Zuri nie była gotowa na wszystko, by uratować Molly. Dotkliwe poparzenie i ślady, które zostaną jej pewnie do końca życia, skutecznie wyleczyły ją z takiego podejścia. W swojej własnej hierarchii stawiała siebie zdecydowanie wyżej niż jakieś tam dziecko z ulicy. Ona mogła coś w życiu osiągnąć, czego nie można powiedzieć o wychowanym na ulicy dzieciaku, który na własnym podwórku dał się złapać w siatkę. Bo czy ktoś myśli, że to tak łatwo złapać ulicznego dzieciaka? Oczywiście, że nie! Takie dzieciaki są sprytne, znają okolicę jak własną kieszeń, a w ich żyłach płynie podejrzliwość. Uliczna selekcja naturalna jest nieubłagana. - Widzicie tam coś? - spytała z powątpiewaniem. Ona sama nie chciała patrzeć. Jeszcze zobaczyłaby wielkiego potwora z mackami, Godzillę albo demonicznego klauna. Byli w końcu w świecie, w którym wszyscy byli wrogo nastawieni. I nie było żadnego zapotrzebowania na sztukę. Poza tym, co im po wiedzy, co tam dokładnie jest, skoro na pewno było to coś złego i trzeba było przygotować się do walki albo ucieczki. - Może przynajmniej Dave bawi się lepiej.- mruknęła i zwinęła się w sobie. Wyglądała jak rozdrażniona kobra szykująca się do ataku. Cokolwiek wypełznie z tej mgły, musiało się liczyć z tym, że uderzy w to szybko i bezlitośnie. Po to, by uratować Molly? Być może. Po to, by zjeść i nie zostać zjedzonym? Zdecydowanie.
Spojrzała na Ayo, która zawsze gotowa była nakarmić wszystkie złe sny otuchą - Szkoda, że nie możesz wyśnić rozwiązania. |