Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2022, 21:33   #173
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Insubmersible, Lazurowe Wybrzeże
24 sierpnia 2595


Wieczór pod klifem zaczął powoli nabierać nierealistycznych kształtów, rozjeżdżając się psychodelicznie. Płomienie robiły tu swoje - Jehan, daleki od realnej uległości w szeroko pojętych sferach życiowych, mimo wszystko przejawiał czasami tendencje do ulegania własnym impulsom, a gdy ukochany przez niego morderczy żywioł lizał tyłek Rentona, koncentracja przychodziła mu z jeszcze większym trudem. Gdy sierżant, po skoku godnym najświetniejszych akrobatów i wbrew wszelkim przeciwnościom losu, uparcie wspinał się dalej, ku krawędzi klifu, Baudelaire mocniej jeszcze zacisnął palce na łokciu Concombre'a. Kapitan Niezatapialnej, równie pochłonięty widowiskiem, zdawał się tego nie zauważać.

"Nikt mi w to nie uwierzy," zaśmiał się w duchu.

Kolejne wystrzały od strony urwiska i najsilniejszy ze wszystkich impulsów targnął młodym Bordenoirem. Instynkt przetrwania wygłuszał wszystko, rządził niepodzielnie dzięki głęboko zakorzenionym przez ewolucję odruchom. Jehan otrzeźwiał, wyrywając się z transu i skupiając uwagę z powrotem na pokładzie, kryjąc się skulony za sterówką.

Choć fasada klifu była podświetlona pożogą niczym pałac Veracqa światłami, strzelec dalej pozostawał nieuchwytnym i, co gorsza, niewidzialnym aniołem śmierci. Jehan zerknął w tamtą stronę, przeczesał krawędź wzrokiem, ale nie dostrzegł czegokolwiek nowego. Zero zaskoczenia, pod tym kątem ciężko było o inny wynik.

- Jest cały czas za krawędzią urwiska! - Wilder strzelał dalej. - Nie wystawiajcie się na cel!

"To na chuj strzelasz," Baudelaire sarknął w myślach. "Tylko marnujesz naboje."

Zezując zza swojej osłony, nad relingiem, Jehan widział jak Renton-pająk już jest coraz bliżej krawędzi i pojął, że nawet gdy już tam dotrze i wciągnie swoją sylwetkę na stały grunt, będzie łatwym celem do odstrzału. O ile nie odczeka aż strzelec zacznie przeładowywać broń, lub ten nie przywita go jeszcze przed wejściem na klif, gdy tylko palce sierżanta zacisną się na krawędzi. Jakby nie było, szanse na to, że anioł śmierci wyłoni się ze swojej kryjówki i może go dostrzegą, właśnie wzrastały. Jehan zaklął szpetnie pod nosem.

Łuk na tej odległości sprawdziłby się równie dobrze co wiosło, a rakietnica w dłoni była pusta i nie zaprojektowana jako narzędzie do wyrządzania bliźniemu krzywd. Baudelaire spojrzał na ciało Blancheta.

- Tak! - Wysyczał tryumfalnie.

Deski zadudniły, gdy chłopak, wcisnąwszy bezużyteczną rakietnicę w kieszeń płaszcza, prędko przeczołgał się w tamtą stronę, nie krzywiąc się choćby na chwilę, gdy palce odnalazły rosnącą dalej kałużę krwi z roztrzaskanej czaszki. Jehan wyrwał rewolwer z kabury przy pasie, przelotnie tylko spoglądając na martwą twarz, przemodelowaną niemalże nie do poznania, gdyby nie te złote loki. Baudelaire westchnął, wolną dłonią zamykając oczy żołnierza.

- Szkoda.

Tyle starczyło za epitafium, przynajmniej na tą chwilę. Jehan przemknął wzdłuż sterówki na ugiętych nogach i z pochylonym grzbietem, dopadając burty już na czworaka. Znowu zerknął nad relingiem, marszcząc brwi, skonfundowany nagłym, dziwnym (no, jeszcze dziwniejszym) zachowaniem Rentona. Co on tam gmer... Zielone spojrzenie rozszerzyło się, gdy okrągła plama poleciała w górę, łagodnym lobem za krawędź klifu. Zrozumienie przyszło prędko i Jehan odruchowo zasłonił uszy dłońmi.

- O kurwa!
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 25-10-2022 o 23:31.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem