Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2022, 13:12   #169
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


Dwójka śmigaczy przyśpieszyła jak szarżujące bagnorożce, mknąc zawrotnie po otwartym płaskowyżu, odsłonięte przed oczami i laserami TIE, które mogły ich wypatrzyć. Allcax odwrócił się za siebie, odkrywając, czego można było się domyślać, że piraci w M-Wingach stopniowo przegrywają. Na tyle na ile mógł ocenić, mężczyzna zauważył, że przyleciała kolejna eskadra Pierwszego Porządku. Mały Hugo siedział na przodzie otulony przez matkę a ta gnała jak na złamanie karku. Kierując jedną sprawną ręką Egde nie mógł jej dogonić- choć próbował- Vintorii była wyjątkowo utalentowanym kierowcą. Zbliżali się do zjazdu z płaskowyżu i wszystko na razie szło jak najlepiej. Wtem dało słyszeć się przeciągły szum podwójnych silników jonowych. Weteran wiedział, że to on będzie celem, jeśli tylko TIE uzyskają zgodę na strzał od dowództwa. Grace okazała się sprytna i przebiegła. Kiedy tylko byli u zjazdu do doliny, wykonała manewry zostawiając mężczyznę na pastwę laserów.

Egde na chwilę zamknął oczy, czując, że może być to koniec. Potem wszystko wydarzyło się jak w spowolnionym tempie. Usłyszał dźwięk wystrzału, potężny huk wyplutej z grani ziemi i skał, oślepiający blask, ciepło, podmuch eksplozji. Kiedy ponownie otworzył oczy i przywrócił wzrok, leciał jak ptak z złamanym skrzydłem zostajawiąc śmigacz za sobą, ten po koziołkował i rozpadł się na części. Bezwolnie lecące ciało Egde’a uderzyło w ziemię, szczęście w nieszczęściu była to piaszczysta gleba. Obróciło go kilka razy, czuł jak pękają mu żebra a powietrze ze świstem wylatuje mu z płuc. Prawy policzek rozszarpał bolesny ślizg.

Nie wiedział ile tak leżał, nie mógł się ruszyć, jakaś żołnierska część świadomości odkryła, że został zignorowany a kilka statków przelatuje mu nad głową. Być może wyglądał na martwego, może już nim był lub za chwilę mógł skonać? Allcax modlił się, by nie miał złamanego kręgosłupa. Ból stał się wszechobecny, i przez tą ogólność trudny do zlokalizowania. Widział swoją rękę leżąc na boku, krew pulsowała mu w skroni, wiedział, że nie powinien tracić przytomności, ale pełzające młoty wbijały mu gwoździe w każdą kość w ciele. Nie mógł dłużej walczyć. Wypłynął na pełen, cichy ocean czerni.


***


Błękitne pasemka włosów przykleiły się do czoła Lyn, cała się pociła jak w saunie, gdyby ręce nie były cybernetyczne pewnie by się jej trzęsły o wiele bardziej. J5 wydał z siebie kilka meldujących piknięć, mówiąc, że wirus numer 5 jest gotowy do wysłania. Jeśli tylko zadziała mają chwilę na zresetowanie reaktora i późniejszy skok w nadświetlną. Lyda siedziała w kokpicie i stukała nerwowo palcami o deskę rozdzielczą z dłonią na włącznikach głównych systemów statku, drugą na aktywatorze skoku.

-Mamy zgodę na otwarcie ogni…- odezwał się komunikator, a potem głos zniknął w zakłóceniu. Czyżby to ten wirus robił swoje?

Reaktor wyłączył się na dwie sekundy, całe zasilanie padło, na chwilę również sztuczna grawitacja. Pośpieszny restart mógł wywołać zabójcze przeciążenie, ale nie miały innego wyjścia. Wiązka energii skoczyła wywołując błękitną aurę, wśród turkotu i świstu wysokiej oscylacji. Lyn zauważyła, z radością, że wszystko wydaje się działać jak należy. Tylko z przerażeniem odkryła, że jeden z czterech prętów chłodzących jest przegrzany na 70%. Indygo nie zamierzała nawet mówić tego Lydzie, po prostu krzyknęła:

-SKACZ TERAZ!- tak głośno, że Kapitan nie musiała nawet wsłuchiwać się w interkom. Rot popchnęła dźwignię do przodu, zamykając oczy. Gdy je otworzyła uznała, że nigdy nie radowała się tak na widok tunelu hiperprzestrzeni, błękitnej nieskończoności między czasem i przestrzenią. Odetchnęła pełną piersią, przeczesując mokre jak po prysznicu włosy i rozsiadając się w fotelu pilota. Lyn za to odkryła, że chłodziwo i reaktor się ustabilizował i działał w optymalnym stanie. Wygrały. Kiedy Lyn wróciła na mostek odkryła, że Emrei stoi i czeka na nią z butelką wody.

-Proszę pamiętać o płynach. Wydajecie się odwodnione.


***



Allcax kuśtykał i z trudem zszedł z wyżyn w głąb doliny. Śmigacz Grace, stał wsparty na nóżkach. Nie było śladu, po tym, że ktokolwiek go prowadził. Krew spływała dalej drobnym ciurkiem z zdartego polika mężczyzny, kostka w prawej nodze była nieco skręcona, kilka żeber złamanych. Jeśli najemnik miał krwotok wewnętrzny z pewnością się o tym przekona. Zupełnie zrezygnowany, widział słupy dymu z placówki piratów, te nikły wśród deszczu, Porządek zrównał wszystko z ziemią, co wcale nie dziwiło byłego szturmowca. Podszedł walcząc z bólem do motocykla grawitacyjnego. Mroczyło mu przed oczami. Gdzie mogła być ta przeklęta kryjówka do ucieczki?!

Wtem Egde zauważył zwitek papieru włożony pod kierownicę. Przykuł jego uwagę, nie wydawał się na miejscu i rzucał w oczy. Chwycił go nie wiedząc, czemu robi sobie z tego jakąś instynktowną nadzieję. Rozpostarł papier. Była to prowizoryczna, pośpiesznie spisana mapa. Wskazywała jaskinie z wąskim przejściem koło małego bajorka. Grace zaznaczyła kierunek i 500 metrów do przebycia, łącznie z jego obecnym położeniem.

-Przeklęta piratka.- powiedział do siebie najemnik i uśmiechnął się przez pasma bólu.

Chociaż miał do przybycia pięćset metrów była to droga długa i ciężka. Niemniej, gdy zobaczył małe jeziorko wśród bulwiastych, grubych drzew Dathomiry, wąskie przejście między czerwonymi skałami, krople deszczu uderzające o zgęstniałą, zarośniętą taflę wody, nie mógł pohamować radości. Zmoczył swoje ciężkie buty, te jak zawsze dobrze chroniły przed wilgocią, a dzięki wojskowej budowie, trzymały kostkę na tyle, że mógł dojść do kryjówki. Odsunął liany zagradzające wejście. W środku zobaczył starannie zaplanowaną enklawę. Wnęka nie była ogromna, ale posiadała wylot od góry. Pod płachtą z szarego brezentu widniał jakiś znajomy kształt. Wnet nieco już ożywiony sukcesem Allcax zauważył wszystko co było mu teraz potrzebne.

Zestaw pierwszej pomocy, z białym pojemniku z czerwonym krzyżem. Były tu również śpiwory, puszki z żywnością i prepaki, i trochę broni. Skupiając się na priorytetach mężczyzna otworzył przybornik. Było wszystko co poznał w czasie lat służby i umiał sobie z tym radzić. Bandaże, pistolet z bactą, strzykawka jednorazowa z hiperstymem, antyseptyki do iniekcji i narkotyczne środki przeciwbólowe o przedłużonym uwalnianiu. Egde zdjął swój wysłużony trencz, zadowolony, że ręką nadal reaguje wedle jego rozkazów, choć markotnie. Wbijając hiperstym w udo, poczuł jak fala pobudzającego zimna, uderza wzdłuż wkłucia pędząc prosto do mózgu. Odzyskał trzeźwość myślenia i zwalczył ból. Potem podał sobie podskórnie antyseptyk w miejscu postrzału, spryskał ranę bactą i czując już wręcz przyjemność, miast cierpienia obwiązał się mocno bandażem. Tabletki z neo-opioidami zostawił na potem… z radością uznał, że teraz już do cna znieczuli się tym co naprawdę uradowało jego oczy. Stara kolekcjonerska wypalanka z Mandalore stała czekając, aż uczci… przeżycie. Starszy mężczyzna chwycił butelkę i złapał potężny łyk. Paliwo reaktorowe Mandalorian było niesamowicie mocne, aż cały się skrzywił i zgiął krztusząc. Westchnął. Czuł, że chyba potrzebuje emerytury. Chemia i alkohol nadały mu lekkomyślności, ale zebrał się w sobie. Wiedział, że teraz, gdy pozbył się bólu i rany musi sprawdzić co jest pod przykryciem z brezentu. Chwycił go od dołu i pociągnął.

Zobaczył modyfikowanego A-Winga RZ-2. Był cały chromowany, z wyjętymi zbędnymi częściami, by nadać szybkości. Egde nie znał się na statkach. Nawet nie wiedział jak będzie pilotować. Na chwilę odszedł do szafki z bronią. Było tam kilka karabinów F-11D Porządku. Białe, sterylne zastępstwo E-11. Chwycił dwa na wszelki wypadek i usadowił się jak żółtodziub w kokpicie. Gdyby Lyda tu była już był, by na drugim krańcu galaktyki pomyślał z dziwną zażyłością. Niemniej jak uruchomić systemy przecież wiedział. Kokpit ożył i zaświecił kontrolkami. Wtem ku zdziwieniu Allcaxa na komunikatorze pojawił się hologram… Grace Vintorii. Mógł się tego domyślić.

-Hugo, jeśli to słyszysz wiedz, że mama zawsze Cię kochała i będzie kochać. Wiesz, że przyszła ta niemiła chwila o której mówiłam. Musisz nie oglądać się za siebie. Gdy wciśniesz ten duży żółty przycisk- holoprojekcja matki wskazała przełącznik.- Ten statek zabierze Cię do Twojego dziadka na Myrro. Powiedz, że szukasz Porucznika Khalido i jesteś jego wnuczkiem, i, że ja Cię wysłałam. Mili panowie na pewno Cię pokierują. Synku, kocham Cię i będę nad Tobą czuwać. Zawsze!

Egde Allcax nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Kolejne kłamstwa, kolejne rodzinne intrygi. Miał tego dość. Wcisnął żółty przełącznik. A-Wing ożył, jego silniki zaczęły głośno działać i uniósł się do wylotu z jaskini. Nie mógł uwierzyć, że znów wyląduje w Mos Myrro. Nie mógł uwierzyć. Zaśmiał się, rozsiadł w siedzisku i złapał łyka wypalanki, czując, że wraca tam, gdzie to się zaczęło. Statek uniósł się ku przestrzenii kosmosu. Po Gwiezdnym Niszczycielu i wszystkich Vintorii nie było już śladu.

KONIEC


 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 04-11-2022 o 13:18.
Pinn jest offline