Pościg na lombardzkich bezdrożach
Posłani na boki gestem Bartheza, dwaj polańscy tropiciele wtopili się w mokrą ciemność nocy. Sierżant Blanchard podniósł się do pozycji klęczącej, oparł karabin o bark mierząc lufą LeMata w kierunku, z którego dobiegały niepokojące dźwięki. Alpejczyk pochwycił jeszcze wzrokiem sylwetkę Angeline Lei, tkwiącej z przyklęku z dzierżonym oburącz pistoletem.
Byli gotowi na niespodziewaną konfrontację na tyle, na ile było to możliwe.
Alpejczyk uderzył palcem w przełącznik elektrycznej latarki umocowanej na szynie pod lufą strzelby. Snop jaskrawego światła wystrzelił w ciemność lasu, w plątaninę gałęzi, krzewów i chaszczy, odsłonił groteskowe kształty powykręcanych drzew, które ociekały ciężką wilgocią. Palec Bartheza wciąż opierał się o język spustowy strzelby, ale cokolwiek wydało słyszany wcześniej syk, zniknęło w głębi lasu.
- Szpica! - syknął w stronę polańskich braci Alpejczyk robiąc jednocześnie kilka kroków do przodu i omiatając snopem światła latarki mrok gęstwiny. Obaj tropiciele wyminęli go z bronią ściskaną kurczowo w rękach, stąpając niczym duchy i nie czyniąc praktycznie żadnego hałasu. Reszta ekspedycji ruszyła w ślad za nimi, ubezpieczając się wzajemnie i bacznie nasłuchując.
Mokry las przeszedł w opadającą w dół polanę, pod podeszwami butów ludzi zaczęło mlaskać płytkie błoto.
- Tutaj! - rzucił ściszonym głosem Yuran i Barthez mógłby przysiąc, że wyłapał w głosie Polanina cień chorobliwej fascynacji - Nie poślizgnijcie się!
Tropiciele stali w głębi polanki, z wzrokiem skierowanym pod nogi, szepcząc coś z ożywieniem do siebie wzajemnie. Alpejczyk dotarł do nich pierwszy, poświecił latarką we wskazanym kierunku i wstrzymał oddech.
Niecka tworząca środek polany przyciągała spojrzenia wędrowców niepokojąco regularnym kształtem odciśniętym w grząskim gruncie, mrożącym krew w żyłach symbolem, który był Frankom jednocześnie obcy i przerażający znajomy.
Patrzyli na stworzony nieludzkim intelektem wzór, który krył w sobie tchnienie powolnej śmierci.
- To znak Wynaturzenia - powiedziała Angeline Lea opuszczając wzdłuż uda lufę pistoletu - Ale nie Souffrance.
- To Nox - odrzekł na poły zatrwożonym, na poły podekscytowanym głosem Leon Thibaut - To materializacja czakry…
Próbujący podejść do mierzącego ponad dwa metry średnicy wzoru Dragan pośliznął się na przekór ostrzeżeniu brata i zsunął się do niecki. Błoto zafalowało pod jego ciężarem, otworzyło się nieoczekiwanie uwalniając bąbel potwornego smrodu zgnilizny.
- Kurwa kurwa! - krzyknął sierżant Blanchard nie potrafiąc powstrzymać torsji - Wyciągnijcie go!
Yuran pochwycił brata za kołnierza, wywlókł pośród zduszonych przekleństw. Barthez zajrzał na dno zapadliska ponad głowami tropicieli, cały czas krzywiąc twarz pod wpływem niewyobrażalnego fetoru.
- Co to jest? Co tam jest?
- Padlina! - odkrzyknął z nieudawanym wstrętem Dragan - Pełno zwierzęcych trupów, chyba zwierzęcych! I łarwy, pełno larw!
Leon Thibaut pomógł odciągnąć Polanina w bezpieczne miejsce, jednocześnie wodząc wzrokiem po okolicznych krzewach.
Frankański wynalazca zaczął powątpiewać w swoje zdrowe zmysły widząc, że ich gałęzie z grubsza przybrały ten sam kształt, co uformowany w błocie niecki znak.
Namacalny dowód obecności Primera.