Tupik miał idealną okazję do wykorzystania swoich pozostałych umiejętności z których niegdyś w Bretonii korzystał.
– Wy tam , jak wam na imię? zwrócił się do gromady chłopów podchodząc do nich szybkim, zdecydowanym krokiem.
- Józek , Mateusz , Hanka… - przedstawiali się kolejno, nie minęła dłuższa chwila gdy przejął dowodzenie nad orszakiem chłopów i chłopek. Pół tuzina więcej nie potrzebował , wmaszerował z nimi do posiadłości niczym do swego.
- Na Rany Sigmara spójrzcie tylko jaki tu syf zostawili, tak chcecie ugościć wysłanników Lady Henrietty? – zagrzmiał na zdezorientowanych chłopów , jak gdyby zebrana szóstka była w pełni winna całego tego stanu rzeczy
- Ale przecież Panie to nie my …
- Wymówki, wymówki , zawsze te wymówki – no wy tam jak wam było ? Józek i Rudolf , bierzcie tą szafę sama się nie podniesie, , Hanka leć po wodę i wiadro i czyste szmaty , co by wytrzeć to błoto a nie je wcierać w podłogę , Heniek na litość Esmeraldy a ty gdzie leziesz? Chcesz odpowiedzieć za dezercję?
Halfling w kwadrans porozstawiał wszystkich robiąc przy tym takiego zamieszania i używając na tyle władczych tonów, że nawet orszak niespecjalnie zamierzał wchodzić mu w paradę, zwłaszcza że czynione wszystko było dla dobra i wygody Lorda jak i ich samych.
A gdzie się piecze kuropatwa tam i tłuszczyk skapnie – jak to mawiali w niziołczych krainach.
Stuku puk, dokładne sprawdzenie komnat począwszy od najważniejszych. Nie zamierzał pozostawiać niczego na pastwę przeoczenia. Sam gdyby był na miejscu władcy Złotopola miałby z tuzin kryjówek na czarną godzinę – czy też właśnie na przypadki plądrowania przez byle rabusiów. Sam do byle rabusiów nie należał. Był specjalistą w swoim fachu. Zanim jeszcze kierował służbą na zamku Lorda Berengera niech mu ziemia twardą będzie , zarządzał grupką morderców i zabijaków, okazjonalnie złodziei, słowem szajką Grabarza i mimo że były to odległe czasy doświadczenie pozostało.
Komerderunek nad garstką chłopów było niczym posmarowanie pajdy chleba masłem, wobec usmażenia kaczki z żurawiną i zapodania jej w sosie szpinakowym. Że się wysilę na to kulinarne porównanie.
Tupik wykrajał sobie czas i przestrzeń przy każdym pomieszczeniu , niemal ( lub dosłownie ) wywalając wszelkich niepotrzebnie się kręcących z orszaku – może z wyjątkiem samego Lorda którego wywalać by się nie ośmielił, prędzej by rzekł coś w stylu proszę wybaczyć jaśnie Panie ale jako twój przyjaciel i uniżony sługa, nie mogę pozwolić by mój Lord noclegował w takim syfie. Za kwadrans wszystko będzie gotowe ( sio mi stąd , sio ) … Generalnie jednak nie musiał uciekać się do specjalnych wysiłków z tym związanych, dla każdego kto spojrzał w tym momencie na Tupika von Goldenzungena było oczywistym, że był to w końcu właściwy człowiek ( czy tez niziołek ) na właściwym miejscu i że dowodzenie służbą ma we krwi – co dodatkowo uwiarygadniało i wzmacniało jego aurę szlacheckości , więc zwyczajnie nie mógł przegapić takiej okazji…