Torowisko elektrowni pod Blairsville
Ugodzony pociskiem pies - masywne zwierzę o silnie uzębionym pysku - zwalił się na bok podrygując przez kilka sekund konwulsyjnie i tocząc żółtą pianę. Reszta stada nie czekała na podzielenie losu towarzysza, pierzchła pośród przeraźliwego skowytu dowodząc tym samym faktu, że drapieżniki doskonale znały dźwięk wystrzału z broni palnej i rozumiały jego konsekwencje.
Ubezpieczani przez Nowojorczyków, obaj lokalsi zapuścili się ostrożnie w krzaki i wywlekli z nich ciepłe jeszcze psie truchło ciągnąc je za tylne łapy.
- Szkoda, że nie zdążyłeś kropnąć jeszcze kilku - powiedział z nutką żalu w głosie Leśny - Wygląda na zdrowego, zresztą żarł jelenia. Dobre mięso, da się sprzedać za niezły grosz.
Dowleczony do ciężarówki, martwy pies wylądował na jej pace pomiędzy gratami Billa, zmętniałymi ślepiami spoglądając na wracających do swojej roboty dwunogów. Wiedzący już, czego się spodziewać po odgruzowywaniu podkładów, czterej mężczyźni pracowali w równym rytmie, sukcesywnie odkopując kolejne metry torowiska. I chociaż na samym początku robota wydawała im się żmudna i ciągnąca niemiłosiernie w czasie, nawet się nie obejrzeli jak słońce opadło ku niewidocznej za drzewami linii widnokręgu.
Obaj Nowojorczycy odetchnęli z ulgą, kiedy Bill zarządził koniec zmiany, chociaż jednocześnie zgodni byli w opinii, że odwalili tego dnia kawał dobrej roboty.