Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2022, 11:53   #139
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
– Zanim tam pójdziemy - rzekła jeszcze Renali. – Chcę, żebyście wiedzieli, że władam magią iluzji. Potrafię rzucać zaklęcie niewidzialności, a także przywoływać iluzoryczne istoty, tak samo jak przedmioty. Być może będziemy mogli to wykorzystać, żeby odwrócić uwagę biesa!
— No, no, imponujące kochana — Da’naei pochwaliła sardonicznie kobietę. — Ale jeśli zdołasz łaskawie jeszcze trochę poczekać, to wkrótce pokażę PRAWDZIWĄ magię!
- Mhm - Bonheur mruknęła na słowa czarnowłosej, po raz wtóry zerkając na nią z ukosa i z podejrzliwością.
Po rozdysponowaniu wyposażenia, śmiałkowie zebrali się i rozpoczęli dalszą marszrutę. Głębiej i głębiej, korytarze rozgałęziały się i schodziły z powrotem, a chłód jaskini z wolna przybierał na sile, kiedy podróżnicy schodzili niżej i niżej.

~

Po nieco ponad pół godzinie, w oddali ujrzeli blade, trupiozielone światło - które okazało się fosforyzującymi grzybami wyrastającymi ze ścian jaskini. Powietrze stało się duszniejsze i wypełniał je dziwny zapach zarodników grzybów - jakaś mieszanina wilgoci i bagniska z akcentami zgnilizny.

Wreszcie, parędziesiąt kroków dalej, kamienne ściany jaskini zaczęły zwężać się klaustrofobicznie, formując dwie odnogi. Było tutaj nieco pajęczyn i porozbijanych jaj wielkich pająków, choć samych pająków śmiałkowie nie dostrzegli.
– Obie drogi prowadzą do starego biesa - rzekła Renali cichym głosem. – Ten tam - wskazała na odnogę bardziej na południu - przechodzi bliżej skarbca. Ten drugi prowadzi prosto na jego tron. Oba wchodzą do jego sali tronowej.
Natychmiast, kiedy Renali wyrzekła te słowa, Lavena zaczęła się skradać, a Katerina nałożyła płaszcz na rękę.

Przy prawym wejściu zauważyli parę trupów: były w miarę świeże, posoka na kamiennej posadzce nie zaschła jeszcze, a przybrała formę rudawej brei.

Byli to orkowie bandy Krwawych Ostrzy. Rozerwane na strzępy ciała i zmasakrowane przez potężne uderzenia korpusy leżały bezładnie na kamiennej posadzce, która ubarwiona była ich krwią. Obok tych ciał leżały także trupy, które były znane im już z polany na Ścieżce Strażnika - martwi orkowie nosili m.in. ślady rapiera Kat i młota bojowego Wuga.

Oprócz tych ran jednak, orkowie dostrzegli ślady potężnych ugryzień, jak gdyby ciało zielonoskórych było porozrywane przez szczęki ogara, jednak znacznie większego i potężniejszego. Paru miało poodrywane głowy, ten i owy zostali rozczłonkowani. Jeden z trupów został ogryziony niemal do gołej kości.

Opodal, przy jednym z ciał, leżała gizarma Joreska.

Ciał Voz i Dmiri nie było jednak nigdzie.

Jednooki - charau-ka, który podążał z drużyną (i wobec którego Renali rzucała nieufne spojrzenia), cofnął się parę kroków na ten widok. Wug już wcześniej wytłumaczył małpoludowi, co trzeba zrobić. Choć ten nie rozumiał języka małpoluda, wyglądało na to, że jego podwładny zrozumiał aż nazbyt dobrze, co miało się kroić już niedługo.
— Szkoda, że nie zdążyliśmy na przedstawienie — westchnęła okrutnie Lavena, krzywiąc się delikatnie z niesmakiem z powodu makabrycznego widoku. — Nie widzę jednak truchła hobgoblinki i słabomantki. Zbiegły głębiej, korzystając ze śmierci towarzyszy, czy też bestia zatrzymała je na podwieczorek?
Dumała na głos.
— Którą odnogę wybieramy? Skoro obie prowadzą ostatecznie do tego samego miejsca. To nie ukrywam, że chętnie pierwej bym zerknęła na dobra zgromadzone przez monstrum – jej oko błysnęło zachłannością.
- Czart będzie pewnie zwracał większą uwagę na tą bliżej skarbca, ale w tym momencie to nie ma wielkiego znaczenia - stwierdził Joresk, z ponurą satysfakcją zabierając swoją utraconą broń. Póki co jednak miecz i tarcza wydawały się lepszym wyborem. Rozejrzał się, licząc trupy i próbując dojrzeć jakieś ślady - Zgaduję, że prędzej wykorzystały swoich ludzi jako przynętę. A ostrzegałem ich wcześniej… - westchnął ciężko, jakby rzeczywiście było mu żal. Paladyn doliczył się sześciu zwłok. Zdawało się, że jakieś ślady, choć niewyraźne, wiodły do północnej odnogi.
— No nie wiem. To byłoby całkiem sprytne jak na nie — zadrwiła czaromiotka.
- Voz pewnie jest w tej dalszej, bo chce założyć na nas pułapkę gdy będziemy już na miejscu.
- Ona już pewnie o nas wcale nie myśli - powiedział Khair. - Poza tym między nią a nami jest wkurzony czart, a ona z pewnością ma ważniejsze zajęcia niż zakładanie pułapek.
- A ja mówiłam, “wybierzcie mądrze” - Katerina westchnęła, zerkając po trupach. Przeniosła spojrzenie na obie odnogi prowadzące do legowiska diabła. - Wiedziałam, że to była naiwna mrzonka i nekromantka jakimś cudem wyślizgnie się z tego cała. Eh!
Westchnęła jeszcze raz. Dźgnęła rapierem w stronę skarbcowej odnogi.
- Tamtędy - oznajmiła. - I tak czy siak, znając życie, czart zwróci na nas uwagę. Nie ma co mitrężyć. Może zdołali z niego coś uszczknąć i liże rany. Allons-y, moi drodzy.
Jednooki, zgodne z rozkazem Wuga, wycofał się do korytarza, z którego przyszli. Małpolud zniknął w mroku.

Kiedy tylko jego podwładny wycofał się, Wug wyciągnął miksturę korowej skóry i pociągnął solidne parę łyków. Skóra orka natychmiast zmieniła się na grubszą i chropowatą, w istocie upodabniając się do tej dębowej: nawet mech pokrył twarz i ramiona barbarzyńcy.
— Gdybyś tylko mógł się teraz widzieć! — zachichotała ruda dandyska.
Weszli więc od południa. Zwężenie korytarza było krótkie - ot, nagłe okno skalne uformowane przez naturalne przyczyny. Pierwszy kroczył Joresk, a za nim, kolejno: Wug, Katerina, Lavena, Sidonius i Khair, za Khairem zaś podążała Renali. Paladyn trzymał tarczę uniesioną.

Południowa odnoga prowadziła do małej groty, z której wiodło tylko jedno wyjście na wschód. Poza półelfką, nikt nie czaił się - dudnienie okutanych pancerzem stóp paladyna odbijało się głucho w grocie, podobnie jak kroki pozostałych.

Zaraz potem korytarz otworzył się na większą grotę.

Sporej wielkości komora była w miarę sucha. Nie było tutaj żadnych źródeł światła, choć parę łuczyw, które wyglądały na zaiste starożytne, było przymocowane do ścian.

W głębi pomieszczenia znajdował się masywny tron skonstruowany ze starych kości i śmieci. Czaszki, kręgosłupy, piszczele, a także brudne szmaty i połamane deski zostały przywiązane wespół zetlałymi sznurami i zardzewiałymi łańcuchami w jedną formę.

Żebra zostały pieczołowicie poukładane, aby ułożyć się w siedzenie, zaś skrzyżowane piszczele tworzyły wysokie oparcie. U jego podstawy, dwa szkielety zostały przymocowane do niego w taki sposób, że tworzyły iluzję postaci podtrzymujących siedzącego. Zwieńczenie tronu stanowiły czaszki - zdawało się, że oprócz tych goblińskich znajdowało się parę ludzkich i tych należących do elfów. Dwa kolejne szkielety, przymocowane łańcuchami za tronem, wznosiły ręce w górę, w geście adoracji.

Tron był jednak pusty. Nie zasiadał tam nikt.
Wokół tronu znajdowały się trupy. W odróżnieniu jednak od zwłok orków, które leżały niedaleko, te tutaj były całkowicie zaschniętymi, wyglądającymi na prastare szkieletami, bez wyjątku należących do goblinów. Małe szkieleciki - było ich około tuzina - zostały poustawiane przed tronem w modlących się i służalczych pozycjach. Niektóre zostały rozłożone przed samym tronem, niby krzyżem płaszczące przed nim, inne zaś klęczały i biły pokłony. Jeden - zaraz pod ścianą - był w wymyślny sposób za pomocą drewnianej ramy ustawiony w pozycję, która chyba miała sugerować przestrach.

Dwa ze szkieletów - te z kolei bardziej przypominały zasuszone mumie niż kościotrupy - były wyposażone w kosy bojowe, na których ostrzach znajdowały się jakieś runy. Były one jedynymi, które były odziane w szaty, a które przywodziły na myśl jakiś kapłański strój. Zetlałe i rozpadające się odzienie, w które ubrane były goblińskie trupy, były wyszywane jakimiś symbolami. Z daleka trudno było jednak stwierdzić, do czego miały nawiązywać.

Na środku tej sceny poruszała się mała postać.

Jakiś goblin - jakiś wyjątkowo zaniedbany, wychudzony, brudny goblin, nawet na dosyć skromne pod tym względem standardy goblinów z Rozgórza - uwijał się między nieruchomymi figurami, pieczołowicie je czyszcząc, poprawiając niedoskonałości i polerując murszejące już truchła. Zielony karzeł był ubrany tylko w przepaskę biodrową, a jego wychudła forma odsłaniała żebra i kręgosłup. Zdawało się, że mamrotał do siebie nerwowo jakieś słowa.

Po krótkiej chwili, goblin zaczął raptownie wciągać powietrze nosem, węsząc.
– Śmierdzi tutaj! Czuję… Czuję coś! Ktoś nadchodzi!
— Ech, dlatego właśnie ciągle podkreślam, jak kluczowa jest higiena — skomentowała piromantka, teatralnie załamując ręce.
Goblin odwrócił się w stronę nadchodzących awanturników. Wyraz twarzy goblina był maską, na której rysowała się podejrzliwość, złośliwość i niemalże instynktowna nienawiść.
– Wy! - wrzasnął cienkim i nieprzyjemnym głosem. – Wy! Stójcie! Stójcie i pokłońcie się! Oddajcie trybut jedynemu władcy Czarciego Wzgórza!
— Raczysz żartować pokurczu — parsknęła Lavena. — To TY wykonaj pokłon bowiem PRAWDZIWA władczyni Czarciego Wzgórza właśnie przybyła!
Khair stłumił uśmiech. Sytuacja wyglądała na zabawną, nawet bardzo. Ale śmiać się głośno nie wypadało, bo, zapewne, popsułoby to efekt wystąpienia Laveny.
Kapłan rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu "prawowitego" władcy tego miejsca. Czyżby Voz poradziła sobie z czartem?
Sidonius znał życie. Pokraczny i komiczny goblin był najpewniej czartem w przebraniu,, gotowym nieść śmierć i zagładę.
- Wybacz mej przyjaciółce. Jest niespełna rozumu. Pragniemy tylko cię przestrzec przed nikczemną półelfią nekromantką, która chce zbezcześcić twe sanktuarium.
— Ha, niespełna rozumu! — zaśmiała się szmaragdowooka. — I mówi to dziad, który płaszczy się przed cherlawym i cuchnącym goblinem pozbawionym piątej klepki!
- Sam widzisz. Tylko osoba niespełna rozumu mogłaby prawić takie brednie!
— W zasadzie… — czarownica splotła ręce na piersi. — To trafił swój na swego. Zatem bawcie się dobrze chłopcy, postaram się dalej nie zawyżać poziomu dyskusji.
Dla zaakcentowania swych słów machnęła nonszalancko dłonią.
- Wasza potężność, proszę pozwolić sobie pomóc w walce z Voz!
- To on? - Katerina zamrugała raz i drugi, rozbrojona nieco brudnym goblinem. Parsknęła pod nosem, uciekając się do krotochwili, by trochę rozładować napięcie jakie wzięło ją w szpony odkąd wkroczyli pod ziemię. - Ja wiem, że samce i mężczyźni mają w zwyczaju kompensować nawet w artystycznych dziełach, ale to już absurd!
Joresk nie chciał wdawać się w słowną utarczkę między towarzyszami. Cały czas trzymając tarczę w pogotowiu i obserwując okolicę, postąpił parę kroków do przodu - lepiej nie być znowu u wylotu tunelu…
- O jakim trybucie mówisz? - zapytał goblina. Ten może nie wyglądał groźnie, ale mógł być heroldem lub pupilkiem czarta.
Lavena wyrzekła słowa, że to ona jest władcą Czarciego Wzgórza, wtórował jej zaś uśmiech Khaira. Sidonius i półelfka kłócili się między sobą, samotny Joresk zaś dopytywał, czym jest hołd…

Z gardła goblina dobiegł wysoki wrzask. Goblin rozbłysł szarym światłem, a sylwetka w jednej chwili zmieniła się: patykowate ramiona zmieniły się w górę mięśni, w bezzębnych ustach nagle wyrosły wielkie kły, głowa pokryła się gęstym futrem, zaś w dłoniach ukazały się szpony, większe nawet od tygrysich. Wrzask goblina, w miarę przemiany, stawał się coraz głębszy i głębszy, aż w końcu zamienił się w ryk, który zatrząsł całą grotą.

W tym samym czasie, w oczodołach dwóch wyposażonych w kosy bojowe, zmumifikowanych goblinach zapłonął niebieski płomień. Małe postacie drgnęły, wiekowy kurz opadł z nich i wreszcie także zwróciły swoje przegniłe oblicza w kierunku awanturników.

Transformacja była porażająca: istota, która stanęła przed nimi była potężna, szczególnie w porównaniu z jej poprzednią formą. Znając jego poprzednie wizerunki z malowideł i figurek goblinów, nie mieli wątpliwości, kto właśnie stanął przed nimi.

– …wasze kości na mąkę, a czaszki do tronu - rzekł olbrzym, na którego twarzy nagle pojawił się obłąkany uśmiech.
Lavena zamaskowała instynktowne drgnięcie z trwogi, wzbudzone manifestacją potwora momentalnie przyjmując dumną postawę.
— Ach, więc jesteś! Aczkolwiek poprzednia forma zdecydowanie bardziej odpowiadała komuś takiemu jak ty — wyrzekła z prowokującym uśmiechem. — Kiedy już przejmę twą domenę oczywiście całkowicie przemodeluję to miejsce. Zdecydowanie twój brak wyczucia stylu porównywalny jest do twego szkaradnego oblicza.
Lavena uniosła jeden ze ze zwojów w swoich dłoniach i zaczęła recytować słowa mocy. Zwój spłonął natychmiast, a w jej dłoni zaczął formować się piorun kulisty, powiększając się i nabierając coraz więcej mocy.

Ralldar wydał z siebie potężny ryk w stronę Joreska, a paladyn poczuł, że pomimo odwagi i jego oddania Ragathielowi, jego ręce same zaczynają drżeć.

Bies wywarczał parę dziwnych słów i uczynił gest dłonią. Niepozorny ogień zabłysł w jego wielkiej jak bochen chleba łapie. W jednej chwili, jego sylwetka nagle stała rozmyta i przezroczysta, jak gdyby stał się zjawą.

Nagle, wielkolud zniknął i pojawił się obok miejsca, w którym stał.

Z ust trupiego goblina dobiegł szept. Nieumarły kapłan skierował ostrze swej kosy w stronę Joreska. Czarny promień uderzył w paladyna, jednak ten zebrał się w sobie i… Przetrzymał uderzenie! Siłą woli odepchnął energię rozkładu.

Renali, zlokalizowana na samym końcu wykrzyknęła zaklęcie. Obok Joreska, z nicości, pojawił się rycerz w pełnej zbroi płytowej, podobny do niego samego.

Przywołany przez czarodziejkę obraz wojownika pobiegł w stronę biesa i zamachnął się na niego mieczem. Iluzja jednak chybiła.

Drugi z nieumarłych kapłanów podbiegł do iluzorycznego wojownika i uderzył dwa razy bojową kosą. Jednak… Chybił! Iluzja Renali była tak doskonała, że była w stanie, póki co, obronić się przed nieumarłym!

Śledczy pociągnął parę kroków rudowłosą, aby po chwili sam się przenieść za plecy paladyna. Przyglądał mu się przez chwilę…

Śledczy zrezygnował jednak z uderzenia w biesa, nie widząc żadnego przystępu w zbroi i grubej skórze. Poświęcił parę chwil na próbę przypomnienia sobie, czym mógł być… Jednak Ralldar wydawał się być unikalny pod tym względem. Czym był szalony czart? Demonem? Diabłem? Czymś pośrednim? Nawet dla umysłu śledczego, to wyzwanie okazało się, przynajmniej na ten moment, zbyt wielkie. Sid nie miał pojęcia, czym był Ralldar.

Katerina podbiegła do goblińskiego kościeja, który wcześniej zaatakował iluzję wyczarowaną przez Renali. Muszkieterka dwa razy próbowała podprowadzić nieumarłego, aby ten odsłonił się przed nią, ale! Nadaremno. Czy było to zdenerwowanie przed potężnym kształtem biesa zaraz obok, czy też nekromantyczna magia ożywiająca przeżarty przez robaki korpus - nijak nie mogła oszukać go.

Paladyn zrobił krok w przód i uderzył swoim magicznym mieczem, jednak zamiast jęku bólu, spotkał go tylko gromki śmiech Ralldara, którego chyba rozbawiło uderzenie, które przecięło tylko powietrze.

Barbarzyńca ryknął przeciągle, podbiegł do zmumifikowanego goblina, który jeszcze mocował się z iluzją i zakręcił młotem bojowym i krótkim mieczem. W paru ciosach, trup rozpadł się na drobne kawałki.

Lavena wreszcie skończyła intonować słowa mocy, które odczytała wcześniej ze zwoju. Skierowała rękę w stronę trupiego goblina w głębi groty: potężny piorun kulisty opuścił jej dłoń. Przez jaskinię przetoczył się odgłos gromu, na parę chwil, kamienne ściany zostały oświetlone piorunami, kiedy masywne wyładowanie uderzyło w nieumarłego. Pomimo tego… trup nadal stał!

Ralldar zaśmiał się, a jego głos był podobny do gromu, który przed chwilą eksplodował na twarzy kościeja. Bies zrobił wymowny gest w stronę Sidoniusa i odsłonił potężne kły.

Śledczy zmarniał w jednej chwili, tak piorunujący był pokaz siły wielkiego czarta. Czuł, że narasta w nim fala paniki…

Nie był to jednak koniec. Ralldar wrzasnął jakieś dziwne słowo, a jego lewa ręka raz jeszcze zapłonęła ogniem, kiedy ten kreślił w przestrzeni magiczny znak.

Sidonius poczuł, jak traci świadomość.

…w ostatniej jednak chwili, poczuł, że ostatnim wysiłkiem woli przemógł wolę biesa, która pozostawiła go jednak osłabionym i zdezorientowanym. Sidonius bełkotał nieskładnie przez parę chwil, aby otrzeźwieć ostatecznie.

Sylwetka wielkiego czarta zamigotała i rozmyła się, on sam zaś pojawił się parę kroków dalej od miejsca, w którym stał.

Zmumifikowany goblin podniósł swoją rękę i z jego przegniłych, zaschniętych ust dobył się dźwięk wymawianego zaklęcia. Wug poczuł w swoim sercu grozę, kiedy tylko tamten skończył kreślić w powietrzu znaki i recytować słowa.

Renali z okrzykiem wypadła z jaskini, mijając bełkoczącego Sida i pozostałych. Dopadła do nieumarłego, który wcześniej rzucił zaklęcie na Wuga i wprawnie uderzyła raz, drugi, trzeci. Uderzenia nieznajomej kobiety sprawiły, że nieumarły w paru chwilach stał się na powrót kupką kości i pyłu.

Iluzja wojownika, którego wyczarowała czarnoskóra kobieta zamigotała i znikła, jako że nie była podtrzymywana przez czarodziejkę.

Śledczy rzucił nożem w biesa, namyśliwszy się wreszcie. Trafienie weszło, jednak natychmiast zostało zmitygowane przez zaklęcie biesa, które rzucił na siebie wcześniej. Nóż przebił się przez magiczną osłonę, a czart zarobił draśnięcie.

Khair podbiegł na miejsce przed wielkim potworem i zaczął głośno modlić się do bogini. Kapłan Sarenrae rozbłysł złotą energią, kiedy tylko błogosławieństwo z niebios spłynęło na niego. Jego towarzysze wokół poczuli, że siła napływa do ich ramion i serc.

Muszkieterka spróbowała przeturlać pomiędzy nogami wielkiego czarta, ale nadaremne: Ralldar po prostu kopnął kobietę między żebra, a ta była zmuszona odtoczyć się z miejsca, gdzie przybyła.

W momencie, kiedy muszkieterka spróbowała się przetoczyć, bies zamachnął się potężną dłonią na nią, jednak! W ostatniej chwili zareagowała i uniknęła potężnego ciosu.

Zaraz potem uderzyła rapierem i w istocie, trafiła! Rapier jednak zdawał się uderzać powietrze - stwór zdawał się być pomiędzy jednym a drugim wymiarem.
- Piekielne gusła! - Katerina zazgrzytała zębami, nie mogąc nawet uczynić wulgarnego gestu popularnego wśród młodzieży w stronę czarta. Zadowoliła się splunięciem mu pod nogi.
Barbarzyńca ryknął wściekle i przystąpił natychmiast do olbrzymiego biesa. Młot bojowy i miecz zapłonęły niebieskim płomieniem. Wug zamachnął się raz na Ralldara, jednak młot uderzył zaledwie we fragment pancerza czarta.

Paladyn, wiedziony boską mocą Ragathiela i pomocą Sarenrae wystąpił do wielkiego czarta i uderzył raz, mocno i celnie. Ostrze magicznego miecza przebiło nawet osłonę Ralldara: bies po raz pierwszy został trafiony, a śmierdząca jucha rozlała się po posadzce.
– Prawie zabolało! - rechotał czart.
Półelfka wykonała dwa małe kroki i zwróciła się z gracją w stronę demona.
— A więc to tak prezentuje się wielki Ralldar? — prychnęła sardonicznie, oceniając go z góry. — Phi, chyba ŻE-NA-DAR! Z początku miałam coś rzec o twoich wątłych ramionach, ale wtedy zobaczyłam tę niesamowicie paskudną mordę. I aż zabrakło mi komentarza. PORAŻKA! Zdecydowanie musisz być wrogiem luster. Nie dziwne, że bez wahania pozbyli się takiego kaprawego nieudacznika z Otchłani. Całe życie jako przegraniec, co?
Młódka zmieniła ton głosu, płynnie przechodząc na język demoniczny, z aktorskim kunsztem w humorystyczny sposób imitując fikcyjny fragment rozmowy demonicznych kompanów.
— „Hej, chłopaki, to co? Robimy wypad na imprezę do Alushinyrry? Ino pamiętajcie! Ani słowa temu frajerowi Ralldarowi! Tylko nam wstydu narobi i jak zwykle odstraszy wszystkie sukkuby!”.
Dziewczyna klepnęła się w kolano, wybuchając szyderczym śmiechem.
— Nie kłamię! Widywałam bardziej imponujące dretche! Ba, nawet quasickiemu pucybutowi szkoda by było na ciebie splunąć. Twoja stara musiała mieć romans na boku z jakimś upośledzonym qlippothem. Nie widzę innego wyjścia. Kim ty w ogóle jesteś? „Wielki” władca… garstki żałosnych goblinów bez piątej klepki! A, przepraszam. Nawet to straciłeś ty niedojdo. No i tak w ogóle, to kto teraz zasiada na tronie z kości? Totalne bezguście i szmira. Takie rzeczy były popularne kilka mileniów temu, ty niedorozwinięty śmierdzący capie! Przynosisz tylko wstyd swojemu rodzajowi. Dlatego najlepiej będzie, jak cię zgładzę, kończąc definitywnie twą nędzną egzystencję. Poczekaj tylko chwilę...
Kiedy tylko czart zarejestrował, jakie słowa wypowiedziała doń półelfia zaklinaczka, ten zawył z furią. Ralldar uderzył wielkim szponem w powietrze, wypowiadając jakieś zaklęcie i nagle, obok biesa otworzył się portal, którego drugi koniec zalśnił obok Laveny i Sidoniusa. Wielki czart wkroczył do portalu, aby sekundę później pojawić się… Przed Lavenę! Jeśli ta chciała zwrócić na siebie uwagę dumnego czarta, właśnie jej się to udało.

Zanim wielkie kły zacisnęły się na ciele czarownicy, w ostatniej chwili nad nią rozbłysła tarcza Ragathiela. Paladyn uderzył raz swoim długim mieczem, ten jednak ześlizgnął się po grubej zbroi czarta.

Ralldar kłapnął wielką paszczą, a Lavena poczuła ból i to, jak trucizna przenika do jej ciała. Nie miała wątpliwości - gdyby nie pomoc Joreska, zapewne byłaby trupem.

Zaraz potem, wielki bies zniknął i teleportował się z niedaleko miejsca, gdzie był wcześniej.

Półelfka trzymając się za broczącą krwią i palącym jadem ranę uśmiechnęła się ponuro. Ledwo trzymała się na nogach ale fakt, że wyprowadziła budzącego grozę Ralldara z równowagi dodawał jej rezonu.
— Nawet twoje ugryzienie jest żałosne! — zadrwiła z demona. — Gotowam pomylić je z komarzym!
Splunęła krwią.
— Ale i tak odpłacisz mi za nie po tysiąckroć ty bezmózga bestio!
– Zło nigdy nie zatriumfuje - krzyczała Renali. – Ketephyyyys!!!
Czarnoskóra kobieta skoczyła do migoczącego pod wpływem zaklęcia czarta i uderzyła raz. Pomimo tego, zdołała zaledwie drasnąć go.
- Walcz ze mną, tchórzu! - ryknął paladyn, wymierzając czartowi kolejny cios - Dołączysz do tych kości!
- Nie, walcz ze mną! - Krzyknęła Katerina z drugiej strony monstra. Wślizgnąwszy się oszczędnym krokiem na flankę, zawinęła połami płaszcza i uniosła go ku górze. Srebrna nić błysnęła w mdłym świetle groty, podobnie jak ostrze rapiera, które skryła za materiałem w pozorowanym sztychu. - Zobacz, mam dla ciebie niespodziankę!
Dhampir naprędce wydobył ze swojej torby medycznej parę flakonów, a jego palce zręcznie załatały rany Laveny. Półelfka, choć nadal poważnie zraniona, przynajmniej już nie była jedną nogą nad swoim własnym grobem, który Ralldar jednym kłapnięciem swoich szczęk jej wykopał.

Kapłan Sarenrae szeptał modlitwy, a niebiańska poświata wokół niego rozbłysła jeszcze bardziej. Obok Ralldara nagle pojawił się blady, widmowy sejmitar, ulubiona broń bogini. Khair siłą woli zmusił widmowy miecz do uderzenia, jednak! Wielki czart okazał się być zbyt szybki. Uniknął ostrza.

Katerina, dobywając ze swojego ekwipunku płaszcz, milimetry tylko uchyliła się od uderzenia potwora, który chlasnął szponem, widząc, że ta manipuluje w torbie. Muszkieterka wyprowadziła fintę… Z sukcesem. Wyglądało na to, że Ralldar nadal był zbyt zajęty planowaniem zamordowania Laveny, by skupić się na ruchach Galtanki.

Joresk z furią wykrzykiwał groźby, razem z modlitwami do Ragathiela - co dziwne, przez twarz czarta przemknął coś, jakby cień grozy. Czyżby wspomnienie o Ragathielu tak bardzo przekonało czarta, by przestraszył się?

Kiedy tylko paladyn uderzył swoim mieczem jednak, bies odskoczył obok. Joresk uniósł tarczę wysoko nad siebie, szykując się na kolejny ruch Ralldara.

Korzystając z okazji, kiedy Katerina i Joresk próbowali uderzyć olbrzyma, Wug zakręcił młotem bojowym i mieczem. Trafił! Impet jego uderzenia, a także mroźny podmuch jego dłoni zostały zmitygowane przez zaklęcie otaczające czarta: ork czuł się, jakby atakował nie istotę z krwi i kości, ale zjawę podobnej tej, której ongiś stawili czoła w cytadeli.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online