Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2022, 11:46   #191
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Morgden poszukał sobie wolnej miednicy, którą napełnił wodą i poszedł na osobności obmyć się z brudu i ohydztw dnia dzisiejszego. Maści los gdy takie rzeczy się dzieją, a przecież oni tylko do świątyni mieli dary zanieść w podzięce za sukces misji dyplomatycznej, a... a tu kultyści czaromioci i co jeszcze ich tu spotka?! Na szczęście nie zarządzono szalonej pogoni za bandytami, ale wieści co to ostatnio Schlejer usłyszał o swych towarzyszach.
-O Sigmarze. Co tu robić? - tylko na ten jęk go było stać.
Póki co postanowił zacisnąć pasa. Dotrwać do końca tej wyprawy, a potem spróbuje zapewnić sobie spokojne życie w Teoffen.
Dla bezpieczeństwa wzmoże obserwację swych towarzyszy.
Przypomniawszy sobie Semena z tym dziwnym toporem to Czarownik chyba nie mógł za bardzo mijać się z prawdą z tym "krwawym deszcze".

Rzuty:86,79,62,100,29
 
Lynx Lynx jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-10-2022, 18:27   #192
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Rozmowa najlepszą rozrywką, mawiano, a nawet nieśmiali, odpowiednio zachęceni, potrafili się w tej rozrywce rozmiłować. Zabrało to trochę palenia i cięcia, ale kultyści wyjawili, którędy dalej nitką do kłębka. I jeszcze co nieco.

Ścieżka na mapie się rozwidlała – obok peregrynacji do świętych przybytków pojawiła się opcja pościgu za najmitami i odnalezienia właściwej komórki rewolucjonistów. Kusiło, bo Rust odczuwał do kultystów, a już szczególnie Nurglitów, głęboką nienawiść. Póki co, komenda jednak była przy Lotharze, a jego troski naturalnie skupiały się wokół rodowego gniazda.

- Ciemnicy-nie ciemnicy, ale jeśli mamy ludzi wprawnych w tropieniu i skradaniu to trzeba działać – De Groat wymownie spojrzał na Leonidasa. – Nie chodzi o to, aby ich dopaść – to była spora zgraja, w otwartej walce na pewno nie obyłoby się bez strat po naszej stronie. Trzeba jednak zobaczyć, dokąd się udadzą i z kim się spotkają.

- To wiemy już od tych psubratów, których wzięliście na spytki – odparł szlachcic.

- Jeśli zbóje przekażą, że magicy wpadli, ich siatka może zapaść się pod ziemię, albo zmienić metody działania – wyjaśnił Rust. – Jeżeli podpatrzymy, kto jest kontaktem dla najmitów, to pociągniemy to dalej i nawet kiedy wszyscy ‘znikną’, albo ucichną, będziemy w stanie podłapać nitkę od kolejnego szczebla.

- Wiemy o Kunie – wtrącił Leo. – Zawsze można działać od tego punktu.

- Jeśli Kuna do tego czasu będzie Kuną, a nie kimś innym – zaoponował De Groat. – Jeśli możemy wyłączyć część sprawnych ludzi do tego zadania, powinniśmy. Ta sprawa ma priorytet nad lokalnymi. Ja sam potrafię być dyskretny, ale nie mam wprawy w tropieniu w terenie.

Rzuty: 62, 82, 13, 26, 19.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-10-2022, 20:23   #193
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Ogarnąć Pierdolnik

Trzygłów, późny wieczór

Jeźdźców słyszał coraz wyraźniej i nawet stukot wozu ze świętymi prochami. Mieszańcowi cała sprawa nie wydawała się tak oczywista i niemalże rozwiązana jak Lotharowi, czy Tupikowi. Pozwolił niziołkowi nieco się porządzić, wiedząc, że niebawem się to skończy kiedy prawdziwy gospodarz wejdzie do domu. Przyjaciela pochwycił jeszcze za ramię.

- Nie tak dobrze jak powinienem - poprawił - Zbiedzy zrabowali dwór. I uważaj mogły tam pozostać złe czary zgnilizny. Zaraz dołączę i sprawdzę.
- Przestań tak robić tymi oczami, bo cię wreszcie spalą! - wyrwał rękę Lothar

Leo już gubił się w tej wielokrotnej lojalności wobec Henrietty, Lothara i Rusta z Waldemarem. Postanowił zobaczyć guślarza prędko zanim skończy na końcu ostrej złości gospodarza, lub samej Henrietty, gotowej po liście ptasim zjawić się tu już rankiem na smoku. Taką ją widział Leonidas podobną legendarnym władcom. Tymczasem postawił przy obórce znajomego stajennego Kristona z widłami i nakazał, że jak tylko zjawią się jeźdźcy mają postawić straż przy jeńcu, jako rozkaz jego. Sam zaś prędko do stodoły, gdzie przesłuchiwany był czarownik.

Dobrotliwy Semen tak wczuł się w rolę obrońcy pojmanego, że poprzestał na obcięciu jednego ucha, nacięciu drugiego i kilku płytkich ranach kłutych. Omijając z gracją tancerza śliskie plamy czarnoczerwieni, Leo przemieszczał się między kompanami i szeptał co ustalił i że Pan zawitał. Odebrał i słowo od każdego. Od kozaka szczęściem bez stali.

Wysłuchał propozycji DeGroata, pokiwał. Nachylił się nad więźniem, opatrzył mu rany, grubo szmatami owinął, a tak, żeby tamten nic nie słyszał. Zalewać woskiem nawet nie było potrzeby.

- Racje masz, jak pościg to zaraz, nie warto dawać im wytchnąć. Jeśli przekonasz Lothara wchodzę w to, sięganie po listy żelazne to ryzykowna gra i nie wiem, czy sprawa jest warta tego joka. Musimy ustalić co w takiej sytuacji począć z cenną przesyłką, jak dla mnie musiałaby zostać tu. Wóz znacznie nas opóźni. Kolejna sprawa to śmierdliwe talizmany. Wolałbym nie zostawiać ich tu razem z więźniami (o ile ci zostaną). Nie chcę też wozić tego paskudztwa ze sobą. Powinno jak najszybciej trafić do kapłanów. Ci od miłosierdzia powinni się nadać. - zagryzł wąskie usta - Jakie wasze zdanie? Ale zanim to, może jeszcze spróbuję zapytać o kilka rzeczy tego nieszczęśnika.

- Chyba wszystko już powiedział, ale baw się chudzielcu jak lubisz. - Semen wręczył mu ostry sierp.

Słychać było, że już pierwsi jeźdźcy dopadli dziedzińca. Leonidas nie potrzebował dużo czasu. W płomieniach pochodni zalśnił na łańcuszku górski kryształ, dzieląc światło na tęczę barw, jak wzrok ludzki postrzega wstęgi aspektów eteru. Nachylił, klepnął w policzek, tik, tak, wahadełko przed zamglonym wzrokiem.

Jak w fabularce, Leo jest gotów wyruszyć w pościg. Czy są propozycje rozwiązania zagadniętych spraw?

Aro, czy pozwolisz jeszcze na drugą próbę hipnozy, tym razem na czarowniku. Mieszańcowi musi wyjść na SW tj. 58, a jemu nie wyjść, może minus pięć za niepokojący wygląd Leo. Jak się uda to damy z kolegami pytania w technicznym.

i Mistrzu proszę o informację: jak daleko do zbiórki drewna, czy po drodze do kurhanów, czy łatwiej tam jechać traktem i później odbić, czy są inne ścieżki. Ile jeszcze dni drogi do klasztoru? Czy mam to sobie sam wymyślić? Leo powinien dobrze znać te tereny.

We dworku zaglądnie w kilka miejsc wiedźmim wzrokiem, by zobaczyć czy nie pozostało tam jakie paskudztwo. 68%

A na marginesie: Nie przewidujesz Aro jakiś PD?

39/96/72/02/76

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-10-2022, 21:17   #194
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Lothar był dobrym panem, jak już przychodziło do rozdzielania panów na złych i dobrych. Społeczność wusterburska opiniowałaby, że dobry czy zły nieważne, więcej kija czy marchewki w diecie, zawsze to ktoś, kto lżej czy mocniej ściąga smycz. Ich opinie wpadały jednak w szufladę radykalnych, a śledząc po okolicy wyroki dla ich głosicieli, nie czas i miejsce był, żeby je teraz z pełną uczciwością roztrząsać.

Grunt, że troska Lothara o rodowe gniazdo i poddanych nie przesłaniała mu szerszego obrazu rzeczy, więc po drobnym urabianiu przez Rusta, zgodził się, by część oddziału wypuściła się śledzić zbójów do ich łącznika. Grupie miał przewodzić obeznany z tropieniem i samą okolicą Leonidas, a prócz samodzielnych członków, przyznano do ekipy dwóch wojaków, którzy dzięki umiłowaniu łowiectwa mieli sprawdzić się w temacie podchodów.
De Groat zrzucił większość ekwipunku do skrzyni w dworku, gdzie przygotowywano spoczynek, a na nocną eskapadę zebrał tylko lżejszy i przydatny w terenie osprzęt. Nie omieszkał zebrać paru niespodzianek, gdyby śledzenie miało przejść w rąbanie i krojenie, ale nic, co miałoby obciążać w podróży.

Dość już obciążała uwaga męczonego kapelusznika, który rzucił na Teoffeńczyków zarzut babrania się w wusterburskich sprawach. Ba, stania u ich źródeł, bo można byłoby to i tak czytać. Rust niby puścił to mimo uszu, prychając na rzężenia kultysty jako klątwy desperata. Nie raz i nie dwa ludzie u progu śmierci lubili zelżyć wszystkich wokół i oskarżyć kogo się da, by pociągnąć w otchłań tabun innych, choćby wziętych z przypadku.

Ślepo dawać wiary guślarzowi nie było co, ale też ufność wobec Teoffen miała skromne limity. Znów wystawiane na próbę. O ile okoliczności konfliktu sugerowały dotąd, że to raczej nie samo Teoffen jako frakcja ma interes w brużdżeniu drodze do pojednania, o tyle ktoś mógł mącić od środka.

Semen, Philippus, Tupik – wszystko (dość) świeże nabytki na dworze lorda. Przybysze, którzy urośli w krótkim czasie na tyle, by to im powierzać zadania specjalne i to ich sadzać wysoko u stołu. O, kiedy byli sami, poza wzrokiem i słuchem towarzyszy, Rust nie omieszkał przytoczyć kompanom z Serrig, których wylewy kultysty ominęły, co sam usłyszał. Baczmy na wroga nie tylko poza obozem – szepnął.

* * *

- Jesteście panie u siebie - Rust lekko skinął głową Lotharowi, kiedy zebrali się w salce na chwilę przed wyjazdem. - Ale jeśli mogę coś zasugerować, rozpytajcie wieśniaków z osobna, kto ostatnio nawiedził wioskę, kto wyjeżdżał... Może ktoś miał więcej grosza ostatnio? Albo po prostu słyszał coś, co usłyszeć warto.

- Myślisz... - Lothar podrapał się po brodzie, krzywiąc się nieprzyjemnie na myśl, która zmąciła słodki obraz sielankowej wioski. - Że może ktoś stąd ich napuścił? Albo dawał jakieś znaki?

- Nie wiem, pewnie nie... Ale ewidentnie nie przyjechali tu znienacka na rabunek, wiedzieli, że będzie pusto - Rust wzruszył ramionami. - Może obserwowali wioskę, a może ktoś zwyczajnie palnął coś komu nie trzeba... Może wędrowny dziad ostatnio przejeżdżał i mocno się pałętał koło dworku? Kto wie. Nawet, jeśli nie, będzie okazja, by zrobić przegląd nastrojów. Tu, panie Lotharze, nikt poza waćpanem i ludźmi w Twojej służbie sprawy dobrze nie wykona.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-10-2022, 21:37   #195
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
jak sfora za jeleniem



Wysłuchał co guślarz powiedział, więcej słów mu nie było trzeba, no tylko te zasłyszane od DeGroat'a, na zwykle opanowanym obliczu mieszańca odmalował się grymas, chwila zastygnięcia, zaciekawienie. Niemniej podniecony pomysłem pościgu Leo prędko zabrał się do organizacji. Więźniów nakazał przenieś do wyznaczonych przez Lothara piwnic, bacząc przy tym, by byli rozdzieleni. z tłumu wyłowił niemego chłopaka. Znał Dereka od dzieciństwa i był pewny jego lojalności, co więcej wiedział, że chłopak jest dość bystry i zna ścieżki jak nikt inny. Nauczył się kiedy inne dzieciaki z grodu go prześladowały. Był dobrym jeźdźcem i łucznikiem. Resztę wyborów do grupy zwiadowczej pozostawił Rustowi. Sprawdził tylko wierzchowce i wyposażenie zbrojnych. Rozdał trzy gwizdki sygnałowe, wytłumaczył, że będzie robił i puszczyka.

Chwilę w samotności poświęcił na zmianę feralnej koszuli z krwawą plamą, nałożył nową w kolorze burym, spiął się pod klatką piersiową pasami, żeby rany nie rozeszły się kiedy używałby łuku. Kurtkę na wierzch. Już przy koniach ściszone rozmowy, on wciąż milczał, przytroczył do siodła jeszcze lasso. Minikuszę.

- No to prowadź mistrzu podchodów - ponaglał Semen

- Ja i Ralf na przedzie, reszta w zasięgu wzroku, chyba, że zmienię odległość. Na razie pojedziemy za nimi proso traktem, ale później zjedziemy w polną, oni z wozami, będą się poruszać wolno i głównymi ścieżkami, kierujemy się do zbiórki drewna, chyba, że zmienią marszrutę. Jest z nami Derek, jak zabrakłoby mnie on zostaje przewodnikiem i ma was doprowadzić z powrotem tu. Nie mówi, ale wszystko rozumie. - Pomarudził jeszcze chwile mieszaniec o rodzajach sygnałów i kiedy jakie używać. Róg powierzył Rustowi.

Szybko się Leonidas znudził gadaniną gdy podjął ślad. Jak pies gończy pewny, ciekawy, jak fretka czujny. Najpierw tylko po głębokich koleinach uczynionych przez obciążone wozy, zaraz obok drogi, dzban pusty po gorzałce, powąchał nie rozlali, żal im było, wychlali, worki ze zbożem w rowie. Wreszcie przystanął, zsiadł, w gnoju się zagłębił, posłusznie do woli uformował wiatry, przez ich kryształ spoglądnął w eter, jak pies spogląda w przeszłość nosem.

Ogień pali,
My zuchwali,
Żar na karku,
Sucho w garnku,
Spalone ofiary,
Płakali, Błagali,
Ofiarowali,
Oh, wytrwali,
Przetrwali
Zuchwali.



Bez cienia, jawni, niczym królik przed wieczerzą, jak koguty napuszczone na siebie przez treserów, sfora w niezgodzie. Wypuścili orbitę. Tropiciel skierował trzon drużyny na lewo od traktu ścieżką i umówił sygnał, sam zaś z Ralfem czujnie śledził pozostawioną czujkę. Szybko doszedł, że czujka jest jeden i dość często ich zmieniają, niemniej poruszali się bardzo wolno i byli już w zasięgu. Nadrabiając drogi dołączyli do trzonu ustalić plan. Derek na czujce.

Znów pozwoliłem sobie pociągnąć do przodu, bośmy się ociągali jak osły od górę.
Rust uprzedził mnie o dwa pacierze. Pozwoliłem sobie na kilka słów Semena [ Kislevita pasował żeby pospieszyć cherlaka].

Aro wszystkie odpowiedzi możesz dać awansem, nic to raczej nie zmieni w organizacji wyprawy. Ten przedstawiłem chyba dość jasno. Leo i Ralf [jeden z ludzi Lothara] na szpicy, w tyle Valdemar, Rust, Semen, Derek [tropiciel/łucznik - niemowa(myśliwy)], Marcel - [drugi z ludzi Lothara]

Ktoś coś? Leo otwarty na pomysły?
Jak rozumiem śledzimy ich jak najdłużej się da. Jak dla mnie do świtu to dojadą do tartaku, no może trochę wcześniej, oczywiście jesteśmy w stanie być tam równo z nimi, ale mało czasu pozostanie na powrót, jak dojedziemy konie będziemy z powrotem w dwie godziny. Mogą się oczywiście poruszać w innym kierunku. nów nic to nie zmienia w fabularce.

33/07/52/61/53



Na drodze podczas identyfikacji śladów, Leo wykorzystuje umiejętności splatania wiatrów i wiedźmiego wzroku, może takie nieśmiałe próby czaru odwrotnego do "kamień w wodę", jako ingrediencja mógłby posłużyć opróżniony dzban wódki. [dlatego, że jest to rzecz, którą przyswoili, to jak z cząstek połączonych, tu i tam, i jest to coś co porzucili w ucieczce]

na obydwie zdolności mam po 68%, całkiem sporo. Na tropienie i się nie gubienie około 50% + znajomy teren. i oczywiście czary mary.

Ilu ich? Ile koni i ile wozów, dokąd zmierzają?

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 30-10-2022 o 22:03.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-11-2022, 19:21   #196
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Czary-mary

Zwykło się mówić "lustereczko, powiedz przecie" wyrwanym cytatem z ludowej baśni, ale z guślarza marne było magiczne zwierciadło. Jak zwiotczał, tak był zwiotczały i wrócił do przytomności dopiero, gdy Waldemar skończył prowizoryczny opatrunek amputowanego ucha, by jeniec nie wykrwawił się pod ich kuratelą. Nic tak nie psuło reputacji i nie przynosiło wstydu, jak śmierć cennego więźnia. Magik potoczył po pomieszczeniu mało przytomnym spojrzeniem, mozolnie nabierającym jako takiej trzeźwości, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Semen, szykujący się do bicia czarownika, wstrzymany został przez Leo, który zdawał się wyrosnąć znikąd. Nie gusła, zwykłe majaki.

Nie trzeba było zwierciadła czy choćby podręcznego lusterka, by zruszyć grunt w poszukiwaniu złota. Wystarczył mieszaniec i jego wahadełko z górskiego kryształu, na rzemieniu. Tik, tak, wte i wewte, zamglony wzrok podążył za kruszcem. Światło świec wpadało jedną stronę, wychodziło bladymi plamami po drugiej. Tik, tak, mgła się rozrzedziła. Czasu było mało, jeńcy musieli zostać oddani Lotharowi. Tik... Powietrze na peryferiach wizji Leo złożyło się fraktalnie, jak pomarszczone lustro. Świecień zatańczył w cieniu. Tak... Mgła zgęstniał ponownie, acz na inną modłę.

- Kto był twoim mentorem? - Leo wyszeptał pierwsze pytanie.

Tik...

- Chaos. I jego sługa. Na altdorfskim wrzodzie, alchemik z biblioteką. Henrich Baas, w blasku Morrslieba magyi uczący - słowa uleciały dysonansową melodią.

- Reikerbahn - Waldemar i Rust skonstatowali unisono. Stołeczne slumsy.

Tak...

- To ten sam kapłan Nurgle'a, który podarował ci talizmany?

- Nie. Wybito je w prochowym klejnocie - odparł enigmatycznie guślarz. - Glizda i Czerw, w Porcie Durnia. Zanim wysłali nas, by podtrzymywać płomień tutaj.

- Nuln - Rust wzdrygnął się mimowolnie. Pamięć o Porcie była świeża, przez myśl by mu nie przeszło, że plugawe kulty były tam na wyciągnięcie ręki.

Tik...

- Wysłali was, byście wspomagali Rewolucję? - Waldemar zadał kolejne pytanie. Plotki o kultystach ściągających w te strony były jednym, a tu nadarzyła się okazja by je potwierdzić, żal byłoby nie skorzystać.

- Taaak - wydłużone westchnięcie, krótka odpowiedź.

Tak...

- Rewolucja chce większych praw dla plebejuszy, zniesienia najgorszych ekscesów poddaństwa - zaoferował Rust. - I w tym ma pomóc paktowanie z diabłami?

- Nnnie - wysyczał guślarz.

Tik...

- Fałszywy prorok, bogożerca, kłamca - słowa nabierały tempa.

Świecień zniknął Leonidasowi z peryferii, zatańczył za plecami, zatoczył bliższe koło. Tik-tak, fraktalność zafalowała, powietrze zgęstniało. Błysk w oku mieszańca i błysk w oku guślarza. Czas zdawał się wyrwać prawom fizyki. Tak-tik, tik-tak. Leo trwał jak posąg.

- Pies na lwiej smyczy, pionek na szachownicy. Czarna Ekscelencja ujrzał prawdę, uwolnił kruki i wrony, utopił Wusterburg w krwi i nasycił padliną. Przesłonimy wpierw słońce, splamimy szachownicę, złamiemy oszczepy i ukrzyżujemy gołębice. Pies zawiśnie na własnej smyczy i gdy Reik spłynie krwią, lwicę poźre czarna pożoga.

Tik-tak...

- Pierdolenie - skwitował Semen.

- Obb... iet... nnnica - wykrztusił guślarz ostatkiem sił, wyraźnie słabnąc po słowotoku.

Górski kryształ zalśnił po raz ostatni, zawirował i zniknął w złożonych dłoniach Fretki. Zwei Monde zamrugał i odetchnął głęboko. Guślarz zwiotczał w okowach, ale oddychał. Na razie. Waldemar pokręcił głową po prędkiej inspekcji.

- Wystarczy - oznajmił. - Naprawdę, basta. Jej Miłość nie wybaczy, jeśli nam tu zdechnie.

Nikt nie zaoponował. Majaki, prorocze czy nie?, zajęły ich bardziej niż stan zdrowia kapelusznika. Z zewnątrz dobiegły dźwięki kopyt i pokrzykiwania znajomych głosów.

Reszta orszaku zaczęła wtaczać się do Złotopola.


Majordomus von Goldenzungen

Pewność siebie działała cuda, zwłaszcza gdy przychodziło do kontaktów z plebsem, który z zasady poddawał się kościelnym tezom, że to pokorni odziedziczą Stary Świat. Dodając do tego majestat szlachecki, czy swój własny, czy przez asocjację, i od razu otwierały się wszystkie drzwi, przynajmniej metaforycznie. Tedy Tupik prędko odnalazł grupkę, która jeszcze prędzej gotowa była wysłuchiwać jego poleceń, zwłaszcza że parę kroków dalej powiewał lotharowy sztandar i widzieli, że karzeł rozmawia ze szlachcicem jak z równym sobie.

Dworek był obrazem nędzy i rozpaczy już na samym wejściu. Drzwi leżały na zakrwawionej podłodze, wyrwane z zawiasów tylko w akcie radosno-bezmyślnego wandalizmu, miejscami popękane i roztrzaskane. Trupy zbrojnych, roztropnie pozostawionych przez zarządcę, zdobiły drewnianą podłogę i szpeciły ją kałużami krwi. Smród śmierci wisiał w powietrzu, parował z fekaliów i moczu uwolnionych z martwych ciał. Paru plebejuszy zacharczało w geście odrazy, jeden nawet wystrzelił z powrotem na zewnątrz, zapewne by wyhaftować, co miał do haftowania.

Tupik jednak widział już gorsze rzeczy, sam był ich udziałem. Brnął więc dzielnie i niewzruszenie naprzód, skacząc spojrzeniem w każdą stronę i rejestrując każdy, najmniejszy nawet detal. Parter musiał być miejscem tegoż jednostronnego starcia obrońców Złotopola z najemnikami - by nie powiedzieć rzezi - i tu śmierć zagęszczała powietrze najgorzej. Krwawe ślady wciskały się w każdy kąt kolejnych pomieszczeń - foyer ze schodami na piętro, salonik urządzony na bretońską modłę, skromną jadalnię, biblioteczkę (pustą, księgi wszak posłużyły za rozpałkę), szeroko pojęte pomieszczenia służebne i gabinet. Piętro ostało się w dużej mierze zniszczeniom, ale i znajdujące się tam pokoje sypialne zostały, na pierwszy rzut oka, ogołocone z kosztowności. Zbiry nie oszczędziły nawet biednych komód sprowadzanych z imperialnych rubieży, które pozbawione zostały szuflad.

W tym wszystkim, niczym duch, towarzyszył Tupikowi Leo. Mieszaniec zdawał się jedynie przeprowadzać prędką, pobieżną inspekcję posiadłości, zapewne z polecenia swojego szlacheckiego przyjaciela Lothara. Zostawił go jednak prędko, wieloznacznie tylko skinąwszy głową, widocznie usatysfakcjonowany z oględzin. Grotołaz zszedł za nim do holu, ale gdzie Fretka ruszył na zewnątrz zbierać grupę pościgową, tam karzeł zaczął komenderować zebranym plebsem, mającym mu robić za służbę. Odnajdując się na powrót w roli majordomusa - kiedy to było! - sprawnie urządził czyszczenie parteru i sprzątanie całego pierdolnika pozostawionego przez zbójów. Drzwi, już nienadające się do naprawy, dwóch rosłych chłopów przerobiło na prowizoryczne nosze, zgarnąwszy prześcieradło z jednej z sypialni i, wedle tupikowej komendy, trupy zaczęto wynosić na tyły dworku, pod ścianę malutkiej stajni.

W rozdzielaniu obowiązków Tupik zadbał, aby nikt nie przeszkadzał mu, a tym bardziej znajdował blisko, prywatnego gabinetu zarządcy. Konstatował, że jeśli gdzieś rzeczywiści znajdowały się jakieś nieznalezione łupy, to właśnie tam i pomieszczenie warte było ponownej, dogłębnej analizy. Ciężkie biurko imponującej wielkości było puste jak i komody na górze, szuflady rozrzucone po każdym kącie. Podobnie jak sterta papierów, wyglądających na oficjalne dokumenty z dworu Henrietty, podbite jej pieczęcią i noszące jej podpis z zachowaniem pełnej tytulatury. Była i gruba księga, oprawiona w ciemną skórę, której stronice były przedzielone na rzędzy i kolumny, wypełnione szczegółami wszelkich dochodów i kosztów Złotopola. Nic ciekawego.

Biurko, drewniane monstrum z miejscowego drewna, ostukał dla pewności nawet we wnęce śmierdzącej onucami, w poszukiwaniu sprytnie skrytej skrytki, ale i tego zabrakło. Tupik aż zazgrzytał zębami - kto to widział, żadnego podwójnego dna w szufladach i nawet ani jednej skrytki w tym przerośniętym meblu! Nawet zbóje chyba odpuścili sobie przesuwanie biurka, choć zdawali się chcieć zwinąć dywan zdobiący deski. Dywan był ładny, sprowadzony chyba z jakiejś tileańskiej manufaktorii, w letnich barwach i z frędzlami. Trochę pomarszczony w jednym miejscu, gdzie zbiry próbowały go wyciągnąć na siłę spod biurkowych nóg, ale... A to co?

- Zgubiłeś coś? - Znajomy głos od strony drzwi.

Tupik nie był z pierwszej łapanki, powstał z klęczek i podniósł zza biurka, po drodze zgarniając księgę z finansami. Morgdena w drzwiach powitał z uśmiechem, unosząc znacząco księgę, zanim położył ją na blacie i zebrał rozrzucone tam papiery w schludną kupkę.

Starając się z całych sił nie zerkać w stronę ogołoconego z książek regału i zagiętego tam rogu dywanu, który odsłaniał wytarte ślady na deskach podłogi. Jakby ktoś bardzo często przesuwał rzeczony regał.

Bingo!


Pogoń w ciemnicy

Lothar sarknął jeszcze raz i drugi na pomysł ruszenia w ślad za najmitami po zmierzchu, w ciemnościach, ale ostatecznie ustąpił i wzruszył ramionami. Młody de Borg, choć krew szlachetna, wyznawał nieco inną politykę niż Henrietta, acz podobnie liberalną jeśli mierzyć mocno konserwatywną, imperialną średnią. Gdzie Henrietta zapewnie autorytarnie rozstawiłaby ich wszystkich po kątach wedle własnego widzimisię - taka jej w końcu władcza prerogatywa - tam Lothar praktykował politykę laissez-faire, siląc się tylko na przykaz powrotu przed świtem.

- Nie będziemy na was czekać, mamy rozkazy, więc chcę wasze dupy widzieć w siodłach o świcie - tako im rzekł pan Trzygłowia. - Jak nie, to będziecie nas gonić do samego podgórza.

Pogroził jeszcze przy tym teatralnie palcem, ale tyle było jego wkładu własnego. Obiecał jeszcze w międzyczasie rozmówić się z miejscowymi, oddelegował nawet dwójkę własnych zbrojnych do obstawy pościgu, i rozdzielił pokoje w dworku, gdzie Tupik już szykował im nocleg i komenderował własnym oddziałem, szorującym podłogę i czyszczącym co się dało. A czego się nie dało, wyrzucali na zewnątrz. Wszyscy przyszykowali się do ruszenia w ślad za najmitami, jedni prędzej, drudzy wolniej, ale nim minęła godzina od wjazdu orszaku, ponownie opuszczali Złotopole. Tym razem w drugim kierunku, na północ.

Polna ścieżyna wijąca się tam nie była już tak przyjemna, jak ubity trakt prowadzący z Serrig, a i ciemnica nie pomagała. Zwłaszcza że jak na złość chmury przysłoniły Mannslieba na nieboskłonie, zmuszając do skorzystania z zabranych ze sobą latarni. Leo nalegał jednak, by i to źródło światła ograniczyć jak tylko mogli, by nie zdradzić się na odległość. Ślady wozu i koni mieszaniec jakimś cudem zdołał wypatrzyć i, jak zmiarkował wcześniej, wiodły polną drogą na północ, ku dalekiej jeszcze granicy z teoffeńskimi włościami. Gorzej już było, gdy zarządził zjechanie z tego marnego szlaku, i ruszyli na przełaj.

Za punkty odniesienia mając tylko gwiazdy w górze i ciemne plamy wokół, do jakich redukowana była okolica, ciężko było i wprawionym tropicielom. Latarnia na szpicy coraz częściej mrygała oszczędnymi snopami światła, by odnaleźć ewentualne tropy, a i główny trzon grupy musiał się ratować tym źródłem światła, gdy awangarda niknęła w cienistym całunie z przodu. Równie dobrze mogli szukać wiatru w polu.

Lżej było, gdy wiatr przegnał chmury i Mannslieb - wchodzący w ostatnią kwadrę - oświetlił już nieco bardziej okolicę. Nawet przestali drgać na szmery i szelesty małej fauny przemykającej gdzieś pod nogami lub na flankach. Morrslieba, niepodlegającego zwykłym prawom fizyki, nie było nigdzie widać i to przynosiło jakąś ulgę. Tylko tego by im brakowało, kolejnego zwiastunu Chaosu.

Minęła już godzina z okładem, gdy monotonne nawet po ciemku pola zaczęły przechodzić w łagodne fale, by wreszcie wyrwać już nieco śmielej ku górze i przejść w pagórki. Ze szczytu co niektórych szło nawet dostrzec odległą i rozległą plamę Freundeswaldu na zachodzie, gdzie jeszcze nie tak dawno tańcowała pożoga. Leo obrał kierunek bardziej w tamtą stronę, choć przy rozwidleniu ścieżek musiał się chwilę zastanowić. W sukurs przyszedł mu Ralf, wskazując zachodnią odnogę i ślady.

Zupełny przystanek nadszedł po dalszym jeszcze kwadransie wymagającej jazdy, na szczycie następnego z kolei pagórka, już nieco ostrzejszego niż te poprzednie. Ogniki w oddali, między plamami jakichś zabudowań skutecznie wbiły tercet na szpicy w miejsce, a jakby tego było mało, między kolejnymi kształtami przywodzącymi na myśl rozpięte płachty lub namioty, pulsowało charakterystyczne, ciepłe światło ogniska. Były i sylwetki, krążące między jedną ciemną plamą, a drugą, to znikając, to pojawiając się zza konturów.

- Obóz - wyszeptał Leo.

- No - przytaknął równie cicho Ralf. - Tu był chyba jakiś kościółek, dawno kiedyś. Pełno takich opuszczonych w okolicy, matula opowiadała. Tu chyba był trochę dalej tartak, jeszcze zanim Reuterowie zakazali wycinki Freundeswaldu.

Ralf przysunął się bliżej Fretki, wyciągając palec w stronę tych plam-kolumn.

- Widzisz, to chyba resztki kaplicy.

Leo nie widział. Na tą odległość ciężko było stwierdzić cokolwiek. Odwrócił się tylko i, upewniwszy że ciałem zasłania uniesioną latarnię, prędkimi ruchami puścił umówiony sygnał - dwa mignięcia - do ciągnącej za nimi reszty.

- Może to nie oni? - Zapytał, ale bez przekonania.

- A kto inny miałby obozować na tym zadupiu? - Parsknął zbrojny.

Argument, trzeba było przyznać, w punkt.





_____________________________________

5k100
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-11-2022, 12:46   #197
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Zgubiłeś coś? - Znajomy głos od strony drzwi…

A nic nic , sprzątam jeno - Tupik ostentacyjnie wręcz położył na biurku księgę i niemal wszystkie papiery. Niemal. Pieczęcie i podpisy Henrietty mogły się jeszcze przydać w przyszłości , dobrze je było mieć za wzór, zwłaszcza w papierach które pozostawiały choć linijkę czy dwie na dopiski… Zamierzał dokładnie przejrzeć księgę i papiery, być może nawet zabrać jedno i drugie - wręcz na pewno zabrać jedno i drugie, wszak wiadomym było że wszystkie księgi poszły na podpałkę. Nawet jeśli sam nie zrobi z nich użytku to księga finansowa z całą pewnością ucieszyłaby Lorda. Dobrze jest wiedzieć z kim i po jakich cenach handluje konkurencja...

Korzystając z okazji Tupik zagaił swego towarzysza. - A więc Mości Panie De Morgenie von Werk … Czy tak ? - Halfling uśmiechnął się półgębkiem, przyjaźnie, z nieskrywaną ciekawością w oczach. - Hildegarda von Werk, znaczy się waszmości matka z pewnością się ucieszy niepomiernie, żeś waść zmysły odzyskał i przypomniał sobie kim waść był … czy też jest … - Halfling wnikliwie obserwował kamrata, mógł mu pomóc niemniej musiał być pewnym że Dexter, czy też raczej Morgen tej pomocy potrzebuje albo raczej oczekuje, bo że potrzebuje to się halflingowi zdawało oczywiste…

Dex wiedział, że prędzej czy później ktoś w tej sprawie się odezwie. Westchnąwszy w duchu pociągnął wątek.

- Achh.. Pan Tupik jakże miło. Tak Mamusia będzie bardzo rad, a ja jakoś będę musiał nadrobić te wszystkie lata jakie spędziłem niczym syn marnotrawny z opowieści. Teraz jednak wróciłem i będę musiał w pierwszej kolejności jakoś o wybaczenie błagać. Ochh jakby tylko wiedział co robić. - skończył trochę teatralnie grając zagubienie.
Mówiąc przypomniał sobie znaki pokazywane przez halflinga podczas uczty w Serrig, więc wykonał też pewien ciąg znaków rozpoznawczych licząc, że trafił swój na swego.

O no proszę - halfling uśmiechnął się wyraziściej - próbowałem zarzucić przynętę na naszych konkurentów z Serrige a widzę że pod samym nosem pływa gruba ryba - wiesz , sam nie od zawsze byłem szlachcicem… - Tupik wyraźnie zawahał się na moment zastanawiając się ile tak naprawdę może powiedzieć rozmówcy. Generalnie jednak nie mówił nic co mogłoby mu jakoś zaszkodzić. Zwłaszcza że rozmawiali bez świadków - to pomyślawszy dał ręką znać Dexterowi by nawijał dalej sam tymczasem cichcem ( i to zawodowym cichcem) , podkradł się do drzwi, otworzył je nagłym ruchem, podobnie później zbadał okiennice a upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje kontynuował. Na wszelki wypadek i tak już ściszonym głosem.

- W sumie o tym co i gdzie przeżyłem można by niejedną książkę napisać, ale nie o mnie gadaliśmy, tylko o problemie jaki może wywołać zmartwiona mamuśka która może zacząć zadawać różne niewygodne pytania… Nie tylko o czas gdy się nie widzieliście, ale także o czas zanim jej synek zniknął z oczu… Ot zapyta o wujka Alfreda, albo o brata , siostrę … masz Ci jakieś rodzeństwo jako von Werk ? Bliższą , dalszą rodzinę, ogarnięte włości , sekrety rodowe i insze sprawunki o których syn wiedzieć musi? - Zapytał całkiem poważnie , wiedząc że lepiej pewne rzeczy przećwiczyć lub ustalić zawczasu , z przyjaznym halflingiem niż wpasć po uszy na przesłuchaniu na dworze , gdzie za podszywanie się pod szlachcica kara mogła być tylko jedna…
- Wraz z doktorkiem znaleźliśmy całkiem obszerną bibliotekę na zamku lorda, zniszczoną, zaniedbaną a jednak pokaźną, jak chcesz mogę przewertować zapiski w poszukiwaniu informacji o von Werkach , podpytać ludzi, ba może i samą lady Hildegardę, będzie to z pewnością mniej podejrzane niż gdybyś sam próbował wywiedzieć się na swój temat tego co wiedzieć powinieneś… A co do opowieści , cóż możesz zdać się na mnie , wszak będzie z rok jak jeszcze byłem w Bretonii gdzie niemało czasu spędziłem. Zagraniczne wojaże idealną byłyby dla ciebie przykrywką na czas nieobecności… praktycznie nie do sprawdzenia , bo któż wybierałby się w tak dalekie strony aby sprawdzić czyjeś alibi , co więcej dysponuje dostatecznie spora wiedzą, wziętą z doświadczenia żeby dokładnie nakreślić Ci co tam robiłeś, co się działo, jakie są tam zwyczaje i tak dalej, słowem wszystko by uwiarygodnić twój tam pobyt… być może nawet z moim własnym świadectwem. W zamian nie oczekiwałbym nic wielkiego , ot wszechstronne wsparcie na zamku lorda i poza nim, wszędzie tyle niebezpieczeństw, że dobrze będzie mieć kogoś kto wspomoże gdy zajdzie potrzeba. “Bo im więcej sznur ma włókien, tym więcej wytrzyma”* - jak prawi święta księga Esmeraldy.

Po prawdzie Tupik wciąż pamiętał pomoc Dextera w starciu z klanowcem , a czego by nie mówić o Tupiku to jedną z wielu rzeczy była jego pamiętliwość zarówno do tych osób które mu się naraziły jak i do długów wdzięczności które miał do spłacenia.

- Sigmarze, ale że co tu się stanęło. Siły nieczyste, przeklęte. Cholerne buntownicy na pokorny lud Młotodzierżcy trud i cierpienia zsyłają… - dał Dexter popis świętobliwej mowy kiedy jego rozmówca sprawdzał czy aby na pewno można bezpiecznie mówić. Upewniwszy się zaczął gadkę na poważnie.
- Panie Tupik powiem szczerze, iż za pańską pomocą będę wielce szczerze rad. Będzie Pan też mógł liczyć na wyrazy mojej najszczerszej wdzięczności. NIestety z lat dziecięcych zbyt wiele nie pamiętam, a wiem że na dworze wielu jest ludzi ubogiej wiary. Sam próbowałem już rozmawiać z częścią towarzyszy z naszego orszaku jednak póki co z marnym skutkiem, boś nie chciałem za bardzo się wychylać, a lekkie traktowanie sprawy doprowadziło iż temat zanikł. Dlategoż powiem szczerze.
Proszę o pańską pomoc Panie Tupik von Goldenzunen.


Tupik zmarszczył brwi a na jego czole wykwitła żyłka oznaczająca zamyślenie , wyraźnie coś kłębiło się pod jego bujną czupryną - Ustalmy może najpierw jedno , skąd wziął się w ogóle Dexter i która z tych ról jest prawdziwa , czy żadna ? Wszak zupełnie inaczej musiałbym waszmości do roli przygotowywać wiedząc na czym stoję. - Tupik spoważniał już zupełnie, wiedział iż czym innym jest przygotowanie szlachcica do grania roli osoby z innego rodu a czym innym budowanie tożsamości od zera. Kto jak kto ale Tupik cokolwiek w tym temacie wiedział.

*cytat z Koheleta

K100: 61, 95, 63, 85, 90

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 06-11-2022 o 12:51.
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-11-2022, 16:08   #198
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
- Echh.. masz rację jak ta macherka ma się udać musisz wiedzieć na czym stoisz.
Cóż urodziłem się w Altdorfie. Dobra rodzinka. Ojczulek prowadził nieźle prosperujące przedsiębiorstwo handlowe. No, ale biznes dziedziczył kto inny. Kto inny też był zastępca, a mnie dano do szkoły z zamiarem, że klechą zostanę. Od Sigmara wspomnę tylko. Koniec końców uznałem, że to nie dla mnie i zwiałem. No dużo się nauczyłem jak się wysławiać itp. W domu jeszcze nauczyłem się tileańskiego, bo rodziciel miał z nimi powiązania biznesowe.
No w skrócie jedyne co umiałem to jakieś wykształcenie z wysławiania się, przemawiania i przekonywania. Wiesz retoryka.
- głośno westchnął na przerywając historię na moment. Mówił jak na spowiedzi. Postanowił zagrać w tej sprawie vabank
Jak mówiłem edukacja na kapłana. Jedyne co umiałem to wciskać kit prostaczką i można powiedzieć, że tym się zająłem. Szarlataneria, czasem trochę wielkich słów, a czasem wystarczyło tylko człowieka wysłuchać, albo lekko pocieszyć i już coś mogłeś dostać. Jak trochę dorobiłem to zająłem się kupiectwem. Ricardo kupiec z Tileai. No głównie cieniem handlowałem, ale pieniądz był z tego nieziemski. Problem był tylko taki, że wzbudzał zainteresowanie i wrogość ludzi, którzy też byli w tym biznesie. Musiałem się zawijać. Miałem już wtedy paczkę znajomych z branży i wpadliśmy na pomysł, który miał nam dać bogactwo i sławę. - zaśmiał się cicho mówiąc to. Następnie wrócił do historii.
Wiem przed chwilą mówiłem, że zainteresowanie to minus poprzedniego biznesu, a teraz o sławię mówię. No ale to był ten jeden genialny pomysł na jaki się wpada pijąc z przyjaciółmi w karczmie. Zanim otrzeźwieliśmy, by się dobrze zastanowić zaczęliśmy wprowadzać go w życie. Wykosztowaliśmy się no i od biedy można by nas nawet wziąć za poczet rycerski. Potem można powiedzieć wróciłem do korzeni. No w kompani byli tacy co to bić się umieli to niekiedy się zdarzyło, że naprawdę pozbyliśmy się jakiś goblinów z lasy, czy paru bandytów, ale często tym straszydłem co to się chłopom naprzykrzało to który od nas latał w przebraniu i wył. Naprawdę nie ma lepszego klienta niż przerażony osobnik co płaci, aby odzyskać spokój. No ale niestety ekipa była i się zmyła, a poszło oczywiście o pieniądze. Z tego podziału łupu zbyt dobrze nie wyszedłem, ale zdobyłem to co najważniejsze. Papier co to szlachectwo osoby go posiadanego potwierdza. No osoba od której go mieliśmy całkiem sprawny w fachu jest bo dzięki niemu udało mi się dostać na służbę do Barona Manfreda z Eigenhof. Potem posłał mnie do Teoffen, a potem resztę to już wiesz. No może oprócz tego, ze mam też pismo o tym, że jako przedstawiciel Barona dalej tu jestem, oraz rozkaz aby mu wieści słać. Starucha rozpoznała mnie niby po “myszce” za uchem. Szczerze to nigdy tam nie patrzyłem. Tego młodego von Werka podobno za młodu porwana. Tyle udało mi się dowiedzieć skończył opowiadać swoją historię Dexter aka Morgden von Werk


Tupik wsłuchiwał się uważnie w opowieść, nie przerywał, nie potępiał, sam miał takie epizody w swoim życiu przy których handel cieniem był tylko cieniem jego działań. Przypomniał mu się Profesorek, jeszcze kiedy prowadził bandę Grabaża, ten to produkował całe masy białego proszku, ale cóż to były odległe czasy… Halfling wsłuchiwał się w dalsza opowiesć , o rzekomym porwaniu Morgdena za młodu , o problemie tożsamości wywołanym na dworze Lorda , świeża przeszłość i papiery szlacheckie dawały mu nieco szerszą możliwość działania. Obmyślał plan i póki co nakreślił go w miarę szkicowo.

Tak więc heraldyka , przynajmniej podstawy bo całej znajomości herbów w krótkim czasie cię nie nauczę, ale wystarczy być orientował się w najważniejszych i by rozumieć niektóre symbole, do tego historia młodości , zdaje mi się że najlepiej byłoby utrzymać , że dotychczasowi rodzice od których masz papiery szlacheckie musieli być porywaczami , a może wyrwali Cię z rąk porywaczy lecz nie miałeś już przy sobie żadnych oznaczeń rodowych więc nie wiedząc komu Cię zwrócić zatrzymali jak swego? Nie wiesz, nie pamiętasz, zbyt młody wtenczas byłeś i tyle.
Trzeba dokładnie ustalić kiedy syn Hildegardy zaginął, czy rzeczywiście zaginął a nie na ten przykład się mu zmarło i tylko biednej szlachciance pomieszały się zmysły. Potrzebujesz sporej dawki informacji i dobrze będzie jak będziesz unikał matrony przez jeszcze jakiś czas dopóki nie dowiem się choć podstaw.



Kwestia służby u barona dawała Werkowi świetne alibi na czas ostatni, ktoś mógł jednak dociekać cóż ów szlachcic robił wcześniej , gdzie mieszkał, czym się zajmował on czy też jego rodzina...


-Skoro znasz Tileański to trzymaj się wersji że w wczesnej młodości wyruszyłeś w wojaże , żądny przygód i rozrywki, to akurat spotyka się wśród młodych szlachciców. Nie zaszkodzi twoja znajomość cienia , ale podkreślał bym raczej że byłeś jego głównym użytkownikiem i ofiarą i że narkotyk ten namieszał ci w zmysłach. To może się przydać także wtedy gdybyś musiał rakiem wycofać się z ostatnich twierdzeń. - Tupik w miarę tworzenia wiarygodnej tożsamości von Werka coraz bardziej był zadowolony. - Będziemy nadganiać w wolnym czasie szlacheckie braki wychowania, doszlifujemy heraldykę, poprawimy etykietę , a jak los dopisze to dochrapiesz się majątku i tytułu po matronie w pełnej krasie. Uważać trzeba będzie na krewnych ale i na to jest sposób, wystarczy że działać będziesz przez pełnomocnika , tłumacząc swą nieobecność chociażby chorobą, pilnymi wyjazdami, czymkolwiek , byle by nie byli w stanie skonfrontować twego pochodzenia. Choć przypuszczam, że możesz być podobny do prawdziwego syna Hildegardy skoro cię za niego bierze…Zresztą skoro “myszka” pod uchem wystarcza samej matce to ciężko by ktoś dopatrywał się innych podobieństw … Gorzej jak kiedyś prawdziwy dziedzic zjawi się na zamku , jeśli pójdziesz dalej tą ścieżką to nie wykluczone że będziesz musiał pozbyć się konkurenta, czy to oficjalnie w pojedynku czy też mniej oficjalnie. Mi to w żaden sposób przeszkadzać nie będzie - uśmiechnął się mając nadzieję na to że halflińskie szczęście uśmiechnie się do nich obojga i nie będa musieli mordować prawdziwego dziedzica. No ale cóż, zabijał już za mniejsze pieniądze, nie on jeden.

-Pomóż mi z tą szafą, zobacz wyraźnie ktoś ją przesuwać w tą i w tamtą, musi się za nią kryć jakieś tajemne przejście, może nie wszystko tu splądrowane - dodał puszczając oko do Morgdena i odwzajemniając w ten sposób zaufanie od na nowo poznanego towarzysza.

Rzuty: 75,48,17,1,62
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 06-11-2022 o 16:36.
Lynx Lynx jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-11-2022, 21:31   #199
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Po Cimnicy



Cienie oszukiwały zmysły, ogień przyćmiewał rozsądek, Loe uznał, że nadto już ulepił z materii eteru w ostatnim czasie, dalsze próby byłby już kuszeniem losu-chaosu, ale kiedy podniósł się z klęczek i poczuł na twarzy mocny wiatr, który wcześniej odsłonił latarnię, aqshy z duszy zamieniło się w żar ciała, wypalający mieszańca do popiołu. Słowa guślarza w głowie, raz po raz obracane. Cenniejsze zapewne niż cała nocna wyprawa.

Ręka Ralfa na ramieniu. Skinął głową.

Na straży pozostawili Dereka i Ralfa.

Cienie w cieniach, koni cienie, jak złodzieje pod balkonem, tak się skryli pod tym klonem.

- Zdaje się, że obóz rozbili. Może być to kolejna blaga, ale jest szansa żeby ich podejść bliżej. Proponuje podzielić się na trzy grupy, dwie podchodzą jedna zostaje w odwodzie. Na pewno ja podchodzę z kimś i na pewno Derek zostaje. Kto chętny? - zmrużył Fretka oczy przemawiając do towarzyszy. - Możemy też ich tylko obserwować z daleka, ale czy po to tu przybyliśmy po cimnicy? A cimnica nam sprzyja.

Darło go do przodu, choć nauczył się już ważyć słowa między szlachetnymi, trudno było nie dostrzec skupienia mieszańca, naprężenia, ale po ostatnim przedstawieniu z kryształkiem, wszyscy patrzyli jakby trochę podejrzliwie, jakby coś skrywał.

Żeby pociągnąć do przodu: Proponuję dwie ekipy, które podejdą bliżej po dwu zwiadowców. Reszta zostaje przy koniach. [2+2+3] Do jednej Leonidas z kimś. Pytanie do bohaterów graczy, którzy chcieliby brać udział w tak niebezpiecznym zwiadzie.
1. Zwiad ich zabezpieczenia, czyli: czy i jak wystawili straże.
2. Policzenie załogi i broni, zrabowanych łupów, do tego trzeba podejść trochę bliżej, ale jeszcze na bezpieczną odległość.
3. Podsłuchanie, do tego etapu może dojść tylko jedna ekipa, duga jest odwodem.
Między etapami ekipy powinny mieć możliwość komunikacji umówionymi sygnałami. Aro czy jesteśmy w stanie udawać jakieś odgłosy nocne (ptaki), żeby nie wzbudzić teoretycznie podejrzeń? Dam puszczyka. Podchody na mój pogląd trzeba zrobić pieszo, choć nie uśmiecha mi się zostawianie osób niegodnych bohatera z wierzchowcami. Z drugiej strony powitałbym w oddziałach zwiadowczych jak najwięcej panów z Teoffen i Serring.

Może też za bardzo kombinuję i zrobić jeden oddział podchodzący, czyli podzielić się na dwie grupy. Ci z końmi i tak bliżej punku 1 nie podejdą.

Aro wyprawa poprzedzona należytą obserwacją, bo jak wspomniał Fretka to może być blaga, jak zorientowali się w pościgu.


90/36/16/54/66

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-11-2022, 21:51   #200
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen na rychtował kuszę. Tak na wszelki wypadek. Wszak lepiej mieć niż niemieć, prawda?
- Ano zobaczmy co to za jedni. - mruknął - w razie co to od razu możemy paru się pozbyć.
 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172