Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2022, 16:14   #324
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 74 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



Pomysł z pochodniami i ogniem jaki zainicjowała Majo okazał się dość skuteczny. Zwierzęta, nawet tak atakujące ludzi jak w jakimś amoku dalej czuły respekt przed ogniem. I starały się go unikać. Przed pojedynczym czy kilkoma stworzeniami można by zapewne całkiem skutecznie się bronić zasłaniając się pochodnią jaka by je odstraszyła. Jednak w tym kobiercu węży, ropuch, jaszczurek i insektów nie sposób było nie wystawić się na ich ukąszenia czy inne ataki. Jednak była szansa, że da się ich uniknąć jeśli się je wypatrzy dostatecznie wcześnie i odskoczy czy zagrodzi drogę pochodnią. Z całej grupy chyba przedarcie się w tej zwierzęcej matni najlepiej poszło Carstenowi. Zawsze udało mu się wypatrzyć jakiegoś węża czy pająka co zamierzały go dziabnąć i odskoczyć albo zablokować ich atak pochodnią. Dość dobrze poradziła sobie też osobista ciemnoskóra tłumaczka królowej Aldery. Zoji i jednemu z marynarzy powiodło się gorzej. Bo raz czy dwa krzyknęli ze strachu gdy wąż czy inny gad zamierzył się i nawet zarysował im łydke. Ale w ostatniej chwili udało im się albo uskoczyć, albo spłoszyć go pochodnią zanim zdążył ponowić atak. Za to drugi z marynarzy też jęczał a na łydce widać było spuchniętą bulwę jaka wyrosła wokół dwóch, niewielkich czerwonych punkcików. Troche utykał na tą nogę ale jednak nie wyłączyło go to z walki. W takim stanie dotarli na zaplecze pierwszej linii gdzie spotkali wodza naczelnego na koniu. Niedaleko było widać konnych pancernych konkwistadorów ale wszyscy mieli ewidentnie problemy z opanowaniem swoich wierzchowców spłoszonych tą nawałą węży i robactwa jaka zalała obóz.

- Kapitanie! - krzyknęła Zoja aby zwrócić na siebie jego uwagę. W tym chaosie bitwy gdzie wszyscy coś krzyczeli, walczyli, szczękała broń, konie rżały, gady skrzeczały wcale nie było to takie proste. Jednak próbujący dowodzić i jednocześnie uspokoić wierzchowca de Rivera dostrzegł ich dopiero gdy znaleźli się parę kroków przed nim.

- Zoja! Carsten! A gdzie reszta? - zakrzyknął pytająco widząc, że coś mało ich wróciło. W końcu i Zoja i Carsten wyszli z obozu na czele kilku oddziałów. A teraz oboje wracali w parę osób.

- Walczą ze skinkami na flankach! Kapitanie widzieliśmy jak w nocy jaszczury z kimś walczą w tej piramidzie! - Kislevitka starała się przekazać w tym chaosie to co najważniejsze udało im się rozpoznać podczas nocnej wycieczki do piramid. Dwaj marynarze z pochodniami starali się chociaż trochę zabezpieczyć ich otoczenie przed napastliwymi rojami.

- Walczą? I co z tego! Później się tym zajmiemy! Teraz jesteśmy trochę zajęci! Przez te robactwo nie mogę posłać wsparcia na pierwszą linię! - estalijski kapitan był wyraźnie zirytowany. Wskazał ozdobnym buzdyganem w kierunku piramidy. Tam gdzie w nocy zdążono wybudować chociaż trochę kozłów i rów jakie teraz nadal obsadzali pikinierzy de Guerry. Tak było jak rano obie grupy Bertranda i Carstena wyruszały aby przechwycić grupy skinków jakie chyba zamierzały uderzyć na obóz z flanki. Tylko wtedy sam obóz był w miarę spokojny nie licząc tego nalotu latających gadów. A teraz widać było plecy pikinierów jacy zmagali się z jakimiś dziko wyglądającymi gadami. I to już nie z tymi małymi, zwinnymi skinkami skoro widać było ich pomimo szeregu walczących pikinierów. A ponieważ wszelkie odwody z obozu, łucznicy, kusznicy, pancerni gwardziści Koenig, nawet ciężka jazda konkwistadorów gorączkowo próbowała nie dać się użreć pomniejszym gadom i robactwu to nie dało się ich wysłać im na pomoc.

- Trzeba spalić obóz! Ogień wypali roje i odstraszy resztę! - Majo krzyknęła swój pomysł. W końcu widać było, że ogień rzeczywiście odstrasza te mrowia jakie zalały obóz. Carsten zaś dostrzegł w tym chaosie dwójkę swoich pomocników. Widocznie próbowali pochodniami odstraszyć węże i skorpiony jakie próbowały dobrać się do nich lub do rżących z przerażenia mułów.

- Spalić obóz?! Żartujesz dziewczyno?! Tu są wszystkie nasze zapasy, broń, zbroje, no wszystko! Jak je spalimy za tydzień sami będziemy mogli sobie tu kopać grób! - kapitan poruszył cuglami aby uniknąć czegoś pełzającego w trawie ale zaraz potem odkrzyknął wręcz oburzonym tonem na taką propozycję ozdobionej złotem i piórami Amazonki. Zoja też na nią spojrzała dość enigmatycznie. W końcu przybysze zza oceanu nie byli stąd. Nie mieli tu swojej wioski do jakiej mogli wrócić i jaka ich utrzymywała. Wszystko musieli nieść albo na swoim grzbiecie albo w jukach mułów.

- Jak na nas ruszą jaszczury z całą mocą to za tydzień i tak będą tu same trupy! A my wam pomożemy! Zbudujemy wam szałasy i hamaki! Nasza królowa przyjedzie z zapasami! - Majo też wyglądała na zdenerwowaną tą całą chaotyczną sytuacją dookoła.

- Nie spalimy własnego obozu! - krzyknął rozgniewanym ale i zdeterminowanym tonem Estalijczyk znów zmagający się z opanowaniem wierzgającego wierzchowca.

- Ale kapitanie! Ogień naprawdę działa! Prosze spojrzeć! - blondynka wskazała pochodnią na dwóch marynarzy z oddziału Cary. Obaj uwijali się jak w ukropie próbując płonącymi żagwiami odstraszyć te wszystkie pająki, skorpiony i węże jakie próbowały się do nich dobrać. Kapitan chwilę obserwował z siodła ich działania które wydawały się przynosić chociaż lokalny sukces.

- Dobrze! Weźcie tą obozową hołotę i niech pochodniami oczyszczą obóz! Zacznijcie stamtąd! Musimy uwolnić nasze oddziały do kontrataku! Tylko nie spalcie obozu! Odpowiadacie za to głową! - kapitan widocznie uznał, że coś może być na rzeczy z tym oczyszczaniem obozu ogniem. Nawet jeśli nie tak dosłownie jak proponowała to Amazonka. Zgodził się na stworzenie oddziałów z pochodniami z ciur obozowych które i tak raczej nie przewidywano do bezpośredniego starcia i były formacjami pomocniczymi, głównie do dbania o porządek w obozie, przyrządzanie posiłków i tego typu rzeczy. Ale trzeba było się spieszyć aby uwolnić od gadów i robactwa oddziały strzelców i rezerwy aby jeszcze było komu przyjść w sukurs walczącym tam pikinierom.


---



Mecha 74


Unikanie ataków rojów (ZRĘ)


Carsten 55; rzut: https://orokos.com/roll/957569 4; 55-4=51 > du.suk = unika ataków

Zoja 45; rzut: https://orokos.com/roll/957571 41; 45-41=4 > remis = o włos; -0 HP

Majo 45; rzut: https://orokos.com/roll/957572 21; 45-21=24 > ma.suk = unika ataków

Marynarz 1; rzut: https://orokos.com/roll/957573 85; 40-85=-45 > śr.por = -4 HP

Marynarz 2; rzut: https://orokos.com/roll/957574 33; 40-33=7 = remis = o włos; -0 HP


---




Bertrand; wschodnia grupa



- Dobra! Zatrzymamy ich! - porucznik Casta odkrzyknęła potwierdzenie Bretończykowi a sama dała przykład swoim ludziom wycelowując w jakiegos przebiegającego po gałęzi skinka. Porucznik Lana zaś wezwała gwizdkiem swoich rozproszonych wśród korzeni drzew ludzi sprawdzając ich stan. W takim rozproszeniu i za licznymi przeszkodami trudno było stwierdzić czy kogoś nie widać bo się schował gdzie indziej czy też już oberwał. Jak się okazało w czwartym plutonie jakim dowodziła stawili się wszyscy. Chociaż jeden z morskich wilków miał tylko jeden rękaw koszuli. A z drugiego zrobiono mu opatrunek na udzie gdzie trafił któryś z gadzich oszczepów.

- Niech Myrmidia i Taal będą z wami! - Lana krzyknęła do Casty i jej ludzi aby dodać im otuchy. W końcu tam u nich na południu Myrmidia była patronką wojny sprawiedliwej i strategii a Taal był popularnym w całym Starym Świecie patronem polowań i przyrody. Grupka Amazonek dalej szyła ze swoich łuków do tych skinków jakie się wyhyliły aby dmuchnąć w swoje dmuchawki albo przebiegały po gałęziach aby zmienić pozycję i zaatakować kogoś z flanki lub od tyłu.

A potem zanurzyli się w dżunglę. Togo przebierał swoimi krótkimi nogami aby dorównać kroku długonogim. Odgłosy wystrzałów i krzyków stopniowo cichły za ich plecami. W końcu już tylko wystrzały z pistoletów były jeszcze słyszalne ale już łatwo było im wtopić się w jakies ciche pykanie z resztą odgłosów dżungli. A gdy od frontu zaczęło robić sie głośniej to i te ciche juz odgłosy rozstopiły się ostatecznie.

- O! Przed nami też gadzie głowy! Togo znów będzie polował na trofea! - zaśmiał się niski Pigmej co miał chyba najlepszy słuch z nich wszystkich. Jednak i pozostali z kazdym krokiem słyszeli coraz więcej. To już nie była jakaś mała potyczka tylko pełnoprawna bitwa.

- Obóz musiał zostać zaatakowany. - syknęła Lana chociaż to już pewnie nie tylko ona się domyśliła na podstawie słyszanych odgłosów. Jeszcze trochę marszu i w końcu wyszli pomiędzy drzewami na tyle blisko, że już widać było miasteczko namiotowe jakie tu zostawili parę pacierzy temu. Dalej tam i tu unosił się dym ze spalonych namiotów lub ułamanych przez pociski ciskane ze skinków na terraodonach. Nawet niektóre wciąż latały pomiędzy drzewami ciskając oszczepy albo kamienie na dół. Tylko teraz wyglądało jakby obóz ogarnęło jakieś szaleństwo. Ciury obozowe, służba, żołnierze, kusznicy, muły, wszystko to skakało, strącało z siebie jakby goracy popiół albo mrówki, biegało, skakało trudno było się zorientować co tu się właściwie dzieje.

- O! Puścili węże i pająki! Dobrze! Jedzenie samo przyszło do Togo! Jak się je opali z włosków i oskórkuje to można piec na ogniu i są bardzo smaczne! - Pigmej niezmiennie nie tracił pogody ducha i wszystko zdawał się traktować jak dobrą przygodę i świetną zabawę. Na jakiej można zdobyć nowe trofea.

- Tam na czele chyba toczy się walka! Ale nie widzę dobrze przez te namioty! - porucznik krzyknęła wskazując gdzieś tam w kierunku czoła obozu gdzie w nocy trwały prace ziemne nad fortyfikacjami. I bardziej tą walkę można było wnioskować na słuch niż wzrok. Bo te namioty, drzewa, dym i ludzki chaos pomiędzy tym wszystkim skutecznie zasłaniał widok w tamtą stronę. A wyszli ze wschodniej flanki obozu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline