Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2022, 22:03   #327
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 75 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



- Dobrze! Właśnie tak! Dalej! - kapitan Rojo chociaż wciąż miał kłopot ze znarowionym koniem jakiego pórbowało kąsać żywe mrowie jakie opanowało ziemię zachęcał grupę oczyszczającą do wysiłku. Bo wyglądało na to, że ta taktyka działa. Ogień, zwłaszcza taki większy niż z pochodni wydawał się naprawdę działać odstraszająco na te stworzenia. Wolały się do niego nie zbliżać. I ten pierwszy krąg ognia jaki Carsten kazał zbudować wokół kuszników okazał się skuteczny. Marynarze, Zoja, Majo, jego pomocnicy i przypadkowi ludzie którzy akurat byli w pobliżu skutecznie przepłoszyli pochodniami te małe gadziny. I udało się stworzyć ten pierwszy kawałek obozu wolny od plagi małych płazów, gadów i insektów. Co z kolei pozwoliło kusznikom zachęcanym przez kapitana wrócić do walki. Posłali nawiją swoje bełty celując gdzieś ponad słabnącą linię piknierów. A tam wyglądało na to, że inteligentne gady mogą się przebić przez ich żywy mur tarcz i pik.

Potem Carsten mógł pokierować akcją oczyszczania aby stopniowo oczyszczać pochodniami i płonącym olejem kolejne fragmenty obozu. Trzeba było co jakiś czas robić ogniska czy inne płonące punkty aby zbudować płonącą zaporę od tej inwazji małych, kąśliwych stworzeń co potrafiły wcisnąć się pod ubranie, pancerz ale najchętniej atakowały łydki do jakich miały najłatwiejszy dostęp. Szybko grupka rozproszyła się. Nie było to dziwne bo miasteczko namiotowe z których każdy namiot był wyższy od stojącego człowieka w naturalny sposób ograniczał widoczność i kanalizował przepływ ludzi między sobą. Część wzięła na siebie Zoja kierując pracami z jednej flanki a jemu zostawiając drugą.

Ogień chociaż szczypał także ludzi po oczach dymem jaki wydzielał to jednak wydawał się działać. Wewnątrz obozu ten nieskończony dotąd potok żywych, jadowitych stworzeń zdawał się rzednąć. Dym i płomienie skłaniały je do zawahania się, odwrotu lub poszukania innej drogi. W miarę jednak jak tych ognisk, płonących plam oleju i pochodni przyłączających się do akcji ludzi było coraz więcej tak gadów i robactwa było coraz mniej.

Nie wszystko szło gładko. Co chwila jakiś skorpion, wąż czy jadowita ropucha atakowała od ten przegapionej strony kogoś z ludzi. Ci krzyczeli ze strachu, zaskoczenia albo bólu, próbując w ostatniej chwili cofnąć nogę albo uskoczyć przed atakiem. Samemu Carstenowi jakoś za każdym razem udawało się uniknąć ataku. Albo cofnąć nogę, albo zasłonić się pochodnią czy odciąć łeb miarkującemu się na niego wężowi. Barbette w pewnym momencie krzyknęła z zaskoczenia ale wąż ukąsił ją w cholewę buta nie robiąć jej krzywdy. A zaraz potem kobieta zdołała odgrodzić się od niego pochodnią jaka go spłoszyła. Esteban nie miał tyle szczęścia. Któreś ze stworzeń zdołało go dziabnąć w łydkę chociaż rana nie wydawała się zbyt poważna.

W końcu jednak prace miały się ku końcowi. Widać już było ostatnie namioty. Wspólny wysiłek większej ilości ciżby, marynarzy i żołnierzy nie związanych walką przyniósł efekt i chociaż nie było mowy aby to pełzające robactwo wybić w obozie co do nogi to jednak wszędobylski dym i płomienie skutecznie spacyfikowały ich bojowe zapędy. Jednak zgiełk za ich plecami, tam od tej części obozu najbliższej do piramid wskazywał, że walka tam wciąż trwa.


---



Mecha 75


Unikanie ataków rojów (ZRĘ +30)


Carsten 55+30=85; rzut: https://orokos.com/roll/958491 67; 85-67=18 > ma.suk = unika ataków

Esteban 30+30=60; rzut: https://orokos.com/roll/958492 87; 60-87=27 > ma.por = ukąszenie; -2 ŻYW

Barbette 30+30=60; rzut: https://orokos.com/roll/958493 60; 60-60=0 > remis = ukąszenie; -0 ŻYW

Zoja 45+30=75; rzut: https://orokos.com/roll/958494 39; 75-39=36 > śr.suk = unika ataków

Majo 45+30=75; rzut: https://orokos.com/roll/958495 39; 75-39=36 > śr.suk = unika ataków


---



Bertrand; wschodnia grupa


Bretończyk poprowadził swoją grupę w kierunku objętego chaosem obozu. I dymem! Jak weszli pomiędzy namioty okazało się, że to ciury obozowe, żołnierze i marynarze i kto wie kto jeszcze, rozpalają ogniska, wylewają olej z bukłaków i chyba starają się ogniem odstraszyć ten najazd rojów stworzeń z dżungli. Tworzyli przy tym jednak zapory z ognia przez jakie i ludziom było trudno przebyć. A dym oślepiał szczypiąc w oczy i wdzierając się w płuca. Ten cały chaos, dym, krzyki no i namioty wyższe od człowieka przeszkadzały w orientacji co tu się dzieje i kto jest kto i gdzie. Wcale nie było łatwo znaleźć głównodowodzącego. Zanim to się stało jakiś wąż użarł Bertranda w łydkę, Togo jakaś osa użądliła w ramię a marynarze Lany rozproszyli się w wąską linię slalomując pomiędzy ogniskami i namiotami. Sądząc po ich krzykach też nie poszło im tak całkiem bezproblemowo. Jak porucznik Lana przeliczyła ich gdy stanęli przed konnym kapitanem okazało się, że czterech brakuje. Albo się zgubili w tym dymie albo przydarzyło im się coś gorszego.

W końcu jednak stanęli przed kapitanem de Rivera. Brodacz miał nieco kłopotów z opanowaniem wierzchowca. Zresztą widoczni niedaleko konni konkwiskadorzy podobnie. Zarówno bliskość ognia, dymu jak i te zjadliwe, małe stworzenia z dżungli peszyła te dumne i silne wierzchowce i jeźdźcy musieli się wysilić aby nad nimi zapanować.

- Aha! Bertrandzie! Jak się mają sprawy na wschodnim skrzydle? Gdzie trzeci pluton? - zawołał kapitan robiąć prawie obrót w okół osi konia który chciał zapewne wydostać się z tej ognistej i zadymionej pułapki. Niedaleko kusznicy prowadzili ogień w kierunku czoła obozu gdzie pikinierzy uparcie odpierali ataki jaszczurów. Tym razem tych pełnowymiarowych a nie te małe i zwinne skinki.

Bretończyk właśnie mówił co tam się dzieje i dlaczego nie ma z nimi plutonu porucznik Casty gdy nadbiegł jakiś goniec.

- Kapitanie! Przebili się! Zaraz tu będą! - krzyknął zdyszany pokazując dłonią gdzieś przed siebie. A tam faktycznie tumult zrobił się straszny. I widać było jak linia obrońców pękła a przez nią wbija się do wnętrza klin pancernej, gadziej rasy.

- Kusznicy! Strzelać w nich! Bertrandzie! Proszę wziąć swoich ludzi i zalepić tą wyrwę! Natychmiast zanim się rozleją! - kapitan de Rivera zareagował błyskawicznie. Miał o tyle dobrze, że oddział kuszników był prawie tuż obok więc ich dowódca go usłyszał i natychmiast kazał obrać swoim ludziom nowy cel. Lekkie kusze strzelając na wprost miały ogromną siłę przebicia ale czy by wystarczyła na tą gadzią rasę nie było wiadomo. Do tej pory mieli do czynienia ze skinkami w różnych postaciach i starciach ale z tymi większymi gadami jeszcze nie walczyli.

- Formować szereg! - porucznik Lana krzyknęła do swoich marynarzy. Ci z pistoletami i kordelasami w dłoniach sprawnie ustawili się w linię gotowi przyjść na odsiecz swoim kolegom walczącym w pierwszej, mocno się już chwiejącej linii.


---



Mecha 75


Unikanie ataków rojów (ZRĘ +10)


Bertrand 45+10=55; rzut: https://orokos.com/roll/958488 86; 55-86=-31 > śr.por = ukąszenie; -3 ŻYW

Togo 40+10=50; rzut: https://orokos.com/roll/958489 70; 50-70=-20 > ma.por = ukąsznie -2 ŻYW

Lana i marines 40+10=50; rzut: https://orokos.com/roll/958490 > łącznie -23 ŻYW = 13-1=12/13 marines
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline