Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2022, 07:11   #121
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Ogień trawił kolejne z desek, które składały się na drewnianą budowlę. Jedna po drugiej, deski, w środku słonecznego, suchego niczym pieprz dnia, były trawione przez buchającą pożogę, która rozszerzała się coraz bardziej. Zwęglone pozostałości upadały w dół, a sucha trawa pod centralną strażnicą zaczęła się tlić, niekiedy wzniecając małe ogniska.

Sidonius wprawnym gestem schował rapier, wyciągnął torbę medyka i resuscytował Wuga, który leżał bez przytomności w kałuży własnej krwi. Ork, po krótkim zabiegu śledczego, natychmiast powrócił do świadomości, niemalże cały i zdrów.

Kapłan Sarenrae pogrążył się w cichej modlitwie, dotykając Lavenę. Część ran rudej wiedźmy została zasklepiona natychmiast - choć nadal nie był to szczyt jej zdrowia, ohydne krwawienie skończyło się, a ona sama poczuła się bardziej rześko.

Następnie, Khair zakreślił magiczne symbole w powietrzu i wyśpiewał magiczną mantrę, swój wzrok koncentrując na Dmiri. Z początku zdało się, że nic się nie stało, jednak okazało się to fałszem: Dmiri wrzasnęła przeciągle, jakby zobaczyła nagle najgorszy koszmar, jaki tylko można było sobie wyobrazić. Hobgoblinka, nadal krzycząc, uciekła za budynek, nie oglądając się za siebie. Magia kapłańska zadziałała perfekcyjnie.

Jak na wezwanie, oprychy Dmiri także rzuciły się do ucieczki: najemnik na strażnicy rzucił łuk i rzucił się trzy metry w dół, na platformę poniżej, którą wkrótce miał już pożreć ogień. Ork szybko wspinał się po gałęziach, aby zapewne dołączyć do swojej mistrzyni.

Inny, zaraz przy niej, także zrejterował, podążając za Dmiri.
- Ejże, jeszcze z tobą nie skończyłam! - Krzyknęła Katerina, gdy drab wywinął się jej spod rapiera. Prychnęła, mruknęła coś jeszcze o “pożałowania godnym morale najemników” i wyminęła tercet swoich towarzyszy, pikując w stronę Laveny i Khaira. - Pamiętajcie, że każdy jeden który nam umknie, to strata zarobku!
Muszkieterka pokonała dystans, który dzielił ją od najemnika i drasnęła go rapierem.

Najemnik, który walczył z Wugiem i Joreskiem rzucił się do biegu, aby zniknąć za budynkiem.

Półelfka wykrzyczała słowa zaklęcia i wykonała gest, a w paru chwilach w jej dłoniach uformowała się kula elektryczności, tryskająca iskrami i wyładowaniami na jej rękę. Lavena rzuciła kulistym piorunem w jednego z najemników, ten zaś wrzasnął i upadł. Minęło jeszcze parę chwil, zanim jego ciało, wstrząsane drgawkami, znieruchomiało wreszcie.

Podróżnicy pospiesznie zorganizowali się pod płonącą strażnicą - przeżarte pożogą i zwęglone deski spadały na pożółkłą trawę, która tliła się i dymiła. Sucha trawa na polanie zajmowała się, dymiąc i wreszcie tworząc nowe zarzewia - małe ogniska, które z wolna przybierały na sile. Pożar strażnicy z wolna rozlewał się poza nią.

Lavena, kiedy tylko wszyscy znaleźli się w zasięgu jej zaklęć, rzuciła na wszystkich płomienie, które uleczyły część ich ran, a zaraz potem - wydobywszy z ekwipunku różdżkę leczenia, pozwoliła swojej mocy płynąc przez zaklęty przedmiot. Towarzyszył jej Khair, który modlitwami do Sarenrae leczył rany swoich towarzyszy.

Kiedy czarownica wymawiała słowa mocy, podróżnicy widzieli, jak dwaj pozostali najemnicy także uciekli dokładnie w tą samą stronę, gdzie hobgoblinka - za budynek.

Wreszcie, kiedy tylko sprawy doraźnej pomocy zostały załatwione, szóstka podróżników ruszyła w stronę miejsca, gdzie uciekli najemnicy Krwawych Ostrzy.

Jak się okazało, miejsce, do którego uciekli bandyccy orkowie, było jaskinią. Na dawnym osuwisku, w kamiennej ścianie ział ciemnością otwór. Zdawało się, że w jaskini lśniło pojedyncze światło pochodni. Nie było żadnego innego miejsca - wszyscy najemnicy musieli uciec właśnie tam.


Po ich lewej znajdowała się drewniana chata, z której wcześniej wybiegła Dmiri. Jej drzwi zostały otworzone wcześniej i teraz byłý lekko uchylone.
- Śmierdzi pułapką na milę - zawyrokowała Katerina z grymasem. Spojrzała po towarzyszach taksująco. - Czujecie się na tyle na siłach, by w nią włazić?
Lavena, która przez całe starcie milczała, z perfidnie prowokującym uśmiechem i złowrogim błyskiem w oku ciskając zaklęcia oraz znosząc śmiertelny ostrzał i ciężkie rany, wreszcie przerwała nietypową dlań ciszę.
— Pułapką dla nich, czy dla nas? — zapytała zuchwale.
- Wycofywanie się teraz nie wchodzi w grę - stwierdził paladyn - Zresztą nie wydaje mi się, żeby zdołali zastawić pułapkę w te kilka chwil. Walka w ograniczonej przestrzeni może być akurat łatwiejsza dla nas. Ruszajmy - był gotów do wejścia, osłaniając się magiczną tarczą.
Katerina wzruszyła tylko wieloznacznie ramionami w odpowiedzi, zerkając z wyraźnym zwątpieniem i niechęcią w ciemność groty. Westchnęła, poprawiając płaszcz i uchwyt na rapierze.
- Panowie przodem - kpiarsko zaimitowała dworski ukłon.
- Z ochotą - Joresk odpowiedział skinieniem głowy, a następnie zwrócił się do półelfki - Laveno, użyczysz mi swego blasku?
— Ależ oczywiście, posiadam go tyle, że mogłabym obdarować nim każdego — odparła chełpliwie, przechodząc do rzucenia zaklęcia.
- Uprzedzam tylko, że na zaklęcia leczące raczej nie możecie już liczyć - powiedział Khair, który zamienił procę na sejmitar - znacznie przydatniejszy w razie starcia w jaskini.
— Mów za siebie — prychnęła czarownica.
-Wasze organizmy, a przynajmniej dzielnego Wuga i zacnej Laveny są zbyt wyczerpane na dalsze leczenie z mej strony. Co do pułapki, to pewnie będą musieli improwizować, więc czy można zwać to pułapką? - rzekł śledczy retorycznie.
Podróżnicy uformowali się zatem w szyk - na przedzie kroczył Joresk, za nim Wug, wreszcie, Katerina, a za nimi Sidonius, Khair i Lavena. Sidonius, zanim tylko podróżnicy przeszli przez kamienny próg, pobiegł jeszcze do południowej strażnicy i zgarnął łuk, zaś z kołczanów przypiętych do ciał martwych orków podjął strzały.

Weszli do jaskini.

Ta okazała się całkiem mała i ciasna, nie większa od izby albo przydrożnej kapliczki. Światło Joreska z łatwością oświetlało jej zakamarki. Sklepienie jaskini było wysokie na jakieś piętnaście stóp, gładkie i poprzecinane z rzadka stalaktytami, zaś posadzka była tylko nieznacznie nieregularna, pofałdowana żłobieniami płynącej tu zapewne niegdyś wody. Grota rozwidlała się na północ i południe, jednak tam światło pancerza paladyna nie dosięgało.

To, co wyglądało wcześniej na światło pochodni - jak się okazało - wcale światłem pochodni nie było. Była to lśniąca brosza przypięta do płaszcza kobiety, która stała przy wschodniej ścianie groty. Blond, niemal białe, metaliczne włosy były zebrane w kok, który opadał na ciemno-zielony płaszcz. Na płaszczu znajdowała się mała torba, w której, jak zauważyli Sidonius i Wug, znajdowały się zwoje. Za pasem znajdował się także sztylet, który zdawał się lśnić lekko w świetle broszy i zaklętego fragmentu pancerza Joreska. Ostrze sztyletu lekko dymiło, jakby jego temperatura była znacznie niższa niż całej reszty pomieszczenia.

Wokół kobiety powietrze lekko załamywało się - był to jakiś rodzaj tarczy, którą zapewne rzuciła na siebie wcześniej. Jej policzki były zarumienione, a na szyi spostrzec można było nabrzmiałą arterię. Musiała być nabuzowana jakimś zaklęciem albo dekoktem alchemicznym.

– Przedstawiłabym się, jednak sądzę, że wiecie, kim jestem - drwiący uśmiech półelfki towarzyszył uważnemu wzrokowi, który spoczął na podróżnikach. – Jeśli jednak zakutemu łbowi Calmonta w jakiś sposób umknęło przekazać moje imię - nazywam się Voz. Darujmy sobie uprzejmości. Sądzę, że wiecie, dlaczego tutaj jestem. Chcę znaleźć Krąg Alsety. I wiem, że wy tego także chcecie.
Obok Voz znajdowało się dwóch nieumarłych - uzbrojone w miecze, stalowe tarcze i zakute w zardzewiałe zbroje trupy stały w milczeniu, oczekując rozkazu swojej mistrzyni.

Byli tutaj także pozostali - niedobitki najemników Krwawych Ostrzy i Dmiri. Hobgoblinka, której skórzany pancerz nadal był zakrwawiony, wyglądała jednak lepiej niż parę chwil temu - musiała na sobie użyć jakiejś formy leczenia. Rany, które zadali Wug i Joresk wydawały się być niemal całkowicie zasklepione.
– Tylko idiota, taki, jak nasz znajomy niziołek, nie dostrzegłby zbieżności interesów w takiej sytuacji. To co, śmiałkowie z Rozgórza? Zechcecie paktować, ku wspólnemu zyskowi? W przeciwnym wypadku, obawiam się, że ktoś jeszcze straci swoje życie tego dnia. A tego byśmy nie chcieli. Prawda? - jej palce zabębniły na klindze sztyletu przy jej pasie.
Lavena i Khair, stojący opodal przy wejściu do groty i słyszący te słowa, przypomnieli sobie pewien szczegół dotyczący praktyk nekromantycznych - nekromanci, jeśli wierzyć opowieściom i podaniom, potrafili manipulować negatywną energią, która potrafiła natychmiast zabić nieszczęśnika, który w działaniu takiej energii się znalazł.
— Nie lza nam było twego przygłupiego pachołka, coby w mig przejrzeć twe ruchy i tożsamość — powiedziała z ukrycia Lavena. — Rzeknij mi jeno dlaczegóż to mielibyśmy dzielić się z tobą Kręgiem Alsety, gdy możemy posiąść go na wyłączność? Co takiego niby możemy zyskać na takim pakcie?
-Azaliż nikt panience nie mówił że narkotyki szkodzą? - rzekł Sid szczerząc zęby. Dłuższe kły były wyraźnie widoczne - Jednak chyba wszyscy wiemy, jak ów podział by się skończył, tak więc moim zdaniem raczej nie dojdziemy do porozumienia. A i jak nazwiesz kogoś, kto wynajmuje idiotę i potem ma pretensje, że idiota jest idiotą?
– Calmont był wyjątkowo nieudanym eksperymentem - westchnęła Voz, z wyrazem twarzy, jakby przypominała sobie wyjątkowo smutne wspomnienie. – Powinnam było go zabić, kiedy tylko okazja była sposobna… Nic to. Zapewne zawiśnie wkrótce, kiedy tylko go skażą, a jeśli jakimś cudem się wyłga miastu, to jego los nie odwlecze się.
Nekromantka zmitygowała się jednak. Wyglądało na to, że nie miała zamiaru tracić czasu na temat niziołka.
– Jestem w stanie zapewnić wam informacje o tym, co czeka was wkrótce. Znam korytarz przed wami, ponieważ byłam tam. Widziałam starego diabła pod Czarcim Wzgórzem. Mój jedyny warunek to dostęp do wrót elfów, tak, jak mi się podoba. Nie niepokojona, zajmować się moimi interesami. Możecie zarżnąć sobie wszystkich ropuszych dzikusów, którzy wyleźli z Wrót Łowców. Nie obchodzą mnie oni. Możecie sobie także wziąć wszystkie bibeloty, które zapewne są w skarbcu. Cytadela może być wasza… Dopóki ja będę mieć w niej część.
– Chcecie walczyć? Ktoś umrze. Jeden, paru z was. Może wszyscy? Nie sprzedam tanio skóry. Jesteście ranni i jestem pewna, że ty - tu skinęła na Lavenę, która przecież nadal była ranna - spotkasz się z Pharasmą jako pierwsza. Czy naprawdę tego potrzebujemy?
Katerina, która tylko przewróciła oczami na propozycję nekromantki przypartej do muru, wspięła się na palce, by przemówić zza potężnych barków Łamacza Kości.
- Oczywiście że nie, moja droga - uśmiechnęła się w stronę Voz. - Możesz się poddać i odwołać te szkielety, by oszczędzić nam wszystkim kłopotów. Widzisz, twoje interesy ku chwale Norgorbera oraz intymna współpraca z Laslunnem kłócą się z naszą etyką pracy. Oh tak, wiemy o tym!
Zawiesiła teatralnie głos.
- Tak, wiemy o wszystkim - zełgała bez mrugnięcia okiem. - Twą jedyną nadzieją jest teraz złożenie broni i bezwarunkowa kapitulacja. Dmiri, słońce...
Bonheur zjechała spojrzeniem w stronę hobgoblinki.
- Naprawdę płaci wam tyle, że jesteście gotowi za nią umrzeć? Jesteś kobietą interesu, swój swojego pozna - pokiwała mądrze głową. - Czyż nie lepiej byłoby dla ciebie i twoich milusińskich dogadać się z nami?
Khair do dyskusji nie mieszał, ale pewne obawy co do wyniku starcia miał. Nie zamierzał jednak się wycofywać i zostawiać niedawno poznanych kompanów na pastwę losu i Voz tudzież ich podopiecznych. Przygotował się tylko do rzucenia zaklęcia, które mogłoby uszkodzić jednego z nieumarłych.
Czarownica wybuchła diabolicznym śmiechem.
— Zatem nie masz zupełnie nic do zaoferowania, poza czczymi pogróżkami — zadrwiła z nekromantki. — Żałosne. Lepiej wam będzie posłuchać Galtanki, jeśli chcecie zachować żywota. Ja nie posiadam w sobie aż tyle łaski, a po spaleniu tego wielkiego drzewa dopiero zaczęłam się rozgrzewać…
- Popieram koleżankę z Galt. Czemu macie umierać za niezrównoważoną babę - zapytał Doktor
- A zanim zaczniecie mówić o przewadze liczebnej - Joresk oparł się o gizarmę. Mówił ze spokojem, ale w jego oczach tlił się ogień, odkąd zobaczył nekromantkę i truposze - To rozejrzyjcie się po sobie. Ilu waszych kompanów leży na zewnątrz? Zależy nam na niej - gestem wskazał Voz - I jeśli będziemy musieli, dojdziemy do niej po waszych trupach. Ale tak być nie musi - przesunął się lekko w bok, robiąc przejście - Zostawcie broń i odejdźcie w pokoju, przynajmniej dopóki znów się nie spotkamy. Możecie też nam pomóc, walcząc w dobrej sprawie. Decyzja jest wasza, ale nie chciałbym mieć na sumieniu niepotrzebnych istnień..
- Dmiri dostaliście już złoto od Voz? Ściągnie wam na łeb całe Rozgórze. Jest poszukiwana a jak nie wrócimy w przeciągu kilku godzin wyślą kolejną ekipę. Wiedzą o tych spierdolonych kręgach więc Voz gówno tu uzyska… Każe wam ich pilnować a następne grupy będą znacznie silniejsze. Was zajebią a ona sobie spierdoli na drugą stronę jak zrobi się za gorąco. Jeden z twoich żyje na zewnątrz ogłuszyłem go tylko, szkoda zabijać swojaków. Oddamy go wam i weźmiesz jej złoto. - Wug wskazał młotem na nekromantę.
Słuchająca Wuga, Joreska i Kateriny hobgoblinka tylko splunęła z pogardą na ich słowa. Voz z kolei zacmokała i pokręciła głową.
– Rozczarowujące. Wkrótce przekonacie się, że moje słowa to coś więcej niż pogróżki. Jeśli potrzebuję zarżnąć paru z was, aby przemówić wam do rozsądku, niech tak będzie. Wasza pomoc przyda mi się… Nawet po waszej śmierci.
Na ustach nekromantki pojawił się wyjątkowo paskudny uśmiech.
— Raduj się głupia dziewko, bowiem twa śmierć stanie się częścią wspaniałej legendy Wielkiej Laveny! — zaproklamowała w odpowiedzi piromantka.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline