Byli w tym regionie wystarczająco długo, by zauważyć, że pyłowe zamiecie cechowały się pewną dozą przewidywalności. Jak do tej pory jeszcze nie zdarzyło się, by nawet najpotężniejsza z nich nie słabła przynajmniej trochę po kilku godzinach. Ale z drugiej strony, może sami się oszukiwali? Wszak aż tyle ich znowu nie przeżyli... być może ta akurat trwać będzie tygodniami? Narastający stres powodował, że atmosfera w kryjówce stawała się coraz bardziej gęsta i nieprzyjemna. Z każdego kąta dało się słyszeć pełne frustracji bluzgi. Niektóre zbiry siedziały przy wyjściu z kurczowo zaciśniętymi na broni palcami, nie mogąc doczekać się akcji, inni z nich przechadzali się nerwowo po ruinach, kopiąc co jakiś czas w ściany.
Chłopak schował się w kącie, nie chcąc nikogo prowokować. Ale to nie starczyło. Skulił się gwałtownie i jęknął gdy w pewnym momencie ciężki ząbkowany nóż wbił się w ziemię, centymetr od jego nogi. Z drugiej strony pomieszczenia rozległ się złowrogi rechot, który podchwyciło kilku ze zbirów. Bawili się nim z nudów, poirytowani własną bezsilnością.
W końcu opętańczy wiatr trochę ucichł. - Młody, bierz tę swoją lichą giwerę, będziesz stał po mojej lewej. - warknął do Mikhaila dowódca zbirów. - Lepiej, by te twoje wyliczenia nie zawiodły, bo cię sam hycnę tym zasrańcom na obiad.
Na wyjściu wskazał jeszcze nastolatka - A ty siedź tu bezużyteczna łajzo! Jak którykolwiek z moich chłopaków zauważy, że chcesz za naszymi plecami dać dyla, sprzeda ci serię w tyłek.
Oczywiście Butch w swoim planie zakładał zapewne, że jedyną potencjalną drogą ucieczki dla ich więźnia byłoby główne wyjście z ruin... |