwyciła wszystko.

Gdy na miejscu spotkali Bruno, John uścisnął mu mocno rękę. Wyglądali jakby się dogadali co do ubrania, co dodatkowo rozbawiło Brujah. Był uśmiechnięty i różowy na twarzy. Zebrani dotąd nie odnotowali, żeby Black używał kiedykolwiek rumienia życia. Zawsze był blady i ponury. A dziś coś się stało. Najpewniej był to efekt koncertu poprzedniej nocy.

- Bruno, gdybyś ty nie zgarnął na siebie tego łomotu, to zgarnąłbym ja. Albo Carl. Albo któraś z dziewczyn. Jesteśmy teraz drużyną i nie zostawiamy swoich. Liczę na to, że jeżeli następnym razem ja oberwę, to ty wprasujesz w posadzkę tego, który mi to zrobi.

Po tych słowach John objął Bruno w klasycznym misiu, tak typowym dla jego mafijnych kolegów z europy wschodniej. Gdy już Brujah zwolnił uścisk to podszedł do Nosferatu.

- Carl, przyjacielu - John położył dłoń na ramieniu Nosferatu - we Francji mamy w tej chwili średnio 2,3 numeru telefonu na osobę. Jako cywilizacja wytwarzamy tak ogromny szum informacyjny, że dużo mniej ściąga uwagę ktoś stale namierzany przez usługi google, niż ktoś, bez telefonu komórkowego. Myślę, że uda mi się stworzyć bezpieczny system komunikacji. Jakby nie było, inkwizycja bazuje na pewnych algorytmach, przed którymi się nie ukryjemy. Ale gdy wie się o tym, jak spora część tych algorytmów działa, to możemy zasypać je taką ilością danych, że samo ich oczyszczanie zajmie nam tygodnie.

Brytyjczyck chwilę myślał nad tym jak opisać to obrazowo Carlowi. Potrzebował coś w stylu igły w stogu siana… ale najbliższym porównaniem był… stóg igieł. Doszedł do wniosku, że brzmi to głupio i zamilkł.

Na powitanie Alessandry ujął delikatnie jej dłoń i złożył na niej pocałunek, a później ruszył na zapowiedzianą konferencję z Aurorą.

***
Odchylił się najmocniej jak mógł na krześle i zaczął się na nim kołysać. Ręce miał złożone przed sobą. Nie dotknął sterty dokumentów leżącej przed nim.

- Po pierwsze potrzebujemy czegoś większego. Mam trochę sprzętu do przerzucenia, pokój w akademiku może tego nie ogarnąć, albo zwrócić na nas niepotrzebną uwagę. Kupię jakieś mieszkanie w okolicy. Nieruchomości to dobra lokata kapitału.

John sięgnął po telefon. Uśmiechnął się na myśl jak łatwo obsługuje mu się go gołymi rękami z rumieniem życia. Szybko zerknął na swoje konta inwestycyjne i zadeklarował sprzedaż akcji. Później nie przerywając Aurorze napisał maila do brukselskiej agencji nieruchomości.

Gdy skończył, to sięgnął po teczki osobowe.

Przeglądał je szybko, skupiając się bardziej na tym co mówi Aurora i jego towarzysze.

- Carl, Druga Inkwizycja to nie żarty. To nie jest jakiś ksiądz z krzyżem, który będzie nas kropił wodą święconą - z jakiegoś powodu u Johna jego brytyjski akcent stał się jeszcze wyraźniejszy.
- W 2012 roku w Londynie wparowali z trzech śmigłowców na ostatnie piętro Shard. Zabili lub złapali ponad 40 wampirów. Poza trzema helikopterami mieli setkę policjantów blokujących ulice. Po samym zdarzeniu w całym mieście panowała godzina policyjna przez miesiąc. Książe Londynu, Anna Bowsley Churchil straciła głowę rok później, wraz z nią Camarilla straciła Londyn i całe Wyspy Brytyjskie. Nie pomogła interwencja Justycariusza. Carl, to była czystka na naszym gatunku. Czystka pełna amunicji zapalającej i oddziałów SWAT. Nie księży z kropidłami. Z inkwizycją jeden fałszywy ruch i po nas. Co zaś do Tremere… mówi się, że Inkwizycja dawała “amnestię” tym wampirom, które godziły się na współpracę. Kontrolowane żywienie się. Ciągłe donosy. Bransoleta z lokalizatorem na stopie. Moim zdaniem los gorszy niż śmierć. Tak czy inaczej musimy się do niego zbliżyć, żeby się dowiedzieć o co biega. Ale Carl, bądź ostrożny. Bardzo ostrożny.

- Co do Księcia, to i tak musimy się u niego pojawić wszyscy. Kurtuazyjnie. To była czwarta tradycja maskarady? Gdy wchodzisz do kogoś z butami i się nie przedstawisz, to może ci łeb rozwalić bez konsekwencji? * Jakoś tak. - John spojrzał na Aurorę w nadziei, że ich nowa Maula skoryguje to co powiedział.

- W każdym razie, ja bym zaczynał tu.

John rzucił przed siebie trzy teczki.
- Blue. Wbije się do niej i pogada. Jak Brujah z Brujah. Myślę, że można spróbować zagrać w gierkę i wkręcić się. Gdyby tylko mieć kogoś z wiarygodną historią, kto nie do końca się dobre dogaduje z typem, który urwał głowę Kirze i powiesił sobie jej kask w swoim klubiku. A wróć, znam kogoś takiego. Więc mogę spróbować zbliżyć się do Blue.

Po chwili wskazał na drugą teczkę:
- Bruno, co myślisz o klubiku neonazistów? Typ z profilu jest samotnikiem siedzącym w lesie. Na moje to coś mu nie zagrało z resztą, a jednak nie chciał wrócić. Myślę, że warto poszperać tu i ówdzie, żeby się dowiedzieć o nim więcej.

Wskazał na trzecią teczkę.
- Nosferatu. Zniknął. Ja tu widzę robotę dla dobrego detektywa - John uśmiechnął się do Margoux, a coś błysnęło w jego oku. - Z jakiegoś powodu zniknął. Ukrył się, czy go wyeliminowno? Komu nadepnął na odcisk? Posiadał wiedzę, z którą nie mógł wrócić do Paryża? A może spacerował w nocy na niewidzialności i go potrącił autobus? Przeleżał do rana i spłonął w słońcu?

- Carl planuje chodzić na nocne wykłady inkwizycji - John uniósł kciuk w strone Nosferatu - zostaje Alexa. Myslę, że ty możesz po prostu być. Odwiedź kilka klubów, baw się dobrze. Rozmawiaj z ludźmi. Potańcz, czy coś. Ty wiesz najlepiej. Ventrue i Toreador mogą być zainteresowani kontaktami z Paryża. Świeżymi i nie zepsutymi kontaktami z Paryża. Kontaktami, które sypną kasę na dobrą zabawę. No i takie podejście da nam też zasłonę dymną.






* Tradycja Piąta: Gościnność
Szanuj domenę cudzą. Kiedy w obce miasto przybędzie, przedstawisz się temu, kto nim włada.
Bez zgody jego nikim tam jesteś.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-10-2022, 19:51   #75
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Nosferatu pokiwał głowa na słowa Torreadorki a na jego twarzy pojawił się uśmiech, który rozświetlił nawet rudawe oczy starca. Zwykle nie lubił pieprznego humoru, ale Panna De Gast miała w sobie coś takiego, że nawet gdy kazała ci spierdalać, już cieszyłeś się na nadchodzącą podróż!

- Dobrze tak zrobimy, mój Szofer może mnie podwieźć i wysadzić ulice od klubu jeżeli Picasso nie pasowałby do śmietanki towarzyskiej, założę garnitur z imprezy, zwykle wolę chodzić w moim pathworku, bo wygląd stukniętego bezdomnego sprawia, że śmiertelni nie przyglądają się za mocno, ale nie odmówię nowego stroju, bo domyślam się, że może zajść sytuacja, w której będzie trzeba zrobić wrażenie na osiłku i tamtejszej Róży - Carl wydawał się być bardzo ugodowy tej nocy.

- Co do wizyty u Księcia to spróbuję pociągnąć za język Panią Cecylię i Primogena klanu w Paryżu ja osobiście nie mam nic przeciwko waszemu towarzystu ale niektórzy Nosferatu mają brzydkie zwyczaje upokarzania Torreadorów z zazdrości przynajmniej tak słyszałem... Spróbuje wybadać sytuacje jak się to ma z Księciem Brukseli i przekaże wam czego się dowiem- Zapowiedział.

Na słowa Johna też zareagował pozytywnie. Zdawał się rozumieć, o co chodzi ze zbyt dużą ilością danych - Uwierz mi John, ja w żadnym wypadku nie traktuje Drugiej Inkwizycji lekko, też słyszałem o tym, co zrobili w Londynie i z Tremere, ale sama nasza Pani Szeryf twierdzi, że Profesor jest raczej pionkiem. Dlatego chce użyć metod konwencjonalnych jak makijaż oraz rumienia życia, zamiast ukrywać się za niewidzialnością - Wyjaśnił swój punkt widzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 13-10-2022 o 20:07.
Brilchan jest offline  
Stary 13-10-2022, 20:54   #76
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Kiedy Black powiedział o wprasowaniu w posadzkę, oczom Bruno ukazała się zgniatana puszka.
- Postaram się.
Liczył, że przy kolejnej walce poradzi sobie lepiej niż oststnio.
- Ciężko mi uwierzyć, że Inkwizycja nie wykończyła tych wampirów. Choć niektórych mogą wciąż trzymać dla informacji. Jednak w większość jest już z pewnością mało użyteczna wiele się zmieniło pezez ostatnie lata.
Słowa Blacka o survivalowcu mogły okazać się prawdziwe.
- Z pewnością by się przydałło. Jak już będziemy w Brukseli trzeba będzie przygotować strategię naszego działania.
- A jeśli by się okazało, że wszyscy zostali w Brukseli z własnej woli i niektórzy z nich dołączyli do anarchistów, a niektórzy do sabatu, to co mamy z nimi zrobić?
Przypuszczał, że wyeliminować, ale wołał się upewnić.
 
Shartan jest offline  
Stary 14-10-2022, 20:40   #77
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 10 - 2025.06.02; pn; wieczór, 21:30 - 23:30

Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Necker, okolice wieży Eiffla, hotel “Olimp”
Czas: 2025.06.02; pn; noc, g 01:45; ok 3,30 h do świtu
Warunki: meeting room; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, umi.wiatr



Wszyscy



Czarnowłosa szeryf odczekała aż w jej kierunku polecą pytania od jej nowego zespołu. Tak samo pozwoliła na krótką wymianę zdań między sobą nim zabrała głos i zaczęła odpowiadać i wyjaśniać. Przesunęła się wzrokiem kontrolnie po twarzy Bruno. Ale, że Gangrel zachowywał milczenie i powściągliwość to przeszła spojrzeniem i z odpowiedziami na pytania siedzącej obok byłej policjantki.


- Nie ma limitu czasu. To nie jest praca na akord. Wysyłamy was na misję rozpoznawczą. Macie rozpoznać sytuację. Co się tam dzieje pod tą wierzchnią warstwą. To nie jest misja na czas. I być może nie dzieje się tam nic bardziej zdrożnego niż to co u nas. Ciemne interesy z półświatkiem, wygłupy młodzieży albo zbieg okoliczności który stawia ich w niekorzystnym świetle. No a być może jest coś poważniejszego, coś głębszego od tej podpowierzchniowej warstwy. Nawet nie wiemy czy traktować ich jako całość czy to jakieś indywidualne wyskoki i reszta nie ma więcej na sumieniu niż wy czy ktokolwiek inny z tutejszych młodych. - czarna głowa skinęła siedzącej przy stole brunetce zaczynając odpowiadać na jej pytania. Podkreśliła, że czas nie gra tu kluczowej roli. Priorytetem jest rozpoznanie lokalnej sytuacji. Pod przykrywką bycia kolejnymi paryskimi świeżakami przysłanymi na studia. Bo w obecnej sytuacji z perspektywy Paryża to sytuacja była tak mętna i niejednoznaczna, że trudno było wyrobić sobie zdanie o co w tym wszystkim chodzi. A bez tego jeszcze trudniej było powziąć decyzję co z tym fantem uczynić. A może nie było żadnego fantu i to wszystko tylko jakiś zbieg okoliczności? W końcu nie było żadnych twardych dowodów, że ktoś z poprzedniej grupy paryskich studentów dopuścił się czegoś poważnego za co groziłyby poważne konsekwencje. Same poszlaki i niejasności.

- A meldunki myślę, że jak raz w tygodniu bym nic od was nie dostała to bym się zaczęła martwić. Może być mail. Może być pendrive przysłany przez gołębia Carla gdyby coś było większego do wysłania. W kopertach macie adresy i klucze do martwych skrzynek. Lockery na dworcu, lotnisku i skrytka bankowa, wszystkie czynne całą dobę. Każdy inne. Więc na wszelki wypadek nie chwalcie się jakie macie numery i nie pytajcie o nie pozostałych. Gdyby trzeba było coś przechować lub przekazać do Paryża. Dobrze by było dać znać, że coś tam jest do odebrania. Mój człowiek sprawdza te skrzynki raz na dobę. Z używaniem telefonów ostrożnie. Nie dość, że maskarada to jeszcze za wiele się raczej nie przekaże. Chyba, że sprawa stanie się gardłowa. Ale normalnie kontaktujcie się z Maską. Ona będzie pod ręką i ma lepsza orientację w sytuacji niż ja tutaj. - szeryf wskazała na teczki z aktami sprawy jaką mieli się zająć. Wśród nich były też koperty i dało się wymacać, że są w nich trzy klucze z niewielkimi breloczkami.

- Zaś co do działania na własną rękę to na miejscu odpowiadacie przez Faber. Ona jest waszą koordynatorką i szefową. Ponieważ i tak są spore szanse, że będziecie działać w rozproszeniu a nie jako zwarta grupa to będziecie musieli wiele decyzji podejmować samodzielnie i na bieżąco. Ale jakąś strategię działania to na miejscu ustalcie z Anitte. Dobrze abyście znaleźli jakiś pretekst aby się z nią swobodnie widywać. Ale to już ustalcie sobie z nią jak się będziecie widzieć. Ona ma moją autoryzacje na podejmowanie lokalnych decyzji w sprawie tego śledztwa. - widocznie Demers zakładała, że i tak raczej rozproszą się po tej Brukseli. Bo i niewygodne i sztucznie by było jakby tak różnorodna grupa wszędzie łaziła razem. Co niejako wymuszało, że każdy z nich będzie musiał działać samodzielnie. Aurora jednak zdawała się mieć zaufanie do swojej agentki na tyle aby jej powierzyć koordynację i kierowniczą rolę tego nowego zespołu.

- A wasi maulowie, primogeni i cała reszta koterii będzie wiedzieć, że jedziecie do Brukseli jako kolejna grupa studentów. Już urobiłam grunt pod tą wersję więc się jej trzymajcie. Raczej nikt nie powinien podejrzewać, że kryje się pod tym coś jeszcze. Gdyby tak było to dajcie mi znać. Zresztą jest tylko parę dni do wyjazdu, w czwartek lub piątek wyjedziecie z miasta. - odparła detektyw na pytanie o oficjalną wersję dla ich otoczenia.

- To samo wiedzą już w Brukseli. Że zapewne w tym tygodniu przyjedzie piątka studentów od nas. Więc tutaj też nie wydziwiajcie jak już będziecie na miejscu. - uprzedziła, że w Brukseli też już ich przyjazd jest potwierdzony więc raczej powinno się obyć bez zaskoczenia ze strony tubylców jak im się na dniach zjawi nowa grupka ze stolicy Francji.

- A jeśli Maska nie będzie się nadawać do służby to macie mi o tym znać jak najszybciej. I wtedy zastanowimy się co tu zrobić. Ma legendę na Anarchistkę z Berlina więc raczej nie powinno to wskazywać na Paryż. Sporo zależy od okoliczności jej wyłączenia z akcji. Ogólnie to nawet gdyby jej zabrakło to dalej macie drążyć to śledztwo. Alternatywne kanały łączności ze mną macie. Zapewne spróbujemy wysłać kogoś nowego. Chyba, że sytuacja się spaprze dokumentnie i będziecie zagrożeni. Wtedy przerwiemy misję i będziecie musieli się ewakuować. Jak mówię, będziecie głównie skazani na samych siebie. Na swoją zaradność i pomysłowość. W pełni zaufać możecie tylko członkom własnego zespołu i Masce. Co do pozostałych będziecie musiele sprawdzić to na miejscu. O ile w tym wszystkim jest jakiś spisek to nie wiadomo kto w nim jest i jak głęboko sięga. Dlatego zasada ograniczonego zaufania jest zalecana. Tylko bez ostentacji. Nikt nie zaufa komuś kto tylko wyciąga informacje a sam nic nie mówi o sobie i nie daje nic z siebie. - Aurora zastanowiła się chwilę nim omówiła wariant działania bez maski. Ale znów podała tylko kierunek do jakiego powinni zmierzać jej nowi agenci w takim wypadku. Bo było tak wiele zmiennych takiego wydarzenia, że nie było co się bawić w wielowariantowe symulacje. Ale raczej dalej powinni kontynuować śledztwo zwłaszcza, że były spore szansę, że anarchistka z Berlina nie zostanie powiązana z nowymi świeżakami z paryskiej Camarilli.

- A co do ciebie Carl. Tak, wizyta kurtuazyjna nowej grupki studentów od jednego księcia na studiach u drugiego może być w dobrym tonie. Myślę, że będę mogła wam to załatwić. I nie sądze aby to było gdzieś w kanałach. Może i książe Vermuelen to Nosferatu ale jednak książę. - szeryf uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że brukselski książe miałby urzędować w miejskich kanałach. Ale zapisała coś w swoim notesie z tej okazji. W końcu jako maula całej grupy i szeryf miała na pewno wyżsżą pozycję w hierachii paryskiej koterii niż Cecilia która sama z siebie reprezentowała wolę jednego z paryskich primogenów.

- A co do naszej panny łobuz z Brujah to kogo chcesz karać Carl? Za co? Za jakie złamanie maskarady? A na czym to polegało? Byłeś przy tym? Jesteś świadkiem? Masz świadków? Gdzie to było? Kiedy? A może nagrania masz? Byłeś na jej koncercie? Tak, z tutejszych klubów, tych na jakie przychodzą koneserzy takiej muzy. W sporej części nasi spokrewnieni. Kogoś oprócz niej zapamiętałeś? Tak aby cię mógł rozpoznać? W ogóle słuchasz takiej ciężkiej muzy? Bo nie wyglądasz. Znasz ich kawałki? Możesz zanucić albo zaśpiewać jakiś? Przecież dopiero co przyjechałeś do miasta. To skąd o tym wiesz? Skąd masz takie informacje? Kto ci o tym powiedział? No od nikogo stąd bo jesteś tu pierwszy raz. No? Pytałam o coś? Skąd to wiesz? Przecież dopiero co tu przyjechałeś. Za czym tu węszysz? Po co tu naprawdę przyjechałeś? Reszta też? A nieważne. I tak sprawdzimy. A ty to sobie poczekaj. - przy następnej wypowiedzi już się nie uśmiechała. Nie podniosła głosu i zachowała swój chłodny i opanowany ton jaki miała przez większą część spotkania. Ale obrała za celownik Carla i zadała mu serię krótkich i prosto brzmiących pytań. Jak jakiś śledczy. Nie były trudne. Jak się znało na nie odpowiedzi. Ale gdy nie a prawdy nie można było powiedzieć to się robił z nich gąszcz pytań w jakim bez przygotowania trudno było się poruszać.

- Takie pytania mogą wam zadać śledczy. Lub ktoś kto ma głowę na karku i zacznie coś podejrzewać. A może jeśli coś wyjdzie poza waszą studencką legendę. Zwykli studenci nie mają ze mną odpraw przed wyjazdem. Nie dostają aktówek z danymi swoich poprzedników. I nie są poinformowani o ich potencjalnych przewinach i podejrzeniach pod ich adresem. Lepiej o tym nie zapominajcie. Jeśli nie chcecie odpowiadać na takie pytania. - powiodła wzrokiem po zebranych przy stole twarzach. Minę i ton miała poważną. Pewnie chciała dać znać, że gdyby na nią trafił taki “student” z wiedzą niedopasowaną pod to co na wierzchu się wydaje to wzięłaby kogoś takiego pod lupę. I temu miał służyć ten przykład z Carlem.

- Jedziecie tam na szkolenie. Jesteście pierwszą grupą za nowego księcia. Wszyscy poprzedni wyjechali tam jeszcze za Villiona. Więc nie byłam wprowadzona w ich sprawy. Ale tam, wszystko będzie dla was nowe. Pierwszy raz będziecie widzieć swoich poprzedników na oczy. I tak naprawdę też będziecie ich poznawać pierwszy raz. Żadnych ich kartotek nie widzieliście. Nie macie do nich żadnych podejrzeń. Nie mieliście na pogadance z szeryf nic innego niż przykazanie aby nie przynieść ujmy swojej koterii, maulom, primogenom, księciu i tak dalej. Nic nie wiecie o żadnych ich wycieczkach do Wiednia czy gdzie indziej, o jakichś spotkaniach, interesach ani niczym takim. Najlepiej jakby sami wam o tym powiedzieli. - szeryf zwana czasem też szefową szpiegów popatrzyła jeszcze raz na każdego z nich aby się przekonać czy poważnie traktują jej słowa. I podkreślić różnicę między oficjalnym powodem ich wyjazdu do stolicy Belgii a nieoficjalnym śledztwem które tam powinni zacząć pod kierunkiem Maski.

- Jedziecie tam właśnie wy. Jako świeżaki. Jako nowi studenci. Bo jeśli tam coś się dzieje, także z waszymi poprzednikami. To całkiem możliwe, że was też spróbują wciągnąć w tą sieć powiązań i spisku. O ile będziecie się zachowywać jak studenci co są tam pierwszy raz i wreszcie mogą spróbować dorosłego wampirzego życia bez mauli, starszych wampirów, primogentów i tak dalej. No ale jak zaczniecie od “Chcę ci zadać parę pytań.” “Są na ciebie skargi.” czy “Dlaczego nie chcesz wracać do Paryża?” to wszystko bierze w łeb. Ja tu mam śledczych, egzekutorów, detektywów i cały aparat bezpieczeństwa. Jakbym chciała zacząć od zadawania pytań to bym wysłała kogoś z nich. A nie świeżaków w tej robocie. Ale nie chcę. Bo jak wyślę to zrobi się wszystko oficjalne. I będzie wtopa jak się okaże, że to jakieś wygłupy naszych studentów albo zbieg okoliczności. To raz. A dwa. Jak jednak to nie są tylko wygłupy tylko jakiś spisek to od razu będzie dla nich alarm, że coś wiemy i zaczęliśmy oficjalnie koło nich węszyć. Natomiast jak wyślemy was jako studentów jest szansa, że jeśli tam działa jakiś spisek i ktoś lub wszyscy nasi poprzedni studenci należą do tego spisku to sami spróbują was zwerbować do tej grupy. Jeśli tak się stanie to dajcie się zwerbować. Niech was wtajemniczą co tam się dzieje. I wtedy może coś się wyjaśni. Chociaż zwykle takich potencjalnych kandydatów do werbunku poddaje się próbom i bierze się pod lupę. Być może nawet pofatygują się sprawdzić to u nas. Dlatego nie możecie być jakimiś randomami z nawet najlepszymi legendami. To musi być ktoś autentyczny kto faktycznie jest od nas i to nie od wczoraj ale od lat. I dlatego pasujecie do tej misji w sam raz. - Aurora wyłuszczyła dlaczego postawiła właśnie na nich. I dlaczego zależy im na takiej a nie innej legendzie swojego zespołu. I dlaczego takie zachowanie jakie zaproponował Carl uważa za demaskujące tą legendę lub przynajmniej dla niej niebezpieczne.

- I powtórzę po raz kolejny. Brak chęci powrotu do Paryża nie jest przestępstwem. Wśród śmiertelników wielu studentów zostaje pracować w mieście w którym studiowało prawda? Więc tu może być podobnie. Zwłaszcza jak od dekady albo dłużej wsiąkali w to nowe miasto. A tutaj to jak większość świeżaków jeszcze byli mocno uzależnieni od swoich opiekunów. A oficjalnie nic nie wiecie o ich planach na przyszłość. Z tego co wiem raczej nie spotkaliście się z nimi tutaj. Więc to będzie wasze pierwsze spotkanie. Chociaż możecie mieć wspólnych znajomych albo miejsca stąd. - pokręciła też głową na znak, że uwaga Carla o zaniepokojeniu ze strony paryskiej domeny jest nie na miejscu. Zwłaszcza, że świeżaki raczej by na ten temat nic nie wiedziały o swoich poprzednikach co wyjechali z miasta zanim ich spokrewniono. A większość świeżaków działała mniej lub bardziej pod kuratelą swoich opiekunów. Właśnie gdzieś po dekadzie czy dwóch zwykle taki młody spokrewniony robił się na tyle obyty w sprawach wampirzego przetrwania aby zacząć działać na własny rachunek. Oni właśnie byli w tym miejscu swojego nieumarłego życiorysu. A ich poprzednicy przechodzili ten moment z dekadę lub trochę więcej lat temu gdy wysłano ich do Brukseli. Ale skoro tam przetrwali, bez swoich mauli, to musieli wykazać się chociaż minimalną zaradnością i samodzielnością.

- A jeśli chodzi o naszego Alberta z Tremere to śmiałe podejrzenia. Na razie wiemy, że chodzi na wykłady kogoś kto być może jest jakoś powiązany z Inkwizycją. I był w Wiedniu w niewiadomym celu. Przypuszczam, że gdyby Inkwizycja miała go na widelcu nie musiałby jeździć to jedynego miasta w Europie do jakiego jego klan ma zakaz wstępu swoich starszych. Mogliby się z nim rozmówić na miejscu i w mniej widowiskowy sposób. Przynajmniej ja bym to tak zrobiła. Samo w sobie wyjazd do Wiednia to wykroczenie przeciw wewnętrznym ustaleniom Tremere. Jakby na przykład Margaux chciała tam pojechać to nasz książe ani koteria tego nie zabrania. Nie słyszałam też aby Vermuelen tego zabraniał ale możecie to sprawdzić na miejscu. Oczywiście dobrze jest ustalić takie rzeczy ze swoim maulą albo primogenem. Ale ostatecznie można też zaryzykować i pojechać samopas. Albert jest na tyle dorosły, że mauli już nie potrzebuje a i tak został on tutaj. Zaś nie doszły mnie słuchy aby primogen brukselskich Tremere wnosił jakieś roszczenia czy konsekwencje z powodu tej wycieczki do Wiednia. Więc domyślam się, że albo jest to obojętne albo nasz Tremere uzyskał zgodę na taką eskapadę. - bladolica wolała z miejsca ściągnąć cugle tym wszystkim pochopnych podejrzeniom zwracając uwagę na parę spraw proceduralnych. W jej oczach sama wycieczka do stolicy Austrii nie była jeszcze dowodem na jakąś zbrodniczą działalność Alberta. A i potencjalny udział Inkwizycji w postaci owego teologa wzbudzał jej uwagę ale ostatecznie wymagał weryfikacji i nie był jednoznaczny z dowodem winy.

- A co do ciebie Alessandro to jakoś mnie to nie dziwi ta niechęć do mieszkania w akademiku. Jednak nalegam abyś chociaż z czystej życzliwości i kurtuazji pomieszkała tam chociaż parę dni. Tak aby zaznaczyć tam swoją obecność. Potem możesz się wyprowadzić choćby do hotelu. Reszty też to dotyczy. Ten Dom Studencki to coś na start i punkt zaczepienia. Łatwy też do kontaktów z tubylcami i tradycyjny punkt startu dla wszystkich studentów. Ale nie musicie tam mieszkać na stałe. Zakładam, że sobie już z tym poradzicie na miejscu. Też radzę zasięgnąć języka u Anette w tej sprawie. Będziecie tam jednak oficjalnie więc jakieś oficjalne adresy kontaktowe będziecie musieli podać. Inaczej powstanie wrażenie, że macie coś do ukrycia. - szeryf znów nieco się uśmiechnęła jak tym razem to blondynce udało jej się ją nieco rozbawić. Ale zaraz potem sprecyzowała jak to sobie wyobraża mieszkanie w tym Domu Studenckim i ogólnie w nowym mieście.

- A brukselskich primogenów macie krótkie notki w teczkach. Podobnie jak resztę wierchuszki. Zaś co do odpowiednika naszego “Kepi” polecam “Katangę”. Lokal założony przez powracających w latach 60-tych z Afryki białych, europejskich najemników. Z tego co wiem to Anette tam była parę razy w ostatnich latach to możesz ją podpytać jak się spotkacie. Ale w Google też możesz znaleźć namiar na ten pub. - szeryf krótko wskazała na teczki gdzie widocznie jakieś dane o lokalnych szczytach władzy też powinny być. A i odpowiednik lokalu dla obecnych i byłych legionistów jaki tutaj było “Czarne kepi” też widocznie znała. A Maska to nawet tam miała bywać co jakiś czas.

- I właśnie tak jak Bruno mówi. I proszę nie ferujcie z góry wyroków. To, że względem kogoś uzbierało się trochę niejasności nie oznacza, że jest winny. Przynajmniej czegoś więcej niż polowania na ludzi czy jakichś podejrzanych interesów. Wszyscy mamy na sumieniu coś podobnego. Nie wysyłam was abyście znaleźli winnych. Wysyłam was abyście dowiedzieli się co tam się dzieje. To nie jest karna misja, krucjata zemsty ani karząca ręka sprawiedliwości. To misja rozpoznawcza. Macie się dowiedzieć co tam się dzieje. I mi o tym zameldować. - gdy Bruno się wreszcie odezwał Aurora wskazała na niego palcem na znak, że zgadza się z tym co mówił o wyrokach. Tylko rozszerzyła swoja wypowiedź aby podkreślić, że na tą chwilę wszyscy z poprzedniej grupy studentów są podejrzani, że mają coś na sumieniu ale jaki spokrewniony nie miał? Dlatego podkreśliła jeszcze raz, że wysyła ich jako swoich detektywów i agentów a nie egzekutorów i mścicieli.

- Ale z tym “zagubionym chłopcem” to chyba zbyt dosadne określenie Bruno. On był gdzieś w twoim wieku w momencie spokrewnienia. A po do chwili zaginięcia to nawet parę lat starszy od ciebie. - szefowa paryskich szpiegów znów uśmiechnęła się oszczędnym uśmiechem samym kącikiem ust gdy nieco rozbawił ją dobór słów Gangrela.

- Jednak co do “znalezienia własnego miejsca w Brukseli” to jednak bym polemizowała. Na moje oko to każde z nich znalazło sobie swoją niszę i zajęcie w którym się dobrze czuje. - pokręciła głową na znak, że dla odmiany ten punkt o jakim wspmniał Grizlly widzi kompletnie inaczej.

- A co do nich z paryskiego rozdziału nieżycia to podobnie jak z wami. Czyli działali raczej w niezależnie od siebie. Każdy był z innego klanu i mogli się znać ale raczej z widzenia. Tak samo jak wy zanim was tu nie wezwałam pierwszy raz. Z tym, że oni nie zostali wysłani jako grupa tylko wysyłano ich rotacyjnie po jednym, po dwóch w ciągu kilku lat. Zapewne więc na dobre poznali się dopiero tam na miejscu. - odpowiedziała na pytanie o wewnętrzne znajomości między ich poprzednikami. Brzmiało całkiem naturalnie. W końcu nawet ich grupka chociaż znała się mniej więcej z widzenia bo paryska koteria aż tak wielka nie była aby w ciągu dekady dało się mijać non stop. Zwłaszcza jak wiele świeżaków miało wydzielone wspólną domenę do polowania. Tak zwykle większość z nich zaczynała póki się nie usamodzielniła na tyle aby uzyskać w ten czy inny sposób własny kawałek terenu. Poza tym jednak póki ich tu za pośrednictwem ich mauli Aurora nie zebrała to raczej się nie widywali i nie spędzali wspólnie wolnego czasu. Zresztą teraz też nie. I widocznie z ich poprzednikami było podobnie.

- A o więzach krwi między nimi czy kimś jeszcze to nic mi na ten temat nie wiadomo. Anette też nic o tym nie meldowała. I zalecam powstrzymanie się od tego. Wiele domen i koterii krzywo patrzy na to mocno nieprzychylnie. Na trzodę się poluje a nie na nasz gatunek. Chyba, że z kimś się dogadacie, że zgodzi się dobrowolnie. Ale to już wasza indywidualna sprawa. - rozłożyła dłonie na znak, że uważa, że najskuteczniejsza antykoncepcją w tej sprawie jest powstrzymać się od picia krwi spokrewnionych.

- Tak, John, możecie kupić czy w inny sposób załatwić sobie jakiś kąt. Tylko to raczej i tak będzie musiało wyglądać na ukrywanie się na widoku. Dziwnie będzie wyglądało jakby ktoś kto dopiero przyjechał do miasta znikał gdzieś na całe noce i nie dało się tego kogoś namierzyć. Przynajmniej dla mnie. Zaczęłabym się zastanawiac dlaczego chce mi zejść z widoku. Pewnie dlatego, że ma coś do ukrycia. Czyli dobry powód aby wziąć tego kogoś pod lupę. Miejcie to na uwadzę, że ja nie jestem jedynym detektywem na tym świecie. Tam w Brukseli też mają kogoś takiego. A już na pewno jeśli tam pod powierzchnią jest jakiś spisek. - zwróciła uwagę Anglikowi na ten detal aby ani on ani pozostali nie przesadzili z tym znikaniem w tajnych kryjówkach bo może to przynieść odwrotny efekt od zamierzonego. Reszty uwag i pomysłów informatyka nie skomentowała. Poza tym dotyczącym Marlona.

- Gangrel mieszkający poza miastem to coś podjerzanego? No nie wiem. Powiedziałabym, że to raczej norma w klanie Dzikusów. U nas też większość z nich mieszka poza miastem albo chociaż blisko dużych parków. To raczej tacy jak Aisha i Bruną tą tu wyjątkiem. Wcześniej, przed ich migracją, było to jeszcze bardziej widoczne. - nie zgodziła się co do punktu, że poza miejski adres zamieszkania młodego Gangrela to coś wyjątkowego czy podejrzanego.

- A gdyby się okazało, że dołączyli do Anarchistów, Sabatu czy Inkwizycji? No to macie o tym czym prędzej zameldować Masce i mnie. I najlepiej zdobyć dowody takie abym mogła je przedstawić tamtejszym władzom. I zapewne pójdą nam na rękę i nie będą chcieli robić afery. Połączymy wtedy siły. Ale nie działajcie samowolnie. To nie jest nasze podwórko. Cała jurysdykcja podpada pod tamtejszego księcia i jego służby. My jesteśmy tam tylko gośćmi. Macie rozpoznać sytuację a nie bawić się w mścicieli i egzekutorów. - podkreśliła ostatnie zdanie co do ich głównego zadania. Nie po raz pierwszy zresztą podczas tego zadania. Spotkanie jeszcze trwało ale zaczynało ciążyć ku końcowi. Szeryf dała znać, że gdyby była potrzebna w sprawie tej misji to mogą ją tu odwiedzać w gabinecie. Dzwonić też no ale raczej to nie była sprawa do omówienia na telefon. Ale skontaktować i umówić się można było.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Clamart, okolice Mairie de Clamart, mieszkanie Bruno
Czas: 2025.06.02; pn; wieczór, g 23:30; ok 6,50 h do świtu
Warunki: wnętrze mieszkania; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, descz, umi.wiatr



Bruno



Młody Gangrel obudził się z dziennego letargu trochę przed 22-gą. Na zewnątrz już panowały nocne ciemności rozświetlane zamazanymi przez deszcz światłami wielkiego miasta. I deszcz nadal kropił o szyby. Padało.

Czuł lekkie drapanie w gardle. Co prawda wczoraj po zebraniu jakie skończyło się w środku nocy to nie była zbyt dobra pora na polowanie na śpiących. Przynajmniej tych względnie łatwo dostępnych. Jechał przez prawie bezludne ulice. Godzina duchów. Większość imprez już się pokończyła lub właśnie kończyła. Ale i wtedy to ludzie albo wsiadali do samochodów, taksówek, uberów, autobusów. To nie był zbyt dobry teren do przyssania się do kogoś. No ale po jakichś dwóch kwadransach znalazł jakiegoś imprezowicza kiwającego się smętnie nad prawie pustym, plastikowym kubkiem bez piwa. Nie zwrócił uwagi nawet jak Bruno podszedł do niego. Coś zamamrotał niezrozumiale nie wiadomo czy do niego, do siebie czy swoich pijackich imaginacji. A parę chwil było po wszystkim. Tyle, że jak Gangrel z nim skończył to tamten przybijał gwoździa na tym osamotnionym stoliku.

Ale to było wczoraj już bliżej rana niż północy. Zeszło spory kawął nocy na tym zebraniu u Aurory w “Olimpie”. Wczoraj w nocy przynajmniej nie padało jak dzisiaj. Jak padało to ludzie mniej chętniej wychodzili na zewnątrz. A jak się obudził czuł drapanie w gardle. Już nie delikatne mrowienie czy swędzenie symbolicznie dające znać o drzemiącej tam bestii. Tylko zapowiedź Głodu jaki będzie się nasilał coraz bardziej.



https://www.tutorialchip.com/wp-cont...t-in-Paris.jpg


A poza tym wreszcie wczoraj okazało się po co Aurora zebrała ten ich nowy zespół. Czemu go tak promowała. No i to, że lada dzień mieli wyjechać z miasta na misję zagraniczną. Do Brukseli. No i to wszystko co wczoraj było mówione na zebraniu. Nawet okazało się, że nie tylko on ale każdy z zespołu ma jakąś nitkę powiązań z Brukselą. Co też było jednym z powodów dlaczego Aurora uderzyła właśnie do ich mauli a nie jakichś innych świeżaków.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; dzielnica Necker, wieża Eiffla, restauracja “Julius Verne”
Czas: 2025.06.02; pn; wieczór, g 23:30; ok 6,50 h do świtu
Warunki: wnętrze restauracji, gwar rozmów, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr



John i Margaux



Margaux obudziła się prawie w całkowitych ciemnościach. Świeżo wybudzone z dziennego letargu zmysły reagowały ospale. Ale miejsce wydawało się obce. I było nienatrualnie ciemno. Gdzieś pod sufitem dostrzegła małą, migającą diodkę która nic właściwie nie rozświetlała ale dawała znać, że tam jest i działa. Pewnie czujnik dymu. Prawie w każdym mieszkaniu teraz było coś takiego. Dopiero jak pomacała do szafki, też obcej, trafiła na włącznik światła. I okazała się, że jest w sypialni. Ale nie swojej. Tylko Johna. Jak ją zobaczyła przypomniało jej się gdzie wylądowali oboje po powrocie z “Olimpu”. I czemu jest tak kompletnie ciemno. W oknach tej małej kawalerki były żaluzje i były zasłoniętę. Monotonne, delikatne stukanie obwieszczał, że na zewnątrz pada. John też leżał obok. Martwy jak trup. No tak. Dla niego widać było jeszcze za wcześnie. Bo jak spojrzała na zegarek to było jeszcze przed 22-gą. A o 23-ciej miała się zacząć impreza urodzinowa jej syna. W wieży Eiffla w “Verne”. Trzeba było tam dojechać. No ale jak chciała zabrać tam Johna to się robiło wąsko z czasem. Przynajmniej mogła siebie ogarnąć zanim on wstanie.

Gospodarz w końcu też wstał. Już zostało z pół godziny do 23-ciej. Jasne było, że na początek imprezy nie zdążą. Ale jak nie zamierzali tam siedzieć do wyjazdu do klubu “Miroir Noir” tylko pokazać się, złożyć życzenia i nie peszyć młodego towarzystwa obecnością “starych” to nie było jeszcze tak źle. Ale musieli się streszczać.

Po drodze była okazja pogadać, pomilczeć, powspominać czy poplanować. Posłuchać deszczu uderzającego o dach i szyby samochodu. W końcu Aurora wczoraj wyjawiła jaki jest cel ich misji. I to zagranicznej jak się okazało. No ale jeszcze parę dni, właściwie nocy, byli tutaj. Dostali akta sprawy zupełnie jak to Margaux pamiętała z pracy w policji. A w nich było sporo materiałów. Wczoraj na zebraniu to była okazja tak wyrywkowo rzucić okiem na to, przeczytać jakiś urywek, zorientować się co jest co. Najwięcej mówiła ich szefowa która widocznie przykładała do tej sprawy wielką wagę i zależało jej na tym by im też.

Oboje czuli odkąd wstali to charakterystyczne drapanie w gardle. Głód się wzmagał. Chociaż na razie był wciąż w początkowym stadium. Ot, zaznaczał swoją obecność gdy umysł nie miał zajęcia nad rozmyślaniami, rozmową czy nie absorbowało go coś innego. Ale nie zaspokojony będzie rósł.

Przyjechali pod wieżę trochę przed północą. Potem samo wejście, winda no i po cichym szumie i staniu z jakimś małżeństwem w średnim wieku jacy poświęcili im chwilę na uprzejme skinienie głową po czym pani uspokajała pana, że z tym aparatem na pewno będzie dobrze i złapie w końcu odpowiednią perspektywę. On zaś wydawał się niezbyt przekonany. Ale jak się skończyło nie wiadomo bo drzwi się otwarły, jeszcze korytarz, drzwi do restauracji no i ujrzeli jej wnętrze. Większość stolików była pełna. Ale najgłośniej zachowywała się barwna grupka młodzieży pod oknem.



https://en.parisinfo.com/var/otcp/si...re-Monetta.jpg


Wkrótce syn dostrzegł matkę i wstał aby ją zawołać i słowem i gestem. Przywitać się i tak dalej. Jego koledzy i koleżanki na chwilę uciszyli się ciekawi tego wszystkiego. Charakterystyczny wiek. Ciała już wzrostem, masą i kształtem były prawie dorosłe. To już nie były dzieci. Ale w tych roześmianych i wesołych twarzach widać było jeszcze echo tych szczeniackich lat. Mało kto by mógł uchodzić za dorosłego gdyby trzeba było kupić alkohol czy coś takiego. Chłopcy już przeszli mutację głosu, ten czy tamten usiłował już zapuścić pierwszy zarost, dziewczęta w sporej części chętnie prezentowały swój dekolt w sukienkach jakby były dumne, że już mają się czym pochwalić i już prawie wyglądają jak dorosłe kobiety.

No i o ile dla reszty rozbawionej młodzieży widok matki z kimś nie był chyba za bardzo zaskoczeniem. W końcu starzy zwykle byli w parach. No to jednak w spojrzeniu syna Margaux dostrzegła zaciekawione i nieme pytanie kim jest ten ktoś z kim przyszła.

- Hej! Przyszła pani sponsor! Dawać ferajna! Zdrowie naszej dobrodziejki! - któryś z chłopaków zerwał się i wzniósł toast za zdrowie tej co im zafundowała taką wspaniałą imprezę. Bo sądząc po entuzjazmie młodego pokolenia z jakim poderwali się i ochoczo wypili ten toast. Któraś z dziewczyn nawet nalała szampana do kieliszków i podała go dwójce dorosłych gości.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 7 Dzielnica, okolice wieży Eiffla, klub “Miroir Noir”
Czas: 2025.06.02; pn; wieczór, g 22:30; ok 6,50 h do świtu
Warunki: garderoba; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr



Carl



Blondwłosa Torreador z ich zespołu widoczonie dotrzymała danego wczoraj na spotkaniu słowa bo jak dzisiaj Carl wysiadł przy bocznych drzwiach jej klubu tak jak sie umówili to jakoś nikt nie był zdziwiony, że się tam zjawił. Wpuszczono go tym tylnym wejściem, któraś z dziewczyn przeprowadziła go przez jakieś schody i korytarze aż wreszcie doprowadziła do garderoby. Powiedziała, że Nicole zaraz przyjdzie i wyszła. Przez chwilę stał tam sam chłonąc te obrazy i zapachy. Dźwięki muzyki ledwo były słyszalne ale nie dało się ich przegapić, że jest w trzewiach jaskini nocnej rozpusty. Przyszła jakaś dziewczyna i posłała mu zaciekawione spojrzenie. Ale to nie była Nicole. Zabrała coś z szuflady biurka i wyszła. Nicole przyszła zaraz po niej. Okazała się być młodą, czarnowłosą kobietą.



https://i.imgur.com/zsr85My.jpeg


- Cześć Carl. Jestem Nicole. Szefowa mówiła, że możesz dzisiaj przyjechać. Siadaj i odpręż się. No i opowiedz co to ma być. Co mam ci zrobić. Bo muszę wiedzieć jak się do tego zabrać. Aha no i na kiedy to ma być. Bo jak coś fikuśnego to zajmie więcej czasu, jak coś prostego mniej. Wina? - powiedziała witając się z lekkim uśmiechem i musiała się tu czuć jak ryba w wodzie. Mówiła jakby nie pierwszy raz była w takiej sytuacji i miała w tym wprawę. Wskazała mu na wolne krzesło i otwarła jedną z szafek. Nalała sobie wina do kieliszka i gestem oraz słowem zaproponowała mu jego dolę.

Potem usiadła na sąsiednim krześle, wyjęła notes, ołówek, i w miarę jak mówił to kiwała głową, coś tam zapisywała co jakiś czas, coś się dopytywała. W końcu uznała, że podstawa to wzięcie właściwych miar. Więc poprosiła go aby wstał a potem wzięła miarkę i systematycznie mierzyła go i zapisywała te wyniki w swoim notesie. Trochę jak u krawca a trochę jak u fryzjera. Zwłaszcza jak przyszło do mierzenia peruk.

- No to jaki chcesz być ten nowy ty? Długie, krótkie, średnie, proste, kręcone, z loczkiem, bez, z grzywką czy bez. No wybierz coś sobie. Pamiętaj, że potem to jeszcze można uczesać jak swoje własne włosy. - pokazała mu całą garderobę głów. A na każdej plastikowej głowie była inna peruka. Co prawda zdecydowana większość wyglądała na typowe dla kobiet. Ale i tak sporo było dość uniwersalnych albo wręcz męskich.

- A z tym makijażem i tak dalej to ci zrobię jak sobie życzysz. Tylko to ci do jutra zejdzie. - tłumaczyła gdy wskazała gestem na całą baterię kosmetyków przy jednym z biurek z lustrem okolonym ładnymi lampkami a sama upiła łyk z kieliszka. Jeśli się nie myliła to taki makijaż trzeba było robić codziennie. Właściwie to na początku wieczoru. Oczywiście nie było to problemem póki był tutaj lub miałby kogoś do tej roboty. No ale jak miał wyjechać to nie był pewny kto by mógł mu robić taki makijaż w Brukseli.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; 1 Dzielnica, okolice wieży Eiffla, Muzeum Sztuki w Luwrze
Czas: 2025.06.02; pn; wieczór, g 22:30; ok 6,50 h do świtu
Warunki: korytarze muzeum; cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr



Alessandra






http://miastaeuropy.com/wp-content/u...uzeum-luwr.jpg


Soren zadzwonił jak jeszcze była na 10-tym piętrze “Olimpu”. Pytał gdzie jest i jak się mają spotkać. Jako, że od “Olimpu” do Luwru to było prawie po sąsiedzku to się umówili przed Muzeum którego faktyczną władczynią była pewna ponad dwustuletnia spokrewniona. No i ich primogen. Jedynym mankamentem był deszcz jaki rozpadał się wieczorem. Ale z samochodu do zamkniętego o tej porze muzeum to było tyle co wyjść. No a jak się było tak wtajemniczonym w maskaradę jak jej maula to otworzenie niby zamkniętych drzwi było tylko formalnością. Otworzył im jakis strażnik, przywitał się grzecznie jakby nie widział nic dziwnego w tym, że dwójka obcych ludzi prawie o północy puka mu do jakichś bocznych drzwi. Potem Soren też przejął obowiązki przewodnika i pewnie prowadził pustymi korytarzami. A przy okazji mieli chwilę aby porozmawiać. Wcale nie ukrywał swojej ekscytacji tym spotkaniem o przysłowiowej północy.

- No moja droga, no, no… Taka prywatna audiencja u naszej kochanej Wiecznej Królowej… I to tak na pierwszy raz od razu w jej osobistym lochu do perwersyjnych zabaw… No, no… Niezły masz ten start w swoje dorosłe życie w tej naszej pięknej koterii… - maula aż promnieniał dumą i nadzieją, zupełnie jakby dorosła już córka dostała się do jakiejś elitarnej uczelni. Potem jednak zszedł do bardziej pragmatycznych wskazówej. Zapewne królowa nie przyjmie ich ot tak od razu z pejczem i w gorsecie w trzewiach swojego lochu. Tylko na kolacji. I zapewne będzie chciała porozmawiać.

- Ona je. Nie pytaj mnie jakim cudem. Chodziła po tym świecie w czasach Napoleona na pewno. A mimo to potrafi wciąż jeść i się nie zadławić tym z miejsca. Nie znam nikogo o taki stażu kto by potrafił taki trik. Potem pewnie i tak to zwraca bo nie uwierzę, że nie. No ale mimo wszystko… Jest niesamowita pod wieloma względami. - szli odbijając echo kroków od pustych korytarzy z marmurowymi posadzkami. A on sam znów dał wyraz, że ich królową uważa za kogoś wyjątkowego. I detal o jakim mówił tylko to potwierdzał. Takie młode wampiry jak ona to jeszcze potrafiły chociaż chwilowo pić i jeść potrawy śmiertelników. Chociaż żołądki były martwe więc kończyło się to wcześniej czy później wizytą w toalecie i zwróceniem tego wszystkiego. Ale powszechne wiadome było, że im dłuższy staż w nieżyciu tym takie śmiertelne słabości, oczywistości i detale stawały się coraz bardziej mgliste i zbędne. W końcu jedynym pewnikiem w nieumarłym życiu zdawała się być krew do uzupełnienia vitae i Głód jaki drążył serce i dusze każdej nocy. Jedzenie wydawało się zbędną fanaberią albo i utrudnieniem.

- No. A jak było wczoraj w “Olimpie”? Aurora powiedziała wam w końcu o co chodzi z tym zadaniem? - szli po tych niekończących się schodach i korytarzach, dziwnie pustych i pogrążonych w półmroku. Chociaż paliły się pozostawione światła. Jednak i jej maula był ciekaw co się działo z nią po wczorajszym rozstaniu prawie dobę temu. Ostatni raz się widzieli jeszcze w “Miroir Noir” jak zabierała ze sobą Monique i miały jechać do książęcego elysium.

A działo się! Aż trudno było to wszystko streścić chociaż w największym skrócie! Najpierw jazda przez miasto do “Olimpu” i oglądanie na telefonie nagranych poprzedniej nocy filmików. I na nowo jej przeżywanie jak cudownej przygody. Potem rozmowa z faworytą księcia która bezwstydnie zdradzała atencję drugą blondynką co jej zaserwowała takie ekstremalne przygody jakie lubiła najbardziej. I gdyby nie zebranie u Aurory to by pewnie starała się ją zaciągnąć do siebie na powtórkę. Potem to zebranie. No i wieści, że będą na dniach wyjeżdżać z miasta do Brukseli. Ale o tajnej częsci tego zadania miała nie mówić poza ich teamem. Potem to już niewiele tej nocy zostało. I zastała wynudzoną czekaniem Jewel jaka przywiozła siebie no i to o co szefowa prosiła. Chociaż zdradzała objawy kaca moralnego a dokładniej to czy przypadkiem książe jak się dowie co się działo w ich klubie to przypadkiem nie poleci kilka głów. Zwłaszcza pewnej kamerzystki co nagrała te całe harce jego faworyty na kamerze. Ale wreszcie odwiedziła ten prywatny salon masażu dla VIP-ów z koterii. Poznała samą Czarną Dalię jaka dała nazwę temu lokalowi. A w końcu nawet poznała osobiście tą bladolicją szeryf. W ten sposób na jakim jej najbardziej zależało - bez tej całej czerni jaką zwykle miała na sobie. I tak cudnie zeszło, że chyba tylko dzięki temu, że Monique w windzie zaproponowała jej nocleg to nie zrobiło się nerwowo i gardłowo. Sama blondynka księcia przywitała ją jak najlepszą kumpelę, tak bardzo wyczekiwaną i wytęsknioną. I prawie zachłysnęła się swym szczęściem jak ujrzała jak się po tym masażu dla niej Alessandra odstawiła. Zresztą sama też była w takim kostiumie w jakim się umawiały na wideorozmowę. No i właściwie technicznie mogłaby sobie nawet zaliczyć nockę z księciem. Chociaż Oliver “już stygł” jak przyszła. No ale przynajmniej mogła go sobie na spokojnie i z bliska obejrzeć gdy był w fazie stygnącego trupa. Monique trochę jej poopowiadała co z nim rozmawiała zanim zasnął ale same też miały może dwa czy trzy kwadranse nim je słabość dnia nie zmorzyła. A rano, czyli niedawno, wczesnym wieczorem znów się obudziły przed księciem. Wedle jego faworyty to zwykle tak bywało. W końcu miał już swoje lata. Za to Noel była znów zachwycona tym, że Ally tak jak jej wczoraj w windzie obiecała była tuż przy niej gdy ta otworzyła oczy. Zrewanżowała się pod prysznicem. Opowiadając o tych wizjach jakie miała w jej klubie. W końcu i Oliver wstał to wreszcie był w stanie do rozmowy. Chociaż tak wiele czasu już nie miała bo właśnie Soren zadzwonił jak i gdzie będzie. Za to na jutro była umówione z książęcą parą. Tym razem Davout obiecał być na całego a nie tak tylko w gościach jak ostatniej nocy. No to tak, działo się! I aż trudno było to opowiedzieć zanim nie zastukają do prywatnych apartamentów ich primogen.


---


Mecha 10


Test Głodu (1k10)


Alessandra: https://orokos.com/roll/957490 3 > suk = 0>0/5

John: https://orokos.com/roll/957491 9 > por = 1>2/5

Bruno: https://orokos.com/roll/957492 2 > suk = 1>1/5

Carl: https://orokos.com/roll/957493 9 > por = 1>2/5

Margaux: https://orokos.com/roll/957494 8 > por = 1>2/5
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-10-2022, 03:32   #78
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Poniedziałek; noc; 02:40; hotel “Olimp”; 5-te piętro; korytarz i winda


Blondynka wychodząc z sali konferencyjnej gdzie ze swoją nową szefową i nowymi kolegami z pracy od razu dostrzegła podrywającą się do pionu brunetkę. Ta nie kwapiła się aby podejść, schowała swój telefon jaki do tej pory przeglądała i pozwoliła aby szefowa się pożegnała z resztą towarzystwa obdarzając ją i ich przyjaznym uśmiechem. Podeszła dopiero jak zostały same.

- Mam to co szefowa prosiła. Ale wzięłam trochę więcej tak na wszelki wypadek. Ze szpicrut nie byłam pewna którą wziąć. To wzięłam tą z wczoraj co ją szefowa miała na początku jak wprowadzała Monique przez drzwi. I jeszcze inne dwie. I taki pejczyk jakby było trzeba. No to już dołożyłam też knebel i kajdany. No i tą obrożę co wczoraj miała. I ze dwie inne. Na wszelki wypadek. - powiedziała otwierając torby jak z zakupami i pokazując tam zawartość. Wyglądało to jak przenośny zestaw do zabaw BDSM.

- A tu są te wstążki. Właściwie to takie szarfy. Też ich troche wzięłam bo nie byłam pewna które by były najlepsze. - powiedziała gdy siegnęła po torbę stojącą do tej pory na krześle obok jakiego siedziała. I tam były różnej szerokości i kolorów zwoje i taśmy.

- A w ogóle to jak było? Oglądała te filmy? I co? Bo ja to dopiero potem w dzień je widziałam. Jej! Ale z tego hardcore orgia wyszła! Tak jak kręciłam na żywo to nawet tego nie czułam. Pewnie można by z tego film XXX złożyć i też byłoby pod kategorię “BDSM”, “orgie” albo “gloryhole”. - zaśmiała się trochę nerwowo jakby sama dopiero w świetle dnia miała okazję zapoznać się z tym materiałem dowodowym jaki głównie osobiście uwieczniła na kamerze.

- A właśnie a ten… - zawahała się gdy tak szły we dwie korytarzem. Salon masażu był na parterze to trzeba było wrócić do windy i zjechać na dół. - Bo mi to się wydaje, że jej się bardzo podobało. Nie udawała ani nic takiego. I tak się ładnie z nami pożegnała jak odjeżdżała z szefową. No ale… A książe? Jak ona mu opowie? Albo co gorsza pokaże te nagrania. Jak zobaczy co my wszyscy z nią robiliśmy? Ja słyszałam, że on jest bardzo impulsywny. I podobno potrafi urywać głowy jednym uderzeniem gołej ręki. A ja tam bardzo lubię swoją głowę. Przywiązałam się do niej. Mam ją od urodzenia i w ogóle ją lubię… - gdy doszły do windy i czekały aż przyjedzie to okazało się, że tancerka z “Miroir Noir” ma niezłego kaca moralnego. I chyba obawia się o swój los. Może nawet nie tyle ze względu na faworytę księcia jaka wydawała się miła i życzliwa i kochana ile na samego księcia. Bo nawet jak pannie Noel się podobała wczorajsza noc to szatynka nie była pewna czy książę odbierze to tak samo.

- Oh kochanie… - de Gast westchnęła, obejmując służkę i przytuliła ją do siebie. Głaskała jej włosy i plecy, kołysząc uspokajająco w ramionach.
- Nie masz czym martwić tej pięknej główki. Zostanie na twojej szyi, nie bój się. Gdyby Książe miał coś przeciwko podobnym harcom już dawno albo pozbyłby się Monique, albo jej to ukrócił. Jeśli toleruje ją kolejne lata, znaczy doskonale wie o jej preferencjach. Jeśli byłyby mu one nie miłe, wczorajsza noc nigdy nie miałaby miejsca. Pamiętasz co mówiła Juliette w “The Hell”? Ona zrobiła sobie tam własną salę do podobnych zabaw i zobacz. Nikt z klubu jakoś nie stracił głowy - wyszeptała lalce do ucha, całując w policzek zaraz potem - Poza tym pamiętaj. Ja ją zaprosiłam, zresztą będę się z nim widzieć niedługo. Monique nie jest głupia, zna go dobrze i nie umówiłaby nam spotkania gdyby miało dojść do tego typu rękoczynów. Także nie masz się czym przejmować, moja słodka.

- Ah! Naprawdę? Tak myślisz? Jej! To dobrze! Ale mi ulżyło! Bo tak wczoraj to było cudnie. I z nią i w ogóle cała impreza. No ale dzisiaj tak wstałam wzięłam prysznic no i do mnie zaczęło docierać co myśmy wczoraj z nią robili. A to przecież książęca faworyta! No i trochę zaczęłam się stresować. No ale jak szefowa mówi, że będzie dobrze to dobrze.
- brunetka chętnie przylgnęła do napędzanego vitae ciała blondynki jakby czerpała otuchy z jej słów, dotyku i bliskości. Wtuliła się w nią i chyba ogromny ciężar spadł jej z serca i duszy na myśl, że zaraz tu książe nie wpadnie wściekły aby ją skrócić o głowę.

- Już kochanie, spokojnie… - blondynka mruczała jej do ucha i kołysała w ramionach póki nie poczuła jak u ślicznotki nie ustępuje sztywność mięśni znamionująca stres.
- Nie zaprzątaj sobie główki drobnostkami, bo potrzebuję cię skoncentrowaną. Zawiążesz mnie po masażu z Aurorą w kokardę i jedź do domu. Weź Nadine i jeszcze ze trzy osoby aby zacząć pakować moje rzeczy. Wyjeżdżamy z Paryża na dniach i trochę nas nie będzie, a na wyjeździe trzeba jakoś wyglądać… przede wszystkim.

- Dobrze, no tak. Dziękuję, szefowa to jest najfajniejszą szefową jaką miałam! -
szatynka uspokoiła się i nawet roześmiała swobodnie. Więc ta słowno - dotykowa terapia zaserwowana jej przez blond Torreador pomogła. Zreflektowała się gdy dotarła do niej końcówka wypowiedzi.

- Wyjeżdżamy z Paryża? Oo… A dokąd? Na długo? Szefowa to chce zabrać coś konkretnego? Znaczy ja też mam jechać? A kiedy? - zaczęła szybko przyswajać nowe dla siebie informacje. Ale wyjazdu z miasta widocznie się nie spodziewała i nieco ją to zaskoczyło.

- Do Brukseli skarbie, na trochę dłużej. Oczywiście że jedziesz ze mną. Ty i jeszcze kilka osób. Tak kameralnie, do dwunastu - Torreador zamyśliła się, a potem odsunęła od siebie służkę tak aby móc jej spojrzeć w twarz i z ciepłym uśmiechem powiedziała:
- Jewel kochanie…

Poniedziałek; noc; 03:05; hotel “Olimp”; parter; salon masażu “Czarna Dalia”


Gdy wysokie obcasy blondynki zatrzymały się przed drzwiami do salonu masażu dla VIP-ów to właściwie nie miała pojęcia co ją tam czeka. Przez całe dzisiejsze spotkanie Aurora nie zdradziła ani gestem ani grymasem co do swoich dalszych planów na tą noc. Po prostu była szefową jaka prowadziła odprawę dla swojego nowego zespołu przed nową i skomplikowaną misją. I nic więcej. Żadnych dwuznacznych wypowiedzi w stronę blondynki, żadnych porozumiewawczych uśmiechów, mrugnięć ani nic takiego. Zupełnie jakby żadnego czarnego kartonika jej w piątek w “The Haven” nie dawała ani nawet jakby w ogóle ze sobą nie rozmawiały. Ale jak otworzyła klamką drzwi do salonu to zastała tam przyjemną dla oka recepcjonistkę.

- Dobry wieczór. Proszę się rozgościć. Zaraz poprosze szefową. - oznajmiła grzecznie i wskazała na kącik dla gości. Trochę jak w poczekalni u lekarza. Tylko takiej prywatnej, ze sporym budżetem. Pewnie przez te ulotki z gabinetem masażu jakie leżały na stoliku. Poza tym wystrój był dość orientalny. Tak z Afryki, Egiptu czy w ogóle Bliskim Wschodem. Nie czekała za długo bo do środka weszła jakaś młoda kobieta.

- Dobry wieczór. Cieszę się, że cię widzę, zawsze chętnie witam nowych klientów. Pozwól, że się przedstawię, jestem Dalia. Jeśli jesteś gotowa to zapraszam do środka. Będziesz mogła wybrać sobie kogoś kto się tobą zajmie. - miała długie, czarne i proste włosy chociaż upięte dość wysoko. I ubrana była po europejsku, płynnie też mówiła po francusku jakby się tu urodziła. Chociaż w rysach twarzy dało się wyczuć wpływ Orientu. I imię sugerowało, że to właśnie jest ta Czarna Dalia, szefowa tego gabinetu no i osobista masażystka Aurory. Poczekała czy gość ma ochotę coś zapytać czy coś takiego. Po czym zaprowadziła do sali obok. A tam czekała szóstka młodych ludzi ubranych tak jak po obsłudze salonu masażu można by się spodziewać. Trzy kobiety i trzech mężczyzn. Jakby dobrani aby reprezentowali możliwe różne typy urody aby była większa szansa na trafienie w gusta klienta. Cała szóstka uśmiechała się łagodnie i pogodnie do klientki cierpliwie czekając na jej wybór.

Wybór nie był prosty, szczególnie gdy było się wybrednym i miało wysokie wymagania. Torreador pokiwała głową, odrywając wzrok od Dalii na rzecz jej sług. Wyglądali uroczo, zarówno pojedynczo jak i całościowo. Każde inne, każde wyjątkowo powabne.
- Mam wybrać tylko jedną osobę? - spytała gdy już westchnęła rozdzierająco pokazując przed jak koszmarnie ciężkim zadaniem postawiła ją orientalna piękność.
- Cóż za szkoda… - dodała ze smutną miną, a jej twarz zwracała się po kolei ku każdej opcji. Była w niej wysoka dziewczyna o skórze czarnej jak heban i masie warkoczyków spiętych wysoko ponad bardzo symetryczną twarzą. Obok stała blondynka o zielonych oczach, niewinnym uśmiechu i naprawdę sporych piersiach idealnych do masażu pleców gdy już przychodził właściwy jego etap. Następna stała krótko ścięta Azjatka o małych dłoniach i uroczym znamieniu gwiazdy na grdyce. Za nią patrzył na Alessandrę mężczyzna włoskiej urody, z olśniewająco białymi zębami prezentowanymi w uśmiechu na amerykańską modłę. Kolejny przypominał jej trochę Jean Marca: równie wysoki, żylasty i pozbawiony włosów na głowie… nawet spojrzenia mieli podobnie uważne mimo uprzejmej miny. Ostatni w linii stał barczysty blondyn żywcem wyrwany z magazynu dla kulturystów. Wyraźnie zarysowane mięśnie odkształcały się pod uniformem zdając się go rozrywać, a jego ciemno orzechowe oczy okazały się tym, co przeważyło szalę.
Uśmiechając się czarująco de Gast wyciągnęła rękę w jego kierunku wskazując palcem, a potem przekręciła nadgarstek i przywołała go do siebie.

- Tak, myślę, że Russel to świetny wybór. Ale jeśli masz ochotę możesz wziąć jeszcze kogoś. - Dalia pokiwała głową uśmiechając się do klientki. A sam blondyn wystąpił chętnie w stronę zamawiającej i zatrzymał się przed nią ujmując jej dłoń do pocałunku. A minę miał jakby zdobył złoty medal w jakiejś trudnej konkurencji. Reszta towarzystwa jednak przyjęła to z pogodą ducha i zrozumieniem.

- Russell jest z Ameryki. Ale od jakiegoś czasu zakochał się w Europie a zwłaszcza Francji. No i podjął z nami współpracę. - szefowa krótko przedstawiła z kim panna de Gast będzie miała do czynienia.

- Zwłaszcza w Europejkach i Francuzkach jeśli mogę tak powiedzieć. - blond Amerykanin stanął obok swojego gościa czarując ją swoim uśmiechem i ciemnymi oczami.

Torreador roześmiała się szczerze rozbawiona. Gdyby od niej zależało zgarnęłaby całą szóstkę i jeszcze Dalię do kompletu, Aurora jednak lubiła kameralne spotkania w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
- Możesz… wszak francuski jest językiem miłości, czyż nie? - z figlarną miną pogłaskała go po twarzy - Chętnie posłucham jak go używasz, wydajesz się biegły. Przekonamy się, czy sprostasz wyzwaniu - postanowiła dać mu się wykazać na solo i odwróciła głowę do gospodyni - Zacznę od niego. Jeśli będzie trzeba poproszę o dokładkę albo wymianę. Wygląda na zaangażowanego i pełnego zapału. Grzech nie skorzystać.

- Dobrze, reszta towarzystwa będzie w pogotowiu gdybyś miała na kogoś ochotę.
- egzotycznej urody szefowa przyjęła tą decyzję bez zgrzytu. Podobnie jak pozostała piątka jej pracowników.

- To w takim razie Russel już cię dalej poprowadzi. Ciesz się przyjemnością. Myślę, że Aurora powinna wkrótce do nas dołączyć. - Dalia wskazała na blondyna i ten skinął głową rozumiejąc, że teraz ma przejąć pałeczkę tego spotkania z nową klientką.

- Mademoiselle pozwoli, że zaprowadzę. - wskazał na jedne z drzwi i przejął rolę przewodnika. Właściwie mówił po francusku całkiem płynnie. I w takich krótkich zdaniach nie dało się stwierdzić, że nie jest rodowitym Francuzem. Przejął rolę przewodnika i poprowadził blondynkę krótkim korytarzem. Otworzył jedne z drzwi i nie było aż tak dziwne, że za nimi jest łóżko do masażu z charakterystycznym owalem na twarz gdy się leżało plecami do góry pozwalając je obrabiać masażyście. Zamknął drzwi i pozwolił się rozejrzeć gościowi. Pomieszczenie nie było zbyt duże co sprzyjało atmosferze prywatności. Było urządzone w orientalnym stylu pewnie przez pochodzenie szefowej. Kilka zgrabnie upchniętych pod ścianą szafek prezentowało różne przyrządy, maści, żele do masażu i kto wie co jeszcze tam było.

- Na co masz ochotę? Coś na uspokojenie, na rozluźnienie, relaks, czy na odwrót, coś na pobudzenie? - zapytał po tej chwili gdy dał jej się rozejrzeć po tym gabinecie.

- Chodź do mnie kochanie - Torreador zażądała wabiąc go do siebie uśmiechem i spojrzeniem. Wyciągnęła nawet ręce jakby wydawała się nie móc doczekać kontaktu z długo wyczekiwanym kochankiem. - Musisz mi pomóc się rozebrać, obawiam się że sama nie dam rady, bo gdy jesteś obok ciężko skupić myśli… podejdź, nie bój się. - zaśmiała się filuternie - Nie gryzę.

- Nie? A szkoda.
- zaśmiał się blondyn i bez skrępowania podszedł do czekającej Torreador. Widocznie nie pierwszy raz był w podobnej sytuacji bo zachowywał się jakby nie działo się nic krepującego. Chętnie pomógł zdjąć ubranie ze swojego gościa. A i jeszcze chętniej dał zdjąć jej swoje. Nawet chętnie w tym pomagał. Z bliska dało się poznać, że buzuje w nim krew i podniecenie. A pod ubraniem rzeczywiście miał tą ładnie wyrzeźbioną na siłowni męską sylwetkę. Żywe, zdrowe, jędrne ciało jakie tak przyjemnie się zwiedzało i poznawało. A on rewanżował się tym samym. Zaczęli się całować energicznie i chaotycznie jeszcze na stojaka, podczas rozbierania. A potem jakoś samo to poszło. Raz ona sie opierała o to łóżko do masażu a on działał z tyłu, albo ona się o nie opierała, tylko tym razem tyłem gdy on przed nią klęczał i pokazywał jej te swoje umiejętności językowe jakie nabył we Francji. A w końcu wylądowali na tym łóżku i poznali się gwałtownie i dokładnie. Jak się skończyło oboje byli zdyszani, mokrzy od potu i pełni satysfakcji. Nawet jeśli teoretycznie jako spokrewniona nie musiała oddychać a jej serce nie biło. To tak sie właśnie czuła jakby znów była żywą śmiertelniczką.

- To chyba czas na ten masaż. Połóż się wygodnie. Ja się wszystkim zajmę. - powiedział gdy wziął głębszy oddech i w końcu jakby przypomniał sobie, że oficjalnie to są tu na masażu. Pomógł jej się ułożyć a potem zaczął swoje cuda. Rzeczywiście był nie tylko świetnym kochankiem ale też i uzdolnionym masażystą. W miarę jak leżała kojąc euforię po tak udanym pożyciu nachodziła ją przyjemna senność i rozleniwienie. Błogi relaks w miarę jak jego dłonie przesuwały się od karku, przez łopatki i niżej, i niżej. Właściwie poniżej krzyża to już niezbyt kojarzyła co się działo potem.

- Mam nadzieję, że nie zasnęłaś na amen. - usłyszała przy uchu szept. Kobiecy szept. Rozpoznała głos Aurory. I to chyba ona ją masowała. Chociaż nie zauważyła aby Russel odchodził albo przerywał swoją robotę.

- Nawet jakby się tak stało jest pewna uniwersalna metoda aby zmienić ten stan rzeczy - wymruczała kryjąc zaskoczenie pod radosnym uśmiechem, gdy przekręciła kark i podniosła głowę aby móc ją zobaczyć.
- Pocałunek szlachetnej duszy potrafi obudzić z najgłębszego snu, zawracając nawet zza granicy śmierci. Tak pisali bracia Grimm, a ja im wierzę. Witaj ponownie, piękna. Zaprawdę noc staje się jaśniejsza gdy w swej łaskawości objawiasz się śmiertelnym schodząc z niebieskiego firmamentu.

- Tak mawiali bracia Grimm? Z tym pocałunkiem? No ale dobrze. Spróbujmy.
- okazało się, że Aurora zdążyła się przebrać bo teraz była tylko w krótkim, czarnym szlafroku. Jaki odsłaniał jej zgrabne nogi, podkreślał jej szczupłą talię. No i nawet wycięcie na dekolt pozwalało wreszcie zobaczyć chociaż trochę tego dekoltu. I musiała też wziąć kąpiel lub prysznic bo gdy się nachyliła nad blondynką to ta wyczuła zapach perfum i szamponu. A potem już były tylko jej usta i delikatny, ostrożny pocałunek.

- Pozwolisz, że położę się obok? - zapytała wskazując na sąsiednie łóżko. Dalia weszła do środka i zaczęła je rozkładać. Miała wprawę to w paru ruchach i było gotowe. - Wolisz Russela czy może chcesz spróbować Dalii? Albo jak kogoś jeszcze to tylko powiedz. Czekają za drzwiami. - szeryf podeszła do rozłożonego łóżka i zaczęła zdejmować ten czarny, aksamitny szlafrok. Po czym nago położyła się na przygotowanym łóżku. Z tego co widziała Alessandra to były w tej chwili we trzy w tym gabinecie. Russel gdzieś zniknął.

- Chyba, że wolisz się zająć naszą szeryf. To też możliwe. - Dalia uśmiechnęła się do swojego nowego gościa i od siebie dopowiedziała kolejną opcję.

- Nie podpowiadaj jej. I bez tego jest cwana. - mruknęła sadowiąca się na łóżku Demers. Leżała już bez niczego ale w oczy rzucała się brzydka, krwawa krecha na jej żebrach. Musiała być stara. Ale było to dość nietypowe bo spokrewnionym raczej w końcu goiły się wszelkie rany i obrażenia.

- Z dziką przyjemnością, pozwól jednak najpierw że rzucę okiem na mistrzynię przy pracy. Nie wypada abym przez swój brak wprawy przyprawiła tę piękność o złość, nie sądzisz? - de Gast bez słowa skargi przesunęła się, zapraszająco klepiąc materac obok siebie, a potem podziwiała bez cienia zażenowania swoją przełożoną w wersji mniej oficjalnej niż kilka pięter wyżej.
Westchnęła gładząc palcami ślad po dawnej ranie.
- Jakbyś i bez niej nie miała dość charakteru… pasuje ci. Dodaje tajemnicy, odpowiednie pytanie aż szczypie w koniec języka by po nim spłynąć i znaleźć odpowiedź. W każdym z nas powinno być coś, o czym wie tylko on sam. Człowiek bez choćby jednej tajemnicy jest jak orzech, z którego po rozłupaniu zostaje sama skorupa. Ludzie za często dbają tylko o skorupę… ja uwielbiam rozkoszować się wnętrzem. O ile dostąpię zaszczytu aby móc go spróbować.

- Tak, to stare dzieje.
- Aurora skinęła głową zgadzając się i co do słów i co do czynów. Pozwoliła aby jej osobista masażystka przesunęła jej łóżko obok tego na jakim leżała blondynka i je tam zablokowała. Co niejako złączyło te dwa stoły do masażu w jeden. Z bliska szeryf wydawała się jeszcze bardziej bladolica niż w ubraniu. Widać ta bladość nie dotyczyła tylko twarzy i dłoni zwykle widocznych spod ubrania ale całej sylwetki. Na ramionach, barkach i łopatkach miała do tego drobne, ciapkowate piegi. No i tą szramę jak po jakimś cięciu na żebrach. Dalia zaś podeszła do owego kredensu pod ścianą i po chwili wróciła z jakąś miseczką wypełnioną żelowatą masą.

- Zaczniemy od czegoś prostego. Te wyższe techniki masażu to wyższa szkoła jazdy, nie nauczę cię teraz tego. Ale w podstawowej wersji chodzi o dotyk i zaufanie. Każdy, dotyk osoby do jakiej mamy zaufanie zwykle sprawia nam przyjemność. W najprostszej wersji może być nawet zwykłe głaskanie. - Dalia chętnie przejęła rolę instruktorki i zademonstrowała ten początek masażu. Pokazała jak wziąć żel na dłonie i rozsmarować na nich bo dla wielu osób dotyk dość chłodnego żelu niekoniecznie był taki przyjemny. A ogrzanie na chwilę dłońmi załatwiało tą sprawę. Tak zaczęła rozsmarowywać tą błyszczącą masę na skórze karku, barków a potem łopatek gospodyni. Po czym zaczęła schodzić niżej. Nie wyglądało to na jakoś specjalnie trudne. A Aurora przymknęła oczy oddając się tej kojącej przyjemności. Gdy masażystka doszła dłońmi do jej krzyża zachęciła blondynkę aby też spróbowała.

- Możesz zacząć jeśli chcesz. Spróbuj iść moim śladem. I rób to co ja. No ale jak chcesz możesz też po swojemu. To już naprawdę trzeba się postarać aby spaprać jak się kogoś lubi i ma się zaufanie. - ciemnowłosa wskazała na miseczkę z żelowatą masą na znak, że Torreador może z niej korzystać.

- Z drugiej strony człowiek bez tajemnic zwykle coś ukrywa. Ci cisi i nudni niekoniecznie tacy są. W końcu na takich zwraca się najmniej uwagi. Ty na przykład słabo nadajesz się na klasycznego agenta. Za bardzo rzucasz się w oczy. Chociaż masz inne atuty jakie mogą pomóc w zdobywaniu informacji. Dlatego cieszę się, że trafiłaś do mojego zespołu. - zamruczała naga szeryf jakby wracając do tego co powiedziała jej blond gość.

- Masz rację, kiepski ze mnie agent. Źle mi w prochowcu, za dużo zakrywa i jest… nijaki - Torreador rozprowadziła żel na dłoniach i podpatrując Dalię zaczęła powtarzać jej ruchy na krzyżu i biodrach Aurory.
Zaśmiała się cicho.
- W takim razie jest już nas dwie, które cieszą się z tej współpracy… i inne atuty? - spytała z nutką rozbawienia, ugniatając jasną skórę delikatnie i nachyliła się, zostawiając między łopatkami ślad ust - Na przykład jakie?

- Na przykład talent do nawiązywania nowych znajomości. Relacji. I stosunków. I to tak, że obie strony wydają się w pełni usatysfakcjonowane. To przydatna umiejętność. Jak się jedzie w dziewiczy dla siebie teren. - bladolica leżąca na brzuchu odparła leniwym tonem. I westchnęła cicho z przyjemności. Bo Dalia akurat zeszła z dłońmi na jej pośladki i nie żałowała tam tego klejącego mazidła. Z uczuciem i talentem wcierając je w te ciekawe zakamarki co tam były. Po czym mrugnęła okiem do nowicjuszki w tej materii aby ta przejęła od niej ten interesujący i zwykle mało dostępny fragment anatomii pani szeryf. Nawet zachęciła gestem blondynkę aby zajęła wygodniejszą pozycję czyli siadła na leżącej okrakiem.

Torreador nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zmieniła pozycję ale gdy Dalia wyciągnęła ku niej miskę z olejkiem aby nalać jej na ręce, wzięła całość i podniosła do góry, wylewając na piersi. Poczuła zimną, lepką wilgoć, więc idąc za radą masażystki, zaczęła ogrzewać ją pocieraniem dłoni.
- Byłoby z pewnością łatwiej, gdybyśmy nie zaczynali tam, gdzie mamy zacząć… ale trudno. Lubię wyzwania - pochyliła się przywierając piersiami do pleców szeryf i zaczęła swoją część masażu - Zmuszają do improwizacji, dają też satysfakcję… gdy w końcu ulegną.


Poniedziałek; świt; 04:50; hotel “Olimp”; 10-te piętro; apartament 9696

Znów była w windzie. Tylko tym razem wysiadła na 10-tym. Przejechała przez większość pięter hotelu od parteru. Drzwi się otworzyły i ruszyła przed siebie. Dotarła do jakiejś kanciapy ze strażnikami za szybą. Obaj skinęli jej głowami ale zareagowali odmiennie. Pierwszy wręcz sztucznie starał się nie gapić na kobietę w szpilkach, przewiązaną wstęgą i szpicrutą w dłoni. Drugi za to oglądał widowisko na spokojnie z zaciekawionym uśmiechem. Ale wpuścili ją bez ceregieli. Krótki, cichy warkot i drzwi stanęły otworem. Ciężkie i całkiem solidne. Pewnie antywłamaniowe czy co. Powiedzieli jej, że to po prawej będzie. Jak szła faktycznie widziała, że parzyste są po prawej. I rosły. 9688… 9692… No i wreszcie 9696. Jak ruszyła klamką okazało się, że otwarte. A jak weszła i zamknęła za sobą drzwi zorientowała się, że jest w krótkim przedpokoju. Trochę to wyglądało jak początek mieszkania a nie sam pokój hotelowy. Duże lustro, wieszaki, szafka na buty, większa szafa, same buty… I męskie i kobiece. Ale usłyszała szybkie kroki gdzieś z zewnątrz.

- Ally to ty? Czyżby przybyła z wizytą moja ukochana władczyni? - Monique zapytała zanim jeszcze się zobaczyły. Co zresztą stało się zaraz później. Któreś z wewnętrznych drzwi się otwarły i wyszła z nich gospodyni. Całkiem nago. Nie licząc obroży na szyi. Nawet podobna do tej co miała wczorajszej nocy na sobie.

- Oooo! Ooo jaaa! Ale ślicznie wyglądasz! Bosko! I ta kokarda! Oo jaa! O, i szpicrutę też masz? Ale czad! - tego chyba się blond gospodyni nie spodziewała. Bo ją prawie dosłownie zamurowało w tym wejściu. Ale zaraz okazała pełen zachwyt gdy chętnie podeszła do swojego gościa aby obejrzeć ją z bliska. W końcu roześmiała się ze szczęścia, objęła ją jak najlepszą przyjaciółkę i pocałowała mocno.

- Aha. Oliver wrócił. Ale późno. Już śpi. Ma już swoje lata to zwykle wcześniej zasypia ode mnie. Z wstawaniem tak samo. Nawet za bardzo z nim nie miałam kiedy pogadać. Pytałam go czy ma na wtorek wolną noc i mówił “dobra dobra” ale nie wiem czy jeszcze kontaktował co ja do niego mówię. Jutro z nim pogadamy jak wstanie. Jak chcesz to możemy pójść do drugiego pokoju. - powiedziała spokojniej gdy się nieco opanowała ten pierwszy wybuch ekscytacji i entuzjazmu. Pokazując głową na drzwi przez jakie wyszła.

- To niech śpi, nie będziesz się musiała dzielić z nim prezentem - Alessandra zaśmiała się, patrząc jej głęboko w oczy gdy już się przywitały, chociaż uścisku nie zwolniła i cały czas trzymała ją przy sobie w mocnych objęciach. Dużo ją to kosztowało, ale nie spojrzała w kierunku sypialni.
- Jak mówiłam… prezent musi być odpowiednio opakowany. Skoro nie chciałas prosić swojego faworyta o mnie, sama się ofiarowuje. - pocałowała czule usta Malkavianki - Poza tym cudownie wyglądasz, najchętniej widziałabym cię właśnie tak.

- To dobrze! Uwielbiam chodzić w takich strojach!
- druga blondynka roześmiała się serdecznie i beztrosko też coś nie mając ochoty przerywać tego kontaktu bezpośredniego między ich prawie nagimi ciałami.

- No to chodź, zapraszam cię do drugiego pokoju. - puściła jednak w końcu gościa ale tylko po to aby ją zaprosić głębiej do tego apartamentu. - A to nasz słodki książę. No ale masz rację, lepiej go chyba nie budzić. Jutro was poznam. Pewnie też wcześniej wstaniemy od niego. - zatrzymała się przy drzwiach z jakich wyszła. Uchyliła je u wskazała na obraz sporego łoża. Na jakim bez życia, na wznak leżał ciemnowłosy mężczyzna. Przykryty atłasową kołdrą wyglądał jakby spał. Chociaż wprawne oko jak wiedziało czego szukać dość szybko wyłapało, że pierś nie porusza mu się w rytmie oddechu.

- Chodź, tam jest pokój dla gości. - cicho zamknęła drzwi do głównej sypialni i zaprosiła słowem i gestem swojego gościa do sąsiednich drzwi. A tam sypialnia dla gości to pewnie w wielu hotelach z wyższej półki mógłby być apartament dla bogatych nowożeńców czy innych znamienitych gości. Tylko brakowało okien. Ale nie było ciemno bo paliły się lampki emanujące ciepłym, przytłumionym światłem.

- Strasznie się cieszę, że przyszłaś! Nawet nie wiesz jak bardzo! Dawno się tak cudownie nie bawiłam jak wczoraj u ciebie. No i z tobą oczywiście! Ale reszta też była dla mnie bardzo miła i dbała o moje potrzeby to tam pochwal ich jak wrócisz, że bardzo mi się podobało. No i gloryhole! Rany! Potrzebowałam tego! Koniecznie muszę coś takiego zamontować w “The Hell”! Już rozmawiałam z managerem aby coś zaczął działać no i z Olim też rozmawiałam no i też mu się spodobało. Zaczęliśmy oglądać te filmy z wczoraj no ale zasnął mi nieborak zanim zdążyliśmy dokończyć. No nic, jutro obejrzymy! - blondynka trajkotała z tej ekscytacji jak najęta pozwalając rozgościć się Alessandrze. Na koniec sięgnęła do krwawej butelki pytając gestem czy też ma na nie ochotę.

- Chciałabym być tutaj aby ci pomóc w wielkim otwarciu i przetestować gdy już całość będzie gotowa - Alessa przysiadła na skraju łóżka, kiwnięciem głowy prosząc o poczęstunek. Co prawda od czasu wypicia krwawej brandy Wiecznej Królowej nie czuła w sobie podszeptów Bestii, więc wygrał kaprys.
Wciągnęła się na łóżko, sadowiąc z plecami opartymi o bogato zdobiony zagłówek i przywołała drugą blondynkę gestem.
- Kochanie przecież powiedziałam że przyjdę. Jak mogłabym odmówić takiemu zaproszeniu jak twoje? - uśmiechnęła się, a przed oczami stanął jej nieruchomy profil śpiącego w drugim pokoju mężczyzny.
- Jeśli czujesz się na siłach możemy przed snem zrobić małą powtórkę - dodała pewnym głosem.

- No tak! Wielkie otwarcie! Racja! Świetny pomysł! No koniecznie musisz być! No u nas też jest gloryhole no ale takie dość biedne. A wczoraj się przekonałam, że takie prawdziwe jest o wiele lepsze! Tylko jeszcze jakichś żywych byczków trzeba by zorganizować tak jak u ciebie ale to już raczej formalność. Zrobi się zapowiedź to na pewno się znajdą chętni. - Monique nalała czerwonej cieczy do obu kieliszków i radośnie planowała kolejną rozrywkę w swoim klubie. Bo widocznie bardzo jej się spodobało to co wczoraj zobaczyła i przeżyła w klubie swojej nowej kumpeli.

- Proszę. - powiedziała klękając na łóżku i podając kieliszek swojemu prawie nagiemu gościowi. Po czym wzniosła swój do toastu. - Za moją nową panią i władczynię! - powiedziała wesoło upijając łyk ze swojego kieliszka. Po czym skróciła dystans, że znalazły się twarzą w twarz. - A powtórka z tobą warta jest każdej ceny. Miałam na to ochotę odkąd się rozstałyśmy w windzie. - wymruczała cicho już wcale nie ukrywając swoich żądzy.

Torreador uśmiechnęła się słodko, przepiła toast i sekundę później zdzieliła Malkaviankę na odlew w twarz, przewracając ją na podłogę.
- Lubię gdy prosisz… proś więc - odrzuciła puchar sięgając ponownie po palcat.

Poniedziałek; wieczór; 21:30; hotel “Olimp; 10-te piętro; apartament 9696


- Naprawdę się budzę, a ty jesteś przy mnie! Ojej, Ally, jesteś taka kochana! - właściwie trudno było powiedzieć która z nich się ocuciła z dziennego letargu pierwsza. Jeszcze zesztywniałe przez ponad pół doby bezruchu ciała reagowały ospale, były suche, sztywne i zimne. I nie było trudno szturchnąć tą drugą podczas gramolenia się do pionu. Ale mimo to gospodyni wydawała się być zachwycona i rozczulona tym, że dana wczoraj wieczorem w windzie obietnica okazała się ziszczać. I Alessandra tak jak obiecała rzeczywiście była tuż obok jak ta się obudziła.

- To Oliver też niedługo wstanie. Ale to chodź, zapraszam cię pod prysznic. Rozgrzejemy się. - no i w końcu wylądowały pod prysznicem. A jak wylądowały to Malkavianka przypomniała sobie, że miała powiedzieć o tych wizjach jakie miała podczas hardcorowych zabaw w trzewiach klubu jakim zarządzała stojąca obok blondynka.

- Ale mi wtedy dobrze zrobiłaś! No i reszta też. To miałam taką jazdę, że aż nie wiem co ci teraz opowiedzieć najpierw. Tylko to jak ze snami. Trzeba opowiedzieć albo zapisać od razu bo potem łatwo się zapomina. - roześmiała się namydlając gąbkę i zaczynając szorować plecy swojego gościa. No i mówić.

- Widziałam niezłego przystojniaka. Taki bad boy. Szlug w gębie, skórzana kurtka, zarost, no, no… Jakby do mnie taki podbił to bym tylko chciała wiedzieć jaki otworek albo fantazję mam mu zrealizować najpierw. - roześmiała się na znak, że ta wizja była dla niej całkiem przyjemna. A potem w miarę jak szorowała plecy kumpeli opowiadała co widziała dalej. Mężczyzna. Taki bad boy. I z tatuażem na dłoni. Tatuażem róży! Nie była pewna czy to prawdziwy tatuaż czy to wizja go tak oznaczyła. No ale dlatego podejrzewała, że to może być Torreador. Czyli spokrewniony. Chociaż tak z zewnątrz to tego nie było widać po samej twarzy.

- I jego chyba spokrewniła kobieta. Na jakimś pobojowisku. Trupy ludzi i koni. Kompletna jatka. A ona znalazła go, nachyliła się nad nim i go przemieniła. To trochę widziałam jakby jej oczami. To jakaś dawna walka musiała być. Konie i mundury. Nic co teraz mamy. - ruchy gąbki zrobiły się nieco machinalne jakby wyrocznia nie zorientowała się, że szoruje cały czas to samo miejsce. Ale miała wrażenie, że to był wojownik. Wyczuwała wokół niego emanację krwi i śmierci. I jakoś był związany z tą kobietą co chyba do przemieniła. Nici losu jednak były słabo splątane z młodą Torreador. Więc Monique uznała, że nie jest przesądzone, że prędko się spotkają. Albo jest to od czegoś uzależnione. Taki znak zapytania. W każdym razie jego twarzy nie rozpoznawała i nie miała pojęcia kto to mógł być.

- A potem jak mnie biczowałaś na krzyżaku, jak mnie szarpnęłaś za włosy to ujrzałam co innego. Kobietę. W swetrze. Ładna. Zgrabna. Taka chyba ciemna blondynka. Prawie szatynka. Albo szatynka? No nieważne. W swetrze. Taka spokojna poza. Trochę jak grzeczna dziewczynka. Wiesz, nauczycielka, urzędniczka coś takiego. Też jej nie znam. - kucnęła aby wreszcie zająć się niższymi partia ciała swojej kumpeli. Jednak schemat się powtórzył. I znów gdy zaczęła mówić o swojej wizji wydawało się to wymagać od niej na tyle dużego skupienia, że coś tak prozaicznego jak mycie gąbką robiła bezwiednie i machinalnie.

Ta kobieta to chyba zdjęcie. Zapewne Torreador zobaczy jej zdjęcie. Na telefonie! Ktoś je jej pokaże. I ciemne barwy jakie wokół niej wirowały sugerowały negatywne emocje. Złość, zawiść, niechęć. Nie była pewna czyja. Jakby kumulowały się w powietrzu pod adresem tej dziewczyny ze zdjęcia. Bo jej to raczej chyba nie skoro było to tylko zdjęcie na czyimś telefonie. Bo ona tylko tak łagodnie i niewinnie wyglądała. Ale była z nią jakaś zagwozdka. Coś do zrobienia. Coś do rozgryzienia. Taka enigma jaką trzeba jakoś rozwiązać. Bo wcale nie była takim łatwym przeciwnikiem. Znaczy nie fizycznie. Ale jakieś snujące się ciemne smugi niknące w cieniu sugerowały Noel, że pewnie jest z kimś powiązana. Z kimś silniejszym od niej samej. No ale jakby Ally udało się rozwiązać tą zagwozdkę no to… To by było dobrze. Wyczuwała niewiarę, że pewnie nie poradzi z tym sobie. Ale też nadzieję, że da radę to co inni nie.

- Ty masz jakiś filmik z Angelette? Bo tak coś wyczułam jakby chodziło o jakiś filmik z nią. Co zrobi niesamowite wrażenie. Trochę szkoda, że nie ze mną. Przecież ze mną masz całkiem ładny film z wczoraj. No z weekendu. - w pewnym momencie jakby wróciła myślami na ziemię, zadarła głowę do góry i zapytała troszkę jakby z żalem, że to nie ona na tym filmiku zrobiła to wrażenie o jakim mówiła.

- Ale nieważne! Jeszcze było trzecie. I to jestem prawie pewna, że było w Brukseli. Albo będzie. I tym razem to chyba was wszystkich. - powiedziała zaraz potem gdy z zapałem jakby przypomniała sobie po co trzyma gąbkę i zaczęła szorować uda swojej kumpeli. I opowiadać co jeszcze doświadczyła podczas sobotniej wizji.

Biurko. Pierwsze co widziała to biurko. Jakby siedziała za nim. Nie znała tego biurka no ale za bardzo nie miała w zwyczaju zwracać na nie uwagi. To zresztą nie wydało jej się istotne. Tylko to co na tym biurku. Papier. Co prawda nie widziała liter ani napisów ale znała treść tak jakby ten mężczyzna to przeczytał i znał. Bo to był mężczyzna! I na tej kartce byli oni. No to zawiadomienie, że przyjeżdżają jako grupa. Dlatego myślała, że to albo jakoś teraz bo w końcu Aurora dała znać o ich przyjeździe w najbliższym czasie. Albo w przyszłości. W przeszłości raczej nie bo przecież dopiero co tam mieli jechać pierwszy raz.

- No i on tak nad tym rozmyślał i takie “Aa! To oni od…” Tylko właśnie nie pamiętam czy tam było od kogo. Ale to tak jakby planował coś z tym zrobić. I to chyba nic fajnego dla was. Bo raczej jak się ucieszył to tak, że będzie… No wreszcie mógł coś zrobić. Tak jakby chciał wyrównać rachunki. Bo to jakaś stara sprawa. Wiesz jak wraca coś z przeszłości i niespodziewanie możesz coś wyrównać te rachunki. Ale nie wiem kto to jest ani gdzie. Myślę, że to w Brukseli bo tam przecież jedziecie. I to chodzi o was, o waszą grupę i coś z przeszłości ale chyba niekoniecznie waszej. Nie jestem pewna. Ale tam ktoś na was będzie czekał i raczej nie sądze aby w przyjaznych zamiarach. - powiedziała gdy jakoś dała radę zjechać z tym myciem do łydek swojego gościa.

- Dawny wróg… może od twojego faworyta, a może od Aurory. - de Gast pomogła jej, podnosząc jedną z nóg aby Malkavianka miała łatwiej. Machinalnie też pogłaskała jej mokre włosy - Oficjalnie będziemy jechać z jej ramienia. Jeśli ma z kimś zadrę pewnie będzie nam chciał robić pod górkę… ciekawe. Zapytam naszej szeryf czy ktoś jej przychodzi do głowy. O ile mogę z nią o tym rozmawiać i nie chcesz, aby to pozostało między nami - dodała przechodząc palcami do policzka drugiej blondynki - Ostatnia rzeczą jaką chcę zrobić to sprawić ci kłopot kochana.

- Nie ma sprawy.
- Malakavianka zręcznie przejęła podniesioną łydkę i stopę. Skorzystała z okazji aby pocałować tą ostatnią unosząc przy tym psotne spojrzenie ku górze na stojącą nad nią blondynkę.

- Też miałam zamiar z nią porozmawiać o tym. I z Olim. Tylko no Oli to wrócił wczoraj i sama widziałaś w jakim stanie no a Aurora najpierw była z wami a potem z tobą. Może dzisiaj. Sama nie wiem kto to mógłby być z tym biurkiem. Nie widziałam jego samego tylko jakby wszystko jego oczami. No i tą kartkę, że przyjeżdżacie. Z tymi wizjami to też tak różnie bywa. Niekoniecznie to musiała być kartka, nawet mail czy od kogoś się dowiedział. Ale myślę, że sens jest taki, że macie tam przyjechać no i on raczej nie życzy wam zbyt dobrze. Nawet jeśli was nie zna osobiście. Może chodzi o waszych mauli? Albo Aurorę? W końcu to właściwie ona was tam wysyła. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale pogadam dzisiaj z Olim, może z Aurorą. Jeszcze parę dni jest zanim wyjedziecie. - właściwie gdyby Malkavianka miała pomysł na życie aby zarabiać jako mokra, naga i sympatyczna łaziebna to pewnie mogłaby zrobić karierę zawodową. Bo całkiem nieźle jej to szło. Zdążyła wyczyścić łydkę i stopę swojej dominy i teraz dała znak, że gotowa jest zabrać się za drugą.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline  
Stary 18-10-2022, 03:43   #79
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
- Co by nie było, poradzimy sobie z tym - de Gast podała jej swoją prawą nogę aby dokończyła robotę - Teraz przynajmniej są przesłanki żeby uważać… a kto wie, jeśli zajmę się tobą jeszcze raz znów pojawi się wizja która rzuci trochę więcej światła na sprawę. Nie wiem jak ty kochanie, ale ja jestem gotowa spróbować. O ile twój faworyt nie będzie kręcił nosem że mu ciebie dyscyplinuje… choć z drugiej strony to zawsze dobre widowisko i przystawka przed głównym posiłkiem - westchnęła.

- Nie będzie! Oli jest naprawdę bardzo kochany! - klęcząca blondynka roześmiała się serdecznie na taką wizję dyscyplinowania przez tą stojącą nad nią. - Myślę, że takie widowisko by mu przypadło do gustu. Dlatego wczoraj się zgodził na tą twoją wizytę u nas no ale już odpływał to na wszelki wypadek zapytam go teraz jak już wstanie. - powiedziała wesoło i wydawała się być prawie pewna, że jej partner nie będzie miał nic przeciwko takiej wizycie właśnie w takich celach o jakich rozmawiały. Posłała ku górze mokre spojrzenie obdarzając kolejną stopę swoimi utalentowanymi ustami. Spojrzała gdzieś w bok bo i Alessandra usłyszała jakieś odgłosy zza ściany.

- Oho! Nasz słodki książe wstał. - roześmiała się powstając do pionu. - Ale gdybyś potrzebowała osobistej niewolnicy do specjalnych zadań to też się dogadamy nawet gdyby jakimś cudem Oli zaczął kręcić noskiem. - szepnęła jej do ucha i cmoknęła je krótko.
- Jesteśmy w łazience! - krzyknęła aby przez szum prysznica i zamknięte drzwi. Doszedł ich jakiś męski głos ale niezbyt wyraźny. - Aha… No tak, rano jak wstaje to ma trochę zimny zapłon… No wiesz, długo mu schodzi zanim się w pełni rozbudzi. Znaczy mi się tak wydaje. Dłużej niż ja w każdym razie. - wróciła do normalnego tonu więc mężczyzna w sąsiednim pomieszczeniu tego raczej nie powinien usłyszeć.

- W takim razie chodźmy mu pomóc -
de Gast pokiwała głową i skorzystała z okazji że jeszcze są same przyciągając Malkaviankę do siebie i całując gorąco aby dać znać że zgadza się na jej propozycje i to bez konieczności używania głosu.
- Nie wypada aby się tak sam tam obijał - dokończyła ciągnąc ją ze sobą w stronę drzwi. Zaraz miało się okazać czy rzeczywiście nie straci głowy dla Monique. I to dosłownie.

- Dobrze, masz rację. - blondyna chętnie przylgnęła do swojej blondyny i oddała jej pocałunek. Ale zakręciła wodę i wyszły spod prysznica. Jeszcze klapki, szlafroki i wyszły na korytarz.

- Przedstawię cię. - szepnęła do niej gospodyni gdy otwarła drzwi do tej głównej sypialni apartamentu. Nie zmieniła się od wczoraj. A, że nie było okien to i “rano” wyglądało podobnie jak “wieczorem”. Jedynie mężczyzna którego wczoraj przelotnie Alessandra widziała jako przykrytego atłasową kołdrą trupa dzisiaj był chodzącym trupem. Widocznie rumieniec jeszcze nie zaczął działać. Ale i tak dał sie wyczuć książęcy majestat. Był w bordowym, męskim szlafroku. Na kieszeni na piersi widniały jego złote inicjały. Stał przed gustownym biurkiem obsługując się z baterii kryształów napełnionych różnymi odcieniami czerwieni. Jedną z nich właśnie sobie nalał do pękatej szklanki z grubo rżniętego szkła.

- Cześć Oli! - Monique podeszła do niego i pocałowała go krótko w usta. Po czym chętnie do niego przylgnęła. A “Oli” czyli Oliver Davout, książe paryskiej domeny objął ją, oddał krótki pocałunek i spojrzał z zaciekawieniem na ich gościa. Przez tą chwilę oboje wyglądali jak jakieś udane, śmiertelne małżeństwo. Ona piękna, on zuchwały, ona w jasnym szlafroku, on w ciemnym, ona pełna promiennego życia, on trupio blady.

- Dobry wieczór moje drogie. - przywitał się z nimi a blondynka też spojrzała na nową kumpelę.

- Oli, to jest właśnie Alessa. Znaczy Alessandra de Gast. Ta moja kumpela co ci mówiłam, ta co u niej byłam wczoraj. No wiesz, mówiłam ci jak wróciłeś. - trochę wyglądali jak jakaś dorosła córka z ojcem albo młoda żona z o wiele starszym mężem. Mówiła jakby nawiązywała do czegoś o czym rozmawiali wcześniej.

- A tak, tak. Od Sorena. Tak, kojarzę. Witam moja droga, bardzo miło mi cię poznać osobiście. - mimo bladości i jak się ruszył to okazało się pewnej sztywności ruchów nie ujęło to jego książęcemu majestatowi i manierom. Podszedł do gościa i po szarmancku ucałował jej dłoń. Za jego plecami Alessandra dostrzegła ogromną plazmę na ścianie. Tak aby wygodnie było oglądać z łóżka. A na niej zatrzymaną scenę z filmiku nagranego wczoraj przez Jewel. Dokładnie to ta początkowa scena jak drzwi się właśnie otwarły i wprowadzała nagą i skrępowaną faworytę księcia na łańcuchu.

- Wybacz kochanie, zmogło mnie wczoraj. Dużo pracy. Ale z tego co pamiętam to moja droga Monique była tobą zachwycona. Mówiła o tobie i twoim klubie w samych superlatywach. - coś jednak książe musiał pamiętać z tego co mu wczoraj jego kochanka zdążyła powiedzieć przed zaśnięciem bo właśnie do tego nawiązał.

Gdyby tydzień temu ktoś powiedział powiedział Alessandrze, że będzie rozmawiać z Księciem w jego prywatnym lokum i to nie będąc wezwaną na audiencję… to się nie mieściło w głowie. Zwykle spokrewnieni z jej stażem nie mieli możliwości zobaczenia go na żywo, a co dopiero stanięcia twarzą w twarz, gdy oboje znajdują się w szlafrokach, a noc dopiero się budzi. A tu proszę, zauważał ją, ujął dłoń aby złożyć kurtuazyjny pocałunek na który de Gast się rozpromieniła równie mocno jak na jego słowa.
- Tak mówiła? Oh Moni… jesteś dla mnie za dobra. Gdybym miała te szczęście gościć w swych lochach ptaszyny choćby po ćwierci tak zdolne i zaangażowane jak ty, krew mi świadkiem, nie wychodziłabym z nich aż do końca świata. - posłała Malkaviance ciepłe spojrzenie, przykładając dłoń do poruszonej piersi. Wróciła jednak wzrokiem do mężczyzny przed sobą i popatrzyła mu prosto w oczy, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Tyle by mnie wtedy ominęło… nie ma czego wybaczać, mój piękny. Trzeba myśleć, pracować i cierpliwie czekać, aż sny się ziszczą. Najtrudniejszą sztuką jest czekanie, choć przecież tyle nam na nim upływa w życiu czasu. Nagroda jednak warta jest każdego oczekiwania, nieważne jak długie by ono nie było. - podniosła jego dłoń do ust i powolnym ruchem polizała jej wierzch. - Rzeczywiście słodki… Monique miała rację. A myślałam, że sobie ze mnie dworuje.

Książe obserwował swojego gościa i sądząc po minie był całkiem rad z tej wizyty i zachowania. A jego faworyta aż się zachwyciła jej słowami.

- Oj, Ally, jakbym wiedziała, że jesteś taką cudowną władczynią z tak rozbudowanym loszkiem i jeszcze tak wspaniałym personelem to już dawno bym była u ciebie stałym gościem. Albo w ogóle bym nie wychodziła z tego loszku! No chyba, żebyś mnie wyprowadzała na spacer na smyczy no to tak. No ale masz rację, wtedy też bym wiele straciła. - Malkavianka w pełni poparła słowa swojej nowej kumpeli i wydawało się, że nadają na tych samych falach i świetnie się uzupełniają pod względem zaspokajania swoich potrzeb, żądz i preferencji. Ale na koniec objęła ramię swojego mężczyzny i cmoknęła go w policzek aby zaznaczyć, że na nim też jej zależy i trudno by jej było wybierać między tymi dwiema przyjemnościami.

- No, ciekawe, ciekawe… - Davout pogłaskał policzek swojego gościa i przesunął kciukiem przez usta blondynki.

- No! Wiesz jak wczoraj było? No super! Szkoda, że cię z nami nie było! - Monique zaczęła z entuzjazmem i werwą opowiadać co się wczoraj działo. I właściwie gdyby ktoś czytał sam stenogram z tej relacji to pewnie by odniósł wrażenie, że to mówi jakaś ofiara masowego gwałtu i seksualnych tortur. No bo na stenogramie niekoniecznie musiało dać się odczuć te uczucie spełnienia i satysfakcji z jaką blondynka w kusym szlafroczku opowiadała swojemu partnerowi o swojej pierwszej wizycie w “Miroir Noir”. Księciu się to chyba też podobało bo gdy na koniec zajęczała prosząco czy by przypadkiem znalazł jutro czas aby się spotkać we trójkę to się długo nie zastanawiał.

- A co tam. Książe też chyba może sobie zrobić jedną nockę wolną na trochę rozrywki. - westchnął dobrodusznie machając ręką na wszystko inne. Co Monique nagrodziła obejmując go mocno i mocno całując w usta w podziękowaniu za tą zgodę.

Do jego drugiego boku przykleiła się Torreador, również dziękując za wyrozumiałość bez potrzeby używania dźwięków, choć jej usta mówiły intensywnie z każdym po kolei.
Znów żałowała, że nie mają czasu dla siebie już dziś. Ale była cierpliwa, jeśli sytuacja tego wymagała.
- Specjalne życzenia? - wymruczała obejmując ich oboje, a jej dłonie badały co ciekawsze elementy ich ciał przez cienkie warstwy materiału - Część zabawek przyniosłam wczoraj. Monique je widziała, ty również je przejrzyj i zastanówcie się czego spodziewacie się po jutrzejszej nocy, a ja postaram się, abyście zapomnieli o wszelkich troskach aż do świtu.

- Takie coś? -
gospodarz wskazał brodą na wielką plazmę z zamrożoną sceną wprowadzania przez dominę swojej nowej niewolnicy do swojego prywatnego loszku.

- No! Wiesz jak Ally umie świetnie prowadzić na smyczy? I używać szpicruty, bacików, kajdan, knebli i całej reszty! - blondynka znów wsparła swojego blond gościa chwaląc ją bez żenady jakby ta była ucieleśnieniem jej wyuzdanych fantazji.

- Myślę, że takie coś mi wystarczy. - Davout odwzajemnił pocałunek jednej i drugiej blondynie ciesząc się ich obecnością. Rumieniec życia musiał zacząć działać bo już nabierał żywych barw i nawet na dotyk wydawał się już nie tak chłodny i suchy jak jeszcze na początku rozmowy.

- Cudownie, jesteś taki kochani Oli! A! A będę mogła odwiedzić Ally w Brukseli? Bo chyba umrę tutaj z tęsknoty bez niej! - zawołała uradowana gospodyni ciesząc się, że tak dobrze się wszystko układa.

- W Brukseli? Ty? Faworyta paryskiego księcia? Przykro mi ale nie. To nie będzie możliwe. - Davout uważnie powtórzył prośbę ale ze spokojną stanowczością odmówił tej prośbie. W pierwszej chwili Malkavianka była tak tym zaskoczona, że aż zaniemówiła. Spojrzała szybko na swoją ulubioną kumpelę i dominę jakby chciała sprawdzić czy ta też to usłyszała.

- Nie? Ale jak to? Dlaczego? - zapytała swojego partnera a poza tym księcia całej domeny jaki w większości spraw miał ostatnie słowo i był końcową instancją do jakiej można się było odwołać.

- Kochanie dlatego wysyłamy Alessandrę i resztę aby sprawdzili coś dla nas. Sama wiesz co. I dlatego nie jedzie nikt z nas. Ani ja, ani Aurora, ani Marcel, ani któryś z primogenów. Bo to się wtedy zrobi oficjalne. A tego właśnie chcemy uniknąć. Chcemy to załatwić incognito bo być może to jakieś wygłupy młodzieży albo pechowy zbieg okoliczności. Chociaż w całości tych dowodów co zebraliśmy to za dużo tego aby to był tylko zbieg okoliczności. No a jak moja faworyta tam pojedzie no to i wypada aby przywitała się z tamtejszym księciem i dworem. Bo wpaść i wypaść no to spory nietakt by wyszedł. Dlatego wybacz kochanie ale jako moja faworyta nie możesz tam pojechać. - Oliver mówił spokojnie i zdanie po zdaniu tłumaczył dlaczego nie spodobał mu się pomysł takiej wizyty u kumpeli swojej faworyty. Brzmiało jakby bardziej chodziło mu o wpływ takiej wizyty na misję jaką w końcu zlecił i autoryzował nawet jeśli patronowała jej Aurora.

- Ale… Ale jak to? To bedę musiała tu czekać aż Ally wróci? Przecież sam wiesz, że nie wiadomo kiedy ona wróci. Oni wszyscy. Oj kotku nic nie wymyślisz? Ty zawsze umiesz wymyślić coś fajnego. - popatrzyła na niego jak mała dziewczynka której ojciec oznajmił, że w tym roku Mikołaja nie będzie bo został przesunięty na następne święta. Pogłaskała go delikatnie po wygolonym policzku jak prosząc go o pomoc w tej materii.

- No mogłabyś pojechać ale na przykład do Amsterdamu. To nie jest jakoś daleko od Brukseli. Albo gdziekolwiek w okolice ale nie do Brukseli. A najlepiej nie jako moja faworyta. A jeszcze lepiej to zorganizujecie sobie jakieś wygodne gniazdko na schadzki, najlepiej nie w samej Brukseli. Bo jakby się Ally spotykała z jakąś tam blondynką albo nawet nie blondynką to już tam mniejsza z tym. Byle nie z faworytą księcia bo to za bardzo przykuwa uwagę. A w tej całej sprawie chodzi o to aby właśnie nie przykuwać zbędnej uwagi. Poza naturalnym wdziękiem i atencją. - wyglądało jakby prawie od ręki Davout znalazł rozwiązanie które można było zastosować. Raczej nie miał nic do ich wspólnych schadzek byle nie szkodziły one misji jaką zlecił.

- Oh Oli! Jesteś taki kochany! - Malakvianka momentalnie się rozpogodziła, mocno objęła i pocałowała swojego księcia. Zanim ktoś powiedział coś jeszcze rozległ się dźwięk dzwonka telefonu.
De Gast spojrzała w jego stronę ze złością, lecz widząc czyje imię wyświetla się na ekranie od razu się rozpogodziła.

Poniedziałek, wieczór; 23:40; Muzeum Sztuki w Luwrze; 1-sze piętro; korytarz


Luwr swój początek wziął od twierdzy. Na początku król Filip II August zlecił wybudowanie masywnej 30 metrowej wieży, o 4 m grubości murach. Król Karol V rozbudował twierdzę do pałacu, następnie król Franciszek I zlecił całkiem nowy projekt. Za panowania Ludwika XIV ukończono prace przy budowie tak zwanego "Starego Luwru". Od 1805 r. Napoleon I nakazał gruntowną renowację "Starego Luwru" i wybudowanie "Nowego Luwru". Po rewolucji francuskiej Luwr stał się Muzeum Narodowym Francji. Obecnie w skład zespołu pałacowo - muzealnego wchodzą: dwie główne części: Stary Luwr - z czterema skrzydłami i Nowy Luwr, otaczający galeriami i pałacami "Place du Carrousel", sięgający aż do pawilonu Tuileries. Kompleks nie zawsze służył jako muzeum, do XVI wieku był fortecą, zaś podczas II wojny światowej naziści zmienili go w magazyn, gdzie przechowywano skradzione dzieła sztuki. Panna ge Gast uwielbiała to miejsce, gdy jeszcze mogła chodzić po jego korytarzach za dnia i nie bać o nagłą śmierć poprzez spopielenie. Spędziła dziesiątki godzin przechadzając się pośród arcydzieł prawdziwie nieśmiertelnych mistrzów sztuki.

Bezdyskusyjnym faworytem do tytułu królowej Luwru dla żywej Alessandry była z pewnością Gioconda, czyli Mona Lisa, pędzla Leonarda Da Vinci - główny punkt programu wycieczek z oprowadzaniem. Płótno schowane zostało za grubym szkłem pancernym, w pokoju naszpikowanym kamerami, a obok niego zawsze stoi dwóch strażników. No i oczywiście tłum zwiedzających. Nic dziwnego ‒ w końcu Monę Lisę można było zobaczyć tylko tutaj. I to dosłownie, ponieważ władze muzeum postanowiły, że obraz już nigdy więcej nie opuści murów paryskiego pałacu. Aby go zobaczyć, należało udać się na pierwsze piętro południowego skrzydła Denon i odnaleźć salę 7 działu malarstwa włoskiego.
Ale to było dekadę temu.

Teraz panna de Gast zmierzała na spotkanie z prawdziwą królową tego miejsca, o której istnieniu wiedziała wąska grupa wtajemniczonych. To już nie była Afrodyta, lepiej znana jako Wenus z Milo, nie ustępująca sławą Giocondzie, Nike z Samotraki, czy stela Hammurabiego. Tylko prawdziwa perła antycznego splendoru, równie niesamowita co figura siedzącego Ramzesa II w sali nr 12 części egipskiej, na pierwszym piętrze skrzydła Sully.
Dobrze, że miała przy sobie Sorena, bez niego zagubiłaby się w labiryncie prywatnej części kompleksu i została tam na zawsze, zmieniając w kolejny antyk. Szła uczepiona jego ramienia i słuchała podnieconego mauli, którego świetny humor udzielał się również Alessie. Było jej dobrze, cudownie wręcz, bo zadowolenie stwórcy brało się z zachowania potomka. Przynosiła mu coś kompletnie przeciwnego do wstydu, miała pewność że przy następnej rozmowie z wujkiem Georgem Soren wykorzysta sytuację aby wbić szpilę przyjacielowi i przypomnieć z pewnością mniej spektakularny debiut Musette.

- A jak było wczoraj w “Olimpie”? Aurora powiedziała wam w końcu o co chodzi z tym zadaniem? - zapytał w pewnym momencie, gdy szli po tych niekończących się schodach i korytarzach, dziwnie pustych i pogrążonych w półmroku. Chociaż paliły się pozostawione światła.

De Gast poczuła ukłucie w boku, bo nigdy wcześniej nie okłamała go, ani niczego przed nim nie zataiła. Teraz za to Aurora tego od niej wymagała, zrobienia czegoś co nie mieściło się w blond głowie.
- Powiedziała - zaczęła i urwała. Przeszli parę metrów we względnej ciszy nim podjęła prawie szeptem - Czeka nas rozłąka ukochany. Aurora wysyła nas na dniach do Bruxelles, więc tym bardziej raduję się mogąc dzisiejszej nocy bawić się w twoim towarzystwie. Nie wyobrażam sobie tego - pokręciła głową i mocniej objęła ramię stwórcy - Nie wiem kiedy wrócę, ale nieprędko. Czeka mnie obskurny akademik w którym mimo próśb naszej drogiej szeryf nie zamierzam zostawać długo. Jest okropny… nie pomieszczę tam swoich ubrań nawet, a co dopiero służby. Czuję się taka… strwożona. Jak to będzie wyglądać? Bruxelles to nie Paryż, zacznę jak biedny włóczęga. Przecież nie zabiorę tam wszystkiego, muszę coś kupić, przygotować się, aby nie umrzeć z zażenowania już pierwszej nocy. Tułacz bez domu, bez klubu… bez ciebie.

- Oh, kochanie, nie bój się, jakoś to się wszystko ułoży. -
objął ją gdy tak szli korytarzem i przytulił do siebie w geście otuchy i pojednania. Nie puścił jej więc szli tak zbliżeni jak para kochanków.

- Do Brukseli? Do Miasta Próżniaków? A po co? I to was wszystkich? Czy tylko ciebie? - Soren wydawał się być nieco zaskoczony tymi wieściami o wyjeździe. Więc chciał się dowiedzieć czegoś jeszcze.

- Ja, Margaux, Bruno, Joh i Carl. Jedziemy wszyscy - odpowiedziała, a w jej głowie pojawił się gorący sprzeciw jak przy pokazaniu obdrapanej rudery gdzie niby mieli zamieszkać jako studenci.
- Nie wiem na ile, bo póki nie wykonamy zadania nie możemy wrócić - przyznała ze złością i spojrzała na stwórcę z bólem w oczach - Oficjalnie jako nowa dobrze rokująca grupa studencka, pierwsza za nowego Księcia. Wersja nieoficjalna ma zostać ukryta zarówno przed maulami jak i primogenami… więc proszę nie naciskaj - pokręciła głową i odwróciła głowę ku końcowi korytarza którym zmierzali - Dałam słowo Aurorze, a wiem że jeśli nakażesz to ci wszystko powiem.

- Ah…
- sapnął cicho i milczał tak przez kilka kroków. Zatrzymał się przed jakimiś drzwiami, otworzył je dla niej i puścił przodem nim ruszył za nią. I też milczał obracając to wszystko w głowie.

- No tak, rozumiem. Czyli jedziecie wszyscy z Leclerca. Jako nowi studenci. I nie wrócicie przez jakiś czas. No dobrze, niech i tak będzie. Rozumiem. Skoro Aurora tak wymaga to pewnie ma jakiś powód. - powiedział w końcu gdy się zrównali i skierowali ku kolejnym schodom. Tym razem w dół. Zeszli do poziomu piwnicy i mijali jakieś robocze korytarze, pracownie, magazyny i kto wie co jeszcze.

- Tak to już jest moja droga w tym dorosłym życiu. Dostajemy od zwierzchników zadania i dobrze wygląda jeśli je wykonamy wedle ich życzenia. To nam wyrabia markę, kontakty i na tym w sporej mierze polega “robienie kariery” w koterii. No a już prawie jesteśmy. To tam, na końcu korytarza. Jej prywatna jadalnia. - pokiwał znów swoją ciemną głową i nie naciskał na to aby zdradziła mu więcej niż chciała. A w międzyczasie prawie doszli na miejsce przeznaczenia bo drzwi jakie wskazał już było widać na końcu korytarza.

- Wczoraj po spotkaniu z Aurorą trafiłam do Monique. Spędziłam z nią dzień, na jutro jestem umówiona z nią i Olivierem. Dała mi nielimitowany dostęp do ich apartamentu - popatrzyła na niego z miną jakby oznajmiała że jutro jedzie na zakup, choć chciała się pochwalić kolejnym małym sukcesem. Tak małym jak główna piramida stojąca na placu Napoleona przed pałacem Luwru - Mam nadzieję, że wybaczysz mi absencję i to że nie będę się odzywać. Dziś postaram się ci to zrekompensować, o ile Angelette nie będzie żądała aby to jej poświęcić całą uwagę.

- Monique dała ci dostęp do ich apartamentu? -
ciemnowłosy spokrewniony powtórzył to jakby chciał się upewnić czy dobrze usłyszał. Albo zrozumiał. Pokręcił głową z niedowierzania jakby zabrakło mu słów po czym zaśmiał się cicho. - No to tak jak mówiłem, niedługo to ja będe przychodził do ciebie po rady i lekcje. - dodał rozbawionym tonem. Ale mimo to wyczuła, że jest pod wrażeniem takiego osiągnięcia.

- A Angelette to tak, nie zapomniaj, że lubi być w centrum uwagi i atencji. No jak to z królową balu bywa. Ale poza tym to jest całkiem życzliwą, rozsądną kobietą. - tyle zdążył powiedzieć bo zatrzymał się przed jednymi z dwóch par drzwi, otworzył je i weszli do niewielkiego pomieszczenia. Tym bardziej niewielkiego, że stało tam dwóch milczących garniaków ewidentnie pilnujących spokoju kolejnych drzwi.

- My do królowej. - powiedział do nich Soren. Jeden z nich skinął głową i otworzył drzwi. Oboje weszli a on je za nimi zamknął.

- O proszę, są i moi wyczekiwani goście. Siadajcie proszę i czujcie się jak u siebie. - królowa wyglądała iście po królewsku. Siedziała na krańcu długiego na tuzin osób i ozdobnego stołu pamiętającego czasy Ludwika XIV. I krzesła zapewne także. Po każdej jej stronie były przygotowane dwa nakrycia jakby naprawdę mieli jeść z nią kolację. Jadalnia zaś była jak przeniesiona z jakiejś sali balowej. Kryształowe żyrandole, płonący kominek, obrazy na ścianach. A biorąc pod uwagę miejsce w jakim byli i kim była gospodyni to pewnie raczej nie były to falsyfikaty albo kopie. Soren zachęcająco skinął głową dając znać, żeby podejść do królowej.

Przyjęła ich prywatnie, bez świadków i dodatkowych oczu. Odprawiła swój dwór stawiając na prywatność i dyskrecję, gdy nie trzeba się chować za wachlarzem konwenansów albo etykiety. Wyglądała też pięknie, jak czarny diament odbijający w swych nieskazitelnych fasadach światło pełni księżyca. De Gast zaczęła iść, ciągnąc za sobą tren koronkowej, rubinowej sukni. Stąpała pewnie, unosząc wysoko głowę i kołysząc biodrami wbijała rozpalone spojrzenie w oczy primogen. Dla takich widoków jak łaskawie uśmiechnięta Królowa Marionetek warto było być częścią klanu. Miała w sobie coś, co przykuwało uwagę i Alessandra musiałaby być naprawdę ślepa by nie doceniać jej piękna.
Ślepa i niewdzięczna jednocześnie, okropne połączenie.
Szczyt stołu zbliżał się, ona zaś nie zwalniała i zamiast zatrzymać obok gospodyni aby się skłonić i ucałować jej dłoń, zrobiła coś kompletnie innego. Zadziałał impuls, seria pragnień rozsadzających głowę de Gast od środka oraz świadomość jak niewiele czasu ma.
W pół kroku pochyliła się, wyciągając ręce ku żywej rzeźbie z marmuru i ujęła jej twarz w swoje dłonie przytrzymując aby nie uciekła, a potem przystąpiła do powitania, całując ją dziko prosto w rozchylone usta pociągnięte burgundową szminką, dzieląc się całym pożądaniem, niecierpliwością i radością które odczuwała na ich spotkanie. To co się stanie zaraz całkowicie przestało się liczyć.
- Musiałam… - szepnęła z wargami na jej wargach gdy cofnęła odrobinę głowę - Każ mnie za to zabić, ale umierając i tak powiem, że twoje usta warte są tej ceny.

To co się stało to chyba zaskoczyło wszystkich. A na pewno parę o wiele starszych Torreadorów. Może nawet bardziej jej maulę niż jej primogen. Bo jak Alessandra w końcu spojrzała na niego to ujrzała bardzo rzadki widok. Stał jak sparaliżowany, z szeroko otwartymi ustami i oczami. Jakby miał zamiar krzyknąć ale się powstrzymał w ostatniej chwili. A teraz bał się drgnąć chociaż o milimetr jakby to mogło spowodować wybuch pola minowego na jakim nieopatrznie się znalazł.

Primogen zaś w pierwszej chwili też musiała być zaskoczona. Bo jak de Gast obchodziła stół to śledziła ją uprzejmym, stonowanym spojrzeniem. Zauważyła, że obrzuciła spojrzeniem jej karminową kreację jaką ubrała na ten wieczór i w oczach dostrzegła aprobatę. Trochę się zdziwiła bo uniosła brwi gdy Alessandra minęła swoje krzesło i stanęła przy niej. A potem już wszystko działo się zbyt szybko aby było miejsce na słowa. Zadziałało zaskoczenie i żądze.

Blondynka obleczona w karmin przez moment jeszcze widziała zaskoczenie na twarzy kobiety nad jaką się pochyliła. A potem już poczuła smak jej ust na swoich ustach. To były bardzo przyjemne, pełne, jędrne usta, idealne do całowania i smakowania. Z początku całkowicie bierne. Zaskoczona królowa przez moment dała się biernie całować. Ale przez ten moment. Wydawało się, że zaraz potem coś w niej przeskoczyło. Bo mocno złapała młodszą wampirzycę, przyciągnęła ją do siebie i aktywnie zaczęła oddawać jej pełny namiętności pocałunek. Tak gwałtownie, że przewaliła ją na stół wywracając kieliszki a na plecach Alessandra poczuła jakiś talerz czy widelec. Ale nic to! Królowa pochylała się nad nią i chciwie wpijała się w jej usta. Gdy wreszcie obie się choć na chwilę opamiętały primogen Torreadorów nie wydawała się rozgniewana. Wręcz przeciwnie.

- No, no… Widzę, że szykuje nam się bardzo ekscytująca noc. - odetchnęła głębiej i poprawiła sobie jakiś niesforny lok jaki wypadł z jej starannej fryzury i opadł na twarz podczas tego emocjonującego powitania. - Oh, wybacz, poniosło mnie. - powiedziała jakby dopiero teraz zorientowała się, że prawie rzuciła swojego gościa na stół. Pomogła jej powstać ale zamiast poprosić ją na przewidziane dla niej krzesło posadziła ją sobie na kolanach.

- Soren... nie wiedziałam, że twoja wychowanka jest aż tak utalentowana. I nie stój tak, usiądź proszę, w końcu jesteś w gościach a nie na jakiejś królewskiej audiencji. - powiedziała wracając do swojego wspaniałomyślnego, władczego tonu a jednak już nie tak oficjalnego. Wydawała się być w wybornym humorze. Maula Alessandry wyglądał jakby wciąż miał stan przedzawałowy. O ile zawał groziłby spokrewnionym. A teraz ewidentnie mu ulżyło bo prawie zwalił się bezwładnie na swoje krzesło. Uśmiechnął się niezręcznie i pozwolił poczęstować się winem.

- A ty różyczko… No, no… Udało ci się zaskoczyć swoją królową. I to tak jak lubię najbardziej. Zasługujesz na nagrodę. Dawno nie przeżyłam coś tak ekscytującego. Na co byś miała ochotę? Myślę, że twoja królowa może okazać ci szczodrość dzisiejszej nocy. - za to do Alessandry jaką posadziła sobie na kolanach Angelette zwróciła się jak do odkrycia sezonu i swojej ulubienicy dla jakiej miała ochotę być łaskawa i spełnić jej zachcianki.

Blondynka rozsiadła się nie kryjąc zadowolenia z sytuacji. Oddech miała przyspieszony, a błyszczące oczy wbijała w twarz primogen, obejmując ją za kark i gładząc czubkami palców po szyi. Drugą dłonią gładziła jej policzek, mrucząc przy tym nisko.
- Niczego tak nie pragnę jak móc cieszyć zmysły twą obecnością za każdym razem gdy otwieram oczy. Chciałabym aby twój uśmiech był tym, co towarzyszy mi po przebudzeniu, a twoje usta żegnały uciekającą noc będąc cudowną osłodą nadchodzącego dnia. Moje serce spala marzenie, by móc hołubić cię całą, kawałek po kawałku - oderwała palce od jej twarzy i chwyciła za dłoń, całując jej wnętrze. Posmutniała nagle, wzdychając cicho.
- Dążyłabym do tego, gdyby nie fakt, że za parę dni muszę wyjechać do Bruxelles, gdzie niechybnie usychać będę z tęsknoty noc w noc, aż nie zostanie ze mnie wiecej ponad garść pyłu, a jeśli los będzie łaskawy wiatr przywieje go z powrotem tutaj abym choć ostatni raz mogła dotknąć twej skóry zanim do końca obrócę się w niwecz. Dlatego też, jeśli mogę o coś prosić, zapomnijmy o jutrze i dzisiejszą noc spędźmy tak, jakby świt nigdy miał nie nastać. Pozwól mi uwiecznić cię w cyfrowej pamięci aby wspomagała moją gdy rozdzielą nas setki kilometrów. Abym pamiętała jak to jest czuć się jak Psyche obdarzona darem miłości Kupidyna. Ukoi to tęsknotę wygnańca, pozostawionego daleko od jasnych gwiazd zaklętych w oczach jego królowej.

- Poetka z ciebie. Dobrze. Lubię poetów. I artystów. Bardzo chętnie spełnię twoją prośbę aby uwiecznić dzisiejszą noc w obiektywie. Wolisz Sorena w roli kamerzysty czy mam kogoś zorganizować? -
primogen paryskiego Klanu Róży odwzajemniała delikatne pieszczoty głaszcząc kark i plecy swojego gościa. Z bliska chłonęła jej twarz, szyję i dekolt. I naprawdę wydawała się skora spełnić jej życzenia zauroczona wrażeniem jakie na niej wywarła o wiele młodsza spokrewniona.

- To ta misja dla was to do Brukseli? To macie jechać jako nowi studenci? Dziwne, że Aurora i Olivier robili z tego taką tajemnicę. No chyba, że to tylko przykrywka do czegoś głębszego. - powiedziała sennym tonem Angelette nie przestając pieścić swojej nowej znajomej. Trochę była zdziwiona nie tym, że nowa grupa ma wyjechać do stolicy Belgii ale raczej tym utrzymywaniem ścisłej tajemnicy jaka tą misję otoczyła czarnowłosa szeryf.

- Tak, oficjalnie jedziemy tam jako grupa studentów - de Gast przytaknęła, a w jej oczy wdarł się autentyczne smutek, kiwnęła też głową na domysły primogen, choć nie powiedziała więcej. Nie mogła, a starsza spokrewniona żyła zbyt długo aby tego nie wyłapać. Wzdrygnęła się też, mocniej zaciskając palce na alabastrowej skórze jakby jej to miało pomóc nie rozsypać się na kawałki.
- Zakwaterowali nas w przeklętym akademiku. Z całym szacunkiem dla naszej drogiej szeryf i słodkiego Księcia… od progu odzierają nas z jakiegokolwiek smaku i szyku. Widziałam ten budynek, paskudnie nijaka betonowa bryła jakich wiele, a w środku dodatkowo hotel dla śmiertelników. - jęknęła cicho, pieszcząc wierzchem dłoni policzek królowej i wciąż patrząc jej głęboko w oczy - Jakby konieczność pozostawienia cudów Luwru nie była już wystarczającą karą. Czuję się taka… - wzdrygnęła się aby chwilę później mocniej przylgnąć do gospodyni. Ostatniej deski ratunku przed klątwą nijakości - Parias wygnany w ciemność, z dala od blasku świateł, kultury i sztuki. Prosto do barbarzyńskiego, mrocznego kraju, gdzie Le Grand Mogol bierze się za nazwę markę taniego wina które nigdy nie powinno tej nazwy otrzymać. - westchnęła, pochylając się aby pocałować burgundowe usta z nadspodziewaną czułością - Ale to w weekend. Dziś jeszcze tańczę wśród gwiazd z niewypowiedzianą i płonną nadzieją, by ta noc trwała wiecznie. Spędźmy ją we trójkę, pod okiem kogoś kto to uwieczni, abyśmy nie musieli się kłopotać przyziemnymi sprawami.

Królowa siedząca na swym tronie u szczytu stołu z enigmatycznym, łagodnym uśmiechem gdy słuchała odpowiedzi swojej najnowszej różyczki. Ta miała wrażenie, że jej primogen myśli nad czymś intensywnie. Dopiero słowa pochlebstw i pocałunek przywrócił ją do rzeczywistości. Elegancko ujęła dłoń swojej podopiecznej i pocałowała ją jakby to jej chciała oddać cześć i szacunek.

- Dobrze różyczko. Masz rację, szkoda tracić tak pięknie i interesująco zaczętej nocy. Chodźmy więc. - lekko naparła dłonią na jej plecy dając znać aby ta wstała. Sama zaś sięgnęła po klasyczny, ręczny dzwonek i go użyła. Drzwi wejściowe otwarły się i pokazał się jeden z jej ochroniarzy jacy stali tam na warcie.

- Bardzo cię proszę Francis, przyślij kogoś z kamerą na dół. Moja różyczka ma życzenie uwiecznić na kamerze tą noc. - powiedziała uprzejmym tonem a podwładny gorliwie skinął głową potwierdzając otrzymane polecenie i znów dyskretnie zamknął drzwi znikając za nimi. Zaś gospodyni przejęła rolę przewodniczki i ruszyła ku kolejnym drzwiom.

- A powiedz moja droga, na co byś miała ochotę, co byś chciała zrobić aby uczynić tą noc wyjątkową na tyle by pamiętać ją za sto lat? - zapytała otwierając drzwi i przepuszczając gości. Po czym zrównała się z nimi gdy znów szli jakimś piwnicznym korytarzem.

Młodsza Torreador nie zastanawiała się długo, odpowiadając ruchem. Chwyciła primogen za ramię, pchnęła ją na ścianę, a potem wyjaśniła na ucho między pocałunkami co dokładnie ma zamiar z nią zrobić zanim promienie słońca powrócą nad horyzont miasta.
Negocjacje przeciągały się, dwie pary rąk dokładały swoje argumenty gdy usta pozostawały zajęte. Koniec końców gospodyni zaprowadziła ich do swojego prywatnego loszku. I jak się okazało był to najprawdziwszy loch jak z czasów średniowiecza. Albo z jakiejś inscenizacji w tych klimatach. Tylko wszystko było tu autentyczne. Prawdziwy loch w trzewiach starego gmachu. Taki z łukowatymi sklepieniami jak w jakimś zamku i zamykany niskimi, łukowatymi drzwiami przy jakich trzeba było się schylić aby przez nie przejść. A w środku te wszystkie przyrządy znane ze średniowiecznych izb tortur. Stół do rozciągania skazańców, klatki, łańcuchy, krzyżaki, dyby i tak dalej. Tylko wszystko nie takie nowoczesne i eleganckie. Tylko jakby żywcem wyjęte ze średniowiecznego zamku. Nawet pod butami dało się wyczuć chrzęst drobinek piachu rozgniatanych na posadzce. I jeszcze był ten podmokły, piwniczny zapach idealnie komponujący się do takiego skrytego w podziemiach miejsca. Królowa z dumą zaprezentowała im swój prywatny plac zabaw do jakiego zapewne niewielu dostąpiło zaszczytu aby tu gościć i bawić. Radość sprawiło jej z pewnością oglądanie zachwytu na twarzy blondynki, która jak zauroczona zrobiła rundkę honorową po wnętrzu, gładząc dłonią antyczne sprzęty. Jakoś problem zabrudzenia trenu sukni w ogóle wyleciał jej z głowy, zajętej w tym momencie kompletnie czym innym. A raczej kim innym.

- Oh Angelette - westchnęła okręcając się w kierunku gospodyni. Ruszyła w jej stronę wyciągając ramiona aby skrócić dzielący je dystans i pożerała ją wzrokiem ślepym od pożądania, a nim nastał świt pożarła każdy najdrobniejszy fragment ciała primogen nie przeoczając choćby skrawka, gdyż pominięcie choćby odrobiny alabastrowej skóry byłoby czystym bluźnierstwem.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline  
Stary 21-10-2022, 14:20   #80
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Johna było w Vaugirard. Największej i jednocześnie najgęściej zaludnionej dzielnicy Paryża. XV dzielnica nie reprezentuje prawie nic. Poza ślicznymi zabudowaniami wzdłuż rzeki i kilkoma kamienicami, które można znaleźć w przewodnikach turystycznych była tu kompletn betonoza. Las betonowych bloków zbudowanych w złotych latach siedemdziesiątych. Odnawianych niecałe dwadzieścia lat temu.Ludzie tutaj mieszkali, bo mieszkali tam wcześniej ich rodzice. A często i ich dziadkowie. Mając mieszkania nie trzeba było się starać o dobrą pracę, żeby spłacać mieszkania. Dane pokazywały, że w XV dzielnicy tylko 20% mieszkańców urodziło się poza Paryżem. A tylko 4% poza Francją. W tych czterech procentach był John.

Gdy wchodzili na czwarte piętro bez windy mogli obejrzeć lokalne graffiti. Można było poznać lokalne sympatie polityczne mieszkańców, historie ulubionych drużyn piłkarskich , czy informacje o jakości prowadzenia się niektórych z mieszkanek klatki.

John otworzył trzy zamki w drzwiach, wypuścił Margo i zamknął za sobą drzwi. Margo natychmiast poczuła, że w mieszkaniu jest dużo cieplej niż na zewnątrz. Powietrze było zatęchłe i było słychać szum.

Mieszkanie nie było duże. Posiadało łazienkę, sypialnię i duży pokój z aneksem kuchennym. Tak przynajmniej wymyślił to projektant. Ale z pewnością nie mogłaby tu żyć rodzina. Ów Aneks kuchenny został zaadoptowany przez całą masę pospinanych kabli i elektroniki poustawianej na różnego rodzaju rusztowaniach. Szum który cały czas słyszeli pochodził od dziesiątek wiatraczków. Poza tym diody led podświetlały również chłodzenie wodne, które było rozprowadzone pomiędzy radiatorami. Nie było szans na to, żeby znaleźć w kuchni lodówkę, lub chociaż jakąś iluzję jedzenia. W salonie również ciągnęły się pęki kabli. Część podwieszona pod sufitem. Inne puszczone po podłodze i przyklejone żółtą taśmą, żeby się nie potknąć. W centralnym punkcie salonu stały biurka złożone w kształt litery L i jedno wygodne krzesło obrotowe. Na dwóch biurkach rozstawione były cztery monitory i trzy klawiatury. Na ścianie wisiała jednostka klimatyzatora wskazująca temperaturę zadaną - czternaście stopni, i temperaturę faktyczną - 26,5 stopnia.

- Właśnie to muszę spakować. Domyślasz się pewnie dlaczego potrzebuję oddzielnego mieszkania. W akademiku nie byłbym w stanie zapewnić ani chłodzenia, ani dość prądu. Oto mój grajdołek.

To było jak lunapark, albo przynajmniej wejście do laboratorium współczesnego szalonego naukowca bez otoczki makabry i horroru. Ryan rozglądała się urzeczona czując się trochę jakby trafiła do serwerowni w dawnej robocie. Przez pierwsze kilka chwil milczała, zglądając i oglądając wystawę techniczną mogącą śmiało dostać tytuł “Duch XXI wieku”. W porównaniu do tego miejsca jej mieszkanie wydawało się totalnie bezosobowe, wolne od jakichkolwiek śladów osobowych dodatków. Ubrania mieściły się w dwóch szufladach i jednej szafie, lodówkę zajmowały worki z krwią. Nawet szczoteczkę do zębów trzymała schowaną w szafce za lustrem łazienkowym.
- Czyli kopiesz kryptowaluty. Bo wiesz… laptop mi ostatnio strasznie muli. Przydałoby mu się czyszczenie - stwierdziła wreszcie, obracając się do gospodarza i posłała mu rozbawiony uśmiech - Nie dość że doktor, kulturysta, hydraulik to jeszcze górnik. Jest coś czego nie umiesz, spryciarzu? Oprócz tańca, bo tutaj wypadałoby popracować chociaż nie ma aż takiej tragedii… - parsknęła - Wyobraź sobie… przebywanie w tym mieszkaniu o którym mówisz będzie naprawdę eklektycznym doświadczeniem. Twoja elektronika, gołębie Carla, a wśród tego wszystkiego rozrzucone pejcze, gagballe i inne zabawki Alessy. Do tego na ścianach fragmenty silników i opon Bruno… muszę się zastanowić co ja tam dorzucę.

Popatrzył na Margoux i zamrugał. Potrzebował chwili, żeby przeanalizować to chwilę.
- Ja nie kopię kryptowalut. Kopanie nie jest jedyną rzeczą, która zajmuje pracę komputerów. Niektóre algorytmy uczenia głębokiego zajmują sobie czas w taki sposób. Samo weryfikowanie poprawności kodów, też trochę zajmuje. Kopanie kryptowalut to nic innego jak użyczanie mocy obliczeniowej swojego sprzętu, żeby ktoś mógł robić ważne rzeczy w zamian za pieniądze, które nie istnieją. Ja nie chcę użyczać swojego sprzętu. Choć kusi mnie stworzenie waluty bez pokrycia. Blackcoiny. Albo E-Blacki. Bylbym marką sam w sobie.

Nie przejmując się konwenansami usiadł na jedynym miejscu siedzącym. Odpalił obraz na dwóch monitorach, z czego jeden był prawie pozbawiony grafiki. Czarny ekran z białym tekstem. Wyglądał jak odwrócony kolorystycznie wersja notatnika.

- Możesz podrzucić tego laptopa.

Tremere westchnęła i przewróciła oczami, kręcąc powoli głową.
- To był żart John. Chyba musisz odświeżyć system, bo ci poczucie humoru laguje - zbliżyła się do niego stając mu za plecami. Przygryzając wargę sapnęła krótko i oparła się o jego ramiona, kładąc mu brodę na czubku głowy.
- W LOL’a pewnie też nie grasz… dobra, już nie robię sobie jaj, słowo. Śpisz pod stołem, czy w kartonie po piecyku? Powiedz chociaż że masz wannę. Albo prysznic. Lubię prysznice - uśmiechnęła się pod nosem, obejmując go jakoś tak odruchowo - Trzeba ci w czymś pomóc? Normalnie zaproponowałabym czy nie zrobić drinków albo czegoś do żarcia, ale skoro zwrócisz wszystko co zjesz… dzięki że mnie zaprosiłeś. Całkiem przyjemne miejsce. I nikt nie katuje żony piętro niżej, nie słychać strzałów za oknem. Tak, niezła lokacja. Jeśli chodzi o przerzucenie sprzętu można zagadać z Filozofem albo Hetmanem. Albo podrzucę temat mojemu mauli. Jak wolisz.

John zdawał się być w transie. Jego gałki oczne przebiegały wzdłuż kolejnych linijek kodu. Palce ruszyły w taniec po klawiaturze. Bardzo cicho. Klawiatura była z wyższej półki. Kolejne linie kodu pojawiały się niczym bezgłośna muzyka na tym swoistym pianinie.

Nie odrywając lewej dłoni od klawiatury prawą wskazał sąsiedni ekran:
- Tam są gry, ale LOLa chyba nie ma. Za tamtymi drzwiami jest sypialnia, a z niej przejście do łazienki. Jest prysznic, z wanny możesz nie być zadowolona.
Faktycznie w pomieszczeniu były drzwi prowadzące w stronę jedynych, nieodkrytych dotąd zakamarków.

- Wybacz, muszę ogarnąć jedną ważną rzecz, przed jutrem. To ważne, a muszę zdążyć przed jutrzejszą imprezą.

-Powinnam się bać? - przekrzywiła kark aby móc widzieć jego profil i wbrew sobie uśmiechnęła się pod nosem.
-Jeśli chcesz jechać ze mną do Malcolma od razu po twoim przebudzeniu zamawiamy ubera i jedziemy pod Wieżę. Wstaję pierwsza, wszystko przygotuję żeby zaoszczędzić czas. Muszę pożyczyć którąś z twoich koszulek, mam nadzieję że nie jesteś mocno terytorialny. - chwyciła go za brodę zmuszając aby przekręcił głowę i na nią spojrzał - Przeżyję brak prysznica, po tym porannym czuję się czysta. Jeszcze. Będę w sypialni, przejrzę teczki od Aurory. - pocałowała go krótko po czym dodała - Nie siedź za długo, spryciarzu. Ciężki jesteś, byłby problem zatargać cię do łóżka.

W sypialni znajdowało się szerokie łóżko i szafa. Łóżko miało wyraźnie odciśnięty ślad nieco po lewej stronie. jakby ktoś regularnie kładł się w tym samym miejscu, w tej samej pozycji i cały dzień się nie ruszał.

Za to szafa okazała się bardzo zabawna. Większość ubrań była na wieszakach w kompletach. Góra plus psujący dół, plus bielizna. Tak, żeby je tylko zabrać i założyć na siebie. Sporo było nadal w workach z pralni. Noce Johna były krótkie. Ne marnował ich na dobór ubrań. Nie odnotowała też nigdzie znoszonych ubrań, czekających na pranie. Było to o tyle dziwne, że w łazience nie było pralki.

- Tak, powinnaś coś znaleźć w szafie - dobiegło z salonu, jakby dopiero teraz zorientował się o co pytała chwilę temu.

W łazience był spory prysznic i niewielka jak na tk wielkiego faceta wanna. Z kosmetyków poza żelem uniwersalnym znalazła jedynie szczoteczkę do zębów i pastę. Ewidentnie John nie stawiał wyglądu wysoko na liście priorytetów.

Dobrze, że miał cokolwiek i nie ograniczał się do zasady że przecież nie poci się, brud po osiągnięciu pewnej grubości sam odpada, a resztę zawsze idzie wywietrzyć. Wzięła do ręki butelkę żelu, otworzyła ją i powąchała, parskając zaraz potem.
- Dobrze że jutro nie wpadamy na Alessandrę… przynajmniej obejdzie się bez wąchania. Wystarczy że dziś już się bawiła w psa gończego. - powiedziała głośno, odstawiając kosmetyk na miejsce. Ściągnęła kurtkę, przewieszając ją przez umywalkę. Wróciła do sypialni i tam przez chwilę przyglądała się łóżku. Wreszcie przysiadła na nim, zaczynając rozsznurowywać buty.
- A gdzie masz trumnę, stare organy i złowieszczo skrzypiącą kratę zamiast drzwi? - spytała głośno przez ramię.

- To, że jestem trupem, nie znaczy że jestem Drakulą. - Anglik nie załapał - Zresztą, to przyciągnęłoby uwagę. Podstawa to nie wyróżniać się w szumie informacji.

Po chwili John wszedł do łazienki i z szafki wyjął grzebień.
- Proszę, czy zechcesz być chwilkę cicho? Muszę przeprowadzić pewną rozmowę.

I wtedy stało się coś dziwnego. John zaczesał włosy na bok, ulizując je. Siegnął do szfy i wyjął z niej białą koszulę i brązowy sweter z wycięciem. Założył je i jeszcze raz poprawił fryzurę. Po chwili założył okulary w grubych czarnych oprawkach. Przełknął ślinę, czy też udał, że przełyka ślinę. Usiadł przed komputerem wrzucając dwa filtry wideo. Na ekranie komputera pojawiło się odbicie zupełnie niepodobnego do Brujah mężczyzny w okularach i ze śmieszną fryzurą. Za nim widać było duże okno, które wychodziło na jakąś dzielnicę wieżowców. Był dzień.

Po chwili otworzyło się drugie okno. Elegancki azjata ze złożonymi w piramidkę dłońmi czekał w garniturze przy wielkim biurku.

- Dzień dobry panie Saberhagen.
- Dzień dobry panie Kurosawa -
odpowiedział John zupełnie pozbawiony brytyjskiego akcentu. - Rozumiem, że otrzymał pan moje dyspozycje?
- Tak i jesteśmy tym zaniepokojeni. W przeciwieństwie do pana nie sądzę, żeby inwestycja w nieruchomości w Brukseli była najlepszym miejscem na lokowanie kapitału.

- Rozumiem pański niepokój. Jednak tym razem myślę o tym jak o planie emerytalnym. Jestem tu, żeby autoryzować przelew na konto operacyjne. Jesteś gotów?
- Tak panie Saberhagen. Proszę o pańskie hasło dostępu.
- Marlboro.
- Dziękuję. Teraz jeszcze klucz dostępu.

John coś kliknął, a na komputerze zaczęły pojawiać się niezrozumiałe cyferki.
- Dziękuję. Wszystko się zgadza. Weryfikacja przebiegła pozytywnie. Czy jeszcze jakoś mogę panu służyć?
- Nie, to wszystko. Dziękuję - odpowiedział John, po czym zakończył połączenie.

Zdjął okulary.
- No, to teraz trzeba wybrać chatę - powiedział John ze swoim zwykłym akcentem.

Od strony sypialni rozeszło się głośne sapnięcie. Ryan stała w progu, opierając się ramieniem o framugę i ze skrzyżowanymi na piersi ramionami obserwowała całą scenę w ciszy i z dala od oka kamery aby przypadkowo nie wejść w kadr. Mrużyła oczy i skubiąc dolną wargę zębami gapiła się spod byka na gospodarza.
Wreszcie pokręciła głową darując sobie strzykanie jadem. Szkoda niszczyć zalegające na podłodze kable.
-Człowiek o wielu twarzach, co? - przerwała ciszę wciąż pozostając na swoim miejscu nieruchoma, bo oddychanie też sobie darowała - Najlepiej coś wolnostojącego, aby dało się tam niepostrzeżenie dostać. Ewentualnie stare budownictwo, wtedy jest szansa na piwnicę i przejście przez nią. Jeśli celujesz w kamienicę to bez schodów pożarowych. Są najłatwiejszą metodą dostania do środka, obserwacji, albo podłożenia podsłuchu.
- Świetnie. Skontaktuję cię z agentem nieruchomości. -
po tych słowach zdjął przez głowę sweter razem z koszulą. Po czym wstał, żeby odwiesić je w szafie. Na moment zatrzymał się przy niej.
- Mogę być kim chcesz - powiedział mrugając do niej okiem i ujmując w palce jej podbródek. Przysunął się blisko jak do pocałunku.
- Chyba mamy jeszcze chwilę, do czasu aż zasnę, co?
- Czyżbyś miał ochotę na ssssudoku? -
Tremere uśmiechnęła się krzywo, i położyła mu dłonie na ramionach - Albo… sssoup a l'oignon? A może… sssskucie kajdankami? Chyba je jeszcze gdzieś masz.
John rzucił gdzieś na podłogę sweter i koszulę. Potem bez wahania polizał szyję Tremere. W tym miejscu w którym rano ją ugryzł. Teraz nie było tam śladu. Potem obie jego dłonie powędrowały na jej pośladki. Uniósł ją i zanim zdążyła zaprotestować rzucił na łóżko. Po chwili był na niej całym swoim ciężarem. Nie przestając pieścić szyi.

Śmiech Ryan towarzyszący im z początku szybko zmienił się w ciche mruczenie, gdy poprawiła się pod nim, układając tak aby mieć uda po jego bokach. Ściskała go mocno, przyciągając do siebie ramionami.
Szarpał się chwilę z jej spodniami, po czym zdarł je i cisnął gdzieś za siebie. Sam zdjął pasek i szybkim ruchem związał nim nadgrstki detektyw. Był jak rano tego dnia. Przyszedł wziąć co do niego należało brutalną siłą. Nie pozwalał na sprzeciw. Jedną ręką cały czas trzymał jej związane ręce, a drugą wodził po ciele jakby chcąc zapamiętać jego różne zakamarki. Dłużej zatrzymywał się na piersiach i na pośladkach. Ale tylko ręka się zatrzymywała, bo biodra nie odpuszczały. WSzystko działo się tka szybko, że Margaux nawet nie zorientowała się gdzie zniknęły dolne części ich odzieży. Sama została w bluzce i staniku. Nie długo. W pewnym momencie odwrócił ją twarzą do łóżka. Na moment zdjął pasek z nadgarstków dziewczyny, po to, by unieruchomić je z tyłu. Po zminie pozycji pasek znalazł się na jej szyi. W sumie nie potrzebowała powietrza, więc nie miało to wielkiego uzasadnienia. Ale John pokazywał jej, że należy do niego. Wbijał się mocno, a ona ocierała się o pościel, tak jak po pobudce ocierała się o płytki pod prysznicem. Wygiął mocno jej dłoń do tyłu i wbił w nią swoje kły. Margo poczuła wampiry pocałunek drugi raz tej nocy. On jednak nie przestawał. Czy był terytorialny? Cóż…

***


W drodze do luksusowego lokalu John podjechał jeszcze do punktu odioru paczek i odebral zamówiony telefon. Z plecaka wyjął laptopa i podłączył telefon do laptopa. N pytanie Tremere cóż robi, powiedział jedynie, że go ulepsza.

***


Detektyw Ryan pasowała do ekskluzywnej restauracji jak pięść do nosa i czuła się nie na miejscu już w momencie wchodzenia do przeszklonej windy wiozącej ich kilkadziesiąt metrów ponad powierzchnię ziemi, a wrażenie pogłębiło się kiedy dotarli na odpowiednie piętro.
- Tu jest tak jakby luksusowo - mruknęła cicho do Johna, gdy jej mózg powoli przetrawiał pierwsze wrażenie.

Tak, zdecydowanie pasował tu ktoś, kto zakupy robił w Galeries Lafayette Haussmann co najmniej, a już z pewnością dodatki dobierał sobie w Hermèsie na 24 Rue du Faubourg Saint-Honoré. Nie ktoś, kogo cały tak zwany outfit składał się z pary starych bojówek służbowych,glanów, jeansowej kurtki i koszulki niewiadomego pochodzenia, a znalezionej na dnie jednej z szaf mieszkania w Vaugirard. Tonację utrzymano w ciemnych barwach wśród których jasne plamy obrusów stanowiły wyspy wokół których uwijała się dyskretna obsługa. Wnętrze lokalu tonęło w ciepłym półmroku dyskretnych lamp sufitowych i halo dawanym przez widoczny za panoramicznymi oknami Paryż.

- Jest i Malcolm - w którymś momencie zauważyła znajomą, wysoką sylwetkę o ciemnych włosach i zielonych oczach, machającą do nich spod stolika koło okna. Mimo szenastu lat był już wyższy od matki, szczupły i sprawiał wrażenie żylastego ze względu na częste treningi. Obok na krzesłach siedzieli podobni mu chłopcy, oraz kilka dziewczyn i chyba bawili się całkiem nieźle.
Spokrewnieni ruszyli w tamtym kierunku, a im bliżej podchodzi, tym większy niepokój gniótł Margaux od środka.

Nie widywała za często swojego syna, trzymając bezpieczny dystans na wszelki wypadek. Miał teraz swoje życie, którego ona mogła być częścią orbitalną, krążącą gdzieś na peryferiach i wpadającą w bliższy kontakt od wielkiego dzwonu… jak teraz.
- Spróbuj się uśmiechnąć, proszę - zdążyła zanim nie podeszli do grupki młodzieży.
Przywitała się z dzieciakiem, obejmując go i przytulając mocno do siebie, a gdy przyszła pora na toast odebrała oba kieliszki, spoglądając na Brujah rozbawiona. Pierwszym co przychodziło do głowy to rzucenie komentarza o udziale mężczyzny w klubie AA. Drugim, że dopiero co się zaszył. Każdy też wiedział, że mieszanie psychotropów z alkoholem jest kiepskim pomysłem.
- John dziś wyciągnął dłuższą słomkę i prowadzi - wyjaśniła wesołym głosem, patrząc rozbawiona na towarzysza.

W Johnie zaszła jakaś zmiana gdy jechali windą. Miał w sobie jakąś taką nie widzianą dotąd elegancję. Ubrał się w materiałowe spodnie i marynarkę. Pod spodem przyległy golf. Wygląda jak nie przymierzając projektant telefonów z ameryki.
- Hej - wyciągnął rękę w geście powitania. - Jestem John Black, pracuję z twoją mamą. Z kolegami z pracy pomyśleliśmy, że możemy się zrzucić na upominek dla ciebie.
Brujah sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki wyjmując pudełko z telefonem.
- Nie było kiedy zapakować, bo mocno nas robota ciśnie. Wszystkiego najlepszego od całego Zespołu.

- O, dzięki! Nie trzeba było. - młodzieniec uśmiechnął się przy powitaniu i przytulasie ze swoją rodzicielką i po podaniu ręki jej partnerowi. Przyjął prezent i oglądał go chwilę z ciekawością. - Siadajcie co tak będziecie stać. - zaprosił ich do stołu i młodzież poprzesuwała swoje krzesła aby zrobić dla nich miejsce. Któryś z obrotnych kolegów zwędził dwa krzesła z sąsiedniego stołu i przystawił do ich złączonych.

- Fajnie, że udało ci się przyjechać mamo. No aż nie mogłem uwierzyć. Verne a potem ta limuzyna i klub. Chyba nie dałaś wyciąć sobie nerki na te urodziny? - syn musiał być pod wrażeniem rozmachu tego wieczoru. Zresztą jego towarzystwo także. Ale korzystali z okazji z typową dla młodych radością i bez skrępowania.

- Zaraz lecimy, jeszcze coś tam pamiętamy jak to jest być w waszym wieku - Tremere czułym gestem zmierzwiła potomkowi włosy, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przysiadła na krześle zerkając zachęcająco na Brujah. - Nie potrzebujecie dozoru policyjnego dwójki ramoli, to twój wieczór… i też się cieszę, że zdążyliśmy. Nie martw się, ten kogo nerka poszła na ten wieczór nie będzie zgłaszał pretensji - nachyliła się do syna - Ufam ci, wiem że jesteś prawie dorosły. Nie zrób niczego za co ojciec będzie mi truł głowę przez najbliższy rok, dobra?

- Dobra, mamo, nie jestem już dzieckiem. -
młodzieniec przewrócił oczami jakby “stara” miała mu narobić siary przed kolegami. Chociaż raczej w ten komediowy sposób. Zresztą towarzystwo przyjęło to podobnie bo się większość roześmiała. Jakoś więc “ramole” się całkiem udanie zaczęli wtapiać w tą młodzieżówkę gdy kieliszki chętnie wędrowały ze stołu do ust, panowała wesoła, rozluźniona atmosfera młodzieńczej beztroski. Dla Johna właściwie wszyscy byli tu nowi. Więc trudno mu było spamiętać kto jest kto jak to zwykle bywa gdy ktoś nowy poznaje się z większą grupą na raz. Margaux miała o tyle lżej, że chociaż niektóre twarze rozpoznawała z otoczenia swojego syna.

- A! No tak mi się od początku wydawało, że skądś was znam! - jeden z kolegów pokazywał coś drugiemu na telefonie. No i niespodziewanie wskazał na dwójkę “starych” co się dosiadła jako patroni i opiekunowie tej imprezy. Sąsiedzi nachylili się ku niemu i rozległy się śmiechy, zaciekawione spojrzenia na przemian kierowane na tą dwójkę i na telefon.

- Co tam masz? - Malcolm zapytał wyczuwając, że coś tam musi się dziać na rzeczy, że wywołuje taką powszechną wesołość.

- No stary, John to widzę i tak jest duży no to nawet nie takie dziwne. Ale masz całkiem ostrą mamuśkę. Zobacz. - roześmiany młodzieniec przekazał swój telefon solenizantowi. Ten chwilę go oglądał i wszystko się powtórzyło. Też zerkał na przemian to na ekran telefonu to na swoją rodzicielkę i jej partnera.

- No, no… Od tej strony to cię chyba mamo nie znałem… - odparł w końcu też się uśmiechając chociaż dało się wyczuć zaskoczenie nawet większe niż u kolegów. Przekazał matce ten telefon kolegi. I wtedy ona i John mogli zobaczyć… Samych siebie. Z sobotniego koncertu. Na pewnym korytarzu. I końcówkę awantury z trzema punkami nagraną na jakimś telefonie. Filmik wrzucony przez kogoś na internetowej stronce “Anarche”. I całkiem sporo komentarzy pod nim.

Ryan miała ochotę zakląć i ledwo się powstrzymała. Rzeczywiście następnym razem posłucha dobrej rady aby podobne rzeczy załatwiać gdzieś na boku… przeklęty XXI wiek.
Mimo wszystko widząc ich na nagraniu nie mogła nie uśmiechnąć się krótko pod nosem. Szczególnie widząc znów Brujah w tej skórzanej kurtce.
- Taka praca… czasem trzeba przejść do użycia środków przymusu bezpośredniego - odpowiedziała bez zająknięcia, darując otoczeniu ten fragment, że naprawdę dobrze się przy tym bawiła. Pozory przede wszystkim.
- Tylko masz tego nie powtarzać - popatrzyła na syna i pogroziła mu palcem, pod stołem trącając Johna nogą - A jak już to pamiętaj…trzeba dbać o odpowiednie wsparcie i robić tak aby ojciec nie widział i nie wiedział.

- Fajnie się tutaj bawimy, ale mamy robotę porucznik Ryan - powiedział i wstał praktycznie przy chłopaku, który wcześniej przyszedł z filmikiem na telefonie. John uśmiechnął się do niego. W końcu przed chwilą tamten oglądał na filmiku jak Brujah rozkłada typa gołymi pięściami. Teraz John celowo naruszał jego strefę komfortu.
- Wiecie, praca pod przykrywką wymaga poświęceń. Szkoda byłoby, gdyby tam pojawił się jakiś głupi komentarz, nie?
Mężczyzna poklepał po ramieniu nastolatka.

- Sam je możesz sobie poczytać. Zresztą na innych stronkach też to widziałem. I możesz się cofnąć? Peszysz mnie jak tak mi dyszysz w kark. - chłopak wzruszył ramionami na znak, że jest tylko nośnikiem tej ciekawostki jaka już krąży swoją kroplą w oceanie sieci. Ale dał znać, że niezbyt się czuje komfortowo jak mu tak obcy, rosły facet stanął tuż przy nim. Parę osób też zadarło głowy do góry obserwując co się teraz stanie.

- Dobra, nie pokażę ojcu tego filmiku. Jego chyba nie interesują takie rzeczy to może na niego nie trafi. - Malcolm też na chwilę zagapił się po co John tak nagle wstał i podszedł do jego kumpla. Ale odezwał się do swojej rodzicielki obiecując, że jak jego ojciec trafi na ten filmik to nie od niego.

- Dzięki kochanie - Margaux westchnęła, a potem pocałowała go w czoło, głaszcząc po policzku - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, bawcie się dobrze. Jak widzisz musimy lecieć, i tak wyrwaliśmy się z roboty aby do ciebie wpaść. No i nie potrzebujecie nianiek. Odezwę się jutro i sprawdzę czy żyjesz - wstała trzymając uśmiech na twarz i przewróciła oczami za plecami towarzysza.
- To mądre dzieciaki, nie mamy się czym martwić - powiedziała pojednawczo, zastanawiając się przez chwilę jak powinna zareagować, aż wreszcie sapnęła i po prostu podeszła, biorąc Brujah pod ramię.
- John… - popatrzyła w górę - Mamy robotę, nieprawdaż? Odmeldowujemy się i wracamy na patrol.
- Tak - powiedział ze swoim mocno brytyjskim akcentem i ruszył do windy.
Ryan ruszyła z nim, po drodze machając młodzieży na pożegnanie.
- Dziękuję… - zaczęła wracając wzrokiem do ponuraka u boku i mocniej ścisnęła jego ramię - Po prostu dziękuję, John. Nie musiałeś i… cieszę się, że tu ze mną przyjechałeś. Jeśli masz być zły za tamto mordobicie to na mnie, w końcu ty chciałeś iść na zapelcze, a ja wyleciałam z pięściami. Niemniej - westchnęła krótko i dodała - To była zajebista zabawa.
- Bez widowni byłby równie zajebista - burknął po czym sięgnął po swojego smartfona. Po chwili powiadomienie zapikało na telefonie Margo.
- Odbierz i zainstaluj proszę ten plik - powiedział John.
- Bez widowni nie miałabym okazji znów zobaczyć cię w skórze - Tremere parsknęła, ale wyjęła telefon, odblokowując go zaciekawiona - Co to, program szpiegowski? Apka do Lidla?
- Mapa. Nakładka na google’a. Ta niebieska kropka pokazuje położenie telefonu, który dostał Twój syn. Prymitywne, ale działa. Pomyślałem, że będziesz chciała wiedzieć. Jeśli kiedyś kupi sobie smartwatcha i go sparuje, to będziesz mieć też info o jego tętnie. Pomyślałem, że może ci się spodobać taki gadżet - John schował swój telefon.
- Uprzedzając twoje pytania: Telefon musi być naładowany, musi móc wymieniać dane GPS z siecią. Pod wodą, w tunelach, w podziemnych parkingach będzie działać z opóźnieniem. Jeśli go ukradną i wyrzucą kartę sim, to nadal będzie działać po włożeniu nowej sim. Chyba, że przywrócą ustawienia fabryczne, co najpewniej bym zrobił kradnąc telefon. Młody widzi lokalizator jako aplikację Pogoda. Może ręcznie wyłączyć namierzanie.. ale skąd telefon wtedy ma wiedzieć dla jakiej miejscowości podać mu temperaturę i średnie opady? Nikogo też nie dziwi, że “Pogoda” wymienia dane z siecią.
Na koniec wypowiedzi John włożył dłonie w kieszeń.
- Mówiłam ci już, że spryciarz z ciebie? - Margaux spojrzała na niego znad ekranu telefonu na którym widać było stopień instalacji nowego programu. - Na pewno się przyda, będę spać spokojnie.
- Nie możesz spać “niespokojnie”. Za dnia nie żyjesz, pamiętasz? - szepnął jej do ucha pochylając się lekko.
Zaśmiała się i schowała telefon w kieszeń spodni.
- Przynajmniej nie chrapię - wzruszyła ramionami i korzystając z okazji uniosła ręce pchając go mocno w pierś. Poleciała jego śladem zatrzymując się dopiero na ścianie windy i tak jak on wcześniej teraz ona przyparła go do muru.
- Nie łap mnie za słowa, John. Jest tyle innych rzeczy z którymi możesz to zrobić - wyszczerzyła mu się prosto w twarz.
Brujah tylko wyszczerzył się wyzywająco gdy drzwi windy się otworzyły. Mrugnął do niej okiem.
- Jeszcze będziesz na mnie narzekać po tej Brukseli.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172