Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2022, 21:17   #194
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Lothar był dobrym panem, jak już przychodziło do rozdzielania panów na złych i dobrych. Społeczność wusterburska opiniowałaby, że dobry czy zły nieważne, więcej kija czy marchewki w diecie, zawsze to ktoś, kto lżej czy mocniej ściąga smycz. Ich opinie wpadały jednak w szufladę radykalnych, a śledząc po okolicy wyroki dla ich głosicieli, nie czas i miejsce był, żeby je teraz z pełną uczciwością roztrząsać.

Grunt, że troska Lothara o rodowe gniazdo i poddanych nie przesłaniała mu szerszego obrazu rzeczy, więc po drobnym urabianiu przez Rusta, zgodził się, by część oddziału wypuściła się śledzić zbójów do ich łącznika. Grupie miał przewodzić obeznany z tropieniem i samą okolicą Leonidas, a prócz samodzielnych członków, przyznano do ekipy dwóch wojaków, którzy dzięki umiłowaniu łowiectwa mieli sprawdzić się w temacie podchodów.
De Groat zrzucił większość ekwipunku do skrzyni w dworku, gdzie przygotowywano spoczynek, a na nocną eskapadę zebrał tylko lżejszy i przydatny w terenie osprzęt. Nie omieszkał zebrać paru niespodzianek, gdyby śledzenie miało przejść w rąbanie i krojenie, ale nic, co miałoby obciążać w podróży.

Dość już obciążała uwaga męczonego kapelusznika, który rzucił na Teoffeńczyków zarzut babrania się w wusterburskich sprawach. Ba, stania u ich źródeł, bo można byłoby to i tak czytać. Rust niby puścił to mimo uszu, prychając na rzężenia kultysty jako klątwy desperata. Nie raz i nie dwa ludzie u progu śmierci lubili zelżyć wszystkich wokół i oskarżyć kogo się da, by pociągnąć w otchłań tabun innych, choćby wziętych z przypadku.

Ślepo dawać wiary guślarzowi nie było co, ale też ufność wobec Teoffen miała skromne limity. Znów wystawiane na próbę. O ile okoliczności konfliktu sugerowały dotąd, że to raczej nie samo Teoffen jako frakcja ma interes w brużdżeniu drodze do pojednania, o tyle ktoś mógł mącić od środka.

Semen, Philippus, Tupik – wszystko (dość) świeże nabytki na dworze lorda. Przybysze, którzy urośli w krótkim czasie na tyle, by to im powierzać zadania specjalne i to ich sadzać wysoko u stołu. O, kiedy byli sami, poza wzrokiem i słuchem towarzyszy, Rust nie omieszkał przytoczyć kompanom z Serrig, których wylewy kultysty ominęły, co sam usłyszał. Baczmy na wroga nie tylko poza obozem – szepnął.

* * *

- Jesteście panie u siebie - Rust lekko skinął głową Lotharowi, kiedy zebrali się w salce na chwilę przed wyjazdem. - Ale jeśli mogę coś zasugerować, rozpytajcie wieśniaków z osobna, kto ostatnio nawiedził wioskę, kto wyjeżdżał... Może ktoś miał więcej grosza ostatnio? Albo po prostu słyszał coś, co usłyszeć warto.

- Myślisz... - Lothar podrapał się po brodzie, krzywiąc się nieprzyjemnie na myśl, która zmąciła słodki obraz sielankowej wioski. - Że może ktoś stąd ich napuścił? Albo dawał jakieś znaki?

- Nie wiem, pewnie nie... Ale ewidentnie nie przyjechali tu znienacka na rabunek, wiedzieli, że będzie pusto - Rust wzruszył ramionami. - Może obserwowali wioskę, a może ktoś zwyczajnie palnął coś komu nie trzeba... Może wędrowny dziad ostatnio przejeżdżał i mocno się pałętał koło dworku? Kto wie. Nawet, jeśli nie, będzie okazja, by zrobić przegląd nastrojów. Tu, panie Lotharze, nikt poza waćpanem i ludźmi w Twojej służbie sprawy dobrze nie wykona.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem