Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2022, 09:32   #122
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Na skinięcie Voz, nieumarły po jej lewej ręce wybiegł w krótkim sprincie i zamachnął się na Joreska. Uderzenie trafiło mocno, paladyn, wszakże już nieco poobijany po poprzedniej walce, przyjął cięcie. Po symbolu Ragathiela pociekła krew.

Jeden z orków - ostatni z łukiem z bandy Dmiri - spojrzał na wybuchającą właśnie przy wejściu do groty walkę i pokręcił głową. Ork jednak nie strzelił ze swojego łuku. Wydawał się na coś czekać.

- One wiedzą, że są o wiele więcej warte żywe, dlatego są tak pewne siebie, gotowe poświęcić was w płonnej i desperackiej próbie ratowania własnych tyłków - Katerina przemówiła naprędce w stronę reszty Ostrzy, widząc jak jeden z wojowników nie kwapi się do ataku. - Jeśli obezwładnicie z nami te idiotki, odejdziecie stąd żywi. Pozwolimy wam nawet zabrać, co chcecie z tej chatki. Jeśli staniecie nam na drodze, umrzecie jak reszta. Z kim wolicie być w dobrej komitywie - chodzącymi trupami, których głowy wkrótce przyozdobią mury miasta...
Spojrzała znacząco na Voz i Dmiri.

- ...czy z Protektorami Rozgórza, których sam Namiestnik zaprosił na osobistą audiencję do stolicy? - Bonher zadarła nosa, uciekając się do patetycznych nut. - Wybierajcie. Czysta karta albo wczesna mogiła. Wybierzcie mądrze!
Po czym muszkieterka ugięła nogi i uniosła rapier, gotując się do defensywy. Jeśli jaskiniowcy chcą krwawej rzezi, to ją dostaną.
- Odwrót - syknęła szepcząco w stronę pleców Wuga i Joreska. - Przyjmijmy ich w tej gardzieli.
Śledczy ustawił się na linii między walczącymi i szybko ocenił dystans pomiędzy sobą i Voz. Wymierzył łukiem, napiął cięciwę i wreszcie wypuścił strzałę - celnie! Nekromantka jednak wyglądała niezbyt przejęta raną, która zaledwie ją drasnęła.

Katerina spędziła parę chwil, żywo perorując. Choć orkowie nadstawili uszu, wyglądało na to, że przemowa wywarła średnie wrażenie na nich. Paru z nich spojrzało po sobie, paru innych spojrzało lękliwie na Voz i Dmiri. Pojawiło się jakieś wahanie, ale… Nie. Nekromantka i hobgoblinka wydawały się nadal być autorytetem dla orków.

– Spróbujcie tylko skrewić, a sama wam poderżnę gardła, jeden po drugim! - hobgoblinka warknęła groźnie w stronę orków w odpowiedzi na słowa Kat.
- Złyyy wyyybóóór! - Oznajmiła Bonheur, śpiewnie przeciągając głoski z uśmiechem, w którym niewiele było radości.
Zaraz potem, Dmiri dołączyła do paladyna walczącego z nieumarłym. Hobgoblinka skupiła się przez parę chwil, mierząc paladyna wzrokiem. Wreszcie, przyskoczyła i wściekle uderzyła rapierem i sztyletem. Rapier ześlizgnął się po grubym pancerzu Joreska, jednak kiedy tylko hobgoblińska łowczyni poprawiła paroma pchnięciami pod przeszywanicę i bok, paladyn poczuł ból, kiedy tylko krewka baba wymacała miękkie ciało przez przerwy w pancerzu.

Kolejny z nieumarłych, noszący na sobie starą zbroję paladyna, której symbole już wytarły się, podążył za truchłem dającym ciosy w Joreska. Żywy trup, nienaturalnie szybki i wprawny w mieczu, uderzył i pchnął parę razy i wreszcie chlasnął Joreska w udo, znajdując lukę. Zaraz potem uniósł tarczę, oczekując ciosu.

Ork w rogu pomieszczenia także wreszcie zareagował: wystrzelił trzy strzały w paladyna, jednak jego pancerz skutecznie odbił je wszystkie.

– Ja także uważam się za kobietę interesu, toteż moja oferta pozostaje aktualna - rzekła Voz, lekko unosząc głos, aby przebił się przez odgłosy walki. – Wojownicy Rozgórza, czy naprawdę bramy elfów są warte waszej śmierci? Czemu nie połączyć sił przeciwko staremu czartowi?
- I stawiać czoła czartowi z tobą za plecami? - Katerina zaśmiała się w głos. - Nie ma mowy!
— Dokładnie — zawtórowała półelfka. — W najlepszym razie możemy sprawdzić, czy diabelskie nasienie zadowoli się twoim ścierwem.
Kapłan Sarenrae wykreślił znaki i wykrzyknął słowa modlitwy. Nieumarły natychmiast rozbłysnął palącym światłem bogini, które zadawało mu obrażenia. Parę luźnych fragmentów pancerza trupa upadło na posadzkę, żuchwa odczepiła się i upadła parę kroków dalej. Trup rozpadał się z wolna… Ale dalej walczył.

Paladyn wyprowadził uderzenia gizarmą w hobgoblinkę. Przed jednym uchyliła się, jednak drugie rozdarło jej skórzany pancerz, ponownie otwierając zasklepione rany.

Zaraz potem, paladyn, aby wycofać się, zawrócił i zaczął biec, kiedy… Dwa ostrza nieumarłych wojowników wystrzeliły spod ich tarcz, dźgając wściekle. Żywe trupy, choć ich oczodoły już dawno temu zostały wyżarte, jakimś cudem odnalazły lukę w pancerzu paladyna. Joresk poczuł ból, kiedy dwa miecze uderzyły i wreszcie upadł bez przytomności na jaskiniowej posadzce.

W międzyczasie, w jaskini, orkowie przegrupowali się. Żaden z nich jednak nie mógł zaatakować i nie odważył się wychylić poza mur uformowany przez Dmiri i nieumarłych.
– Macie moje słowo, że dopóki interesy Szkarłatnej Triady nie zostaną zszargane, włos nie spadnie wam z głowy… - głos Voz był opanowany, mimo wrzawy. – Krew paladyna będzie na waszych rękach, jeśli okaże się tylko, że on zginie. Jesteście głupcami, nie przystając na moją ofertę.
Wug, Lavena i Sidonius zorientowali się, że Szkarłatna Triada była jakąś gildią kupców z Katapesh - domem kupieckim, takim jak wiele.
- Nie za bardzo ufam twojemu słowu… Przypadkowy przedstawiciel przypadkowego domu kupieckiego z Katapesh?
— Chyba ligi nędznych nieudaczników! — zadrwiła jadowicie czaromiotka. — Ledwie draśnięto ją strzałą i skamle żałośnie o szansę na porozumienie. Ha! Ja jeszcze niedawno oberwałam całym tuzinem, a stoję tu, śmiejąc się jej w twarz!
Lavena poczekała, aż Wug wyniesie nieprzytomnego Joreska z progu jaskini. Barbarzyńca włożył krótki miecz do pochwy, złapał paladyna za nogę i w paru szybkich krokach pociągnął opancerzonego wojownika poza zasięg niebezpieczeństwa. Wreszcie, wyciągnął miecz ponownie.

Czarownica wyszeptała krótkie zaklęcie, a Kat poczuła się.. Pewniej? Śmielej? Cokolwiek to było, czarownica właśnie usprawniła jej ruchy.

Zaraz potem, z jej ręki wystrzeliły uzdrawiające płomienie. Paladyn po raz kolejny otworzył oczy. Czuł się obolały i chyba nawet jeszcze coś zostało w tym z kaca po wczorajszej popijawie, co stanowiło iście koszmarne połączenie. Ale… Żył!

Nekromantka dobyła zza pasa sztylet. Przez parę chwil bełkotała jakieś niezrozumiałe słowa i zakreślała znaki w powietrzu, tworząc sztyletem lśniący zieloną energią, geometryczny wzór, który przez krótką chwilę zawisł przed nią. Wzór natychmiast uformował się w kulę kwasu, która pomknęła w stronę Kateriny. Efekt był katastrofalny: kwas eksplodował przed twarzą muszkieterki, oblewając jej ciało i pancerz.

Nieumarły, który wcześniej niemal zabił Joreska, podbiegł do Kateriny, wciąż oszołomionej po poprzednim ataku Voz. Miecz nieumarłego ciął na odlew, dziwnie imitując manieryzmy martwego wojownika.

Uderzenie sprawiło, że Katerina upadła i straciła przytomność. Posoka rozlała się strugiem, nagle nieprzytomna kobieta leżała bezwładnie w kałuży własnej krwi.

Lavena wydała z siebie krótki gwizd, mając nadzieję, że konie, który były opodal, zjawią się za chwilę. Gdzieś tam, dalej, usłyszała znajome rżenie, które zaczęło zbliżać się do nich.

Śledczy schował swój łuk i złapał Katerinę i jej rapier, który upadł obok niej. Tak, jak Wug, Sidonius złapał leżącą muszkieterkę i wciągnął ją do środka chaty.

Wnętrze było ciemne - i oświetlane tylko światłem słońca i płomieni wpadającym przez cienkie szczeliny, luki między balami, z których drewniana chata była zbudowana. Nie było tutaj zbyt wielu przedmiotów - parę worów, które przypuszczalnie były wypełnione jedzeniem i zapasami najemników.

Była też tutaj stalowa skrzynia, zaraz obok wejścia. Obok niej stał popularny w Isgerze półtorak oparty o ścianę.

Hobgoblinka wypadła z groty i natychmiast zaatakowała Wuga. Dmiri zakręciła rapierem i chlasnęła sztyletem. Tu jednak nie odniosła większego sukcesu: Wug, który nie puścił nerwom i nie wpadł w szał, uchylił się od rapiera. Ork został ledwo draśnięty przez hobgoblinkę, która poprawiła sztyletem.

Nieumarły rycerz także wypadł z jaskini i wydał z siebie krótki ryk, jakiś odpowiednik okrzyku bojowego. Żywy trup uderzył mieczem w kapłana Sarenrae, kiedy tylko boska tarcza paladyna rozbłysnęła przed nim, negując impet uderzenia. Krew Khaira rozlała się na grunt. Trup zaraz potem uniósł tarczę nad siebie.

Jeden z orków podążył za trupem i uderzył mieczem w Wuga, barbarzyńca jednak uchylił się.

Kolejny z najemników Dmiri, ork z łukiem, wybiegł z jaskini i usadowił się pod drzewem, mierząc już walczących wzrokiem i wybierając swój następny cel.

Po paru chwilach, awanturnicy usłyszeli za sobą tętent kopyt. Konie wreszcie nadjechały! Wyglądało na to, że nie były daleko. Pozostało tylko wejść na grzbiet… I uciekać. Wierzchowce prychały i parskały niespokojnie, widząc walkę i ogień opodal.

Kapłan Sarenrae ostrożnie odstąpił od nieumarłych wojowników, a zaraz potem rzucił się w bieg do chaty. Wpadł do środka i uklęknął przy zakrwawionej, nieprzytomnej Katerinie i dotykiem przekazał jej leczącą energię. Kat obudziła się: wszystko bolało, kwas parzył, członki bolały, głowa bolała i właściwie niewiele brakowało, żeby znowu upadła i już chyba naprawdę rozstała się z życiem. Muszkieterka, tak jak paladyn, kroczyła po bardzo cienkim lodzie.

- To nie... nie Ogrody Przewrotności i Rozkoszy - wymamrotała Bonheur, tocząc wciąż zamroczonym spojrzeniem po drewnianej powale. - Gdzie... gdzie mój elizejski harem?
- O takich przyjemnościach porozmawiamy później - uśmiechnął się Khair. - Dobrze, że się obudziłaś.
W międzyczasie, dwie sylwetki orków wypadły z groty. Orczy najemnicy krzyczeli coś między sobą niezrozumiale, wskazując drewnianą chatę. Dwóch oprychów pobiegło na północ, okrążając chatę. Wyglądało na to, że chcieli im odciąć drogę ucieczki.

Lavena wykrzyknęła słowa zaklęcia: jasno płonące płomienie wystrzeliły z jej dłoni, raniąc nieumarłego. Trup, zdawało się, niemal całkowicie został pokonany i tylko pozostałości nekromantycznej energii trzymały go w jednym miejscu.

Joresk chwiejnie wrócił do pionu i splunął krwią.
- Nie czekajcie na mnie - wycharczał do Wuga, po czym wykonał gesty i krzyknął słowa zaklęcia. Paladyn ryknął przeciągle, kierowany boskim głosem swojego patrona.
Soniczne wibracje sprawiły, że orczego najemnika odrzuciło, a on sam zachwiał się, niemal upadając. Pierwszy z nieumarłych rozsypał się w kupkę kości, pozostawiając po sobie zardzewiałe miecz, tarczę i kirys. Drugi z nieumarłych, ten w głębi, skruszał, jednak nadal trzymał się na kościstych nogach.

Barbarzyńca wściekle zaatakował młotem bojowym i mieczem, tym razem zdając się na własne umiejętności, bez wpadania w szał. Chwiejący się już na nogach ork został całkowicie zmasakrowany przez uderzenia: młot wgryzł się w ciemię, a czaszka rozpękła się, niby dojrzałe jabłko ciśnięte o drzewo, zaś miecz odciął lewe ramię. Ork padł bez życia na ziemię.

Zaraz potem, triumfalny ryk Wuga i jego słowa dotarły do strzelca pod drzewem. Widząc swojego umierającego kamrata, łucznik zadrżał, nagle podenerwowany.

Nekromantka wybiegła z jaskini, rozglądając się uważnie po polu boju. Voz pogrzebała naprędce w swojej torbie i wyciągnęła zwój w swoją lewą dłoń.

Sidonius świadom, że znowu potrzebne są jego umiejętności medyczne, leczył pierw Muszkieterkę a potem pobiegł do paladynaaby go uleczyć.

- Ja się chyba przesłyszałam, Strabo - sarknęła Katerina słabo, podnosząc się powoli i ospale do pionu. - Chybaś na głowę upadł, jeśli myślisz że będziesz mógł sobie bohaterzyć.
Muszkieterka zmełła i przekleństwo pod nosem, ale czy było skierowane w stronę paladyna, czy jedynie skutkiem (łagodnie mówiąc) słabego samopoczucia, miało pozostać w sferze domysłów. Jedna dłoń zacisnęła się na oparciu krzesła, stabilizując nieco dziewczynę, podczas gdy druga odszukała fiolkę na bandolierze. Miksturę odkorkowała mało ceremonialnie zębami i wypluła korek w kąt chatki, żłopiąc ją do dna już zupełnie bezceremonialnie.

- Tylko rapier mi zostaw - mruknęła do Doktora, oddychając głęboko.
Katerina powstała na nogi. Dobywszy szklaną fiolę, w paru łykach poczuła się znacznie, znacznie lepiej. Nawet kwas już nie dokuczał tak mocno.

Nieumarły podbiegł do Wuga i uderzył barbarzyńcę - cięcie było celne, choć zostało zablokowane przez tarczę Joreska. Paladyn celnie uderzył rękawicą w trupa, który zachwiał się nieco. Nieumarły uniósł zaraz potem tarczę.

Śledczy o przydługawych kłach tymczasem uwijał się, aby uleczyć swoich towarzyszy. Katerina poczuła się znacznie lepiej po jego zabiegach, jednak rany Joreska były znacznie poważniejsze - Sidonius nie potrafił ich wyleczyć w tym momencie.

Hobgoblinka, herszt Krwawych Ostrzy, uderzała raz po raz rapierem i sztyletem z zabójczą precyzją. Wug ledwo już słaniał się na nogach, nie mogąc za nic obronić się przed razami zaprawionego w bojach herszta, który sprytnie wykorzystywał luki w jego obronie. Ork był zakrwawiony.

Zaraz potem, Dmiri przyjęła postawę obronną, krzyżując sztylet i rapier.

Zastraszony wcześniej przez Wuga strzelec, widząc Sidoniusa, który próbował leczyć tych dwóch, wziął go na cel. Łuk jęknął, cięciwa syknęła. Jedna strzała wbiła się w bark śledczego.

Khair podbiegł w stronę koni. Rumak obok zarżał, kiedy kapłan Sarenrae wyszeptał kolejną modlitwę: nieumarły rozbłysł światłem. W parę chwil, żywy trup stał się nagle stosem kości.

Dwóch orków wbiegło do środka chaty, wrzeszcząc groźnie. Kat, wzięta w dwa ognie, broniła się jak mogła, jednak jeden z napastników dźgnął mieczem nader celnie, otwierając jej zasklepione przez magię i alchemię rany po raz kolejny.

„Oto ma (ostatnia) szansa na ucieczkę!” pomyślała półelfka „Ha! Zdecydowanie lepiej być tchórzem, niż nieboszczykiem. A z nekromancką zdzirą policzę się innym razem, pozostało mi tylko jedno…”.
— Właściwie, to obecnie szkoda mi na ciebie czasu kochana — rzuciła z wyższością w kierunku Voz, dosiadłszy konia. — Twa magia jest niezwykle prymitywna. Dokładnie tak jak twoje wyczucie stylu! Przyjmij łaskawie mój pożegnalny gest i do zobaczenia innym razem!

„Żyj sprytnie! Żyj długo! W nogi!” błysnęło jej w głowie, nim spięła ogiera i ruszyła żwawym kłusem.

Magiczny płomień wystrzelił z palców rudej czaromiotki, tym razem celnie! Płomień na jeden moment przebił tarczę nekromantki, ta zaś została poparzona. Nie dane było jej jednak cieszyć się z celnie wyprowadzonego ciosu - trzeba było uciekać.

Wug krwawił z wielu ran. Spełnił jednak swoje zadanie przytrzymując wrogów walką gdy jego towarzysze się przegrupowywali. Ork pobiegł w stronę koni, dosiadł wierzchowca a następnie odjechał.

- Jeszcze tu wrócę - Katerina wysyczała złowrogo w stronę orków, z bólem serca zostawiając rapier pod stopami zbira i wyrywając przed siebie w manewrze “taktycznego odwrotu”.
Doktor pokazał Vos bardzo nieprzyzwoity gest i ruszył w stronę koni.

~

Jeden po drugim, ścigani przez ryczących triumfalnie orków, którzy byli ponaglani przez knajackie docinki Dmiri, podróżnicy w ostatniej chwili zdołali wsiąść na konie. Strzeliły lejce, konie, poważnie już przestraszone gorejącą strażnicą i nadciągającymi orczymi wojownikami, rade rzuciły się w galop na złamanie karku.

Hobgoblinka i jej nekromantyczna towarzyszka oddalały się coraz bardziej. Wug i Khair zauważyli, orkowie, z początku próbujący ich ścigać, rzucili się z powrotem po swoje łuki, jednak Voz odwołała ich skinieniem ręki. Orkowie, hobgoblinka i magini, wydawało się, zbierali się z wolna z powrotem do jaskini.

~

Galopowali dłuższy czas. Kiedy Ścieżka Strażnika została daleko w tyle, a las wokół niej skończył się, z powrotem znaleźli się w skwarnym podgórzu przy Górach Pięciu Królów. Byli ranni, zakrwawieni i zmęczeni, jednak udało im się uciec.

Wydawało się, że całe wieki minęły od czasu, kiedy Lavena podpaliła pierwsze deski strażnicy, jednak - nadal był poranek. Od Ścieżki Strażnika dzieliło ich zaledwie parędziesiąt minut drogi.

Znajdowali się teraz przy wejściu do lasu - przerzedzone drzewa i małe zagajniki skupiały się w coraz większe połacie, aby wreszcie zebrać się w las, z którego właśnie wrócili. Daleko, z lasu, unosił się dym podpalonej strażnicy, choć chyba już mniej gęsty, niż na samym początku. Choć wszystko było suche jak pieprz z powodu paru upalnych dni, pożar lasu raczej nie miał być wywołany spłonięciem paru desek na polanie.

Panowała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wiatru hulającego na wzgórzach i między koronami drzew.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline