Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2022, 02:56   #62
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 28 - 1998.02.19 cz, popołudnie

Czas: 1998.02.19 cz, popołudnie; g 18:45
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; stary magazyn
Warunki: jasno, ciepło, łomot deszczu i grzmoty burzy; na zewnątrz: jasno, burza, łag.wiatr, gorąco (-1)


Wszyscy





https://cdn.shopify.com/s/files/1/13...g?v=1489615668

- Nie wiem czy te noktowizory to dobry pomysł. Będzie sobotnia noc. Środek weekendu. Środek ferii. Środek miasta nie objętego wojną. Gdzie co chwila jest jakaś latarnia. Każdy typek w noktowizorze będzie się rzucał w oczy jak jasna cholera. - Burton nie miał przekonania co do zasadności użycia gogli noktowizyjnych jakie właśnie trzymał w ręku. Oczywiście rozumiał przewagę jaką dają w nocnych akcjach no ale mocno odbiegały od cywilnego i ulicznego standardu. Co przykuwało by uwagę każdego przechodnia czy kogoś kto choćby przypadkiem wyjrzał z okna. A nie mówiąc już o całej grupie w noktowizorach. Zwykle używały ich wojskowe oddziały specjalne podczas swoich akcji jakie wykonywały na rzecz standardowych jednostek wojskowe. Więc od czasów ostatniej Wojny w Zatoce wszyscy się już do tego faktu zdążyli przyzwyczaić. I coraz więcej takiego sprzętu było w różnych jednostkach wojskowych, powoli przestawał być to sprzęt tylko dla specjalsów a stawał się powszechnym wyposażeniem. Jednak poza armiami i to tymi topowymi, to nadal był dość rzadki sprzęt. I tego obawiał się były brytyjski komandos SBS, że widok ludzi w noktowizorach może przykuwać niepotrzebną uwagę każdego na kogo się natknął. A w weekendową noc, w środku miasta gdzie młodzież i studenci mieli ferie to nie można było tego wykluczyć, że w środku nocy też mogą się na kogoś natknąć.

- Widzę Buck, że przenosisz imprezę z wyspy tutaj. - Legionista siedział rozwalony na zdezelowanym krześle i z nogami opartymi o postawione na odwrót wiadro. Zdążył parę dni temu przylecieć z Ikebaną śmigłowcem jakim Amanda zabrała ich z powrotem na Margaritę. A po weekendzie dołączył do reszty towarzystwa już tutaj. Tym razem promem. I ciekaw był tej grubszej akcji jaka się tutaj kroi. Chyba większość najemników czuła ekscytację na to, że coś się będzie wreszcie dziać. Na razie walka o wyzwolenie Margarity ograniczała się głównie do akcji rozpoznawczych i kombinowania z zaopatrzenia. W końcu ani najemnicy ani ich sojusznicy od Cantano nie mieli własnych fabryk sprzętu wojskowego ani magazynów z takim sprzętem. Wszystko trzeba było organizować przez kombinowanie, szukanie, pokątne kupowanie i ogólne “organizowanie”. Akurat z dwudziestki najemników przysłanych na początku roku na Grenadę to właśnie Lando i Monique zdawali się mieć największy potencjał do wyszukiwania takich szemranych kontaktów. On przy kartach jeszcze na Grenadzie nawiązał kontakt z karciarzami jacy okazali się handlować nielegalną bronią a ona już tutaj w Barcelone załatwiła życzliwość gwardzistów co byli gotowi odsprzedać karabin czy dwa. Albo tego handlarza na mieście co miał nieco klamek na zbyciu.

- Z tymi generałami i rewolucjonistami to pewnie sobie poradzimy. Jak tylko znadją się na ulicy i nie zagadają się z życzliwym gliniarzem co ich odprowadzi pod sam próg to będzie dobrze. Dwóch na jednego, trzeci w samochodzie, damy radę. Nawet jakby którys chodził na jakieś pedalskie aikido czy inny syf. Jakby była taka burza jak teraz to by dla nas lepiej było. Mało kto lubi moknąć jak nie musi. - Holender raczej nie sądził aby zaskoczeni politycy okazali się takimi gladiatorami aby dać radę dwóm najemnikom na raz. Jednak chodziło o porwanie w dzień, na środku ulicy. A więc była spora pula trudnych do przewidzenia zmiennych. Łatwo było sobie wyobrazić, że coś nie idzie zgodnie z planem i na przykład wywołuje jakieś larum. Jak choćby przypadkowy radiowóz w okolicy albo telefon na policję o porwaniu w biały dzień. A właśnie jakoś z ulicy trzeba było ich porwać bo w soboty nie pracowali więc siedzieli w domach. Ale jak pokazał ostatni weekend nie cały czas. A to odiwedzali się z kimś albo ktos ich, więc w kolejny weekend powinna się pojawić okazja gdy opuszczął swoje domy. Ale mało prawdopodobne, że w jednym momencie jednocześnie. To dawało kolejny element losowości który trudny był do przewidzenia. Akcja skompletowania całej czwórki mogła zająć godzinę albo dwanaście licząc od pierwszej do ostatniej.

- No i mam nadzieję, że pewnie wiesz, że każdy strażak czy ekspert od ubezpieczeń pozna się, że to biuro to było podpalenie a nie przypadek. - Eurico zwrócił mu uwagę na ten aspekt. To akurat łysy Amerykanin też sobie zdawał sprawę. Trudno to było ominąć. Przypadkowych randomów można było oszukać ale jak się wezmą za to eksperci, do tego jeszcze poślą próbki do laboratoriów to pewnie rozpoznają, że pożar rozpoczął się na środku pomieszczenia, od rozlanego czegoś łatwopalnego.

- To mniej istotne. Liczy się efekt. Ami mówił, że podoba mu się taki plan. Nawet jak nasza czwórka zabaw na ostro będzie wiedziała jak to wyglądało to cała sprawa zostanie rozdmuchana. Zostaną pośmiewiskiem na całe miasto. A o to mu właśnie chodziło. Tylko jeszcze raz podkreślił, że nie chce żadnych trupów. Nie chce być zamieszany w morderstwo. - koleżanka z Kuby co zdawała się być najlepszym kurierem między politykiem z ratusza a swoimi kolegami też musiała zdawać sobie z tego sprawę. No ale widocznie Ami zaakceptował taki plan o ile nie będzie z tego trupów.

- A co ze spluwami? Bierzemy jakieś? - zapytał milczący zazwyczaj Storm. Pytanie miało swoje uzasadnienie. Z jednej strony wycelowana w twarz lufę potrafiła zdziałać cuda w kwestii nakłaniania ludzi aby coś zrobili lub nie. Dawała też poczucie pewnego bezpieczeństwa, że w razie czego to jest gdzieś pod ręką i można jej użyć. Z drugiej oficjalnie byli tu jako turyści i prawda do noszenia broni nie mieli. Browningi jakie na razie leżały znów w drewnianych skrzyniach były zbyt nieporęczne aby je brać “na miasto”. Z Margairty nikt nie ryzykował przywiezienia swoich zabawek. No można było kupić jakies klamki od gwardzistów Tweety czy tego handlarza co znalazła dzięki nim. Miał faktycznie całkiem spory wybór chociaż raczej leciwych konstrukcji z pierwszej połowy XX wieku. I miszmasz marek i modeli. No ale miał. Tylko widok spluwy, jakiekolwiek przeszukanie przez policję mógł ściągnąć na nich kłopoty. Przez ten drugi tydzień co tu już byli jakoś nie widzieli po klubach i ulicach cywili z bronią. A z tego co Jumper dowiedział się od Franka to tutejsze gangi zwykle posługiwały się nożami, bejzbolami, kastetami i maczetami. Klamka to już nie była taka powszechność i to te “prawdziwe gangi”, zwykle związane z mafią miały takie klamki. A taka pstrokacizna typów ludzkich jaką stanowili najemnicy raczej trudno sie wpisywała w wizerunek tutejszych gangów. Nie mieli ich dziar, chust, koszulek, barw i naszywek dzięki jakim się rozpoznawali.




https://cdn3.volusion.com/gaugs.jbtw...che=1633330913

- A ja gadałam z tymi moimi lowelasami. Mówią, że 10 sztuk Carbine mogą załatwić. Mam ich wstępnie dogadanych na jutro. Jeden z nich właduje je do swojego bagażnika i wywiezie z koszar. Podał mi adres gdzie możemy się wymienić. Liczą sobie chłopcy po 1400 $ za sztukę. Dajcie mi wóz i ze dwóch silnorękich do przepakowania tego żelastwa no i kasę to jutro możemy mieć te spluwy tutaj. - ciemnowłosa Szwajcarka streściła jak to ostatnio dogadała się ze swoimi znajomymi z Gwardii Narodowej w sprawie amerykańskich karabinków z czasów II Wojny. Lekka i poręczna konstrukcja była popularna i wtedy i nadal była całkiem popularna na rynku cywilnym, myśliwskim, formacjach paramilitarnych więc do szkolenia partyzantów była w sam raz. Na koniec Monique wskazała ogólnym gestem na ten stary magazyn w jakim ostatnio urzędowali właściwie codziennie.

- A z tym magazynem na strzelnicy to jak chcesz to zrobić? Kto ma się tym zająć? W sensie, że może być trudno przejechać przez miasto zaalarmowane pożarem budynku partii i pewnie jeszcze policją tak aby zdążyć na tą akcję w strzelnicy. - blondwłosa Schiffer chciała jeszcze wiedzieć jak Buck planuje przerzucić czy wydzielić jeszcze kolejny zespół na akcję w strzelnicy. Raczej od początku trzeba by wydzielić zespół do akcji w siedzibie partii i do strzelnicy jeśli miały być rozegrane mniej więcej w jednym czasie.

Rozpoznanie strzelnicy przyniosło pewne rezultaty. To nie była Ameryka czy Europa Zachodnia więc na ulicach kamer nie było. Były jednak w narożnikach strzelnicy i przed główną i drugą bramą. Ta wyglądała całkiem solidnie a na noc była zamykana. Do tego drzwi z domofonem. Zdaniem Tweety kamery były podłączone do jakiegoś pokoju strażników w środku magazynu. Oczywiście można było je czymś zachlapać czy nawet uszkodzić rzucanymi kamieniami. Ale o ile tam w środku ktoś nie spał w najlepsze to by to raczej go zaalarmowało. Samo ogrodzenie dla kogoś wysportowanego albo z nożycami do drutu powinien sobie poradzić. Szwajcarka znalazła ze dwa czy trzy miejsca gdzie była szansa aby się przemknąć do środka. Ale każda kolejna osoba to rosła szansa, że kamery wyłapią coś co zaniepokoi strażników.

Za ogrodzeniem większość przestrzeni była pusta. Bo stanowiła właściwą strzelnicę. Były tam zawieszone gongi strzeleckie, tarcze, różne sylwetki i tak dalej. Większe budynek podobny gabarytami do sali gimnastycznej stanowiła kryta strzelnica. Tam strzelano głównie z broni krótkiej i gładkolufowej na odległości do 20 metrów. Patrząc od strony bramy głównej to tam była za mniejszym budynkiem w jakim mieściło się biuro i zapewne kanciapa strażników. Przed wejściem też były wycelowane w gości kamery. Nie było z zewnątrz widać czy przy tylnym wejściu do budynku biura jest kamera. Jeśli tak no to jeszcze była szansa, że uda się wdrapać na dach i może stamtąd dostać do środka. Bo na dachu z spoza ogrodzenia nie dało się dostrzec aby były tam kamery. Podobnie z latarniami. Strzelnica już była na pograniczu miasta i trochę przypominała farmę. Latarnii ulicznych co prawda nie było tam zbyt wiele na drodze dojazdowej ale były wbudowane w ogrodzenie. Być może dało je się wyłączyć ze środka. Z zewnątrz trzeba by każdą pojedynczo zestrzeliwać bo już nie było co liczyć, że uda się tam dorzucić kamieniem. Co jednak powinno zaalarmować obsługę podobnie jak niszczenie kamer.

- No i jak już ktoś od nas będzie w środku i zneutralizuje strażników to trzeba otworzyć bramę i wjechać samochodem aby zabrał te ich graty. I nie wiadomo gdzie dokładnie trzymają te graty. Nikt z nas nie był tam w środku, nie wiadomo co tam jest. Jak na kamerze zobaczą kogoś obcego kto się tam pęta przy ogrodzeniu czy podwórku to może pomyślą, że złodziej. Ale jak zobaczą kogoś z goglami nokto… No to… - Szwajcarska włamywaczka na razie po ogólnikach streściła jak widzi sprawę włamu na policyjną hacjendę. Raczej na wyłączenie świateł i kamer z zewnątrz nie liczyła. Powinno się udać odciąć telefon bo te biegły na słupach. Wystarczyło zerwać przewody. Te biegły wzdłuż drogi jaka prowadziła na strzelnicę to były dość łatwe do zidentyfikowania. Nie było też wiadomo ilu jest strażników w środku. Z obserwacji szacowano, że czterech przynajmniej, może sześciu. Tylko póki siedzieli w swojej twierdzy to wydawali się całkiem nieźle zabunkrowani. Zwłaszcza przy wsparciu mocnych drzwi wejściowych, brami, ogrodzenia latarni i kamer na dość odkrytym terenie chociaż poza strzelnicami był porośnięty dość wysoką trawą. Co prawda stojącego widać było od razu i z daleka ale leżącą osobę czy kucającą już niekoniecznie. Chociaż leżąca to pewnie widziałaby tylko trawę jaka ją otacza. Sami zaobserwowani strażnicy też raczej sprawiali wrażenie nocnych dozorców niż zawodowych komandosów. No ale nie byli tak łatwo dostępni.

Włoski detektyw wywołał w poniedziałek te zdjęcia i mógł je pokazać kolegom. Ale było na nich to o czym mówił przed ostatnim weekendem. Dość zastanawiająca zażyłość między fryzjerem a jego elegancką klientką no ale nie był to bezpośredni dowód zdrady. W końcu czy objąć się przyjaciółka z przyjacielem nie może albo dać mu się cmoknąć w policzek? No można. W nowym tygodniu seniorina Toro jakoś nie miała spotkań z fryzjerem. Zdaniem Carabinieri nawet jakby miała to jakby ich nie poniosła namiętność, że zaczęliby “to” robić praktycznie w progu albo na oknie to raczej robiąc fotki z zewnątrz raczej trudno było liczyć na przełom w tej sprawie.

- Trzeba się tam dostać i umieścić kamery w środku. Bo fotografa trudno umieścić w sypialni czy tam biurze tak aby domownicy się nie zorientowali. A Ananquel nic nie ma przeciwko prowokacji. Jej chodzi aby skompromitować senior Toro. Czy ofiarą padnie on czy jego żona to już ma dla niej mniejsze znaczenie. Pokazałem jej te zdjęcia z dnia parady. Ucieszyła się i powiedziała, że “to już coś” no ale jednak też mówi, że z tego to się jeszcze oboje dość łatwo wyślizgają. Nawet się nie całują na tych zdjęciach. - Włoch przypomniał co się dowiedział od swojej gorącej księgowej. Ostatnio był zajęty śledztwem państwa Toro, głównie senioriny Toro i jej fryzjera no ale bez przełomu. On sam na czuja to uważał, że prawie na pewno mają romans. Jednak z poziomu ulicy czy sąsiedniego budynku trudno było o jakieś kompromitujące zdjęcia. Był zdania, że trzeba kupić małe pluskwy, kamery ewentualnie dyktafony i jakoś umieścić je w środku. A potem jak z łowieniem ryb - czekać aż się coś złapie.

- Ja myślę, że ci Ruscy co z nimi wczoraj wódkę piłem to jakiś specnaz. W każdym razie Jakieś wojaki. Jeden to nawet służył kiedyś w Ukrainie. Piliśmy za przyjaźń rosyjsko - ukraińską. Widziałem ich tatuaże i gadkę. Tylko nie wiem po co tu są. Mówili, że pracują jako ochroniarze jakiegoś ważniaka. - Oleg jakby się ocknął bo w końcu jak się szykowała większa akcja to dał sobie wolne i przyjął w końcu zaproszenie od słowiańskich braci. I sądząc po tym o której i w jakim stanie wrócił rano a właściwie przed południem to pewnie celebrowali to w tradycyjny słowiański sposób. Nawet jak to odespał, wstał i przyjechał z innymi tutaj to dalej wydawał się milczący i nieco “wczorajszy”.

- A właśnie, dobrze, że mi przypomniałeś. Bo mnie zagadaliście z tą partią i strzelnicą. - Lando klepnął się w czoło jakby właśnie słowa ukraińskiego kolegi coś mu przypomniały. - Gadałem na ranczo z Carlosem. Pogłówkowali trochę z Miguelem i mówią, że w Nikaragui jest ostatnio niespokojnie. Może coś by tam udało się załatwić z tą bronią czy czymś takim. - wspomniał o tym rajdzie o jakim swego czasu Buck rozpytywał cantanowców. Bo najemnicy AIM nie byli ekspertami od lokalnego, karaibskiego folkloru. Lokalni na pewno orientowali się lepiej. Chociaż i oni potrzebowali czasu aby podać jakiś obiecujący rejon poza Wenezuelą jaki dawał nadzieję być w zasięgu działań chociaż z kutra czy czegoś podobnego. Jednak “lokalnie” to oznaczało i tak dwa, dwa i pół tysiąca kilometrów od Margarity. Na razie i tak to wydawało się czymś czym nie będą się zajmować od ręki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline