Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2022, 11:50   #60
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sarah podeszła w stronę mostku, choć nie zależało jej od razu, żeby spotykać kapitana. Spojrzała po jakimś rozsądniej wyglądającym marynarzu, pokazała mu swoją przepustkę i zapytała.
- Przepraszam, gdzie obecnie znajdę pana kapitana? - Lekko wzdychnęła i dodała. - Mam mu przekazać pewne informacje.
- Kapitan robi obchód po statku… nie wiem gdzie jest, psze pani - Odpowiedział marynarz.
- A niedługo może skończyć, czy raczej dłużej się zejdzie? - Lekko uśmiechając się, dopytała Sarah.
- Raczej dłużej… - Padła odpowiedź.
- A któryś z oficerów zajmuje się jakoś bardziej sprawą… zamachu? - Dopytała Joyce.
- Ja o tym niestety nie wiem… ale może jak kapitan się zjawi, to ja go poinformuję, że pani go szukała, no i jakoś się spotkacie? - Marynarz błysnął nieco intelektem.
- Dobrze. - Kiwnęła głową lekarka. - Proszę mu powiedzieć, że szukała go panienka Joyce. W razie czego będę w swojej kajucie. - Dodała, po czym zgodnie ze słowami, skierowała się w drogę powrotną do zajmowanego przez siebie pomieszczenia.

Po 2 godzinach, do kajuty zapukał steward, i przekazał informację, iż kapitan oczekuje Sarah u siebie… która skinęła mu głową, po czym jakoś odruchowo poszła do łazienki przejrzeć się jeszcze w lustrze, przed wyjściem robiąc jeszcze drobne i szybkie poprawki. Po tym udała się do kajuty kapitana. W porównaniu do poprzedniej wizyty u niego, tym razem ubrała sukienkę założoną na kolację pierwszego dnia na statku.



~

Kapitan czekał na nią w swojej kajucie, jak ostatnim razem… i znowu na powitanie ucałował jej rączkę, i wskazał miejsce przy biurku.
- Przyszłam zdać raport z naszych… działań, panie kapitanie. - Po dygnięciu na powitanie, Sarah usiadła we wskazanym miejscu.
- Oczywiście oczywiście… wczoraj był sztorm, to nie dało rady… wymęczona po nim? Zdradzić małą tajemnicę? Ja też ich nie znoszę najlepiej, dziwne, prawda? - Warner się rozgadał, chyba ucieszony na widok Sarah.
- Tak, nie przetrwałam najłatwiej… sztormu. - Skrzywiła się nieco Joyce na to wspomnienie. - A to, że pan kapitan źle znosi… Jest to zaskakujące, ale każdy jest tylko człowiekiem i na swoje ciało nie mamy wpływu pod każdym względem… - Lekko uśmiechnęła się lekarka.
- A może herbaty? - Spytał nagle kapitan - Ja tam bym się napił… a co do jeszcze sztormu, do takich rzeczy to się chyba nie idzie przyzwyczaić, i nawet staremu wilkowi morskiemu serce podchodzi do gardła, gdy widzi dziesięciometrowe fale…
- Och, wierzę… Co prawda krótko jestem lekarką, ale już zdarzało mi się zaskoczyć, jak ludzie potrafią wykonywać zawód, który stale powoduje u nich złą reakcję organizmu… ciągle, nie tylko, przy wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach. - Sarah na chwilę posmutniała, bo przypomniało jej się, jak ratowała Iris i była daleko od najlepszej formy. - A herbatę, oczywiście, poproszę.

Warner wstał więc zza biurka, po czym w rogu kajuty zaczął zagotowywać wodę w małym czajniczku.
- Dobrze, to może porozmawiajmy już o najważniejszym… pijasz z mlekiem, po angielsku? - Powiedział, i parsknął. Zażartował właśnie?
- A jak niby inaczej? - Przez moment Sarah spojrzała na niego z poważną miną, ale za chwilę lekko się zaśmiała. - Tak, pijam z mlekiem.
- Mhmm… - Mruknął kapitan z uśmiechem, po czym zwrócony do niej plecami, dalej zajmował się herbatą - Dobrze, to opowiadaj już, co się tam dowiedzieliście…

Sarah z grubsza przekazała wszystko, czego dowiedziała się przy lunchu ze swoją drużyną. Zaczęła od Mathew i Ebenezera, więc zapewne tego, co dobiegło już uszu kapitana - czyli kolejnych ofiar zamachowczyń. Następnie o jej wizycie wraz z Danielem, najpierw w chłodni i obserwacji ciał, gdzie poza bielizną nie rzucało się nic w oczy, a następnie o przeglądzie ich broni. Następnie jeszcze o znaleziskach Iris i Johna, czyli potwierdzeniu, że raczej niewiele one miały wspólnego z byciem zakonnicami, a także i wyrzuceniu dokumentów.
- To… chyba tyle… - Zakończyła Joyce, sięgając po filiżankę, z której dopijała już ostatni łyk herbaty, którą stopniowo popijała podczas swojej relacji.
- Czyli wiemy… że nic nie wiemy… - Powiedział po dłuższej przerwie kapitan - Wszystko dobrze przygotowane, i przemyślane… zdecydowanie nie tylko one trzy w tym brały udział. Ktoś je wyposażył, ktoś obmyślił cały ten potworny plan działania. Intryga szyta grubymi nićmi. Pytanie tylko, po co… czyżby ktoś chciał, by nad Europę ponownie nadciągnęły ciemne chmury? Wszyscy pamiętamy, iż podobny zamach, był ostatnią kroplą przelewającą beczkę, i doprowadzającą do Wielkiej Wojny… jakby już nie było wystarczająco ciężko ludziom na niemal całym świecie… - Zasępił się Warner, wpatrując we własną szklankę, po czym odchrząknął, i spojrzał na Sarah, minimalnie się uśmiechając.
- Miejmy nadzieję, że nie… to znaczy, że pewnie ktoś chce doprowadzić znów do tego, bym się nie zdziwiła, ale miejmy nadzieję, że to jednak za mało, by coś takiego znów… - Sarah była lekko przerażona na wspomnienie tego, o czym mówił kapitan. - A czy… pan kapitan może dowiedział się czegoś, co mogłoby jeszcze rzucić trochę światła i dać jeszcze sens gdzieś… powęszyć? - Dopytała Sarah, pamiętając o ustaleniach, jakie poczyniła z resztą swoich kompanów na temat rozmowy z kapitanem.
- Z listy pasażerów wynika, że miały niby włoskie imiona i nazwiska, a posługiwały się włoskimi paszportami… i tyle. Ale skoro nie mamy dokumentów, to to tylko parę zapisków, po których do niczego się nie dojdzie… szukanie igły w stogu siana… ale nad tym niech się głowią ci, którym za to się płaci? - Powiedział kapitan - Szczerze zaś, nie wiem, co jeszcze moglibyśmy zrobić. Chyba wszyscy zabrnęliśmy z tym w ślepy zaułek. Więc, niestety, ale to chyba tyle?
- Mamy jeszcze jeden pomysł… załoga sprzątająca mogłaby się rozejrzeć podczas sprzątania, pod kątem podejrzanych przedmiotów u pasażerów, w szczególności broni… - Sarah skrzywiła się lekko, bo zdawała sobie sprawę, że zasugerowała coś, co może nie spodobać się kapitanowi, jako osobie muszącej mieć na uwadze komfort pasażerów.
- No cóż… hmmm… delikatna sprawa, ale można tak zrobić… - Powiedział kapitan, po chwili zadumy - Najwyżej będzie kolejny skandal… ale pierwszego i tak już nic nie przebije - Teraz on się krzywo uśmiechnął.
- A… jak się czuje pan kapitan z tym wszystkim? - Zapytała współczująco Sarah. - Tak ogromna sprawa… i wszystko to na pana głowie…
- Szczerze? - Powiedział Warner, wpatrując się Sarah w oczy.
- Proszę się przede mną nie krępować, nie będę tego rozpowiadała dalej, a za to panu kapitanowi może być lepiej, jeśli się przynajmniej zwierzy o swoich prawdziwych przemyśleniach. - Z lekkim uśmiechem odpowiedziała lekarka.
- Piłbym najchętniej od rana do wieczora, byle o tym nie myśleć… - Kapitan się przelotnie uśmiechnął - I… ehhh… nie wiem… tańcował - Parsknął.
- Ta druga opcja zdecydowanie lepsza… - Uśmiechnęła się Joyce, podnosząc się z krzesła. - Więc proszę mi nie kazać zbyt długo czekać. - Podeszła kilka kroków naokoło biurka, w stronę kapitana, a ten uniósł brew, w wyrazie zaskoczenia.
- Och, no chyba pan kapitan, jako dżentelmen, powinien włączyć muzykę i zaproponować pewnej oczekującej damie taniec? - Zachichotała lekko Sarah.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się, wstał, poprawił poły munduru, po czym lekko się ukłonił.
- Jak panienka sobie życzy… - Ruszył więc do gramofonu, nakręcił go, położył igłę na płycie, i po chwili rozległa się muzyczka…
- Zapraszam więc - Wyciągnął w stronę Sarah dłoń, którą ta chętnie przyjęła, dając się poprowadzić na środek gabinetu.
- Więc… tańcujmy! - Wesoło zwróciła się do Warnera. Zatańczyli więc, elegancko, miło, nawet i wesoło, wśród wspólnych uśmiechów. A kapitan był oczywiście gentlemanem…
- Ach… - Po kilku tańcach, po których wzajemnie czuli już lekkie zmęczenie, Sarah… przylgnęła ciałem do kapitana i przytuliła się do niego. - Bardzo przyjemnie się tańczy… - Wyszeptała w stronę jego ucha, tuż koło którego zresztą znajdowała się jej twarz.
- Dziękuję, dla mnie również - Odpowiedział kapitan, trochę jednak jakoś tak spinając się na ciele.
- Oj… nie czuje się jeszcze pan kapitan przy mnie swobodnie? - Dalej pozostając wtulona, zapytała Joyce.
- Panienka wybaczy… ale taka bliskość… - Mruknął Warner.
- Nie jest właśnie czymś, co przydałoby się… by nie myśleć o tym, co na statku? - Zapytała Sarah, naturalnie domyślając się, z jakiego względu bliskość przeszkadzała kapitanowi, ale… to, jak on ruszał się w tańcu, jak pachnął, jak się zachowywał, sprawiało, że sama czuła się coraz bardziej… nakręcona. Delikatnie przylgnęła swoim policzkiem do jego, zwiększając jeszcze intymność obecnej sytuacji.
- Ja… uhhhh… - Kapitanowi najwyraźniej chyba zabrakło słów. Po chwili odwzajemnił jednak bliskość, kładąc obie dłonie na plecach dziewczyny, i jedną je lekko, naprawdę minimalnie, potarł - Ja… ja bym… prosił… panienkę… o… tak nie wolno… - Wyszeptał ostatnie słowa z trudem.
- Pan kapitan miał być ze mną szczery… naprawdę nie ma pan ochoty przejść dalej, niż tylko taniec? - Sarah sama gładziła jego plecy, jedną dłoń dość mocno obniżając. - Bo ja… mam ochotę z… tobą… - Wyszeptała, po czym złożyła delikatnego całusa na jego policzku. Warner westchnął. Po czym jego ręka na plecach lekarki przesunęła się w górę. Pogłaskał jej włosy, po czym przytulił jej głowę do swojego torsu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - Wychrypiał - W końcu… jestem tylko mężczyzną… a ty, taka… młoda, i piękna… taka… cudowna…
- Och… dziękuję… - Joyce podniosła nieco głową i z lekko rozwartymi ustkami przybliżała się do jego ust, licząc, że kapitan nie będzie już oponował. A jednak. Ledwie musnął jej usta swoimi, po czym rozluźnił własny uścisk na jej ciele… i cofnął się lekko w tył. Był zmieszany na twarzy, i przełknął również ślinę, patrząc na Sarah migoczącym wzrokiem.
- Byłabyś zawiedziona… - Powiedział ledwie słyszalnie, po czym się słabo uśmiechnął.
- A może pozwól mi to ocenić? - Lekko uśmiechnęła się Sarah, póki co nie przesuwając się dalej. - No i na pewno będę zawiedziona, jeśli nawet nie spróbujemy…
- To… może tak o 21? Ja za chwilę muszę wracać do obowiązków. Wspólny ostatni wieczór, ostatnia… noc? - Kapitan odrobinę zmrużył oczy, i lekko się uśmiechnął.
- Hmm… może to i dobrze? Przygotuję dla ciebie coś specjalnego. - Lisio uśmiechnęła się Sarah, po czym ponownie przybliżyła się do ust kapitana, by przed wyjściem jeszcze go pocałować.
- Będę czekał więc niecierpliwie… - Powiedział Warner, i spoglądając jej w oczy, lekko się wychylił do pocałunku. Wtedy ich usta pod lekkim kątem się połączyły, odciskając się na sobie. Sarah jednak na tym nie poprzestała i delikatnie wsunęła języczek do ust Warnera. Ale tylko na chwilkę, po czym odstąpiła.
- Czyli do zobaczenia… - Uśmiechnęła się, po czym dość szybko odwróciła i jeszcze wyraźnie kręcąc tyłeczkiem na boki, poszła w stronę wyjścia, dopiero będąc przy drzwiach, zerkając za siebie. Lekko zachichotała i wyszła do siebie.

~

Po chwili Sarah wróciła do swojej kajuty, gdzie zastała wciąż pozostającą tam Iris.
- Jestem! - Zakrzyknęła lekarka tuż po wejściu, chcąc dać jej chwilę na ewentualne przygotowanie się, zanim wkroczy do sypialni… detektyw siedząca na wózku, powoli pakowała swoje graty do walizek.
- No i co tak ryczysz? Głucha nie jestem! - Iris też odkrzyknęła, do stojącej już dwa kroki od niej lekarki, po czym wyszczerzyła ząbki.
- Wolałam uprzedzić, żeby nie złapać cię w jakiejś… sytuacji. - Prychnęła Joyce, ale uśmiechnęła się do detektyw. - Już się pakujesz? Jeszcze trochę czasu jest?
- Sytuacji? Hmmm… jak to było… a tak! Pięciu marynarzy już pochowałam po szafach! Dzięki za ten moment! - Powiedziała detektyw, i parsknęła - A co do pakowania… a mam inne zajęcia? - Drgnęła jednym ramieniem.
- No nie mów, że wystarczy cię nieco przyszpilić do wózka i już się stajesz nudną panią domu? - Zapytała Sarah.
- Obiadku nie zrobiłam, kajuty nie posprzątałam, paputków i gazety nie ma - Iris pokazała jej język - Ale był przystojny listonosz… - Roześmiała się.
- Oho! - Odpowiedziała również śmiechem lekarka. - Co do takich… wizyt listonosza, to ja odwiedzam jednego o 21… więc przy okazji pomyślałam, żeby może też coś tobie zorganizować? - Spojrzała z lisim uśmieszkiem na detektyw.
- Ja mówię serio? - Powiedziała Iris, i wskazała na kopertę na szafce obok łóżka Sarah - Poczta. Do ciebie.
- Do mnie? - Zdziwiła się Joyce, szybko zabierając się do obejrzenia koperty. Miała logo statku, no i była zaklejona… oczywiście bez żadnego znaczka, czy stempli, no bo jak… Już miała otworzyć, ale przeszył ją pewien dreszcz niepewności. - Myślisz, że to bezpieczne? Że… tam nie będzie jakiejś przykrej niespodzianki od kogoś, kto na przykład odkrył, że węszymy w sprawie zamachu?

Iris przewróciła oczami.
- Mam ja otworzyć? - Spytała z drwiącą miną.
- Phi… jakby już coś miało się stać, to mi… - Odpowiedziała Sarah dalej nie z pełnym przekonaniem, ale drwiące spojrzenie Iris zmusiło ją do tego, by starać się tego nie okazywać. Postanowiła więc otworzyć kopertę… a w środku była kartka… no czyli jakiś liścik? A na owej kartce było napisane:

Cytat:
Zaproszenie

Kadra oficerska statku RMS "Olympic", zaprasza pannę Sarah Joyce, na prywatną potańcówkę, dziś wieczorem o godzinie 21:00, w mesie oficerskiej.
Sarah zamrugała oczkami.
- No nieeeee… - Powiedziała przeciągle. - Tak, to nic się nie dzieje, a jak już coś, to zawsze wszystko na raz. - Skrzywiła się lekarka.
- Co się dzieje? - Spytała Iris.
- Ah, akurat zaproszenie na tą samą godzinę, na którą jestem już umówiona… - Wyjaśniła niepocieszona. - A ty też coś dostałaś?
- Zaproszenie? Jakie zaproszenie? Nie, ja nic… - Powiedziała detektyw.
- Na potańcówkę… od kadry oficerskiej… - Odparła Sarah, pomijając to podkreślone słowo na liściku. A Iris parsknęła.
- Uchuchu… nieźle, nieźle… wpadła oficerom w oczko pani doktor? Ulala…
- Pewnie u ciebie przestraszył ich tylko ten wózek… gdyby nie on, to też byś dostała… - Stwierdziła Joyce, patrząc po wózku Iris.
- Mhmmm - Mruknęła jakoś bez przekonania Iris, lekko kiwając głową - A oprócz tego, to z kim ty jesteś umówiona, na tą samą godzinę? - Dodała.
- A ty musisz być taka ciekawska? I tak już dużo ci powiedziałam. - Sarah spojrzała lekko z ukosa na dociekliwą Iris.
- Spytać nie można? Jejku… - Zdziwiła się detektyw - Dobra, to już nic nie gadam… - Iris zaczęła niezdarnie obracać wózkiem, by wrócić chyba do swoich zajęć.
- Eh, z kapitanem… - Odparła Sarah, lekko zaskoczona tak szybkim obrażeniem się detektyw, choć podejrzewała, że może to zły humor, przez uciążliwe poruszanie się na wózku.
- Heh, no i co teraz? - Powiedziała Iris - Albo, albo?
- Nie wiem… - Wzruszyła ramionami Joyce. - Może… najpierw skoczymy gdzieś na statku, co będziesz tutaj tak cały czas się tylko pakować?
- Nie mam pomysłów… no i mam humor do dupy - Stwierdziła detektyw, nie spoglądając jednak na lekarkę - Kuternoga ze mnie, pić nie mogę, ruchać nie mogę… he… he… - Sucho się na końcu zaśmiała.
- Och? - Lekko zdziwiła się Sarah. - Może bez wielkich wygibasów, ale chyba… znalazłabyś na przykład pomocną koleżankę, co? Jakaś już wybiegała z naszej sypialni od ciebie…
- A tam… tam nic nie było… miało być, ale nie wyszło… ale za to, jak mi się przypomina basen… - Powiedziała Iris z dosyć lisim uśmieszkiem, zerkając na Sarah.
- Ahaaa… - Lekko uśmiechnęła się Joyce. - Czyli humorek mogę dość łatwo poprawić?
- A bo ja wiem… - Iris zrobiła przesadnie nadąsaną minkę.
- Ale pewności, że nie pomogę, też nie masz, co? - Zachichotała Sarah. - To próbujemy od razu?
- Co próbujemy? Ja… ja się nie myłam! - Iris pokazała jej język.
- Możemy zacząć od kąpciania, jeśli sobie życzysz! - Wyszczerzyła ząbki Sarah.
- Wolałabym… się trochę przewietrzyć, może jakiegoś drinka z baru? - Iris spojrzała na Sarah z nadzieją - A potem… się zobaczy?
- No… niech będzie ten drink. - Lekko niechętnie odparła Joyce. - Ale spacer na pewno dobrze ci zrobi.
- Też się napijesz? - Rogers lekko drgnęły usta, jakby do uśmiechu.
- Hmm… chyba tak… czeka mnie ciężki wybór. - Skrzywiła się Sarah.

~

Po krótkiej wycieczce, najpierw na pokład, w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza, obie udały się do baru obok zamkniętej restauracji… przebywało tam wiele osób. Rozmawiano, pito napoje (niekonieczne alkoholowe), i ogólnie spędzano czas, ciesząc się luksusami pierwszej klasy.

Iris zamówiła… koniaka. I dla Sarah również, zerkając na nią, w trakcie składania owego zamówienia. Ta chwilę ją mierzyła wzrokiem, ale ostatecznie wzdychnęła i kiwnęła głową ze zgodą.



- Nie wiem, czy już piłaś… - Powiedziała Iris, gdy podano im dwie lampki - Pijemy powoli, małe łyczki, i delektujemy się smakiem oraz zapachem, odprężając…

To było dobre. To było bardzo dobre! Smakowało owocami cytrusowymi, figami, czekoladą, toffi i rodzynkami! Do tego mocno rozgrzewało, i pozostawiało długi, waniliowy smak. Iris się uśmiechnęła, wpatrując w Sarah.
- Pyszne… - Choć nie do końca chciała to powiedzieć, jednak Joyce wydobyła ze swoich ust pochwałę dla trunku, który wybrała Iris. - No i skoro mamy pić małymi łyczkami, to może i dobre na ten moment. Jest to też na pewno kilka półek wyżej, niż to, czym mnie częstują koledzy, co dostają od pacjentów… - Upiła kolejny łyczek i aż wzdychnęła z lekkim zachwytem.

W międzyczasie, przez hol, tuż przy barze, przechodził właśnie jakiś oficer, a zobaczywszy Sarah… mrugnął do niej!
- Widziałaś? - Sarah spojrzała na Iris. - Skąd oni… w ogóle mnie kojarzą?
- Co miałam widzieć? - Zdziwiła się Rogers.
- Co z ciebie za detektyw? - Z uśmieszkiem zapytała Joyce. - Ten oficer, co przeszedł… mrugnął do mnie.
- Nie mam oczu naokoło głowy? - Iris pokazała jej język - No… nawet niezły. A skąd cię kojarzą? W końcu biegasz tu i tam, ratujesz ludzi, dyrygujesz naszym małym cyrkiem, chodzisz na mostek… rzucasz się w oczy, i to nie tylko samymi czynami - Powiedziała detektyw, i wymownie poruszała brewkami, a po tym się cicho zaśmiała.
- A może… się ich spytam, czy mogę tam iść razem z tobą, co? - Szerzej uśmiechnęła się Sarah.
- A co ja mam szukać na potańcówce? Będę kręciła na wózku kółeczka? - Iris roześmiała się już nieco głośniej - Nieeee tam, daj sobie spokój, serio. Już sama moja obecność, rannej i przykutej do siedzenia, może mieć zły wpływ na atmosferę… dzięki za chęci moja droga, ale naprawdę, lepiej nie…
- No jak tam chcesz… - Odparła Sarah, nieco kwaśną minę zakrywając, popijając znów łyczek koniaku. - To… może sama nigdzie nie pójdę, tylko zostanę z tobą? - Zapytała, starając się zachować kamienną twarz.
- No nie żartuj… idziesz, idziesz! Mną się nie przejmuj, serio. Tylko zdecyduj gdzie idziesz, hihi… - Iris do niej mrugnęła.
- Właściwie, to do kapitana… nawet trochę sama nalegałam, żebyśmy spędzili razem wieczór? Sam wspomniał mi o swojej żonie… więc… więc chyba napiszę mu liścik, że jednak nie chcę, aby jego relacje rodzinne się psuły… - Mówiła Sarah cicho, trochę do siebie, trochę do Iris. - A wtedy… do wyboru miałabym już jedną opcję.
- Lepsza kadra oficerska? Tylko… nie szalej znowu, z kilkoma na raz? - Detektyw powiedziała szeptem, i cicho się zaśmiała.
- Ż-że co? - Kiwając z niedowierzaniem głową, odparła Sarah. - To potańcówka przecież.
- Kto wie, jak to się skończy? - Iris błysnęła ząbkami - Wtedy też była tylko potańcówka…
- Oh, ale na samej potańcówce nic się nie wydarzyło takiego… - Z udawaną, złośliwą miną odpowiedziała Joyce. A Iris się uśmiechnęła, i napiła znowu koniaczku.
- Kto tam wie… ale najważniejsze, by się dobrze bawić? - Mrugnęła do Sarah.
- No… zobaczę, co z tego wyjdzie. - Lekarka upiła także łyczek ze szklanki. - No i miałyśmy zobaczyć, co też wyjdzie z tej naszej zabawy? - Uśmiechnęła się do detektyw.
- Hmmm - Powiedziała wielce wymownie Iris - To co proponujesz?
- Zależy, czy chcesz jeszcze gdzieś pokrążyć po statku, czy już chcesz trafić pod moje łapki pod prysznicem? - Uśmiechnęła się Sarah.
- Pani doktor, ale ja chyba nie ustoję pod prysznicem? - Iris zrobiła przesadnie smutną minkę.
- Załatwimy jakiś taborecik, żebyś mogła wysiedzieć? - Odparła Sarah tonem, który miał wskazywać, że to żaden problem. - A ja już tam zadbam, żeby porządnie cię wymyć? - Uśmiechnęła się szeroko.
- Kusisz… - Zaśmiała się Iris - Może… może z tego coś wyjdzie…
- Myślę, że trafiłaś w odpowiednie rączki… - Wyciągnęła dłonie przed siebie i trochę pomachała paluszkami. - Może troszkę zboczone, ale… to chyba nie przeszkoda, nie? - Dodała nieco ciszej.
- Ty wiesz… co ja lubię - Parsknęła Iris, mrugając, po czym napiła się resztki koniaczku - To co, jeszcze mały spacerek, a potem do kajuty?
- Jak sobie życzysz. - Odpowiedziała, uśmiechając się, Sarah, po czym także dopiła swój trunek, wbrew początkowemu zaleceniu Iris, wypijając kilka pozostałych ostatnich łyków na raz.

~

Zgodnie ze słowami Iris, jeszcze chwilę pokrążyły po statku, odwiedzając na chwilę bufet, gdzie przekąsiły kilka smakołyków. Następnie lobby, spędzając tam moment na rozmowie, by pójść także sam pokład, gdzie Sarah została poproszona do gry w shuffleboard. Początkowo niechętna, ale Iris powiedziała, że będzie jej trenerką i razem skopią tyłek młodej parce, która zaprosiła lekarkę do gry.
Nieco zmęczona już dłuższym pchaniem wózka Joyce, skierowała się na obiad, gdzie nieco na dłużej mogła trochę odetchnąć. Obie zjadły pieczeń z cielęciny w ziołowym sosie z batatami, popijając smaczne danie kieliszkiem czerwonego wina.
Posiedziały jeszcze chwilę w jadalni, po czym skierowały się już do swojej kajuty. Sarah po chwili odpoczynku przy stole szło nieco łatwiej pchanie wózka z Iris, a perspektywa… prysznica również dodawała jej nieco sił i werwy.
- To jesteśmy u siebie… - Powiedziała, zamykając za sobą drzwi. - To co powiesz na ten prysznic? - Uśmiechnęła się do detektyw.
- Oddaję się w zboczone rączki pani doktor - Powiedziała Iris i się cicho zaśmiała.
- Mhmmm… - Przeciągle mruknęła Sarah z zadowoleniem, po czym rozejrzała się po pokoju i zauważyła, że obsługa już przyniosła taboret, o który poprosiła jednego ze stewardów. - To rozbierz się z czego sama możesz, a w reszcie ci pomogę. - Powiedziała, po czym wzięła taboret i postawiła go pod prysznicem. Iris zaś, bardzo ślamazarnie, ściągnęła butki, metodą noga o nogę(raz wyraźnie się krzywiąc, przy rannej nodze), po czym zamrugała teatralnie oczkami, siedząc cały czas w wózku.
- Juuuuż - Powiedziała, i zachichotała.
- Dobrze… - Z łazienki powiedziała Sarah i podeszła do Iris. - Teraz ma pani do wyboru dwie osoby, które mogą dokończyć rozbieranie. Jedna, to doktor Sarah Joyce, a druga, to… naga doktor Sarah Joyce. Więc kogo pani wybiera? - Zachichotała lekarka.
- Oj! Oj ta druga! Koniecznie! - Powiedziała ucieszona detektyw, po czym figlarnie przygryzła usteczka.
- Jak sobie życzysz… - Odparła, po czym obróciła się tyłem do detektyw i zaczęła odpinać zamek swojej sukienki. Przerzuciła ręce przez ramiączka i spuściła ją w dół, nieco pomagając sobie w okolicy bioder. Sukienka pomknęła na dół, a Sarah została w bieliźnie i pończoszkach. - Chyba nie muszę pytać, czy kontynuować? - Zachichotała, sprawnie odpinając swój biustonosz, po czym dopiero wtedy zdjęła buciki, odpięła paski pończoch. Wtedy odwróciła się przodem, uwidaczniając swój nagi biuścik Iris, by zacząć ściągnąć pończochy, by ostatecznie pożegnać się z majteczkami, które trzymała na wyciągniętym paluszku przed Rogers, tak, by ta miała je w zasięgu ręki.
- Wow… tego się nie spodziewałam, naprawdę… - Powiedziała Iris, i odebrała od Sarah jej majteczki. Przyglądała się nagiej lekarce z góry do dołu, pożądliwym wzrokiem, ponownie przygryzając kokieteryjnie swoje usteczka. A po chwili, powoli, podsunęła sobie majteczki Sarah pod nos, i z przymkniętymi oczami, głęboko wciągnęła zapach.
- Pragnę cię. Teraz - Szepnęła.
- Oj, najpierw prysznic? - Pokiwała paluszkiem Sarah. - A właściwie, najpierw uwalniamy z ciuszków także ciebie… - Powiedziała, bliziutko podchodząc do Iris i rozpoczynając jej rozbieranie. Nachyliła się nad nią i sięgnęła do temblaka, żeby go delikatnie zdjąć nad jej głową. - Nie boli? - Zapytała badawczo z troską.
- W twoich słodkich rączkach, nie… - Uśmiechnęła się Iris.
- To już się zdecyduj, czy te rączki zboczone, czy słodkie! - Zaśmiała się Sarah, odkładając temblak na bok, delikatnie kładąc chorą rękę Iris na oparcie i zabierając się delikatnie za ściąganie swetra, najpierw od strony zdrowego ramienia… a po chwili, gdy ręka była już wyciągnięta ze swetra, detektyw złapała blisko znajdującą się Sarah za kark, i przyciągnęła bliżej swojej twarzy.
- Są… słodko zboczone! - Powiedziała i ucałowała lekarkę w usteczka, która odwzajemniła pocałunek, ale dość szybko się odsunęła.
- No już, już, bo nie dotrzemy pod ten prysznic! - Powiedziała z uśmiechem na ustach Sarah i przeszła do bardzo delikatnego zdejmowania sweterka z drugiej strony. Gdy już go ściągnęła i odłożyła na bok, wpatrywała się w pozostający w staniczku biust Iris. - Łał… cudowne… - Patrzyła, oblizując usteczka.
- Twoje też słodziutkie… - Detektyw przejechała dłonią po biodrze Sarah, po jej żebrach, i w końcu po piersi, gładząc delikatnie palcami.
- Och… - Leciutko jęknęła, gdy poczuła dotyk na swoim cycuszku Joyce. Pozwalając się dalej gładzić, swoje dłonie wsunęła za plecki Iris, aby odpiąć jej zapięcie biustonosza, a następnie już musząc na razie pożegnać przyjemny dotyk jej dłoni, przez dłonie ściągnęła go, uwalniając biust detektyw. Lekko aż przygryzła wargę na jego w pełni nagi widok, ale szybko przeszła do próby zdejmowania spódniczki. - Oj, teraz będziesz musiała leciutko podnieść dupkę.
- Postaram się, moja droga… - Iris zacisnęła ząbki, po czym lekko się uniosła na wózku. Lekarka spróbowała szybko sięgnąć za końcówkę spódniczki, a jeśli jej się uda, to i za majteczki, oraz rajstopy, aby ściągnąć je na tyle, by detektyw mogła z powrotem usiąść… udało się! Zsunęła wszystko razem z Iris, odsłaniając jej intymność, ale i opatrunek na nodze. Zaczerwieniony opatrunek.
- Oj… - Sarah leciutko się skrzywiła na ten widok, który nieco wybił ją z dotychczasowego, bardzo przyjemnego nastroju. - Chyba rana musiała się lekko otworzyć. No ale przynajmniej jesteś w raczej dobrych rękach pod tym względem. - Dodała, po czym szybko poszła po swoją medyczną torbę do sypialni, by następnie obejrzeć ranę.
- Gdzie uciekasz skarbie? To stare… - Zaprotestowała Iris, z dolnym ubiorem na wysokości kolan.
- Skoro będziemy cię moczyć, to przejrzę od razu ranę! - Odparła Sarah, gdy już wracała ze swoim sprzętem.
- OK, pani doktor! - Iris pokazała jej jęzorek. Lekarka ściągnęła do końca spódniczkę, rajstopki i majteczki, po czym przystąpiła do delikatnego zdjęcia opatrunku i oceny rany postrzałowej pod nim. I w sumie, nie wyglądało to źle. Było zaczerwienione, ale się goiło, więc Iris nie ściemniała? Podobną czynność Sarah wykonała z pozostałymi opatrunkami, w których miejsce po kąpieli zamierzała założyć nowe.
- To co z tą kąpielą kotku? - Detektyw pogładziła ramię kręcącej się przy niej lekarki.
- Trzeba cię przygotować… - Odparła, kończąc zdejmowanie opatrunków. - To jedziemy pod prysznic? - Zapytała, podchodząc od razu do tyłu wózka i szykując się do pchania go do łazienki.
- Jakbym mogła, to bym zatuptała z uciechy, jak mała dziewczynka - Parsknęła detektyw.
- No już, kochana… - Sarah podjechała z Iris do łazienki. - No, teraz przesiadka na taborecik i w końcu zaczniemy! - Dodała, wyciągając dłonie do detektyw, by pomóc jej w zmianie miejsca siedzenia.
- No to siup… - Iris przeniosła swoje cztery litery z jednego siedziska na drugie.
- Zaczynamy od włosków? - Zapytała Sarah, wciskając się w prysznicu obok Iris, a następnie sięgając po słuchawkę prysznica. Puściła wodę i skierowała strumień na włosy detektyw, dłonią gładząc jej włosy oraz skórę głowy. Ta zaś zamruczała z zadowolenia.
 
Jenny jest offline