Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2022, 13:37   #92
Coolfon
 
Coolfon's Avatar
 
Reputacja: 1 Coolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputacjęCoolfon ma wspaniałą reputację
Post wstawiony za Mi Raaza

Rozmowa w taksówce (John, Alessandra)

John sięgnął po słuchawkę. Przycisnął ją mocno palcem, a wybieranie głosowe w uchu zadźwięczało.
- Zadzwoń Alexa.
Trzymany w dłoniach smartfon zaczął wybierać numer do Alessandry de Gast.

Usłyszał przeciągły sygnał oczekiwania, po nim przyszedł jeszcze jeden i kolejny. Gdy już zaczął tracić nadzieję po drugiej stronie rozległ się kobiecy głos.
- Witaj piękny. Czy to ważne? - szybkie pytanie wypowiedziane lekko zniecierpliwionym tonem, ale bez irytacji. W tle słyszał stukot obcasów i echo, jakby Torreador znajdowała się wielkim, pustym pomieszczeniu.

- Jak dotąd dzwoniłem do ciebie z pierdołami? Nie, to ważne. - Zreflektował się. Nie chciał usłyszeć odpowiedzi na zadane pytanie, nie chciał też tracić czasu na konwenanse.
- Kojarzysz temat, który rzuciłem na niedzielnym spotkaniu? Zacząłem działać w tym kierunku. Jeśli podasz mi maila, to podeślę ci propozycje. Są dwa ale…- John zamilkł dając kobiecie chwilę na pokojarzenie wszystkich faktów. Jak choćby tego, że ktoś mógł słyszeć to co mówił, bo używał wielu ogólników.

- Kochanie… jakże mogłabym zapomnieć nasze ostatnie spotkanie u babci na obiedzie? - po drugiej stronie Alessandra zaśmiała się dźwięcznie, a w jej głos wplotły się filuterne nuty - Widok twojego uśmiechu to coś, co nie jest nam dane na co dzień, tym bardziej warto trzymać tak słodkie wspomnienia w pamięci. Prześlę ci maila, ty mi daj numer konta. Mogę być zajęta i nie odbierać, ale dam twój numer mojemu człowiekowi od ogarniania. Czy to rozwiązuje jeden problem? Liczę, że nie wybrałeś czegoś przed czym wstyd będzie się nawet zatrzymać.

- No właśnie. Druga kwestia to twoje dziewczyny. Albo choć jedna rozgarnięta. Ktoś musi jechać na spotkanie w tym tygodniu. Obejrzeć wszystko na miejscu. A wiesz, tam najlepiej spotykać się między ósmą a szesnastą. Ja tak jakby nie mogę się wyrwać w tych godzinach. Jeżeli prześlę szczegóły, to użyczysz mi jedną do pomocy? Może być jedna z tych z the Hell. -
Alessandra mogła dojść do wniosku, że Brytyjczykowi jest głupio. Tak przynajmniej brzmiał jego ton głosu.

- Nie - padła szybka i konkretna odpowiedź, stuk obcasów nasilił się ale zniknął pogłos. Zamiast niego teraz rozlegał się szum wiatru i odgłosy samochodów w oddali. Gdzieś szczekał pies, dalej wyła syrena karetki.
- Fifine jest śliczną ptaszyną, ale nie nada się do tego. Jewel zostaje ze mną, ktoś musi mi nosić torebkę - powiedziała zamyślona, lecz owo zamyślenie nie trwało długo. - Podeślę Nadine, na co dzień zajmuje się moim domem, rachunkami i sprawami z tym związanymi. Zna standardy, nie da sobie wcisnąć chłamu, a jak będzie trzeba zje agenta żywcem. Dam ci jej numer, wyślesz jej czas i miejsce spotkania. Tylko błagam skarbie, nie na ostatnią chwilę. Z Paryża trochę się tam leci, więc tak ze trzy godziny wcześniej co najmniej.

- Ustawię spotkanie na czwartek. Mogę powołać się na ciebie, czy chcesz w transakcji być stroną incognito? Mam dobre biuro radców prawnych, którzy mogą to załatwić -
powiedział John już znacznie spokojniej.

- Nie mam nic do ukrycia - zaśmiała się perliście przez słuchawkę - Możecie działać w moim imieniu, nie ma problemu. Przecież i tak nie będę mieszkać w… tym obskurnym… czymś - prawie mógł zobaczyć jak się wzdrygnęła po drugiej stronie.
- Zdaję się na ciebie kochanie, ja nie mam głowy do cyferek. Jeśli będziesz czegoś potrzebował to napisz, chociaż nie obiecuję, że odpiszę dziś. Mam ważne spotkanie. W razie czego kontaktuj się z moimi ptaszynami, przekażę im wszystko. Potrzebujesz pomocy z przejazdem? I tak biorę helikopter, dodatkowe miejsca się znajdą - zrobiła krótką przerwę nim dodała rozbawiona - Ze dwa na pewno.

- Helikopter?
- powiedział nie dowierzając. Przez chwilę cisza panowała po stronie Brujah. Analizował to. Cisza nie była mocną stroną Alessy. Ale może to dobrze? W końcu miała zrobić szum.

- Wiesz, nie… ogarnę sobie przewiezienie walizki. Ale jesteśmy w kontakcie. Dziękuję.

Przy ostatnim słowie głos Brytyjczyka zabrzmiał co najmniej dziwnie. To słowo często nie przechodziło przez jego usta.

- Oh John… też cię kocham - w słuchawce rozległo się ciepłe, niskie mruczenie - Jesteśmy w kontakcie, dobrej nocy mój słodki.


****
Rosyjska rzeźnia (John, Siergiej)

John siedział wpatrując się w telefon.
- Siergiej, nie złamię telefon z tego laptopa. To nie jest takie hop siup. Musiałbym go zabrać do siebie.
Brujah chwilę postukał palcami w torbę ze swoim laptopem. Rzadko było widać u niego emocje i coś podpowiadało mu, że to efekt uboczny picia krwi Tremere. W każdym razie czuł, że się denerwuje zaistniałą sytuacją. Po chwili kontynuował:
- Powiedz mi proszę Siergieju Iwanie Iwanowiczu, jak chciałbyś pomóc swoim przyjaciołom? Bo chciałbym, żebyśmy mieli jasność. Chcesz, żeby mogli oni więcej czasu spędzać z bratem? Na OIOMie na przykład? Czy może mam znaleźć kogoś podobnego do mnie, kto przyzna się do tego? Albo raczej nie będzie w stanie zaprzeczyć, że to nie on?

- Ah ta junacka fantazja.
- zaśmiał się bez wesołości starszy już wiekiem Rosjanin. - John mój drogi. Jakbym potrzebował im spuścić łomot nie potrzebowałbym do tego ciebie. Ani byśmy teraz o tym nie rozmawiali. I nie nazywałbym ich swoimi przyjaciółmi. - wyjaśnił jowialnie szef grupy tambowskiej kręcąc głową, że pierwsze propozycje informatyka kompletnie go nie interesowały.

- Za to dobrze by było spełnić ich prośbę. Sam rozumiesz. Kiepsko by wyglądało jakby wyszło, że Siergiej im nie chciał czy nie umiał pomóc gdy do niego przyszli po pomoc. To psuje interesy. I wizerunek. No a prosili mnie aby odnaleźć i ukarać sprawców tego napadu i całej reszty tarapatów w jakie ich wpędziła ta parka. I wydajesz mi się odpowiednim człowiekiem do tego zadania. Zwłaszcza, że jak mówisz wkrótce masz wyjechać na nie wiadomo jak długo. Znalazłbyś czas aby zająć się tą sprawą? - Rosjanin przedstawił swoje oczekiwania jakie ma co do tej sprawy. Widocznie chciał jakoś załagodzić to wszystko i ugłaskać tamtych o jakich mówił.

- No dobra, ale musisz mi jasno powiedzieć jakie masz oczekiwania. Mam iść ich przeprosić? Pokajać się? Wiesz dobrze, że ja sprałem typa. Dziewczyna nie ma z tym nic wspólnego - ledwo słowa opuściły usta Brytyjczyka ten już ich pożałował. John zacisnął mocno szczęki.
- Na telefon będę potrzebować ze dwa dni. Addytywne blokady logowania praktycznie uniemożliwiają Brute Force - próbował szybko zmienić temat i uniósł telefon jakby chciał na nim skupić całą uwagę swojego rozmówcy.
Bestia w krwi Brujah zdawała się sugerować, że gdy Siergiej zacznie drążyć temat Margoux to trzeba go będzie rozszarpać.

- Zwisa mi kto nie ma z tym nic wspólnego John. Sam widzisz filmik. Ile jest na nim osób? A to jest filmik od nich. Też go widzieli. Więc potrzebne są dwie osoby John. Dryblas i brunetka. Trzeba im ich dostarczyć. Oni pewnie spuszczą im lekcję pokory i nauczki. I wszyscy rozejdą się w pokoju i pełni bratniej miłości. Oni będą mieli satysfakcję. A ja będę miał z nich zadowolonych klientów. No a ty posprzątasz coś co popsułeś. - gospodarz siedział za swoim biurkiem, ze złożonymi dłońmi i spokojnie tłumaczył jak to sobie wyobraża załatwienie tej sprawy.

- A jeśli okaże się, że dryblas i brunetka będą stawiać opór? - brew Johna poszła w górę. - A potem znikną z miasta? To wystarczy? Bo zakładam, że nie dasz im swoich ludzi, tylko podeślesz adres. Czy raczej namnoży ci to problemów? Bo wiesz… mnie w sobotę tu nie będzie, ale ty zostajesz. Nie chcę, żeby wylało się na ciebie moje szambo.
John patrzył z uwagą na Siergieja. Nie chciał wyrzucać mu wprost w twarz tego, że przecież namiar na BMW nie wziął się znikąd. Czuł, że stary gangster w coś gra, ale jeszcze nie był pewny w co. Za to szanował starego Siergieja. Nie było przypadkiem, że ten Rosjanin zaczynał od przerzucania trefnego towaru w porcie w Petersburgu, a dziś był jednym z najbardziej wpływowych Rosjan w Paryżu.

- Gdyby dryblas i brunetka stawiali opór… - gospodarz przeżuwał chwilę te słowa jakby obracał je w swojej głowie i próbował dopasować ten puzzel do pozostałych elementów układanki jaką widział tylko on.

- Tak. To by mi pasowało. Jakbym im podesłał adres jakiegoś mieszkania czy lokalu gdzie mogliby natrafić na tą dwójkę i sami wymierzyć sprawiedliwość to tak. Pasowałoby mi to. W końcu spełniłem ich prośbę aby ich odnaleźć i nawet sami mogliby dalej postąpić wedle uznania. No i właśnie dlatego, że wyjeżdżasz trzeba to załatwić szybko. Powiedzmy jutro. Jaki adres mam im podać? - pokiwał znowu głową i tak, widocznie dopasował ten puzzel na tyle, że wyraził zgodę na taki scenariusz.

- Pojutrze jeżeli zależy ci na telefonie. Nie rozdwoję się. Nie ogarnę tych dwóch rzeczy w tym samym czasie. Podeślę ci adres pojutrze wieczorem. I jakieś zdjęcia tej parki, żebyś mógł wysłać swoim przyjaciołom. A jeżeli już przyjdą, to raczej nie chcesz ich słać do piachu, co? - Brujah dopytywał. Nie był w stanie zorganizować mieszkania na kolejną noc, a musiał wywieźć swój sprzęt.

- A na choj mi ten telefon? - prychnął rozbawiony gospodarz. - Przynieśli mi go to pewnie i tak mają oryginał z fury. Oni chcą dorwać tą dwójkę. Aby im się odwdzięczyć za kolegę. A ja chcę im zrobić tą przysługę i dać im tą dwójkę. To robota na jeden wieczór. A ty chyba lubisz takie roboty nie? Widzisz? Nie będziesz musiał dzwonić i szukać. Sami do ciebie przyjdą. Nie musisz dziękować. Potraktuj to jak przysługę dla dobrego znajomego. - pokręcił głową na znak, że właśnie takie rozwiązanie by mu pasowało. I nie uważa, że to John mu robi przysługę tylko raczej na odwrót.

- Jutro, koło 23:00 podeślę ci adres. Będę czekać. Jeżeli będzie ich więcej niż sześciu, to może czasem któryś zginąć. Potknie się o własne nogi czy coś. Powiedz mi jeszcze… to raczej hołota, czy poważni gracze? Spodziewać się klamek, czy z nożami przyjdą? - John niby lekko dopytywał, ale musiał wiedzieć jak daleko powinien trzymać Margaux od swojego mieszkania kolejnej nocy.

- Nie zaglądałem im do lodówki. Ale sam wiesz co się bierze aby kogoś nauczyć moresu. Buźkę pewnie będą mieli czym ci obić. Klamki też mogą mieć no ale zgaduję, że rozwalenie ci łba zaraz na wejściu niezbyt by ich usatysfakcjonowało. Więc może nie zaczną od tego. Ale obiecać ci nie mogę. Sam wiesz jak to wygląda jak polecą pierwsze zęby na podłogę. - gospodarz rozłożył ręce tonem jowialnego, rosyjskiego wujaszka zdradzając jak szacuje sytuację. No ale nie chciał niczego obiecać skoro w tej układance nic nie zależało od niego.

- Wolałbym bez trupów John. Problem z trupami jest taki, że strasznie brudzą. I potem najczęściej niczego nie rozwiązują tylko powodują dodatkowe komplikacje. A tak, jak pójdą sami, dostaną łomot to wszyscy będą zadowoleni. Nie będą mogli mówić, że Sierigej im nie pomógł. A jak skaszanią sprawę no to już będą mogli mieć pretensje tylko do siebie. To by pewnie zakończyło sprawę. No ale jak będą trupy no to może się zacząć syfić. Wolałbym bez. No ale wiadomo jak to bywa jak się zacznie kipisz. - Siergiej widocznie zdążył już to sobie poukładać jak to by było w optymalnym wariancie. I tak to właśnie przedstawił. Chociaż brał pod uwagę element chaosu jakiego nigdy nie sposób było przewidzieć. John jednak zdawał sobie sprawę, że z trupów nie będzie zadowolony chociaż pewnie za to głowy mu nie urwie.

Brujah układał to w głowie. Sam też nie lubił trupów. Chodź sam był jednym z nich. Tak czy inaczej Siergiej grał w grę o zerowej puli, a obstawione pola powodowały, że nie mógł przegrać. Co stawiało go w nieporównywalnie lepszej sytuacji niż Johna. Black wstał.

- Jutro, 23:00. Sms z adresem i kilka zdjęć. Z trefnego numeru, bo nie chcę palić swojego. Za wiele osób go ma. I bez trupów, co by mi wartość mieszkania nie spadła za bardzo.

John był świadom jeszcze jednej rzeczy. W temacie pobicia i mafijnych porachunków nie specjalnie ktoś będzie szukał Carla Saberhagena, który podpisał umowę najmu. Ale jak padną trupy w mieszkaniu to gliny przetrząsną wszystkie ślady jego maski. Za dużo miał do stracenia.

John wyciągnął rękę w geście pożegnania.
- Ivan, mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

- Jasne John. Do następnego. A tych gości nie mogę ci obiecać kiedy się u ciebie zjawią. Sam rozumiesz, że tylko przekazuję informację.
- uścisnął dłoń słowiańskim zwyczajem, tak całkiem innym niż w Anglii po czym jednak uprzedził, że sam niejako stoi na uboczu tej gry. A dwie strony będą na siebie miały o wiele bardziej bezpośredni wpływ niż on sam.

John w myślach podziękował za to, że Siergiej nie znał jego adresu. Coś mu mówiło, że gdyby Rosjanin miał w tym interes, to wystawiłby go bez tej rozmowy prosto na talerzu swoim “przyjaciołom”. Poprawił marynarkę po uścisku i ruszył załatwiać kolejne kwestie przeprowadzkowe.

****

Anarchie (John i Margo)

Klub antysystemowców mieszczący siedzibę primogena klanu Brujah nie zmienił się wcale od ich ostatniej wizyty. Wciąż stał na swoim miejscu, ciągle plamy moczu i krwi zdobiły te same fragmenty tynku przy rogach, a nawet miało się wrażenie że się powiększają. Dookoła snuli się ludzie w skórzanych kurtkach, ale teraz brakowało ich tłumnej ilości… i nikt nie rzygał przy krawężniku. Uprzątnięto również szkło z rozbitych butelek, nigdzie nie turlała się żadna rozbita głowa.

Zmianą za to był z pewnością humor Tremere, która całą trasę z dawnego do domu pod główne wejście Anarchie siedziała skulona na fotelu słuchając piosenek puszczanych z radia. Max chyba wczuł się na swój sposób, bo w końcu podłączył przez Bluetooth swój telefon i odpalił Spotify, więc nie musieli już słuchać o tym aby ograniczyć jedzenie mięsa dla dobra planety, albo aby pamiętać o tolerancji i zabezpieczaniu bo niby nic się nie dzieje, niby XXI wiek ma się dobrze, a stare problemy wciąż pozostawały miejską plagą.

Słuchali więc samych najlepszych hitów drugiej połowy i końcówki XX. wieku, gdy muzyka potrafiła jeszcze łapać za duszę tekstem, a melodie osiadały warstwowo w głowie, póki nie zaczynało się samemu nucić.

Wysiadła dopiero gdy na chodniku obok klubu stanęła nieoznakowana biała Skoda, a ze środka wyszedł John. Wtedy popatrzyła na Maxa, kiwnęli sobie krótko głowami i na pożegnanie poklepano detektyw po ramieniu.
Z kapturem naciągniętym na głowę i rękami wbitymi w kieszenie skórzanej kurtki przeszła parę metrów nim nie stanęła przed Brujah. Obejrzała go dokładnie czy jednak się udało i puszczony samopas nie wrócił z ponownie wyrwaną żuchwą… na szczęście nie.
Odetchnęła przez nos, a potem bez słowa oparła się czołem o jego pierś i trwali tak chwilę, nim pod ramię nie ruszyli do środka.

John zagryzł zęby widząc kobietę w kapturze. Zaklął pod nosem. Był ubrany tak jak lubił. Materiałowe spodnie, sportowa marynarka. Koszulka pod nią. Zupełnie nie pasował do klubu w którym się umówili. Wypadło mu to z głowy. Starzał się? Myślał o czymś innym? Teraz było to bez znaczenia. Nie pójdzie się przebrać. Tyle, że z dystansu śmierdział jakimś tajniakiem czy innym niegodnym zaufania typem.
- Miejmy to szybko z głowy.

- Mhm
- skwitowała krótko. Bez sardonicznego tonu, ani dowcipów lotów równie niskich co wykres ich EKG. Była cicha, zgaszona i dziwnie szara. Wydawała się też nie spostrzegać niestosowności ubioru Blacka, choć jego samego ściskała mocno za rękę kiedy przekroczyli próg.

Przy bramkarzu John pochylił się tylko i powiedział:
- My do Hetmana.

****
Anarchie (John, Margoux, Filozof)


Trafić do Nory nie było trudno jak już się tam bywało. Tremere była tam wcześniej raz no ale mniej więcej kojarzyła drogę przez te korytarze, sale i schody zaplecza klubowego. Ochroniarze jacy stali tam przed wejściem wpuścili ich bez większych ceregieli. Mimo, że tym razem nie szli Z Filozofem. W końcu było te parę ostatnich schodków do byłej kotłowni i ostatnie drzwi. A za nimi grupka Brujah. Trochę w punkowych klimatach, trochę gockich. Ale wśród nich był też Filozof.

- No cześć. Stęskniliście się? Czy macie coś do załatwienia? - zapytał z pogodnym, lekko kpiącym uśmieszkiem gdy weszli do środka. Niektórzy też się roześmiali cicho ale większość zerkała na nich z zaciekawieniem. Ale nie odzywali się skoro numer dwa w ich klanie przejął pałeczkę rozmowy.

Tremere powoli nabrała powietrza biorąc się też w garść. Przyszli w interesach, nie wypadało rozlewać dookoła wiadrami żadnej melancholii.
Z trudem, ale uśmiechnęła się zębato.
- To zależy czy się ucieszyłeś na nasz widok czy ci serce stanęło - parsknęła patrząc na niego spod kaptura - Trafione prosto w prawą komorę nadmiarem żenady. To jak, tylko my się cieszymy widząc cię znowu, czy jednak coś z tego będzie na dłużej niż jedna flaszka z winem?

- W interesach jesteśmy. Wyjeżdżamy i jest trochę sprzętu do przerzucenia
- wtrącił się John, który nagle zaczął odczuwać presję czasu.

- Do Brukseli? No tak, pewnie tak. A co macie do przerzucenia? Ile tego? - Filozof jakoś nie wydawał się zaskoczony tymi wieściami. Pokiwał swoimi dredami i popatrzył na nich z filozoficznym uśmiechem.

- Komputery, dyski twarde, elektronika. Ważne, żeby mi to nie zamokło. Będą ze cztery szafy. Towar musi wyjechać jutrzejszej nocy, ale odbiór w Brukseli pewnie nie będzie możliwy do niedzieli - John się zawahał na moment i dodał: - Skąd wiesz, że do Brukseli?

Tremere parsknęła pod nosem, zdejmując wreszcie kaptur pod którym uśmiechała się krzywo gdy patrzyła na Johna.
- Patrzcie go… cztery szafy. A niby to ja jestem babą i powinnam mieć problem z ekonomicznym pakowaniem - wzruszyła ramionami, a potem spojrzała na Filozofa - Hetman musiał wrócić już, co nie? Z dwojga złego dobrze że nam łamie serca a nie kręgosłupy tym nie pojawieniem się. Szkoda, miałam nadzieję na osobiste podziękowanie mu za zaproszenie na ostatni koncert. Było zajebiście, zresztą wiesz najlepiej. Są na waszej stronie filmiki.

- Wrócił, wrócił. Jest w garażu. Trenuje nowych. Wiesz, same punkowe rzeczy. Chlanie z gwinta, jazdę na motorze, rozwalanie frajerów, robienie włamów i tak dalej. Mamy dwójkę nowych. No cóż… Muszą się jeszcze sporo nauczyć. No i właśnie Hetman ich tam jedzie. Chcesz to możemy tam pójść.
- Filozof uśmiechnął się do Tremere i wskazał gdzieś w zdawałoby się losowo wybraną ścianę. Więc pewnie nie chodziło mu tak dosłownie, że zaraz za ścianą. A John kojarzył, że po sąsiedzku jest magazyn używany przez Czarną Sotnię do trzymania motocykli, spotkań, czasem imprez i innych takich przygód ze skórzanym kurtkami w roli głównej.

- A, że do Brukseli? Myślałem, że wszyscy wiedzą. Jedziecie jako nowi prymusi rozgłaszać cześć i chwałę naszej paryskiej koterii. Uczyć się robić biznesy i takie tam. Taki wykształciuch jak John to by pewnie tam pasował jak ulał. My to zwykłe, proste chłopaki jesteśmy. Chociaż Nicole to też taka swojska dziewczyna była. A też ją wysłali. - dredziarz wydawał się nie tracić dobrego humoru i lekkiego tonu. Pozostali pokiwali głowami gdy na nich spojrzał.

- I cztery szafy John mówisz. - zwrócił się do Brujah który kompletnie nie wyglądał jak reszta z nich i pasował tu jak pięść do nosa. - No na jutro da się zrobić. Daj adres gdzie podjechać. Kompy tak? Dobra chyba będziemy coś mieć na tą okazję. Tylko co twoim zdaniem mamy z nimi robić do niedzieli? Do Brukseli to się jedzie pół nocy a nie parę dni. - zapytał wyłapując tą niedogodność w przerzucie sprzętu.

- Nie mam jeszcze mety w Brukseli. Się organizuje. Może jakiś magazyn wynajmę tam jak to problem. Chociaż jestem pewny, że macie swoje - bezpieczne - miejscówki. - Odpowiedział John, który faktycznie nie miał jeszcze rozwiązania tego problemu.

- Da się to zrobić online. Kontenery albo magazyny szeregowe na kod. - Ryan oparła się łokciem o ramię Blacka i użyła go trochę jako murku aby stanąć nonszalancko z jedną nogą opartą na czubku ciężkiego buta. - W razie gdyby wam tu parę skrzynek przeszkadzało w antysystemowym darciu mordy, szkoleniu w rozróbach i rzucaniu w policję kamieniami. Kody są uniwersalne, prześlemy smsem czy czym tam się kontaktujecie - łypała wesoło na przemian to na Johna, to na Filozofa i na tym ostatnim skończyła - A w ogóle to gdzie się składa reklamacje? Naprawdę trafiłam chyba do złego klanu. Nie żebym miała do Josette cokolwiek negatywnego bo ma jaja i łeb na karku… ale i tak - przewróciła oczami na pokaz.

- A co do tych młodych - zagadnął jeszcze John - jutro nie chcieliby potrenować? Zapowiada się rozróba. Z jakimiś “przyjaciółmi Ruskich” - Black nie zapomniał użyć słowa klucza, które nie umknęłoby Hetmanowi.

- No może… Ale to trzeba by pogadać z nimi z Hetmanem. - Filozof jeszcze raz wskazał w stronę garażu. - A to jak nie masz gotowej dziupli to zrobimy po naszemu. Zawieziemy ten sprzęt i potem dostaniesz adres skąd go odebrać. Jak już tam w końcu przyjedziesz to już go sobie przewieziesz gdzie tam wolisz. - machnął ręką na takie komplikacje gdy widocznie miał swój sposób aby przewieźć paczkę z miasta do miasta.

- A ty, no tak. Pasowałabyś do nas. I nie chodzisz w golfie i marynarce jak pewien pan sztywniak. - do Margaux zwrócił się ciut cieplejszym tonem niż przed chwilą do Johna. I nie zapomniał mu wypomnieć, jak bardzo się alienuje od reszty klanu.

John z poważną miną pokazał Filozofowi wyprostowany środkowy palec.

- Nie chodzę bo i tak mi cycki widać - Margaux zaśmiała się krótko a potem poklepała swojego Brujah po piersi zostawiając tam rękę - Weź mi nie psuj wieczoru, daj się nagapić skoro Jean już nie marnował czasu na chowanie się między serwerami… faceci - znów przewróciła wesoło oczami patrząc na Brujah z dredami - Coś musi być sztywne, inaczej nie ma zabawy.

- Chodźmy do Hetmana. A ta Nicole
- John podjął temat, który zdawał się prześlizgnąć gdzieś obok transportu komputerów - to czemu ona nie wróciła?

- Pewnie jej tam dobrze.
- wzruszył ramionami Brujah z dredami wstając ze swojego miejsca i przejmując rolę przewodnika. Wyszli tak jak weszli tylko skręcili gdzieś w inne schody.

- No a z tymi cyckami to tak, masz rację. Widać. I jeszcze lubisz jak coś jest sztywne do zabawy? No tak, zdecydowanie byś tutaj pasowała.
- zaśmiał się sennie i wydmuchał przed siebie chmurę z palonego zielska. Wyszli na zewnątrz i ruszyli alejką ciemnego klubu. Wydawał się być wyluzowany i zadowolony z siebie i całej tej sytuacji.

Idąc alejką Margaux wyłapała, że na zewnątrz też są kamery CCVT. I skierowane na wejście jakim wyszli i na narożnikach. Gdyby tutaj wtedy wyszli z kimś się prać to też zostaliby nagrani przynajmniej przez ten system bezpieczeństwa. O ile rozróba nie pociągnęłaby za nimi resztę przypadkowych gapiów z telefonami.

Przeszli przez ulicę do czegoś co wyglądało jak kolejny magazyn albo hurtownia. Chociaż ze środka dobiegały wytłumione przez ściany krzyki i dźwięki jeżdżących motorów. Filozof po prostu wszedł do środka. Potem było coś na kształt recepcji tylko zamiast ładnej recepcjonistki co by mogła być żywą reklamą firmy siedziało dwóch gangerów w wyćwiekowanych skórach. Przywitali się krótko z Filozofem jak ze swojakiem a on z nimi także. Na pozostałą dwójkę zerknęli ciekawie i skinęli im głowami. Ich przewodnik jednak nie zatrzymał się tylko szedł dalej. Jeszcze korytarz czy dwa i weszli do wnętrza dawnego magazynu. Który teraz właściwie w większości był pusty. I na tyle duży, że spokojnie dało się jeździć motocyklem. Co wyraźnie świadczyły liczne, stare ślady palonej gumy na betonowej podłodze. I ślady opon samochodowych też tu były.

Poza tym jednak wyglądało to jak sceneria jakiegoś LARP-a o tematyce postapo. Beczki z roli płonących koksowników, jeżdżący motocykliści, skórzane kurtki, rozgrzane alkoholem i emocjami ciała w podkoszulkach, dudniąca echem muza z jakichś głośników. No i ludzie. Żywi czy nie trudno było ocenić jak tam szli. Na pewno bardzo ze sobą zgrani i zżyci. Niczym w jednym gangu.

- Tam mamy strzelnicę. Jeśli chcecie sobie postrzelać. - Filozof swobodnie machnął dłonią na jakiś zabudowany sektor przy ścianie. A zbliżali się coraz bardziej do gangsterskiej grupki. Już parę osób spojrzało ku nim ale większość dalej była zaabsorbowana sobą nawzajem. Dostrzegli też primogena Brujah i jego nieco wschodni akcent.

- Nie, nie, nie, w ogóle jak ty to trzymasz? Pokaż to. - wydawał się był zirytowany ale panował jeszcze nad sobą. Był w swojej pełnej ćwieków i naszywek kurtce i coś tłumaczył jakiemuś młodzieńcowi. Ten też był w skórzanej kurtce i wyglądał punkowo no ale już na pierwszy rzut oka widać było, że jest speszony, czuje się niepewnie i tą ogromną różnicę w doświadczeniu. I oddał właśnie łom Hetmanowi.

- Tak się to trzyma. Znaczy jak chcesz komuś przypieprzyć. A tak się tego używa. - tłumaczył pokazując jak się trzyma ten łom do walki. I nie powstrzymał się aby nie zaprezentować kilku sztuczek. W jego dłoniach to rzeczywiście wydawała się świetna broń do walki na krótki dystans.

- I możesz robić różne sztuczki. Choćby takie. - zaśmiał się chytrze i niespodziewanie cisnął łomem z taką siłą, że ten wbił się w pierś manekina jaki tam stał do ćwiczeń i wydawał się już być mocno sfatygowany.

- Hej Hetman! - Filozof krzyknął aby zwrócić uwagę Stephana. Ten spojrzał ku nim i pozdrowił ich skinieniem i uśmiechem.

- Dobra mykaj po łom i sam poćwicz. - powiedział do młodego wskazując kciukiem za siebie w kierunku manekina z przebitym żelazem trzewiami. Młody bez wahania pokiwał głową i szybko ruszył w tym kierunki. A primogen w przeciwną, ku trójce jaka przyszła.

- No siema! Fajnie, że wpadliście. Słyszałem, że jesteście gwiazdami internetu. Heh! I to tak jak trzeba a nie jak jakieś lamusy z jakimś gównianym gównem! - zaśmiał się wesoło jakby bardzo bawiła go ta myśl. No i podszedł na tyle blisko, że dało się już swobodnie rozmawiać.

- Siemasz Hetman. Ale dziś z ciebie promyczek
- detektyw uśmiechnęła się szeroko i zrobiła ruch do przodu aby przywitać się na wschodnią modłę. John miał masę plusów, ona była tu po to aby równoważyć minusy.
- Jak ogieniek na końcu spawarki… zbliżający się do twarzy - dodała wesoło - Dobrze że się znalazłeś sam, gdybyśmy ci przerwali balet pewnie nie byłbyś taki radosny, a tak się obędzie bez zgrzytów, na cholere one komu. Mamy sprawę, pewnie nawet tego głośno nie muszę mówić. Dasz nam czas na dwa szlugi? Na luzaku, nie będzie czego nagrywać tym razem, chociaż nudno raczej się nie zapowiada.

John tylko ścisnął mocno dłoń Hetmana, bez zbędnej bliskości.

- No pewnie. - Ukrainiec skinął beztrosko głową i we czwórkę przeszli kawałek oddalając się od większości hałaśliwej grupki. Odwrócił się na chwilę gdy rozległa się jakaś wrzawa i chyba tam dwóch zaczynało ze sobą pojedynek. Oczy primogena chwilę chciwie chłonęły ten widok i dźwięki ale odwrócił się w końcu do gości i spojrzał na nich zachęcająco.
- No? - zapytał krótką dając znać, że jak mają coś mówić to akurat jest okazja. Filozof zaś wyjął papierośnicę z jakimś wzorkiem i poczęstował towarzystwo szlugami. Kumpel nie omieszkał skorzystać jak i sam właściciel.

Tremere puściła Johnowi oczko i poruszyła brwiami dając znać aby zaczął. Sama poczęstowała się fajkiem sklejając się przynajmniej na moment.

John jako jedyny odmówił papierosa. Od dawna nie czuł ich smaku bez rumieńca życia, a zwyczajnie szkoda było mu krwi po to, żeby spalić szluga.

- Pewnie już wiesz, że Aurora wypierdziela nas do Brukseli? - zaczął Back. - Z Filozofem gadałem o przerzuceniu mojego złomu na miejsce. Nie będzie mnie pewnie parę lat. Czas pozamykać pewne otwarte interesy. Odcinam się od Siergieja.
John dał chwilę Hetmanowi i Filozofowi na przeanalizowanie tych słów.

- Aha. No parę lat mówisz. No długie te studia. Ale co poradzić? - Hetman chwilę trawił to pod swoim ciemnym irokezem, popatrzył pytająco na Filozofa a ten potwierdził słowa Anglika skinieniem głowy no i w końcu wzruszył ramionami, uśmiechnął się lekko i spokojnie przyjął słowa młodszego Brujah.

- Te graty to jutro John chce aby je odebrać. Tam potem je chłopaki już upchną w dziupli na miejscu. Damy Johnowi adres to jak będzie już na miejscu to je odbierze. - numer dwa w grupie Ukraińca streścił co wcześniej ustalili w Norze. Ten pokiwał głową na znak zgody.

- No to załatwione. - skinął primogen i popatrzył na Johna a potem na Margaux.

- Widzę sporo młodych. Nowych.
- Powiedział John. - Jutro na moją chatę szykuje się nalot. Paru zdaje się Ruskich przyjdzie zebrać łomot. Jakby ze dwóch młodych wpadło. Mam nadzieje, że raczej popatrzeć jak się sprawy załatwia. Ale wiesz… nigdy nie wiadomo co tam mają w zanadrzu. Chciałbym, żeby ktoś pilnował moich pleców.
Black zagryzł zęby. Była jeszcze klątwa Brujah. Coś o czym wszyscy tu zebrani poza Margoux wiedzieli.
- Wolałbym, żeby tam nikt nie zginął. Dlatego młodzi musieliby pilnować też mnie. A w najgorszym wypadku trzeba będzie ukryć zwłoki. Młodym mogłoby się to przydać.

Słysząc te rewelacje Ryan skrzywiła się wbijając pytające spojrzenie w Blacka.
John włożył całą swoją siłę woli, żeby nie zwracać na nią uwagi. Przynajmniej nie przed odpowiedzią Stephana.

- Aha. Nalot Ruskich na chatę? A co przeskrobałeś? I skąd wiesz, że będzie nalot? Takie rzeczy zwykle robi się z niespodzianki. To spokrewnieni? Ghule? Mortale? - Stephan nie tracił spokoju ducha. Pokiwał głową słysząc te nowe wieści. I zanim się zdecydował to chciał znać jeszcze parę detali.

- Mortale. Ivan wymyślił sobie to na przykrycie mojego… - John zawahał się i spojrzał na Margaux i wrócił wzrokiem do Hetmana - naszego żarcia. Dlatego czyszczę sprzęt, a potem wyślę mu adres chaty. Pewnie przyjdzie ze czterech. Tylu wchodzi do BMW. Głównie chodzi o to, żeby ich nie pozabijać. Dobra fucha dla nowych. Taka nie za wymagająca.

John wygiął kark i położył sobie na nim lewą dłoń.
- Jak nie mają czasu, czy nie chcesz, to spoko. To luźna propozycja na którą wpadłem gdy Filozof powiedział, że macie dwóch nowych.

Tremere prychnęła zirytowana, spoglądając głównie na swojego Brujah i zaczynała odczuwać silna potrzebę aby coś lub kogoś opluć. Czymś odpowiednio żrącym.
- Mortale? Dobrze mi idzie strzelanie do nich - uniosła jedną brew - Nie muszą być ciapaci aby zarobić kulkę. Z dziurami w kolanach dużo nie pokicają, ani się nie wykrwawią. - westchnęła, przenosząc wzrok na Stephana - Chyba że twoje chłopaki chcą treningu na czymś innym niż sfatygowana kukła.

Obaj liderzy klanu paryskich Brujah popatrzyli na siebie jakby naradzali się wzrokiem albo sprawdzali reakcję jeden drugiego na te słowa. W końcu Ukrainiec obojętnie wzruszył ramionami.

- Brzmi na prostą robotę. Trzech czy czterech spokrewnionych na czwórkę mortali? Bułka z masłem. - machnął ręką jakby wynik takiej walki uważał za tak trywialny, że nie warty rozważania. - Dobra dam ci naszą młodzież na jutro. Przyjadą po te twoje graty i zostaną na noc. Jedna noc ci chyba wystarczy co? - Hetman spojrzał tam na halę gdzie właśnie trwała jakaś młócka między dwoma półnagimi wojownikami szos. A i na motorze ktoś się ćwiczył w łańcuchu na jednej z licznych kukieł.

- No jakbyś dorwał Turnera to by było coś ciekawego. Też jest mocny w łapach. Właśnie gadaliśmy z Hetmanem kogo po niego wysłać aby przekazać mu wiadomość, że nie jest już tu mile widziany. No ale jak jesteś zajęty i wkrótce pożegnasz nas na dobre to szkoda twojej fatygi. - Filozof też raczej wydawał się sądzić, że jutrzejszy planowany kipisz obróci się przeciwko napastnikom. Bez efektu zaskoczenia i przewagi liczebnej wynik walki wydawał się być dla nich obu przesądzony.

- Jakiego Turnera? - wypalił wyraźnie zaciekawiony John.

- Turner Lafond. Jeden z nas. Trochę starszy od ciebie. Też niezły Kozak. Ale wkurza nas. Nie słucha co kurwa do niego mówię. Każę mu jechać tam czy tu na jakieś zlecenie a ten fajfus nie stawia się bo ma kurwa lepsze pomysły na życie. Wpadłem do niego i mówię mu, że albo bierze dupę w troki albo mu kurwa przykładnie urwę jego pusty łeb co myśli, że jest taki jedyny i niezastąpiony. No to mówi, że sobie grzecznie spadnie z miasta. W porzo. Ale kurwa dalej tam siedzi w tym swoim kurwidołku i imprezuje sobie jakby nigdy nic. No miałem właśnie tam wybrać się do niego aby mu przypomnieć o naszej rozmowie. Tylko to mnie ci nowi zajęli. - Stephan wskazał na koniec kciukiem za siebie gdzie do tej pory zajmował się widocznie trenowaniem swoich ludzi. Ale miał pewnie w planie sam wybrać się po owego krnąbrnego Turnera i sądząc po tonie to pewnie w takim swoim finezyjnym stylu z jakiego był w końcu znany.

- To może ja do niego skoczę? Te mortale jutro to nic wielkiego, a tu brzmi na dobrą zabawę. Dziś i tak nie mam planów - powiedział John zerkając na Tremere i upewniając się, że nie miał planów.

Nie patrzyła na niego, zajęta oglądaniem poczynań świeżych nabytków klanu Brujah koło manekinów treningowych. Wzruszyła ramionami.
- Niezły zespół ta wasza Nicole założyła. Od zawsze miała taki ogień w głosie?

- No. Jest zajebista. Już u nas dawała solówki tylko raczej z innymi zespołami. Z początku covery ale potem sama zaczęła pisać swoje teksty. Niezła tekściara. Taka trochę idealistka i poetka. Tylko w punkowym stylu. Żałowałem, że wyjechała z miasta. No ale dobrze, że w tej Brukseli ułożyła sobie życie. -
tym razem Filozof odezwał się pierwszy i widocznie miał całkiem ciepłe i miłe wspomnienia o owej Brujah co została z dekadę temu wysłana na studia do stolicy Belgii. Zresztą Hetman też potakująco kiwał głową do jego słów. Zaś była policjantka widziała jak tam przy manekinie ktoś przejął rolę primogena w roli trenera. Gdy młodemu niezbyt szło to rzucanie w niego łomem tak jak to ładnie zaprezentował szef. Gdyby śmiertelnik dostał takim pociskiem z takim impetem to pewnie by go to wyłączyło z walki na dobre. A przynajmniej mocno osłabiło. Młody jeszcze nie miał takiej wprawy więc na razie trenował zwykłą walkę łomem. No ale nie wiedziała kim jest ten drugi świeżak bo przy tej prywatnej arenie i sali treningowej klanu było całkiem sporo osób dzisiejszego wieczora.

- No jak chcesz to jedź. Tylko nie zdziw się jak nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Mocny jest w łapach. No ale możesz mu przypomnieć, że tracę do niego kurwa cierpliwość i jak odwiedzę go następnym razem to mu kurwa urwę łeb. Więc niech spierdala jak najszybciej jak mu na nim zależy. - Hetman prychnął na myśl o owym Brujah i właściwie był gotów przystać na propozycję Anglika. Chociaż wyniku ich pojedynku to chyba nie był gotów obstawiać kto z nich by go wygrał.

- Gdzie teraz ten wasz Turner bumeluje? Macie jakieś jego zdjęcie? - detektyw spytała z neutralna miną po czym wyszczerzyła się do Johna - Cholera, wiedziałam żeby wziąć pompony do dopingu. Będzie trzeba improwizować, wyrwać jakieś kostki brukowe albo co.

John wiedział jak Turner wyglądał, ale faktycznie wiedza o tym gdzie go znaleźć mogła się przydać.
- Wiesz Hetman ja lubię wyzwania. A może akurat go zastanę przy pakowaniu przed podróżą? To gdzie on się teraz buja?

- On go zna.
- Stephan wskazał na Johna aby dać znać, że ten nie powinien mieć kłopotów z identyfikacją owego Turnera. Był w kręgu klanu znany jako rozrabiaka i zadymiarz, jeden z pierwszych aby rzucić się w wir zamieszek z policją, w pogo pod sceną czy biec na czele szturmu do spuszczenia komuś łomotu. Więc pod względem bitki to na pewno nie był leszcz i amator.

- A buja się w arabskim burdelu w XX Dzielnicy. W “Kashmir”. Gdzieś tam pewnie powinieneś go znaleźć. - podał namiar nocnego klubu który w gruncie rzeczy właśnie był nakierowany na zaznajamianie się ze swoimi pracownicami wynajmowanymi na godziny. I jakoś tak się składało, że obsługa i właściciele w sporej mierze byli arabskiego czy tureckiego pochodzenia co nadawało mu dość orientalny wygląd. Zresztą Margaux też kojarzyła tą opinię i adres gdzie to jest.

Widząc minę kompana łatwo szło zgadnąć że tej nocy plany znalazły ich same. Ryan złapała jego spojrzenie i kiwnęła głową, a potem sięgnęła po telefon aby wysłać Maxowi smsa. Swojego glocka oddała Andrew. Bez broni czuła się naga. Poza tym jadąc uberem nie było okazji do wyrażania kwaśnych opinii na temat zatajenia istotnych informacji.
Nalot ruskich jełopów był z pewnością jedną z nich.
 
Coolfon jest offline