Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2022, 19:43   #325
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Argumenty z ust wojowniczych Amazonek zdawały się być nawet rozsądne. Ogień zapowiadał całkowite oczyszczenie obozowiska, niestety ogromnym kosztem. Sylvańczyk być może podjąłby to ryzyko, lecz nie on tu dowodził. Rivera widocznie miał większą wiedzę na temat możliwości prowadzenia dalszej walki bez zaopatrzenia. Ostatnie słowa o wyroku nie zdziwiły Carstena, nie spowodowały też większego strachu czy trwogi. Wiedział, że w obozie wszyscy podlegali osądowi kapitana i w przypadku niesubordynacji los takiej osoby był nieodwołalny. Widok znajomych twarzy prędko wyzbył go od rozmyślań i skierował ku innym zadaniom. Ruszył z odsieczą swoim podkomendnym za których czuł się odpowiedzialny. Poza tym obecnie chronili to, co dla niego najcenniejsze – dotychczasowe zdobycze wyrwane dżungli, mające posłużyć do ratowania jego dziecka. Płonącą żagwią odstraszał pełzające robale i insekty, a przy każdej możliwości rozdeptywał twardą podeszwą te mniejsze szkodniki. Parł do przodu niesiony odwagą i obowiązkiem oraz myślą, że w jukach winny być zasoby oleju tak przydatne w chwili próby. Kiedy dotarł do przyjaciół, dostrzegł Estebana, który z wyraźna bladością, ale wytrwale pilnował kręcącego się muła i dobytku. Obok strudzona i rozpalona Barbette uwijała się jak w ukropie odpędzając szarańczę.

- W jukach są zapasy oleju! – krzyknął do kobiety.

Machał dziko żagwią jak płonącą maczugą. Płomienie biły blaskiem w zetknięciu ze żmijowatymi splotami, dołączając do chóru niemiłych odgłosów posykiwania. Kiedy Barbette odnalazła bukłak z olejem, nadstawił żagiew i miecz, które polane cieczą niemal natychmiast, jakby wzniecone pożarem, obficie buchnęły językami płomieni. Zaczęły one boleśnie kąsać robactwo i skutecznie odpędzać od grupki ludzi. Carsten stworzył niewielki krąg ognia, jak bezpieczną przystań, z której planował zacząć oczyszczanie najbliższej okolicy. Kilka pni i gałęzi na palisadę, posłużyło jako most przerzucony nad rzeką robactwa. Ochroniarz z rozmysłem dawkował olej, by zbyt szybko nie wyczerpać cennego płynu. Zamiatał mieczem i żagwią , niczym wojownik władający dwoma rodzajami broni. Równocześnie próbował skrzyknąć trochę czeladzi, by wyraźniej dać odpór tej sile natrętnych stworzeń. Polecił Barbette ściągnąć płachtę z najbliższego namiotu, aby posłużyła jako płonący żywy taran. Przecież Kapitan zabronił im spalenia obozu, nie wspominał zaś o kilku płachtach tkaniny tworzących namioty.

Carsten dbał też, by ogień nie wymknął mu się spod kontroli i nie spopielił obozowiska głównych sił wyprawy…
 
Deszatie jest offline