Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2022, 03:43   #79
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
- Co by nie było, poradzimy sobie z tym - de Gast podała jej swoją prawą nogę aby dokończyła robotę - Teraz przynajmniej są przesłanki żeby uważać… a kto wie, jeśli zajmę się tobą jeszcze raz znów pojawi się wizja która rzuci trochę więcej światła na sprawę. Nie wiem jak ty kochanie, ale ja jestem gotowa spróbować. O ile twój faworyt nie będzie kręcił nosem że mu ciebie dyscyplinuje… choć z drugiej strony to zawsze dobre widowisko i przystawka przed głównym posiłkiem - westchnęła.

- Nie będzie! Oli jest naprawdę bardzo kochany! - klęcząca blondynka roześmiała się serdecznie na taką wizję dyscyplinowania przez tą stojącą nad nią. - Myślę, że takie widowisko by mu przypadło do gustu. Dlatego wczoraj się zgodził na tą twoją wizytę u nas no ale już odpływał to na wszelki wypadek zapytam go teraz jak już wstanie. - powiedziała wesoło i wydawała się być prawie pewna, że jej partner nie będzie miał nic przeciwko takiej wizycie właśnie w takich celach o jakich rozmawiały. Posłała ku górze mokre spojrzenie obdarzając kolejną stopę swoimi utalentowanymi ustami. Spojrzała gdzieś w bok bo i Alessandra usłyszała jakieś odgłosy zza ściany.

- Oho! Nasz słodki książe wstał. - roześmiała się powstając do pionu. - Ale gdybyś potrzebowała osobistej niewolnicy do specjalnych zadań to też się dogadamy nawet gdyby jakimś cudem Oli zaczął kręcić noskiem. - szepnęła jej do ucha i cmoknęła je krótko.
- Jesteśmy w łazience! - krzyknęła aby przez szum prysznica i zamknięte drzwi. Doszedł ich jakiś męski głos ale niezbyt wyraźny. - Aha… No tak, rano jak wstaje to ma trochę zimny zapłon… No wiesz, długo mu schodzi zanim się w pełni rozbudzi. Znaczy mi się tak wydaje. Dłużej niż ja w każdym razie. - wróciła do normalnego tonu więc mężczyzna w sąsiednim pomieszczeniu tego raczej nie powinien usłyszeć.

- W takim razie chodźmy mu pomóc -
de Gast pokiwała głową i skorzystała z okazji że jeszcze są same przyciągając Malkaviankę do siebie i całując gorąco aby dać znać że zgadza się na jej propozycje i to bez konieczności używania głosu.
- Nie wypada aby się tak sam tam obijał - dokończyła ciągnąc ją ze sobą w stronę drzwi. Zaraz miało się okazać czy rzeczywiście nie straci głowy dla Monique. I to dosłownie.

- Dobrze, masz rację. - blondyna chętnie przylgnęła do swojej blondyny i oddała jej pocałunek. Ale zakręciła wodę i wyszły spod prysznica. Jeszcze klapki, szlafroki i wyszły na korytarz.

- Przedstawię cię. - szepnęła do niej gospodyni gdy otwarła drzwi do tej głównej sypialni apartamentu. Nie zmieniła się od wczoraj. A, że nie było okien to i “rano” wyglądało podobnie jak “wieczorem”. Jedynie mężczyzna którego wczoraj przelotnie Alessandra widziała jako przykrytego atłasową kołdrą trupa dzisiaj był chodzącym trupem. Widocznie rumieniec jeszcze nie zaczął działać. Ale i tak dał sie wyczuć książęcy majestat. Był w bordowym, męskim szlafroku. Na kieszeni na piersi widniały jego złote inicjały. Stał przed gustownym biurkiem obsługując się z baterii kryształów napełnionych różnymi odcieniami czerwieni. Jedną z nich właśnie sobie nalał do pękatej szklanki z grubo rżniętego szkła.

- Cześć Oli! - Monique podeszła do niego i pocałowała go krótko w usta. Po czym chętnie do niego przylgnęła. A “Oli” czyli Oliver Davout, książe paryskiej domeny objął ją, oddał krótki pocałunek i spojrzał z zaciekawieniem na ich gościa. Przez tą chwilę oboje wyglądali jak jakieś udane, śmiertelne małżeństwo. Ona piękna, on zuchwały, ona w jasnym szlafroku, on w ciemnym, ona pełna promiennego życia, on trupio blady.

- Dobry wieczór moje drogie. - przywitał się z nimi a blondynka też spojrzała na nową kumpelę.

- Oli, to jest właśnie Alessa. Znaczy Alessandra de Gast. Ta moja kumpela co ci mówiłam, ta co u niej byłam wczoraj. No wiesz, mówiłam ci jak wróciłeś. - trochę wyglądali jak jakaś dorosła córka z ojcem albo młoda żona z o wiele starszym mężem. Mówiła jakby nawiązywała do czegoś o czym rozmawiali wcześniej.

- A tak, tak. Od Sorena. Tak, kojarzę. Witam moja droga, bardzo miło mi cię poznać osobiście. - mimo bladości i jak się ruszył to okazało się pewnej sztywności ruchów nie ujęło to jego książęcemu majestatowi i manierom. Podszedł do gościa i po szarmancku ucałował jej dłoń. Za jego plecami Alessandra dostrzegła ogromną plazmę na ścianie. Tak aby wygodnie było oglądać z łóżka. A na niej zatrzymaną scenę z filmiku nagranego wczoraj przez Jewel. Dokładnie to ta początkowa scena jak drzwi się właśnie otwarły i wprowadzała nagą i skrępowaną faworytę księcia na łańcuchu.

- Wybacz kochanie, zmogło mnie wczoraj. Dużo pracy. Ale z tego co pamiętam to moja droga Monique była tobą zachwycona. Mówiła o tobie i twoim klubie w samych superlatywach. - coś jednak książe musiał pamiętać z tego co mu wczoraj jego kochanka zdążyła powiedzieć przed zaśnięciem bo właśnie do tego nawiązał.

Gdyby tydzień temu ktoś powiedział powiedział Alessandrze, że będzie rozmawiać z Księciem w jego prywatnym lokum i to nie będąc wezwaną na audiencję… to się nie mieściło w głowie. Zwykle spokrewnieni z jej stażem nie mieli możliwości zobaczenia go na żywo, a co dopiero stanięcia twarzą w twarz, gdy oboje znajdują się w szlafrokach, a noc dopiero się budzi. A tu proszę, zauważał ją, ujął dłoń aby złożyć kurtuazyjny pocałunek na który de Gast się rozpromieniła równie mocno jak na jego słowa.
- Tak mówiła? Oh Moni… jesteś dla mnie za dobra. Gdybym miała te szczęście gościć w swych lochach ptaszyny choćby po ćwierci tak zdolne i zaangażowane jak ty, krew mi świadkiem, nie wychodziłabym z nich aż do końca świata. - posłała Malkaviance ciepłe spojrzenie, przykładając dłoń do poruszonej piersi. Wróciła jednak wzrokiem do mężczyzny przed sobą i popatrzyła mu prosto w oczy, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Tyle by mnie wtedy ominęło… nie ma czego wybaczać, mój piękny. Trzeba myśleć, pracować i cierpliwie czekać, aż sny się ziszczą. Najtrudniejszą sztuką jest czekanie, choć przecież tyle nam na nim upływa w życiu czasu. Nagroda jednak warta jest każdego oczekiwania, nieważne jak długie by ono nie było. - podniosła jego dłoń do ust i powolnym ruchem polizała jej wierzch. - Rzeczywiście słodki… Monique miała rację. A myślałam, że sobie ze mnie dworuje.

Książe obserwował swojego gościa i sądząc po minie był całkiem rad z tej wizyty i zachowania. A jego faworyta aż się zachwyciła jej słowami.

- Oj, Ally, jakbym wiedziała, że jesteś taką cudowną władczynią z tak rozbudowanym loszkiem i jeszcze tak wspaniałym personelem to już dawno bym była u ciebie stałym gościem. Albo w ogóle bym nie wychodziła z tego loszku! No chyba, żebyś mnie wyprowadzała na spacer na smyczy no to tak. No ale masz rację, wtedy też bym wiele straciła. - Malkavianka w pełni poparła słowa swojej nowej kumpeli i wydawało się, że nadają na tych samych falach i świetnie się uzupełniają pod względem zaspokajania swoich potrzeb, żądz i preferencji. Ale na koniec objęła ramię swojego mężczyzny i cmoknęła go w policzek aby zaznaczyć, że na nim też jej zależy i trudno by jej było wybierać między tymi dwiema przyjemnościami.

- No, ciekawe, ciekawe… - Davout pogłaskał policzek swojego gościa i przesunął kciukiem przez usta blondynki.

- No! Wiesz jak wczoraj było? No super! Szkoda, że cię z nami nie było! - Monique zaczęła z entuzjazmem i werwą opowiadać co się wczoraj działo. I właściwie gdyby ktoś czytał sam stenogram z tej relacji to pewnie by odniósł wrażenie, że to mówi jakaś ofiara masowego gwałtu i seksualnych tortur. No bo na stenogramie niekoniecznie musiało dać się odczuć te uczucie spełnienia i satysfakcji z jaką blondynka w kusym szlafroczku opowiadała swojemu partnerowi o swojej pierwszej wizycie w “Miroir Noir”. Księciu się to chyba też podobało bo gdy na koniec zajęczała prosząco czy by przypadkiem znalazł jutro czas aby się spotkać we trójkę to się długo nie zastanawiał.

- A co tam. Książe też chyba może sobie zrobić jedną nockę wolną na trochę rozrywki. - westchnął dobrodusznie machając ręką na wszystko inne. Co Monique nagrodziła obejmując go mocno i mocno całując w usta w podziękowaniu za tą zgodę.

Do jego drugiego boku przykleiła się Torreador, również dziękując za wyrozumiałość bez potrzeby używania dźwięków, choć jej usta mówiły intensywnie z każdym po kolei.
Znów żałowała, że nie mają czasu dla siebie już dziś. Ale była cierpliwa, jeśli sytuacja tego wymagała.
- Specjalne życzenia? - wymruczała obejmując ich oboje, a jej dłonie badały co ciekawsze elementy ich ciał przez cienkie warstwy materiału - Część zabawek przyniosłam wczoraj. Monique je widziała, ty również je przejrzyj i zastanówcie się czego spodziewacie się po jutrzejszej nocy, a ja postaram się, abyście zapomnieli o wszelkich troskach aż do świtu.

- Takie coś? -
gospodarz wskazał brodą na wielką plazmę z zamrożoną sceną wprowadzania przez dominę swojej nowej niewolnicy do swojego prywatnego loszku.

- No! Wiesz jak Ally umie świetnie prowadzić na smyczy? I używać szpicruty, bacików, kajdan, knebli i całej reszty! - blondynka znów wsparła swojego blond gościa chwaląc ją bez żenady jakby ta była ucieleśnieniem jej wyuzdanych fantazji.

- Myślę, że takie coś mi wystarczy. - Davout odwzajemnił pocałunek jednej i drugiej blondynie ciesząc się ich obecnością. Rumieniec życia musiał zacząć działać bo już nabierał żywych barw i nawet na dotyk wydawał się już nie tak chłodny i suchy jak jeszcze na początku rozmowy.

- Cudownie, jesteś taki kochani Oli! A! A będę mogła odwiedzić Ally w Brukseli? Bo chyba umrę tutaj z tęsknoty bez niej! - zawołała uradowana gospodyni ciesząc się, że tak dobrze się wszystko układa.

- W Brukseli? Ty? Faworyta paryskiego księcia? Przykro mi ale nie. To nie będzie możliwe. - Davout uważnie powtórzył prośbę ale ze spokojną stanowczością odmówił tej prośbie. W pierwszej chwili Malkavianka była tak tym zaskoczona, że aż zaniemówiła. Spojrzała szybko na swoją ulubioną kumpelę i dominę jakby chciała sprawdzić czy ta też to usłyszała.

- Nie? Ale jak to? Dlaczego? - zapytała swojego partnera a poza tym księcia całej domeny jaki w większości spraw miał ostatnie słowo i był końcową instancją do jakiej można się było odwołać.

- Kochanie dlatego wysyłamy Alessandrę i resztę aby sprawdzili coś dla nas. Sama wiesz co. I dlatego nie jedzie nikt z nas. Ani ja, ani Aurora, ani Marcel, ani któryś z primogenów. Bo to się wtedy zrobi oficjalne. A tego właśnie chcemy uniknąć. Chcemy to załatwić incognito bo być może to jakieś wygłupy młodzieży albo pechowy zbieg okoliczności. Chociaż w całości tych dowodów co zebraliśmy to za dużo tego aby to był tylko zbieg okoliczności. No a jak moja faworyta tam pojedzie no to i wypada aby przywitała się z tamtejszym księciem i dworem. Bo wpaść i wypaść no to spory nietakt by wyszedł. Dlatego wybacz kochanie ale jako moja faworyta nie możesz tam pojechać. - Oliver mówił spokojnie i zdanie po zdaniu tłumaczył dlaczego nie spodobał mu się pomysł takiej wizyty u kumpeli swojej faworyty. Brzmiało jakby bardziej chodziło mu o wpływ takiej wizyty na misję jaką w końcu zlecił i autoryzował nawet jeśli patronowała jej Aurora.

- Ale… Ale jak to? To bedę musiała tu czekać aż Ally wróci? Przecież sam wiesz, że nie wiadomo kiedy ona wróci. Oni wszyscy. Oj kotku nic nie wymyślisz? Ty zawsze umiesz wymyślić coś fajnego. - popatrzyła na niego jak mała dziewczynka której ojciec oznajmił, że w tym roku Mikołaja nie będzie bo został przesunięty na następne święta. Pogłaskała go delikatnie po wygolonym policzku jak prosząc go o pomoc w tej materii.

- No mogłabyś pojechać ale na przykład do Amsterdamu. To nie jest jakoś daleko od Brukseli. Albo gdziekolwiek w okolice ale nie do Brukseli. A najlepiej nie jako moja faworyta. A jeszcze lepiej to zorganizujecie sobie jakieś wygodne gniazdko na schadzki, najlepiej nie w samej Brukseli. Bo jakby się Ally spotykała z jakąś tam blondynką albo nawet nie blondynką to już tam mniejsza z tym. Byle nie z faworytą księcia bo to za bardzo przykuwa uwagę. A w tej całej sprawie chodzi o to aby właśnie nie przykuwać zbędnej uwagi. Poza naturalnym wdziękiem i atencją. - wyglądało jakby prawie od ręki Davout znalazł rozwiązanie które można było zastosować. Raczej nie miał nic do ich wspólnych schadzek byle nie szkodziły one misji jaką zlecił.

- Oh Oli! Jesteś taki kochany! - Malakvianka momentalnie się rozpogodziła, mocno objęła i pocałowała swojego księcia. Zanim ktoś powiedział coś jeszcze rozległ się dźwięk dzwonka telefonu.
De Gast spojrzała w jego stronę ze złością, lecz widząc czyje imię wyświetla się na ekranie od razu się rozpogodziła.

Poniedziałek, wieczór; 23:40; Muzeum Sztuki w Luwrze; 1-sze piętro; korytarz


Luwr swój początek wziął od twierdzy. Na początku król Filip II August zlecił wybudowanie masywnej 30 metrowej wieży, o 4 m grubości murach. Król Karol V rozbudował twierdzę do pałacu, następnie król Franciszek I zlecił całkiem nowy projekt. Za panowania Ludwika XIV ukończono prace przy budowie tak zwanego "Starego Luwru". Od 1805 r. Napoleon I nakazał gruntowną renowację "Starego Luwru" i wybudowanie "Nowego Luwru". Po rewolucji francuskiej Luwr stał się Muzeum Narodowym Francji. Obecnie w skład zespołu pałacowo - muzealnego wchodzą: dwie główne części: Stary Luwr - z czterema skrzydłami i Nowy Luwr, otaczający galeriami i pałacami "Place du Carrousel", sięgający aż do pawilonu Tuileries. Kompleks nie zawsze służył jako muzeum, do XVI wieku był fortecą, zaś podczas II wojny światowej naziści zmienili go w magazyn, gdzie przechowywano skradzione dzieła sztuki. Panna ge Gast uwielbiała to miejsce, gdy jeszcze mogła chodzić po jego korytarzach za dnia i nie bać o nagłą śmierć poprzez spopielenie. Spędziła dziesiątki godzin przechadzając się pośród arcydzieł prawdziwie nieśmiertelnych mistrzów sztuki.

Bezdyskusyjnym faworytem do tytułu królowej Luwru dla żywej Alessandry była z pewnością Gioconda, czyli Mona Lisa, pędzla Leonarda Da Vinci - główny punkt programu wycieczek z oprowadzaniem. Płótno schowane zostało za grubym szkłem pancernym, w pokoju naszpikowanym kamerami, a obok niego zawsze stoi dwóch strażników. No i oczywiście tłum zwiedzających. Nic dziwnego ‒ w końcu Monę Lisę można było zobaczyć tylko tutaj. I to dosłownie, ponieważ władze muzeum postanowiły, że obraz już nigdy więcej nie opuści murów paryskiego pałacu. Aby go zobaczyć, należało udać się na pierwsze piętro południowego skrzydła Denon i odnaleźć salę 7 działu malarstwa włoskiego.
Ale to było dekadę temu.

Teraz panna de Gast zmierzała na spotkanie z prawdziwą królową tego miejsca, o której istnieniu wiedziała wąska grupa wtajemniczonych. To już nie była Afrodyta, lepiej znana jako Wenus z Milo, nie ustępująca sławą Giocondzie, Nike z Samotraki, czy stela Hammurabiego. Tylko prawdziwa perła antycznego splendoru, równie niesamowita co figura siedzącego Ramzesa II w sali nr 12 części egipskiej, na pierwszym piętrze skrzydła Sully.
Dobrze, że miała przy sobie Sorena, bez niego zagubiłaby się w labiryncie prywatnej części kompleksu i została tam na zawsze, zmieniając w kolejny antyk. Szła uczepiona jego ramienia i słuchała podnieconego mauli, którego świetny humor udzielał się również Alessie. Było jej dobrze, cudownie wręcz, bo zadowolenie stwórcy brało się z zachowania potomka. Przynosiła mu coś kompletnie przeciwnego do wstydu, miała pewność że przy następnej rozmowie z wujkiem Georgem Soren wykorzysta sytuację aby wbić szpilę przyjacielowi i przypomnieć z pewnością mniej spektakularny debiut Musette.

- A jak było wczoraj w “Olimpie”? Aurora powiedziała wam w końcu o co chodzi z tym zadaniem? - zapytał w pewnym momencie, gdy szli po tych niekończących się schodach i korytarzach, dziwnie pustych i pogrążonych w półmroku. Chociaż paliły się pozostawione światła.

De Gast poczuła ukłucie w boku, bo nigdy wcześniej nie okłamała go, ani niczego przed nim nie zataiła. Teraz za to Aurora tego od niej wymagała, zrobienia czegoś co nie mieściło się w blond głowie.
- Powiedziała - zaczęła i urwała. Przeszli parę metrów we względnej ciszy nim podjęła prawie szeptem - Czeka nas rozłąka ukochany. Aurora wysyła nas na dniach do Bruxelles, więc tym bardziej raduję się mogąc dzisiejszej nocy bawić się w twoim towarzystwie. Nie wyobrażam sobie tego - pokręciła głową i mocniej objęła ramię stwórcy - Nie wiem kiedy wrócę, ale nieprędko. Czeka mnie obskurny akademik w którym mimo próśb naszej drogiej szeryf nie zamierzam zostawać długo. Jest okropny… nie pomieszczę tam swoich ubrań nawet, a co dopiero służby. Czuję się taka… strwożona. Jak to będzie wyglądać? Bruxelles to nie Paryż, zacznę jak biedny włóczęga. Przecież nie zabiorę tam wszystkiego, muszę coś kupić, przygotować się, aby nie umrzeć z zażenowania już pierwszej nocy. Tułacz bez domu, bez klubu… bez ciebie.

- Oh, kochanie, nie bój się, jakoś to się wszystko ułoży. -
objął ją gdy tak szli korytarzem i przytulił do siebie w geście otuchy i pojednania. Nie puścił jej więc szli tak zbliżeni jak para kochanków.

- Do Brukseli? Do Miasta Próżniaków? A po co? I to was wszystkich? Czy tylko ciebie? - Soren wydawał się być nieco zaskoczony tymi wieściami o wyjeździe. Więc chciał się dowiedzieć czegoś jeszcze.

- Ja, Margaux, Bruno, Joh i Carl. Jedziemy wszyscy - odpowiedziała, a w jej głowie pojawił się gorący sprzeciw jak przy pokazaniu obdrapanej rudery gdzie niby mieli zamieszkać jako studenci.
- Nie wiem na ile, bo póki nie wykonamy zadania nie możemy wrócić - przyznała ze złością i spojrzała na stwórcę z bólem w oczach - Oficjalnie jako nowa dobrze rokująca grupa studencka, pierwsza za nowego Księcia. Wersja nieoficjalna ma zostać ukryta zarówno przed maulami jak i primogenami… więc proszę nie naciskaj - pokręciła głową i odwróciła głowę ku końcowi korytarza którym zmierzali - Dałam słowo Aurorze, a wiem że jeśli nakażesz to ci wszystko powiem.

- Ah…
- sapnął cicho i milczał tak przez kilka kroków. Zatrzymał się przed jakimiś drzwiami, otworzył je dla niej i puścił przodem nim ruszył za nią. I też milczał obracając to wszystko w głowie.

- No tak, rozumiem. Czyli jedziecie wszyscy z Leclerca. Jako nowi studenci. I nie wrócicie przez jakiś czas. No dobrze, niech i tak będzie. Rozumiem. Skoro Aurora tak wymaga to pewnie ma jakiś powód. - powiedział w końcu gdy się zrównali i skierowali ku kolejnym schodom. Tym razem w dół. Zeszli do poziomu piwnicy i mijali jakieś robocze korytarze, pracownie, magazyny i kto wie co jeszcze.

- Tak to już jest moja droga w tym dorosłym życiu. Dostajemy od zwierzchników zadania i dobrze wygląda jeśli je wykonamy wedle ich życzenia. To nam wyrabia markę, kontakty i na tym w sporej mierze polega “robienie kariery” w koterii. No a już prawie jesteśmy. To tam, na końcu korytarza. Jej prywatna jadalnia. - pokiwał znów swoją ciemną głową i nie naciskał na to aby zdradziła mu więcej niż chciała. A w międzyczasie prawie doszli na miejsce przeznaczenia bo drzwi jakie wskazał już było widać na końcu korytarza.

- Wczoraj po spotkaniu z Aurorą trafiłam do Monique. Spędziłam z nią dzień, na jutro jestem umówiona z nią i Olivierem. Dała mi nielimitowany dostęp do ich apartamentu - popatrzyła na niego z miną jakby oznajmiała że jutro jedzie na zakup, choć chciała się pochwalić kolejnym małym sukcesem. Tak małym jak główna piramida stojąca na placu Napoleona przed pałacem Luwru - Mam nadzieję, że wybaczysz mi absencję i to że nie będę się odzywać. Dziś postaram się ci to zrekompensować, o ile Angelette nie będzie żądała aby to jej poświęcić całą uwagę.

- Monique dała ci dostęp do ich apartamentu? -
ciemnowłosy spokrewniony powtórzył to jakby chciał się upewnić czy dobrze usłyszał. Albo zrozumiał. Pokręcił głową z niedowierzania jakby zabrakło mu słów po czym zaśmiał się cicho. - No to tak jak mówiłem, niedługo to ja będe przychodził do ciebie po rady i lekcje. - dodał rozbawionym tonem. Ale mimo to wyczuła, że jest pod wrażeniem takiego osiągnięcia.

- A Angelette to tak, nie zapomniaj, że lubi być w centrum uwagi i atencji. No jak to z królową balu bywa. Ale poza tym to jest całkiem życzliwą, rozsądną kobietą. - tyle zdążył powiedzieć bo zatrzymał się przed jednymi z dwóch par drzwi, otworzył je i weszli do niewielkiego pomieszczenia. Tym bardziej niewielkiego, że stało tam dwóch milczących garniaków ewidentnie pilnujących spokoju kolejnych drzwi.

- My do królowej. - powiedział do nich Soren. Jeden z nich skinął głową i otworzył drzwi. Oboje weszli a on je za nimi zamknął.

- O proszę, są i moi wyczekiwani goście. Siadajcie proszę i czujcie się jak u siebie. - królowa wyglądała iście po królewsku. Siedziała na krańcu długiego na tuzin osób i ozdobnego stołu pamiętającego czasy Ludwika XIV. I krzesła zapewne także. Po każdej jej stronie były przygotowane dwa nakrycia jakby naprawdę mieli jeść z nią kolację. Jadalnia zaś była jak przeniesiona z jakiejś sali balowej. Kryształowe żyrandole, płonący kominek, obrazy na ścianach. A biorąc pod uwagę miejsce w jakim byli i kim była gospodyni to pewnie raczej nie były to falsyfikaty albo kopie. Soren zachęcająco skinął głową dając znać, żeby podejść do królowej.

Przyjęła ich prywatnie, bez świadków i dodatkowych oczu. Odprawiła swój dwór stawiając na prywatność i dyskrecję, gdy nie trzeba się chować za wachlarzem konwenansów albo etykiety. Wyglądała też pięknie, jak czarny diament odbijający w swych nieskazitelnych fasadach światło pełni księżyca. De Gast zaczęła iść, ciągnąc za sobą tren koronkowej, rubinowej sukni. Stąpała pewnie, unosząc wysoko głowę i kołysząc biodrami wbijała rozpalone spojrzenie w oczy primogen. Dla takich widoków jak łaskawie uśmiechnięta Królowa Marionetek warto było być częścią klanu. Miała w sobie coś, co przykuwało uwagę i Alessandra musiałaby być naprawdę ślepa by nie doceniać jej piękna.
Ślepa i niewdzięczna jednocześnie, okropne połączenie.
Szczyt stołu zbliżał się, ona zaś nie zwalniała i zamiast zatrzymać obok gospodyni aby się skłonić i ucałować jej dłoń, zrobiła coś kompletnie innego. Zadziałał impuls, seria pragnień rozsadzających głowę de Gast od środka oraz świadomość jak niewiele czasu ma.
W pół kroku pochyliła się, wyciągając ręce ku żywej rzeźbie z marmuru i ujęła jej twarz w swoje dłonie przytrzymując aby nie uciekła, a potem przystąpiła do powitania, całując ją dziko prosto w rozchylone usta pociągnięte burgundową szminką, dzieląc się całym pożądaniem, niecierpliwością i radością które odczuwała na ich spotkanie. To co się stanie zaraz całkowicie przestało się liczyć.
- Musiałam… - szepnęła z wargami na jej wargach gdy cofnęła odrobinę głowę - Każ mnie za to zabić, ale umierając i tak powiem, że twoje usta warte są tej ceny.

To co się stało to chyba zaskoczyło wszystkich. A na pewno parę o wiele starszych Torreadorów. Może nawet bardziej jej maulę niż jej primogen. Bo jak Alessandra w końcu spojrzała na niego to ujrzała bardzo rzadki widok. Stał jak sparaliżowany, z szeroko otwartymi ustami i oczami. Jakby miał zamiar krzyknąć ale się powstrzymał w ostatniej chwili. A teraz bał się drgnąć chociaż o milimetr jakby to mogło spowodować wybuch pola minowego na jakim nieopatrznie się znalazł.

Primogen zaś w pierwszej chwili też musiała być zaskoczona. Bo jak de Gast obchodziła stół to śledziła ją uprzejmym, stonowanym spojrzeniem. Zauważyła, że obrzuciła spojrzeniem jej karminową kreację jaką ubrała na ten wieczór i w oczach dostrzegła aprobatę. Trochę się zdziwiła bo uniosła brwi gdy Alessandra minęła swoje krzesło i stanęła przy niej. A potem już wszystko działo się zbyt szybko aby było miejsce na słowa. Zadziałało zaskoczenie i żądze.

Blondynka obleczona w karmin przez moment jeszcze widziała zaskoczenie na twarzy kobiety nad jaką się pochyliła. A potem już poczuła smak jej ust na swoich ustach. To były bardzo przyjemne, pełne, jędrne usta, idealne do całowania i smakowania. Z początku całkowicie bierne. Zaskoczona królowa przez moment dała się biernie całować. Ale przez ten moment. Wydawało się, że zaraz potem coś w niej przeskoczyło. Bo mocno złapała młodszą wampirzycę, przyciągnęła ją do siebie i aktywnie zaczęła oddawać jej pełny namiętności pocałunek. Tak gwałtownie, że przewaliła ją na stół wywracając kieliszki a na plecach Alessandra poczuła jakiś talerz czy widelec. Ale nic to! Królowa pochylała się nad nią i chciwie wpijała się w jej usta. Gdy wreszcie obie się choć na chwilę opamiętały primogen Torreadorów nie wydawała się rozgniewana. Wręcz przeciwnie.

- No, no… Widzę, że szykuje nam się bardzo ekscytująca noc. - odetchnęła głębiej i poprawiła sobie jakiś niesforny lok jaki wypadł z jej starannej fryzury i opadł na twarz podczas tego emocjonującego powitania. - Oh, wybacz, poniosło mnie. - powiedziała jakby dopiero teraz zorientowała się, że prawie rzuciła swojego gościa na stół. Pomogła jej powstać ale zamiast poprosić ją na przewidziane dla niej krzesło posadziła ją sobie na kolanach.

- Soren... nie wiedziałam, że twoja wychowanka jest aż tak utalentowana. I nie stój tak, usiądź proszę, w końcu jesteś w gościach a nie na jakiejś królewskiej audiencji. - powiedziała wracając do swojego wspaniałomyślnego, władczego tonu a jednak już nie tak oficjalnego. Wydawała się być w wybornym humorze. Maula Alessandry wyglądał jakby wciąż miał stan przedzawałowy. O ile zawał groziłby spokrewnionym. A teraz ewidentnie mu ulżyło bo prawie zwalił się bezwładnie na swoje krzesło. Uśmiechnął się niezręcznie i pozwolił poczęstować się winem.

- A ty różyczko… No, no… Udało ci się zaskoczyć swoją królową. I to tak jak lubię najbardziej. Zasługujesz na nagrodę. Dawno nie przeżyłam coś tak ekscytującego. Na co byś miała ochotę? Myślę, że twoja królowa może okazać ci szczodrość dzisiejszej nocy. - za to do Alessandry jaką posadziła sobie na kolanach Angelette zwróciła się jak do odkrycia sezonu i swojej ulubienicy dla jakiej miała ochotę być łaskawa i spełnić jej zachcianki.

Blondynka rozsiadła się nie kryjąc zadowolenia z sytuacji. Oddech miała przyspieszony, a błyszczące oczy wbijała w twarz primogen, obejmując ją za kark i gładząc czubkami palców po szyi. Drugą dłonią gładziła jej policzek, mrucząc przy tym nisko.
- Niczego tak nie pragnę jak móc cieszyć zmysły twą obecnością za każdym razem gdy otwieram oczy. Chciałabym aby twój uśmiech był tym, co towarzyszy mi po przebudzeniu, a twoje usta żegnały uciekającą noc będąc cudowną osłodą nadchodzącego dnia. Moje serce spala marzenie, by móc hołubić cię całą, kawałek po kawałku - oderwała palce od jej twarzy i chwyciła za dłoń, całując jej wnętrze. Posmutniała nagle, wzdychając cicho.
- Dążyłabym do tego, gdyby nie fakt, że za parę dni muszę wyjechać do Bruxelles, gdzie niechybnie usychać będę z tęsknoty noc w noc, aż nie zostanie ze mnie wiecej ponad garść pyłu, a jeśli los będzie łaskawy wiatr przywieje go z powrotem tutaj abym choć ostatni raz mogła dotknąć twej skóry zanim do końca obrócę się w niwecz. Dlatego też, jeśli mogę o coś prosić, zapomnijmy o jutrze i dzisiejszą noc spędźmy tak, jakby świt nigdy miał nie nastać. Pozwól mi uwiecznić cię w cyfrowej pamięci aby wspomagała moją gdy rozdzielą nas setki kilometrów. Abym pamiętała jak to jest czuć się jak Psyche obdarzona darem miłości Kupidyna. Ukoi to tęsknotę wygnańca, pozostawionego daleko od jasnych gwiazd zaklętych w oczach jego królowej.

- Poetka z ciebie. Dobrze. Lubię poetów. I artystów. Bardzo chętnie spełnię twoją prośbę aby uwiecznić dzisiejszą noc w obiektywie. Wolisz Sorena w roli kamerzysty czy mam kogoś zorganizować? -
primogen paryskiego Klanu Róży odwzajemniała delikatne pieszczoty głaszcząc kark i plecy swojego gościa. Z bliska chłonęła jej twarz, szyję i dekolt. I naprawdę wydawała się skora spełnić jej życzenia zauroczona wrażeniem jakie na niej wywarła o wiele młodsza spokrewniona.

- To ta misja dla was to do Brukseli? To macie jechać jako nowi studenci? Dziwne, że Aurora i Olivier robili z tego taką tajemnicę. No chyba, że to tylko przykrywka do czegoś głębszego. - powiedziała sennym tonem Angelette nie przestając pieścić swojej nowej znajomej. Trochę była zdziwiona nie tym, że nowa grupa ma wyjechać do stolicy Belgii ale raczej tym utrzymywaniem ścisłej tajemnicy jaka tą misję otoczyła czarnowłosa szeryf.

- Tak, oficjalnie jedziemy tam jako grupa studentów - de Gast przytaknęła, a w jej oczy wdarł się autentyczne smutek, kiwnęła też głową na domysły primogen, choć nie powiedziała więcej. Nie mogła, a starsza spokrewniona żyła zbyt długo aby tego nie wyłapać. Wzdrygnęła się też, mocniej zaciskając palce na alabastrowej skórze jakby jej to miało pomóc nie rozsypać się na kawałki.
- Zakwaterowali nas w przeklętym akademiku. Z całym szacunkiem dla naszej drogiej szeryf i słodkiego Księcia… od progu odzierają nas z jakiegokolwiek smaku i szyku. Widziałam ten budynek, paskudnie nijaka betonowa bryła jakich wiele, a w środku dodatkowo hotel dla śmiertelników. - jęknęła cicho, pieszcząc wierzchem dłoni policzek królowej i wciąż patrząc jej głęboko w oczy - Jakby konieczność pozostawienia cudów Luwru nie była już wystarczającą karą. Czuję się taka… - wzdrygnęła się aby chwilę później mocniej przylgnąć do gospodyni. Ostatniej deski ratunku przed klątwą nijakości - Parias wygnany w ciemność, z dala od blasku świateł, kultury i sztuki. Prosto do barbarzyńskiego, mrocznego kraju, gdzie Le Grand Mogol bierze się za nazwę markę taniego wina które nigdy nie powinno tej nazwy otrzymać. - westchnęła, pochylając się aby pocałować burgundowe usta z nadspodziewaną czułością - Ale to w weekend. Dziś jeszcze tańczę wśród gwiazd z niewypowiedzianą i płonną nadzieją, by ta noc trwała wiecznie. Spędźmy ją we trójkę, pod okiem kogoś kto to uwieczni, abyśmy nie musieli się kłopotać przyziemnymi sprawami.

Królowa siedząca na swym tronie u szczytu stołu z enigmatycznym, łagodnym uśmiechem gdy słuchała odpowiedzi swojej najnowszej różyczki. Ta miała wrażenie, że jej primogen myśli nad czymś intensywnie. Dopiero słowa pochlebstw i pocałunek przywrócił ją do rzeczywistości. Elegancko ujęła dłoń swojej podopiecznej i pocałowała ją jakby to jej chciała oddać cześć i szacunek.

- Dobrze różyczko. Masz rację, szkoda tracić tak pięknie i interesująco zaczętej nocy. Chodźmy więc. - lekko naparła dłonią na jej plecy dając znać aby ta wstała. Sama zaś sięgnęła po klasyczny, ręczny dzwonek i go użyła. Drzwi wejściowe otwarły się i pokazał się jeden z jej ochroniarzy jacy stali tam na warcie.

- Bardzo cię proszę Francis, przyślij kogoś z kamerą na dół. Moja różyczka ma życzenie uwiecznić na kamerze tą noc. - powiedziała uprzejmym tonem a podwładny gorliwie skinął głową potwierdzając otrzymane polecenie i znów dyskretnie zamknął drzwi znikając za nimi. Zaś gospodyni przejęła rolę przewodniczki i ruszyła ku kolejnym drzwiom.

- A powiedz moja droga, na co byś miała ochotę, co byś chciała zrobić aby uczynić tą noc wyjątkową na tyle by pamiętać ją za sto lat? - zapytała otwierając drzwi i przepuszczając gości. Po czym zrównała się z nimi gdy znów szli jakimś piwnicznym korytarzem.

Młodsza Torreador nie zastanawiała się długo, odpowiadając ruchem. Chwyciła primogen za ramię, pchnęła ją na ścianę, a potem wyjaśniła na ucho między pocałunkami co dokładnie ma zamiar z nią zrobić zanim promienie słońca powrócą nad horyzont miasta.
Negocjacje przeciągały się, dwie pary rąk dokładały swoje argumenty gdy usta pozostawały zajęte. Koniec końców gospodyni zaprowadziła ich do swojego prywatnego loszku. I jak się okazało był to najprawdziwszy loch jak z czasów średniowiecza. Albo z jakiejś inscenizacji w tych klimatach. Tylko wszystko było tu autentyczne. Prawdziwy loch w trzewiach starego gmachu. Taki z łukowatymi sklepieniami jak w jakimś zamku i zamykany niskimi, łukowatymi drzwiami przy jakich trzeba było się schylić aby przez nie przejść. A w środku te wszystkie przyrządy znane ze średniowiecznych izb tortur. Stół do rozciągania skazańców, klatki, łańcuchy, krzyżaki, dyby i tak dalej. Tylko wszystko nie takie nowoczesne i eleganckie. Tylko jakby żywcem wyjęte ze średniowiecznego zamku. Nawet pod butami dało się wyczuć chrzęst drobinek piachu rozgniatanych na posadzce. I jeszcze był ten podmokły, piwniczny zapach idealnie komponujący się do takiego skrytego w podziemiach miejsca. Królowa z dumą zaprezentowała im swój prywatny plac zabaw do jakiego zapewne niewielu dostąpiło zaszczytu aby tu gościć i bawić. Radość sprawiło jej z pewnością oglądanie zachwytu na twarzy blondynki, która jak zauroczona zrobiła rundkę honorową po wnętrzu, gładząc dłonią antyczne sprzęty. Jakoś problem zabrudzenia trenu sukni w ogóle wyleciał jej z głowy, zajętej w tym momencie kompletnie czym innym. A raczej kim innym.

- Oh Angelette - westchnęła okręcając się w kierunku gospodyni. Ruszyła w jej stronę wyciągając ramiona aby skrócić dzielący je dystans i pożerała ją wzrokiem ślepym od pożądania, a nim nastał świt pożarła każdy najdrobniejszy fragment ciała primogen nie przeoczając choćby skrawka, gdyż pominięcie choćby odrobiny alabastrowej skóry byłoby czystym bluźnierstwem.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline