Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2022, 19:52   #180
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
NULN

Działania Rudolfa


Carlo odszukał Galeba. Ten odsypiał co prawda nocne pod-miejskie eskapady, ale zgodził się przyjść. Wyjaśnił, że jeszcze Roz go przekonała o kluczowej roli Tajnych Archiwów Ostwalda, które to zaczną być dostępne dla nich, o ile uda się dorwać jakiegoś skavena. Widzieli w kanałach w pobliżu Świątyni Sigmara mnóstwo śladów, niestety, odkąd krasnoludy zaczęły tam schodzić, szczuroludzie przestali się w nich pojawiać. Poprowadził kilka ekspedycji wgłąb ale potyczki były tylko z mutantami, niewarte uwagi zresztą, mało kto chce zaczepiać zwarty oddział krasnoludów. Teraz planuje się zaczaić samemu i zobaczyć czy coś nie przylezie.

Ledwo Rudolf skończył wprowadzać Galeba w aktualną sytuację i pożegnał się z gościem, dał upust swojej złości. Tajemnice, nad którymi głowił się tak długo okazały się być oczywistymi sprawami, o których jego towarzysze wiedzieli od dawna, ale nie raczyli mu o nich powiedzieć. Ani poinformować Manfreda. Szef wywiadu ogarnąłby "spisek" Natalii i jej sługi w mgnieniu oka, a za wskazanie tożsamości szpiega we własnym niemal domu z pewnością nagrodziłby ich sowicie. Nie mówiąc już o tym, że Natalia najwyraźniej przekazała komuś zdobyte przez swojego sługę informację, skoro na cmentarzu pojawili się ludzie znacznie sprawniejsi w swoich fachu niż jej sługa. Gdyby to ona sama miała dostęp do takich ludzi, nie wysyłała by amatora na przeszpiegi. Rudolfa zmroziło, gdy skojarzył, kim może być osoba, z którą baronowa mogłaby się podzielić zdobytymi informacjami. Formalnie rzecz biorąc, była rodziną Elektorki przez małżeństwo z jej bratem. Wejście do Pałacu miała o każdej porze dnia i nocy. Choć praktycznie się tam nie pojawiała, mając takie wieści mogła liczyć, że zostanie przyjęta. Kupiec nie wątpił że Elektorka osobiście nie wydała polecenia by rozwiązać problem wścibskiego kupca. Miała przecież od tego ludzi. Domyślał się nawet jakich, sam znalazł informacje na ten temat w Archiwach. Pocieszał się, że go nie zabili, więc może chodziło tylko o dokument. A ten (właściwie to nie ten, ale może nie wiedzą) mu zabrali.

Przynajmniej w pracy poszło lepiej.
- Zdam pełny raport w ciągu tygodnia - obiecała Natassia - Gdyby był w naszej gildii byłoby szybciej. Chyba, że wystarczy wstępny, ogólny, tylko z powszechnie dostępnymi informacjami, wtedy wyrobię się w dwa dni. - dodała, zaznaczając, że kupcy mają różne tajemnice, których w papierach nie ma, szlachcice krzywo patrzą na sprawdzanie im stanu posiadania, a także ma również inne zadania. A. Na to ostatnie Rudolf znalazł sposób.
- Nie sra się tam gdzie się je. Romans w pracy to prosta droga do problemów i bardzo krzywa do awansu - Flick nie był przekonany do pomysłu uczynienia panny Schon asystentką Kaufmanna, ale dał się udobruchać -Eh, młodzi zawsze wiedzą lepiej. Niech Ci będzie, masz prawo nauczyć się na swoich błędach.
Natassia, sądząc po rumieńcu, zrozumiała sytuację tak samo jak zwierzchnik Rudolfa. Czasy wykonania zadań skróciły się o połowę.

Gustaw von Grunnenberg, jak Rudolf szybko się domyślił, wiedział o Rudgerach dużo. Szlachcic poświęcił sporo czasu na poznanie rywala. Aczkolwiek każdą rzecz interpretował kierowany szczerą nienawiścią do Magnusa.
- To tchórz, oszust, kłamca i manipulant, przywłaszczył sobie moje zasługi! Żyje rozrzutnie, kupił sobie ostatnio nowe stroje, bywa na każdym balu, taki człowiek na pewno bierze łapówki, bo skąd by miał na to pieniądze? I sam też daje, na pewno oszukał albo i kupił sobie stanowisko. Chcesz go złapać na łapówkę by potem kazać mu żyć w strachu, że się wyda na po zabraniu mu wszystkiego i tak pokazać światu jaki jest naprawdę? Świetnie! - ucieszył się -Ta kanalia zasługuje na to. Wiem, że upaja go władza. Powymieniał wszędzie, prawie w całej Straży ludzi na swoich, a przynajmniej takich co byli w wojsku i będą słuchać jego głupich rozkazów.

Po południu wrócił Carlo.
- Doktora nie widziałem. Wyszła od niego jakaś kobieta z koszykiem, okazało się, że jego gospodyni, wiem, bo posłałem za nią urwisa z ulicy, jak wróciła to mówił, że na targu była. Pacjentów miał sporo, ale nikogo z takimi ranami. W środku doktor ma taką mini-klinikę, tam kilka osób leży, może wśród nich jest? - zasugerował -Słyszałem, że przedwczoraj w nocy kogoś przynieśli. O ile pijaczkowi się noce nie popieprzyły - dorzucił.

Carlo nie był jedynym "asystentem" Rudolfa, dla którego ten znalazł zadanie tego dnia. Latimeria za bogów nie miała pojęcia dlaczego jakiś kupiec miałby mieć dostęp do rządowych kanałów pocztowych ani tym bardziej po co miałby ich używać, skoro z wszystkimi Nulneńskimi wielmożami, z którymi ewentualnie miałby się skontaktować dzielił miasto zamieszkania, ale nie płacili jej za myślenie, tylko za robotę. Zajęła się nią ze zwykłą dla siebie pracowitością. Panna Drach, choć listów Krechta czy Kerchta nie znalazła, potwierdziła istnienie bogatej korespondencji von Rudgerów z Pałacem. Dawna, seniora rodu, która była mało ciekawa i mniej dawna, jego najstarszego syna, który czasem chwalił się ojcu swoją karierą, co również nie było szczególnie ciekawe, chyba żeby Rudolfa ciekawiło, że bardzo często wspominał o Elektorce. I niedawna korespondencja. Między braćmi, M. i K. von Rudgerami, w której to o dziwo młodszy brat strofował starszego, że przesadza z uwielbieniem do E. i że narobi sobie tylko kłopotów. A także bardzo niedawna - z okresu gdy siły Wissenlandu wróciły z północy i wydzielony z nich oddział mający wygonić granicznych dostał się pod komendę von Rudgera. Oczywiście, jako oficer dowodzący miał nie tylko prawo, ale i obowiązek pisać raporty i wysyłać je do Sztabu, ale pojawiły się także wiadomości do i od Elektorki (określone jako prywatne).

Na wieczór zaś Rudolf zorganizował sobie nieformalne spotkanie ze "znajomymi". To, że nieraz załatwiał różne rzeczy dla rodziny Huyderman i właściwie to był jej daleką częścią (i pilnowali by o tym nie zapomniał) pozwalało mu mieć dwustronny kontakt z tymi, co zwykle tylko przychodzą po pieniądze (i bardzo bardzo rzadko również po życie. Częściej po małe kawałki ciała, jeśli akurat ktoś nie miał pieniędzy). Może i zwykle to oni jemu kazali zbierać informacje, może i zbierali od niego haracz, ale że zawsze dorzucił jakiś drobiazg dla dziewczyn i żon, dzieci, a w jednym pamiętnym przypadku dla teściowej (albowiem i bandyci miewają życie rodzinne) to go lubili na tyle by powiedzieć nieco więcej.
Gdy wrócił, minę miał nietęgą.
- To nikt od Schatzenheimerów, Valantino ani Sansovino. Byśmy wiedzieli. Ani od nas. Nie bierz tego do siebie, ale my zrobilibyśmy to szybciej i taniej, po prostu byś ze spotkania nie wrócił, nie? Takie numery pasują do Księstw Granicznych, oni tam się mordują widowiskowo od lat. Jeszcze dłużej robią to w Tilei.
W ogóle w mieście sytuacja się robi nerwowa, to niedobre dla interesów. Ale powiem ci coś świeżego. Kurwa, obczaj sytuację. Wyobraź sobie, nowy szef Straży poprosił o spotkanie z szefami. Zaczął chyba od Valantino. Imię jak Imperator z bajek dla dzieci mu chyba uderzyło do głowy. I kurwa, wyobraź sobie, przyjęli go. Myślę sobie, pośmiać się każdy lubi, a jak go znajdą wiszącego głową w dół na latarni z dupą pomalowaną na zielono, to potem każdy będzie wiedział, że są żarty i żarty, ale Valantino są poważnymi ludźmi. Ale nie. Nic mu nie zrobili. Myślę se, kurwa, Valantino zmiękł na stare lata, albo to prawda, że się nawrócił po chorobie i teraz jednemu na miesiąc przebacza w imię Shallyi. Ale kurwa, nie uwierzysz, nasza wierchuszka też się zgodziła go wysłuchać. Chyba z ciekawości, myślałem se, żeby się dowiedzieć co też nagadał V. Ale okazało się, że nie. Podobno po imieniu znał wszystkich ważnych od nas. Kurwa, ale skąd? Przecież on nietutejszy. Ale tego, kurwa, o tym cicho. Bo mój szurzy, co pilnował sali, mówił, że jak wychodził to nasi byli bardziej przestraszeni. Potem to samo zrobił ten cały jebany Rudger z pozostałymi rodami. I że nawet w ryj nie dostał, no kurwa, nie rozumiem. Najdziwniejsze, że właściwie to żadnych zmian nie zapowiedziano. Jak nie każą skończyć z przemytem, złodziejstwem i wymuszaniem, to kij mu w oko, jak dla mnie żadna różnica, po chuja się tyle nałaził.
- zarechotał "kontakt" Rudolfa.


ŁUP ŁUP ŁUP - dobijanie się do drzwi poniosło się głośnym echem po kamienicy.
Myślący już o pójściu spać po całodziennej ciężkiej pracy Rudolf aż podskoczył. Hrepiczuk dobył broni i rozejrzał się czujnie. Carlo w tym czasie zerwał się z krzesła i złapał za rękojeść. Zaskoczony kupiec poderwał się na nogi. I wylądował na podłodze przyciśnięty do niej przez ochroniarza.
- ŁUP ŁUP ŁUP - powtórka była jeszcze głośniejsza.
Nikt jednak do nich nie strzelał. Do pokoju nie wbiegli żadni zabójcy. Żadni zamachowcy nie wpadli przez okna. Z dołu rozległy się jednak słowa:
- W imieniu prawa, otwierać!
Carlo zerknął przez okno.
- Strażnicy. Dwóch. Nie, raczej czterech. - powiedział, po czym dodał - Bo oprócz tych co widać jest jeszcze pewnie dwóch przy tylnym wyjściu.
Na szczęście jego nowa służąca z Sylvanii nie była z tych, co bez zastanowienia drzwi po nocy otwierają. Miał więc chwilę na decyzję. Akurat skończył był "remont", ochrona była na miejscu, ale z drugiej strony to Straż, nie zabójcy.



Działania Roz


Roz z sukcesem wtopiła się w tłum pracowników Pałacu, Sekretariatu, Archiwum i czego tam jeszcze biurokratyczna machina konieczna do zarządzania Nuln potrzebowała. Wiele komórek zajmowało się właściwie tylko pracą dla innych komórek, papierów produkowano znacznie więcej niż czytano, ale każdy mógł się wykazać przed przełożonymi jak ciężko pracuje. Znalazła więc też chwilę na myślenie.
Oskar mógł zniknąć z czyjąś pomocą. Co prawda pamiętała, że Manfred mówił im już dawno temu, że Oskar był winien pieniądze jego bratu i że ów brat szukał Oskara już od pewnego czasu i ma na pewno o nim informacje (pamiętała też że nie zrobili z tym nic, poza wysłaniem Detlefa. Ale ten jak na razie żadnych wieści nie przywiózł ani nie wysłał żadnego listu), ale postanowiła poszukać na własną rękę. I dowiedziała się tyle, że jeśli Oskar był mądrym człowiekiem to zniknął pewnie dzięki pomocy Huydermanów (jeśli dobrze zrozumiała nazwisko), którzy mieli swoich ludzi w różnych gildiach i mogli cichcem chyłkiem wysłać towar bez płacenia ceł, myt i innych opłat. Czasem bowiem, za odpowiednią opłatą, przemycali także ludzi, a nawet pomagali im "zniknąć".
- Byli jeszcze niedawno tacy inni, młodzi i naiwni, co chcieli kawałek tego tortu uszczknąć, do dziś można zobaczyć efekty tej próby na Dróżce Vogela chyba, tam jest taki na wpół spalony budynek. Pewnie ich załatwili, bo konkurencji nikt nie lubi, nie? - Roz skojarzyła co to jest za budynek. Była tam dopiero co. Z niewiadomego dla siebie powodu wiedziała, że to nie Huydermanowie ich wykończyli, ale wiedziała też, że jeśli brali kasę za znikanie to mogli brać i powtórnie, szantażując unikniętych ujawnieniem ich miejsca pobytu. Miała niejasne wrażenie, że jakiś cichy głosik w jej umyśle wrzeszczy do niej, że to... krew popłynęła jej z nosa. Rozmazała ją, i nagle osunęła się na podłogę. Ocknąwszy się zorientowała się, że jest kwadrans później, a w zaciśniętej pięści ma kartkę z pospiesznie skreślonymi nie jej charakterem pisma literami. "Manfred! Manfred von Windish wysłał oddział. Kazał załatwić Geoffrey'a Moncka i uwolnić Alfonsa Rago..."
Wiadomość urywała się nagle. Nie wiedziała kto jej wyciął taki numer, ale informacja była cenna. Jeśli prawdziwa.

Żebrak po opłaceniu stał się jeszcze bardziej służalczy.
- To jakie informacje Szlachetną Pannę interesują? O czym chciałaby Pani wiedzieć? Ten co się tam miał swoją kryjówkę - przerwał by pokazać. Roz sama ją wcześniej znalazła - to był bardzo zainteresowany kto tu przychodzi, płacił też by go informować gdyby ktoś o spalony dom pytał. Ale jak wczoraj zabierał swoje rzeczy mu o Pani powiedziałem, to już mówił, że nieważne, że już dorwali tego co go szukali. Pewnie chodziło o tego z cmentarza. No, ale pan Ważniak nie chciał zapłacić wczoraj i dlatego już mu o Pani Szanownej nie powiem. Coś jeszcze piękną Panią interesuje? - zapytał.


ŁUP ŁUP ŁUP - dobijanie się do drzwi poniosło się głośnym echem po kamienicy.
Myśląca już o pójściu spać po całodziennej ciężkiej pracy Roz miękko zsunęła się z łóżka i przyczaiła.
- No kogóż tam niesie o tej porze... - wyczulonym słuchem szpiega dosłyszała marudzenie dozorcy.
- A gdzie panienka po nocy sama biega?! Przecież stać się co może, młoda dziewczyna to może łatwo stać się łupem jakiegoś złoczyńcy
- Ojoj - Roz poznała głos Mag - A co on by mi mógł zrobić, przecież i tak nie mam przy sobie pieniędzy - zapytała niewinnie.
- No, tego... - dozorca zaczął się plątać - Ale to porządny dom, tu są zasady, do żadnego kawalera nie puszczę. W ogóle gdzie po nocy, zaraz wezwę fiakra, do domu pannę odwiezie.
- Przepraszam, że tak po nocy, ale jutro mamy egzamin a ja wszystko zapomniałam, a jak nie zdam i mnie wyrzucą to i mnie mama z domu wyrzuci, a ja tu mam korepetytorkę, proszę zrobić wyjątek
- Roz tylko wyobraziła sobie minę spryciuli. I chyba zadziałało, bo za chwilę usłyszała pukanie do swoich drzwi.
Otworzyła gotowa na wiele rzeczy, ale nie na Mag rzucającą się jej z płaczem w ramiona. Ledwo zdążyła schować sztylet.
- Bo oni... Bo oni... Bo oni aresztowali Gustawa. Przyszli i go aresztowali, ot tak. I mama mówiła, że to dobrze i że wujka też aresztowali - Roz była na tyle sprytna by mieć dwa mieszkania. Ale adres tego był znany matce Mag, zatem jeśli aresztowali Manfreda i Gustawa, to i po nią są już pewnie w drodze.



WISSENBURG

Działania Detlefa



Dla Detlefa "tępa broń" oznaczała broń obuchową. Dla Ludwika - broń ćwiczebną. Szlachcic nielicho się zdziwił widząc przeciwnika idącego na niego z młotem. Spojrzał na swoją broń i przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział co się właściwie dzieje i co ma zrobić. Najwyraźniej był przekonany, że khazad nie splamiłby swojego honoru robiąc taki numer, prędzej chyba wierzył, że sam się przejęzyczył, bo nie wołał sekundanta ani nie krzyczał, że oszustwo.
Detlef jednak nie wykorzystał jego konfuzji. Gdy spojrzał na broń adwersarza, odwrócił się i wymienił swoją na adekwatną.
Ludwik zasalutował bronią krasnoludowi. Zatrzymał się, jakby coś go uderzyło.
I się poddał.
Widzowie osłupieli. Ludwik podszedł do Detlefa i ściskając jego dłoń powiedział:
- Gdybym to z nim się mierzył, Marcus by wykorzystał sytuację. I każdy z jego totumfackich. Z dwojga złego lepsza młodsza siostra, która zbiera wokół siebie towarzyszy posiadających przymioty, których jej brakuje niż starszy brat, którego słudzy są gorsi niż on sam.

Nieporozumienia przez wieki skutkowały wieloma niepotrzebnymi walkami. Raz zdarzyło się odwrotnie.

Druga walka odbyła się krótko po pierwszej. Marcus i jego kompan stanęli przeciwko sobie. Uśmiechnięci, rozluźnieni, dla każdego szybko stało się jasnym, że są dogadani co do wyniku walki i to co teraz dzieje się w kręgu jest tylko rozgrzewką przed finałem. Nagle, kolejne powolne i sygnalizowane pchnięcie w ramię Marcusa doszło do celu. Na bicepsie pojawiła się krew, a na twarzy jego przeciwnika - zaskoczenie. Szybko wycofał ostrze, ale na twarzy Marcusa i tak pojawił się gniew.
- Pali! Ostrze jest zatrute!
- Co? Ja nie... Przecież... - zdezorientowany właściciel rzekomo zatrutego miecza spojrzał na widzów, być może chcąc się wytłumaczyć, wyjaśnić... Nie zdołał. Zaskoczony trafieniem, zdezorientowany oskarżeniem, teraz zdumiony ostrzem wystającym z jego klatki piersiowej umarł zanim zrozumiał co to się właściwie stało.

Miecz został zbadany. Rzeczywiście znaleziono na nim truciznę.
- Nie powoduje ona trwałych skutków, ale... - zaczął wynajęty medyk, który dziś miał póki co znacznie mniej do roboty niż wczoraj, ale Marcus nie dał mu skończyć.
- To był mój brat. To był mój przyjaciel. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił z własnej woli. To moja siostra, ta dziewka spiskująca ze zdradzieckimi krasnoludami i kto wie kim jeszcze, to ona go uwiodła albo i magią przymusiła. Przeszukajcie jej komnaty, a na pewno znajdą się dowody - powiedział złowieszczym szeptem. Detlef w głowie dopowiedział sobie ciąg dalszy zdania "Sam je tam podrzuciłem jeszcze zanim przyjechała".
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 19-10-2022 o 21:51.
hen_cerbin jest offline