Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2022, 12:07   #177
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Czerwień prowadziła ich przez szaro-czarne mgły. Szli, czując się nie do końca realni, ale zarazem na tyle cieleśni, na ile to było możliwe.

Po chwili - dłuższej czy krótszej, czas płynął dziwacznie i nie miał znaczenia - wyszli z oparów na coś,co wyglądało jak boczna droga oświetlona dziwnymi, rozmytymi lampami. Świeciły w tym dziwnym świecie chorobliwym, zielonym blaskiem.

Był tam samochód. Przy samochodzie znajdowały się dwie osoby. W samochodzie - jedna.
Młodzi z Twin Oaks poznali bez trudu postacie. Pamiętali te twarze ze zdjęć w gazetach, nad którymi spędzili ostatnio sporo czasu. Albo, po prostu, bycie w tym dziwacznym świecie, dawało im poczucie wiedzy. Nie miało to znaczenia.

Byli obserwatorami, którzy nie mogli jednak nic zrobić. Widzieli przeszłość. Mieli ją poznać. Zrozumieć. I widzieli. Scenę straszną i koszmarną.

W samochodzie, z podciętym gardłem, siedział Sam Macrum. Był martwy, ale krew - ta czerowno- szkarłatna ni to ciecz, ni to dym, nadal opuszczał jego ciało.

Przy samochodzie stały dwie osoby.

Ktoś w masce wilka, z ociekającym dymną krwią ostrzem w ręku i Lucy Bredock. Dziewczyna patrzyła na buty kolesia w masce.

- To ty! - wykrzyknęła patrząc na buty. - Dlaczego?

Zabójca zdjął maskę. Poznali twarz młodego Hale'a.

- Jesteś bystra, Bredock. Zbyt bystra. Moje nowe buty, prawda. Mogłem się nimi nie chwalić.

Podszedł do niej przyciskając do samochodu.

- Miałaś być ze mną, nie z nim - warknął. - Miałaś do mnie wrócić, po jego śmierci. Ale nie. Musiałaś być bystra. Bredock!


Zamachnął się ostrzem wbijając je w pierś dziewczyny.

- Zdychaj Bredock! - krzyczał.

Cios za ciosem. W pierś, w szyję, w twarz, w pierś. Za każdym razem kolejny krzyk.

- Zdychaj Bredock!

I wtedy go ujrzeli. Zwalistą sylwetkę w krzakach. Bill Macrum.

Hale też go zobaczył. Ruszył w stronę przerośniętego chłopaka, który stał z przerażoną miną.


Przyszły szeryf wręczył mu maskę i nóż, które chłopak ujął w dłonie bezwolny, jak duża marionetka. Bill nie mógł oderwać twarzy od osuwającej się Lucy i martwego brata w samochodzie.

- Zobacz, co zrobiłeś - syknął Hale wycierając dłonie w ubranie chłopaka.

Bill przeniósł wzrok na zakrwawiony nóż.

- Uciekaj - krzyknął do niego Hale. - Uciekaj, bo cię złapie policja i usmaży na krześle elektrycznym.

Popchnął chłopaka, a ten wywalił się na ziemię, nadal trzymając nóż w ręku.

- Uciekaj - warknął Hale, a Bill Macurm poderwał się na nogi trzymając zakrwawioną maskę oraz zakrwawiony nóż, i pobiegł przed siebie krzycząc:

- Zdychaj Bredock!

Hale odwrócił się i spojrzał na miejsce zbrodni.

- Nowe buty, Bredock - syknął. - Bystra jesteś.

A potem zajął się wycieraniem śladów, które zostawił na ziemi. Gdy skończył, na miejscu zbrodni były tylko ślady solidnych, ortopedycznych butów Billa Macruma.

Ale to nie był koniec ich wizji.

Ślady krwi znów poprowadziły ich przez mgły i czarno - szare opary. Aż do kolejnego miejsca. Znali je dobrze.

To było Wzgórze Kochanków, Wzgórze Miłości.

Tym razem nie byli tam sami. Stali pomiędzy drzewami. Padało. na szczycie wzniesienia stała grupka młodych ludzi. Był tam Hale, była matka Wikvayi i Darylla, ojciec Annastasi, macocha Barta, matka Marka. I jeszcze kilkoro innych młodych ludzi. I był tam Bill Macrum. Osaczony, przyparty do barierki, przerażony.

- Zdychaj Bredock - szeptał do siebie chłopak.

- Widzicie - Hale przekonywał resztę. - To maniak! Zabił swojego brata i Lucy, bo pewnie chciał robić z nią to, co robił z nią jego brat.

- Zdychaj Bredock - jęczał przez strugi deszczu Bill Macrum.

- Nawet jeżeli go zamkną, to będzie żył sobie na koszt podatników, w jakimś wariatkowie i trzepał małego, z każdym razem, gdy sobie przypomni o tym, jak zabijał. Trzeba to skończyć. Tu i teraz.

Jeden z chłopaków, chyba Frank Chase, bo przypominał trochę Bryana, doskoczył do Billa i wbił mu w pierś ostrze noża.

- Zdychaj, Bredock! - krzyknął przerażony chłopak z bólu.

Hale uderzył, drugi - wbił nóż w brzuch Billa. Potem podeszła matka Marka i ciachnęła Billa z krzykiem i łzami w oczach po twarzy.

- Dlaczego to zrobiłeś, bydlaku! Była twoją przyjaciółką!

- Zdychaj, Bredock … - wykrztusił Bill przez łzy, patrząc na oprawcznię z żalem bez śladu zrozumienia.

Matka Marka uderzyła jeszcze dwa razy. Wściekła, wykrzykując imię siostry i wyzywając Billa, nim Hale wyjął jej nóż z ręki i podał kolejnej osobie. Nie wiedzieli kim jest młoda dziewczyna, której wręczył ostrze.

- Musimy zrobić to wszyscy. - Powiedział Hale. - Aby nikt, nigdy nie zakapował. Policja nie zrozumie i pójdziemy do więzienia, za tego … tego… jebanego zboka.

Dziewczyna wahała się przez chwilę, ale potem podeszła do Billa i uderzyła. A potem uderzali kolejno inni, poza Davidem Bianco, który kręcił głową i protestował.

- Chcesz, kurwa, skończyć jak on - przyszły szeryf doskoczył do przestraszonego nastolatka. - Musisz to zrobić, inaczej na pewno zakapujesz, mięczaku.

Bianco dał się przekonać, ale ciął lekko, ledwie rozcinając wyciągniętą w obronie rękę Billa.

- Pizda - warknął Frank Chase i odepchnął przyszłego dziennikarza, który wpadł w objęcia młodej macochy Spineliego. - Tak to się robi.

Frank Chase wyjął nóż z ręki Davida Bianco i pchnął mocno, w szyję Billa, który, jak zdarta płyta, jęczał swoją mantrę "zdychaj Bredock".

Bill poderwał się po tym ciosie, rzucił na Franka, jakby ostatni cios uwolnił jakąś sprężynę. Chwycił Franka Chase'a za gardło. Ale kilka osób rzuciło się na Macruma i odepchnęło od ojca Bryana. Bill wpadł na barierkę, która przełamała się pod jego ciężarem i potoczył w dół stoku, prosto w objęcia rozszalałej rzeki toczącej swoje wody niżej.

Resztę już znali.

Wizja zaczęła rozmywać się, a oni razem z nią.

Ocknęli się przy ognisku. Koło szamana, który miał poważną, surową twarz. Spojrzał na Darylla, który wiedział, co Indianin ma na myśli. Pamiętał, jak opętany przez mroczną siłę, zamordował Bryana Chase'a. Widział nawet krew na swoich dłoniach. Spojrzał w stronę miejsca, gdzie siedział razem z "Bykiem", ale ciała już tam nie było.

- Aby pokonać Wilka, musicie zrobić dwie rzeczy. Znaleźć jego szczątki i poprosić ducha o przebaczenie.

Indianin położył coś na ziemi. Jakiś woreczek.

Szczątki trzeba posypać tym proszkiem, który jest w środku. Wtedy staniecie twarzą w twarz z dwoma duchami - ofiarą i Wilkiem. Jeżeli ofiara wybaczy wam, jako tym, w których żyłach płynie krew jego oprawców, Wilk straci kotwicę w tym świecie i będzie musiał odejść do krainy mroku i niebytu, z której wypełzł.

Patrzyli na niego, nadal nieco zgaszonym wzrokiem i przymuleni przez narkotyczne, wstrząsające wizje.

- Szczątki tego, którego opętał Wilk znajdują się w kostnicy w Twin Oaks. Czy pojedziecie tam ze mną,aby to skończyć, raz na zawsze?
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline