Czmych by najchętniej czmychnął. Ale zamiast tego przywarł do pleców swojej towarzyszki i gdy tylko okazało się, że zjawa łyknęła jego kamuflaż, schował czaszkę i całym sobą zajmował się niepatrzeniem na zjawę. Nie lubił duchów. Nie lubił krasnoludów. I nie lubił gdy coś go chciało bić. Ale lubił Krostkę. Wczepiony w jej grzbiet nasłuchiwał bicia jej serca. Było to bardzo uspokajające i zmotywowało Czmycha do wydania Krostce komendy.
- Hop na stół Krostka!