Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2022, 14:47   #137
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Jaskinie Goblińskiej Krwi



Droga przez ciemną i wilgotną jaskinię była długa - koni nie mogli ze sobą wziąć nijak, jako że zaraz przy wejściu do jaskini znajdowało się parę wyjątkowo ciasnych i niskich tuneli, przez które zwierzęta nie mogły przejść. Pozostało je zostawić na zewnątrz.

Dalej, już piechotą, awanturnicy ostrożnie kontynuowali swoją wędrówkę.

Groty były rozległe i pełne rozgałęzień, z których większość kończyła się ślepymi zaułkami. Poza głównym korytarzem - pewnym rodzajem głównego traktu, który rzadko kiedy pozostawał prosty i który, zdawało się, ciągle zniżał się co parędziesiąt kroków, było tutaj wiele zakamarków, które mogłyby być dobrą kryjówką. Przeszukanie tego wszystkiego zajęłoby dobre parę dni, jeśli nie tygodnia lub dwóch.

Po drodze spotykali pozostałości martwych tubylców ciemnych tuneli. Martwe korpusy wielkich pająków, monstrualnych stonóg i oślizgłych wijów leżały, porąbane, rozczłonkowane i martwe na zimnej posadzce. Świeże trupy, które nie mogły znajdować się tutaj więcej niż dzień. Przez całą podróż tunelami Lavena stąpała jak po szkle, nerwowo wodząc wzrokiem po okolicy, na widok dowolnego pokracznego kształtu instynktownie przywierając do towarzysza idącego z przodu, za każdym razem wymyślając coraz to bardziej absurdalną wymówkę dla tego zachowania.

Nie był to jednak koniec znalezisk. Po mniej więcej godzinie marszruty w głąb starych tuneli, ich oczom ukazały się - z braku lepszego określenia - małe, gliniane domy, całkowicie zaniedbane, stare i porzucone już od dawna.

Było ich w tunelu parędziesiąt. Opuszczone domostwa, w których nie było nikogo przez całe dekady, leżały w ruinie. Miejsce, jak się zdawało, było całkowicie oszabrowane jeszcze za czasów, kiedy być może ktoś tędy przechodził - wnętrza były puste i mroczne, a na brudnych klepiskach walały się śmieci, takie jak potłuczone, gliniane garnki czy też podarte szmaty. W jednym z nich, awanturnicy odnaleźli zasuszone i skurczone zwłoki jednego goblina. Wszędzie były pajęczyny - lepkie i gęste, niczym sznury mazi.

Jak rozpoznali Khair, Joresk i Lavena - według historii Rozgórza, jaskinie te kiedyś, bardzo dawno temu, podczas Wojen Goblińskiej Krwi były schronieniem dla wszystkich goblinoidów, które wybrały się na wojnę z okolicznym miastem. Od czasu zakończenia wojen, groty były opuszczone.
Doktor pomyślał, że można by zagospodarować te jaskinie, na przykład przy produkcji sera.
- Urocze - Katerina skwitowała suchym tonem znaleziska, kopiąc kawałek gliny i dźgając rozsypującą się szmatę czubkiem rapiera. Im głębiej wędrowali w trzewia ziemi, tym bardziej przygasał w niej płomień żywiołowości, do którego zdążyła przyzwyczaić kompanów. Zerknęła za ramię po raz setny, jakby upewniając się, czy ktoś (lub, co gorsza, coś) się do nich nie podkradało i westchnęła ciężko. Brwi zmarszczyła jeszcze bardziej, gdy zauważyła spojrzenia towarzyszy utkwione w mokrym śnie archeologa lub innego entuzjasty lokalnej historii. - Tylko mi nie mówcie, że chcecie w tym grzebać?
— Heh, to pytanie brzmi jak przypadkowo usłyszany urywek rozmowy z zamtuza... W każdym razie muszę koniecznie odświeżyć sobie twe słowa, gdy będziemy już rozdzielać znalezione łupy — rzekła z szelmowskim uśmiechem Lavena.
- Łaskawie i w drodze niezwykłego wyjątku pozwolę wam zatrzymać całość znalezionych tam pajęczaków - sarknęła Katerina w odpowiedzi, przeciskając się między towarzyszami, by rzucić okiem na podłoże w poszukiwaniu śladów, jakie mogła zostawić Voz i jej gromadka. Da’naei natomiast skrzywiła się i wyjątkowo nic nie odpowiedziała.
Awanturnicy poświęcili parędziesiąt minut na przeszukanie opuszczonej wioski goblinów. Śladów Voz i jej popleczników nie było nigdzie - może ktoś zacierał je? Ostatecznie, kohorta orków, nieumarłych, hobgoblinki i półelki musiałaby zostawić po sobie cokolwiek. Trupy pajęczaków wydawały się być najbardziej oczywistym śladem, jednak poza tym tropem, który, zgodnie z podziemnym korytarzem wiódł na południe, nie było żadnych śladów.

Co innego goblińska osada. Ta pełna była śmiecia różnych rodzajów: brudne i zakurzone naczynia były zaledwie tego początkiem. Wyleniałe, wilcze skóry i zaschnięte resztki jedzenia leżały w nieładze na posadzce. Było tutaj także całkiem sporo bezużytecznego uzbrojenia, takiego jak kościane włócznie czy też drewniane, zbutwiałe tarcze. Małe robaki uciekały, kiedy tylko światło zaklętego pancerza pojawiała się w zrujnowanych domostwach. W grocie hulał wiatr, jednak czasem zdawać się mogło, że z odległych zakamarków dobiegał jakiś rachityczny, nieregularny dźwięk, który przywodził na myśl robacze roje.

Sidonius, przekopując jeden z glinianych domów, odgarnął gęstą, pajęczą sieć i natrafił na ciemną niszę, wewnątrz której był jakiś rodzaj talizmanu. Była to chitynowa kłujka - wielka, niczym dłoń i z zaschniętą krwią na niej, wespół z jakimiś runami, które były na niej wyryte.

Paru innych podróżników - Lavena, Katerina i Khair - natknęli się na pozostałości biżuterii. Były to topornie wykonane naszyjniki i kolczyki, przeważnie wykonane z kości, jednak między kościanymi paciorkami znalazły się także jaspisy, kwarce i bursztyny, które miały jakąś wartość.

Było jednak coś jeszcze: brudne domostwa goblinów, które mieszkały tutaj, zawierały w sobie wytarte malowidła, prawdopodobnie mające jakieś sakralne znaczenie kiedyś.

Malowidła w każdym domu były różne, jednak zawsze zawierały tę samą scenę: był to obraz wielkiego tronu zbudowanego z czaszek i kości i tuzinów małych postaci przed nim - zapewne właśnie goblinów - które płaszczyły się, klęczały i modliły się przed nim.

Na tronie zasiadała potężna postać - był to wielki stwór, który był przedstawiany jako rosły wojownik z głową nietoperza. Istota, według malunków, miała zieloną, podobną tym goblińskim, twarz, gęste futro, wielkie szpony i kły, które broczyły trucizną. Ciężko było stwierdzić, jak bardzo malunki były wierne rzeczywistości, jeśli jednak tak było chociaż w części, to musiał być on tak wielki, jak ogr.

Gobliny wydawały się mu być absolutnie posłuszne, pomimo tego, że “bóg” wydawał się być kompletnie szalony - niektóre z malowideł przedstawiały sceny, gdzie potężny wojownik pożerał swoich czcicieli żywcem lub też rozrywał ich na strzępy. Często też, według malunków, żądał ofiar od plemienia - było to zazwyczaj mięso, choć zdarzali się także jeńcy, których pożerał.

Wug, który znał gobliński, odcyfrował imię boga goblinów z malowideł.

Zwał się on Ralldar.

Joresk przyglądał się malowidłom z ponurą miną.
- Coś mi się wydaje, że to mogą być wizerunki tego czarta. A Voz zabrała trupy, żeby go nimi przekupić. Jeśli jej się uda, będziemy mieli jeszcze większy problem. Nie ma co dalej tracić czasu, ruszajmy.
-Ważne, że nie ma macek. Nie podzielam typowych irracjonalnych uprzedzeń względem czartów, ale przedwieczni są zbyt nieprzewidywalni jako współpracownicy i nie będą dobrze przestrzegać umowy społecznej jaką jest religia.
- Moce piekielne nie przestrzegają umów? Ktoś winien poinformować Cheliax jak najprędzej! - Katerina parsknęła słabo na słowa Doktora, wpatrując się smętnie w... “artystyczną” reprezentację krwiożerczego demona o trujących kłach, czczonego przez proste masy. Z ukosa zerknęła na Lavenę; okazja do sarknięcia w jej stronę i insynuacji była na wyciągnięcie dłoni, ale muszkieterka jedynie westchnęła, zaciskając zęby.
— Ha! Nie prezentuje się zbyt imponująco. I ma strasznie głupie miano — stwierdziła zuchwale półelfka. — Sugerując się tymi bazgrołami, można by przyjąć, że bywa kapryśny. Jeśli rzeczywiście Voz zamierza z nim paktować, to może spotkać ją srogi zawód… Cóż, oszczędziłoby mi to kłopotu. Ale zarazem satysfakcji...
Westchnęła cicho.
Kamienne ściany były zimne i lepkie od zbierającej się wszędzie wilgoci. Było zimno, ciemno, ciasno i nieprzyjemnie, a myśl o przeciwnikach czekających gdzieś tam, w głębi, nie napawała zbytnim optymizmem.
— Ciemno, ciasno i wilgotno. A mężczyźni są straszliwie spięci… Hej! Czy my właśnie uprawiamy seks?! — piromantka rzuciła w pewnym momencie niespodziewanym żartem dla rozluźnienia atmosfery.
Wędrówka trwała. Było trudno - tunele nierzadko kończyły się ślepymi zaułkami lub też zawracały, aby wpaść z powrotem do głównego korytarza. Innym razem, tunel zdawał się być zawalony albo bez przejścia, aby po dłuższych paru chwilach przeistoczyć się w szyb, którym można było zeskoczyć dalej w dół.

Wszędzie pełno było pajęczyn. Co czarownica odnotowała z wyraźnym niepokojem.

Kiedy mieli wrażenie, że minęły już dobre dwie godziny tułania się po ciemnych tunelach, komory, zaczęli przechodzić do pomieszczeń, które były większe i szersze. Wysokie na paręnaście metrów sklepienia były ledwie oświetlane były przez zaklęte światło Laveny.

Khair i Wug zorientowali się, że wędrówka na południe trwała na tyle długo, że musieli znajdować się gdzieś w pobliżu Rozgórza.

Awanturnicy zauważyli, że ściany i posadzka tej jaskini miały małe otwory, wypełnione pajęczymi sieciami. Nieco dalej, przy ścianie, parę dużych kamieni było oblepionych wyjątkowo gęstą, snującą się niczym mgła pajęczyną.

Z paru z tych otworów zwisały kokony, które miały humanoidalny kształt.

Nagle, usłyszeli tupot nóg i chrzęst chitynowych pancerzy. Kokony zakołysały się, pajęczyny zafalowały.

Wyszły z mroku. Ciemne kształty - każdy z ośmioma parami oczu i ośmioma odnóżami, które poruszały się szybko po pajęczynach. Wielkie, niczym wilczury albo i jeszcze większe, ogromne pająki plunęły pajęczynami i zaczęły zniżać się prosto na nich.

Nie był to jednak koniec. Z zakamarków w podłodze zaczęły wypełzać roje małych pajączków, które, niczym rzeka, pospiesznie zmierzały w ich stronę.



Kiedy Lavena zorientowała się, że z wolna i zewsząd otaczają ją kroczące na ośmiu oślizłych odnóżach włochate monstra, kompletnie ją sparaliżowało. Nie mogła nawet uczynić kroku. Jej gardło całkiem się zacisnęło, zupełnie pozbawiając głosu. Źrenice młódki powiększyły się dwukrotnie, a cera przybrała niezdrową popielatoszarą barwę. Dziewczyna zaczęła drżeć niczym osika, z wielkim trudem powstrzymując omdlenie. Jej najgorsze koszmary się urzeczywistniły. Stała niemal na wyciągnięcie ręki od śmiertelnie niebezpiecznego i wynaturzonego źródła swojej największej fobii.

Sidonius odskoczył w odnogę jaskini, napiął łuk i wypuścił z łuku strzałę, uprzednio zmierzywszy wielkiego pająka. Na próżno jednak! Strzała odbiła się od chitynowego pancerza.

Szary, ślinący się pajęczyną pająk zaatakował Khaira. Kapłan nie zdołał się uchylić, nawet, kiedy tarcza paladyna zasłoniła go przed jednym z uderzeń. Khair poczuł, jak jadowite kły wbijają się w jego ciało. Jad sprawił, że kapłanowi zakręciło się w głowie.

Joresk uderzył półtorakiem w pająka, ten jednak odskoczył na czas.

Wielka, czarna chmara, która wylazła wcześniej z zakamarków jaskini, przesunęła się pod nogi Laveny, Joreska i Wuga. Podróżnicy poczuli, jak ze wszech stron obłażą ich pająki: małe odnóża właziły wszędzie, kąsając bez litości.

Kiedy małe szkaradztwa zaczęły tłumnie wspinać się po czarownicy i kąsać ją swoimi chelicerami, początkowy stupor dandyski całkowicie ustąpił na rzecz gwałtownego wybuchu paniki. Strach kompletnie nad nią zapanował. Darła się wniebogłosy, spoglądając obłąkańczym wzrokiem na miniaturowych napastników, którzy powoli opanowywali jej ciało. Na szczęście gwałtowne ruchy spowodowane nieopanowanym strachem pozwoliły jej dość szybko pozbyć się z siebie wszystkich pajęczaków, kosztem zaledwie paru drobnych ugryzień. Oszalała piromantka nie zamierzała zostawać ani chwili dłużej w otoczeniu budzącym w niej nieskończoną grozę. Obrała kierunek na ciemny tunel, z którego wcześniej przybyła.
- O ni chuja! - Wyrwało się Katerinie, gdy rój małych arachnidów zaczął oblegać jej towarzyszy i odskoczyła jak oparzona, w pierwszym instynkcie krzyczącym, by oddaliła się jak najbardziej od pajęczych chmar i okrzyku godnego mitycznych banshee. Opanowała się jednak, wyrywając w górę głazu tuż obok, w planie przeskoczenia nad jednym z przerośniętych pająków, zachodzącego ich od flanki.
Lavena, wyraźnie niemająca najmniejszej ochoty do walki, natychmiast wybiegła w stronę wyjścia.

Muszkieterka wskoczyła na skałę, a z niej wykonała piruet obok wielkiego pająka. Sztych, który wyprowadziła, był celny i mocny - stawonóg został całkiem solidnie zraniony.

Kapłan Sarenrae odskoczył w bok, mamrocząc modlitwy do bogini i kreśląc magiczne znaki. Cokolwiek to miało zrobić - udało się, bestia zasyczała w bólu, kiedy tylko kapłan skończył recytować swoją mantrę.

Joresk wkroczył natychmiast tam, gdzie skończył kapłan: parę uderzeń mieczem półtoraręcznym w oślizłego pajęczaka sprawiło, że ten zalał się posoką, a jego odnóża spowolniły znacząco.

Natychmiast, paladyn Ragathiela wydał z siebie ryk, kierując falę soniczną na pajęczy rój i wielkiego pająka, którego wcześniej raniła Katerina. Efekt był dewastujący: pająki z roju, które nie zostały zmiażdżone przez potężne zaklęcie natychmiast rozpierzchły się, zaś raniony przez muszkieterkę pająk wywrócił się i znieruchomiał.

Rój pająków na zachodzie drużyny podpełzł bliżej śmiałków. Chmara pająków próbowała kąsać podróżników, jednak pancerz Joreska i naturalna odporność Wuga zdawały się całkowicie niwelować jad roju.

Małpolud przyprowadzony przez Wuga rzucił toporem w pająka, który wcześniej ranił Khaira. Skutek był morderczy: charau-ka uderzył silnie, niemal przepoławiając pajęczaka.

Barbarzyńca wpadł w szał, a jego bojowy młot i krótki miecz rozbłysły niebieskim płomieniem. Wug zakręcił w śmiertelnym wirze orężem, a pajęczy rój natychmiast rozpierzchł się po podłodze.

Tymczasem kolejne mroczne kształty już zniżały się na sieciach, nie bacząc na śmierć paru z nich. Trzy pająki, wychynąwszy z ciemnych nor w suficie, rozwinęło swoje sieci, aby usadowić się obok Kat i Joreska.

Nagle, z ciemności usłyszeli okrzyk:
– Plugawe istoty! Nie pozwolę wam zabrać życia niewinnych podróżników!
Z ciemności wybiegła… kobieta. Miała ciemnobrązowy kolor skóry, szpiczaste uszy i ciemne, niemal całkowicie czarne włosy, zaś kolor jej oczu przywodził na myśl orzech. Proste szaty zdradzały jednak, że nie mogła pochodzić skądkolwiek z okolic Isger.

Trzymając długi nóż w jednej z rąk, natarła na jednego z pająków, które atakowały Katerinę. Pchnęła wielkiego pająka parę razy swoim nożem.

Wielki pająk zaatakował Katerinę. Włochate odnóża zacisnęły się na ramionach muszkieterki, ociekające śliną i trucizną kły uderzyły przez jej pancerz. Szczęściem, impet ukąszenia został zmitygowany przez paladyna, którego tarcza rozbłysła i oświetliła przez krótką chwilę jaskinię.

Śledczy skupił się przez parę momentów: mierzył wzrokiem stawonoga, który walczył z Kateriną, wyciągnął strzałę z kołczana i wreszcie wystrzelił. Strzała trafiła niezawodnie, jednak ugrzęzła na odległości grota w chitynowym pancerzu. Pająk został draśnięty.

Sid spojrzał jeszcze raz na czarnoskórą kobietę, która wybiegła z korytarza przed nimi. Śledczy stwierdził, że kobieta na pewno nie mogła być wampirem: nie miała żadnych cech, które na to wskazywały.

Wyglądała na przedstawicielkę jednego z plemion pochodzących z dziczy Mwangi, dżungli, które rozpościerały się na dalekim południu, daleko za Starym Cheliax, Morzem Środkowym i Thuvią, za górami Bariery, na kontynencie Garund.
- Ugh, ile was tam jeszcze się kryje?! - Żachnęła się Katerina, oczami wyobraźni widząc pajęczą królową tylko czekającą, aż szeregowe arachnidy ich trochę zmiękczą. Na nieznajomą łypnęła podejrzliwie, ale wydawała się opowiadać po ich stronie, toteż tą kwestię muszkieterka pozostawiła na później. Skoczyła do przodu, wypatrując okazji do prześlizgnięcia się pod włochatymi odnóżami.
Muszkieterka z łatwością przemknęła pod pajęczymi odnóżami i wzięła jeden, potężny sztych. Pająk wydał z siebie tykający dźwięk - ból? A może po prostu dźwięk rapiera uderzającego w pancerz? Nie wiadomo.

Zaraz potem, owinęła płaszcz wokół ręki.

Jeden z pająków wściekle atakował paladyna. Większość ugryzień odbiła się od solidnego pancerza paladyna, jeden jednak przebił się przez fragment zbroi i uderzył w ramię.

Joresk poczuł, jak jad wdaje się do jego krwi... Ale! Wytrzymał. Poza paroma zawrotami głowy, nie poczuł już nic.

Kapłan Sarenrae także wziął się w garść - choć wcześniej trucizna sprawiła, że poczuł się znacznie gorzej, teraz jednak poczuł, że nie było tak źle.

Khair mamrotał ciągle modlitwy i wykreślał magiczne znaki. Kiedy tylko zaklęcie wzięło efekt, kapłan stwierdził, że udało się, jednak pająk - zapewne dlatego, że był w istocie bytem pozbawionym większego rozumu - oparł się jego woli, a mentalne obrażenia były minimalne.

Pająk, którego Katerina wcześniej przeszyła swoim rapierem uderzał swoimi kłami. Parę razy, muszkieterka uchyliła się, jednak jeden raz wielkie kły zacisnęły się na jej pancerzu. Trucizna była wyjątkowo mocna: świat nagle zawirował, a jej ruchy spowolniły znacząco.

Jednooki wyciągnął topór do rzucania z pęku przy swoim pasie. Małpolud rzucił parę razy w pająka najbliżej siebie, jednak tym razem chybił: wierzgający pająk, który mocował się z Joreskiem, uniknął ciosu.

Wug podbiegł do pająka, już poważnie ranionego przez Kat. Uderzył młotem bojowym i mieczem, jednak chybił za każdym razem. Bestia nie zamierzała zejść, zanim nie zatopi kłów w kimś jeszcze!

Paladyn uderzył dwa razy swoim mieczem półtoraręcznym. Niecelnie! Dwa uderzenia ześlizgnęły się po twardym pancerzu pająka, który zasyczał, najwyraźniej rozjuszony.

Nieznajoma kobieta zamachnęła się swoim długim nożem na pająka… Ze śmiertelnym skutkiem. Parę pchnięć rozbiło pancerz, z wnętrza polała się gęsta, obrzydliwa maź. Kobieta wydała z siebie triumfalny okrzyk i uderzyła raz jeszcze, a ośmionogie monstrum upadło, aby nagle znieruchomieć.

Nie trwoniąc czasu, podbiegła do pająka, którego wcześniej raniła Katerina. Ostrze błysnęło parę razy, rozległ się obrzydliwy dźwięk chrupnięcia, kiedy pancerz rozbił się. Pająk upadł na plecy, wierzgnął odnóżami i zastygł.

Doktor naciągnął cięciwę i wystrzelił w ostatniego wroga.
- Ugh - jęknęła Katerina pod nosem, oszczędnie tylko skinąwszy głową w podzięce za asystę w kierunku czarnowłosej, bardziej wylewne powitania odkładając na później. Chwiejnym truchtem ruszyła w stronę ostatniego arachnida, doskoczyła doń szybkim wypadem i odskoczyła ponownie, byle dalej od niebezpieczeństwa. Więcej trucizny w żyłach było jej tak potrzebne, jak dziura w głowie.
Śledczy wymierzył w wielkiego pająka łukiem - trzy strzały przecięły wilgotne powietrze jaskini. Wyglądało jednak na to, że być może i jemu zdenerwowanie udzieliło się lub też bestia była zbyt szybka - każda ze strzał spudłowała.

Katerina wypadła zza głazu. Chlasnęła rapierem raz, raniąc pająka. Ten natychmiast zaczął włazić na ścianę, podczas gdy muszkieterka powróciła za głaz, w biegu otwierając antidotum.

Trucizna trawiła Katerinę, a ta zaczęła słaniać się na nogach. Żyły paliły żywym ogniem, na jej czoło nagle wstąpiła gorączka, świat dla niej stał się mglisty i jakby oddalony. Kolejne, cenne sekundy mijały. Kiedy tylko wypiła antidotum, poczuła się niewiele lepiej. Paladyn, widząc, jak Kat marnieje w oczach, zareagował natychmiast, dając muszkieterce błogosławieństwo, aby zwalczyła pajęczy jad.

Po paru dłuższych chwilach, Katerina stwierdziła, że… Chyba się skończyło. Ledwo stała na nogach, ale najgorsze właśnie minęło.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 28-10-2022 o 14:52.
Santorine jest teraz online