Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2022, 11:52   #521
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Londyn. Claremont Square

Tony i Catherine byli ubrani elegancko i ze smakiem, na tyle na ile będąc ściganym przez Antyterrorystów mogli pozwoić sobie n bycie elegnckimi. Dotarli na wskazany plac, jednak między budynkiem z numerem 11 a numerem 13 niczego nie było. Znaczy.. Była tam ściana. Stli chwilę patrząc na siebie nawzajem i nie rozumiejąc, czy znaleźli się w zasadzce, czy po prostu stali się ofiarami okrutnego żartu.

- Dobry wieczór - powitała ich niewysoka kobieta o azjatyckich rysach twarzy. Miała na sobie obcisłą czerwoną sukienkę zdobioną motywem smoka.
- Zapraszam na spotkanie. Nazywam się Liu Tang. Z klanu Tremere.

Kobieta ruszyła twardo wprost na ścianę. Gdy do niej podeszła, a Tony i Cath stanęli za nią, to kobieta wykonała gest przed murowaną ścianą.

Ściana rozpłynęła się, odsłaniając schody prowadzące do budynku wciśniętego między dwa sąsiednie. Był szeroki może na półtorej metra, niczym domy budowane w Amsterdamie nad kanałami w czasach gdy o wielkości podatku decydowała szerokość frontu.

Liu szła przodem. Otworzyła drzwi i weszli do salonu. Ogromnego salonu. Miał może z siedemdziesiąt metrów kwadratowych. Schody prowadzące na piętro po obu stronach oraz przejścia na parterze. Oboje z Heroldów poczuli delikatne mrowienie unoszącej się wszędzie magii Tremerów.
- Proszę, zaczekajcie chwileczkę na sofie. Królowa zaraz was podejmie.

***


Gdzieś w lesie…

- Pierdolenie - wypalił Razor. - Jesteście zagrożeniem, bo zabijacie ludzi. I nie tylko ludzi jak widać.
Wilkołak wypalił patrząc na rozszarpane zwierzęta pod nogami Gangreli.
- Czyli nam nie pomożecie? - powiedziała Rowena stając ramię w ramię z Utamukeeusem. - Nawet z opuszczeniem miasta?

Razor zdawał się nad czymś zastanawiać.
- Bit, co z Wielkim Mrokiem? - niemal zawarczał. Wywołany do odpowiedzi Bit zrobił krok do przodu, skracając odległość. Wyjął z plecaka tablet.
- W mieście jest coś jeszcze poza waszymi komandosami. Duchy mówią o powracającym Wielkim Mroku, który spowije Londyn. I nie ma on nic wspólnego z ludźmi. Wiecie coś o tym?

***


Londyn, gdzieś w północnej części.

Yusuf dotarł do zatoczki dla taksówek, w której złote ślady stóp zmieniły się na złote ślady opon. Wszystko trwało zbyt długo. Indianin nie mógł tak daleko zajść na piechotę w czasie jaki minął od zmierzchu. Okazało się, że są na postoju taksówek. Długo nie myśląc wsiadł do jednego z pojazdów z tyłu z trudem upychając swój miecz. Spoon grzecznie podszedł do kierowcy. Rozejrzał się, to w lewo, to w prawo, po czym uderzył głową kierowcy o kierownicę i przepchnął go na miejsce pasażera. Pokusił się o żart, że oto udaje kierowcę taksówki, jednak zgarbiony z tyłu Yusuf napędzany przez bestię tylko coś warknął i wskazał kierunek jazdy.

Pięć minut później byli przed sklepem okultystycznym. Z witryny patrzyły na nich szklane kule, wypchany czarny kot, świecznik w kształcie czaszek. Do sklepu prowadziły wyraźne, świecące na złoto ślady. Takie same ślady wychodziły na zewnątrz sklepu i podróżował dalej znów zmieniając się w ślady opon.

Spoon nie wychodząc z samochodu zacieśniał więzy z właścicielem taksówki. Zastanawiając się czy sędzia wejdzie do środka, czy też ruszy w dalszą pogoń.

***

Tymczasowa siedziba Królowej Londynu

- Królowa zaprasza - powiedziała Liu niespełna pięć minut później. Przeszli przez inne drzwi. Wchodząc niemal natychmiast do przytulnego pomieszczenia w stylu kolonialnym. Stało w nim trzech mężczyzn, jedna kobieta siedziała na fotelu naprzeciw szerokiej kanapy. Kobietą była Anna.

Jednym z mężczyzn był Bainbridge. Primogen Tremere, któremu mieli dostarczyć wiadomość od Sri Sansy. Jednak on wyglądał przerażająco. Miał na sobie czarny frak z czerwonymi elementami i krwiście czerwoną poszetką. Jednak jego twarz była potworna. Lewe oko i włosy nad lewym uchem pozostały nietknięte. Reszta skóry była doszczętnie spalona odsłaniając nagie kości czaszki. Po prawym oku nie było śladu. Wpatrywał się w gości niczym żywy trup, a w głowie Catheriny przewijały się wiadomości o niezwykle długim i trudnym do ugaszenia pożarze w Hotelu Andaz, londyńskiej Fundacji Tremerów.

Po drugiej stronie rozmawiali dwaj mężczyźni. Jednego poznała z trudem. Zazwyczaj elegancki Reginald Moor, primogen klanu Brujah. Wielki wojownik. Miał na sobie ślady krwi. Jego garnitur był rozszarpany serią z karabinu maszynowego. Zapewne nie jedną. W przeciwieństwie do Bainbridge'a jeszcze go nie zmienił. Ostatni z mężczyzn, Terrence Gartner miał dziurę w brzuchu. Otwór tak duży, że można było przełożyć przez niego dłoń na drugą stronę. Teraz było przez nią widać stojące za nim pianino. W innych okolicznościach Catherina pomyślałaby, że jest na imprezie z przebraniami. Tymczasem rada primogenów była tu i najwyraźniej oberwała bardziej niż Heroldzi myśleli.

Wyglądało to tak, jakby ktoś bardzo dokładnie informował Antigen gdzie można znaleźć najważniejszych Tremere i Brujah.

- Usiądźcie proszę - powiedziała Królowa wskazując miejsce naprzeciw siebie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline