Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2022, 08:54   #81
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANESSA BILINGSLEY

Energicznym krokiem ruszyła w stronę pierwszego domu, który wydawał jej się obiecujący, bo leżał blisko płotu oddzielającego teren ośrodka wypoczynkowego od lasu.
Gładzik nie dał się zostawić z tyłu. Szedł obok niej bez słowa, jakby zastanawiał się, kogo lub czego szuka. Milczał.

Aby dojść do wybranego, drewnianego domku, musiała minąć prowizoryczny biwak, pełen namiotów, porozrzucanych ubrań i elementów biwakowego wyposażenia, a także ciał. Kobiet i mężczyzn, a także dzieci. Wszystkie zginęły od pchnięcia czegoś, co mogło być mieczem, chociaż niektóre ciała były bardziej okaleczone - bezgłowy korpus leżący koło rachitycznej sosny o suchym i wąskim pniu, młoda kobita przecięta na dwie połowy, dziecko - kilkunastoletni chłopiec z odseparowanym od ciała całym ramieniem, młoda dziewczyna bez dłoni połowy twarzy - rany wyglądały tak, jakby nieszczęsna ofiara próbowała błagać zabójcę o litość. Nie wybłagała.

- Skrzydlate skurwysyny.

Gładzik, idący za nią krok w krok, nie krył gniewu.

Dotarli do domku. To faktycznie było coś w rodzaju recepcji. Była nawet mapa przy wjeździe. Duża, nieco podniszczona tablica. Wynikało z niej, że od Londynu dzieli ją zaledwie dwadzieścia siedem mil.

Ten osrodek wypoczynkowy musiał służyć mieszkańcom stolicy jako weekendowa odskocznia od miejskich murów. Dwadzieścia siedem mil. Pieszo, to jakieś sześć, może siedem godzin.

- Czego szukasz,Vannesso? Może jestem ci w stanie w tym pomóc?

Gładzik przyglądał się jej ze zmarszczonym, spoconym czołem. Upał dawał mu się we znaki bardziej, niż jej. Ogólnie, Gładzik wyglądał kiepsko. I chyba domyślała się, dlaczego.

Był Egzekutorem, który od jakiegoś już czasu ciągnął na hiper-adrenalinowym haju. Otrzymał poważne obrażenia, które jego organizm zregenerował. A to kosztowało energię. Energię, którą Egzekutorzy brali z jedzenia, które potrafili pochłaniać w przerażających ilościach. Gładzik najwyraźniej popełnił ten błąd, że pozwolił, aby organizm sięgnął do rezerw i Gładzik, dosłownie, jechał na oparach.


Nagle bowiem twarz mężczyzny zrobiła się blada, a on sam zrobił zdziwioną minę i upadł na ziemię, najwyraźniej tracąc przytomność, jak - na przykład - chory na cukrzycę.


EMMA HARCOURT

Nim doszła do Gładzika i Vannessy ta druga poszła gdzieś, energicznym krokiem, a Gładzik ruszył za nią - krok w krok, niczym dzielny ochroniarz.

Chyba mieli coś jeszcze do przegadania i załatwienia. Emma pomyślała,że da im chwilę, a sama w tym czasie nieco się ogarnie. Był to dobry moment, bo nikogo nie powinno być w łazience. Wszyscy powinni siedzieć w swoich pokojach lub innych kryjówkach.

Zerknęła jeszcz ena Fincha, który znikał właśnie pomiędzy drzewami niosąc bez wysiłku Szeptacza, trzymając go za pasek od spodni. Moc hiperadrenaliny najwyraźniej jeszcze dodawała O'Harze sił.

Weszła na korytarz i skorzystała z pierwszej łazienki - tej koło pokoju, w którym nie tak dawno temu składała Kopaczkę. Łazienka była pusta. Skorzystała z wody, ręcznika i mydła - na prysznic nie miała czasu, ale letnia woda, spłukująca krew z twarzy, kawałki kości i mózgu z włosów i pozwalająca pozbyć się metalicznego, paskudnego posmaku dawnej koleżanki z Towarzystwa z ust, podziałało na jej psychikę jak zimny prysznic na ciało.

Kiedy kończyła swoje pobieżne ablucje nagle zorientowała się, że nie jest sama w małej łazience, która - oczywiście - zamknęła bardzo dokładnie, nim z niej skorzystała.

To nie było tak, że ktoś wszedł tutaj niepostrzeżenie, gdy ona zajmowała się doprowadzaniem do względnego porządku. To nie tak, że ktoś ją podglądał gdzieś ukradkiem, przez jakąś szczelinę czy dziurkę od klucza. To było inne uczucie. Bardziej metafizycznej natury.

Pieczęć na jej klatce piersiowej lekko pulsowała energią. małe, pęknięte lustro nad umywalką rozjaśnił dziwny poblask, ledwie widoczny w świetle wiecznego dnia. Ujrzała w tafli szkła jakieś dziwne miejsce. Wirujące snopy dymu i pyłu, wirujące kolumny ognia i popiołów.

I ujrzała samotną postać idącą pośród tego apokaliptycznego krajobrazu. W szarym od popiołu odzieniu przypominającym szaty mnicha. Szaty z wysokim kapturem, który skrywał oblicze postaci przed jej wzrokiem.

Ta postać, ta dziwna postać wydawała się Emmie dziwnie znajoma, ale jednocześnie dziwnie obca.

- Musisz mnie znaleźć. Musimy porozmawiać.

Głos dobywał się z lustra. Był dziwnie cichy, odległy i należał do kobiety, tego Emma była pewna. Nim Emma zdążyła jednak odpowiedzieć, zadziałać lub podjąć jakąkolwiek decyzję, obraz w lustrze zamazał się i tafla znów stała się zwykły, pękniętym i niezbyt czystym lusterkiem nad umywalką.
 
Armiel jest offline