Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2022, 14:33   #41
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2519.07.01; knt; przedpołudnie

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; jaskinia odmieńców
Czas: 2519.07.01; knt; przedpołudnie
Warunki: wnętrze jaskini, półmrok, wilgotno ; na zewnątrz: jasno, powiew, mgła, nieprzyjemnie



Joachim



Powrót do domu okazał się dla Lilly niezbyt przyjemny. Co prawda Hetzen ostatecznie nic im nie zrobił. Chociaż wydawało się, że między nimi jest jawna niechęć przynajmniej. I ten wilkołaczy odmieniec zdawał się przelewać to na nowych towarzyszy liliowłosej. Jednak zaprowadził ich do jaskini. Minęli jakiegoś strażnika z włócznią i trąbą zamiast noca. On przywitał się z Lilly przyjaźniej chociaż też chyba aura nieprzychylności jaką roztaczał najlepszy wojownik i myśliwy ich plemienia nie pozwoliła mu na nic innego.

Jaskinia była dobrze ukryta przed światem. Wydawało się, że to jakieś pęknięcie w ziemi albo jakiś parów. Ale zagłębiał się i zagłębiał aż płynnie przechodził w otwór w ścianie a ten w korytarz. Trudno więc było dokładnie określić gdzie zaczyna się parów a gdzie jaskinia. A dalej nieregularna, skalna gardziel prowadziła do sporej komory w jakiej stały różne chaty. Nie wyglądały ani zbyt pięknie ani solidnie. Zbudowane z drewnianych tyk i rozpiętych płócien, desek, glinianych, niewypalonych cegieł. rozpostartych skór zwierząt i w ogóle pewnie z tego co każdemu udało się dorwać. Kompletna pstrokacizna i świadcząca o ubóstwie odmieńców. Już nawet chłopska chata na wsi prezentowałaby się pewnie dostojniej na tym tle.

No i byli sami mieszkańcy tej wielkiej groty. Niektórzy wyglądali jak ludzie. Jeśli mieli jakieś stygmaty Chaosu to nie było ich widać. Inni nie mieli szans ukryć się w tłumie bo ich odmienność raziła w oczy. Kopyta, macki, szczypce, rogi, ogony, futra, łuski, zwierzęce głowy czy kończyny. Taki sam misz masz jak z chatami. Wszyscy jednak z zaciekawieniem przystawali aby obejrzeć tą małą procesję. Pierwszy kroczył rosły i umięśniony Hetzen, ich najlepszy wojownik i myśliwy jaki roztaczał wokół siebie aurę agresywnej dominacji. Za nim szybko przebierała nogami Lilly. Często pozdrawiała kogoś skinieniem głowy, uśmiechem czy machnięciem dłoni. Ale się nie zatrzymywała tylko szła przez tą wioskę odmieńców. Za nimi grupka ludzi z miasta co byli tu pierwszy raz. Joachim z Ghunterem, Onyx i Burgund. Sądząc po reakcji tubylców to chyba nie co dzień mieli gości. Ale wszyscy przeszli do największej chaty. Tam Hetzen kazał im poczekać a sam wszedł do środka. Wtedy Lilly skorzystała z okazji aby odezwać się do nich cicho i szybko.

- Hetzen czci Krwawego Ogara. I akurat za Snarlem i Władcą Losu niezbyt przepada. - dała im znać, że lepiej na ich osobistych patronów nie powoływać się przy ich wielkim i futrzastym myśliwym bo może go to tylko rozjątrzyć.

A ten zaraz wyszedł i dał im znać włócznią, że mogą wejść. Tak poznali Kopfa. Bo wcześniej tylko Lilly i Strupas mieli z nim bezpośredni kontakt. Kopf miał wielką głowę. Ze trzy razy większą niż powinna być. Do tego rogi, czerwoną skórę, gorejące złotem oczy i kopyta zamiast stóp. Wyglądał jak demon! Chociaż Joachim nie wyczuwał w pobliżu jakiś piekielnych mocy a tak namacalna i bliska obecność niezrodzonego musiałaby pewnie jakoś wpłynąć na tą rzeczywistość.

Kopf okazał się bardziej przyjazny od Hetzena. Przywitał Lilly jak powracającą do domu córkę a jej towarzyszy jak gości od zaprzyjaźnionego hrabiego. Zapytał co ich tu sprowadza, czy są zmęczeni i głodni a dobre pytanie bo faktycznie była pora obiadowa. Koniec końców wyszli z jego chaty jako goście. Lilly więc zaprowadziła ich do swojej chaty. I tam czekała ją przykra niespodzianka. Drzwi nie było, pewnie ktoś je sobie wziął. A z wnętrza przez te pół roku nieobecności też każdy kto tu był wziął sobie co mu było potrzeba. Dziewczyna prawie się rozpłakała widząc w jakim stanie zastała swoją chatę. Potem jednak się wzięła w garść, wróciła do Kopfa i ten coś podziałał bo wkrótce zaczęli się schodzić sąsiedzi i uzbierało się na posłania i jakieś garnki do gotowania na palenisku. Więc do wieczora już to wyglądało jako tako. Chociaż wieczór, dzień, noc czy poranek w tych podziemiach były dość iluzoryczne. Zawsze panował jednolity półmrok rozświetlany pochodniami i ogniskami, dym jaki unosił się z tych ognisk, wilgoć typowa dla jaskiń i piwnic i mrok jaki zalegał tam gdzie nie sięgało światło. Ale właśnie w chacie Lilly spędzili noc. I śniadanie.

- Jak chcecie to dziś możemy wrócić do miasta. Stąd to jakieś pół dnia drogi. - powiedziała gospodyni gdy się spotkali przy wspólnym stole. Chata była zbyt mała aby dzielić ją na izby więc całe życie toczyło się w jednej izbie. Przy byle jak skleconym stole zrobionym ze związanych ze sobą żerdzi. Wszystko to wyglądało na ręcznie robione.

- No ja bym wróciła. Ten turniej chyba już się zaczął. - Burgund była chętna na powrót do cywilizacji. Ale wzmianka o turnieju wywołała dyskusję. Bo przez te parę dni w dziczy trochę się im pogubiły dni. I Ghunter uważał, że wczoraj zaczął się ten turniej, Onyx, że dzisiaj a Burgund, że chyba jutro. Wcale nie było to tak łatwe połapać się jaki jest dziś dzień tygodnia. Ale pierwszego dnia nowego miesiąca miał się zacząć turniej w ich mieście. A Burugnd z Łasicą miały co do niego mnóstwa planów. Zresztą dla Onyx też to będą żniwa jeśli chodzi o zarobek i ruch w interesie.

- I ciekawe co tam u Łasicy i Sorii. Mam nadzieję, że dopłynęli cało z tym naszym ołtarzem. - Burgund zamyśliła się nad losem przyjaciółki i wspólniczki w licznych numerach jakie odstawiały w półświatku jako oszustki, naciągaczki i włamywaczki. No i nad heroldem Węża jaka zrobiła na nich tak niesamowite wrażenie.

- Ale ten Gnak, Genda i reszta też byli całkiem mili. Ale na początku jak przyszli do ogniska nad tą zatoką to trochę się bałam. Dobrze, że Soria tak to ładnie załatwiła. - Onyx też dorzuciła się do wspomnień z ostatnich dni i nocy. Przyznała, że początkowo miała opory i wątpliwości przed zbliżeniem się do ungorów ale ostatecznie tak było miło i zabawnie, że teraz wspomniała te wątpliwości z rozbawieniem.

- A z tym pokładaniem się z nimi to tak, oni mówili wczoraj, że bardzo chętnie. Tylko nie byłam pewna gdzie się z nimi umawiać. Bo do miasta to na pewno nie przyjdą. To jak znają te głazy rytualne to tam powiedziałam, że możemy się spotykać. Dla nas z miasta to też nie tak daleko. Pomyślałam o pełni to im tak powiedziałam. Nic innego nie przyszło mi do głowy. - Lilly odkąd wczoraj w południe wróciła do jaskini to była cały czas zaabsorbowana sytuacją bieżącą i porządkami dla siebie i swoich gości. To niezbyt miała okazję ani ochoty rozmawiać o czymś innym. Dzisiaj jednak humor miała lepszy a i chata wyglądała lepiej niż wczoraj gdy weszli tu pierwszy raz. To mogła streścić im co rozmawiała na pożegnanie z Gnakiem.

- No to najbliższa pełnia jest jakoś nie w następnym, tylko jeszcze w następnym tygodniu. - Onyx zmrużyła oczy aby sobie przypomnieć rytm księżyca. Joachim zdawał sobie sprawę, że ma rację, z tego co pamiętał to w tym miesiącu pełnia wypadała na początek drugiego tygodnia.

- Ha! Nie mogę się doczekać aż opowiem dziewczynom o naszych przygodach! Chociaż ta powsinoga Łasica i tak pewnie już wszystko rozgadała. Ale pomyślcie o Pirorze, Oksanie i Fabienne. Zwłaszcza Fabienne. Jestem pewna, że dostanie palpitacji serca na myśl, że miałyśmy romanse z ungorami a ona nie! - rudowłosa łotrzyca roześmiała się beztrosko gdy już myślami była w mieście i wyobrażała sobie jakie wrażenie mogą wywołać te ich przygody jakie miały w ciągu ostatnich paru dni i nocy. Zawtórował jej dziewczęcy śmiech więc i koleżanki musiały widzieć sprawę podobnie.

- A co do tych plemion co pytałeś wczoraj Joachimie to raczej nie. Oni raczej nie wchodzą sobie w drogę albo walczą ze sobą jeśli tak się stanie. Musiałby się trafić wielki wódz aby ich wszystkich zjednoczyć pod swoim sztandarem. A wielki wódz to zwykle ma wielką armię. Albo inna potęgę. Wtedy mogą się przyłączyć do potęgi większej od swojej. - kopytna wróciła jeszcze do tego co wczoraj ją astromanta pytał z tymi różnymi plemionami zwierzoludzi. Zaznaczyła też, że Gnak i reszta jego grupy to nie jest całe plemię Grabieżców z Doliny. Ale nie miała pojęcia ilu ich mogło być w tej dolinie. Zapewne jednak Gnak i reszta opowiedzą im o swoich przygodach z ostatnich paru dni.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; pd-wsch od miasta
Czas: 2519.07.01; knt; przedpołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, powiew, mgła, nieprzyjemnie



Otto



- Zbliżamy się do morza. - Vasilij powiedział to spokojnie z pacierz temu. Wtedy jeszcze nic zdawało się nie zdradzać tego faktu. Szli przez las tak jak wczoraj i dziś od rana. Do tego od rana unosiła się wilgotna mgła. Noc spędzona pod namiotami była przykra i ciężka. Gdzieś od północy lunęła ulewa. I nawet jak namioty chroniły przed jej bezpośrednim wpływem to zimno i wilgoć wdzierała się do wnętrza. Podobnie jak zimna woda jaka wlała się kałużą do wnętrza. Nic przyjemnego. Zresztą jak rano wstał to czuł w nozdrzach i skroniach ten chłód nocy, niewyspanie i początki przeziębienia.

Wczoraj po tym popasie w południe szło im się raczej bez większych przeszkód. Ot można by to uznać za spacer po lesie. Tylko obcym i nieznanym. A wedle Vasilija sporo nieprzyjemności mogli tu natrafić. Co prawda on raczej działał w branży morskiej i przemytniczej w mieście no ale jednak co nieco słyszał i czasem też załatwiali interesy gdzieś za miastem. W tym rejonie lasu jednak wcześniej nie był. A co tu mogli spotkać? A całą menażerię. Zające, lisy, łosie, borsuki, dziki to tak. Chociaż ich się raczej nie obawiał. Sądził, że prędzej same by czmychnęły na widok tak licznej grupki ludzi niż miałyby ich zaatakować. No ale byli banici. Może nawet ci dezerterzy z zeszłej jesieni? W końcu coś nie było słychać aby ich złapali. Chyba, że ich zima wymroziła albo odeszli gdzieś dalej na południe. A oprócz tego gobliny, nawet Strupas w zimie spotkał i o mało bez czego by go dopadli. No i cała menażeria zwierzoludzi. Więc tak, sporo rzeczy mogło im zakłócić ten sielski spacer po lesie. No ale jakoś do wieczora nie zakłóciło. Potem blisko zmierzchu trzeba było się rozbić z tymi namiotami na noc. A o północy chlusnęła ta ulewa. Jeszcze rano jak wychodzili z namiotów to wszystko było mokre. Drzewa, kora, krzaki, trawa, ziemia no i namioty. Do tego okazało się, że mgła się podnosi. A jak zwinęli te namiotu i ruszyli za swoją ciemnowłosą przewodniczką na smyczy Sigismundusa to opar zgęstniał tak, że było widać może na pół setki kroków dookoła. Chociaż i tak widać było głównie drzewa i resztę lasu.

Aż dotarli do drogi. Chwię się zatrzymali i Vasilij uznał, że to droga przybrżezna jaka prowadzi z Neus Emskrank na wschód.

- Szkoda, że ona nas tym skrótem prowadzi. Mogliśmy drogą iść. - mruknął kąśliwie herszt przemytników. Zapewne drogą szło by się łatwiej niż na przełaj przez las.

- To nic. Będziemy mogli wracać drogą. Poza tym ludzie mogliby się gapić jak ją prowadzimy na smyczy. - Sigismundus machnął ręką chociaż też nieco tęsknie patrzył na drogę. Zapewne łatwiej by się nią szło. Ale jak nie wiedzieli dokąd zmierzają to trudno było zaplanować jakąś trasę. A wczoraj był całkiem rozmowny, zwłaszcza na temat swoich planów i eksperymentów.

- Początki, nie początki… Trudno ocenić póki nie jesteś u kresu drogi co nie? - okazało się, że aptekarz miał już całkiem sporo sprawdzonych wariantów tych eksperymentów.

- A z kim ja tego nie próbowałem! Kobiety, mężczyźni, smakracze, starcy, zdrowi, chorzy, no każdego kogo udało mi się złapać. Albo Strupasowi. I próbowałem na wiele sposobów, poiłem ich tymi maleństwami do gęby i do dupy, próbowałem wolnego chowu na skórze, tylko musiałem ich wiązać aby mi tego nie zniszczyli. W końcu wpadłem na pomysł aby im to wbić pod skórę. Musiałem specjalny dziurkacz zamówić. A efekty marne. Zwykłe gówno albo padlina sama z siebie ściąga więcej much i tych czerwi się lęgnie niż z takich o pacanów. I ostatnio doszedłem do wniosku, że to dlatego, że wszyscy są żywi. A muchy lecą do padliny. - grubas pokręcił głową dzieląc się z młodzieńcem swoimi frustracjami z powodu licznych niepowodzeń jakich doświadczył podczas swoich eksperymentów. A to kompletnie nie było w jego planach. Chciał wyhodować muchy jakie będą roznosić zarazę z żywych na żywych. Do tego celu taki efekt jaki uzyskał na Loszce był raczej mizerny i zdawał sobie sprawę, że w skali całego miasta to raczej nie ma co marzyć o sukcesie.

- A na bagnach tak, może tam coś być. Trzeba by tam się przejść. Może by coś udało się ciekawego złapać. A potem wyhodować. No tak, dobry pomysł. No ale to potem. Na razie spróbujemy znaleźć tą jaskinię z darami Oster. Jak ta Soren tak obdarowała te bezużyteczne ladacznice to Oster chyba nie powinna być gorsza od swojej siostry nie? - pomył z wizytą na bagnach jaki podsunął mu Otto bardzo się spodobał aptekarzowi. No ale skoro byli na wycieczce do jakiejś jaskini to wolał tym się zająć inne rzeczy zostawiając na bok.

- “Wspomnienie Oster”? No też niezłe. Jak nas obdarzy czymś interesującym to pomyślę. Właściwie czemu nie? Jakby zesłała nam jakiś dar co by pomógł podbić to cholerne miasto. To tak, wtedy tak. - nad nazwą dla planowanej plagi jaką miał zamiar wypuścic na miasto zastanowił się. Uznał to za kwestie otwartą i uzależnioną od tego co by znaleźli w tej jaskini. Uparł się na muchy bo w końcu “Władca Much” to był jeden z przydomków ich patrona. Chociaż rozważał też komary. W końcu one miały atut jakiego nie miały muchy - żerowały na żywych. Ale komary to nie muchy a aptekarzowi zależało właśnie na nich. Chciał się przypodobać ich patronowi.

- O, przejaśnia się. Las się kończy. - szef szajki bandytów wskazał na zamglone jeszcze prześwity między drzewami. Gdyby nie ta mgła pewnie by można już widzieć niebo. A tak nie zobaczyli go nawet jak wyszli z tego lasu. I okazało się, że dotarli do wybrzeża. Ale ten brzeg był wysoki, tak jak całe wschodnie wybrzeże. Jak klify zaczynały się już w zatoce nad jaką położone było Neus Emskrankt tak ciągnęły się i ciągnęły na wschód. I tutaj widocznie też były.

- Rozrposzcie się. Szukajcie jakiejś jaskini. - Vasilij polecił swoim ludziom. Co podzielili się na dwie grupy i każda ruszyła w jedną stronę klilu sprawdzając w dół czy nie widać jakiejś dziury jaka by zwiastowała wejście do jaskini.

- Oho. Musimy być blisko. Zobaczcie jaka Loszka jest podniecona. - aptekarz zaśmiał się chrapliwie. Bo ostatnie pacierze kobieta rwała do przodu na smyczy jak chart co czuje, że zwierzyna jest blisko. Teraz też parła do przodu aż aptekarz przekazał smycz Strupasowi aby się z nią nie szarpać cały czas. Czekali tak trochę aż gdzieś z mgły doszedł ich przytłumiony, odległy gwizd.

- Znaleźli coś. Chodźcie. - herszt wskazał na kierunek i ruszyli wzdłuż klifu. Przeszli tak z pacierz nim zaczęły im majaczyć we mgle kilka sylwetek banitów Vasilija. Jak do nich dotarli wskazali w dół klifu. Tam w niewielkiej zatoczce było widać spienioną kipiel u podnóża wąskiej, kamienistej plaży i urwiska jakie wznosiło się nad nią. Ale była też jakaś jama w tym klifie. Tylko z góry nie było widać czy to tylko wnęka czy wejście do jakiegoś tunelu albo jaskini. Każda z tych wersji wydawała się w tej chwili prawdopodobna.

- No to jak to to to jesteśmy. Tylko trzeba tam jakoś zejść. - Vasilij wskazał ponuro na poszarpane klify. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco do wspinaczki. Rzucił pomysłem, że gdzieś dalej mogłoby być jakieś łagodniejsze zejście. No ale równie dobrze mogli na nie trafić za pół dzwonu jak i za pół dnia. Albo w ogóle. Banici mieli linę ale do samego dna klifu by nie starczyła. Trzeba by ją wiązać co jakiś kawałek i używać jak poręczy. Poza tym i tak zawsze ktoś by musiał ją odwiązać i zejść niżej bez tej pomocy. Aptekarz zaklął pod nosem na tą przeszkodę i zastanawiał się co tu zrobić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem