Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2022, 16:18   #42
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Wschodnie wybrzeże; południe

Mnich chwilę się zastanowił jak tu ugryźć problem. W końcu się zdecydował.
- Rozdzielmy się. Vasilij ty i twoi ruszcie dalej wzdłuż klifu i zobaczcie czy tam jest jakieś zejście. Ja i reszta pójdziemy w przeciwną stronę z tym samym celem. Jeżeli po jakiejś pół-godzinie nic nie znajdziemy wrócimy tu i spróbujemy czegoś innego.

Vasilij i reszta przystali na taki plan. Podzielili się na dwie grupy i on ruszły w jedną stronę a Otto z pozostałymi w drugą. I tak się rozstali. Szybko w tych meandrach wybrzeża i mgle jednooki młodzieniec stracił drugą grupę z oczu. Szedł z towarzyszami którzy oddali się Papie Nurglowi próbując co jakiś czas sprawdzić czy tam albo tu da się zejść. Tam czy tu nawet wydało się, że jest na to jakaś nadzieja ale żadne z tych miejsc nie kierowało bezpośrednio na dół do kamienistego pasa plaży nad wodną kipielą. Mgła w końcu zaczęła rzednąć i się podnosić. Zrobiło się pogodnie a jak znikły opary okazało się, że jest blisko południa.

- Loszka jest niespokojna. Podniecona. Myślę, że jesteśmy blisko. - dziewczyna sprawiała pewne kłopoty w tym sensie, że zachowywała się jak myśliwski ogar szarpiący się na smyczy po wykryciu łownego zwierza. Strupas musiał ją mocno trzymać bo wydawało się, że gdyby ją puścił to ta by pobiegła do tego klifu a czy starczyłoby jej przytomności umysłu aby zejść zamiast skoczyć to woleli z aptekarzem nie sprawdzać. Upadek z tej wysokości na kamienie u stóp klifu raczej nie wróżył wyjścia z tego bez szwanku.

Postanowili wracać bo na oko ty chyba minęły ze dwa czy trzy pacierze jakie umówili się do sprawdzenia a nic obiecującego nie znaleźli. Wracali z powrotem gdy ujrzeli jakąś brązową sylwetkę przed sobą. Ta ich pewnie też bo machnęła do nich i zatrzymała się czekając aż do niej dotra. A to znów zajęło trochę czasu. Z bliska okazało się, że to jeden z ludzi Vasilija wysłany z informacją, że znaleźli jakieś w miarę łagodne zejście na dół. I mógł ich tam zaprowadzić.

- Ha! Oster nam sprzyja! - zaśmiał się rubasznie Sigismundus i jak na swoje rozmiary i tuszę całkiem raźno maszerował za przewodnikiem. Znów musieli tam iść kilka kwadransów mijając miejsce gdzie się rozstali z Vasilijem a potem drugie tyle zanim do niego dotarli. Rzeczywiście w tym miejscu kiedyś musiał się klif obsunąć i teraz powstało porośnięte morską trawą zawalisko po jakim dało się zejść na dół.

- O, jesteście. Wysłałem dwóch ludzi na dół. Da się zejść bez złamania karku. - odparł herszt banitów. Pozostali trzymali jakieś pozbierane w lesie kije jakich nie mieli w dłoniach gdy się rozstawali. I dał znak aby zejść na dół. Całą grupą dołączyli do dwóch jego ludzi jacy czekali na kamienistej plaży. Teraz znów trzeba było wrócić do tego miejsca gdzie widzieli z klifu obiecującą plamę ciemności jaka mogła być tylko jamą ale mogła być też wejściem do jaskini. Tylko teraz szli dołem, wzdłuż wąskiego pasa kamienistej plaży. Tak dotarli do nawisu skalnego pod jakim była ciemna jama. Na dole kotłowała się woda i wpływała tam do środka niknąc w ciemności.

- Trochę mało miejsca. Szkoda, że nie mamy łodzi. Łatwiej byłoby tam wpłynąć niż wejść. A tak to na sucho to będzie trudno się tam dostać. - ocenił Vasilij gdy stanęli przed wejściem albo do głębszej jamy, skalnej szczeliny no albo nawet jaskini. Ale po ciemku trudno było to stwierdzić. Dlatego ludzie Vasilija zajęli się rozpalaniem gałęzi jakie zebrali na górze w lesie aby zrobić z nich pochodni. Łodzią pewnie by się dało łagodniej i wygodniej wpłynąć do środka. Tylko wcześniej trzeba było przebyć pas mocno wzburzonej wody pod klifem. To do samej jamy łatwiej było dotrzeć plażą. Ale był tam wąski pas między wodą a ścianą który dawał nadzieję aby się dało tam przecisnąć do środka.

Grupa zaczęła ruszać przez pas. Otto zdołał, tuląc się do ściany jak do kochanki, przecisnąć przejściem. Niefortunnie los przestał sprzyjać aptekarzowi, który ześlizgnął się z przejścia i zaczął spadać w stronę wody. Otto instynktownie wyciągnął do Sigismundusa rękę, starając się złapać Nuglitę.

Solidna masa i gabaryty Sigismundusa tym razem zadziałały przeciwko niemu. I jak wpadł do zimnej, morskiej wody to nie szło go wyciągnąć na wierzch. Zwłaszcza jak w przejściu dało się co najwyżej kucnąć a i złapać dla równowagi czy zaparcia się niezbyt było czego. Groziło to tym, że samemu można stracić równowagę i chlupnąć do morza zwłaszcza jak na masę to aptekarz miał ją pewnie największą z nich wszystkich.

- Dobra! Idźcie dalej! Ja dopłynę do środka! - krzyknął lider grupy nurglitów i trzymając się krawędzi skały po kawałku trochę dopłynął a trochę przeszedł w głąb mrocznej jamy. Tam dalej było jakieś łagodniejsze miejsce gdzie trochę sam a trochę pozostali pomogli mu wydostać się z morskiej kipieli. Ale był wymęczony, zmarznięty i cały mokry. Wypluwał wodę z ust i ciężko łapał oddech. Ciężko było stwierdzić gdzie byli bo było tu prawie całkiem ciemno. Od wylotu niewiele tu już docierało światła. I widać było tylko zarysy ich własnych sylwetek. Jednak w tej wilgotnej jaskini dało się wyczuć zapach gnijących wodorostów. Chociaż prawie po ciemku nie było ich widać. Sprawę rozjaśnił dopiero Vasilij i dwóch jego ludzi jakim udało się przedrzeć w ślad za pierwszą czwórką. Nieśli pochodnie to okazało się, że to chyba jakaś podziemna jaskinia. Niereguralny strop był na wysokości kilku metrów. A tyle co było widać światła z pochodni to ta podziemna rynna morskiej wody ciągnęła się gdzieś dalej.

Otto upewnił się, że Sigismundusowi nic nie jest, zanim ruszyli dalej, nie mógł się jednak powstrzumać.
- Kąpiel Sigismundus? Przed potencjalną świątynią Pana Plag? Bluźnierstwo. - uśmiechnął się do aptekarza - Może złapiesz jakiś katar od tej wody. - poklepał nurglitę po plecach i ruszył za pozostałymi. Wziął jedną z pochodni, przejął Loszkę i ruszył przodem.
- No malutka, zabierz nas do ojczulka.

- Przestań. Zimno mi. Ale zaraz się pozbieram. Taki drobiazg mnie nie powstrzyma. - aptekarz nie miał zbyt dobrego humoru po tej zimnej, morskiej kąpieli jakiej wcale nie planował. Nadal był jednak zdeterminowany aby zgłębić tą tajemnicę jaka ich tutaj zaprowadziła.

- Mamy tylko trzy pochodnie. - powiedział Vasilij obserwując to wszystko trochę z boku. Nie chciał chyba jednej z nich zostawiać z kolegą ale też nie chciał zostawiać go tu samego w prawie całkowitych ciemnościach. Krzyknął więc parę razy wołając jednego ze swoich ludzi którzy zostali na zewnątrz jaskini. Po chwili widać było jak jeden z nich przeciska się tą samą wąską i niewygodną drogą jaką przebyła tu reszta.

- Zostań tu z nim. Jak się pozbiera to najwyżej idźcie za nami. - polecił mu herszt wskazując na pulchną, zmokniętą kulę ubrań jaka przypominał aptekarz.

- Dobra, to chodźmy. - banita dał znać Otto i reszcie, że mogą ruszać dalej. Loszka z ochotą ruszyła naprzód szarpiąc się na smyczy tak mocno, że młodzian miał trudności aby ją utrzymać. Wydawała się podniecona jak hart jaki zwęszył świeży, krwawy trop. Droga jednak wymagała uwagi. Na dole wciąż buszowało morze. Trzeba było iść brzegami ten szerokiej rynny. W miare jak się zgłębiali coraz dalej i dalej morze się uspokajało aż zrobiło się senne i spokojne. Przypominało nieruchomy staw jaki już tylko minimalnie faluje. Woda też zrobiła się gęstsza i pelna jakichś drobin. Coraz częściej widać było jakieś porastające ją kożuchy rzęs czy podobnego pływającego zielska. I zapach też jakby gęstniał. Jakby coś tam w głębi gniło i fermentowało. W końcu doszli do czegoś co wyglądało jak mała zatoczka. Za nią podłoże nieco się wznosiło i był korytarz skalny. I coś tam majaczyło jeszcze na skraju widzialności pochodni. I niespodziewanie dla wszystkich poruszyło się. Dało się słyszeć echo kroków jakby końskich kopyt na bruku. A w końcu z mroku wyłoniła się jakaś istota. Nawet trochę podobna do konia. Tylko wielkie, wyłupiaste oczy były wielkości kurzych jak zamiast normalnych, końskich oczu. Do tego albo biły jakimś własnym bladym światłem albo tak intensywnie odbijały światło pochodni. No i na czole stworzenia wyrastał potężny, pojedynczy róg. Trochę to wyglądało jak jakaś wypaczona plagami werska jednorożca. Skóra była pokryta bąblami i odpadała płatami. Stworzenie zatrzymało się blokujac niejako dostęp w głąb korytarza z jakiego wyszło. Ludzie też się zatrzymali nie bardzo wiedząc co teraz począć i co się zaraz stanie.

Otto przyglądał się istocie przez chwilę, po czym otworzył szerzej oczy.
- Heh, a jednak to to widział. Będę musiał uważniej oglądać moich pacjentów. - oddal Loszkę Strupasowi - Dajcie mi spróbować. Chyba, że ktoś tu potrafi gadać językiem Niezrodzonych. - wyszedł przed resztę ekipy.
- Błogosławieństwa Ojca Chorób, dla ciebie i twoich krost. Jesteśmy sługami Nurgla i poszukujemy ołtarza jego wybranki, Oster. Czy ty jesteś jego strażnikiem?

Strupas złapał za smycz kobiety która zakwiliła coś niezrozumiale i jako jedyna z ich grupki zdawała się nie okazywać wahania, obaw a jedynie mruczała coś szybko i chyba z zadowoleniem. Garbus pokręcił głową, że nie zna jakichś nadprzyrodoznych języków. Vasilij położył dłoń na mieczu ale go nie wyciągnął. Pozostali dwaj jego kamraci stali parę kroków dalej niepewni co robić. Ten bez pochodni powoli sięgnął po łuk aby mieć jakąś broń w rękach gdyby poczwara ich zaatakowała.

- Myślisz, że to coś mówi? - zapytał cicho herszt przemytników mając chyba co do tego wątpliwości. Stwór zaś chyba węszył sądząc po ruchach przegniłych chrap i nasłuchiwał resztkami, postrzępionych uszów. Może i patrzył swoimi wyłupiastymi oczami bez powiek ale jak tak to trudno było to określić. Poza tym jednak ani nie zaatakował ani się nie poruszył.

Otto przekrzywił głowę.
- Strupas, podejdź tu z Loszką. Może potrzebujemy kogoś, kto ma podobny stan świadomości. - mnich kajał się, że nie pomyślał, że może być kłopot z komunikacją jak z Sorią. Jak wróci, będzie musiał poprosić Starszego, albo Mergę lub Joachmi, aby nauczyli go mowy demonów.

Garbus postąpił parę ostrożnych kroków do przodu wcale nie mając radosnej miny. Te kopyta, masa no i róg wyglądały na takie z którymi lepiej było nie zawierać bliższej znajomości. Poprzedzająca go kobieta trzymana na smyczy nie okazywała takich wątpliwości. Coś tam gdakała po swojemu, zaśmiała się raz czy dwa no ale jak to była jakaś forma komunikacji to trudna do prześledzenia dla pozostałych śmiertelników. Stworzenie postawiło resztki uszu w sztorc i zdawało się, obserwować tą pierwszą dwójkę. Ale jakoś poza tym nic za bardzo się nie stało.

- Mnie to wygląda na jakiegoś zmutowanego konia. Czy coś podobnego. Nie wiem czy da się z tym czymś gadać. - znów cicho szepnął Vasilij obserwując całą tą scenę nieco z boku.

- Uważaj Vasilij. To najpewniej champion Nurgla tak, jak Soria jest Slaanesh. Nie chcesz istoty tak błogosławionej urazić… zaraz. - Otto spojrzał na Loszkę - Hm… może… - Otto wrócił się do "wody", biorąc gęstą maź na dłoń. Upewnił się, że miał dostateczną ilość na swój plan. Wrócił do kobiety i namalował jej pospiesznie trzy kręgi, otaczające trzy strzały na brzuchu. Miał nadzieję, że istota zareaguje na symbol swego patrona.

- Soria to chociaż wygląda jak człowiek. - przypomniał mu cicho herszt przemytników ale nie ciągnął dalej tematu. To dziwne, obce stworzenie jakie stało w milczeniu u wylotu skalnego tunelu zdawało się peszyć jego i pozostałych. Za to ciemnowłosa kobieta bez oporów zadarła do góry koszulę aby Otto mógł namazać symbol Nurgla.

- Zdejmij to. - polecił jej Strupas i sam zaczął zdejmować z niej koszulę aby ta nie zasłaniała wymazanego szlamem symbolu. Wkrótca półnaga Loszka stała na smyczy jako wysłannik ich grupy. Stworzenie pochyliło ku niej swój łeb jakby obserwowało teraz głównie ją. Czy coś widziało czy nie nie szło zgadnąć. Ale ruszyło powoli naprzód. Vasilij uciszył swoich ludzi bo ten z łukiem już chciał strzelać. Wszyscy wydawali się zaniepokojeni i skorzy do ucieczki. Koniopodobny stwór zatrzymało się o dwa kroki przed Loszką i zaczęło węszyć. Kierowało chrapy ku jej brzuchowi i wymazanemu tam symbolowi. W końcu parsknęło coś nienaturalnie chrapliwie co zabrzmiało jak basowe brzmienie stada much w głębi pustego dzbana.

- No cóż… postęp? - zaczął Otto, może Sigismundus miałby więcej szczęścia. Postanowił pozwolić istocie na razie skupić się na Loszce - Jeżeli ją zaatakuje czy coś, odciągnij Loszkę. Ja postaram się go zająć, a wy uciekajcie. Nie możemy ryzykować sporu ze sługą Nurgla.

Vasilij pokiwał głową ale minę miał dość niewyraźną. Starcie z całkiem sporym przeciwnikiem i to na tak krótki dystans oznaczało, że pewnie kogoś by ta istota zdołała dorwać i pewnie poharatać. Chociaż najbliżej niej stała półnaga kobieta na smyczy. Ta chyba jako jedyna zdawała się nie odczuwać napięcia. Wyciągnęła dłoń ku przegniłym chrapom jakby miała do czynienia ze zwykłym koniem. Stwór czy zaciekawiony czy zwabiony takim ruchem postąpił o krok a potem kolejny do przodu. Zbliżył się na tyle, że kobieta zdołała pogłaskać go po tych chrapach. Stworzenie wydało z siebie dziwny, wibrujący dźwięk który był trudny do interpretacji. Ale jeśli choć trochę zachowaniem przypominało zwykłego konia to nie wydawało się agresywne. Przynajmniej nie względem Loszki.

- To co teraz? - zapytał cicho Strupas obserwując niepewnie poczynania nawiedzonej kobiety i obcego stworzenia.

Mogliby stać tu całą wieczność, lub wykonać ruch.
- Spróbuje ich ominąć i ruszyć w głąb korytarza. Miejmy nadzieję, że będzie zbyt zajęty, albo po prostu akceptuje nas teraz. - jak powiedział tak zrobił, wykonał jak najszerszy łuk wokół stworzenia oraz kobiety i spróbował ruszyć dalej.

Pozostali poczekali aż pójdzie pierwszy i to co zrobi ta gnijąca istota. Ta jednak jakoś nie interweniowała gdy Otto ją obchodził. W końcu obszedł. I stanął na tych śluzowatych śladach jakie pozostawiła ta konna bestia. Widział w świetle pochodni na parę kroków, że dalej jest jakiś skalny korytarz. I te kopytne ślady na dnie tej jaskini. Strupas puścił smycz i dołączył do Otto. Vasilij i dwóch jego pomagierów zrobiło to samo.

Korytarz był węższy i niższy niż poprzednio. Skalne sklepienie było z pół kroku ponad głowami. Dało się iść wyprostowanym ale pochodnie co jakiś czas uderzały o ten naturalny sufit sypiąc wtedy iskrami. Tutaj ten zgniły zaduch jakby zgęstniał jeszcze bardziej. Vasilij i jego ludzie założyli chusty dla ochrony przed tym smrodem. Dotarli do jakiegoś pomieszczenia o owalnym przekroju. W świetle pochodni przykuwał uwagę jakiś prostokątny kamień wyciosany z jednej bryły. Wyglądał jak jakiś ołtarz. Na nim stały od nie wiadomo jak dawna nie używane kandelabry z wypalonymi świecami. Jakieś ludzkie czaszki. I wielka, ciężka skrzynka. Chociaż bez kłódki ani żadnego widocznego zamknięcia. Pysznił się jednak na niej trójkropkowy symbol Nurgla.
- To chyba tu. Nie dotykajcie skrzyni. -od razu rzucił do Visilija - Nurgle może chcieć bronić swych darów, a wy nie pasujecie na jego sługi. - kiwnął Strupasowi i podszedł do ołtarza. Przyklękając przed kamieniem i wypowiadając krótką modlitwę. Następnie podszedł do skrzyni. Z Wielkiej Czwórki jego oddanie do Ojczulka było najmniej widoczne, głównie dlatego, że dla większości ludzi południa, dary Nurgla są odrażające i straszne, a to nie pomaga w wtopieniu się w tłum. Miał jednak nadzieję, że jego praca w hospicjum, wśród brudnych i chorych jest miła Ojczulkowi.
- Visiji patrzcie na tunel, z którego przyszliśmy. Strażnik może mieć obiekcje przed dotykaniem jego skarbu. - to mówiąc ujął czule skrzynie i spróbował podnieść wieko - A i spodziewajcie się, że smród zrobi się silniejszy.

Herszt skinął głową i dwóch jego ludzi całkiem chętnie cofnęło się w pobliże wyjścia z tej skalnej komnaty jaka zdawała się być źródłem smrodu. On sam został ale też nie kwapił się aby podejść bliżej. Więc tylko garbus z głupkowatym ze szczęścia uśmiechem na twarzy, z nabożną czcią podszedł do tego ołtarza. Jednak oddał pierwszeństwo Otto aby ten sprawdził skrzynię.

Ta nie okazała się w ogóle zamknięta. Ale wieko było z czegoś masywnego bo było całkiem ciężkie. Wewnątrz było kilka tub na pergaminy. Te okazały się całkiem lekkie, pewnie właśnie pergaminy albo coś równie lekkiego były w środku.

- O! Zobaczcie tam! - krzyknął w podnieceniu Strupas. I z pochodnią w ręku podszedł do czegoś co wydawało się sadzawką pełną mętnej wody. A w nim widać było kilka mis. A w każdej małe, podłużne przedmioty wielkości albo ziaren grochu, albo fasolek. Przypominały jakiś skrzek albo jaja.

Otto podszedł za nim.
- Sigismundus pewnie będzie chciał to zobaczyć. - Otto zaczął - Wsumie artefakt Oster nie musi być przedmiotem, a kolejną plagą. - mnich zastanowił się chwilę - Masz jak to zabrać? - zapytał garbusa.

- Tak, załaduję to… - Strupas pokiwał swoją brzydką głową i gorączkowo zaczął grzebać w swojej brudnej torbie. Coś tam klekotało a on na gwałt wyszukał jakąś sakiewkę, coś z niej w pośpiechu wysypał i ostrożnie zaczął ładować małe, obłe ziarenka z tacy do środka.

- A w tej skrzyni coś jest ciekawego? Może jakiś skarb? - zapytał z nikłą nadzieją Vasilij widząc, że kolega tam zajrzał ale nic z niej nie wyjął.

- Ktoś idzie! Ale chyba nie ten koń. Pochodnię widać. - uprzedził jeden z jego ludzi odwracając uwagę wszystkich. Faktycznie korytarzem widać było zbliżającą się pochodnię. I masywną sylwetkę aptekarza. Wkrótce wciąż ociekający wodą grubas wszedł do przybytku Oster.

- Ah! Więc jednak istnieje! Nareszcie! Wielka jest łaska naszego patrona i jego wysłanniczki! - aptekarz rozpromienił się radośnie widząc te wszystkie ostro woniejące wspaniałości. Otto też już czuł, że oczu mu łzawią od tego smrodu i długo tutaj nie wytrzyma.

- O ta… - delikatnie kaszlnął - Łaska z każdego otwora. Nic Loszce nie jest? Zostawiliśmy ją ze strażnikiem. - wrócił do skrzyni - Strupas znalazł misy z jakimiś jajkami… może coś dla ciebie. W skrzyni są tylko tuby z pergaminami, więc nie wiem czego jeszcze szukać.

- Tuby ze zwojami? Żadnego złota ani klejnotów? Eee… Słabo… Chodźmy stąd bo zaraz się porzygam. - Vasilij machnął ręką na tak kiepski łup. W końcu jako przemytnik i herszt bandy wolał bardziej namacalne wynagrodzenie w monetach lub jakie szybko i łatwo na te monety można było wymienić.

- Ta, została tam. Jaja? Jakie jaja? - aptekarz bezceremonialnie parł do przodu i teraz on sprawiał wrażenie ogara jaki węszy za świeżym, krwawym tropem.

- Tutaj mistrzu! Zobacz ile ich jest! - zawołał wesoło garbus wzywając go dłonią. Ten podszedł i aż się zachłysnął ze szczęścia.

- To jest to! To musi być to! To musi być dar od Oster! Ładuj tego ile wlezie! To na pewno jest cenne! - aptekarz wziął w dłoń jedną z “fasolek” i obdarzył ją miłosnym spojrzeniem jakby to był jakiś złoty samorodek czy najpiękniejszy diament. Garbus zaś zapakowawszy swoją sakiewkę znów zaczął szukać czegoś w torbie aby zabrać tego nasienia jak najwięcej.

- Tam jest jeszcze ta skrzynia. Ale Otto mówi, że tylko jakieś zwoje. Pospieszcie się. - Vasilij zwrócił uwagę grubasa na kanciastą bryłę kamienia i stojącą na niej dziwną, ciężką skrzynię.

- Zwoje? Jakie zwoje? - Sigismundus spojrzał na niego a potem na kamień i skrzynkę. Podszedł do niego, otworzył skrzynię i wyjął te trzy tuby. Otworzył jedną z nich i w środku ukazał się swój jakiegoś papieru. Ostrożnie wydobył go i rozwinął powoli.

- Aha! Przesłanie Oster! To na pewno to! Hmm… Tylko nie po naszemu… Ani w klasycznym… No nic! Zabierzemy to do Starszego albo Mergi to może coś z tego odczytają! - powiedział uradowany chowając i pieczołowicie zamykając tubę.

- Sigismundusie… - zaczął Otto, ale ponownie przerwał mu kaszel. Najwyraźniej zapach świątyni już zaczynał go przerastać - Wiesz, że możemy być zmuszeni pozostawić tu Lochę? Nie wiem czy ona będzie skora do wyjścia, a zważając, że ciągle jesteś mokry… nie wiem czy szarpanie się z nią na przejściu to dobry pomysł.

- Zdechnie tu jak tu zostanie. A jeszcze nam się przyda. Zabieramy ją ze sobą. No chyba, że się uprze, że nie damy jej rady. To trzeba będzie znaleźć nową do testów. Chociaż tej mi trochę szkoda, bardzo utalentowana jest. Ale tak, chodźmy już stąd. Zimno mi. - odparł Sigismundus nieco chaotycznie jakby miał kłopot ze skupieniem uwagi. Garbus kończył ładować jaja do torby i też już zmierzał do wyjścia. Vasilij tylko na to czekał i dał znać swoim ludziom aby wracali tak samo jak tu przyszli. Zresztą nie szło się tu zgubić bo korytarz się nie rozgałęział. Sigismudnus rzucił ostatni raz na komnatę, zapakował zwoje do swojej torby i ruszył za nimi w powrotną drogę.

- Jeżeli strażnik podąży za nami… albo za Loszką. Trzeba będzie uważać z powrotem, jeszcze nam brakuje uwagi miasta. - Otto wziął trochę głębszy oddech kiedy smród był mniej zjadliwy - A właśnie. Sigisnumdusie, masz u siebie jakieś zielsko na uspokojenie? Powiedziałem, swojemu przełożonemu w hospicjium, że ruszyliśmy na poszukiwanie lokalnej odmiany, wymyślonego elfiego chwastu.

- Tak, pewnie, mam coś u siebie. To ci dam jak wrócimy do miasta. - aptekarz pokiwał swoją byczą głową na znak zgody ale widać było, że jest głównie zaabsorbowany swoją nową zdobyczą która zapowiadała się tak obiecująco. Wrócili do tej większej jamy gdzie wciąż Loszka przytulała się do śmierdzącego, gnijącego strażnika tego miejsca. Strupas i reszta obserwowali chwilę tą scenę zastanawiając się co teraz zrobić.

- Zabierz ją. - aptekarz polecił garbusowi i ten ostrożnie podszedł do Loszki. Chwycił ją za smycz obawiając się chyba zetknąć bezpośrednio z tym mrocznym stworzeniem. I pociągnął ją do siebie. Kobieta opierała się krzycząc coś jak dziecko ale w końcu jak jeszcze dołączył Vasilij to we dwóch dali radę ją odciągnąć.

- Bardzo dziękujemy czcigodny strażniku za twe hojne dary. Zrobimy z nich użytek na cześć i chwałę Oster i naszego Papy. - na pożegnanie Sigismundus skłonił się uroczyście czworonożnej istocie jakby była jakimś wysokiej rangi dostojnikiem. A ta przyjęła to wszystko ze spokojem. Nie ingerowała w ich odwrót w kierunku wyjścia z jaskini odprowadzając ich swoim bladym, wyłupiastym wzrokiem.

Otto ruszył za pozostałymi, coś nie dawała mu spokoju.
- Albo to najgorszy strażnik jakiego widziałem, albo nas rozpoznał. - pokręcił głową, spodziewał się, że Loszka będzie nie lada źródłem bólu głowy w drodze do miasta.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem