Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2022, 13:37   #189
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Uśmiech spełzł z twarzy guślarza, zniknął jak sen jaki złoty, gdy Tupik podstawił mu rozpaloną żagiew pod gołe stopy. Brudne i stwardniałe, imperialne standardy higieny pozostawały wiele do życzenia, szło nawet dopatrzyć początki jakowegoś grzyba zapuszczającego korzenie między palcami, ale niewiele ten brud dawał ochrony przed złym, zadając kłam ludowym przesądom. Trzeba było jednak przyznać, że krostowaty nie puścił tak od razu, uszanować lekko fakt tej wytrzymałości, bo choć wierzgnął dziko, chcąc wyciągnąć stopy znad płomienia, to nie puścił pary z ust. Nie licząc, rzecz jasna, wizgów, jęków i krzyków bólu. Krople potu rozlały się po guślarskiej gębie, oczy - dwa ciemne paciorki - wbite były nienawistnie w maestro von Goldenzungena, wiodącego prym w torturo-przesłuchaniu. Guślarz gotów był splunąć mu w twarz na rzucane pytania, ale zaschło mu chyba w gardle, bo zacharczał tylko między jednym wizgiem, a drugim.

Sprawy przybrały jednak zgoła inny obrót, gdy Tupik udał się na przerwę i wymienił z Semenem. Gdzie niziołcza finezja zawiodła, tam kozacka bezpośredniość odniosła sukces. Błysnęło ostrze i trysnęła krew, a gdy Paczenko podstawił guślarzowi jego własne ucho pod nos, dla podkreślenia własnych słów, ten zawył jeszcze głośniej i o wiele bardziej nieludzko, niż przy samej amputacji. Plwocina pociekła z ust, podobnie jak słone łzy z oczu i, ku obrzydzeniu obecnych, mocz z pęcherza. Impuls bólu przewalił się najwidoczniej przez organizm guślarza z mocą szarżującego trolla i puściły zwieracze. Cóż poradzić. Brudna robota, ale z jej skutkami nie sposób było się kłócić.

- Za kurhanami pod Dębinami! Gdzie men... menhir!

Zatoki też odmówiły posłuszeństwa, zielonkawy śluź dyndał z lewego nozdrza, dołączając miejscami do kropel śliny pryskających wokół.

- Chce... chcecie szukać, szu-szukajcie ich - guślarz dukał dalej, złamany okaleczeniem. - Ale ich-ch-ch już tam ni... nie ma. Wiado-do-domość z Wuster... Wus... Wusterburga. No-o-we rozkaaa... Argh!... azy. T-t-trzy... Trzy...

Mgła wdarła się w spojrzenie guślarza, mało widzące spojrzenie potoczyło wokół. Przestał się nawet szarpać w więzach, wiotczejąc widocznie.

- Wykrwawi nam się jeszcze - odezwał się Rust.

- Starczy na dziś - Waldemar, zaznajomiony ze sztuką tortur, zawyrokował. - Braknie mu sił, lepiej zostawić pytania na później, albo nam tutaj zdechnie.

Gdzieś zza uchylonego okienka uszu delegatów doszedł tętent kopyt.


Żar aqshy dalej rozlewał się czule i kochająco po plecach Leonidasa, acz już nieco mniej intensywnie niż przy przesłuchaniu Floriana. Zimny wiatr, który zaczął świstać między chatami, łagodził znacznie to uczucie, ale nie był w stanie do końca zdławić eterycznego ciepła. Konstatując, że dobrze byłoby się przegrupować i porównać wydarte z przebierańców informacje, mieszaniec zostawił bliznowatego junaka samemu sobie, opierając się o winkiel, by mieć na oku oba budynki, służące za prowizoryczne kazamaty. Między jednym cieniem w wąskiej alejce, a drugim dostrzegł znajomo karłowatą postać, sznurującą właśnie bryczesy. Przywołał Tupika do siebie machnięciem dłoni.

- Pisnął coś? - Zagaił, gdy Grotołaz stanął obok niego.

- Jeszcze nie, ale Semen zaraz weźmie go w obroty...

Jakby na zawołanie, nieludzkie wycie uciekło z budynku przez lekko uchyloną okiennicę i odbiło się między budynkami. Tupik wyciągnął dłoń w tamtą stronę, w niemym geście mówiącym "a nie mówiłem?", a Leo tylko pokiwał niemrawo głową. Dźwięki wskazywały na brudno-mokrą robotę, ale cóż, czasami nie było innego wyjścia. Westchnął, drapiąc się po nosie.

- Mają kontakt w zbiórce drewna - oznajmił Zwei Monde. - Broń dostali od jakiegoś Kuny, najął ich jakiś wąsaty. Podobno melinowali się w ruinach klasztoru przy kurhanach, między Dębinami, a lasem, w stronę gór.

- Wiesz, gdzie to jest? - Tupik miarkował, że towarzysz podróży najprędzej z nich wszystkich wyznawał się na lokalnej geografii.

- Mniej więcej. Nie bardzo po drodze, ale i nie bardzo nie po drodze. Na skraju Freundeswaldu.

- Znowu ten przeklęty las - westchnął halfling, pomny ostatniej wycieczki w leśne knieje.

Tętent kopyt przerwał duetowi rozmowę. Leonidasowi wystarczyło tylko zerknąć w tamtą stronę, by wiedzieć kto zacz i nie potrzebował nawet chorążego na przedzie dzierżącego sztandar z czerwonymi wieżami i białym rycerzem Trzygłowia, by rozpoznać przyjaciela z tyłu. Lothar, choć całą tą szlachecką pompę i ceremionę trawił słabo, to wiedział kiedy w nią grać. Tłumek miejscowych, który zaczął się tłoczyć paręnaście metrów dalej i rzucać złowrogie spojrzenia w stronę kazamatów, gotował się pewnie do próby jakiegoś samosądu na kapelusznikach-przebierańcach, ale momentalnie spotulniał na widok de Borga, który mimo względnej zaściankowości w szlacheckich kręgach, tutaj urastał do rangi majestatu.

Lothar zeskoczył z siodła raz-dwa, pikując ku Leonidasowi i Tupikowi z zafrasowaną miną i dłonią na zdobionej rękojeści miecza przy pasie. Eskorta pana na Trzygłowiu, kwartet zbrojnych w kolorach Serrig, łypała tylko wokół z zarepetowanymi kuszami gotowymi do wystrzału.

- Fiona zdążyła mi już opowiedzieć - de Borg nie bawił się, w drodze wyjątku, w grę wstępną. - Żyją jeszcze?

- Mhm - zanucił potwierdzająco Leo. - Zdążyli nam nawet nieco zaśpiewać.

- Kurwa, ale żeby takie kurestwo zagnieździło się tak blisko Serrig? - Lothar musiał mieć pod kopułą nie lada gonitwę myśli. - Ale dobrze, że żyją, Henrietta będzie zadowolona. Wyślemy jej gołębia, pewnikiem wyśle tu zbrojnych jak najprędzej.

- Mieli też najemników, mości panie - odezwał się Tupik. - Dobrze uzbrojonych, puściliśmy ich wolno, podpalili chałupę i gotowi byli zarzynać miejscowych. Odjechali tam, na północ.

Von Goldenzungen palcem wskazał kierunek, ale Lothar machnął tylko wymijająco dłonią.

- Po ciemnicy ich nie znajdziemy - oznajmił. - Jeśli takie będzie życzenie Jej Miłości, to zapolujemy na nich. Teraz jedynym co możemy zrobić, to posprzątać ten pierdolnik i przenocować, jak mieliśmy w planach. Dworek będzie idealny. Guślarski duet też tam przeniesiemy, wrzucimy do jakiejś piwniczki i przetrzymamy ich pod kluczem.

Lothar westchnął ciężko, spluwając gdzieś w bok.

- Dobra robota - poklepał Leo po ramieniu, Tupika obdarzając aprobującym skinieniem głowy. - Oby reszta tej podróży była spokojniejsza.

Oby. Ale znając życie...
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem