Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2022, 08:54   #81
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANESSA BILINGSLEY

Energicznym krokiem ruszyła w stronę pierwszego domu, który wydawał jej się obiecujący, bo leżał blisko płotu oddzielającego teren ośrodka wypoczynkowego od lasu.
Gładzik nie dał się zostawić z tyłu. Szedł obok niej bez słowa, jakby zastanawiał się, kogo lub czego szuka. Milczał.

Aby dojść do wybranego, drewnianego domku, musiała minąć prowizoryczny biwak, pełen namiotów, porozrzucanych ubrań i elementów biwakowego wyposażenia, a także ciał. Kobiet i mężczyzn, a także dzieci. Wszystkie zginęły od pchnięcia czegoś, co mogło być mieczem, chociaż niektóre ciała były bardziej okaleczone - bezgłowy korpus leżący koło rachitycznej sosny o suchym i wąskim pniu, młoda kobita przecięta na dwie połowy, dziecko - kilkunastoletni chłopiec z odseparowanym od ciała całym ramieniem, młoda dziewczyna bez dłoni połowy twarzy - rany wyglądały tak, jakby nieszczęsna ofiara próbowała błagać zabójcę o litość. Nie wybłagała.

- Skrzydlate skurwysyny.

Gładzik, idący za nią krok w krok, nie krył gniewu.

Dotarli do domku. To faktycznie było coś w rodzaju recepcji. Była nawet mapa przy wjeździe. Duża, nieco podniszczona tablica. Wynikało z niej, że od Londynu dzieli ją zaledwie dwadzieścia siedem mil.

Ten osrodek wypoczynkowy musiał służyć mieszkańcom stolicy jako weekendowa odskocznia od miejskich murów. Dwadzieścia siedem mil. Pieszo, to jakieś sześć, może siedem godzin.

- Czego szukasz,Vannesso? Może jestem ci w stanie w tym pomóc?

Gładzik przyglądał się jej ze zmarszczonym, spoconym czołem. Upał dawał mu się we znaki bardziej, niż jej. Ogólnie, Gładzik wyglądał kiepsko. I chyba domyślała się, dlaczego.

Był Egzekutorem, który od jakiegoś już czasu ciągnął na hiper-adrenalinowym haju. Otrzymał poważne obrażenia, które jego organizm zregenerował. A to kosztowało energię. Energię, którą Egzekutorzy brali z jedzenia, które potrafili pochłaniać w przerażających ilościach. Gładzik najwyraźniej popełnił ten błąd, że pozwolił, aby organizm sięgnął do rezerw i Gładzik, dosłownie, jechał na oparach.


Nagle bowiem twarz mężczyzny zrobiła się blada, a on sam zrobił zdziwioną minę i upadł na ziemię, najwyraźniej tracąc przytomność, jak - na przykład - chory na cukrzycę.


EMMA HARCOURT

Nim doszła do Gładzika i Vannessy ta druga poszła gdzieś, energicznym krokiem, a Gładzik ruszył za nią - krok w krok, niczym dzielny ochroniarz.

Chyba mieli coś jeszcze do przegadania i załatwienia. Emma pomyślała,że da im chwilę, a sama w tym czasie nieco się ogarnie. Był to dobry moment, bo nikogo nie powinno być w łazience. Wszyscy powinni siedzieć w swoich pokojach lub innych kryjówkach.

Zerknęła jeszcz ena Fincha, który znikał właśnie pomiędzy drzewami niosąc bez wysiłku Szeptacza, trzymając go za pasek od spodni. Moc hiperadrenaliny najwyraźniej jeszcze dodawała O'Harze sił.

Weszła na korytarz i skorzystała z pierwszej łazienki - tej koło pokoju, w którym nie tak dawno temu składała Kopaczkę. Łazienka była pusta. Skorzystała z wody, ręcznika i mydła - na prysznic nie miała czasu, ale letnia woda, spłukująca krew z twarzy, kawałki kości i mózgu z włosów i pozwalająca pozbyć się metalicznego, paskudnego posmaku dawnej koleżanki z Towarzystwa z ust, podziałało na jej psychikę jak zimny prysznic na ciało.

Kiedy kończyła swoje pobieżne ablucje nagle zorientowała się, że nie jest sama w małej łazience, która - oczywiście - zamknęła bardzo dokładnie, nim z niej skorzystała.

To nie było tak, że ktoś wszedł tutaj niepostrzeżenie, gdy ona zajmowała się doprowadzaniem do względnego porządku. To nie tak, że ktoś ją podglądał gdzieś ukradkiem, przez jakąś szczelinę czy dziurkę od klucza. To było inne uczucie. Bardziej metafizycznej natury.

Pieczęć na jej klatce piersiowej lekko pulsowała energią. małe, pęknięte lustro nad umywalką rozjaśnił dziwny poblask, ledwie widoczny w świetle wiecznego dnia. Ujrzała w tafli szkła jakieś dziwne miejsce. Wirujące snopy dymu i pyłu, wirujące kolumny ognia i popiołów.

I ujrzała samotną postać idącą pośród tego apokaliptycznego krajobrazu. W szarym od popiołu odzieniu przypominającym szaty mnicha. Szaty z wysokim kapturem, który skrywał oblicze postaci przed jej wzrokiem.

Ta postać, ta dziwna postać wydawała się Emmie dziwnie znajoma, ale jednocześnie dziwnie obca.

- Musisz mnie znaleźć. Musimy porozmawiać.

Głos dobywał się z lustra. Był dziwnie cichy, odległy i należał do kobiety, tego Emma była pewna. Nim Emma zdążyła jednak odpowiedzieć, zadziałać lub podjąć jakąkolwiek decyzję, obraz w lustrze zamazał się i tafla znów stała się zwykły, pękniętym i niezbyt czystym lusterkiem nad umywalką.
 
Armiel jest offline  
Stary 13-11-2022, 20:08   #82
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Vannessa starała się nie patrzeć na zmasakrowane zwłoki. Chciała zachować zimną obojętność, a widok bestialsko pomordowanych utrudniał to. Egzekutor, który podążył za nią dał upust swojej złość, co kobieta zignorowała.
Bycie obojętnym kosztowało ją naprawdę sporo wysiłku, a rozmowa o tym co się wokół działo mogło cały ten wysiłek zniweczyć.

W budynku, który na szczęście okazał się recepcją była i mapa. To pozwoliło Druidce zorientować się gdzie była i ułożyć jakiś plan działania.
Szybkie obliczenia jakich dokonywała w głowie przerwało kolejne pytanie towarzysza. I owe pytanie Billingsley chciała w pierwszej chwili zignorować. Doszła jednak do wniosku, że byłoby to wysoce niekulturalne, dlatego odparła uprzejmie - nie, dziękuję. Mam wszystko czego mi potrzeba.
Druidka chciała nawet już się pożegnać gdy sprawy przybrały bardzo zły obrót. Towarzyszący jej mężczyzna nagle osunął się na ziemię.
Vannessa w mgnieniu oka znała się koło niego. Pierwsze co zrobiła to sprawdziła funkcje życiowe jednocześnie rozglądając się za jakimś człowiekiem. Druidka położyła na swoich kolanach głowę mężczyzny, sięgnęła również do kieszeni i wyciągnęła stąd batonik. Czysta porcja energii, czyli tego co było w tej chwili potrzebne Egzekutorwi. Kobieta odłamała kawałek i włóżyła do ust mężcyzny.
- Zjedz to. Powoli - powiedziała.
- Dzięki - Gładzik już zaczynał dochodzić do siebie, ale batonik przyjął i pożarł w mgnieniu oka. Najwyraźniej u Egzekutora słowo powoli nie znaczyło tego samego, co w jej słowniku. - Ostro się tutaj działo i zeżarłem większość energii z mojego ciała. A kilka dni wcześniej musiałem zregenerować się po wysokokalibrowym karabinie więc, gdy zaczęła się ta cała chryja, jechałem na rezerwie, że tak powiem.
Wytarł usta niezbyt czystą dłonią.
- Pozwiedzałaś? Możemy odszukać Nexusa. Pogada z tobą i będziecie wiedzieli, na czym stoicie.
- Najpierw idziemy do kuchni czy czegoś takiego. Musisz uzupełnić braki u siebie. Dobrze o tym wiesz. Już, prowadź! - Powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Podparł się jedyną ręką, jaką miał.
- Ton, jakich ma wiele pań w Towarzystwie - stwierdził, powoli kierując się w stronę budynku, w którym nie tak dawno miała kłótnię z czerwonowłosą furiatką.
- Jakoś tak u nas wygląda, że większość kobiet to twardzielki. Pasowałabyś do nich. Powiedz, jak już tak sobie dreptamy, naprawdę nie pamiętasz niczego z pracy z Towarzystwem?
- Naprawdę. Dlaczego miałabym kłamać w tej materii? - Odparł zupełnie neutralnie.
- Musi być kiepsko mieć taką dziurę w pamięci - jego ton był bardziej serdeczny. - Przynajmniej pamiętasz bliskie ci osoby? Tego ci nie zabrano, co?
- Problem zaczyna się gdy się o tym dowiesz - odparła tym samym tonem co wcześniej. I tym równie neutralnym głosem zmieniła temat rozmowy. - Zjesz coś, nabierzesz sił i zaprowadzisz mnie do tego Lexusa. Bardzo mnie interesuje co on ma mi do powiedzenia o zaistniałej sytuacji.
- Nexusa - zaśmiał się rozbawiony. - Lexus to chyba ta marka drogich samochodów. A Finch wygląda bardziej jak … zużyty, przerdzewiały rupieć. Ale moc, Vann… Przepraszam, mogę ci mówić Vann? W każdym razie moc Fincha jest… niespotykana. Wiesz. Ponoć miał swoje zdolności jeszcze przed Fenomenem Noworocznym. Niektórzy uważają, że boją się go wszyscy: demony, anioły, najstarsze i najpotężniejsze kreatury. Fakt jest taki, że jego zdolności nie mają sobie równych. Przy tym jest to niezwykle arogancki i zadufany w sobie typek, o dość dziwnym poczuciu humoru, którego, przyznam się szczerze, nie bardzo rozumiem. Jak będziesz z nim rozmawiała, musisz uzbroić się w cierpliwość.
Billingsley jęknęła w myślach na ten przydługi wykład. Na jej twarzy nie pojawiła się jednak żadna oznaka zniecierpliwienia. Wyglądała jakby z uwagą słuchała Egzekutora.
Na pytanie o to czy ów może zwracać się do niej per Vann pokiwała uprzejmie głową. I czekała aż mężczyzna będzie gotowy by zaprowadzić ją na nieuniknioną rozmowę.

- O! Tam są! - zobaczyła dwie osoby. Szczupłą kobietę i zbliżonego od niej wzrostem, patykowatego faceta. Oboje szli pod rękę, najwyraźniej podobnie wyczerpani, jak Gładzik. - Finch!

Egzekutor krzyknął, ale para zniknęła za rogiem budynku.

- Złapiemy ich w środku - powiedział Gładzik i ruszył w stronę szerokiego, głównego wejścia. Schody do ośrodka o wdzięcznej nazwie "Radość" były zaśmiecone jakimiś szmatami, a pod wejściem siedziała młoda kobieta, skulona w kucki, kiwająca się monotonnie. Włosykobiety zlepiała świeżo zeschnięta krew, a oczy patrzace przed siebie, były szeroko rozwarte, jak oczy lunatyka. Widać było, że kobieta jest w głębokim szoku. Żyła, ale jej umysł chyba umarł tam, w środku tej cielistej skorupy.

- Jest tutaj więcej takich - westchnął Gładzik. - Robimy co możemy, ale to walka, której nie zdołały wygrać. Tylko nikomu o tym nie mów. Mieliśmy już kilka samobójstw. Nie martw się, Aniołek się nią zajmie. Jest w tym dobry.

Weszli do środka, gdzie zobaczyli idącą korytarzem, szczupłą kobietę. Jej towarzysz wszedł właśnie do łazienki.

- Emm. Vann chce porozmawiać z Nexusem. Znajdziecie dla niej czas?

Gładzik wyglądał na wyczerpanego i zmaltretowanego.

- A ja muszę coś zjeść. Przed chwilą fiknąłem kozła i Vann mnie ocuciła. Jeszcze nie doszedłem do siebie po tych wszystkich cięgach, jakie ostatnio zebrałem.

Kobieta wyraźnie ucieszyła się na widok Egzekutora, ale od razu spoważniała.
- Chodźcie ze mną do kuchni. - Zaproponowała. - Finch tam zaraz przyjdzie jak się ogarnie, bo obiecał usmażyć nam tonę naleśników, więc myślę Leo, że dla ciebie też powinno wystarczyć. Chodźcie, chodźcie. - Zachęciła ich ruchem dłoni i szybko sama skierowała się w stronę kuchni.
- Dzień dobry - powiedziała Druidka i ruszyła we wskazanym kierunku. Starała się iść równo z tą dwójką, wyprzedzanie gospodarzy byłoby nietaktowne.

Cała grupka weszła do kuchni, która wyglądała jak typowe miejsce w takich ośrodkach. Stołówka, która wyglądała na opuszczoną. Przed wejściem do zaplecza, gdzie trzymali zapasy, siedział jednak Zimorodek. Vann poczuła bijącą od strażnika aurę Fae. Zresztą, nie musiała mieć swoich zdolności, aby rozpoznać w nim Odmieńca. Szpiczaste uszy, wysoka i szczupła sylwetka, ptasie rysy twarzy, jasne włosy. Fenomen otworzył oczy, gdy ich usłyszał. Wstał, jakby na powitanie. Ukłonił się lekko - najpierw Emmie, potem Gładzikowi, a na końcu Vannessie.
- Mam zostawić was samych, o elle (starsza) - zwrócił się do Emmy. - Zostawiono mnie tutaj, abym trzymał ludzi z daleka od jadła i napitku, którym trza nam oszczędnie gospodarzyć.
Wyjaśnił.

- Właśnie mamy zamiar uszczknąć trochę z tego jadła i napitku Zimorodku. Mam nadzieję, że możemy?

- Oczywiście. Trzeba mieć siły, aby należycie chronić tych maluczkich. Usunę się zatem gdzieś i udam na spoczynek do mych komnat, jeśli wyrazisz mi na to zgodę, o elle.

- Oczywiście. - Powtórzyła po Fae - Przypilnujemy kuchni sami albo znajdziemy kogoś w zastępstwie do jej przypilnowania. Potrzebujesz czegoś Zimorodku? Oprócz odpoczynku?

Zimorodek spojrzał na Emme i odpowiedział.

- Uczynię, elle, jak rzekłaś. Znajdę następcę lub następczynię i zaznam chwili wytchnienia.

Billingsley nienachalnie przysłuchiwała się całej tej wymianie uprzejmości.

Emma zaczęła przetrząsać całą kuchnię oraz położone najbliżej pomieszczenia w wielkiej misji odnalezienia produktów na naleśniki. Jak coś znajdowała to przynosiła to na blat w kuchni. Kiedy już przeliczyła produkty i stwierdziła, że tyle wystarczy to usiadła na krześle przy kuchennym stole.
- Jak tam Leo? Wytrzymasz czy poszukać ci czegoś do zjedzenia na szybko? - Zapytała przyjaźnie Egzekutora.
- Wytrzymam. Vann dała mi batonika. Ale pierwsze sztuki dla mnie - uśmiechnął się. - Albo rzucę się na którąś z was.
- Może znajdę coś do picia. Chcecie kawy czy woda wystarczy?
- Nie, dziękuję - powiedziała Billingsley.
Emma spojrzała pytająco na Gładzika.
- Nie trzeba. Chociaż pewnie Finch będzie chciał kawy. On żłopał jej na potęgę zawsze, a wyglądał, jakby miał się wywrócić. Ja zrobię. Wy pogadajcie sobie. Starszyzna Towarzystwa. Nie moja sprawa. Przy okazji poćwiczę z jedną ręką. Jakbyście słyszały rumor, to biegnijcie na ratunek.
Żart był dość słaby.

Emma spojrzała współczująco na Egzekutora, ale dopiero jak już wstał i nie mógł zobaczyć jej spojrzenia. Później spojrzała się z zaciekawieniem w stronę Vannessy, póki co jednak milczała.

Chwila milczenia zaczynała się przedłużać. Wyglądało na to, że żadna ze stron nie odezwie się pierwsza i będzie obserwować tę drugą.

- Chcesz rozmawiać z Finchem? - Nie wytrzymała w końcu Emma.

- Wydałmi się, że to on chce ze mną rozmawiać. W końcu po to twój kolega szedł tu ze mną - odparła Vannessa.

- Naprawdę? - Zdziwiła się Emma. - Przecież Leo zapytał czy znajdziemy dla ciebie czas, bo chcesz porozmawiać z Nexusem. W sumie to nieważne. Powiedz lepiej, jeśli to nie sekret jak się tutaj znalazłaś. Nie przyszłaś raczej z żadną grupą, a pojawiłaś się dokładnie w chwili jak przez portale przedostały się tutaj impy. Skorzystałaś z jakiegoś portalu?

- Nie znam was, więc nie mam po co chcieć z wami rozmawiać. Znajdź zatem swojego kolegę. Niech powie mi co chce mi powiedzieć - Vannessa była już bardzo zmęczona tymi długimi wywodami i brakiem jakiś szczegółów. Zmęczona i sfrustrowana. Jednak na razie jeszcze mówiła spokojnie i bez emocji.

- Jeżeli nie chcesz z nami rozmawiać to powiedz mi w takim razie czego chcesz i jeśli nie chcesz z nami rozmawiać to powiedz jeszcze po co tutaj przyszłaś czy w jakiś tam inny sposób się znalazłaś?

Nim Vannessa zdążyła odpowiedzieć, wszedł Finch. Miał na sobie mocno zszargany t-shirt, obwiązał koszule wokół kościstych bioder. Wąska klatka piersiowa, żylaste mięśnie zarysowane na chudych kończynach. Całe przedramiona miał pokryte tatuażami. twarz ociekała wodą, włosy miał mokre, a na szyi zacieki z czegoś brązowawo-rdzawego.

- O! - spojrzał na Vannessę. - Cześć!

Jego pamiętała! Jakiś czas temu kupował u niej kwiaty. W sumie nie bardzo wiedziała, czemu go zapamiętała. Może kwestia badawczych oczu? Może coś w typie urody, zupełnie jednak nie pasującej do jej standardów.

- Fajnie, że jesteś cała i zdrowa. Oznacza to, że Brigit dała radę, a moje wskazówki pozwoliły ciebie namierzyć. Super. Biorę się za naleśniki i zaraz pogadamy, co? Bo masz, Vannesso, coś cholernie cennego. W sobie. Coś, co przyda się nie tylko tobie, ale wszystkim, którym zależy jeszcze na przetrwaniu ludzkości. Wiem, kurde, patetyczne. Ale taki już jestem. Patetyczny.

Emma przewróciła oczami.
- Naprawdę?! Musisz mi się tutaj wpierdalać w rozmowę, bo inaczej nie wytrzymasz, co? - Emma zeźliła się na Fincha.
- Przecież ona nie ma pojęcia o czym ty bredzisz. Ja tutaj próbuję się dowiedzieć na czym stoimy i co ona wie a czego nie wie a ty ze swoim: masz coś co się przyda ludzkości.
- Zero taktu! Zero!
Emma aż wstała od stołu nabierając powietrza.

- Chwila - powiedziała Vannessa chyba bardziej do siebie niż do tamtej dwójki i przełożyła dłoń do czoła rozcierając sobie stronie. - To już przestaje być nawet śmieszne. To wasze, witaj Vannesso. Co tu się dzieje? Gdyby nie to, że elektronikę dawno już trafił szlag, to mogłabym pomyśleć, że to jakaś ukryta kamera. Zgodziłam się tu przyjść ponieważ taka czerwonowłosa kobieta powiedziała waszemu koledze - tu wskazała w kierunku, w którym zniknął jednoręki mężczyzna, - że jakiś Nexus będzie chciał ze mną porozmawiać. Zrobiła to w tak czuły i uprzejmy sposób - nie dało nie wyczuć się ironii w tym zdaniu, - że ciężko było mi odmówić. Później wasz kolega - Druidka znów wskazała na Egzekutora z którym przyszła - zasugerował, że dołączy jakaś Emma. - Vannessa opuściła rękę i spojrzała na nieznajomych. - Powiecie mi gdzie znajdę tę dwójkę?

Emma spojrzała z wyrzutem na Fincha.
- Widzisz? - Wskazała ręką siedzącą Vannessę.
- O tym właśnie mówiłam.

- Ja jestem Emma, a to jest Finch czyli Nexus - Odpowiedziała Druidce.
- Nie wiem też na ile orientujesz się w sytuacji, ale jakieś no nie wiem z sześć dni temu aniołowie z rozkazu swojej Zwierzchności zaczęli Apokalipsę, Koniec Świata i Sąd Ostateczny. Od tamtej pory niszczą wszystkie miasta, miasteczka i wioski oraz zabijają wszystkich ludzi i nieludzi. Ta nasza mała enklawa jest jednym z ostatnich miejsc w okolicy gdzie jeszcze zostali jacyś żywi. Cały czas mamy dzień, godzinę 11.11 przed południem, bo ten ich koniec świata zatrzymał w jakiś sposób ruch ciał niebieskich i Ziemia cały czas znajduje się w tej samej pozycji jak w chwili ich pierwszego ataku. I wiem to brzmi jak jakiś okrutny żart, ale wcale żartem nie jest. Jak wyjrzysz przez okno zobaczysz aniołów krążących po niebie w okolicy.
Emma westchnęła i usiadła z powrotem na krześle, z którego jeszcze chwilę temu się poderwała.

Finch posłał uśmiech Emmie, jakby z ulgą, że wyręczyła go w tym wprowadzeniu. Wzruszył ramionami.

- Biorę się za naleśniki, jak obiecałem. - Wskazał miejsce, gdzie było stanowisko kucharza. - Jeżeli chcecie ze mną gadać, to przez te okienko.

Faktycznie, było tam takie kuchenne okienko do wydawania posiłków.

- Albo chodźcie tam ze mną. Jak słusznie zauważyła Emm, niepotrzebnie wpierdzielam się w rozmowę, chociaż nie sądziłem, że gadacie, bo dopiero co wszedłem.

Spojrzał nieco zakłopotany na Emmę.

- Zjemy, i jak przystało na kulturnych i cywilizowanych ludzi, pogawędzimy mniej lub bardziej serdecznie. O końcu świata i jego ratowaniu, żeby była jasność.

- Na razie to zatrzymałam się na pytaniu czego Vannessa by chciała i nie otrzymałam od niej odpowiedzi, więc je ponawiam.

Spojrzała prosto na Druidkę.
- Czego chcesz? Czego potrzebujesz? Bo jak widzisz my mamy swoje własne plany i zamiary a nic nie wiemy o twoich.

- Czego chcę? Czego potrzebuję? - Druidka mruknęła pod nosem i przeniosła swoje spojrzenie na kobietę, która przedstawiła się jako Emma. Odezwała się głośniej - Od was? No raczej niczego. Ale z tego co widzę to wy chcecie czegoś i potrzebujecie czegoś ode mnie.

- Nie powiedziałam, że od nas, tak dla wyjaśnienia. Pytałam raczej ogólnie, bo chyba czegoś potrzebujesz, prawda? Chociaż rzeczywiście jesteśmy teraz jedynymi osobami, które mogą ci coś dać.

- Matko jedyna! Starasz się mnie przekupić? Mamienie pustymi obietnicami to raczej metody demonów i takich tam. To naprawdę jak na demony czy inny pomiot piekielny postaraliście się. Ten cały teatrzyk z końcem świata, sierotami, które trzeba bronić. No brawo - Vannessa nawet dwa razy zaklaskała w dłonie. - Powinnam być pod wrażeniem, nie?

- Nie rozumiem. Objaśnij mi zatem za kogo nas bierzesz i co uważasz, że tutaj się dzieje? Bo ja na przykład nie chcę cię przekupić, bo niby po co. Po prostu gdybym była na twoim miejscu chciałabym jakiś informacji, żebym zrozumiała na czym stoję. A kiedy ty stwierdziłaś, że niczego nie chcesz i nie potrzebujesz doszłam do wniosku, iż po prostu się poddałaś i przygnębiona tym wszystkim postanowiłaś usiąść i czekać na koniec. Niektórzy tak reagują w takich sytuacjach. No, ale ty nagle oskarżasz nas o jakieś matactwa i tego, że co, zainscenizowaliśmy koniec świata specjalnie dla ciebie? Trochę przesadziłaś. Nie sądzisz?

- Czy przesadziłam? Traktuję cię tak samo poważnie jak ty mnie. - Billingsley odwzajemniła spojrzenie - Za kogo was brałam? Za kogoś kto czegoś ode mnie chce. Inaczej nie zostałabym tak subtelnie poproszona o rozmowę z wami - zamilkła na chwilę wodząc wzrokiem po twarzy kobiety, a właściwe części twarzą, w której były oczy. - A i jeszcze jedno. Ja będąc tobą przeszłabym od razu do meritum.

Zza okienka, z kuchni, dobiegały odgłosy krzątaniny Fincha i Gładzika. Mężczyźni rozmawiali o czymś poszczękując naczyniami. Nie było to jakiś silny hałas. Nie przeszkadzał w ich rozmowie. Gładzik wybuchnął krótkim, cichym, naprawdę wesołym śmiechem.

- Hmmm - Emma zamyśliła się przez chwilę. - Nie widziałaś ataku na Londyn i tego co się potem tam działo? Nie. Nie widziałaś. - Odpowiedziała sama sobie. - Nie widziałaś nic z tego co się tam - zrobiła ruch głową w stronę okna - dzieje? Nie wiesz jak się tutaj znalazłaś. Jesteś zagubiona, ale zamiast zapytać to przedłużasz rozmowę, przeciągasz sprawę zamiast przyznać się do swojej niewiedzy i jeszcze oskarżasz nas o, w sumie nie wiem dokładnie co. Że cię porwaliśmy i zmyślamy sobie bajeczki o końcu świata żeby zmusić cię do czegoś, sama nie wiesz czego. W sumie to jesteś w nieciekawej sytuacji. Nie mamy jednak żadnych złych zamiarów, nie zrobimy ci krzywdy. Posiedzisz sobie tutaj w “Radości”, będziesz miała wikt i opierunek, aż świat się skończy i to wszystko - znowu zrobiła ruch głową w stronę okna - się skończy.

Druidka westchnęła rozczarowana.
- To wszystko, żeby mi powiedzieć że świat się kończy? To jeszcze gorzej niż myślałam. To ja dziękuję za rozmowę - podniosła się z krzesła. O ile jednoręki Egzekutor zainteresował ją nieco tym co miałoby się wydarzyć podczas owej ważnej rozmowy, to ta szczupła kobieta imieniem Emma zupełnie zniechęciła ją do tego. To rozczarowanie widać było na twarzy. Nawet coś tak absurdalnego jak " potrzebujemy twojej krwi miesięcznej" byłoby lepsze niż kręcenie się w kółko i przerzucanie się złośliwościami. Ale widać jej rozmówczyni miała taki styl pracy.
- Sama trafię do wyjścia - Dodała ruszając w tamtą stronę.

Z kuchni doszedł je aromat świeżo zaparzonej kawy.


- Drogie panie! Zaraz będzie kawa - usłyszały Gładzika. - Maestro O'Hara potrzebuje więcej czasu na swoje działania.

- Ja poczekam na zewnątrz - Druidka rzuciła przez ramię, a później dodała już do siebie - tu atmosfera jest zbyt duszna i nie można myśleć.

Emma wstała całkowicie ignorując Vannessę i ruszyła w stronę Gładzika.
- Czy maestro potrzebuje pomocy? Bo jestem naprawdę głodna.

Gładzik wyszedł do stołówki, niosąc w jednej ręce dzbanek z kawą i dwa kubki.

- Maestro nie potrzebuje pomocy - rzucił O'Hara z kuchni, skąd dobiegło ją skwierczenie. - Obiecał naleśniory i wywiązuje się z obietnicy. Pierwszy na patelni. Gładzik! Kombinuj sobie talerz i smarowidła. I nam też wykombinuj. Vannessa! - rzucił głośno, jeszcze nie wiedząc, że druidka była już przy wyjściu. - Z czym jadasz naleśniory?!

- A wiesz Leo, że pierwszy jest najgorszy, bo zwykle się nie udaje. Tak tylko ostrzegam.

- Znając Nexusa to wszystkie będą kiepskie. Ale jestem potwornie głodny. Zjem, co dostanę - Gładzik podszedł do stołu i ustawił, z niemałą wprawą mimo jednej ręki, kubki i dzbanek. - Drogie Pani, kawę podano - spojrzał na wychodzącą Vannessę i spojrzał zmrużonymi oczami na Emmę.

Emma zawróciła na pięcie za Gładzikiem i wróciła do stołu.
- Jadłam to co ugotował Finch i było całkiem, całkiem, więc może nie będzie tak źle. Mogę? - Wskazała na dzbanek i nie czekając na odpowiedź zaczęła nalewać kawę do kubków.

- Odważna z ciebie kobieta - zażartował Gładzik i ruszył w stronę kuchni, zapewne po dwa kolejne kubki.
Fantomka usiadła i zaczęła popijać kawę z kubka. Próbowała sobie przypomnieć kiedy ostatnio w ogóle piła kawę i wyszło jej, że to było w tej samej kuchni ze dwa dni temu.

- Dziękuję, nie jestem głodna - Vannessa odparła kurtuazyjnie choć niezgodnie z prawdą. Zwróciła jednak i ponownie usiadła przy stole. Miała nadzieję, że przygotowanie naleśników nie zajmie zbyt długo i wkrótce dowie się czegoś konkretnego.

Kawa była mocna. Dobrze zaparzona. Gładzik uwijał się zwinnie. Doniósł kubki, talerze. Smażenie naleśników jednak było procesem czasochłonny. Szczególnie, że pierwsze kilka sztuk pożarł - to było najlepsze określenie - wygłodniały Egzekutor. O'Hara robił co mógł i po chwili każdy, kto chciał, mógł zaspokoić głód. Naleśniki były całkiem przyzwoite w smaku.

Finch dołączył do nich na samym końcu, zadowalając się tym, co zostało. Jedli w milczeniu. We czworo. Finch nie ustępował pola w tempie jedzenia Gładzikowi. Za to kawę pił wolno, delektując się najwyraźniej smakiem.

Emma wypiła kawę przed jedzeniem, a potem skupiła się na posiłku. Jak już nasyciła głód zaczęła sprawdzać czy reszta zjadła w jej mniemaniu odpowiednią ilość jedzenia. Widząc, że Finch się oszczędza przełożyła mu kilka naleśników od siebie pilnując, aby się najadł.

- Hej - zażartował. - Bo przytyję i zrobię się ulańcem. Dobra - pochłonął kolejne parę kesów. - To co ustaliłyście, gdy ja kucharzyłem? Emm, wyjasniłaś Vannessie, co się dzieje?

Emma najpierw prychnęła w odpowiedzi a dopiero potem powiedziała:
- Dowiedziałam się, między słowami, bo Vannessa nie raczyła mi odpowiedzieć, że nie było jej w Londynie podczas ataku, więc ona nie ma pojęcia co się stało z miastem. Do tego chyba nie miała ogólnie pojęcia o sytuacji, na moje pytania o to też nie odpowiedziała. Nie wiem gdzie była i co robiła przez ostatni tydzień, ale chyba trzymano ją pod jakimś kloszem skoro ominęło ją to wszystko czego my byliśmy świadkami. Nie dowiedziałam się też jak się tutaj dostała, ale to nic dziwnego, bo ona sama tego nie wie. Później zaoferowałam jej pomoc albo w kwestii informacji albo jakąkolwiek inną, ale usłyszałam ze dwa razy, iż niczego nie chce i niczego nie potrzebuje, co oczywiście jest kłamstwem, bo każdy czegoś chce i potrzebuje, ale najwyraźniej ona nie chce pomocy ode mnie a konkretniej od nas. I to w sumie tyle.

- Przepraszam, która część naszego dialogu była tą ofertą pomocy? Bo jakoś to przegapiłam - powiedziała Vannessa.

- Chociażby ta z pytaniem czego chcesz? Czego potrzebujesz? - Emma spojrzała na Druidkę z westchnieniem. - I przyznaję od razu, nie wiem czy bylibyśmy w stanie zapewnić ci tą pomoc w pełni, bo jak widzisz warunki są jakie są, ale trudno to określić skoro nie odpowiedziałaś na te pytania, a pytałam o to dwukrotnie jeśli dobrze pamiętam i za każdym razem twierdziłaś, że niczego nie chcesz. Rozumiem, że nas nie znasz i dlatego nam nie ufasz, ale nie ma już nikogo innego do kogo mogłabyś się zwrócić. Niestety.

O'Hara przenosił spojrzenie to na jedną kobietę, to na drugą. Słuchał. Emma znała go na tyle, że wiedziała, że pod tą maską spokoju i uśmiechem przyklejonym do twarzy, Finch dokonuje jakiejś kalkulacji. Zastanawia się nad kolejnym działaniem. Emma czuła też, że cokolwiek powie i cokolwiek teraz zrobi, O'Hara będzie ją wspierał. Bo chyba powoli miał dość całej sytuacji, co zdradzało jego zamyślenie i spojrzenie na zewnątrz, gdzie przeżyli ostatnio piekło. Na razie czekał. Zostawiając działanie Emmie.

- Och! - Billingsley zrobiła przesadnie zdziwioną minę. - Czyli tak oferuje się pomoc według Ciebie. A to przepraszam. Wychodzi na to, że mamy problemy w komunikacji. Jednocześnie spieszę wyjaśnić, że ja pytając czego wy chcecie, na co również nie otrzymałam odpowiedzi, nie oferowałam pomocy. Chciałam naprawdę wiedzieć czego chcecie.
O ile pierwsze zdania były utrzymane w ironicznym tonie, to ostatnie było już poważne.

- Fakt, masz problemy z komunikacją. - Fantomka uśmiechnęła się wspominając - Pamiętam jaki Nathan był zszokowany jak próbował z tobą porozmawiać i otrzymał to co zwykle oferujesz w odpowiedzi. Ja chciałam ci zaoferować informacje, których ci ewidentnie brakowało, ale otrzymać być może jakieś odpowiedzi w zamian. A co do tego co my od ciebie chcemy? - Zastanowiła się przez chwilę - W zasadzie to niewiele. Jesteś jedną z wielu osób, którą obecnie się opiekujemy i postaramy się zapewnić bezpieczeństwo do samego końca. Finch - tutaj wskazała dłonią na O’Harę gdyby Druidka miała wątpliwości o kim mówi - jest wprost niepoprawnym optymistą i uważa, że ten stan da się jeszcze odkręcić. Ma plan, który według niego ma nie tylko nie dopuścić do tej apokalipsy, ale jeszcze cofnąć cały Fenomen Noworoczny, dzięki czemu byśmy się pozbyli wszelkich istot ponadnaturalnych na Ziemi, w tym i Aniołów a to nie pozwoliłoby im zapoczątkować końca świata. Ja mam zamiar Finchowi pomóc w wykonaniu tego planu, bo to dosłownie ostatnia deska ratunku. Ty sobie możesz tutaj posiedzieć, najpierw z nami, a kiedy już ruszymy wykonywać ten plan z resztą ludzi, którzy w “Radości” przebywają. No i jeśli nam się nie uda to świat się skończy a jeżeli nam się uda to i tak nic z tego nie będziesz pamiętała.
- Coś pominęłam? - Zapytała O’Harę.

- W punkt - przyznał jej rację. - Ja, szczerze, liczyłem, że Vannessa nam pomoże swoimi zdolnościami. Ale, w sytuacji, w której nawet nie pamięta tego co potrafi, to chyba zbędne ryzyko. Szanse i tak mamy nieduże - wzruszył ramionami. - Ale nie będę sobą, jeśli nie spróbuję.
Skrzywił się smutno.
- Miałaś sporo szczęścia, jak widzę. Bo my, ja i Emma, przeszliśmy przez morze trupów. Przez cały Londyn zamieniony w perzynę i wielki cmentarz. Dziesiątki, setki tysiące ciał piętrzące się na ulicach. Nie dziw się więc naszym staraniom, byś udzieliła nam swojej pomocy, i braku ogłady przy tym. Nawet przed Apokalipsą byłem w sprawach kurtuazji raczej, hmmmm, no słaby. A teraz, szczerze, to mi się już nawet nie chce. Stąd ta bezpośredniość.
Ziewnął lekko.

- Otóż, nie. Nie jestem jedną z wielu osób, które jak raczyłaś określić ochraniacie. To po pierwsze. Po drugie w bardzo zawoalowany sposób, wręcz niewidoczny proście o pomoc. Może gdyby od początku padły jakieś konkretne deklaracje tak jak teraz, to atmosfera byłaby inna - Druidka zaczęła wyliczyć na placach. - A po trzecie, to przypominasz sobie może dlaczego nie pamiętam co potrafię?

- Atmosfera jest nerwowa, bo i sytuacja jest nerwowa. Zresztą, na zewnątrz, sytuacja jest bardziej nerwowa i mordercza. - O'Hara wysilił się na nieco żartobliwie - ironiczny to. - Odniosę się tylko do twojego "po trzecie", jeśli pozwolisz. Nie pamiętasz, bo ktoś uznał, że tak będzie dla ciebie bezpieczniej i lepiej. Jeśli chcesz bym był z tobą szczery, to dodam coś jeszcze. Od siebie i z serca, ale to zaboli. Ostrzegam.

- Proszę - była to forma zachęty ze strony Billingsley, - nie krępuj się.

- Kiedyś, o czym nie pamiętasz, pracowałaś z nami przy pewnej sprawie. Otrzymałaś wtedy potężny dar. Dar otwierania przejść pomiędzy wymiarami. Na koniec mogłeś dokonać wyboru - twój ukochany lub cały Londyn. Kilka milionów istnień. Wybrałaś … Krisa. Tego istota, która liczyła na twoją empatię czy serce, nie mogła ci wybaczyć. Uznała, że ktoś tak wyjątkowo egocentryczny i pozbawiony empatii, ktoś kto jest w stanie poświęcić miliony dla swojej osobistej korzyści, nie jest na tyle bezpieczny, by posiadać taką zdolność, jaka ty otrzymałaś. Więc zabił cię. A przynajmniej kazał nam tak myśleć. Bo wtedy skasował ci pamięć o wszystkim. Ale moce ci, z tego, co czuję, ci zostawił. I chciałaś szczerości, więc będę szczery. Uważam, że Jehudiel, bo tak nazywał się ten anioł, czy wręcz archanioł, który cię tak potraktował, popełnił błąd. Powinien cię wtedy pozbawić życia. Niechby i twoja unikalna zdolność przepadła wraz z tobą. Może tak byłoby lepiej. Przyjrzyj się sobie. Wokół ciebie giną ludzie, a ty miotasz się w tę i nazad, kierujesz podejrzliwością, co akurat mogę zrozumieć. Brigit, bo zakładam że to ona, uwolniła cię z niewoli. Być może sama przy tym zginęła. My proponujemy ci gościnę, liczymy na twoją pomoc. Ale ty, ty, Vannesso, nadal patrzysz nie dalej niż czubek swojego nosa. I dlatego tak trudno ci się z nami rozmawia. Bo nie jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że na tym pokręconym świecie są ludzie, którzy życie innych cenią bardziej niż swoje osobiste korzyści. Jesteś nam potrzebna, to fakt. Ale poradzimy sobie również bez ciebie. To też fakt. Albo nie poradzimy.

Spojrzał na Emmę, jakby liczył, że skarci go, poprawi, powie coś więcej.

Bardzo irytujące było to, że oni ciągle sugerował, że znają ją. Czerwona lampka zapaliła się gdy ów Nexus wspominał Krisa z imienia.
Billingsley zmusiła się by o nim nie myśleć. Takie rzeczy w obecnej sytuacji, bardzo nieciekawej sytuacji, rozpraszały, a ona musiała się bardzo skupić.

Jeszcze jedna rzecz w wywodzie tego mężczyzny zastanawiała Vannessę. Czy na szali było położone z jednej strony życie Krisa, a z drugiej życie tych innych ludzi? Ale to był problem, którego nie da się już nigdy rozwiązać.

- Nie o to pytałam. Ale dziękuję za szczerość. Nie odniosę się do twoich zarzutów. Chyba rozumiesz dlaczego, prawda? - Spojrzała w oczy mężczyzny szukając jakby zrozumienia, przynajmniej w kwestii braku odniesienia się do zarzutów. - Ja widzę problem w zrozumieniu was w tym, że nie mówicie wprost. Najpierw twoja koleżanka mówi, że nie potrzebujecie mojej pomocy. Później ty mówisz, że trochę na nią liczyłeś, ale jednak nie, bo myślę tylko o sobie. A na koniec mówisz, że myślę tylko o sobie, bo nie chcę wam pomóc. Jak dla mnie to to jest nie porządku. Ale dobrze. Ludzie są różni - wzruszyła ramionami. - Żeby przerwać tę spiralę niedomówień i błędów w komunikacji zapytam wprost. Jak miałabym wam pomóc? Od razu powiem, że nie wiem czy będę chciała od was pomocy.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 13-11-2022, 20:10   #83
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- To ja może dodam jeszcze coś do tych twoich trzech podpunktów. Po pierwsze to jesteś jedną z ochranianych przez nas osób, bo gdyby nie ta protekcja to aniołowie latający po okolicy mogliby tu wlecieć i zabić wszystkich ludzi włącznie z tobą. Po drugie po co miałam ci składać jakieś deklaracje skoro cały czas mnie zbywałaś. Próbowałam ustalić na czym stoję i nie dostawałam prawie żadnych odpowiedzi. Poza tym nie liczyłam za bardzo na twoją pomoc w jakiejkolwiek sprawie. No i po trzecie to uważam, że wcześniej też nie potrafiłaś używać mocy Klucza, bo nie panowałaś nad tym i miałaś z nią problemy, a teraz to już nawet nie ma o czym mówić. Nie dość, że nie pamiętasz nawet tej odrobiny wiedzy na temat mocy, którą poznałaś to jeszcze jej nie ćwiczyłaś przez ten czas. A co do pozbawiania życia to się nie zgodzę. Nie uśmierca się kogoś tylko dlatego, że jest dupkiem. Uważam, że wystarczyłoby po prostu odebrać ci tę moc.

- Masz rację, Emm - zgodził się Finch. - Każde życie jest cenne. I nie życzę, ani nie życzyłem ci nigdy śmierci, Vannesso.

- A co do różnicy w słowach moich i Fincha to wzięło się stąd, że on chce cię zabrać na swoją misję ratowania świata, a ja nie chcę. To cały sekret.

Fantomka wzięła dzbanek żeby sprawdzić czy zostało w nim jeszcze trochę kawy.

Zostało.

Gładzik milczał. Najwyraźniej nie chciał być świadkiem tej pogawędki.

Emma dolała sobie kawy.
- Nie przejmuj się tak Leo. Czasami trzeba oczyścić atmosferę porządną awanturą. Zobacz ja po piętnastu awanturach z Finchem dogaduję się z nim znakomicie.

- Czyżby - mruknął Gładzik cicho, pod nosem.

- Nie dostrzegasz tej zgodności umysłów? Może w niektórych opiniach się różnimy, ale światopogląd podzielamy i już się umiemy dogadać nawet jak się w czymś nie zgadzamy. Naprawdę. - Dodała żeby ostatecznie go przekonać.

- Słuchaj Emmy, Gładzik - wtrącił się Finch. - Ona zawsze, ale to zawsze wie, co mówi. I zawsze, ale to zawsze, ma rację.

- Czy dla ratowania świata i życia ludzi zrobiłbyś wszystko? - Vannessa utkwiła wzrok w Finchu.

- Wszystko to bardzo potężne słowo - Finch wydawał się być rozleniwiony jedzeniem. - Zawiera w sobie zarówno rzeczy śmieszne, brutalne i obrzydliwe. Więc, musisz albo doprecyzować, co masz na myśli mówiąc "wszystko", albo odpowiem - nie, nie zrobiłbym wszystkiego. Są granice, których nie przekroczyłem i nigdy nie zamierzam przekroczyć. Nawet teraz. Emma powiedziała, że - jeśli nam się uda - zrobi się, powiedzmy, reset. Wszystko powróci do czasu sprzed Fenomenu. Teoretycznie, moglibyśmy robić wszystko i nic by się nie wydarzyło. No i sami, gdyby się udało, niczego złego w sumie byśmy nie zrobili, tak można sobie to wytłumaczyć. Jeśli przez wszystko, masz na myśli, że poświęciłbym kogoś, kogo kocham, czy siebie, z ogromnym bólem, ale bym to zrobił, bo wiem, że osoba, która kocham, zrobiłaby to samo. Chociaż wolałbym poświęcić siebie. - Westchnął. - Kieruję się w życiu jedną, potężną zasadą - nie rób ludziom tego, czego sam nie chciałbyś, aby ci robili. Przynajmniej staram się tej zasady trzymać. Czy taka odpowiedź ci wystarczy?

- Raczej chodziło mi o to czy kogoś zmusiłbyś do takiego poświęcenia?- Powiedziała Druidka nie spuszczając wzroku z niego.

- Wiem do czego zmierzasz. Nie sądzę. Każda jednostka ma swoje sumienie i swój wybór. Ale gdybym mógł, podjąłbym się innych działań. Postarał przekonać. Jeśliby to by nie pomogło, poszukałbym innych sposobów. Użył swoich zdolności, na przykład. Jeżeli wiedziałbym, że to posłuży innym. Wiesz. Wchodzimy w bezsensowną, akademicką dyskusję - co jest ważniejsze, dobro jednostki, czy dobro społeczności. Kogo byś uratowała na torach, gdybyś mogła skierować pociąg tylko na jeden tor. Czy podałabyś śmiertelną truciznę małemu Hitlerowi, wiedząc co zrobi w przyszłości. Zawsze uważałem takie dyskusje za stratę czasu. Jestem zbyt stary, zbyt doświadczony i zbyt wkurwiony, abym teraz wracał do takich rozważań. Punkt wyjścia, Vannesso, jest bowiem taki, że każdy z nas walczy o coś innego i o inną słuszną sprawę. Bo ilu ludzi, tyle jest słusznych spraw. Mów prosto z mostu, do czego zmierzasz. I zjedz coś. Napij się kawy. Gładzik zostawił ze dwa naleśniki. Emm - zwrócił się do fantomki. - Chcesz dokładki? Mogę usmażyć. Zaniesiemy reszcie naszych, bo pewnie też gonią na oparach. Albo może chcesz coś dodać do tego mojego ględzenia?

- Do ustalenia kogo uważasz za złego. Weźmy taką matkę, której małe dziecko miałoby zginąć by uratować miliony. Jest złą osobą ta matka jeżeli nie zgodzi się na śmierć dziecka? - Druidka postawiła pytanie.

Emma przyglądała się na przemian Finchowi i Vannessie podczas tej ich wymiany zdań.
- Może przejdź do rzeczy i zapytaj go o to, o co ci tak naprawdę chodzi. - Zasugerowała. - Ja nie chcę dokładki - Odpowiedziała O’Harze - Ale Alicja na pewno jest głodna.

Finch kiwnął głową i spojrzał na Vannessę. Jego wzrok był naprawdę skupiony i niezwykle poważny oraz jakiś taki … władczy, charyzmatyczny, silny?

- Nikt, kto wstrzyma się od zabójstwa, nie jest zły. Ale też nie jest dobry. Roztrząsasz dobro i zło jako debatę o moralności czy jej braku. Popatrz na to co dzieje się wokół. Ci którzy to robią są, przynajmniej zgodnie z naukami różnych religii, skrajnie dobrzy. Więc proszę, zrób tak jak rozsądnie sugeruje, Emma. Wal, o co ci tak naprawde chodzi. I jeszcze, trzymając się się twojego pytania, Vannesso. Był taki ktoś, nazywał się Jezus. Jego ojciec poświęcił go za całą ludzkość. Czy to czyni Boga złym czy dobrym. Proszę. Cholernie jestem ciekawy twojej odpowiedzi, wiesz. Szczerze.

- Ja jestem osobą wierzącą. Dla mnie Bóg jest dobry - odparła szybko i bez namysłu. - I w moim przykładzie nie mówiłam o zabójstwie. Mówiłam o śmierci. O poświęceniu życia owego dziecka w zamian za życie innych. Już mówiłam, chcę wiedzieć kogo uważasz za złego.

Nexus zaśmiał się lekko, nieco złośliwie.

- Dobry?! To może weź miecz, wejdź na górę i pozażynaj trochę dziewczynek, jak jego aniołowie, wypełniający jego wolę. - Pokręcił głową. - Ale dobra. odpowiem ci, kogo uważam za złego. Siebie, ciebie, Gładzika, Kopaczkę, wielu ludzi, których znam. Może się mylę, może mam rację. Nie mi oceniać. Nie jestem od tego. Jestem od tego, aby spróbować posprzątać ten burdel, który narobili ci, którzy uznają się za dobrych.

Vannessa ledwo powstrzymała się przed wybuchem śmiechu gdy usłyszała słowa "nie mi oceniać". Udało się jednak to ograniczyć do głośnego wypuszczenia powietrza nosem.
- Jestem pewna, że moją rolą nie jest wyżynanie dziewczynek, także nie będę wchodzić w nie swoje kompetencje.

- A jaka jest zatem twoja rola w tym wszystkim? Masz jakiś pomysł na dalsze życie? Co zamierzasz zrobić z czasem, który ci pozostał? Bo mam wrażenie że ta dyskusja nie prowadzi do konkretów. Nie zrozum mnie źle. Lubię sobie pogadać. Niektórzy wręcz twierdzą, że gadam za dużo, bo lubię brzmienie swojego głosu. To ci bardziej uprzejmi. Ci mniej uprzejmi lub bardziej szczerzy powiedzą po prostu, że jestem gadatliwym narcyzem czy też głupiomądrym cynikiem. Czasami po prostu gnojkiem. Czasami … No dobra. Powtórzę. Do czego zmierzamy?

- Tak, zgadzam się, ta rozmowa nie prowadzi do żadnych konkretów - Druidka w myślach dodała jeszcze z przekąsem "ciekawe dlaczego?" - Jesteśmy w ślepym zaułku. Możemy tylko się cofnąć. I ja właśnie zamierzam to zrobić. Bo spoglądając z odpowiedniej perspektywy można dostrzec rzeczy, których wcześniej nie widziało się.

- Wiesz co Finch - wtrąciła się nagle Emma - myślę, że źle się za to zabraliśmy. Vannessa nie powie ci do czego zmierza, bo sama tego nie wie. Nie odpowiedziała na żadne pytania skierowane do niej a cały czas domaga się od nas konkretów, bo po prostu nie wie na czym stoi i w jakiej sytuacji się znajduje. Popatrz wszyscy ludzie, którzy tutaj trafiali mieli jakieś oczekiwania i czegoś chcieli. Jedzenia, picia, możliwości umycia się, skorzystania z łazienki, czystych ubrań, odpoczynku a przede wszystkim żebyśmy powiedzieli im co się dzieje i co ich czeka. A ona po prostu usiadła na krześle i stwierdziła, że niczego nie potrzebuje i gdybym jej wtedy nie sprawdziła Wyczuciem to doszłabym do wniosku, że to jakaś istota przybrała jej wygląd i się pod nią podszywa, ale jak się upewniłam co do jej osoby to starałam się zrozumieć co się jej przytrafiło. Nie wiemy gdzie była, z kim była, co widziała i jak się tutaj znalazła. Tak jak powiedziałam wcześniej, ominął ją atak na Londyn i ktoś musiał ją ochronić przed tym co się teraz dzieje. Albo ona nie widziała jak wygląda teraz świat albo widziała, ale to wyparła, ale tak czy inaczej ktoś musiał się nią zajmować. Do tego oskarżyła nas, że możemy być pomiotami piekielnymi, które zorganizowały to wszystko usiłując wmówić jej, że nastąpił koniec świata, co jest dla mnie jeszcze bardziej niezrozumiałe, bo przecież Wyczucie wskazałoby jej, że nimi nie jesteśmy. Tak samo jak pozwoliłoby jej zbadać świat dookoła i wiedziałaby, że dzieje się coś większego kalibru. I tak sobie myślę, że może ona po prostu jest w szoku i powinniśmy wezwać Aniołka żeby ją przebadał. Dajmy jej się opłukać, skorzystać z łazienki, a potem jeśli się zgodzi, a mam nadzieję, że się zgodzi damy jej butelkę wody, żeby się nie odwodniła, i zaprowadzimy, do któregoś z wolnych pomieszczeń na odpoczynek. Może wtedy porozmawiamy sobie na spokojnie, bo my też potrzebujemy trochę czasu, żeby się ogarnąć.

- Matko jedyna! - Jęknęła Billingsley. Miała już dość tej domorosłej psycholog. Zwróciła się do Leo - Czy ty możesz im powiedzieć, że to nie ja prosiłam o rozmowę z nimi tylko tak zadecydowała wasza koleżanka o czerwonych włosach? Mi nie chcą wierzyć.

- Tylko, że to teraz nie ma żadnego znaczenia Vannesso. Zrozum, zjawiłaś się tutaj nie wiadomo skąd, nie wiadomo w jaki sposób. Zachowujesz się się dziwacznie, nie jak człowiek, że tak powiem, a ja próbuję ustalić czy dlatego, że potrzebujesz pomocy czy też dlatego, że jesteś zagrożeniem? Więc powiedz mi tak jasno, gdzie byłaś ostatnio? Z kim byłaś? I jak się tutaj znalazłaś i dlaczego?

- Ma. Jeżeli ktoś zaczyna znajomość od próby zastraszenia, to nie powinien liczyć na zbyt wiele.

- A kto cię niby próbował zastraszyć? Jak na razie zaproponowaliśmy ci jedzenie, picie, odpoczynek i ogólną pomoc, tyle ile będziemy w stanie jej zapewnić, odpowiedzi, tyle, ile będziemy w stanie ci zdradzić. No, ale jak już wspomniałam mamy tutaj ludzi, których staramy się chronić i nie możemy przejść do porządku dziennego nad twoim nagłym pojawieniem się tutaj, dopóki się nie upewnimy, że nie stanowisz dla nikogo, w tym i dla siebie, zagrożenia.

Leo, na prośbę Vannessy po prostu spojrzał w bok. Widać było, że najchętniej poszedłby sobie od stolika.

- Spokojnie, Gładzik - Finch przestał dłubać widelcem w resztkach naleśnika. - Vannesso. Poczekaj. Kto ci groził i kiedy, tak jak Emma zapytała?

- Aha - Druidka skwitowała reakcję "dobrego policjanta". Jasnym dla niej stało się, że ów niczego nie powie.
- Ten kto mi śmierci życzył.

- Wychodzi na to, że to ty Finch - Emma spojrzała na O’Harę - Vannessa uznała, że jak się nie zgodzi na współpracę to ją wykończysz? Pamiętaj, że tak jak sama mówiła ma problemy z komunikacją, więc musisz się wyrażać nieco jaśniej.

Finch parsknął, rozbawiony.

- Ja z kolei cię zapewniłam, że nic złego cię tutaj nie spotka i mam zamiar słowa dotrzymać. Finch może i gada czasem głupoty - spojrzała na wspomnianego mężczyznę - ale nie zrobi ci nic złego. Jak już wspomniałam wcześniej jesteś teraz częścią tej powiedzmy enklawy i masz takie same prawa jak każdy inny człowiek, który szuka tutaj schronienia. Jeżeli się okaże, że z jakiś powodów stanowisz dla tych ludzi zagrożenie to po prostu cię od nich odizolujemy, ale nadal nie stanie ci się żadna krzywda.

- Jeżeli sądzisz, że życzyłem ci śmierci, to wybacz. Nie życzyłem. Chciałem tylko powiedzieć, że odebranie ci pamięci, było równie okrutne.

- Przestań się bawić w psychologa - Vannessa spojrzała na Emmę. - Nie wychodzi ci to. A, tu cytuję, powinien cię wtedy pozbawić życia, pamiętasz? - Przeniosła wzrok na O'Harę.

- No tak. Bo zabranie pamięci było bardziej okrutne. Ale to nie oznacza, że bym cię zabił czy coś.

- Pozwolę się nie zgodzić i z tobą - spojrzała na Druidkę - i z tobą - spojrzała na Fincha.
- Jak na razie żadna z moich obserwacji dotyczących ciebie Vannesso nie została w żaden sposób obalona. A zabranie pamięci może i jest okrutne, ale chyba lepsze niż utrata życia, bo wydaje mi się, że pamięć łatwiej odzyskać lub odtworzyć niż życie.

- Ta odnosząca się do powód dla którego uważam, że życzył mi śmierci też była trafna? - Ton wypowiedzi Vannessy wskazywał na to, że jest bardzo pewna swoich słów.

- Możesz jaśniej? Kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Zresztą, jak to się mówi, co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Na wypominaniu kto co i kiedy powiedział, niczego nie zbudujemy.
- To dlaczego wytknąłeś mi moją rzekomą samolubność? To już można, nie? - Vannessa czuła, że powoli traci nad sobą panowanie.

- Można. Ty możesz mi wytknąć moją wredność, złośliwość, arogancję, głupotę, co tam sobie życzysz. Proszę bardzo. Nie pogniewam się. Niech Emma ci powie, il razy mi nawrzucała. Albo Alicja, znaczy Kopaczka. Nawet Gładzikowi się wyrwało z raz czy dwa, a to spokojny chłopak jest.

- Finch - odezwała się spokojnie Emma - Problem jest w tym, że zarzucasz jej coś czego ona nie pamięta. Dziwisz się, że czuje się oburzona?

Oburzona? O nie, Vannessa nie była oburzona, ona była poirytowana, żeby nie powiedzieć zła. I ta złość właśnie osiągnęła ten punkt graniczny, po którym następował już tylko wybuch.

- No fakt - pokiwał głową. - Wybacz zatem mój brak taktu - zwrócił się do Vannessy.

- Co oczywiście nie zmienia faktu, że te zdarzenia miały miejsce i ci, którzy o nich wiedzą wyrobili sobie o tobie Vannesso pewną opinię.

- Wsadź sobie te swoje przeprosiny, te swoje możesz mi też nawrzucać. Ja mam dość. - Billingsley gwałtownie podniosła się z krzesła, tak że prawie je wywróciła i wyszła z pomieszczenia. W środku aż cała gotowała się. Chciała znaleźć jakieś ustronne miejsce, żeby dać upust całej złości, które zebrała się w niej w czasie tej rozmowy. No, może nie tylko w jej czasie, ale i wcześniej od feralnego dnia, gdy obudziła się w zimnej celi jakiegoś zamczyska.
W sumie Vannessa sama nie wiedziała, dlaczego akurat te puste słowo najbardziej na nią podziałały, ale to po nich straciła ochotę na jałową rozmowę.
Wyszła z budynku stanowiącego kuchnie tego całego ośrodka. Pierwszym o czym pomyślała, to to żeby jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Ruszyła więc w las, w który położone były zabudowania. Potrzebował jakiegoś spokojnego miejsca by przemyśleć sprawę.
Im bardziej oddalała się od budynków tym czuła się spokojniejsza. Cała złość jej przeszła. Niestety owa złość hamował też uczucie głodu, dlatego Vannessa spokojnie mogła odmówić przyjęcia poczęstunku. Teraz jednak poczuła głód. Na szczęście las dawał możliwość znalezienia jakiś roślin, które będą nadawały się do spożycia.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 29-12-2022, 22:01   #84
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Opłukując twarz, ręce i tułów starałam się nie myśleć o tym, że to były szczątki Mandy, a może wręcz przeciwnie powinnam o tym rozmyślać tak aby nigdy nie zapomnieć. Chwilę później kolejne niecodzienne zajście odciągnęło moją uwagę od wcześniejszych zdarzeń. Moja koncentracja i skupienie poddawane były próbom, kiedy rzeczywistość bombardowała mnie takimi wydarzeniami co i rusz.

- Musisz mnie znaleźć. Musimy porozmawiać.

Po tych słowach aż zachciało mi się śmiać. Czyli to ona chciała rozmawiać, ale to ja miałam ją znaleźć. Jak? Jakaś mała podpowiedź lub sugestia byłaby na miejscu, ale istota uznała, że sobie świetnie z tym poradzę sama. Albo chciała mnie przetestować albo przeceniała moje możliwości. Stawiałam na to drugie. Jeśli była tym kim podejrzewałam, iż była to oczywiście inaczej postrzegała pewne sprawy i to czego ode mnie oczekiwała zapewne zdawało jej się drobnostką. Zastanawiało mnie tylko to, dlaczego sama nie przyszła do mnie tylko przesyłała tak ogólnikową prośbę. Musiałam spróbować ją o to zapytać.

Lustro stało się ponownie tylko zwykłym zwierciadłem, ale to nie powstrzymało to mnie to od sprawdzenia czegoś. Przyłożyłam dłoń w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu widziałam tajemniczą postać.

- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - Zapytałam wytężając wzrok wlepiony w zwierciadło.

Niestety lustro pozostało tym czym było i nic się nie wydarzyło.

Skoncentrowałam swój Zmysł Śmierci na przedmiocie próbując wyczuć tam jakąkolwiek emanację.

Udało mi się wyczuć coś delikatnie, jakieś drobne zawirowania, nieuchwytny cień. Ale równie dobrze mogło to być "przebicie" z wielu innych źródeł, które w "Radości" emanowały ostatnio z wielką siłą.

Dla pewności przytrzymałam dłoń na miejscu i jeszcze chwilę odczekałam próbując nadal złapać trop tajemniczej postaci.

Moje umiejętności pozwoliły mi jeszcze przez chwilę złapać jakiś cień, musnęłam czyjąś aurę, ale bardzo szybko zaczęłam tracić tę nić z pola mistycznej percepcji.

Spróbowałam jeszcze desperacko złapać tę nitkę, ale wiedziałam już, czułam, że samodzielnie nie dam rady uchwycić tego cienia, wymykającego się mojej mocy. Wiedziałam też, że Pieczęć mogła pomóc, gdybym się na nią otworzyła. Gdybym pozwoliła mocy anioła połączyć się z moją mocą, być może, miałabym odpowiedni potencjał, aby złapać ślad. Albo i nie. W końcu, jeśli rzeczywiście to był Zapomniany to nawet Skrzydlaci, z tego co się orientowałam, nie mogli się mierzyć z ich potęgą.

Westchnęłam i odpuściłam. Opłukałam jeszcze raz twarz i wyszłam na zewnątrz rozejrzeć się za Finchem albo Gładzikiem, w zależności kogo znajdę jako pierwszego.

Fincha widziałam, jak wracał z lasu. Szedł powoli, wyraźnie zmęczony, z głową opuszczoną ku ziemi. Gładzika nigdzie nie dostrzegłam, więc szybkim krokiem ruszyłam w stronę Fincha.

Usłyszał mnie, gdy byłam dość blisko albo zauważył.

- Szeptacz poleciał - zakomunikował nieco zmęczonym tonem. - Skrzydlaci zlecieli się do niego, jak sępy do padliny.

- Jego Mistrz go przywróci do życia. Słyszałeś, przecież obiecał - Nawet nie musiałam się wysilać, żeby te słowa zabrzmiały sarkastycznie.
- Zgubiłam Vannessę. - Przyznałam - Nie mam pojęcia, gdzie się znajduje, ale Gładzik za nią szedł, więc raczej jej pilnuje.
- Chodźmy do środka. - Zaproponowałam - Powinieneś coś zjeść.

- Powinienem. Faktycznie. I kawy bym się napił. A ty? Jak się trzymasz?

- No też jestem potwornie głodna, dlatego tobie proponuję jedzenie, żeby nie było, że to tylko dla mnie. No wiesz. - Spojrzałam mu znacząco w oczy.

- Dobra. Idziemy jeść. W razie czego powiem, że moja chuda dupa strasznie zrobiła się łakoma. I że mój żołądek stał się portalem pożerającym jedzenie w sposób niepowstrzymany. W końcu, kiedy się mamy najeść, jak nie na koniec świata, co?

- Przyznam ci się, że nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłam ani co to było. Cud, że burczenie w moim żołądku nie przegoniło stąd tych wszystkich Skrzydlatych popierdoleńców. – Przyznałam.

- Może je tutaj zwabiło. Ale burczenie w twoich brzuszku, to nic, w porównaniu do koncertu w moim. To słychać pewnie w Szkocji. Zeżarłbym nawet rzepę konia z kopytami. Nie wiem, czy konie jedzą rzepę, ale bym zeżarł.

- Pytanie, ile nam w ogóle jeszcze jedzenia tutaj zostało? – Zastanowiłam się.

- Niewiele. Ale, Emma, to nie ma znaczenia. Jeśli nam się nie uda …, jeżeli uda, też nie ma znaczenia. Więc jedzmy, ile zmieścimy. Akurat te kilka osób z nas musi mieć siły. Wiem. Fatalistycznie. Ale taka jest prawda. Bolesna, waląca kopniakiem w … no paluchami w oczy. Ale prawda. Więc jedzmy i pijmy, aż do przesytu.

- A to akurat wiem. Zastanawiam się czy dla nas jeszcze zostało coś, żeby teraz to zjeść. – Sprecyzowałam.

- Jakby nie zostało, to zjem kogoś z tych warzyw, co tego nie dopilnowali - zażartował. - Z tego, co wiem, mamy tutaj żarcia dla tych wszystkich ludzi na kilka dni. Puszki, mąka. Wiesz. Kurde. Zrobię naleśniki dla nas. Co ty na to? Akurat w robieniu naleśników jestem całkiem dobry.

- O widzisz zawsze znajdziesz okazję, żeby się pochwalić kolejną rzeczą, w której jesteś dobry. - Odpowiedziałam żartem.

- Zawsze. Skromność to moje siedemnaste imię. Wiesz przecież.

Ciężko mi było zachować powagę i uśmiechnęłam się szeroko, ale zaraz szybko przywołałam się do porządku. Wydawało mi się nie na miejscu i nie w porządku, żeby się teraz śmiać. Wsunęłam rękę pod ramię Fincha.
- A ja już mam zwidy i lustro do mnie gada. Albo wcale nie mam omamów i rzeczywiście ktoś próbował się ze mną porozumieć przez odbicie w łazience. – Wyznałam.

Finch przysunął się nieco bliżej, zadowolony z mojej obecności.

- Zwidy z niedożywienia - nie sądzę. Ktoś próbuje złapać kontakt - tak myślę. Bo bezpośrednio na ciebie to trzeba by było taranem walić, dzięki twoim mocom. Lustro jest łącznikiem czy też raczej pośrednikiem i celem, więc jest łatwiej. Pozostaje jedna niepokojąca myśl, jedno pytanko, jak ten ktoś lub to coś, ciebie namierzyło.

- To ta sama istota, która mi się wcześniej śniła. Ktoś z Zapomnianych, tak sądzę. Chce ze mną porozmawiać, ale ja nadal nie wiem, jak ją znaleźć. Ten kontakt w niczym mi nie pomógł, na nic mnie nie naprowadził. Nawet nie wiem czy ta istota znajduje się na tym planie czy jakimś innym.

- No to mamy punkt zaczepienia, gdy już zjemy, odpoczniemy. Musimy poznać tego, nazwijmy go tajemniczego Prześladowcę. A może Tajemniczą Prześladowczynię. Wielbiciela? Wielbicielkę? Nie wiem. W każdym razie, trudno będzie nam działać w tym, co zamierzamy zrobić, mając za sobą jakiś cień. Z drugiej jednak strony Skrzydlate jemioły dały nam mało czasu. I jeśli go przegapimy, mogą nas zabić, jak i innych ludzi. A wtedy, będzie po ptakach. Ułóżmy plan. Jedzenie, spanie, kawa, jedzenie i ruszamy ratować świat? Co ty na to, kochanie?

- Dodaj tam jeszcze gdzieś po drodze przynajmniej z jeden prysznic i jak dla mnie może być. – Zgodziłam się - A teraz chodź się wykazać tym talentem do robienia naleśników.

Idąc zobaczyliśmy Gładzika idącego obok Vannessy. Oboje wyglądali na mocno zmęczonych. Chyba nikt już nie będzie świeży i wypoczęty w tych Dniach Końca.

- Idziemy się przywitać? Czy lecimy robić naleśniory, nim ludzie się ogarną i wszystko nam zeżrą, jak poczują zapach?

- Twoja decyzja, bo jak się zlecą do nich inni to będziesz ich musiał więcej usmażyć.

- Idziemy robić. Gładzik wygląda, jakby się dobrze bawił. Może mu wpadła w oko. Jeszcze jej nie poznał. - Uśmiechnął się nieco złośliwie. - Dobra. To leć do kuchni, znajdź mi mąkę, ze trzy jajka, może mleko, jeśli będziemy mieli szczęście, a ja zajmę się resztą, tylko opłuczę się trochę, bo śmierdzę Szeptaczem. A potem usmażę nam kopę naleśniorów. Kurde. Aż mi ślinka cieknie na samą myśl. Coś ze mną chyba jest nie tak. I to ostro nie tak.

- Dlaczego miałoby coś być z tobą nie tak? – Zapytałam.

- Myślę o jedzeniu, mijając ciała tych wszystkich, których nie zdołałem ochronić.

- No wiesz, niezależnie od sytuacji ciało w końcu dopomni się o swoje. Instynkt pokieruje cię w stronę tego czego ciało potrzebuje do przeżycia. To całkiem naturalne i nawet ty nie jesteś ponad to. - Wzruszyłam ramionami.

- Nawet ja. - Zaśmiał się cicho. - To trochę taki komplement. To dobrze. Nawet ty nie jesteś ponad to, Emm. Chyba? Co? - Spojrzał na mnie, ewidentnie żartując.

- No oczywiście, że podkreśliłam to specjalnie. - Uśmiechnęłam się. - A ja na pewno nie jestem ponad to.

Umilkłam na chwilę.

- Chciałam porozmawiać z tobą o czymś jeszcze, ale może najpierw zajmijmy się jedzeniem. Znajdę ci wszystkie potrzebne składniki.

Zostawiłam Fincha przy łazienkach a sama ruszyłam do kuchni. Po drodze bardzo się zdziwiłam widząc idących Gładzika i Vannessę. Egzekutor pomachał do mnie ręką

- Emm. Vann chce porozmawiać z Nexusem. Znajdziecie dla niej czas?

- A ja muszę coś zjeść. Przed chwilą fiknąłem kozła i Vann mnie ocuciła. Jeszcze nie doszedłem do siebie po tych wszystkich cięgach, jakie ostatnio zebrałem.

Ucieszył mnie jego widok, ale od razu zmartwił stan.

- Chodźcie ze mną do kuchni. - Zaproponowałam. - Finch tam zaraz przyjdzie jak się ogarnie, bo obiecał usmażyć nam tonę naleśników, więc myślę Leo, że dla ciebie też powinno wystarczyć. Chodźcie, chodźcie. – Dopilnowałam, żeby poszli za mną.

- Dzień dobry – Przywitała się Druidka, więc odpowiedziałam jej zdawkowo.

W kuchni znaleźliśmy także wyczerpanego Zimorodka. Naprawdę nie przypuszczałam, że koniec świata może być tak męczący.

Pomimo zmęczenia Fearie nie stracił nic ze swojej ogłady i nie zapomniał o dobrych manierach. Ukłonił się nam i zapytał:
- Mam zostawić was samych, o elle?
- Zostawiono mnie tutaj, abym trzymał ludzi z daleka od jadła i napitku, którym trza nam oszczędnie gospodarzyć. - Wyjaśnił.

- Właśnie mamy zamiar uszczknąć trochę z tego jadła i napitku Zimorodku. Mam nadzieję, że możemy? – Zapytałam.

- Oczywiście. Trzeba mieć siły, aby należycie chronić tych maluczkich. Usunę się zatem gdzieś i udam na spoczynek do mych komnat, jeśli wyrazisz mi na to zgodę, o elle.

- Oczywiście. - Powtórzyłam po Fae - Przypilnujemy kuchni sami albo znajdziemy kogoś w zastępstwie do jej przypilnowania. Potrzebujesz czegoś Zimorodku? Oprócz odpoczynku?

Spojrzał na mnie i odpowiedział.

- Uczynię, elle, jak rzekłaś. Znajdę następcę lub następczynię i zaznam chwili wytchnienia.

Zaraz też zaczęłam bezceremonialnie przetrząsać całą kuchnię w poszukiwaniu produktów spożywczych. Zajrzałam nawet do położonych najbliżej pomieszczeń, żeby znaleźć potrzebne do naleśników składniki. Kierował mną także inny cel. Chciałam pobieżnie sprawdzić, ile nam jeszcze zostało zapasów.

Koniec końców zgromadziłam potrzebne do zrobienia naleśników rzeczy na jednym z blatów a sam klapnęłam sobie przy kuchennym stole. Od razu po spojrzeniu na Egzekutora przypomniałam sobie o jego potrzebach.

- Jak tam Leo? Wytrzymasz, czy poszukać ci czegoś do zjedzenia na szybko? - Zapytałam gotowa coś mu podrzucić.

- Wytrzymam. Vann dała mi batonika. Ale pierwsze sztuki dla mnie - uśmiechnął się nawet bez przymusu. - Albo rzucę się na którąś z was.

- Może znajdę coś do picia. – Przypomniało mi się, że oprócz jedzenia ludzie również potrzebują napojów - Chcecie kawy czy woda wystarczy?

- Nie, dziękuję – Odpowiedziała Druidka.

Spojrzałam więc pytająco na Gładzika.
- Nie trzeba. Chociaż pewnie Finch będzie chciał kawy. On żłopał jej na potęgę zawsze, a wyglądał, jakby miał się wywrócić. Ja zrobię. – Zdecydował - Wy pogadajcie sobie. Starszyzna Towarzystwa. Nie moja sprawa. Przy okazji poćwiczę z jedną ręką. Jakbyście słyszały rumor, to biegnijcie na ratunek. – Zażartował sobie, ale widać po nim było, że jeszcze nie nabrał odpowiedniego dystansu, aby sobie dowcipkować na temat swojego stanu

Spojrzałam na niego współczująco, ale tak aby nie mógł tego zobaczyć. Później przeniosłam wzrok na Vannesę i dokładnie się jej przyjrzałam. Wyglądała jak ona. Tak jak ją zapamiętałam, ale wygląd był łatwy do podrobienia dla kogoś o odpowiednich umiejętnościach i mocach. Dla mnie ona nie żyła od czterech miesięcy i wątpliwości nasuwały się same. Czy rzeczywiście wtedy zostałam oszukana czy też ktoś próbował mnie nabrać teraz? Oczywiście od razu wybadałam ją moim specjalnym Zmysłem, który niczego podejrzanego nie wykazał, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Naturalnie, że gdyby ktoś usiłował podszywać się pod Druidkę wiedziałby, iż powinien przejść specjalistyczne, okultystyczne testy. Zatem to nie przesądzało niczego. Trzeba było być odpowiednio ostrożnym nie wiedząc z kim lub czym miało się do czynienia. Oczywiście możliwość, iż to była po prostu Vannessa także była jak najbardziej prawdopodobna, ale wtedy pojawiały się wątpliwości i podejrzenia innej treści.

- Chcesz rozmawiać z Finchem? – Zapytałam kończąc swoje pierwsze pobieżne rozeznanie się w sytuacji.

- Wydało mi się, że to on chce ze mną rozmawiać. W końcu po to twój kolega szedł tu ze mną – odpowiedziała Vannessa.

- Naprawdę? – Udałam zdziwienie. - Przecież Leo zapytał, czy znajdziemy dla ciebie czas, bo chcesz porozmawiać z Nexusem. – No to już coś zaczynała kręcić a to obudziło moją czujność - W sumie to nieważne. – Zbyłam to szybko - Powiedz lepiej, jeśli to nie sekret jak się tutaj znalazłaś. Nie przyszłaś raczej z żadną grupą, a pojawiłaś się dokładnie w chwili jak przez portale przedostały się tutaj impy. Skorzystałaś z jakiegoś portalu?

Bardzo mnie interesowało co odpowie. Będzie coś ściemniała czy wręcz przeciwnie?

- Nie znam was, więc nie mam po co chcieć z wami rozmawiać. Znajdź zatem swojego kolegę. Niech powie mi co chce mi powiedzieć - Ona jednak uparła się przy ustalaniu kto z kim chciał rozmawiać jakby przyznanie się do tego, że to od niej wyszła inicjatywa było jej nie na rękę. Do tego jeszcze zignorowała moje pytanie. Nie świadczyło to na jej korzyść. Do tego jeszcze podkreśliła fakt, iż nas nie pamiętała. Ta utrata pamięci była idealnym pomysłem dla kogoś kto chciałby się pod nią podszywać.

- Jeżeli nie chcesz z nami rozmawiać to powiedz mi w takim razie czego chcesz i jeśli nie chcesz z nami rozmawiać to powiedz jeszcze po co tutaj przyszłaś czy w jakiś tam inny sposób się znalazłaś? – Zaatakowałam ją wprost stwierdzając, że najlepszym pomysłem będzie przyparcie jej do muru.

Niestety mój zamysł totalnie nie wypalił, bo właśnie w tym momencie kompletnie nieświadomy tego co tutaj się działo Finch postanowił w swoim stylu włączyć się do rozmowy.

- O! - spojrzał na Vannessę jak już znalazł się w kuchni. - Cześć!

- Fajnie, że jesteś cała i zdrowa. Oznacza to, że Brigit dała radę, a moje wskazówki pozwoliły ciebie namierzyć. Super. Biorę się za naleśniki i zaraz pogadamy, co? Bo masz, Vannesso, coś cholernie cennego. W sobie. Coś, co przyda się nie tylko tobie, ale wszystkim, którym zależy jeszcze na przetrwaniu ludzkości. Wiem, kurde, patetyczne. Ale taki już jestem. Patetyczny.

Normalnie myślałam, że mnie tam coś zaraz pierdolnie na miejscu. Dla mnie pewne zasady zawsze były jasne. Jak wchodzisz do pomieszczenia i znajdujesz tam dwie lub więcej osób nie znając ani ogólnej atmosfery spotkania ani nie wiedząc co było mówione to trzymasz gębę na cholerną kłódkę i słuchasz, żeby zdobyć chociaż odrobinę potrzebnych informacji.

- Naprawdę?! – Wybuchłam - Musisz mi się tutaj wpierdalać w rozmowę, bo inaczej nie wytrzymasz, co? - Zeźliłam się jak diabli.
- Przecież ona nie ma pojęcia o czym ty bredzisz. Ja tutaj próbuję się dowiedzieć na czym stoimy i co ona wie a czego nie wie a ty ze swoim: masz coś co się przyda ludzkości.
- Zero taktu! Zero!
Zerwałam się od stołu, bo wkurzenie nie pozwalało mi siedzieć spokojnie. Finch, poza tym od razu założył, iż to była prawdziwa Vannessa chociaż jego własne słowa tak właściwie temu przeczyły. Jeżeli wysłał na poszukiwanie Druidki Brigit to, gdzie w taki razie ona była? Jak to się stało, że Vannessa zjawiła się tutaj sama? Naprawdę go to nie zastanowiło?

- Chwila – odezwała się Vannessa i teatralnym ruchem przyłożyła sobie dłoń do czoła po czym potarła skroń. Jak jakiś nieczłowiek który podpatrzył ten gest u ludzi, ale nie za bardzo umiał go wiarygodnie odegrać. - To już przestaje być nawet śmieszne. To wasze, witaj Vannesso. Co tu się dzieje? Gdyby nie to, że elektronikę dawno już trafił szlag, to mogłabym pomyśleć, że to jakaś ukryta kamera. Zgodziłam się tu przyjść, ponieważ taka czerwonowłosa kobieta powiedziała waszemu koledze – machnęła ręką tam, gdzie udał się Gładzik - że jakiś Nexus będzie chciał ze mną porozmawiać. Zrobiła to w tak czuły i uprzejmy sposób – kontynuowała ironicznie, a to już lepiej jej wyszło niż gest ręką - że ciężko było mi odmówić. Później wasz kolega – ponownie wskazała dłonią kierunek, w którym poszedł Gładzik - zasugerował, że dołączy jakaś Emma. - Spojrzała na nas. - Powiecie mi, gdzie znajdę tę dwójkę?

Nie miałam pojęcia w co ona usiłowała sobie pogrywać zadając to ostanie pytanie, bo po naszej wcześniejszej wymianie zdań każdy by się domyślił, że ta rzeczona dwójka to my.

Spojrzałam z wyrzutem na Fincha.
- Widzisz? – Wskazałam mu ręką siedzącą Vannessę.
- O tym właśnie mówiłam.

Czytaj O’Hara, czytaj między wierszami i domyśl się tego co ci usiłuję przekazać.

- Ja jestem Emma, a to jest Finch, czyli Nexus - Odpowiedziałam Druidce, żeby nie usiłowała postawić takich niedopowiedzeń przeciwko nam.
- Nie wiem też na ile orientujesz się w sytuacji, ale jakieś no nie wiem z sześć dni temu aniołowie z rozkazu swojej Zwierzchności zaczęli Apokalipsę, Koniec Świata i Sąd Ostateczny. Od tamtej pory niszczą wszystkie miasta, miasteczka i wioski oraz zabijają wszystkich ludzi i nieludzi. Ta nasza mała enklawa jest jednym z ostatnich miejsc w okolicy, gdzie jeszcze zostali jacyś żywi. Cały czas mamy dzień, godzinę 11.11 przed południem, bo ten ich koniec świata zatrzymał w jakiś sposób ruch ciał niebieskich i Ziemia cały czas znajduje się w tej samej pozycji jak w chwili ich pierwszego ataku. I wiem to brzmi jak jakiś okrutny żart, ale wcale żartem nie jest. Jak wyjrzysz przez okno zobaczysz aniołów krążących po niebie w okolicy.
Westchnęłam i usiadłam z powrotem na krześle. Najlepszą taktyką na ten moment wydawało mi się pokazywanie tej Vannessie, że odbierałam jej słowa jako prawdziwe, kimkolwiek by była.

Finch posłał mi uśmiech. Miałam nadzieję, że chodziło o to, że skumał już co nie co.

- Biorę się za naleśniki, jak obiecałem. – Teraz po tej rzuconej przez siebie bombie postanowił się grzecznie usunąć zostawiając mnie z bałaganem, którego narobiły jego słowa - Jeżeli chcecie ze mną gadać, to przez te okienko. – Wskazała na kuchenne okno przeznaczone do wydawania posiłków.

- Albo chodźcie tam ze mną. Jak słusznie zauważyła Emm, niepotrzebnie wpierdzielam się w rozmowę, chociaż nie sądziłem, że gadacie, bo dopiero co wszedłem.

Spojrzał na mnie zakłopotany.

- Zjemy, i jak przystało na kulturnych i cywilizowanych ludzi, pogawędzimy mniej lub bardziej serdecznie. O końcu świata i jego ratowaniu, żeby była jasność.

- Na razie to zatrzymałam się na pytaniu czego Vannessa by chciała i nie otrzymałam od niej odpowiedzi, więc je ponawiam.

Spojrzałam na Druidkę.
- Czego chcesz? Czego potrzebujesz? Bo jak widzisz my mamy swoje własne plany i zamiary – nie miałam co tutaj ukrywać, skoro Finch już to wypaplał - a nic nie wiemy o twoich.

- Czego chcę? Czego potrzebuję? – Powiedziała cicho i spojrzała na mnie - Od was? – Dodała już głośniej - No raczej niczego. Ale z tego co widzę to wy chcecie czegoś i potrzebujecie czegoś ode mnie.

Powstrzymałam się od zazgrzytania zębami. No właśnie Finch nigdy w pierwszej rozmowie nie mówi się komuś, że coś od niego potrzebujesz, bo ten ktoś wykorzysta ten fakt.

- Nie powiedziałam, że od nas, tak dla wyjaśnienia. – Próbowałam ratować to co schrzanił Finch - Pytałam raczej ogólnie, bo chyba czegoś potrzebujesz, prawda? Chociaż rzeczywiście jesteśmy teraz jedynymi osobami, które mogą ci coś dać.

Może zabrzmiało to nie najlepiej, ale taka właśnie była prawda.

- Matko jedyna! Starasz się mnie przekupić? Mamienie pustymi obietnicami to raczej metody demonów i takich tam. To naprawdę jak na demony czy inny pomiot piekielny postaraliście się. Ten cały teatrzyk z końcem świata, sierotami, które trzeba bronić. No brawo – Tym razem teatralnie zaklaskała w dłonie. Gesty nie były jej mocną stroną - Powinnam być pod wrażeniem, nie?

„Przekupić”? Czy ona myślała, że nadal funkcjonują zwyczajowe zasady świata? I o co jej właściwie chodziło z tymi demonami? Jeżeli rzeczywiście byłaby tym kim powinna być to jej Zmysł Śmierci powinien potwierdzić jej to, że byliśmy ludźmi. Czyżby rzeczywiście moja paranoja okazała się mieć rację i jakiś nie człowiek udawał Vannessę?

- Nie rozumiem. – Przyznałam - Objaśnij mi zatem za kogo nas bierzesz i co uważasz, że tutaj się dzieje? Bo ja na przykład nie chcę cię przekupić, bo niby po co. Po prostu gdybym była na twoim miejscu chciałabym jakiś informacji, żebym zrozumiała na czym stoję. A kiedy ty stwierdziłaś, że niczego nie chcesz i nie potrzebujesz doszłam do wniosku, iż po prostu się poddałaś i przygnębiona tym wszystkim postanowiłaś usiąść i czekać na koniec. Niektórzy tak reagują w takich sytuacjach. No, ale ty nagle oskarżasz nas o jakieś matactwa i tego, że co, zainscenizowaliśmy koniec świata specjalnie dla ciebie? Trochę przesadziłaś. Nie sądzisz?

Każdy czegoś chciał i potrzebował. Taka była prawda, a Vannessa okazała więcej rozsądku niż Finch nie przyznając się do tego.

- Czy przesadziłam? Traktuję cię tak samo poważnie jak ty mnie. – Spojrzała na mnie - Za kogo was brałam? Za kogoś kto czegoś ode mnie chce. Inaczej nie zostałabym tak subtelnie poproszona o rozmowę z wami - Umilkła na chwilę łapiąc mój wzrok. - A i jeszcze jedno. Ja będąc tobą przeszłabym od razu do meritum.

Nie odpowiedziałam od razu zastanawiając się nad jej słowami. Słyszałam w tle głosy Fincha i Gładzika, ale odcięłam się od nich skupiając na rozmowie.

Kimkolwiek by nie była Druidka chciała ode mnie jak najwięcej informacji od siebie nie dając absolutnie nic. Gdyby była kimś innym zapewne próbowała by powoli zmierzać już do swojego celu, zasugerować może coś. Ona jednak cały czas chciała tylko odpowiedzi a właściwie nie zadawała pytań, jakby nie wiedziała o co pytać. Poza tym rzucała oskarżenia, iż cała „Radość” został zainscenizowana na jej użytek, jakby nie widziała nic więcej.

- Hmmm – Patrzyłam na nią próbując wychwycić jej rekcję. - Nie widziałaś ataku na Londyn i tego co się potem tam działo? Nie. Nie widziałaś. - Odpowiedziałam sama sobie. - Nie widziałaś nic z tego co się tam - zrobiłam ruch głową w stronę okna - dzieje? Nie wiesz jak się tutaj znalazłaś. Jesteś zagubiona, ale zamiast zapytać to przedłużasz rozmowę, przeciągasz sprawę zamiast przyznać się do swojej niewiedzy i jeszcze oskarżasz nas o, w sumie nie wiem dokładnie co. Że cię porwaliśmy i zmyślamy sobie bajeczki o końcu świata, żeby zmusić cię do czegoś, sama nie wiesz czego. W sumie to jesteś w nieciekawej sytuacji. Nie mamy jednak żadnych złych zamiarów, nie zrobimy ci krzywdy. Posiedzisz sobie tutaj w “Radości”, będziesz miała wikt i opierunek, aż świat się skończy i to wszystko - znowu zrobiłam ruch głową w stronę okna - się skończy.

Czy naprawdę miałam rację i tak wyglądała rzeczywistość Vannessy? Finch mówił mi, że wcześniej Druidka przebywała chyba w Londynie a potem coś się stało, jeśli dobrze zrozumiałam, więc wysłali na jej poszukiwanie Brigit. Wychodziło, że gdziekolwiek by nie była ominęła ją cała Apokalipsa i wszystkie zdarzenia z nią związane, więc teraz widząc tylko ten niewielki odłamek świata nie potrafiła uwierzyć, iż to wszystko działo się wszędzie. No i jeszcze najpewniej kompletnie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji a trzeba przecież pamiętać, że w mieście już wcześniej działy się różne okultystyczne sytuacje i wtedy świat jakoś istniał dalej. Na potwierdzenie, że teraz było inaczej miała tylko nasze słowa i nie wierzyła nam.

Druidka westchnęła.
- To wszystko, żeby mi powiedzieć, że świat się kończy? To jeszcze gorzej niż myślałam. To ja dziękuję za rozmowę - podniosła się z krzesła potwierdzając moje przypuszczenia.

Nie uwierzyła mi. Równie dobrze mogłam jej powiedzieć, iż byłam odrodzoną królową Boudicą.

- Sama trafię do wyjścia – Podniosła się i ruszyła w tamtym kierunku.

Nie zatrzymywałam jej. Poczułam za to aromatyczny zapach kawy i zaburczało mi w brzuchu. Jedzenie stanowiło dla mnie priorytet.

- Drogie panie! Zaraz będzie kawa – Wydarł się Gładzik. - Maestro O'Hara potrzebuje więcej czasu na swoje działania.

- Ja poczekam na zewnątrz - Odpowiedziała mu Druidka.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 29-12-2022, 22:02   #85
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wstałam i ruszyłam w stronę Gładzika.
- Czy maestro potrzebuje pomocy? Bo jestem naprawdę głodna.

Wydawało mi się, że minęło naprawdę sporo czasu, odkąd Finch zabrał się za te naleśniki. Albo czas spędzony z Vannessą tak mi się dłużył.

Gładzik jakiś cudem dał radę donieść jedną ręką dzbanek z kawą i dwa kubki.

- Maestro nie potrzebuje pomocy - rzucił O'Hara z kuchni, skąd usłyszałam skwierczenie. - Obiecał naleśniory i wywiązuje się z obietnicy. Pierwszy na patelni. Gładzik! Kombinuj sobie talerz i smarowidła. I nam też wykombinuj. Vannessa! - Zawołał. - Z czym jadasz naleśniory?!

- A wiesz Leo, że pierwszy jest najgorszy, bo zwykle się nie udaje. Tak tylko ostrzegam. - Przestrzegłam Egzekutora.

- Znając Nexusa to wszystkie będą kiepskie. Ale jestem potwornie głodny. Zjem, co dostanę – Zadeklarował Gładzik stawiając kubki i dzbanek na stole. - Drogie Panie, kawę podano - Dostrzegł wychodzącą Vannessę i spojrzał zmrużonymi oczami na mnie.
Chyba mnie podejrzewał, że swoimi słowami sprowokowałam ją do wyjścia.

Podeszłam do stołu za Gładzikiem.
- Jadłam to co ugotował Finch i było całkiem, całkiem, więc może nie będzie tak źle. Mogę? - Wskazałam na przyniesiony dzbanek i nie czekając na jego odpowiedź zaczęłam nalewać kawę do kubków.

- Odważna z ciebie kobieta - zażartował Gładzik i ruszył w stronę kuchni, pewnie po dwa kolejne kubki.

Usiadłam wygodnie i zaczęłam popijać kawę z kubka. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w ogóle piłam kawę i wyszło mi, że to było w tej samej kuchni ze dwa dni temu. A kiedy ostatnio coś jadłam?

- Dziękuję, nie jestem głodna - Odparła Vannessa, ale zawróciła od drzwi i usiadła z powrotem przy stole.
Czemu nie chciała nic jeść? Ja w takiej sytuacji bym sobie nie żałowała. Chyba nie myślała, że chcieliśmy ją otruć czy coś. Wypiłam całą kawę patrząc jak Gładzik dosłownie pożerał swoje naleśniki. Musiał już naprawdę gonić resztką sił.

Kiedy upewniłam się, że Egzekutor już zjadł tyle co potrzebował nałożyłam sobie swoją porcję. Jadłam powoli, żeby mój prawie pusty żołądek się nie zbuntował, a nie było to łatwe, bo skręcało mnie z głodu.

Finch dosiadł się do nas dopiero jak skończył smażenie. Wtrząchnął przy tym to co zostało w takim tempie, że zaczęłam martwić się czy czasem się potem nie pochoruje, ale przypomniało mi się, iż spędził trochę czasu w towarzystwie Gładzika, więc szybkie jedzenie na pusty żołądek nie powinno mu zaszkodzić. Dołożyłam mu kilka naleśników od siebie.

- Hej – zaprotestował żartobliwie. - Bo przytyję i zrobię się ulańcem. Dobra - pochłonął kolejne parę kęsów. - To co ustaliłyście, gdy ja kucharzyłem? Emm, wyjaśniłaś Vannessie, co się dzieje?

Najpierw prychnęłam w odpowiedzi na jego pytanie a dopiero potem opowiedziałam. Dobrze, że niczego już nie jadłam i nie piłam, bo na pewno bym się zadławiła.
- Dowiedziałam się, między słowami, bo Vannessa nie raczyła mi odpowiedzieć – spojrzałam na nią z wyrzutem - że nie było jej w Londynie podczas ataku, więc ona nie ma pojęcia co się stało z miastem. Do tego chyba nie miała ogólnie pojęcia o sytuacji, na moje pytania o to też nie odpowiedziała. Nie wiem, gdzie była i co robiła przez ostatni tydzień – Tutaj spojrzałam znacząco na Fincha - ale chyba trzymano ją pod jakimś kloszem, skoro ominęło ją to wszystko czego my byliśmy świadkami. Nie dowiedziałam się też jak się tutaj dostała, ale to nic dziwnego, bo ona sama tego nie wie. – Zabrzmiało to zbyt oschle, ale trudno - Później zaoferowałam jej pomoc albo w kwestii informacji albo jakąkolwiek inną, ale usłyszałam ze dwa razy, iż niczego nie chce i niczego nie potrzebuje, co oczywiście jest kłamstwem, bo każdy czegoś chce i potrzebuje, ale najwyraźniej ona nie chce pomocy ode mnie a konkretniej od nas. I to w sumie tyle.

- Przepraszam, która część naszego dialogu była tą ofertą pomocy? Bo jakoś to przegapiłam - powiedziała Vannessa.

- Chociażby ta z pytaniem czego chcesz? Czego potrzebujesz? - Spojrzałam na Druidkę z westchnieniem. Fakt nie mówiłam że chcę jej pomóc i nawet na początku przyznałam, iż nie zamierzałam jej pomagać ale potem dodałam że byliśmy jedynymi osobami które teraz były jej w stanie pomóc więc dla mnie to się rozumiało samo przez się ale dla niej najwyraźniej nie. Widocznie powinnam być bardziej dosłowna - I przyznaję od razu, nie wiem czy bylibyśmy w stanie zapewnić ci tą pomoc w pełni, bo jak widzisz warunki są jakie są, ale trudno to określić skoro nie odpowiedziałaś na te pytania, a pytałam o to dwukrotnie jeśli dobrze pamiętam i za każdym razem twierdziłaś, że niczego nie chcesz. Rozumiem, że nas nie znasz i dlatego nam nie ufasz, ale nie ma już nikogo innego do kogo mogłabyś się zwrócić. Niestety.

O'Hara spoglądał to na mnie to na Vannessę i słuchał. Znałam go już na tyle, że wiedziałam, iż pod tą maską spokoju i uśmiechem przyklejonym do twarzy, Finch dokonywał jakiejś kalkulacji. Zastanawiał się co zrobić dalej. Wiedziałam też, że cokolwiek bym nie powiedziała i cokolwiek bym teraz nie zrobiła, O'Hara będzie mnie wspierał. Bo chyba powoli miał dość całej sytuacji, co zdradzało jego zamyślenie i spojrzenie na zewnątrz, gdzie przeżyliśmy ostatnio piekło. Na razie tylko czekał zostawiając mi działanie. Takie zaufanie było budujące, ale pokładane we mnie nadzieje dość spore. Czy naprawdę aż tak mi ufał, że przystałby na absolutnie wszystko co bym postanowiła.

- Och! – Vannessa kolejny raz zrobiła dziwny przesadzony gest czy też raczej minę udając zdziwioną. - Czyli tak oferuje się pomoc według Ciebie. A to przepraszam. Wychodzi na to, że mamy problemy w komunikacji. Jednocześnie spieszę wyjaśnić, że ja pytając czego wy chcecie, na co również nie otrzymałam odpowiedzi, nie oferowałam pomocy. Chciałam naprawdę wiedzieć czego chcecie.

Znowu to robiła udając niewiedzę, ale to najwidoczniej była jej taktyka. Udawać niewiedzę na temat rzeczy, na których jej zbytnio nie zależało, żeby ukryć swoją niewiedzę w innych. Postanowiłam jej wyjaśnić to co mogłam i to co powinnam w taki sposób, aby już nie mogła się zasłaniać swoją niewiedzą. Przypomniały mi się jej rozmowy ze mną w Mrze i jeszcze te z Nathanem, kiedy Egzekutor próbował ją o coś zapytać i jak się zszokował słysząc te jej odpowiedzi. Aż się uśmiechnęłam na te wspomnienia.

- Fakt, masz problemy z komunikacją. – Przyznałam - Pamiętam jaki Nathan był zszokowany jak próbował z tobą porozmawiać i otrzymał to co zwykle oferujesz w odpowiedzi. Ja chciałam ci zaoferować informacje, których ci ewidentnie brakowało, ale otrzymać być może jakieś odpowiedzi w zamian. A co do tego co my od ciebie chcemy? - Zastanowiłam się przez chwilę co jej dokładnie powiedzieć - W zasadzie to niewiele. Jesteś jedną z wielu osób, którą obecnie się opiekujemy i postaramy się zapewnić bezpieczeństwo do samego końca. Finch - wskazała dłonią na O’Harę, żeby Druidka nie miała wątpliwości o kim mówiłam - jest wprost niepoprawnym optymistą i uważa, że ten stan da się jeszcze odkręcić. Ma plan, który według niego ma nie tylko nie dopuścić do tej apokalipsy, ale jeszcze cofnąć cały Fenomen Noworoczny, dzięki czemu byśmy się pozbyli wszelkich istot ponadnaturalnych na Ziemi, w tym i Aniołów a to nie pozwoliłoby im zapoczątkować końca świata. Ja mam zamiar Finchowi pomóc w wykonaniu tego planu, bo to dosłownie ostatnia deska ratunku. - No może nie dosłownie deska, ale chyba zrozumiała o co mi chodziło - Ty sobie możesz tutaj posiedzieć, najpierw z nami, a kiedy już ruszymy wykonywać ten plan z resztą ludzi, którzy w “Radości” przebywają. No i jeśli nam się nie uda to świat się skończy, a jeżeli nam się uda to i tak nic z tego nie będziesz pamiętała.
- Coś pominęłam? - Zapytałam O’Harę.

- W punkt – Finch przyznał mi rację. - Ja, szczerze, liczyłem, że Vannessa nam pomoże swoimi zdolnościami. Ale, w sytuacji, w której nawet nie pamięta tego co potrafi, to chyba zbędne ryzyko. Szanse i tak mamy nieduże - wzruszył ramionami. - Ale nie będę sobą, jeśli nie spróbuję.
Skrzywił się smutno.
- Miałaś sporo szczęścia, jak widzę. Bo my, ja i Emma, przeszliśmy przez morze trupów. Przez cały Londyn zamieniony w perzynę i wielki cmentarz. Dziesiątki, setki tysiące ciał piętrzące się na ulicach. Nie dziw się więc naszym staraniom, byś udzieliła nam swojej pomocy i braku ogłady przy tym. Nawet przed Apokalipsą byłem w sprawach kurtuazji raczej, hmmmm, no słaby. A teraz, szczerze, to mi się już nawet nie chce. Stąd ta bezpośredniość.
Ziewnął lekko.

- Otóż, nie. Nie jestem jedną z wielu osób, które jak raczyłaś określić ochraniacie. To po pierwsze. Po drugie w bardzo zawoalowany sposób, wręcz niewidoczny prosicie o pomoc. Może gdyby od początku padły jakieś konkretne deklaracje tak jak teraz, to atmosfera byłaby inna - Druidka wyliczała na palcach. - A po trzecie, to przypominasz sobie może dlaczego nie pamiętam co potrafię?

Nie miałam pojęcia o co jej chodziło, kiedy wymieniała to swoje po pierwsze, nie wiedziałam do czego się odnosiło to jej po drugie ani też za bardzo to po trzecie, ale Finch przejął ciężar konwersacji na siebie więc postanowiłam pozwolić mu się wykazać gotowa kopać go po kostkach, gdyby chciał zdradzić zbyt wiele.

- Atmosfera jest nerwowa, bo i sytuacja jest nerwowa. Zresztą, na zewnątrz, sytuacja jest bardziej nerwowa i mordercza. - O'Hara zażartował sobie w swoim stylu. - Odniosę się tylko do twojego "po trzecie", jeśli pozwolisz. Nie pamiętasz, bo ktoś uznał, że tak będzie dla ciebie bezpieczniej i lepiej. Jeśli chcesz bym był z tobą szczery, to dodam coś jeszcze. Od siebie i z serca, ale to zaboli. Ostrzegam.

Ok. Teraz już wiedziałam o co chodziło w tym po trzecie, ale to znowu pokazywało, iż Vannessa wiedziała o swojej sytuacji więcej niż początkowo sugerowało jej zachowanie.

- Proszę – Vannessa zachęciła Fincha do gadania co rzadko było dobrym pomysłem - nie krępuj się.

- Kiedyś, o czym nie pamiętasz, pracowałaś z nami przy pewnej sprawie. Otrzymałaś wtedy potężny dar. Dar otwierania przejść pomiędzy wymiarami. Na koniec mogłeś dokonać wyboru - twój ukochany lub cały Londyn. Kilka milionów istnień. Wybrałaś … Krisa. Tego istota, która liczyła na twoją empatię czy serce, nie mogła ci wybaczyć. Uznała, że ktoś tak wyjątkowo egocentryczny i pozbawiony empatii, ktoś kto jest w stanie poświęcić miliony dla swojej osobistej korzyści, nie jest na tyle bezpieczny, by posiadać taką zdolność, jaką ty otrzymałaś. Więc zabił cię. A przynajmniej kazał nam tak myśleć. Bo wtedy skasował ci pamięć o wszystkim. Ale moce, z tego, co czuję, ci zostawił. I chciałaś szczerości, więc będę szczery. Uważam, że Jehudiel, bo tak nazywał się ten anioł, czy wręcz archanioł, który cię tak potraktował, popełnił błąd. Powinien cię wtedy pozbawić życia. Niechby i twoja unikalna zdolność przepadła wraz z tobą. Może tak byłoby lepiej. Przyjrzyj się sobie. Wokół ciebie giną ludzie, a ty miotasz się w tę i nazad, kierujesz podejrzliwością, co akurat mogę zrozumieć. Brigit, bo zakładam, że to ona, uwolniła cię z niewoli. Być może sama przy tym zginęła. My proponujemy ci gościnę, liczymy na twoją pomoc. Ale ty, ty, Vannesso, nadal patrzysz nie dalej niż czubek swojego nosa. I dlatego tak trudno ci się z nami rozmawia. Bo nie jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że na tym pokręconym świecie są ludzie, którzy życie innych cenią bardziej niż swoje osobiste korzyści. Jesteś nam potrzebna, to fakt. Ale poradzimy sobie również bez ciebie. To też fakt. Albo nie poradzimy.

No i miałam rację. Nie trzeba było go zachęcać do gadania. Jeszcze spojrzał na mnie, kiedy skończył mówić. Co miałam na to odpowiedzieć. Nie wiem na co liczył mówiąc te słowa, do tego poprzekręcał fakty, których albo nie pamiętał albo zrobił to celowo. I ten tekst, że Jehudiel powinien wtedy uśmiercić Vannessę. Naprawdę tak uważał czy chciał ją tylko sprowokować? Miałam nadzieję, że raczej to drugie.

- Nie o to pytałam. – Powiedziała Druidka, ona chyba też żałowała, że poprosiła Fincha o gadanie - Ale dziękuję za szczerość. Nie odniosę się do twoich zarzutów. Chyba rozumiesz, dlaczego, prawda? - Tak, wygodnie było się zasłaniać niepamięcią - Ja widzę problem w zrozumieniu was w tym, że nie mówicie wprost. Najpierw twoja koleżanka mówi, że nie potrzebujecie mojej pomocy. Później ty mówisz, że trochę na nią liczyłeś, ale jednak nie, bo myślę tylko o sobie. A na koniec mówisz, że myślę tylko o sobie, bo nie chcę wam pomóc. Jak dla mnie to to jest nie porządku. Ale dobrze. Ludzie są różni - wzruszyła ramionami. - Żeby przerwać tę spiralę niedomówień i błędów w komunikacji zapytam wprost. Jak miałabym wam pomóc? Od razu powiem, że nie wiem czy będę chciała od was pomocy.

Poczułam się wywołana do tablicy jej słowami więc teraz to ja odpowiedziałam.

- To ja może dodam jeszcze coś do tych twoich trzech podpunktów. Po pierwsze to jesteś jedną z ochranianych przez nas osób, bo gdyby nie ta protekcja to aniołowie latający po okolicy mogliby tu wlecieć i zabić wszystkich ludzi włącznie z tobą. Po drugie po co miałam ci składać jakieś deklaracje, skoro cały czas mnie zbywałaś. Próbowałam ustalić na czym stoję i nie dostawałam prawie żadnych odpowiedzi. Poza tym nie liczyłam za bardzo na twoją pomoc w jakiejkolwiek sprawie. No i po trzecie to uważam, że wcześniej też nie potrafiłaś używać mocy Klucza, bo nie panowałaś nad tym i miałaś z nią problemy, a teraz to już nawet nie ma o czym mówić. Nie dość, że nie pamiętasz nawet tej odrobiny wiedzy na temat mocy, którą poznałaś to jeszcze jej nie ćwiczyłaś przez ten czas. A co do pozbawiania życia to się nie zgodzę. Nie uśmierca się kogoś tylko dlatego, że jest dupkiem. Uważam, że wystarczyłoby po prostu odebrać ci tę moc.

A po moje czwarte to jej po prostu nie ufałam, ale to może nic niespotykanego, bo ja zawsze podchodziłam do wszystkiego z ograniczonym zaufaniem.

- Masz rację, Emm - zgodził się Finch. - Każde życie jest cenne. I nie życzę, ani nie życzyłem ci nigdy śmierci, Vannesso.

- A co do różnicy w słowach moich i Fincha to wzięło się stąd, że on chce cię zabrać na swoją misję ratowania świata, a ja nie chcę. To cały sekret.

No chyba już jaśniej się nie dało.

Zajrzałam do dzbanka z kawą i odkryłam, że jeszcze trochę zostało. Dolewając sobie dostrzegłam minę Gładzika.

- Nie przejmuj się tak Leo. – Zwróciłam się do niego - Czasami trzeba oczyścić atmosferę porządną awanturą. Zobacz ja po piętnastu awanturach z Finchem dogaduję się z nim znakomicie.

- Czyżby – Gładzik nie do końca się z tym zgadzał.

- Nie dostrzegasz tej zgodności umysłów? Może w niektórych opiniach się różnimy, ale światopogląd podzielamy i już się umiemy dogadać nawet jak się w czymś nie zgadzamy. Naprawdę. – Położyłam nacisk na ostatnie słowo, żeby ostatecznie go przekonać.

- Słuchaj Emmy, Gładzik - wtrącił się Finch. - Ona zawsze, ale to zawsze wie, co mówi. I zawsze, ale to zawsze, ma rację.

Nie wiem czym sobie zasłużyłam na te słowa, ale były miłe.

- Czy dla ratowania świata i życia ludzi zrobiłbyś wszystko? - Vannessa utkwiła swój wzrok w Finchu biorąc go za cel przepytywanki.

- Wszystko to bardzo potężne słowo - Finch nie dawał się łatwo łapać za słówka. - Zawiera w sobie zarówno rzeczy śmieszne, brutalne i obrzydliwe. Więc, musisz albo doprecyzować, co masz na myśli mówiąc "wszystko", albo odpowiem - nie, nie zrobiłbym wszystkiego. Są granice, których nie przekroczyłem i nigdy nie zamierzam przekroczyć. Nawet teraz. Emma powiedziała, że - jeśli nam się uda - zrobi się, powiedzmy, reset. Wszystko powróci do czasu sprzed Fenomenu. Teoretycznie, moglibyśmy robić wszystko i nic by się nie wydarzyło. No i sami, gdyby się udało, niczego złego w sumie byśmy nie zrobili, tak można sobie to wytłumaczyć. Jeśli przez wszystko, masz na myśli, że poświęciłbym kogoś, kogo kocham, czy siebie, z ogromnym bólem, ale bym to zrobił, bo wiem, że osoba, która kocham, zrobiłaby to samo. Chociaż wolałbym poświęcić siebie. - Westchnął. - Kieruję się w życiu jedną, potężną zasadą - nie rób ludziom tego, czego sam nie chciałbyś, aby ci robili. Przynajmniej staram się tej zasady trzymać. Czy taka odpowiedź ci wystarczy?

Normalnie byłam dumna z jego odpowiedzi i z niego samego, dobrze, że piłam kawę i mogłam swoją twarz schować chociaż częściowo za kubkiem tak aby nikt nie domyślił się co teraz pomyślałam i nie zobaczył jak na niego spojrzałam.

- Raczej chodziło mi o to czy kogoś zmusiłbyś do takiego poświęcenia? - Powiedziała Druidka nadal nie spuszczając z niego wzroku.

A Finch nadal nie dawał się złapać.

- Wiem do czego zmierzasz. Nie sądzę. Każda jednostka ma swoje sumienie i swój wybór. Ale gdybym mógł, podjąłbym się innych działań. Postarał przekonać. Jeśliby to by nie pomogło, poszukałbym innych sposobów. Użył swoich zdolności, na przykład. Jeżeli wiedziałbym, że to posłuży innym. Wiesz. Wchodzimy w bezsensowną, akademicką dyskusję - co jest ważniejsze, dobro jednostki czy dobro społeczności. Kogo byś uratowała na torach, gdybyś mogła skierować pociąg tylko na jeden tor. Czy podałabyś śmiertelną truciznę małemu Hitlerowi, wiedząc co zrobi w przyszłości. Zawsze uważałem takie dyskusje za stratę czasu. Jestem zbyt stary, zbyt doświadczony i zbyt wkurwiony, abym teraz wracał do takich rozważań. Punkt wyjścia, Vannesso, jest bowiem taki, że każdy z nas walczy o coś innego i o inną słuszną sprawę. Bo ilu ludzi, tyle jest słusznych spraw. Mów prosto z mostu, do czego zmierzasz. I zjedz coś. Napij się kawy. Gładzik zostawił ze dwa naleśniki. Emm - zwrócił się do mnie. - Chcesz dokładki? Mogę usmażyć. Zaniesiemy reszcie naszych, bo pewnie też gonią na oparach. Albo może chcesz coś dodać do tego mojego ględzenia?

- Do ustalenia kogo uważasz za złego. Weźmy taką matkę, której małe dziecko miałoby zginąć by uratować miliony. Jest złą osobą ta matka, jeżeli nie zgodzi się na śmierć dziecka? – Vannessa rzuciła te jakże absurdalne pytanie.

- Może przejdź do rzeczy i zapytaj go o to, o co ci tak naprawdę chodzi. – Zasugerowałam. - Ja nie chcę dokładki - Odpowiedziała O’Harze - Ale Alicja na pewno jest głodna.

Finch kiwnął mi głową i spojrzał na Vannessę tym swoim wzrokiem, który sprawiał, iż człowiek czuł się mały i nic nieznaczący.

- Nikt, kto wstrzyma się od zabójstwa, nie jest zły. Ale też nie jest dobry. Roztrząsasz dobro i zło jako debatę o moralności czy jej braku. Popatrz na to co dzieje się wokół. Ci którzy to robią są, przynajmniej zgodnie z naukami różnych religii, skrajnie dobrzy. Więc proszę, zrób tak jak rozsądnie sugeruje, Emma. Wal, o co ci tak naprawdę chodzi. I jeszcze, trzymając się twojego pytania, Vannesso. Był taki ktoś, nazywał się Jezus. Jego ojciec poświęcił go za całą ludzkość. Czy to czyni Boga złym czy dobrym. Proszę. Cholernie jestem ciekawy twojej odpowiedzi, wiesz. Szczerze.

- Ja jestem osobą wierzącą. Dla mnie Bóg jest dobry - odparła szybko i bez namysłu. - I w moim przykładzie nie mówiłam o zabójstwie. Mówiłam o śmierci. O poświęceniu życia owego dziecka w zamian za życie innych. Już mówiłam, chcę wiedzieć kogo uważasz za złego.

Finch zaśmiał się lekko, nieco złośliwie, a ja mu zawtórowałam w myślach. Vannessa totalnie się pogubiła w swoich rozważaniach pokazując przy tym jak bardzo było ograniczone jej spojrzenie na pewne kwestie.

- Dobry?! To może weź miecz, wejdź na górę i pozarzynaj trochę dziewczynek, jak jego aniołowie, wypełniający jego wolę. - Pokręcił głową. - Ale dobra. Odpowiem ci, kogo uważam za złego. Siebie, ciebie, Gładzika, Kopaczkę, wielu ludzi, których znam. Może się mylę, może mam rację. Nie mi oceniać. Nie jestem od tego. Jestem od tego, aby spróbować posprzątać ten burdel, który narobili ci, którzy uznają się za dobrych.

Nie wymienił mnie, wśród tych złych. Ciekawe czy sobie na to zasłużyłam?

Vannessa prychnęła.
- Jestem pewna, że moją rolą nie jest wyrzynanie dziewczynek, także nie będę wchodzić w nie swoje kompetencje.

- A jaka jest zatem twoja rola w tym wszystkim? Masz jakiś pomysł na dalsze życie? Co zamierzasz zrobić z czasem, który ci pozostał? Bo mam wrażenie, że ta dyskusja nie prowadzi do konkretów. Nie zrozum mnie źle. Lubię sobie pogadać. Niektórzy wręcz twierdzą, że gadam za dużo, bo lubię brzmienie swojego głosu. To ci bardziej uprzejmi. Ci mniej uprzejmi lub bardziej szczerzy powiedzą po prostu, że jestem gadatliwym narcyzem czy też głupiomądrym cynikiem. Czasami po prostu gnojkiem. Czasami … No dobra. Powtórzę. Do czego zmierzamy?

Finch zadawał podobne pytania jakie ja zadawałam jej wcześniej i tak jak ja nie doczekał się odpowiedzi.

- Tak, zgadzam się, ta rozmowa nie prowadzi do żadnych konkretów. Jesteśmy w ślepym zaułku. Możemy tylko się cofnąć. I ja właśnie zamierzam to zrobić. Bo spoglądając z odpowiedniej perspektywy można dostrzec rzeczy, których wcześniej nie widziało się.

Byłam za, jeśli tylko to miałoby pomóc jej dostrzec owe rzeczy.

- Wiesz co Finch – wtrąciłam się do tej rozmowy - myślę, że źle się za to zabraliśmy. Vannessa nie powie ci do czego zmierza, bo sama tego nie wie. Nie odpowiedziała na żadne pytania skierowane do niej a cały czas domaga się od nas konkretów, bo po prostu nie wie na czym stoi i w jakiej sytuacji się znajduje. Popatrz wszyscy ludzie, którzy tutaj trafiali mieli jakieś oczekiwania i czegoś chcieli. Jedzenia, picia, możliwości umycia się, skorzystania z łazienki, czystych ubrań, odpoczynku a przede wszystkim żebyśmy powiedzieli im co się dzieje i co ich czeka. A ona po prostu usiadła na krześle i stwierdziła, że niczego nie potrzebuje i gdybym jej wtedy nie sprawdziła Wyczuciem to doszłabym do wniosku, że to jakaś istota przybrała jej wygląd i się pod nią podszywa, ale jak się upewniłam co do jej osoby to starałam się zrozumieć co się jej przytrafiło. Nie wiemy, gdzie była, z kim była, co widziała i jak się tutaj znalazła. Tak jak powiedziałam wcześniej, ominął ją atak na Londyn i ktoś musiał ją ochronić przed tym co się teraz dzieje. Albo ona nie widziała, jak wygląda teraz świat albo widziała, ale to wyparła, ale tak czy inaczej ktoś musiał się nią zajmować. Do tego oskarżyła nas, że możemy być pomiotami piekielnymi, które zorganizowały to wszystko usiłując wmówić jej, że nastąpił koniec świata, co jest dla mnie jeszcze bardziej niezrozumiałe, bo przecież Wyczucie wskazałoby jej, że nimi nie jesteśmy. Tak samo jak pozwoliłoby jej zbadać świat dookoła i wiedziałaby, że dzieje się coś większego kalibru. I tak sobie myślę, że może ona po prostu jest w szoku i powinniśmy wezwać Aniołka, żeby ją przebadał. Dajmy jej się opłukać, skorzystać z łazienki, a potem, jeśli się zgodzi, a mam nadzieję, że się zgodzi damy jej butelkę wody, żeby się nie odwodniła, i zaprowadzimy, do któregoś z wolnych pomieszczeń na odpoczynek. Może wtedy porozmawiamy sobie na spokojnie, bo my też potrzebujemy trochę czasu, żeby się ogarnąć.

Spojrzałam na Fincha znacząco. Taki plan byłby nam jak najbardziej na rękę, a ponieważ raczej przychylałam się już do tego, iż to była prawdziwa Vannessa a nie jakiś impostor to postanowiłam dorzucić od siebie już jawnie moje wcześniejsze podejrzenia.

- Matko jedyna! - Jęknęła Druidka i zwróciła się do Leo - Czy ty możesz im powiedzieć, że to nie ja prosiłam o rozmowę z nimi tylko tak zadecydowała wasza koleżanka o czerwonych włosach? Mi nie chcą wierzyć.

Ciekawe czemu się tak upierała przy tym i uznała to za coś istotnego. Gładzik też chyba nie uważał tego za nic ważnego, bo ani nie potwierdził ani nie zaprzeczył za to widać było po nim, że czuł się teraz nieswojo.

- Tylko, że to teraz nie ma żadnego znaczenia Vannesso. Zrozum, zjawiłaś się tutaj nie wiadomo skąd, nie wiadomo w jaki sposób. Zachowujesz się dziwacznie, nie jak człowiek, że tak powiem, a ja próbuję ustalić czy dlatego, że potrzebujesz pomocy czy też dlatego, że jesteś zagrożeniem? Więc powiedz mi tak jasno, gdzie byłaś ostatnio? Z kim byłaś? I jak się tutaj znalazłaś i dlaczego?

Kolejny raz dawałam jej szansę na jakiekolwiek wyjaśnienia w tej kwestii, bo nawet jeśli była prawdziwą Vannessą Billingsley to nie zmieniało to faktu, iż nadal mogła stanowić zagrożenie.

- Ma. Jeżeli ktoś zaczyna znajomość od próby zastraszenia, to nie powinien liczyć na zbyt wiele.

No ja pierdzielę czyżby Kopaczka jej groziła czy coś? I Vannessa tylko dlatego z nami przyszła porozmawiać, bo obawiała się Alicji? To się nie zgadzało, bo teraz Druidka nie wyglądała na jakąś szczególnie przestraszoną, no i gdyby tak się bała to czy by ze strachu nie zgodziła się od razu na współpracę? Nie spinało to mi się w sensowną całość.

- A kto cię niby próbował zastraszyć? Jak na razie zaproponowaliśmy ci jedzenie, picie, odpoczynek i ogólną pomoc, tyle ile będziemy w stanie jej zapewnić, odpowiedzi, tyle, ile będziemy w stanie ci zdradzić. No, ale jak już wspomniałam mamy tutaj ludzi, których staramy się chronić i nie możemy przejść do porządku dziennego nad twoim nagłym pojawieniem się tutaj, dopóki się nie upewnimy, że nie stanowisz dla nikogo, w tym i dla siebie, zagrożenia.

- Spokojnie, Gładzik - Finch oderwał się od resztek naleśnika. - Vannesso. Poczekaj. Kto ci groził i kiedy, tak jak Emma zapytała?

- Aha – Druidka podsumowała brak reakcji Gładzika jakby to miało jakiekolwiek znaczenie w tej chwili.
- Ten kto mi śmierci życzył.

Byłam przekona, że mogło chodzić tylko o Alę a tu taka niespodzianka.

- Wychodzi na to, że to ty Finch - Spojrzałam na O’Harę zaskoczona- Vannessa uznała, że jak się nie zgodzi na współpracę to ją wykończysz? Pamiętaj, że tak jak sama mówiła ma problemy z komunikacją, więc musisz się wyrażać nieco jaśniej.

Finch parsknął, rozbawiony.

- Ja z kolei cię zapewniłam, że nic złego cię tutaj nie spotka i mam zamiar słowa dotrzymać. Finch może i gada czasem głupoty - spojrzała na niego znacząco - ale nie zrobi ci nic złego. Jak już wspomniałam wcześniej jesteś teraz częścią tej powiedzmy enklawy i masz takie same prawa jak każdy inny człowiek, który szuka tutaj schronienia. Jeżeli się okaże, że z jakiś powodów stanowisz dla tych ludzi zagrożenie to po prostu cię od nich odizolujemy, ale nadal nie stanie ci się żadna krzywda.

- Jeżeli sądzisz, że życzyłem ci śmierci, to wybacz. Nie życzyłem. Chciałem tylko powiedzieć, że odebranie ci pamięci, było równie okrutne. – Wtrącił Finch.

- Przestań się bawić w psychologa - Vannessa spojrzała na mnie. - Nie wychodzi ci to. A, tu cytuję, powinien cię wtedy pozbawić życia, pamiętasz? – Spojrzała oskarżycielsko na O’Harę.

- No tak. Bo zabranie pamięci było bardziej okrutne. Ale to nie oznacza, że bym cię zabił czy coś.

- Pozwolę się nie zgodzić i z tobą - spojrzałam na Druidkę - i z tobą - spojrzałam na Fincha. Nie mogłam już dłużej słuchać tych wszystkich głupot, które wygadywali.
- Jak na razie żadna z moich obserwacji dotyczących ciebie Vannesso nie została w żaden sposób obalona. A zabranie pamięci może i jest okrutne, ale chyba lepsze niż utrata życia, bo wydaje mi się, że pamięć łatwiej odzyskać lub odtworzyć niż życie.

- Ta odnosząca się do powodu, dla którego uważam, że życzył mi śmierci też była trafna? – Zapytała Druidka.

- Możesz jaśniej? – Odpowiedział jej pytaniem Finch - Kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Zresztą, jak to się mówi, co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Na wypominaniu kto co i kiedy powiedział, niczego nie zbudujemy.

Nie dziwiłam mu się. Tez kompletnie nie wiedziałam do czego nawiązywała.

- To, dlaczego wytknąłeś mi moją rzekomą samolubność? To już można, nie? - Vannessa zadała kolejne pytanie Finchowi.

- Można. – Przyznał Finch - Ty możesz mi wytknąć moją wredność, złośliwość, arogancję, głupotę, co tam sobie życzysz. Proszę bardzo. Nie pogniewam się. Niech Emma ci powie, ile razy mi nawrzucała. Albo Alicja, znaczy Kopaczka. Nawet Gładzikowi się wyrwało z raz czy dwa, a to spokojny chłopak jest.

- Finch – Zwróciłam się do O’Hary - Problem jest w tym, że zarzucasz jej coś czego ona nie pamięta. Dziwisz się, że czuje się oburzona?

Poza tym poprzekręcał fakty i jeszcze bardziej namieszał w całej historii przez co Vannessa czuła się jeszcze bardziej poszkodowana niż w rzeczywistości była. Pytanie czy powinnam jej była wyjaśnić jak to było naprawdę. W stanie w jakim teraz była chyba nie miało to sensu, pewnie i tak by mi nie uwierzyła i oskarżyła, że specjalnie ją oczerniam.

- No fakt – Finch pokiwał głową. - Wybacz zatem mój brak taktu - zwrócił się do Vannessy.

- Co oczywiście nie zmienia faktu, że te zdarzenia miały miejsce i ci, którzy o nich wiedzą wyrobili sobie o tobie Vannesso pewną opinię. – Wyjaśniłam jej.

Jak to mówią nieznajomość prawa nie zwalnia się od odpowiedzialności karnej a nieznajomość własnych czynów i wyborów nie zwalnia się od przyjęcia ich konsekwencji.

- Wsadź sobie te swoje przeprosiny, te swoje możesz mi też nawrzucać. Ja mam dość. – Vannessa nagle i znienacka poderwała się z miejsca i wyszła z pomieszczenia.

To było dziwne i nieoczekiwane. Dlaczego teraz tak się oburzyła? Przecież wcześniej Finch powiedział jej o wiele bardziej niemiłe słowa.

- Nadal uważam, że ona może być w szoku. – Zwróciłam się do pozostałych - Lepiej pójść za nią i jeszcze poprosić Aniołka, żeby sprawdził czy wszystko z nią w porządku.

Podniosłam się ze swojego miejsca.

- Będę ją miała na oku. – Rzuciłam i szybko ruszyłam za Vannessą.

Ten nagły wybuch złości był zaskakujący. Vannessa rzeczywiście mogła tak reagować z powodu szoku wywołanego sytuacją i wtedy lepiej było ją przypilnować, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, do tego jeszcze mogła nie wierzyć nam jak poważna była sytuacja i z tego powodu mogła napytać sobie biedy. Albo zwyczajnie w świecie coś kombinowała, więc niezależnie od powodów jakimi się kierowała nie zamierzałam jej spuścić z oka.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 02-01-2023, 13:29   #86
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANESSA BILINGSLEY

Las wokół pensjonatu "Radość", bo taką nazwę nosiło to miejsce, był mocno przetrzebiony zarówno pod względem chrustu, patyków jak i roślin jadalnych. Tych oczywiście jadalnych, które były powszechnie znane wielu ludziom. Bo tych, na których znała się tylko garstka ludzi w UK, w tym właśnie Vanessa, było nieco więcej. Większość z nich jednak wymagała obróbki termicznej. Niestety. Ale kiedy druidka oddaliła się nieco od budynku, przekraczając teren ośrodka ogrodzony dziurawą w wielu miejscach siatką drucianą, znalazła nieco więcej dóbr natury - kilka grzybków mało znanych i wzgardzonych przez ludzi, garść owoców z dzikiego krzewu, które były niemiłosiernie cierpkie w smaku, ale za to zawierały bogatą kolekcję wielu witamin i składników odżywczych.

Nadal nie było tego jednak zbyt wiele i wspomnienie zapachu i wyglądu naleśników, które odrzuciła, było niezwykle drażniące. I chciało się jej pić.

Dopiero teraz Vennessa uzmysłowiła sobie, że jest spragniona, głodna i zmęczona, a do tego śmierdzi kwaśnym potem. To, że cały czas świeciło słońce, nie pomagało. Tym bardziej, że ciągle, niezmiennie stało ono w jednym punkcie na niebie, niemal w zenicie. I grzało bez cienia litości.

Las wysychał. Vannessa bardzo dobrze czuła siły natury, więc ten kawałek kompleksu leśnego, niezbyt duży "czytała" bardzo dobrze. Rośliny łaknęły wilgoci z nieba. Deszczu. Deszczu, którego raczej nie można było się spodziewać.

Spacer po lesie w poszukiwaniu jedzenia doprowadził ją do miejsca, gdzie wyczuwała dziwną energię. Przed nią wznosiła się magiczna bariera ochronna. Zapewne krąg szerokim promieniem opasujący pensjonat "Radość" wraz z przyległościami. Vannessa wyczuwała skomplikowane sploty tworzące to zaklęcie, jak również wyraźny "posmak" mocy Fae. Jednym z twórców tego ochronnego obszaru był Odmieniec.

Bariera była widoczna jako drżenie powietrza. Migotanie. Subtelne, niemal tak, jak podczas upału.

Tuż za tym kręgiem widziała scenę, niczym z koszmaru. Ktoś, czy raczej coś, zniszczyło okoliczne drzewa tak, że połamane gałęzie i konary pozbawione zostały części zielonych. Na sterczące kikuty ktoś ponabijał ludzkie szczątki. Kobiety, mężczyźni a nawet dzieci. Wytrzeszczone oczy, puste twarze, dziurawe klatki piersiowe i brzuchy, z których wylewały się wstęgi wnętrzności. I owady - muchy i osy - żerujące na świeżych ciałach.

Odór krwi i psującego się na słońcu mięsa tłumił. na szczęście, inny zapach.

Dym! Snujący się swąd płonącego drewna.

Las. Las wokół pensjonatu i ochronnego kręgu płonął.

I wtedy Vannessa zobaczyła kogoś jeszcze. Ubranego w jasnosrebrną szatę skrzydlatego chyba mężczyznę. Anioł, bo to musiał być anioł, obserwował Vannessę z góry, zwinnie balansując na wierzchołku upiornie "udekorowanej" sosny. Siedział przycupnięty, a na kolanach trzymał długi, złocisty miecz. Wyglądał jak drapieżnik czyhający na ofiary lub obserwator. .Ale nie zbliżał się do ochronnego kręgu, chociaż Vannessa była pewna, że moce które go stworzyły nie byłyby w stanie powstrzymać Skrzydlatego przed wkroczeniem do wewnątrz, gdyby tylko tego zechciał.

Na widok Vannessy Skrzydlaty rozłożył skrzydła, oślepiająco białe, z szarymi wstawkami na dolnych krawędziach.

- Córo Adama - odezwał się anioł kierując, niezwykle androgyniczną, okoloną burzą złocistych loków twarz w stronę Vannessy. - Podejdź bliżej. Nie obawiaj się. Osądzę cię szybko i sprawiedliwie.


EMMA HARCOURT

Emma ruszyła za Vannessą. Dyskretnie i czujnie. Nie chciała być zobaczona, ale też nie ukrywała się jakoś przesadnie. Co prawda jej moce Fantomki nie działały na ludzi, ale umiejętności pozostawania w ukryciu mogli Emmie pozazdrościć niektórzy szpiedzy, komandosi czy myśliwi.

Vannessa zbierała jakieś zioła, liście, rośliny. Niektóre z nich zjadała na miejscu. Inne gdzieś schowała przy sobie. Jej działania może nie wyglądały na niebezpieczne dla ich społeczności, ale na pewno na nieco dziwne.

W końcu minęła rozklekotany płot, który nie powstrzymałby pijanych nastolatków, nie mówiąc już o czymś poważniejszym. No, ale pensjonat nie był twierdzą. Jego względne bezpieczeństwo opierało się na magii i mistycyźmie. I na kilku wymęczonych do granic możliwości ludziach.

Vannessa ruszyła dalej nie przerywając zbierania okazów flory. Aż dotarła do bariery.

I wtedy Emma, która może i brała udział w tworzeniu bariery, ale nigdy jeszcze nie była na jej obrzeżu, ujrzała swoje dzieło. Dzieło, które o mało nie wykończyło O'Hary, i pozwoliło dobrać się do niego Szeptaczowi. To było coś. Cała ta energia była imponującym pokazem możliwości i zdolności Towarzystwa. Czyste mistrzostwo i gdyby nie wróg, którego musiała powstrzymać ta bariera, w czasach przed zatrzymaniem się słońca, żaden, nawet najpotężniejszy z Fenomenów zamieszkujących Londyn, nie byłby w stanie się nawet zbliżyć do tej osłony. Spisali się.

Ale to, co było poza falującą, migoczącą energią wyznaczającą granicę strefy, było ucieleśnieniem koszmarów. Nawet paskudniejszy widok, niż masakra Londynu.

Ktoś, czy raczej coś, zniszczyło okoliczne drzewa tak, że połamane gałęzie i konary pozbawione zostały części zielonych. Na sterczące kikuty ktoś ponabijał ludzkie szczątki. Kobiety, mężczyźni a nawet dzieci. Wytrzeszczone oczy, puste twarze, dziurawe klatki piersiowe i brzuchy, z których wylewały się wstęgi wnętrzności. I owady - muchy i osy - żerujące na świeżych ciałach. To było planowane, metodyczne działanie. Okrutne, chociaż stan ciał świadczył jednak o tym, że nim posłużyły jako "dekoracje", ofiary zostały pozbawione życia.
I wtedy Emma zobaczyła kogoś jeszcze. Ubranego w jasno-srebrną szatę skrzydlatego chyba mężczyznę. Anioł obserwował Vannessę z góry, zwinnie balansując na wierzchołku upiornie "udekorowanej" sosny. Na Emmę nie zwracał uwagi. Może jeszcze jej nie dostrzegł.
Skrzydlaty oprawca siedział przycupnięty, a na kolanach trzymał długi, złocisty miecz. Wyglądał jak drapieżnik czyhający na ofiary lub obserwator. Ale nie zbliżał się do ochronnego kręgu. Skrzydlaci najwyraźniej zamierzali dotrzymać danego im słowa.

Odór krwi i psującego się na słońcu mięsa tłumił inny zapach.
Dym! Snujący się swąd płonącego drewna.

Las. Las wokół pensjonatu i ochronnego kręgu płonął. Wiatru nie było, więc pożar rozprzestrzeniał się raczej wolno, ale wyschnięte drzewa raczej szybko zapalą się i pożar dotrze na obrzeża "Radości". Sam pensjonat był raczej bezpieczny, chyba że jakaś iskra spadłaby na dach, ale okolica wokół niego stanie się najpierw piekłem, a potem pogorzeliskiem. Oberwać mogą również nieliczne budynki gospodarcze rozrzucone w lesie.

Emma była wręcz pewna, że to robota Skrzydlatych. Może i zamierzali dotrzymać słowa, że nie zaatakują ludzi w "Radości", ale najwyraźniej nie zamierzali im ułatwić życia.

Na widok Vannessy Skrzydlaty rozłożył skrzydła, oślepiająco białe, z szarymi wstawkami na dolnych krawędziach.

- Córo Adama - odezwał się anioł kierując, niezwykle androgyniczną, okoloną burzą złocistych loków twarz w stronę Vannessy. - Podejdź bliżej. Nie obawiaj się. Osądzę cię szybko i sprawiedliwie.

Emma wiedziała, jak wygląda ta sprawiedliwość pojmowana przez żołnierzy Zwierzchności. Skrzydlaty faktycznie chyba nie widział Emmy.
 
Armiel jest offline  
Stary 12-01-2023, 11:55   #87
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Tak jak ich? - Billingsley powiodła ręką po okolicy wskazując na ofiary odrażającej masakry. Druidka nawet nie starała się ukryć, że ten widok budzi w niej odrazę.
- Tak jak ich.
- I ja mam się nie obawiać? - Spytała z przesadnym zdziwieniem.
- Nikt nie powinien obawiać się sądu posłańców Zwierzchności. Zawsze są sprawiedliwe.
- Jak na mój gust, to twarze twoich ofiar są pełne obaw. Coś chyba nie działa w tym twoim planie - Vannessa czuła się jakby rozmawiała z socjopatą.
- To nie jest mój plan, córo Ewy. To plan Zwierzchności. I to nie moje ofiary. To osądzeni, których grzechy zmazano i wybaczono. W odpowiedzi, rzekł do niego Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. Zatem sądzimy żywych i martwych. Ty jesteś żywa, więc nie musisz się bać sprawiedliwości. Tobie zapewne dane będzie ujrzeć chwałę Niebios.
I pamiętaj, córo Ewy, co powiedział Syn Boży. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży.
- Tak między nami, to twój kumpel już mnie osądził. Nawet wyrok już wydał. Także tobie to chyba tylko pozostaje wykonać ów wyrok - słowa skrzydlatej istoty przypominającej anioła brzmiały sensownie. Chociaż sam rytuał przejścia budził poważne obawy i do tego wstręt zwłaszcza u ludzi do których Vannessa z pewnością się zaliczyła. - Czy zatem skazaniec ma prawo do ostatniego życzenia?
- Nikt z posłańców Zwierzchności jeszcze cię nie osądził, córo Ewy. I nie jesteś skazańcem tylko osądzoną.
- Ależ zostałam. Koło Yorku. Najlepiej twój kolega chciał mnie zabić za pychę. A gdy powiedziałam, że na ten moment to raczej czuję gniew, to stwierdził, że gniew też może być - Vannessa pobieżnie opisała przygodę, która wydarzyła się podczas podróży z Brigit.
- Podejdź zatem i dokończymy oczyszczenia - zaproponował Skrzydlaty równie beznamiętnym tonem, jak prowadził całą konwersację.
- Wiesz, o ile wierzę w plan i nieomylność oraz miłosierdzie Zwierzchności, to jednak przeraża mnie sposób w jaki to wszystko się dokonuje - powiedziała spokojnie Vannessa próbując jednocześnie wysondować czym jest ta istota. - Dla ciebie to może nic takiego, ale dla nas, śmiertelników, no sam rozumiesz, to dość makabryczne. Czy możesz mi objaśnić co się stanie? Rozwleczesz moje wnętrzności po okolicy bym w męczarniach konała? Tak sama? Bez rodziny i bliskich?
- Zostaniesz osądzona.
Wyczuła potężną moc bijącą od istoty. Było to niczym spojrzenie w słońce lub do wnętrza wielkiego hutniczego pieca. Skrzydlaty był niezwykle silny zarówno pod względem fizycznym jak i magicznym.
- Wyrok już znam - zauważyła rzeczowo Druidka. - Co będzie dalej? - Anioły, demony. Istoty o pięknych twarzach i paskudnym usposobieniu lub odwrotnie. Wprawdzie Vannessa nie znała żadnego anioła, ale ten tu osobnik nie pasował do przedstawień, które znała z kościoła. - To może ja tu postoję, a Ty przylecisz do mnie. Tak będzie łatwiej. Nie ucieknę.
- Zawarliśmy porozumienie, z tymi, którzy chronią tego miejsca i ludzi w środku. Nie złamiemy danego przyrzeczenia. Osądzimy wszystkich, jak upłynie wyznaczony im czas. Dlatego nie przyjdę do ciebie, córo Ewy. Jeśli chcesz szybszego sądu i chcesz szybko stanąć przed obliczem Zwierzchności, aby pławić się w łasce Wszechstwórcy, podejdź.
- To tak można? - Vannessa nie ukrywała swojego zdziwienia. Było to dość zaskakujące, że posłańcy wykonujący w tak brutalny sposób boskie wyroki dogadali się z tymi, których mieli osądzić i przenieść do wieczności.
- Nadszedł Czas Sądu. - odpowiedział skrzydlaty.
- Widać to gołym okiem - odparła nieco rozczarowana odpowiedzią, którą uzyskała. - Jednak spokojnie poczekam na swoją kolej nie wychodząc przed szereg. Żegnaj zatem - pozdrowiła ruchem ręki tego bezdusznego socjopatę, jak go w myślach ochrzciła i ruszyła dalej wzdłuż bariery.
Stojące w zenicie słońce dawało się we znaki. Druidka zdawała sobie sprawę, że jeżeli szybko nie uzupełni zapasu wody, to ze Stwórcą może spotkać się dużo szybciej.

Anioł obserwował odchodzącą druidkę siedząc na wierzchołku drzewa.

Idąc po obwodzie "magicznej strefy" tuż za nią widziała kolejne drzewa ozdobione trupami. W pewnym momencie las poza barierą przerzedzał się, otwierał na wąską, wylaną asfaltem drogę, która przecinała zagajnik. Na drodze stał, wbity w drzewo na poboczu, samochód - kilkadziesiąt kroków od krawędzi bariery. Koło niego widziała plamy krwi. Przednia szyba była też zalana zastygłą, pociemniałą purpurą. Na masce siedział kolejny anioł, bliźniaczo podobny do pierwszego, ale z bardziej różowym kolorem upierzenia i włócznią, zamiast miecza. Oczy anioła płonęły ogniem, podobnie jak napierśnik który zakrywał jego tors.

I dopiero, kiedy się poruszył, Vannessa zobaczyła jakiegoś mężczyznę z bronią - karabinem. Lufa broni skierowała się w stronę druidki, ale mężczyzna szybko ją opuścił.

- Uważaj, dziewczyno - rzucił w jej stronę nieznajomy. - Na twoim miejscu raczej zawijał bym się stąd do "Radości". Trzymaj się tej drogi i zaraz będziesz pod główną bramą. I nie kręć się sama po lesie. Już dwa razy nas zaatakowano. Jesteś tutaj sama? Potrzebujesz czegoś?

Anioł na rozbitym samochodzie poruszył się. W jego lewej ręce pojawił się jakiś przedmiot. Odcięta głowa należąca chyba do młodej dziewczyny. Głowa zaśmiała się upiornym, zupełnie nie pasującym do sytuacji, radosnym śmiechem rozbawionej dziewczynki.

- Skurwiel - mężczyzna chciał splunąć, ale najwyraźniej, podobnie jak Vannessa miał przesuszone gardło. - Robi to specjalnie.

- Nie, dziękuję - odpowiedziała Vannessa po dłuższej chwili gapienia się na mężczyznę. Prawdę powiedziawszy, to wystraszył ją mocno. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że teren ten może być naszpikowany ludźmi pilnującymi, no właśnie czego?
- Dam Ci dobrą radę. Zignoruj go. Skoro robi to specjalnie, to ma w tym cel. I widać, że osiąga go - dodała chcą choć trochę dodać sobie odwagi. - Można spytać kto was zaatakował?
- Te skrzydlate skurwiele. - spojrzał na anioła. - A potem jeszcze ktoś, ale nie mam pojęcia kto, bo miałem nie opuszczać tego posterunku.
- Aha - Billingsley odpowiedziała bardzo elokwentnie przenosząc wzrok na skrzydlatego stwora na wraku auta. Ciekawiło ją czy poza fizycznym podobieństwem do wcześniej napotkanego i "duchowo" są braćmi.
I w jednym i w drugim przypadku uczucia były podobne. Więc obaj aniołowie byli tacy sami.
To było zastanawiające. Ten drugi zdawał się mieć zawarte porozumienie w głębokim poważaniu. Podczas gdy ten pierwszy traktował je bardzo poważnie. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Gdzieś w okolicy Vannessa wyczuła jeszcze jakiegoś Odmieńca i dwa słabsze byty - chyba loup-garou.
Nie miała jednak czasu i ochoty sprawdzać co to było.
Grzecznie pożegnała się ze strażnikiem życząc mu spokojnej służby i ruszyła dalej. Odeszła dookoła całą barierę. Wszędzie było tak sama. Tą drogą nie dało się bezpiecznie wydostać. Co było bardzo deprymujące. Umknęła tak blisko i jednocześnie tak daleko od rodziny i bliskich.
Wtem do głowy przyszło jej, że może powinna wrócić do miejsca, w którym pojawiła się tutaj. Może tam znajdzie coś co pomoże jej wrócić, nawet w to miejsce z którego tu trafiła.
Postanowiła zatem zbadać to miejsce. Nie chcąc się zbytnio afiszować odczekała aż nikt nie będzie się tam kręci.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 16-01-2023, 17:22   #88
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ruszyłam za Vannessą. Musiałam nieco podgonić, bo opuściłam budynek chwilę później, ale udało mi się ją dostrzec i podążyć jej tropem. Trzymałam się na lekki dystans, żeby jej nie zgubić, ale jednocześnie nie rzucać się za bardzo w oczy. Byłam ciekawa, co Druidka zamierzała zrobić.

Jej działania były hmmm nadzwyczaj przedziwne. I to sprawiło, iż ponownie obudziły się we mnie podejrzenia oraz niepokój, jeśli w ogóle mnie kiedykolwiek opuściły.

W końcu Vannessa trafiła na zrobioną przez nas z takim poświęceniem barierą, a ja dotarłam do ściany. Zobaczyłam pożar i kompletnie nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony chciałam biec, żeby ostrzec ludzi w pensjonacie, a z drugiej nie chciałam zostawiać Druidki samej sobie, bo nadal nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Powietrze stało i nie czułam nawet najmniejszego powiewu wiatru, to działało na naszą korzyść, bo wiatr mógłby przenieść ogień na stojące najbliżej budynki gospodarcze, ale wszystko było tak suche, że i tak istniało niebezpieczeństwo, że pożar w końcu nam zagrozi. Poza tym w okolicy nadal kręciło się kilku Skrzydlatych, którzy mogli swoimi skrzydłami wywołać podmuchy powietrza. Trzeba było zająć się tą pożogą.

Vannessa na szczęście przytomnie nie przekroczyła magicznego kręgu ani nie dała się skusić słowom Skrzydlatego, który chyba wyczuł w niej łatwą ofiarę. Później Druidka ruszyła dalej wzdłuż bariery, a ja podążyłam za nią, chociaż przebierałam nogami, żeby jak najszybciej wrócić do głównego budynku „Radości”. Wkrótce nadarzyła się odpowiednia ku temu okazja. Vannessa spotkała Jamesa pilnującego naszych granic. Poczekałam, aż kobieta ruszy dalej i poleciłam strażnikowi ruszyć za nią, żeby jej przypilnować. Zaraz po tym odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do pensjonatu. Skrzydlaci zdawali się dotrzymywać umowy dotyczącej wkraczania na nasz teren, chociaż najwyraźniej próbowali wykurzyć nas ogniem, więc nie miało sensu, żeby James siedział w tym miejscu. Poza tym bądźmy szczerzy, nawet jakby skrzydlate gnojki zaatakowały to broń człowieka niewiele, by im zaszkodziła.

Miałam fart, bo jedną z pierwszych osób dostrzeżonych przeze mnie na zewnątrz przed głównym budynkiem była Alicja. Szybko streściłam jej sytuację i Kopaczka obiecała wziąć jakichś ludzi i zająć się ogniem. Dowiedziałam się też, że Ala pozbyła się wszystkich impów z okolicy. Powoli ogarnialiśmy sytuację, mierząc się po kolei ze wszystkimi bieżącymi problemami. Niestety ludzie byli zmęczeni, a ciągle pojawiały się nowe trudności.

Weszłam do budynku i westchnęłam z ulgą, bo prawie od razu zobaczyłam Fincha. O’Hara kończył wydawać polecenia jakiemuś człowiekowi. Potem poklepał stojącego także obok Gładzika po ramieniu, powiedział mu coś, po czym Egzekutor pokiwał tylko głową w odpowiedzi i poczłapał na górę. Najprawdopodobniej został wysłany na zasłużony odpoczynek.

W tym czasie podeszłam do O’Hary.

- I co z naszym gościem? Co zrobiła? - Uprzedził mnie Finch, zadając pytania, zanim ja zdążyłam się odezwać.

- Jesteś pewien, że to naprawdę ona? - Wyrzuciłam z siebie to, co cały czas mnie dręczyło - Wiem, że podobno zostaliśmy wszyscy oszukani w kwietniu, ale co, jeśli tamto wtedy było prawdą, a oszukiwani jesteśmy teraz?

- Pewność to bardzo mocne słowo. Ale jestem raczej pewien, że to ona. Funkcjonuje bardzo podobnie do tego, jak to odbywało się z nią ostatnio. Spróbuję potem skontaktować się z Brigit. Może ona coś więcej nam powie.

- No właśnie Brigit. - Powiedziałam dobitnie - Założyłeś, że to ona odszukała Vannessę, ale Brigit tutaj jakoś nie widzę. Trafiła do nas tylko sama Vannessa, no i ten jej brak pamięci, bardzo wygodne dla kogoś, kto by się pod nią podszywał.

Westchnęłam ciężko.
- Wiesz, ona poszła do pobliskiego lasku zbierać jakieś roślinki. I chyba je jadła. Niektóre były na pewno jadalne, ale co do części nie jestem pewna. Może dlatego nie jadła z nami, bo to jakiś podmieniec i nie jada ludzkiego jedzenia. Nie wiem, co o tym myśleć. - Przyznałam zrezygnowana.

- Mamy za dużo na głowie. Nie wydaje się być groźna. Ale Kopaczka będzie miała na nią oko. Najważniejsze, że ma swoją moc. Czuję jej obecność. Potrzebujemy jej tutaj. Blisko. To wiele rzeczy nam ułatwi. Nie potrafię do niej dotrzeć. Nie wiem, jak ją przekonać do naszej sprawy. Szczerze, to nawet nie wiem, jak z nią rozmawiać.

- Na razie poprosiłam Jamesa, by poszedł za nią i gdyby coś kombinowała to, żeby zadziałał. - Przyznałam - Skrzydlaci wydają się dotrzymywać umowy co do tego terytorium, więc nie ma sensu, żeby James pilnował granicy, ale gnojki wznieciły pożar w lasku za budynkami gospodarczymi i Ala poszła tam ogarnąć to, żeby nam się budynki nie zajęły ogniem. Wprawdzie nie ma wiatru, ale też jest strasznie sucho, więc ryzyko pożaru jest spore. - Streściłam.
Może lepiej - zaczęłam, wahając się lekko - żebyś to ty pilnował Vannessy. No i jeśli twierdzisz, że ona ma moc Klucza, to raczej przesądza sprawę, iż to rzeczywiście ona, bo ta moc jest w jakiś sposób unikatowa i byle kto, by jej nie podrobił.

Czyli powinnam wykreślić opcję podmieńca, ale to nadal mnie nie uspokajało, bo sama Vannessa też mogła stanowić pewnego rodzaju ryzyko.

- Mogę się do niej przyczepić jak mokre gacie do tyłka. Albo emerowiec do podejrzanego femka. - Zgodził się Finch - Ale nie wiem, czy mamy na to czas. Musimy zacząć działać, za góra dwa lub trzy dni, a w tym dziwactwie na niebie, łatwo stracić rachubę czasu.

- No, ale i tak musisz w tym czasie się przy niej pokręcić - Zauważyłam - to przy okazji będziesz miał ją na oku. Ona zatrzymała się na barierze i nie przekroczyła jej, czyli ma dość rozsądku, żeby domyślić się, że to niebezpieczne. I nie dała się namówić Skrzydlatemu na sąd, chociaż próbował ją do tego przekonać, co oznacza, że jeszcze się nie poddała, tak ostatecznie. Powiedziała za to coś dziwnego. Powiedziała, że jakiś Skrzydlaty już ją osądził, więc nie rozumiem jakim cudem to przeżyła. Potem ruszyła dalej wzdłuż bariery. Chyba chciała się zorientować, jak daleko się ciągnie. Naprawdę nie mam pojęcia, co ona zamierza. - Przyznałam - Czy ona chce stąd uciec dokądś? Nie uwierzyła mi, kiedy mówiłam, że wszędzie, poza tym miejscem nie jest bezpiecznie, ale teraz chyba przekonała się na własne oczy.

- Nie chcę jej zatrzymywać na siłę. Ani więzić. - Westchnął ciężko. - Alicja proponuje, by ją zglanować i zamknąć gdzieś, związaną, pod kluczem.

- Przecież nie będziemy jej zatrzymywać ani więzić. - Zaprotestowałam - Prawda jest taka, że ona nie ma wyboru, nie ma dokąd się udać, więc wystarczy, jak będziesz się trzymał przez te dwa dni blisko niej, a później pójdziemy swoją drogą. A teraz ja mam zamiar znaleźć sposób na skontaktowanie się z tą Zapomnianą, bo jeśli dobrze pamiętam, to taki był plan po zjedzeniu naleśników. Nikt się nie spodziewał, że będę się przez pół godziny kręcić po okolicy, obserwując jak Vannessa zbiera jakieś korzonki.

- A może ona jakąś trutkę szykuje - Finch zmrużył oczy, czymś nagle zaniepokojony.

- Dla kogo? - Zapytałam zdziwiona, bo nawet mi nie przyszedł do głowy taki pomysł.

- Dla siebie? Dla nas? Kto to może wiedzieć, poza nią samą.

- Gdyby chciała ze sobą skończyć, to pewnie by przystała na propozycję tego Skrzydlatego, a dlaczego by chciała nas otruć? - Naprawdę byłam zaskoczona przypuszczeniem Fincha.

- Nie wiem. No wiesz, nie jadła naszego jedzenia. Może bała się, że ją otrujemy czy coś. Każdy mierzy swoją miarę. Eee. To głupie. - Przyznał - Niedorzeczne. Absurdalne. Chyba jednak muszę chwilę odpocząć. Jeszcze godzinę albo i dwie.

- Tak. - Zgodziłam się - To brzmi absurdalnie w obydwu kierunkach. Gdybyśmy chcieli ją załatwić, to nie musielibyśmy jej dodawać trucizny do jedzenia tylko zwyczajnie ją… no wiesz. A co do niej to podejrzewałabym ją o różne rzeczy, jak na przykład to, że jest podmieńcem pracującym dla jakiegoś demona albo jest sobą, ale stała się nieświadomą częścią jakiegoś demonicznego planu, lecz o przygotowywanie trutki z zebranych tutaj roślin to bym jej nie posądzała.

- Myślę, że rzeczywiście powinieneś odpocząć - Kontynuowałam - może wziąć prysznic, ubrać czyste ciuchy i tak dalej. Ja mogę przejąć od Jamesa pilnowanie Vannessy albo zaufać mu w tej kwestii i zająć się tą Zapomnianą.

- Dobra. Wiesz. Poszukam jej. - Zdecydował się Finch - Ostatnia szansa na pogawędkę. Może mój osobisty urok coś jednak zmieni.

- Naprawdę tak sądzisz? - Zapytałam z powątpiewaniem - Mnie przekonywałeś do współpracy półtora roku. - Przypomniałam mu.

- Ale w końcu się przekonałaś. - Uśmiechnął się szelmowsko, ale bez większego przekonania. Jakby żartował na siłę, bo w sumie nie było z czego się śmiać.

- Wiesz, co mnie zniechęciło? - Wróciłam do wydarzeń sprzed dwóch lat. - Wyczuwałam, że nie byliście ze mną do końca szczerzy i czułam się, jakbyście patrzyli na mnie z góry przez to, że wiedzieliście ode mnie więcej i byliście lepiej zorientowani w pewnych sprawach, z drugiej strony jednak broniliście mi dostępu do tej wiedzy. Do tego jeszcze z góry założyliście, iż będę przeszczęśliwa, mogąc pracować z wami, jakby to była swego rodzaju nobilitacja. I nawet jeśli była to, skąd ja, do licha ciężkiego, miałam o tym wiedzieć, no nie? - Teraz to się nakręciłam, bo przypomniały mi się moje spostrzeżenia podczas pierwszej rozmowy z Greyem.

Uspokoiłam się jednak szybko.

- Przekonałam się do współpracy z tobą, kiedy uwierzyłam w szczerość twoich intencji, nie w umiejętności, możliwości czy kompetencje, ale właśnie w twoje intencje. - Kontynuowałam już spokojniej, próbując pomóc Finchowi w zrozumieniu tych spraw.

- Przekonanie jej w szczerość moich intencji może być trudne. Bo jak staram się mówić jej prawdę, to się oburza. Cóż. Może za pół roku uwierzy - Powiedział, siląc się na sarkazm.

- Nie powiedziałeś jej prawdy. - Zaprotestowałam - Powiedziałeś jej, że musiała wybierać pomiędzy kimś jej bliskim a innymi ludźmi, a to nie była prawda. Poza tym nie ma co jej mówić prawdy na jej temat, bo mało kto dobrze przyjmuje krytykę. Lepiej się skupić na prawdzie dotyczącej nas i obecnej sytuacji. To mój, w sumie, jedyny pomysł.

- Jasne. My i obecna sytuacja. Priorytet. A co do wyboru Vannessy, to, niestety wiem tyle, co mi o wydarzeniach powiedziała Kopaczka. W sumie, swoje zdanie podtrzymuję. Jest egocentryczką. Tyle w temacie. Zresztą nie ma co o niej gadać. Idę z nią pogadać.

Na schodach pojawiły się dziewczynki z sierocińca. Najwyraźniej miały jakieś zadania, bo szły z miotłami, szmatkami i wiadrami.

- No wiesz - Obruszyłam się - przecież nie urodziłeś się wczoraj, więc już powinieneś wiedzieć, że o to, co się wydarzyło, trzeba pytać mnie, a nie Kopaczkę. Mam ci towarzyszyć w tej pogadance czy chcesz porozmawiać z nią sam? - Zapytałam.

- Chcesz tam iść. Ponownie? JA to muszę znów z nią rozmawiać, bo … no muszę. Ale ty? To jakaś forma pokuty? Samoumartwiania się? Czy martynizmu? Tak to się mówi? Martynizm?

- Nie chcę - Przyznałam - ale uznałam, że wypada zapytać. Może nie wyraziłam się dostatecznie jasno, bo powtórzyłam to „zaledwie” z osiem razy, ale chcę spróbować skontaktować się tą Zapomnianą i zobaczyć co ma mi do powiedzenia. - Teraz to ja postanowiłam użyć sarkazmu.

- Słyszałem za pierwszym razem. Serio. Dużo gadam, dużo słucham. Idę. Sam. Nie musisz się poświęcać. Ogarnij to, co da się ogarnąć tutaj.

- To jeszcze mi powiedz, w jaki sposób mogłabym się skontaktować z tą istotą, bo sama mam jakiś tam pomysł, ale może twój okaże się lepszy. - Tak naprawdę to nie do końca miałam, ale przecież nie przyznałabym się do tego.

- Jeżeli ona próbuje się skontaktować z tobą, zrób wędrówkę w sen lub rytuał astralnego uwolnienia. Może wtedy spotkacie się tam, gdzieś pomiędzy. Gdy siadała łączność, tak najczęściej kontaktowaliśmy się mistycznie w Towarzystwie. I wcześniej. Jak poczekasz, ogarnę naszą aspołeczną druidkę, o ile to ogarnę, to mogę ci asystować. Czasami lepiej mieć kogoś obok siebie, po drugiej stronie. Szczególnie gdy wokół nie wiadomo jakie szaleństwa w przestrzeni astralnej się dzieją.

Minęły nas dziewczynki. Na końcu szła Piagget. Z nadąsaną miną.

- Jebaniutkie chujki, złamane parówy, chuj im w dupę, pracować, nam, kurwa, każą. Co my jakieś jebane niewolniki, czy co. - Wyrzuciła z siebie dziewczynka.

- Mogę poprosić kogoś innego, żeby mi asystował, bo nie wiem, ile ci zajmie to ogarnianie. - Zwróciłam się do Fincha. - Piagget, no co ty, nie przesadzaj, a kto inny się tutaj wszystkim zajmie jak nie my, co? - Tym razem odezwałam się do blondynki.

- A. Pani Emma. Nie poznałam pani, kjurwa, przez chwilę. Dobra. Musimy jebaniuteńską krew wytrzeć. Podłogi, ściany. Brudna robota. Ale zgłosiłam się na ochotnika i chujowo. Żałuję. Ale nie miałam ochoty siedzieć w pokoju. Kurwa. Duszno tam i śmierdzi dziewuchami.

Rozbawiła mnie tym niezmiernie.
- Sama się zgłosiła, a teraz narzeka - Powiedziałam do Fincha, jakby wcale nie stał tuż obok i tego nie słyszał.

- Mała, słodka Piagget. Ciekawe, ile razy jej zakonnice język mydłem szorowały.

- W chuj, panie kościotrupie. - Odparła dziewczynka - I nie jestem, kurwa, jakaś tam słodka. Co pan, pedomiś, czy co?
Poszła za dziewczynkami, nie czekając na jego odpowiedź.

Ja za to spojrzałam z uśmiechem na Fincha, czekając na jego reakcję. Zasłużył sobie na to, zwracając się do niej w ten sposób.

Finch tylko się uśmiechnął i podniósł obie dłonie w geście poddania. Piagget odwróciła się do nas, pokazała mu język i podreptała za koleżankami.

- Dobra. Całusa i do zajęć - Finch spojrzał na mnie.
Powstrzymałam się, żeby go zapytać, kogo miał zamiar całować, już wystarczająco mu Piagget dogadała.

- To mam zaczekać na ciebie z tym całym astralnym rozwolnieniem czy nie? - Zapytałam Fincha. A jednak udzieliła mi się maniera gadania Piagget.

- Rozwolnieniem? O kurde. Może z tym akurat na mnie nie czekaj, co?

- Nie, no wiesz, astralnym uwolnieniem. - Wyjaśniłam poważniejąc.

- Zaczekaj. - Potwierdził - Odpocznij. Napij się wody. Dużo wody. Aż do posiku, że tak powiem.

- Dobrze. Sprawdzę też co u Gemmy, bo nie widziałam jej tutaj. - Podeszłam bliżej, żeby dać mu wspomnianego całusa.

Pocałował mnie w usta. Najpierw delikatnie, że aż chciałam coś powiedzieć, ale potem zdecydowanie i namiętnie, więc usatysfakcjonowana wbiegłam na górę, kierując się do pokoju, gdzie ostatnio widziałam Gemmę i Harry’ego.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 18-01-2023, 14:54   #89
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANESSA BILINGSLEY

Upał wyciskał z Vannessy ostatnie siły. Czuła to. Świecące słońce męczyło nie tylko oczy, ale i wysuszało wilgoć. Wysysało z Vannessy energię, niczym wampir.

Ale nie poddawała się. Mimo, że nigdy nie należała do najsprawniejszych czy najsilniejszych osób, to jednak potrafiła być niezwykle uparta, kiedy coś postanowiła. tak jak w tej chwili.

Wróciła na miejsce, w którym, jak zapamiętała, pojawiła się w "Radości". W czasie, gdy ona przechadzała się po lesie, z budynku już wyszli ludzie. Widziała ich, jak smętnie zajmowali się swoimi sprawami - naprawiali prowizoryczne schronienia, czyścili plamy krwi, usuwali ciała - próbowali jakoś doprowadzić do ładu miejsce, w którym przebywali. Widziała jednak, że wielu robi to bez przekonania, wielu zwyczajnie stała zagubiona, czasami ze łzami w oczach, czasami próbowała pożegnać się z bliskimi, którzy polegli. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Dla nich Vannessa była jeszcze jedną z ocalonych. Tą, której udało się oszukać śmierć. Pytanie - na jak długo?

Miejsce, w którym pojawiła się w tym całym tumulcie wyglądało zupełnie … zwyczajnie. Niczym się nie wyróżniało. Żadnych znaków mistycznych, magicznych energii. Jej moc Wyczucia nie wykrywała niczego innego, czego nie Vannessa nie wyczułaby wcześniej.

Sięgnęła po swoje zdolności. Te, których nie pamiętało. Zaburczało jej w brzuchu - naprawdę dziko i głośno. W oczach zatańczyły jej mroczki. Zapomniała o jednej, kardynalnej zasadzie każdej mocy magicznej - potrzebowała paliwa. Płaciła za używanie mistycznych zdolności własną energią, własną witalnością, a tej nie miała Vannessa już zbyt wiele - głównie z pragnienia i głodu, ale też ze zmęczenia upałem i podróżą przy boku Brigit, a potem ucieczką przed lodowatymi paskudami i całą tą sytuacją w "Radości".

Przez chwilę miała wrażenie, że udaje jej się … rozsupłać przestrzeń wokół niej (tak to mogła określić z braku lepszych słów), ale coś jakby wyrwało jej "nitki" z "rąk". Efekt był taki, że zakręciło się jej w głowie.

- Na twoim miejscu dałbym sobie chwilę wytchnienia - nie wiadomo skąd koło niej pojawił się Finch O'Hara.

- Naprawdę, powinnaś coś zjeść, nawodnić się. Dla twojego dobra.

Autentycznie się o nią martwił. Nie udawał.

- Źle zaczęliśmy - próbował się uśmiechnąć, ale jego twarz mająca zazwyczaj lekko szyderczy wyraz, wcale przez to nie wyłagodniała. O'Hara, co zauważyła już wcześniej, też był mocno wymęczony. Wręcz wyczerpany. Chude policzki zapadły się, a ostry podbródek pokryty krótkim, kilkudniowym zarostem, sprawiał przez to wrażenie jeszcze bardziej ostrego. - Wiesz. Wielu ludzi mnie nie znosi. To zrozumiałe. Ja sam czasami siebie nie znoszę. Przejdźmy się gdzieś. najlepiej do kuchni. Najesz się. Napijesz. Możemy rozmawiać. Ale nie musimy, jak nie chcesz.

Gdzieś obok, przy wejściu kłóciły się jakieś dziewczynki. Jedna z nich, co najwyżej dziesięcioletnie smarkula, klęła przy tym tak, że aż uszy więdły.

- Piaget! - O'Hara zwrócił się do niej spokojnym ale stanowczym. - Co wy wyprawiacie.
- Angela, jebana krowa, pierdolnęła mnie szczotką. Niby nieumyślnie, kurwa. Chuja tam. Ja swoje, kurwa, wiem. Dziwka mnie nie lubi.
- Nikt cię nie lubi Piaget, poza takimi przegrańcami jak ty, czy Gemma - rzuciła agresywnie ciemnowłosa. starsza od Piaget dziewczyna patrząc jednak wyzywająco na O'Harę i Vannessę.
- Angela, tak - Finch uśmiechnął się do dziewczyny. - Wiem, co czujesz. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i przerażeni. I ostatnie, czego potrzebujemy, to kłótnie i niesnaski. Podajcie sobie ręce na zgodę.

Ku zaskoczeniu Vannessy obie dziewczynki zrobiły to, co powiedział O'Hara.

- A my? - Nexus spojrzał na Vannessę. - Możemy sobie podać ręce na zgodę. Symbolicznie. Bo moja ręka jest lepka i mokra i nie będę ciebie narażał na wątpliwą konieczność jej dotykania. Co ty na to? I mam nadzieję, że nie przeszkadza ci takie omijanie bariery społecznej i zwracanie się do ciebie bezpośrednio, a nie "per pani". Drugie otwarcie?.


EMMA HARCOURT

W budynku też było gorąco. Czy raczej duszno. Mimo pootwieranych wszędzie, gdzie się dało okien.

Gemma siedziała, w samym podkoszulku i spodniach, z Harrym i grała z nim w karty. Chyba w "czarnego piotrka" czy jakąś wariację tej gry.

Na widok Emmy na twarzy dziecka i "staruszka" pojawiły się uśmiechy. Zmęczone, ale radosne.

- Harry obiecał mi, że jak wygra, to weźmie leki i grzecznie położy się spać. Staram się go jak najdłużej przetrzymać na nogach, ale ma dobrą kartę i co bym nie robiła, to chyba mnie pokona.

Mała Gemma najwyraźniej podkładała się, ale tak, aby syn Kopaczki nie zorientował się w sytuacji.

- Kulwa mać - zaklął Harry znów zabierając Gemmie właściwą kartę z ręki.
- Harry. Nie ma już Piaget. Nie musisz przeklinać - łagodnie przywołała go do porządku Gemma.

A potem Gemma spojrzała na Emmę oczami, które tak bardzo często patrzyły na Fantomkę z lustra, gdy była w wieku zajętej grą dziewczynki.

- Mogę ci jakoś pomóc, Emmo. To znaczy nie teraz, ale kiedy już Harry pójdzie spać.

Chłopiec ziewnął.

- Bo chciałam z tobą zamienić kilka słów, jeśli można. Po grze.

Wyciągnęła kartę z ręki Harryego i po kilku kolejnych "losowaniach" Gemma została z "czarnym Piotrkiem" na ręce.

- Wygrałeś, mistrzu. A teraz wskakuj na wyrko. Pomogę ci.

Z troską, ale bez narzucania się pomogła wejść Harry'emu na łóżko. Podała mu opiekuńczo tabletki. Przypilnowała, aby napił się wody i posiedziała chwilę, bo dosłownie tyle trzeba było, aby chory chłopiec zasnął.

- Jest wykończony, ale stara się nie odstawać - Gemma wytarła czoło śpiącemu lekko nawilżoną szmatką i wskazała wyjście z pokoju.

Siadła przy lekko uchylonych drzwiach na podłodze.

- Słyszałam kogoś. Kogoś, kogo nie widziała. Kiedy ciebie nie było. Jakiś głos mówiący nie wiadomo gdzie i do kogo. Ale wypowiadał twoje imię. Albo moje. Głos był bardzo niewyraźny i nie do końca rozumiałam wszystko. Ale jakby szukał ciebie lub mnie.

Gemma miała poważną twarz. I poważne oczy. Mądre, jak na jej wiek.

- Teraz też go słyszę, wiesz. Jeszcze ciszej. Jakby … zanikał. Nie wiem, ale z jakiegoś powodu czuję, że to ważne i chciałam ci o tym powiedzieć, najszybciej jak to możliwe. Dobrze zrobiłam.

Gdzieś, w pokoju, mały Harry poruszył się niespokojnie przez sen. Jego wątła pierś poruszała się dość miarowo ale bardzo płytko.

- Co z nim będzie? - zapytała ze smutkiem Gemma zmieniając temat, co było typowe dla dziecka w jej wieku. - To choroba czy jakaś klątwa?
 
Armiel jest offline  
Stary 10-02-2023, 16:23   #90
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Vannessa już prawie to miała. Ale pech chciał, że coś pomieszało jej szyki i rozwiązanie zagadki odpłynęło gdzieś w nieznane.
Głód i pragnienie, które odczuwała coraz dotkliwej nie pomagały.
W pewnej chwili przyszło jej do głowy, że taka śmierć też musi zaprowadzić ją przed oblicze Stwórcy. Te rozważania przerwało jej pojawienie się O'Hary.
Druidka w spokoju wysłuchałam monologu mężczyzny. A im dłużej mówił, tym bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że ów musi być wyjątkowo wielkim egocentrykiem.
To, że źle zaczęli, to ona już dawno zorientowała się. Szkoda, że on potrzebował aż tyle czasu.
Billingsley potrzebowała kilku chwili, że udzielić odpowiedzi. W miarę zwięzłej i nacechowanej w miarę neutralnie.
- Jeżeli naprawdę w to wierzysz, to możesz spróbować powiedzieć mi, to czego nie zdołałeś za pierwszym razem. Jeszcze trochę czasu zostało.
Osobiście Vannessa bardzo wątpiła by jej rozmówca wierzył w to co sam mówił. Już przy pierwszym spotkaniu udowodnił to.
- Nie wiem o którą z rzeczy ci chodzi. Wielu nie powiedziałem. - wzruszył kościstymi ramionami.
- Dlaczego chcieliście spotkać się ze mną? - Druidka spytała z lekką rezygnacją w głowie. - I nie wmawiaj mi, jak to za pierwszym razem uczyniła twoja przyjaciółeczka, że to ja prosiłam o to spotkanie - nie dało się nie wyczuć ironii gdy kobieta wypowiadała słowo "przyjaciółeczka".
Finch spojrzał na nią z lekkim pół uśmieszkiem na twarzy.
- Wiesz. Wydawało mi się, że wszystko powiedziałem przy stole. Aż za dużo nawet. Ale powtórzę. Bo obiecałem sobie, że będę cierpliwy i uprzejmy. Chcemy odkręcić to wszystko, cały ten, wybacz za sformułowanie, niedorzeczny i okrutny koniec świata, czy też sąd ostateczny. Chociaż słowa "lincz ostateczny" brzmi chyba lepiej. I twoja unikalna moc Klucza, o której zapomniałaś, ale którą używasz, bardzo by nam pomogła. Z tym, że w stanie, w jakim się znajdujesz, twoja pomoc może być dość problematyczna.
Ponownie wzruszył kościstymi ramionami.
- Właśnie dlatego Brigit miała cię wyciągnąć z więzienia. Właśnie dlatego miała sprowadzić do Towarzystwa. Emma zapewne opierdzieli mnie z góry na dół za to, że tak otwarcie ci mówię, co planujemy. Bo ona nawet nie jest przekonana, czy jesteś tą, za którą się podajesz. Ale Emma już tak ma. Mnie testuje średnio raz na tydzień, czy ktoś mnie nie podmienił. Siebie pewnie też. Dlatego jest taka wyjątkowa, ta moja przyjaciółka. - podkreślił słowo "przyjaciółka" w sposób, który wyraźnie miał dać znać, że ta kobieta znaczy dla niego bardzo wiele. - Ale nie ma to większego znaczenia, bo za chwilę i tak wszystkich i wszystko zmasakrują ci skrzydlaci skurwiele. To tyle, pani Bilingsley czy też Vannesso, bo nadal nie bardzo wiem, czy mam się do … ciebie .. do pani, zwracać własnie "per pani" czy "per sojuszniczko"? Hę?
- Sojusznikowi trzeba ufać - zauważyła rzeczowo Druidka. - Jak sobie wyobrażasz współpracę bez zaufania?
- Nie będziemy mieli czasu na budowanie zaufania. Przyjdzie po drodze lub nie. Można współpracować nawet bez zaufania. Ze zdrowym poziomem podejrzliwości. Paranoi. Zresztą, w Towarzystwie nie raz i nie dwa byliśmy w podobnej sytuacji.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? - Nie kryjąc zdziwienia Billingsley wlepiła spojrzenie w mężczyznę. - Namawiasz mnie, żebym swoje życie i zdrowie powierzyła osobom, które nie żywią wobec mnie przyjaznych, nawet neutralnych, uczuć?
- Życie, które potrwa tydzień. Zdrowie, które zniszczysz sobie szybciej, nie jedząc i nie pijąc. I nie. Nie namawiam cię. Mówię co planowaliśmy. Nie co planujemy. A, będąc szczerym, żywię do ciebie tyle samo uczuć, co do innych ludzi tutaj. I są to przyjazne uczucia. Nie będę cię przekonywać, że zależy mi na nich, bo i tak cię nie przekonam. Nie będę ci tłumaczył, że dla nich oddam wszystko, co mam i co jest dla mnie najcenniejsze, bo i tak ci tego nie przetłumaczę. Robię to od czasu, kiedy przebudziły się we mnie moje zdolności. A musisz wiedzieć, że było to jeszcze przed Fenomenem. Kiedy świat był… zupełnie innym miejscem. Więc tak, Vannesso. Żywię do ciebie takie same uczucia co do nich. Tylko, że w odróżnieniu od ciebie, Vannesso, ci ludzie, w większości, nie mają mocy, są przerażeni, w szoku. I powierzyły nam swoje życia.
Oparł się o ścianę budynku spoglądając przed siebie. Zamyślił się, jakby nad czymś głęboko zastanawiał.
- Planowaliście, aha - Vannessa przesadnie westchnęła dając do zrozumienia, że dotarł do niej sens tych słów. - Tylko po co mówisz mi to wszystko? - Zapytała już poważnie.
Rozmowa znów podążała w kierunku, który nie prowadził do niczego.
- Bo kilka chwil temu powiedziałaś - żebym powiedział ci wszystko, czego za pierwszym razem nie zdołałem? Bo mam nadzieję, że jednak zdecydujesz się nam pomóc? Ale bez nacisków, Vannesso. Ja i tak muszę odpocząć tutaj ze dwa lub nawet trzy dni. Nabrać sił. Proponuję ci to samo. Odpocznij. Skorzystaj z naszej gościny. Porozmawiajmy sobie w wolnej chwili. bez łapania za słowa i bez uszczypliwości. Po tym czasie zdecydujesz, czy chcesz z nami ratować świat, jakkolwiek pompatycznie i patetycznie to nie brzmi. Czy też idziesz swoją drogą, gdziekolwiek ona prowadzi. Cokolwiek zdecydujesz - masz moje słowo, zaakceptujemy to. Jeśli będziesz chciała odejść, damy ci jedzenia i wody, ile będziemy w stanie i odejdziesz. Jeśli będziesz chciała tutaj zostać, zostaniesz. Jeżeli zdecydujesz się ze mną i Emmą zapuścić do piekła i w świat koszmarów, jakich nie zdoła się opisać, to z nami pójdziesz. Przy tym ostatnim wyborze będziesz miała zapewne okazję do małego bonusu - zobaczysz jak umieram brutalną i raczej nieprzyjemną śmiercią. Albo jak kogoś zmuszony będę zabić, aby tego uniknąć. Tak czy owak, nie chcę cię namawiać na siłę, wbrew twoim przekonaniom czy chęci. Nie kontrolujesz swojej mocy. Nie pamiętasz o niej. To dla ciebie zdecydowanie bardzo niebezpieczne, ta nasza misja. Ale, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, proszę cię o te dwa, góra trzy dni do namysłu. W porządku?*


Rozmowa nadal nie przyniosła żadnego wytłumaczenia. Być może ów cały Finch ukrył je w swoim wywiadzie. Niestety Vannessa nie potrafiła odczytać tej ukrytej wiadomości. Co było bardzo frustrujące.
Vannessa popatrzyła bez entuzjazmu na mężczyznę.
- Dobrze, dam Ci te dwa czy trzy dni - odparła bez przekonania. Zastanawiała się przy tym jak on zamierza stwierdzić, że ustalony czas minął skoro wskazówki zegarów uporczywie tkwiły w jednej pozycji i ani myślały drgnąć. Pominęłam mileczeniem tę kwestię.
Chociaż nie chciała się zbytnio do tego przyznać, to musiała przyznać mu rację w kwestii wyczerpania fizycznego. Musiała coś zjeść i napić się. Zebrane w okolicy rośliny nie w pełni pozwoliły jej uzupełnić te braki.
A gdy już je uzupełni i trochę odpocznie wróci tu by spróbować jeszcze raz złapać to co jej umknęło sprawdzić jego naturę.
Przecież skoro istniało wejście to musi być i wyjście.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172