Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2022, 05:39   #138
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Dlaczego zawsze ja? Jak nie impy, to pająki - muszkieterka jęknęła gdy zawroty głowy i mdłości wreszcie ustały, pomna starcia w komnacie przywoływań, które również zakończyła z trucizną w żyłach.

~

Kiedy tylko ostatni z wielkich pająków uciekł do wnęki w sklepieniu groty i zniknął w mroku pajęczyn, walka zakończyła się. Nowe monstra nie wypełzły z otworów zlokalizowanych wszędzie w komorze, choć jasne było, że w mrocznych zakamarkach nadal czaiły się pozostałe. Być może przegrupowywały się? Stwierdziły, że ofiara broniła się zbyt mocno, aby warta była kolejnego ataku? Z małych otworów w ścianach jaskini, które przypominały strąki nasion lotosu, co jakiś czas dochodził tykający odgłos. Brzmiał on jak wielkie odnóża, które ocierały się o pancerze albo przeżuwające jedzenie szczękoczułki.
– Witajcie, nieznajomi - głos czarnowłosej kobiety wzniósł się nad szeleszczące dźwięki wokół. – Zwą mnie Renali. Kim jesteście? Czy straciliście drogę w tych jaskiniach?

Paladyn ukłonił się uprzejmie kobiecie.
- Joresk Strabo, rycerz w służbie Ragathiela, a to moi towarzysze: Katerina Bonheur, Wug zwany Łamaczem Kości, Khair, Doktor Sidonius oraz Jednooki, sługa Wuga - przedstawił resztę drużyny - A także Lavena Da’naei, która zaraz powinna do nas dołączyć - uśmiechnął się, po czym zawołał w stronę, w którą pobiegła półelfka - Laveno, możesz już wrócić, jest bezpiecznie, pająki zabite!
— Ach, doprawdy? No co ty nie powiesz? — odpowiedział mu z oddali poirytowany głos wiśniowowłosej.
Po tych słowach paladyn jeszcze raz zwrócił się do kobiety.
- Przyjmij moje podziękowania za pomoc w tym starciu, przyjazna twarz jest miłym widokiem w ciemnościach - ukłonił się raz jeszcze z uśmiechem - Działamy z ramienia lokalnych władz i podążamy tropem grupy złoczyńców pod przywództwem nekromantki. Chociaż nie zaprzeczę, żaden z nas nie jest ekspertem od jaskiń. A co ciebie tutaj sprowadza? Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce na spacer - rzucił żartobliwie.
– Złoczyńców? W takim razie, być może nasze drogi schodzą się - czarnoskóra kobieta dopiero teraz schowała nóż za pas, choć jej wzrok pozostawał czujny. – Parę dni temu, razem z moimi towarzyszami ścigaliśmy grupę członków niebezpiecznego kultu. Nasze poszukiwania zawiodły nas do starej świątyni, której patronem jest Ketephys. Walczyliśmy z nimi, jednak podczas walki część z nich umknęła nam w jej głąb. To dlatego jestem tutaj teraz. Odłączyłam się od grupy, ścigając ich.
- Tak, tak, kultyści Dahaka, ropuchy i małpy, z obsesją na punkcie zniszczenia, pod wodzą Marapunka - Katerina machnęła wymijająco dłonią. Choć nieznajoma nie wykazywała wrogich zamiarów, muszkieterka dalej ściskała rapier w prawicy i łypała nań podejrzliwie znad ramienia Joreska. - Ale czy przechodziła tędy nekromantka? Białe włosy, wyższa ode mnie. Tylko o wiele brzydsza. I ma irytujący zwyczaj przemawiania jak złoczyńca z jarmarcznego przedstawienia.
– Malarunk!? - orzechowe oczy kobiety rozszerzyły się w zdziwieniu. Zapewne nie spodziewała się usłyszeć tego imienia. – Malarunk to imię przywódcy bandy. On i jego banda siepaczy są teraz w głównej komnacie, jakieś pół godziny marszu stąd. Wiem, ponieważ uciekłam stamtąd, kiedy okazało się, że wrota na zewnątrz są zamknięte.
Katerina obserwowała Renali przez pewien czas. Renali, jeśli rzeczywiście miała coś kręcić, to chyba umiała łgać jeszcze lepiej, niż Voz, lub… Po prostu mówiła prawdę.
– Białe włosy i zielony płaszcz? Była tutaj, razem z grupą orków i hobgoblinką. Zaatakowali mnie niedawno, nie będzie tego więcej, niż dzień temu - Renali odparła na pytanie Kat. – Przestrzegłam ich, że kierują się bezpośrednio do siedliska potwora, jednak nie obchodzili się zbytnio moimi ostrzeżeniami.
Nagle, przez grotę przetoczył się dźwięk odległego huku, który brzmiał jak zawalająca się ziemia i grzmot jednocześnie. Ściany groty zadrgały niebezpiecznie, z góry posypało się parę kamieni.

Renali pokręciła głową.
– Jeśli chcecie złapać waszych złoczyńców, potrzebujecie się spieszyć - kobieta pokręciła głową.
- Jak ominęłaś demona? - Muszkieterka postawiła na bezpośredniość, nadal krzywiąc się po dźwięku odległego huku.
– Dzięki magii - odparła Renali. – Udało mi się odwrócić jego uwagę na tyle, że nie zauważył mnie, kiedy przechodziłam.
Doktor ukłonił się nisko zdejmując kapelusz.
- Jestem jestem doktor Sidonius, zwany Sidem. Wielcem rad, że waćpanna nas uratowała. - rzekł Miał słabość do elfek. Sidonius skłonił się z gracją, witając się z Renali, która także się uśmiechnęła. Pomimo tego, zdało się, że uśmiech kobiety nie był niczym więcej niż grzecznością.
Khair w końcu również się odezwał.
- Khair, kapłan Sarenrae - przedstawił się. - Miło cię spotkać - powiedział. - Czy ktoś potrzebuje leczenia? - zmienił temat.
- Mhm - Katerina odparła niezobowiązująco, marszcząc brwi, jakby dalej nie do końca przekonana. Obejrzała się przez ramię w poszukiwaniu znajomej sylwetki drużynowej wiedźmy. Jak na zawołanie, ledwie chwilę później nieobecna w trakcie starcia półelfka wyłoniła się z cienia. Prezentowała się zdecydowanie lepiej, niż w momencie, gdy zniknęła wszystkim z oczu. Jeszcze zanim się postanowiła ujawnić towarzyszom, młódka, wodząc niepewnym i gorączkowym wzrokiem po okolicy, starała się całkowicie upewnić, że koszmarne pajęczaki nie stanowią już zagrożenia i nie zamierzają powrócić. Dlatego też dokładnie obejrzała całą grotę i ujścia pobliskich tuneli. Zbliżyła się nawet do jednego z monstrualnych stworów i z wielkimi oporami trąciła go czubkiem eleganckiego buta. Prawie dostała przy tym ataku serca, ale ostatecznie ścierwo nawet nie drgnęło. Nabrawszy nieco pewności, galantka odetchnęła z ulgą i zbliżyła do grupy. Wciąż jednak nie czuła się całkiem swobodnie.
— Macie szczęście, że udało mi się pozbyć tych, które próbowały zajść nas od tyłu — zadeklamowała z wyraźną dumą, stając reprezentatywnie na widoku i w teatralny sposób ścierając iluzoryczny pot z czoła.
Następnie spojrzała podejrzliwie na Renali. W trakcie eksploracji nie umknęło jej nic z tego co powiedziała obca czarnoskóra kobieta.
— Powiadasz więc, że sama jedna przechytrzyłaś diabelskiego lorda, potem przeżyłaś starcie z nekromantką, przywódczynią bandziorów i ich nieumarło-bandycką obstawą, a do tego wędrujesz sobie w najlepsze po tunelach pełnych włochatych… — wzdrygnęła się. — monstrów, jakby to był wiosenny spacerek po parku.
Pomachała urękawiczonym palcem w geście „Nie ze mną te numery!”.
— Uwierzyłabym… gdybym to ja powiedziała, ale nie jakiejś podejrzanej obcej dziewce. Kim naprawdę jesteś i czego od nas chcesz?
- Charau-ka walczą z przymusu - powiedział Wug - Wykonują rozkazy Ropuchów, no i ten Malarunk jest jeszcze po stronie kultu. Reszcie oferujemy taką umowę jak Jednookiemu. Poddadzą się mogą zostać w twierdzy. Ważne żeby szybko zabić Malarunka reszta odpuści po jego śmierci.
-Lavena jest nie tylko personifikacją pożogi, ale też dba o bezpieczeństwo naszych zakutych łbów. - rzekł doktor w duchu przyznając rację czarodziejce. Miał jednak nadzieję, że przybyszka nie okaże się wrogiem.
– Chcę po prostu wrócić do domu - odparła Renali. – Malarunk ma klucz do bramy, jednak zdaje się, że od pewnego czasu nie może otworzyć jej na dłuższy czas, żeby wejść. Lub żeby sprowadzić znaczące posiłki.
Na podejrzliwe słowa Laveny, kobieta drgnęła.
– Uwierzysz, w co zechcesz. Malarunk nie był skłonny podążać za mną jeszcze wtedy, kiedy walka wrzała. Potwór nie potrafił przebić swym wzrokiem magicznej niewidzialności… Choć, zdaje mi się, że bestia już całkiem straciła rozum i tylko szczęściem nie wyczuł mnie, kiedy przechodziłam obok. Podobnie, to nie ja byłam celem półelfki.
Lavena stwierdziła, że nie mogła wyczuć kłamstwa od strony Renali. Wniosek ten sprawił, że zagryzła zęby ze złości. Niezbyt wierzyła w wyjątkowe szczęście nieznajomej, tym bardziej nie dopuszczała do świadomości, że ktoś mógłby ją okłamać tak, by tego nie zauważyła. No, chyba że w grę wchodziła jakaś potężna magia... Być może Renali mówiła prawdę, ale czarownica musiała się co do tego upewnić.

Kobieta cofnęła się parę kroków, kiedy zobaczyła, że Lavena wykonuje gesty i wymawia słowa mocy.

Wykrycie magii potwierdziło, że w istocie wokół kobiety unosiła się dosyć silna magiczna aura, jednak czarownica nie była w stanie stwierdzić, jaka była jej natura.

Spojrzenie Renali zafiksowało się na Lavenie, a ona sama odstąpiła dalszych parę kroków w głąb tunelu. Jej wzrok powiódł także po reszcie z grupy. Czekała, co zrobią.
- Spokojnie, nie mamy złych zamiarów wobec ciebie. Niektórzy z nas są zwyczajnie ostrożni - powiedział uspokajającym tonem Joresk - Laveno, może wyjaśnisz, co robisz?
— A może wpierw TY łaskawie wyjaśnisz MI, co WY robicie?! — odparowała czaromiotka. — Witasz się jak ze starą przyjaciółką z zupełnie obcą kobietą w skrajnie niebezpiecznym i nieznanym ci miejscu. Kobietą, która rzekomo zbiegła Malarunkowi i jego małpim zastępom, potem umknęła potężnemu czarciemu lordowi, następnie zaś przetrwała napaść ze strony Voz i towarzyszących jej Krwawych Ostrzy, a na sam koniec wędruje sobie beztrosko przez tunele wprost rojące się od gigantycznych pająków… I wszystko to uczyniła bez niczyjej pomocy!
Póelfka westchnęła przeciągle, wyrażając dobitnie swój głęboki zawód.
— Ech, mężczyźni są tacy naiwni… Właśnie wyczułam od niej dość silną aurę magiczną. Zastanawia mnie teraz, czy to wynik iluzji, która zwodzi nasze zmysły, czy też zaklinania, która zwodzi wasze umysły… Nawet jeśli jakimś niepojętym cudem większość tego, co rzekła, jest prawdą. To wydaje mi się, że coś przed nami ukrywa. A to oznacza, że nie jest całkiem szczera. Jeśli to nic zdrożnego, to i tak chciałabym to wiedzieć. Dlaczego wyczuwam od ciebie silną magię Renali, raczysz może wyjaśnić?
- Później wyjaśnię Ci, na czym polegają negocjacje na polu bitwy - paladyn uśmiechnął się lekko, niezrażony wywodem - Bo tego w twym bogatym doświadczeniu najwyraźniej brakuje. A efekty magii zaklinania zostawiłyby aurę na nas, nie na niej - dodał, nieco sam zaskoczony tym wtrąceniem - Nie wpływa na nas, jedynie na siebie, może być to pozostałość zaklęcia niewidzialności. Jednak wolałbym to usłyszeć od niej samej - skinął w stronę Renali.
— Ach, jesteś słodki, gdy próbujesz mnie poprawiać Głuptasku — westchnęła z czystą protekcjonalnością szmaragdowooka. — Ale niestety się mylisz. Wykryłam magię, która jest aktywna teraz.
Dobitnie podkreśliła ostatnie słowo.
– Jeśli nie chcecie podróżować ze mną, mogę odejść - Renali odrzekła ostrożnie, rzucając spojrzenia to na Joreska, to na Lavenę. Wyglądało na to, że bieg, który przybrała rozmowa, sprawił, że chyba naprawdę zamierzała to zrobić. – Zaklęcie, które noszę na sobie, jest po prostu zaklęciem ochronnym.
— Hm. Skoro tak stawiasz sprawę, to ostatecznie wyrażę swoje zdanie — rzekła beznamiętnie półelfka. — Ja jestem przeciw. Jeśli weźmiemy ją ze sobą, to jeszcze wprowadzi nas prosto w zasadzkę przygotowaną przez Voz, bądź wystawi na żer czarciemu lordowi, któremu może oddawać cześć. Ale róbcie, jak tam sobie uważacie.
Machnęła nonszalancko ręką i odeszła parę kroków. Następnie przystanęła z założonymi rękoma, z wielką łaską oczekując na werdykt innych.
-Raneli Lavena to nasza czaromiotka. Miota czarami jedynie trochę wolniej niż słowami. Mnie obrażała nie raz zanim sobie pewne rzeczy wyjaśniliśmy niemal przy użyciu mieczy. Dużo przeszliśmy ostatnimi czasy. - ork westchnął
- Chodź z nami, sama klucza od Malarunka nie zdobędziesz. My też zapewne stoczymy jeszcze niejeden bój i każda pomoc się przyda. Jeśli Lavena ma obawy walcz obok mnie a z daleka od niej. Nie mam wątpliwości, że jesteś w kłopotach. Coś ukrywasz masz jakąś tajemnicę twoja sprawa. Bylebyś nas nie zdradziła. Ty jesteś ostrożna my podejrzliwi to normalne zważywszy na nasze wspólne położenie. - rozciągnął ręce tak by wskazać na jaskinie. Pełną potworów i niebezpieczeństw. - Kto jest za wspólna walką? - Wug spojrzał po towarzyszach. W perspektywie walki z demonem pomoc by się im przydała. Miał tylko nadzieję, że demonem nie była sama Raneli.
Katerina, która jedynie energicznie kiwała głową na słowa Laveny i wskazała ją nawet palcem w geście zdającym się krzyczeć “słuchajcie jej!”, pomarszczyła się znowu na wzmiankę o aktywnej magii i podejrzliwość ponownie wlała się w jej spojrzenie. Na ostatnie słowa Wuga parsknęła, unosząc dłoń.
- Zwolnij do leniwego kłusu, mój drogi Łamaczu - zaszczebiotała, odwracając się w stronę Renali. - Słońce, chyba nie nam się dziwisz? Lavena nader jasno wypunktowała wszystkie aspekty naszego spotkania, które działają na twą korzyść i wzbudzają zdrową oraz naturalną podejrzliwość. Sama miałabyś takoż same przemyślenia, co my. Mniejsza jednak!
Machnęła dłonią.
- Rozmowa jest podobno pierwszym krokiem ku zaufaniu, jeśli wierzyć filozofom - Bonheur milczeniem pominęła fakt, że na palcach jednej dłoni mogłaby zliczyć osoby, którym w swoim życiu naprawdę zaufała. - Biorąc pod uwagę fakt, że dalszy rozkład jaskiń znasz na pewno lepiej od nas, pozwól, że uszczkniemy nieco z tego źródełka wiedzy. Zacznijmy od najbardziej palącej kwestii, czy blada sucz i jej banda siepaczy z niedowładem intelektu zdołali się dogadać bądź przebić przez domenę demona, czy może jednak ugrzęźli gdzieś na jej granicy?
– Jeśli będzie trzeba, będę walczyła u waszego boku, aby posłać wielkiego biesa do gorejących piekieł! - zawołała Renali na słowa Wuga, zmitygowała się jednak naprędce i zwróciła się do pozostałych. – Jakżeby inaczej mielibyśmy przejść wszyscy? Idąc całą grupą, zauważy nas niechybnie - tu rzuciła wzrok na Joreska w pełnej płycie. – Wyjście z groty wielkiego tyrana jest jedno i lepiej byłoby, żebyśmy go nie mieli za naszymi plecami, kiedy przyjdzie nam walczyć z Malarunkiem.
Po czym zwróciła się do Kateriny:
– Ostatni raz widziałam grupę orków, półelfkę i hobgoblinkę, kiedy kierowali się prosto do jego legowiska. Jeśli nie przegrali walki z nim, są zapewne teraz w komnacie bram elfów. Zdaje mi się, że słyszałam odgłosy walki z tamtej strony, jednak nie chciałam po raz kolejny zapuszczać się tak blisko legowiska biesa. Grota, w której tyran ma swoje leże ma dwa wejścia. Jeśli jednak idzie się odnogą po prawej, natychmiast natrafi się na kolejne przejście, które jest skarbcem biesa. To przez skarbiec przedostałam się aż tutaj, bo lewa odnoga wiedzie prosto na jego tron.
Między jednym i drugim mrugnięciem oczu, na słowo “skarbiec”, w spojrzeniu Kat błysnęła iskra. Kiwnęła głową, zerkając w stronę humanoidalnych kokonów w dalekim końcu komnaty.
- Tuszę, że nie ciągnęli ze sobą trupów - oznajmiła przelotnie. - Gdzie wychodzi drugi koniec tych mitycznych wrót? Tylko daruj sobie ogólnikowe “Garund”, słońce, tyle zdążyliśmy już się domyślić, że to magiczne przejście na Czarny Ląd.
– Drugi koniec wrót wychodzi w świątyni boga Ketephysa - odparła Renali. – Na północ świątyni znajduje się miasto Akrivel, które należy do klanu Pantery Gromu. Daleko na południe zaś znajduje się wielkie jezioro Ocota.
- Urocze strony - rzuciła muszkieterka suchym tonem, jakby od niechcenia. Jedynym miejscem wartym jej uwagi na dalekim południu pozostawały Kajdany, a i to zaledwie w ramach awanturniczych opowieści o szaleńczych korsarzach. - Jak wiele wiesz o Malarunku i reszcie tych lunatyków? Skoro ścigałaś ich wraz ze swoimi konfratrami, powinnaś wiedzieć o nich dosyć sporo, być może więcej niż my. Jak choćby to, czy mieli po tej stronie jakiś kontakt, który karmił ich informacjami o Isger. Lub Kręgu.
– Nie mam pojęcia o kontaktach, które Malarunk mógł mieć tutaj - opowiadała Renali. – Jeśli mieli jakieś, umknęło to naszej uwadze. Być może Jahsi, nasz przywódca, wie coś więcej. Wiem tylko tyle, że Popielne Pazury potrzebują wrót elfów do czegoś więcej, niż tylko przechodzenia tam i z powrotem. Kiedy walczyliśmy wcześniej, Malarunk wrzeszczał, że tylko dni dzielą ich od uwolnienia Dahaka, cokolwiek to miało znaczyć.
Czarnoskóra kobieta spojrzała na świeże szczeliny, które powstały przez ostatnie podrygi dochodzące z głównej komnaty. Jej spojrzenie było pełne podejrzenia, jednak poniechała wyrażenia swoich domysłów.
— Dahak to ten ich śmieszny bożek — wtrąciła Lavena. — Jeśli rzeczywiście zamierzają go uwolnić, to by znaczyło, że próbują połączyć się poprzez Krąg Alsety z jakimś wymiarem rzyci, w którym aktualnie gnije.
Czarownica przyjęła zuchwałą pozę, uniosła brodę i złożyła palec na licu.
— Niewątpliwie mają rozmach ropusze syny. Jednak nie uwzględnili w swych planach jednego niezwykle istotnego czynnika. Otóż po powierzchni Golarionu może stąpać tylko jeden żywy bóg. A ja niestety nie znoszę konkurencji…
Uśmiechnęła się z rozbrajającą pewnością siebie.
- Bez ochyby spiszesz się w gromieniu Malarunka równie świetnie, jak przy osłanianiu naszych tyłów, moja droga - Bonheur uśmiechnęła się niewinnie.
Przeklinając jednocześnie własną podejrzliwość, która dalej trzymała rapier w jej prawicy i tym samym uniemożliwiała złożenie razem dłoni, by mogła zaimitować palcami pajęczy chód w stronę Laveny.
Gdyby nie warstwa pudru pokrywająca oblicze wiśniowowłosej dandyski, z pewnością zgromadzeni mogliby dostrzec, że zaczerwieniła się ze skrępowania i złości.
— Kobieto! — wzniosła głos z patosem. — Stoisz tu ciągle żywa tylko dzięki zastosowaniu mojej magii, nie wątp we mnie.
- Broń Calistrio! - Katerina aż przyłożyła wolną dłoń do piersi na insynuację wiedźmy. - To były najszczersze słowa uznania, Laveno, nie śmiałabym podawać którejkolwiek z twoich cnót w wątpliwość.
— Mam nadzieję — odparła afektowanie narcyzka, po czym wyszczerzyła się przebiegle. — Wielkość bowiem nader często budzi zawiść, a ta przynależna jest wyłącznie pospolitym nieudacznikom.
Padało wiele słów, które mogły być prawdą, a mogły też być kłamstwem. Khair nie potrafił tego rozstrzygnąć. Oczywiście Renali mogła prowadzić ich w jakąś pułapkę, ale po co? Ze spokojem mogła poczekać, aż pająki wykończą paru z nich.
- Chodźmy dalej, zanim strop zawali się nam na glowy - powiedział. - Wtedy nasze dyskusje okazałyby się bezcelowe.
- Miałaś okazję przyjrzeć się temu demonowi? - Katerina wyrzuciła ostatnie pytanie cisnące się na front myśli. - Na tyle dobrze, by zidentyfikować jego naturę?
- Wiem, że jeno paranoja może ocalić prawdziwego poszukiwacza przygód o czystym sercu, a takimi osobami jesteśmy, lecz może udzielmy pani wysoko oprocentowanego kredytu zaufania? - powiedział Sid.
– Nie wiem, czym jest bies przed nami - rzekła czarnoskóra kobieta. – Wiem na pewno, że całkowicie stracił swój rozum, jest szalony. Zdaje się, że żyje w tych jaskiniach już od dekad, jeśli nie od stuleci. Jeśli półelfka, o której mówicie, chciałaby się z nim układać, to prawie na pewno była w błędzie. Jedyne, co zdaje się go obchodzić to zbieranie czaszek do jego tronu. Jego kły broczą trucizną i wydaje mi się, że zna jakiś rodzaj boskiej magii, choć jest to magia ciemnych bogów. Uważa się za boga goblinów… Jednak gobliny już dawno temu przestały odwiedzać te jaskinie.
Po czym zwróciła się do Sidoniusa:
– Jedyne, czego chcę, to wrócić do swojego domu w Akrivel. Jeśli będzie trzeba, wspomogę was w walce z biesem i Malarunkiem.
- Tron z czaszek? Powiało grozą - westchnęła ciężko Katerina, wzruszając wieloznacznie ramionami. Rapier w końcu znalazł się z powrotem przy pasie, a w jego miejsce dobrała lewak. Potoczyła spojrzeniem po towarzyszach i ponowiła gest ramionami, pozostawiając decyzję co do Renali reszcie. Obracając ostrze w dłoni podreptała w stronę kokonów, by przyjrzeć się im z bardziej bliska.
Ruda sybarytka wypuściła z irytacją powietrze.
— No dobra, skoro już się namyśliliście, to bierzmy się do działania! — ponagliła, tupiąc niecierpliwie nogą. — Stercząc tu bezczynnie, marnuję swój talent!
- Zgadzam się z Wugiem. Przed nami zapewne trudne starcia, więc nie warto odrzucać pomocnej dłoni. Potrzebujemy chwili, by zająć się ranami, a potem możemy ruszać - po chwili dodał - Jeszcze jedna rzecz: ile osób było w grupie Voz, tej półelfki? I czy mieli ze sobą jakieś zwłoki? Chodzące bądź nie?
-Interesujące, szalony czart! To będzie fascynujący obiekt badań - zawołał Doktor.
— Skoro jest szalony, to wypada go uśpić — napomknęła z zuchwałym uśmiechem szmaragdowooka.
– Półelfka miała przy sobie nieumarłe istoty - Renali zwróciła się do Joreska. – Wydaje mi się, że oprócz elfki i hobgoblinki, było jeszcze trzech lub czterech żywych orków i chyba jednego lub dwóch nieumarłych. Także wyglądających na orków.
Renali zamyśliła się przez chwilę.
– Teraz, kiedy o tym wspominasz, sądzę, że jeden z chodzących trupów niósł ze sobą jakieś zwłoki - dodała.
~

Paladyn, czarownica, śledczy i kapłan zajęli się za leczenie ran swoich i towarzyszy. Wprawne ręce kapłana i śledczego łatały miejsca po pajęczych ukąszeniach, zaś nad krzątaniną unosiły się co pewien czas słowa modlitwy Joreska do jego boskiego patrona i słowa mocy wypowiadane przez Lavenę, która przywoływała lecznicze płomienie. Minęło około godziny.

~

Odcięcie kokonów wiszących na pajęczynach było wyzwaniem nie lada - pajęczyny były grube i lepiły się do broni i pancerza. Miejsce także nie było wcale zachęcające do pozostania - Wug i Lavena parę razy zauważyli, jak wysoko, na sklepieniu powyżej, parę pająków przechodziło z jednego otworu w drugi, jakby niepewne, czy pozostać w swoim legowisku, czy też opuścić się im na szyje. Ta druga odnotowała ten fakt z wyraźnym niepokojem.

Pomimo tego, żadna z bestii nie zaatakowała.

Kokonów było dziewięć. Każdy, kiedy tylko upadł na podłogę, wyzwalał roje małych pajączków, które rozłaziły się po podłodze i uciekały w ciemne zakamarki podłogi.

Wnętrze kokonów, kiedy tylko zostało otwarte, cuchnęło rozkładem i dziwnym, ziemistym zapachem.

W paru kokonach nie było niczego poza brudem i pajęczynami, a także resztkami pożartych przez pająki istot. Trupy należały do goblinów, gnomów i ludzi. Zmumifikowane i na poły rozpuszczone, poczerniałe zwłoki szczerzyły się w ostatnim uśmiechu. Zbroje i oręż były skorodowane i zniszczone, a przedmioty porozbijane.

Nie wszystkie jednak. Ostatnie trzy kokony zawierały w sobie broń, która była niewątpliwie magiczna - nie miała na sobie śladów korozji.

Pierwszym ze znalezisk był ostrze do rzucania w kształcie gwiazdy. Sidonius odkrył, że ostrze miało nakreślone na sobie dwie runy - pierwszą wzmacniającą siłę uderzenia i drugą, nieco bardziej zaawansowaną, która sprawiała, że ostrze, po rzuceniu, w magiczny sposób zawsze wracało do dłoni po rzuceniu, niczym bumerang.

Drugim, także zidentyfikowanym przez śledczego, był miecz z runą zwiększającą obrażenia.

Wreszcie, w ostatnim kokonie, w którym znajdował się wyjątkowo obrzydliwie wyglądający trup z krzyczącym wyrazem twarzy, znaleźli stalową tarczę, na której wymalowany był czarny symbol smoka. Smoczy symbol nie wydawał się być jakimś konkretnym znakiem odwołującym się do jakiegokolwiek kultu, a jedynie zwykłym ornamentem.

Khair przypomniał sobie, że podobne tarcze widział już kiedyś, dawno temu - stal tarczy została zaklęta w taki sposób, aby była wytrzymalsza od zwykłych i była w stanie absorbować obrażenia dzierżącego ją.

W tym samym kokonie znajdowała się pojedyncza fiolka z gęstą, brązową mazią. Wyglądało na to, że wypicie fiolki mogło powodować efekty podobne do zaklęcia korowej skóry.

Trupy miały także przy sobie proste, gliniane figurki - zapewne zrabowane wcześniej z opuszczonej goblińskiej wioski. Gliniane figurki przedstawiały postacie goblinów i ich boga, Ralldara, jak już rozpoznali wcześniej podróżnicy.

Mały Ralldar wyglądał komicznie - wielka głowa szczerzyła się w grymasie wściekłości, a on sam prezentował spore zęby i wymachiwał nieproporcjonalnymi łapami. Była też inna figurka, także prezentująca boga goblinów: ta druga przedstawiała go z martwym goblinem w sporej paszczy i wznoszącego szpony, jakby rzucał zaklęcie.

Glina była bez żadnej wartości, jednak oczy figurek zawierały w sobie jaspisy, kwarce i bursztyny, które niechybnie były coś warte na rynku w Rozgórzu.

Sakwy podróżne martwych nieszczęśników zawierały w sobie srebrne i złote monety - awanturnicy doliczyli się trzydziestu dwóch sztuk złota, osiemdziesiąt dwie sztuki srebra i dwanaście miedziaków.
-Ja wezmę sztylet. Bardzo jestem z ciebie dumny Laveno, za początek walki z własną fobią. Niedługo przyjdzie czas na kontrolowane spotkanie z obiektem lęku - rzekł Sidonius .
— Raczej nie będę reflektowała — odparła z kwaśnym uśmiechem półelfka.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 31-10-2022 o 05:42.
Santorine jest teraz online