Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2022, 20:39   #61
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Mi Na Wen

Mi siedziała przy barze w lokalu o wdzięcznej nazwie „La Chica Loca” i starała się zabić podły humor kolejną porcją tequili. Szło jej średnio, bo ostatnio wszystko a przede wszystkim wszyscy ją wkurwiali. Buck, Enrico, Jumper, nawet ten mały gnojek Frank. Cała ta zatęchła mieścina i jej mieszkańcy. Rzecz jasna była w pełni świadoma źródła swojego nastroju. Kiedy ostatni raz kogoś zabiła, ba kiedy ostatni raz do kogoś strzelała, to była jeszcze inna pora roku. I inna strefa czasowa. I inny kontynent. Japonka lubiła myśleć o sobie, jako o wyrachowanej profesjonalistce i chyba faktycznie taka była, ale musiała przyznać sam przed sobą, że cała ta misja już ją męczyła. Zajmowali się śledzeniem niewiernych żon, tresowaniem jakiś lokalnych bandziorów z pod budki z piwem albo straszeniem jakieś żałosnych podróbek brunatnych koszul. Do tego wystarczyło kilku dresów z pałkami. Oczywiście rozumiała, że to wszyto wstęp, do tego co miało się rozpętać za kilak miesięcy, ale mimo to…

Od ponurych rozmyślań oderwała ja ręka wynurzająca się z pod blatu. Ktoś wyraźni próbował wstać, ciężko i z wysiłkiem opierając się kontuar. Nieco powyżej męskiej, włochatej dłoni zapięty był zegarek. Tanie podróbka Rolexa z pęknięta szybką. Właściciel dłoni miał wyraźne problemy z podniesieniem się z podłogi, ręka trzęsła mu się jak osika a dłoń ślizgała po blacie. Przez to wszystko japonka nie mogła dobrze dojrzeć godziny, którą wskazywał zegarek. Zirytowana chwyciła mężczyzne za nadgarstek i wykręciła go po nieturlanym katem, wywołując zduszony okrzyk bólu z jego ust. Godzinę sobie jednak sprawdziła i skrzywiła się lekko. Trzeba było iść, zbliżał się jej koleś. Puściał ręka nieszczęsnego fan Rolexów równie gwałtownie, jak ją złapała, w efekcie czego ten nagle stracił równowagę, poślizgną się i wyrżną twarzą w blat, po czym filmowo ześlizgną się z powrotem na podłogę. Bogatszy o kilka przyszłych blizn. Za to uboższy o uboższy o kila zębów.

MI zamaszystym gestem wypiła cały kieliszek i z hukiem postawiła go barze. Lodowatym wzrokiem zmierzyła stojącego przed nią barmana.


Zrozumiał ją bez słów. Nie odrywając od niej wzroku zaczął nalewać kolejnego drinka. Przez chwile w całym barze słychać było tylko stukot szyjki butelki rytmiczne uderzającej o blat kieliszka. Mi miała wrażeniem ze szczęki grubasa uderzały o siebie w tym samym rytmie. Choć trzeba przyznać, że nie wylało się za dużo. I nawet nie chwilę nie spojrzał jej na cycki, zasłonięte teraz tylko górą od kostiumu kąpielowego. Tym razem orientalna piękność wysączył swojego drinka powoli, bez pośpiechu nie odrywając wzroku od oczu spoconego mężczyzny przez sobą…

Wytrzymał. Profesjonalista. MI potrafiła to docenić. Zostawiła na blacie Alexa Hamiltona nie interesując się resztą i ruszyła do wyjścia kołysząc biodrami. „La Chica Loca” stała praktycznie na plaży, tuż nad samym morzem, więc Mi weszła tu prosto po wyjściu z wody. Teraz zatrzymała się na chwilę przed wyjściem, zdejmując z wieszak malowniczą chustę i przewiązując ja sobie na biodrach. Omiotła spojrzeniem wnętrze baru. Dwa zmasakrowane stoły, parę połamanych krzeseł , mnóstwo rozbitych butelek i innego szkła a to wszystko jako tło dla kilku malowniczo porozrzucanych tu i tam męskich ciał. Niektórzy zaczynali nawet odzyskiwać przytomność, innym miało to zająć jeszcze jakiś czas. Pozostali gości lokalu stłoczyli się przy ścianach z zaangażowaniem udając, że nie absolutnie nic się tu nie stało i nie ma się czemu przyglądać i w ogóle wokoło jest tyle ciekawszych rzeczy do oglądania, z wnętrzem ich niedopitych kieliszków na czele. Jej czarny kostium kąpielowy nie pozostawiał wiele miejsca dla wyobraźni więc teraz z zaciekawianiem przejeżdżała wzorkiem po jeszcze tych męskich gościach barku, którzy jeszcze nie krwawili, wszystkie ich kości były całe i mieli względny komplet uzębienia.

Nic. Żadnego gwizdania, zero komentarza, nawet pół oblepiającego spojrzenia czy choćby niewielkiego obleśnego gestu. Zero. Nul. ~~ Pizdy! ~~ pomyślał z niesmakiem i wyszła. Pierwsze, mocno przepełnione bólem zdanie, rozbrzmiało w „Szalonej dziewczynie” się po dobrej chwili od zamknięcia się tdrzwi za nią drzwi…
- Je tylko chciałem postawiać jej drinka… -


*****



Na miejsce dotarła w ciągu niecałej pół godziny. Nie chciało je się przebierać, zresztą czemu miał y to robić? Buck zaplanował kolejną ze swoich odpraw. Ostatnio obudził się nim instynkt dowódcy i ciągle o czymś gadał. Teraz wynająć ten stary magazyn, całkiem niedaleko miejsca ich przyszłej akcji. No przynajmniej jego z tych miejsc, bo to miła być naprawdę złożona i wieloetapowa robota. Swobodnie mieściły się tu ich dwa nowe auta i nadal było miejsca na przynajmniej drugie tyle. Przenieśli tu też już zakupiony sprzęt, do którego miał dołączyć każdy inny który udało by im się jeszcze zdobyć, przed jego przetransportowaniem na Margaritę. Miało to sens. Pokój hotelowy nie był miejsce na trzymanie takiego arsenału. Niestety teraz musieli tu parami dyżurować, bo Buck nie chciał, żeby ktoś im ten sprzęt albo auta podwędził. Jakby było tego wszystkiego mało, to łysy Amerykanin wytrzasną skądś stertę składanych krzeseł i starą tablice na trójnogu, która teraz służyła im do tworzenia i rozrysowywania „planów operacyjnych”. Teraz znowu wszyscy siedzieli w rządkach na tych krzesłach a Kazinski z wielkim wskaźnikiem w dłoni po raz kolejny tłumaczył szczegóły nadchodzącej akcji.
Mi rzecz jasna rozumiała koniczność planowania i omówienia przygotowanych akcji i nawet słuchał Bucka z należytą uwagą, ale dziś wszystko ją irytowało. I nie, to nie były „te” dni. Po prostu dawno nikogo nie zabiła. Lub nie wypie…. O! Czyżby złowiła utkwione w niej męskie spojrzenie? Tak, zdecydowanie, tak. Siedząca w pierwszym rzędzie japonka niby od niechcenia przeciągnął się na krześle, wyginać plecy do tyłu. Mordowania z tego nie będzie, ale może jakaś przemoc, albo…. Zresztą, po co się ograniczać, jak można mieć dwa w jednym?


Barabasz „Buck” Kazinski

Buck wydobył z siebie najgłębsze pokłady silnej woli i oderwał wzrok od Mi. Nie uszło jego uwadze, że nie wyszytym w jego zespole to się udało. Z zaciekaniem stwierdził, że nie dotyczyło tylko mężczyzna. Na szczęście był w tych sprawach całkowicie tolerancyjny. Mi chyba zresztą też… Jeszcze dwa dni temu wyznaczył siebie japonkę, na przypadając za godzin „dyżur” w ich nowej miejscówce. W sumie to nie mógł sobie teraz przypomnieć, czy to wyszło od niego, czy może było to jej propozycja. Tak, cóż…

No ale najpierw praca potem przyjemności. Buck miał przez ostatni parę dni mnóstwo pracy. Na początek znalazł im tą miejscówkę. Magazyn położony w mało reprezentacyjnej części miasta, ale za to niedaleko zlokalizowanego przez nich niedawno składu broni, co było dla niego kluczowe. Dookoła były inne podobne budynki, jakieś magazyny, składy, warsztaty i wszelkie inksze, często mocno rozpadające się rudery. Co było istotne większość pracy i dzielności ludzkiej ustawała tu w nocy a jednoczenie nikogo nie dziwił ruch samochodowy czy ludzki. Idealnie. No poza tym, że trzeba było go pilnować, bo kłódka na bramie była raczej symboliczna. Choć jak widać mogło to mieć swoje dobre strony…

Buck przewiózł tu ich nowo zakupione karabiny, żeby nie trzymać ich w hotelu, tutaj parkowali auta i tutaj spotykali się planując kolejne działania. Można tu było się spokojnie spotkać całą grupą, która była teraz większa, bo Kazinski ściągnął z Margrity większość pozostałych najemników a nawet wypożyczył trzecie auto, to samo, którym wcześniej przywożono ich z lotniska. Przy okazji przywieźli z rancza noktowizory, której bardzo się przydadzą w nadchodzącej akcji. Od lokalnego święta i parady wojskowej miotnęło dobre parę dni a termin realizacji akcji wyznaczył na noc z soboty na niedziele, kiedy budynek lokalnej partii był pusty. To dawało ponad tydzień na przygotowania i choć czas leciał szybko Buck dobrze go wykorzystał. Przeprowadzono zwiad zarówno budynku partyjnego, jak i składu z bronią, wyznaczone też miejscówkę pomocniczego celu, który miał pełnić role odwracacza uwagi. Zdobyli potrzebne mi do akcji materiały. Oprócz niego, kilkoro innych członków oddziału miał jakąś wiedze o materiałach wybuchowych i innych pomocnych rzeczach, więc wspólnie udało im się stworzyć koncepcje całej akcji, wykorzystująca powszechnie dostępne rzeczy. Wszystko gromadzili tutaj, dlatego tym bardziej musiało być pilnowane. Byli przy tym ostrożni, nie kupując zbyt dużych ilości w jednym miejscu.

Przez kilka dni ostrożnie obserwowali czterech członków pozycyjnej partii, których wskaz im Ami. Na podstawie tego ustalili gdzie i kiedy najlżej ich przejąć. Buck postanowił, że nie będą wykorzystywać do akcji nabytych przez nich samochodów, żeby nie zostały zapamiętane przez jakiegoś przypadkowego świadka. Zamiast tego zlecił wypożyczenie w piątek czterech nie rzucających się w oczy, ale mających spore bagażniki samochodów. Każdy w innej firmie z poza Barcelony. Mieli je oddać w niedziele. Po samej akcji w Barcelonie miał zostać tylko pierwotna grupa, która tu z nim przyjechała. Pozostali mieli zabrać się pożyczonym z rancza autem i jednym z ich nowych samochodów na Margarite, zabierając całe pozyskane przez nich uzbrojenie, wykorzystując do tego kontakt Amiego.

Buck rzucił jeszcze jedno spojrzenie na rozłożoną na krześle Mi, westchnął w duchu, po czym mocniej ujął wskaźniki przeszedł do omawianie całej akcji.

- Dobra, to jeszcze raz, tak to wszystko będzie wyglądać. Zaczynały w sobotę w nocy…


*****


Sobotni wieczór był ciepły, ale niezbyt jasny. Chmury zasłaniały księżyc i jedynym źródłem światła były uliczne latarnie, które na dodatek nie wszędzie działały jak należy. Było około dwudziestej drugiej kiedy Jorge Dominguez Vargas, jeden z promiennych działaczy w lokalnych strukturach Partii Pracujących Wenezueli wracał do domu. Był już po jednym czy dwóch drinkach, więc nie wszystko z jego otocznie docierało do niego jasno, wyraźnie i od razu. Nie uważał z resztą, żeby miał powodu do niepokoju. Nie zorientował się, kiedy w jednym z ciemniejszych miejsc ulicy doskoczyło do niego dwie zamaskowane postacie i ze sprawnością zdradzająca profesjonalistów pozbawili go przytomności. Bezwładną postać błyskawicznie wsadzono do samochodu, który pojawiał się jak na zwołanie, już w środku kneblując mu usta i wkładając worek na głowę. Dopiero wtedy zdjęli maski. Siedzący za kierownicą mężczyzna wziął do ręki krótkofalówkę.

- Batista w drodze. - padał krótki komunikat, na co dostał równie krótka odpowiedz - Przyjąłem. -

Batista Castro Pinochet i Che Guevara. Takie pseudonimy dostali poszczególnie partyjniacy, którzy byli celem operacji. Buck zawsze uważał, ze ma talent do wymyślanie kryptonimów. Wśród pozostałych w tej kwestii zdania były podzielone, ale sprzeczać się nie było sensu. W ciągu kilku minut w eter poszły kolejne trzy komunikaty dotyczące pozostałych celów. Każdy miał przydzielony samochód, wraz z kierowca i dwójkę operatorów do zgarnięcia celów. Buck do każdej ekipy wybrał kogoś zaprawionego w walce wręcz. JoJo, DD, Newman mieli zdjąć Castro. Storm, Blanco i Cossac dostali Pinocheta. Mi, Kay i Frog mieli zając się Che a Batista przypadał jemu, Legioniście i Jumperowi.

Auta przemierzały noce ulice po z góry ustalonych trasach i dotarły do magazynu w niewielkich odstępach czasu. Na miejscu czekał na nich otwarta brama, która zamykała się zaraz po ich wjeździe do środka.

- Czas się zgadza. Wyjmujcie ich. -

Na środku pomieszczenia stały cztery krzesła, na których szybko posadzono nieszczęsnych polityków. Wszyscy już odzyskali przytomność i nawet próbowali coś mówić przez knebel. Za pomocą srebrnej szerokiej taśmy przyklejono im ręce do poręczy krzeseł. Dzięki temu nie mogli się ruszać, ale nie powinno to zostawić jakiś większych śladów. Każdemu bez ceregieli przytrzymano głowę, podniesiono zakrywający oczy worek odkrywając usta i zdjęto knebel. Zanim jednak zdołali coś z siebie wydusić usta zatkano im butelką mocnego alkoholu. Nie było to na pewno przyjemne sączeni drinków z palemką, ale liczył się efekt. Szybko wszyscy byli pijani w sztok. Dla lepszego efektu polano ich jeszcze obficie zawartością butelki. Alkohol miał wyparować w ciągu maksymalnie godziny, wiec nie było ryzyka, że się zapalą, ale zapach pozostanie. Sara i Lyra sprawnie zaaplikowały każdemu po zastrzyku z wcześniej dostarczonego przez Tweety towaru. Nie się nie dziwił, ze akurat ona okazała się w tej dziedzinie ekspertem, ale dawka była tak dobrana, aby było pewność, ze poza odlotem nic wielkiego się całej czwórce nie stanie. Ba, nawet zasady higieny były na poziomie. Każdy miał swoją jednorazową strzykawkę i igłę. Wszystko upchano im po kieszeniach, podobnie jak kilka innych, upozorowanych na zużyte. Twarze i dłonie tez odpowiednio przypudrowano im białym proszkiem. Byli prawie gotowi.
Półprzytomnych rozwiązano, pozbawiono całości odzienia i ubrano w bardziej odpowiednie stroje, pozyskane w co bardziej „wyrafinowanych” seks shopach. Już na miejscu, dla lepszego efektu mieli przyczepić im do pleców jak peleryny Wenezuelskie flagi narodowe. Akurat zostało sporo po ostatnim święcie i będą się świetnie prezentować w gazecie.

- W porządku. Ruszamy. -

Wszystkie auta, z pechowymi pasażerami w bagażników wyjechały sprawnie z magazynu i ruszyły w drogę do centrum. Pojechali rożnymi drogami, ale trasy mieli przećwiczone, więc każdy wiedział co robić. Osobnym samochodem na misce dotarli Buck, Eurico, Newman i Tweety. Dziewczyna była odpowiedzialna za wejście do budynku, co nie było specjalnie trudne a pozostała czwórka za przygotowanie pożaru. Mieli ze sobą wcześniej sporządzone chemikalia, benzynę, narzędzi i wszystko co potrzebne. Weszli do budynku tylnym wejściem, uprzednio sprawdzając teren w poszukiwaniu zbędnych świadków. Tweety przygotowała jedno z wcześniej wytypowanych na planie pomieszczeń na parterze na przyjęcie czwórki imprezowiczów. Kto jak kto, ale ona wiedziała jak wygląda lokal po grubej imprezie. Alkoholu, prochów i odpowiedniego nie mogła zabraknąć. To wszystko i tak co prawda miło pójść z dymem, ale zanim to się stanie, trzeba było jeszcze strzelić kilka pamiątkowych fotek.

W tym samym czasie Buck i reszta rozproszyli się po pozostałych pomieszczeniach i piwnicy. Biura na piętrze i parterze zostały potraktowane standardowo spora dawką benzyny, za to w piwnicy było podłączenie gazu, którym należało zająć się bardziej subtelnie. Na szczęście w ich ekipie było od tego co najmniej kilku specjalistów.

- Gotowe. Wchodzicie. -

Krótkie, wcześniej ustalone wywołanie było symbolem dla pozostających na zewnątrz najemników, że czas wprowadzić gospodarzy budynku. Tu już nie silono się na ukrywanie. Weszli po prostu główmy wejściem, prowadząc ich po ramiona, dla niepoznaki przykrytych marynarkami i płaszczami. W końcu byli u siebie. Wybrane biuro było tuż przy głównym wejściu. Bez ceregieli zapalili światło rozstawili imprezowiczów w kilku fantazyjnych pozycjach i sprawnie zrobili im kilak pikantnych fotek. Wszystko było wcześniej wielokrotnie omówione, każdy znał swoja role i zadnie, dlatego całość szła szybko i sprawnie. Czas był kluczowy.

Była dokładnie pierwsza trzydzieści sześć, kiedy usłyszeli syreny straży pożarnej. Buck spojrzał na zegarek i pokiwał głową z uznaniem. Dokładnie sześć minut wcześniej, w innej części miasta, ale wciąż pozostającej w strefie działania pobliskiej jednostki straży wybuchł pożar w magazynie. Składowano tam stare opony, jakieś zwietrzałe chemikalia i mnóstwo innego śmiecia. Całość, łącznie ze zdewastowanym budynkiem była tak bezwartościowa, że nawet nikt tego nie pilnował. Sam budynek względem jednostki Straży Pożarnej z której właśnie z rykiem syren wyjechał zastęp gaśniczy był dokładnie w przeciwnym kierunku, niż siedziba Partii Pracujących Wenezueli. Co interesujące, strażacy zostali prawie natychmiast powiadomieni o wybuchu ognia. Kiedy samochód gaśniczy przekraczał bramę remizy, Storm, będący autorem całego zamieszania był już w drodze do całkiem innego magazynu…

- Grill gotowy.

Kolejny krótki komunikat wybrzmiał w krótkofalówkach jak tylko przestali słyszeć syreny. Dal postronnego obserwatora przez parę następnych minut nic się nie działo. Potem z okna na parterze, tuż koiło głównego wejściu a do budynku zaczął wydobywać się dym. Wkrótce można było dostrzec płomienie również na górnych piętrach. Póki co raczej słabe i nie rozprzestrzeniające się zbyt szybko, ale wyraźne. Tyle tylko, że w okolicy nie było żadnego postronnego obserwatora. Najwyraźniej okoliczni mieszkańcy przyzwyczajeni do sąsiedztwa remizy strażackiej nie zwracali już uwagi na syreny i spali w najlepsze.
Mimo to trzy minuty później na końcu ulicy rozległ się dzwonek telefonu na biurku mającego nocny młodszego sierżanta Domingueza. Rozhisteryzowana kobieta na pół wykrzyczał, na pól wypłakał, że budynek Partii Pracujących Wenezueli się pali a w środku chyba są ludzie, że trzeba ich ratować i jeszcze kilka niezrozumiałych przez histerie kobiety rzeczy. Chociaż Dominguez został brutalnie przebudzony z drzemki zrobił to co do niego należało i natychmiast wszczął alarm. Zrobił to tym bardziej energicznie, że jego wuj był jednym z działaczy tej partii i przez głowę przemknęło mu, że mógłby być jednym z ludzi o których wspomniała kobieta. Na ten moment zawiadomieni strażacy dysponowali już tylko jednym wozem gaśniczym, w dodatku tym w gorszym stanie, bo główna jednostka właśnie polowała woda jakąś ruderę w zupełnie innym miejscu. Dominguez jednak postawił na nogi cały posterunek i wkrótce w drodze do partyjnego budynku były przynajmniej trzy radiowozy. Powiadomiono też lokalny szpital i inne posterunki, ale zwłaszcza Ci drudzy mieli tu kawałek drogi…

Młodszy sierżant wenezuelskiej policji nie był jednak jednym mieszkańcem Barcelony, którego obudzono w środku nocy telefonem. Innym był niejaki Darvinson Rojas, dziennikarz śledczy, jak sam lubił się nazywać. Tajemniczy głos w telefonie poinformował go że jeśli chce jako jedyny dziennikarz w Barcelonie mieć materiał z czegoś naprawdę wstrząsającego, to powinien natychmiast udać się z aparatem do siedziby Partii Pracujących Wenezueli. Normalnie zjechał by takiego dzwoniącego do kilku pokoleń wstecz i poszedł dalej spać, ale jego uwagę zwrócił rozlegające się gdzieś z tamtego kierunku syreny i to ciężkie do nazwania „coś”, co dziennikarze śledczy nazywali instynktem. A przynajmniej on tak sobie to tłumaczył. Westchnął ciężko spoglądając na śpiącą obok nagą prostytutkę, ubrał się, pociągnął solidny łyk z butelki podłej whisky na przebudzenie i zszedł na dół do samochodu.

Na miejscu zdarzania pierwszy nie mógł być nikt inny, niż młodszy sierżant Dominguez. Kiedy z piskiem opon zahamował przed budynkiem, górne piętro całe już płonęło. Na dole też coś się dymiło, ale wyglądało na to, że da się jeszcze wejść do budynku. O młodszym sierżancie można było powiedzieć dużo rzeczy - np. że był pijakiem, hazardzistą, bił żonę i traciła pensje na hazard i dziwki - ale na pewno nie to, ze brakowało mu odwagi. Od razu ruszył do głównego wejścia, które na szczęście było otwarte. Inni przybyli na miejsce zaraz po nim policjancie, poszli mu w sukurs najwyraźniej zainspirowanie, pokazem odwagi młodego oficera. Mimo, że płomienie pełzały już po ścianach budynku, jeszcze przed wejściem Dominguez dostrzegł, że w jednym z pomieszczeń pali się zwykłe światło i tam też skierował swoje kroki.

Po wpadnięciu do środka potrzebował dobrych kilka chwil, aby ogarnąć rozumem, to co tam zastał. Płoni tu jeszcze nie było, dlatego widok na pomieszczenie miał doskonały. Choć wolały, aby jednak choć trochę tu zadymiło, choć trochę zasłaniając widok, który miał przed sobą. Obraz wuja, wyraźnie zamroczonego alkoholem i walającymi się wszędzie narkotykami, w skórzanej uprzęży, z czerwoną kulką w ustach, wetkniętym w tyłek końskim ogonem i wenezuelska flagą zwisająca z ramion niczym peleryna super bohatera, miał na długo wyryć się w jego pamięci.

Policjanci, na czele z odważnym, choć już odczuwającym pierwsze skutki traumy poznawczej młodszym sierżantem wzięli się jednak do roboty i poczęli wyprowadzać z budynku pechowych imprezowiczów. Trzeba było przyznać, że każdy z nich nie ustępował w fantazji i choreografii wujowi Domingueza. Nikt nie zwracał uwagi na przybyłego nie wiadomo skąd pismaka lokalnej gazety i jego wciąż pstrykający zdjęcia aparat. Przybyli na miejsce ratownicy zaczęli cucić wyciągniętych z budynku ludzi, strażacy krzyczeli coś o odcięciu gazu do budynku, przy okazji przeklinać uszkodzony hydrant, do którego ni jak nie dało się przykręcić strażackiego węża a budynek palnął się w najlepsze. W całym tym zamieszaniu w eter poszedł kolejny komunikat.

- Mają wszystkich. Odpalamy. -

Wzmianka o gazie najwyraźniej pojawiał się w nie odpowiedniej chwili, bo nagle jakby z podziemi budynku rozległą się eksplozja. Efektowna, choć nie jakaś wielka. Jednak dla nadwątlonej już pożarem konstrukcji, to był druzgocący cios. Środkowa część budynku, ta tuż nad piwnicą zawaliła się a z dziurawego już dachu w nocne niebo poszedł słup płomieni. Darvinson Rojas miał dużo szczęści bo utrwalił te niezwykła chwilę na ostatnim zdjęciu jakie zostało mu do wykorzystania w aparacie, co tyko miało go później utwierdzić w przekonaniu, że faktycznie ma to coś. Sprawę ułatwiał mu fakt, że już w poniedziałek otrzymał tajemniczą kopertę ze zdjęciami tego, co działo w budynku, tuż przed pożarem. Jego redaktor początkowo nie wszystkie zgodził się opublikować. Dopiero interwencja ratusza zażegnała ten atak na wolność słowa i prasy i na jedno wydanie lokalny dziennik zawstydził swoim materiałem zdjęciowym nawet lokalne porno wydawnictwa. Podobne były nawet pytanie o rozkładówkę…

Póki co jednak w okolicy nikt już nie spał. Pod budynek podjeżdżały kolejne wozy strażackie, polewając go wodą i pianą. Ratownicy próbowali ocucić wyciągniętych z budynku polityków, zęby dowiedzieć się, czy w budynku był ktoś jeszcze, ale Ci tylko bredzili coś od rzeczy. Okoliczni mieszkańcy zebrali się na ulicy i w oknach, aby obserwować widowisko, od którego odgrażał ich coraz większa liczba policjantów sprowadzanych z różnych części miasta. Nikt nie zwracał uwagi, na zmierzające w całkiem inną stronę miasta, niepozorne samochody.

Tymczasem, kiedy akacja ratunkowa trwała w najlepsze i nawet z daleka dało się zobaczyć łunę na pechowym budynkiem Partii Pracujących Wenezueli, który jak miało się wkrótce okazać podpali sami działacze, w czasie zakrapianej alkohole i narkotykami perwersyjnej imprezy, kilka aut zatrzymało się w niewielkim oddaleniu od innego budynku, w innej części miasta. Ten też nie miał szczęścia. Praktycznie w jednej chwili zostały mu odcięte teflony i zasilanie, w tym to od nielicznych latarni ulicznych w okolicy. Na nic by się ono i tak nie zdało, bo pobliskie kamery monitoringu zostały zniszczone praktycznie w tym samym momencie, w którym do budynku wdarło się dziesięcioro zamaskowanych postaci w noktowizorach. Przebywająca na miejscu ochrona, został kompletnie zaskoczona i szybo obezwładniona. Napastnicy dziali wyraźnie zgodnie z góry ustalonym planem. Byli szybcy, pewni siebie, agresywni, ale o dziwo nie brutalni i poza zwianiem, zakneblowaniem i zasłonięciem oczu delikwentów, nie zrobili im większej krzywdy. Zgromadzone na miejscu uzbrojenie i amunicja zostały szybko zapakowane w obszerne torby. Brano wszystko, było tylko jak najszybciej „wyczyścić” magazyn i zniknąć. Co zresztą zaraz się stało. Pechowi strażnicy musieli czekać na ratunek do następnego dnia, kiedy przyszła następna zmiana ich zluzować, ale ich przeżycia były niczym wobec traumy starszego sierżanta Domingueza…


*****


- I tak to właśnie ma wyglądać. Dokładnie tak. Każdy ma znać swoje miejsce, zadanie i czas. Czas jest najważniejszy. każdy ma mieć zegarek. Zaczynamy tutaj o dwudziestej pierwszej od synchronizacji owych zegarków właśnie. Pytania? -

Jako że plan był już tworzony, omawiany i nawet przećwiczony od kilku dni, większych pytań nie było. Buck tym razem był z tego zadowolony.
- W porządku. Zostaje aktualna obstawa naszego przybytku, reszta jest wolna. -

Najemnicy w mniejszych i większych grupkach zaczęli opuszczać magazyn i udawać do swoich zajęć. Misja miała rozpocząć się w sobotę. Musieli być wypoczęci, trzeba było jeszcze dograć ostatnie szczegóły, jak dogadanie z technikiem wywołującym zdjęcia, co do wykorzystania za opłatą jego ciemni. Carabinier powiedział mu, że jest prywatnym detektywem i nie może nikomu pokazać zdjęć które będzie miał do wywołania. Usługa nietypowa, ale za parę zielonych więcej... W końcu może być na miejscu, przypilnować sprzętu, byle by nie właził w trakcie do środka.

Wkrótce w pomieszczania zostali tylko Buck i Mi, która przez cały ten czas nie ruszyła się ze swojego miejsca na krześle. Kazinski zamknął bramę magazynu za ostatnim wychodzącym i wrócił na swoje miejsce, opierając się o biurko. Teraz już przyglądał się jej bez skrępowania. Mi przez chwilę również badawczo mu się przyglądał, po czym wstała, sięgnęła za plecy i pociągnęła za sznurek na wiązaniu stanika.

- No najwyższy czas. -


Jakiś czas później


- Powinniśmy byli to zrobić zaraz jak się poznaliśmy.
- Jak się poznaliśmy próbował mnie zabić.
- Owszem i to była najlepsza z możliwych gra wstępna.
- Tak, cóż… Tylko czy te wszystkie… rzeczy, były naprawdę konieczne?
- Przed akcją należy sprawdzić sprawność sprzętu, nie uważasz?
- No niby tak, ale teraz chyba potrzebuj się opatrzyć!
- Nie marudź. Mamy jeszcze kilka godzin, więc jak chcesz to teraz możemy się zamienić…
 
malahaj jest offline  
Stary 06-11-2022, 02:56   #62
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 28 - 1998.02.19 cz, popołudnie

Czas: 1998.02.19 cz, popołudnie; g 18:45
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; stary magazyn
Warunki: jasno, ciepło, łomot deszczu i grzmoty burzy; na zewnątrz: jasno, burza, łag.wiatr, gorąco (-1)


Wszyscy





https://cdn.shopify.com/s/files/1/13...g?v=1489615668

- Nie wiem czy te noktowizory to dobry pomysł. Będzie sobotnia noc. Środek weekendu. Środek ferii. Środek miasta nie objętego wojną. Gdzie co chwila jest jakaś latarnia. Każdy typek w noktowizorze będzie się rzucał w oczy jak jasna cholera. - Burton nie miał przekonania co do zasadności użycia gogli noktowizyjnych jakie właśnie trzymał w ręku. Oczywiście rozumiał przewagę jaką dają w nocnych akcjach no ale mocno odbiegały od cywilnego i ulicznego standardu. Co przykuwało by uwagę każdego przechodnia czy kogoś kto choćby przypadkiem wyjrzał z okna. A nie mówiąc już o całej grupie w noktowizorach. Zwykle używały ich wojskowe oddziały specjalne podczas swoich akcji jakie wykonywały na rzecz standardowych jednostek wojskowe. Więc od czasów ostatniej Wojny w Zatoce wszyscy się już do tego faktu zdążyli przyzwyczaić. I coraz więcej takiego sprzętu było w różnych jednostkach wojskowych, powoli przestawał być to sprzęt tylko dla specjalsów a stawał się powszechnym wyposażeniem. Jednak poza armiami i to tymi topowymi, to nadal był dość rzadki sprzęt. I tego obawiał się były brytyjski komandos SBS, że widok ludzi w noktowizorach może przykuwać niepotrzebną uwagę każdego na kogo się natknął. A w weekendową noc, w środku miasta gdzie młodzież i studenci mieli ferie to nie można było tego wykluczyć, że w środku nocy też mogą się na kogoś natknąć.

- Widzę Buck, że przenosisz imprezę z wyspy tutaj. - Legionista siedział rozwalony na zdezelowanym krześle i z nogami opartymi o postawione na odwrót wiadro. Zdążył parę dni temu przylecieć z Ikebaną śmigłowcem jakim Amanda zabrała ich z powrotem na Margaritę. A po weekendzie dołączył do reszty towarzystwa już tutaj. Tym razem promem. I ciekaw był tej grubszej akcji jaka się tutaj kroi. Chyba większość najemników czuła ekscytację na to, że coś się będzie wreszcie dziać. Na razie walka o wyzwolenie Margarity ograniczała się głównie do akcji rozpoznawczych i kombinowania z zaopatrzenia. W końcu ani najemnicy ani ich sojusznicy od Cantano nie mieli własnych fabryk sprzętu wojskowego ani magazynów z takim sprzętem. Wszystko trzeba było organizować przez kombinowanie, szukanie, pokątne kupowanie i ogólne “organizowanie”. Akurat z dwudziestki najemników przysłanych na początku roku na Grenadę to właśnie Lando i Monique zdawali się mieć największy potencjał do wyszukiwania takich szemranych kontaktów. On przy kartach jeszcze na Grenadzie nawiązał kontakt z karciarzami jacy okazali się handlować nielegalną bronią a ona już tutaj w Barcelone załatwiła życzliwość gwardzistów co byli gotowi odsprzedać karabin czy dwa. Albo tego handlarza na mieście co miał nieco klamek na zbyciu.

- Z tymi generałami i rewolucjonistami to pewnie sobie poradzimy. Jak tylko znadją się na ulicy i nie zagadają się z życzliwym gliniarzem co ich odprowadzi pod sam próg to będzie dobrze. Dwóch na jednego, trzeci w samochodzie, damy radę. Nawet jakby którys chodził na jakieś pedalskie aikido czy inny syf. Jakby była taka burza jak teraz to by dla nas lepiej było. Mało kto lubi moknąć jak nie musi. - Holender raczej nie sądził aby zaskoczeni politycy okazali się takimi gladiatorami aby dać radę dwóm najemnikom na raz. Jednak chodziło o porwanie w dzień, na środku ulicy. A więc była spora pula trudnych do przewidzenia zmiennych. Łatwo było sobie wyobrazić, że coś nie idzie zgodnie z planem i na przykład wywołuje jakieś larum. Jak choćby przypadkowy radiowóz w okolicy albo telefon na policję o porwaniu w biały dzień. A właśnie jakoś z ulicy trzeba było ich porwać bo w soboty nie pracowali więc siedzieli w domach. Ale jak pokazał ostatni weekend nie cały czas. A to odiwedzali się z kimś albo ktos ich, więc w kolejny weekend powinna się pojawić okazja gdy opuszczął swoje domy. Ale mało prawdopodobne, że w jednym momencie jednocześnie. To dawało kolejny element losowości który trudny był do przewidzenia. Akcja skompletowania całej czwórki mogła zająć godzinę albo dwanaście licząc od pierwszej do ostatniej.

- No i mam nadzieję, że pewnie wiesz, że każdy strażak czy ekspert od ubezpieczeń pozna się, że to biuro to było podpalenie a nie przypadek. - Eurico zwrócił mu uwagę na ten aspekt. To akurat łysy Amerykanin też sobie zdawał sprawę. Trudno to było ominąć. Przypadkowych randomów można było oszukać ale jak się wezmą za to eksperci, do tego jeszcze poślą próbki do laboratoriów to pewnie rozpoznają, że pożar rozpoczął się na środku pomieszczenia, od rozlanego czegoś łatwopalnego.

- To mniej istotne. Liczy się efekt. Ami mówił, że podoba mu się taki plan. Nawet jak nasza czwórka zabaw na ostro będzie wiedziała jak to wyglądało to cała sprawa zostanie rozdmuchana. Zostaną pośmiewiskiem na całe miasto. A o to mu właśnie chodziło. Tylko jeszcze raz podkreślił, że nie chce żadnych trupów. Nie chce być zamieszany w morderstwo. - koleżanka z Kuby co zdawała się być najlepszym kurierem między politykiem z ratusza a swoimi kolegami też musiała zdawać sobie z tego sprawę. No ale widocznie Ami zaakceptował taki plan o ile nie będzie z tego trupów.

- A co ze spluwami? Bierzemy jakieś? - zapytał milczący zazwyczaj Storm. Pytanie miało swoje uzasadnienie. Z jednej strony wycelowana w twarz lufę potrafiła zdziałać cuda w kwestii nakłaniania ludzi aby coś zrobili lub nie. Dawała też poczucie pewnego bezpieczeństwa, że w razie czego to jest gdzieś pod ręką i można jej użyć. Z drugiej oficjalnie byli tu jako turyści i prawda do noszenia broni nie mieli. Browningi jakie na razie leżały znów w drewnianych skrzyniach były zbyt nieporęczne aby je brać “na miasto”. Z Margairty nikt nie ryzykował przywiezienia swoich zabawek. No można było kupić jakies klamki od gwardzistów Tweety czy tego handlarza co znalazła dzięki nim. Miał faktycznie całkiem spory wybór chociaż raczej leciwych konstrukcji z pierwszej połowy XX wieku. I miszmasz marek i modeli. No ale miał. Tylko widok spluwy, jakiekolwiek przeszukanie przez policję mógł ściągnąć na nich kłopoty. Przez ten drugi tydzień co tu już byli jakoś nie widzieli po klubach i ulicach cywili z bronią. A z tego co Jumper dowiedział się od Franka to tutejsze gangi zwykle posługiwały się nożami, bejzbolami, kastetami i maczetami. Klamka to już nie była taka powszechność i to te “prawdziwe gangi”, zwykle związane z mafią miały takie klamki. A taka pstrokacizna typów ludzkich jaką stanowili najemnicy raczej trudno sie wpisywała w wizerunek tutejszych gangów. Nie mieli ich dziar, chust, koszulek, barw i naszywek dzięki jakim się rozpoznawali.




https://cdn3.volusion.com/gaugs.jbtw...che=1633330913

- A ja gadałam z tymi moimi lowelasami. Mówią, że 10 sztuk Carbine mogą załatwić. Mam ich wstępnie dogadanych na jutro. Jeden z nich właduje je do swojego bagażnika i wywiezie z koszar. Podał mi adres gdzie możemy się wymienić. Liczą sobie chłopcy po 1400 $ za sztukę. Dajcie mi wóz i ze dwóch silnorękich do przepakowania tego żelastwa no i kasę to jutro możemy mieć te spluwy tutaj. - ciemnowłosa Szwajcarka streściła jak to ostatnio dogadała się ze swoimi znajomymi z Gwardii Narodowej w sprawie amerykańskich karabinków z czasów II Wojny. Lekka i poręczna konstrukcja była popularna i wtedy i nadal była całkiem popularna na rynku cywilnym, myśliwskim, formacjach paramilitarnych więc do szkolenia partyzantów była w sam raz. Na koniec Monique wskazała ogólnym gestem na ten stary magazyn w jakim ostatnio urzędowali właściwie codziennie.

- A z tym magazynem na strzelnicy to jak chcesz to zrobić? Kto ma się tym zająć? W sensie, że może być trudno przejechać przez miasto zaalarmowane pożarem budynku partii i pewnie jeszcze policją tak aby zdążyć na tą akcję w strzelnicy. - blondwłosa Schiffer chciała jeszcze wiedzieć jak Buck planuje przerzucić czy wydzielić jeszcze kolejny zespół na akcję w strzelnicy. Raczej od początku trzeba by wydzielić zespół do akcji w siedzibie partii i do strzelnicy jeśli miały być rozegrane mniej więcej w jednym czasie.

Rozpoznanie strzelnicy przyniosło pewne rezultaty. To nie była Ameryka czy Europa Zachodnia więc na ulicach kamer nie było. Były jednak w narożnikach strzelnicy i przed główną i drugą bramą. Ta wyglądała całkiem solidnie a na noc była zamykana. Do tego drzwi z domofonem. Zdaniem Tweety kamery były podłączone do jakiegoś pokoju strażników w środku magazynu. Oczywiście można było je czymś zachlapać czy nawet uszkodzić rzucanymi kamieniami. Ale o ile tam w środku ktoś nie spał w najlepsze to by to raczej go zaalarmowało. Samo ogrodzenie dla kogoś wysportowanego albo z nożycami do drutu powinien sobie poradzić. Szwajcarka znalazła ze dwa czy trzy miejsca gdzie była szansa aby się przemknąć do środka. Ale każda kolejna osoba to rosła szansa, że kamery wyłapią coś co zaniepokoi strażników.

Za ogrodzeniem większość przestrzeni była pusta. Bo stanowiła właściwą strzelnicę. Były tam zawieszone gongi strzeleckie, tarcze, różne sylwetki i tak dalej. Większe budynek podobny gabarytami do sali gimnastycznej stanowiła kryta strzelnica. Tam strzelano głównie z broni krótkiej i gładkolufowej na odległości do 20 metrów. Patrząc od strony bramy głównej to tam była za mniejszym budynkiem w jakim mieściło się biuro i zapewne kanciapa strażników. Przed wejściem też były wycelowane w gości kamery. Nie było z zewnątrz widać czy przy tylnym wejściu do budynku biura jest kamera. Jeśli tak no to jeszcze była szansa, że uda się wdrapać na dach i może stamtąd dostać do środka. Bo na dachu z spoza ogrodzenia nie dało się dostrzec aby były tam kamery. Podobnie z latarniami. Strzelnica już była na pograniczu miasta i trochę przypominała farmę. Latarnii ulicznych co prawda nie było tam zbyt wiele na drodze dojazdowej ale były wbudowane w ogrodzenie. Być może dało je się wyłączyć ze środka. Z zewnątrz trzeba by każdą pojedynczo zestrzeliwać bo już nie było co liczyć, że uda się tam dorzucić kamieniem. Co jednak powinno zaalarmować obsługę podobnie jak niszczenie kamer.

- No i jak już ktoś od nas będzie w środku i zneutralizuje strażników to trzeba otworzyć bramę i wjechać samochodem aby zabrał te ich graty. I nie wiadomo gdzie dokładnie trzymają te graty. Nikt z nas nie był tam w środku, nie wiadomo co tam jest. Jak na kamerze zobaczą kogoś obcego kto się tam pęta przy ogrodzeniu czy podwórku to może pomyślą, że złodziej. Ale jak zobaczą kogoś z goglami nokto… No to… - Szwajcarska włamywaczka na razie po ogólnikach streściła jak widzi sprawę włamu na policyjną hacjendę. Raczej na wyłączenie świateł i kamer z zewnątrz nie liczyła. Powinno się udać odciąć telefon bo te biegły na słupach. Wystarczyło zerwać przewody. Te biegły wzdłuż drogi jaka prowadziła na strzelnicę to były dość łatwe do zidentyfikowania. Nie było też wiadomo ilu jest strażników w środku. Z obserwacji szacowano, że czterech przynajmniej, może sześciu. Tylko póki siedzieli w swojej twierdzy to wydawali się całkiem nieźle zabunkrowani. Zwłaszcza przy wsparciu mocnych drzwi wejściowych, brami, ogrodzenia latarni i kamer na dość odkrytym terenie chociaż poza strzelnicami był porośnięty dość wysoką trawą. Co prawda stojącego widać było od razu i z daleka ale leżącą osobę czy kucającą już niekoniecznie. Chociaż leżąca to pewnie widziałaby tylko trawę jaka ją otacza. Sami zaobserwowani strażnicy też raczej sprawiali wrażenie nocnych dozorców niż zawodowych komandosów. No ale nie byli tak łatwo dostępni.

Włoski detektyw wywołał w poniedziałek te zdjęcia i mógł je pokazać kolegom. Ale było na nich to o czym mówił przed ostatnim weekendem. Dość zastanawiająca zażyłość między fryzjerem a jego elegancką klientką no ale nie był to bezpośredni dowód zdrady. W końcu czy objąć się przyjaciółka z przyjacielem nie może albo dać mu się cmoknąć w policzek? No można. W nowym tygodniu seniorina Toro jakoś nie miała spotkań z fryzjerem. Zdaniem Carabinieri nawet jakby miała to jakby ich nie poniosła namiętność, że zaczęliby “to” robić praktycznie w progu albo na oknie to raczej robiąc fotki z zewnątrz raczej trudno było liczyć na przełom w tej sprawie.

- Trzeba się tam dostać i umieścić kamery w środku. Bo fotografa trudno umieścić w sypialni czy tam biurze tak aby domownicy się nie zorientowali. A Ananquel nic nie ma przeciwko prowokacji. Jej chodzi aby skompromitować senior Toro. Czy ofiarą padnie on czy jego żona to już ma dla niej mniejsze znaczenie. Pokazałem jej te zdjęcia z dnia parady. Ucieszyła się i powiedziała, że “to już coś” no ale jednak też mówi, że z tego to się jeszcze oboje dość łatwo wyślizgają. Nawet się nie całują na tych zdjęciach. - Włoch przypomniał co się dowiedział od swojej gorącej księgowej. Ostatnio był zajęty śledztwem państwa Toro, głównie senioriny Toro i jej fryzjera no ale bez przełomu. On sam na czuja to uważał, że prawie na pewno mają romans. Jednak z poziomu ulicy czy sąsiedniego budynku trudno było o jakieś kompromitujące zdjęcia. Był zdania, że trzeba kupić małe pluskwy, kamery ewentualnie dyktafony i jakoś umieścić je w środku. A potem jak z łowieniem ryb - czekać aż się coś złapie.

- Ja myślę, że ci Ruscy co z nimi wczoraj wódkę piłem to jakiś specnaz. W każdym razie Jakieś wojaki. Jeden to nawet służył kiedyś w Ukrainie. Piliśmy za przyjaźń rosyjsko - ukraińską. Widziałem ich tatuaże i gadkę. Tylko nie wiem po co tu są. Mówili, że pracują jako ochroniarze jakiegoś ważniaka. - Oleg jakby się ocknął bo w końcu jak się szykowała większa akcja to dał sobie wolne i przyjął w końcu zaproszenie od słowiańskich braci. I sądząc po tym o której i w jakim stanie wrócił rano a właściwie przed południem to pewnie celebrowali to w tradycyjny słowiański sposób. Nawet jak to odespał, wstał i przyjechał z innymi tutaj to dalej wydawał się milczący i nieco “wczorajszy”.

- A właśnie, dobrze, że mi przypomniałeś. Bo mnie zagadaliście z tą partią i strzelnicą. - Lando klepnął się w czoło jakby właśnie słowa ukraińskiego kolegi coś mu przypomniały. - Gadałem na ranczo z Carlosem. Pogłówkowali trochę z Miguelem i mówią, że w Nikaragui jest ostatnio niespokojnie. Może coś by tam udało się załatwić z tą bronią czy czymś takim. - wspomniał o tym rajdzie o jakim swego czasu Buck rozpytywał cantanowców. Bo najemnicy AIM nie byli ekspertami od lokalnego, karaibskiego folkloru. Lokalni na pewno orientowali się lepiej. Chociaż i oni potrzebowali czasu aby podać jakiś obiecujący rejon poza Wenezuelą jaki dawał nadzieję być w zasięgu działań chociaż z kutra czy czegoś podobnego. Jednak “lokalnie” to oznaczało i tak dwa, dwa i pół tysiąca kilometrów od Margarity. Na razie i tak to wydawało się czymś czym nie będą się zajmować od ręki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-11-2022, 22:52   #63
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Okrąg białego dym uniósł się w nocne niebo Barcelony. Gdyby ktoś je teraz oberwał, to miałby nieodparte wrażenie, ze za chwile przez sam jego srokę, powinien „przepłynąć” żaglowiec utkany z takiego samego dymu. Tyle, że łysy amerykanizm, który jako jedyny na niego patrzył nie wiedział jeszcze tego filmu. Poza tym wolał westerny…

Buck siedział w wynajętym aucie, żując cygaro, bębniąc palcami o kierownice i od czasu do czasu puszczając przez okno taki właśnie okrąg dymu. Zaparkował w ciemnym zaułku, w niewielkiej odległości do domu „Batisty” jak sam nazwał cel. Na podstawie wcześniejszej obserwacji to było miejsca, w którym z największym prawdopodobieństwem można było przeprowadzić porwanie polityka. Wszystko było już ustalone, poszczególni ludzi wiedzieli co mieli robić a plan był omówiony dziesiątki razy. Mimo to Kazinski wciąż wracał w myślach do ostatniej odprawy…

*****


- A czy ja każe Ci w nich biegać cały czas? - odpowiedział Burtonowi - Zakładamy je tuż przed wkroczeniem o budynku i zdejmujemy jak wyjdziemy i będzie po wszystkim. A i to z założeniem, że odłącznie prądu pójdzie jak trzeba.

- A właśnie, jak z tym stoimy.

- Powinno być w porządku. Znaliśmy skrzyneczkę, którą trzeba się zając. Zorganizowałem już odpowiedni sprzęt. Przecinamy kabel i z głowy. Miejsce jest widoczne z budynku, więc musimy być szybcy a najlepiej jeszcze zorganizować jakąś dywersje.

- Jak to zrobimy?

- Zwyczajnie. Zadzwonimy do drzwi.

- Zadzwonimy do drzwi. No, tak, dlaczego sam na to nie wpadłem.

- Też się zastanawiam. Jedno auto podjedzie do głównej bramy i zwyczajnie zadzwoni domofonem. W samochodzie będzie Eurico, Kay i Frog. Kay przestawi się jako agent Domingez z DISIP.

- DISIP?

- Dirección Nacional de los Servicios de Inteligencia y Prevención. Tutejsza bezpieka. To powinno zrobić na nich wrażenie. Powie, że przyjechali po jedną z rzeczy z ich magazynu i muszą ją pilnie zawieść do kwatery głównej. Kay, sprawdź przed akcją, jaki jest ich adres w Caracas, musisz być wiarygodny.

- I oni to niby kupią?

- Bez znaczenia. Potrzebna nam tylko chwila odwrócenia uwagi. Jak już mówiłem, Ikebana odetnie łączność w chwili gdy będziecie rozmawiać i nie będą mieli możliwości nigdzie tego zweryfikować.

- Mają tam jeszcze jakeś radio. Na dachu widać anteny.

- Tak, tym też się zajmiemy. Schemat wygląda tak: pierwsze auto pojeżdżą pod bramę i zaczynają gadać. W tym momencie Ikebana odcina telefon a z drugiej strony podjeżdża drugie auto. W nim są Newman i Legionista. Oni docinają prąd. Jak zrobi się ciemno rusza grupa uderzeniowa. JoJo, DD, VooDoo, Ja i Tweety do tylnych drzwi. Tweety otwiera, my wchodzimy do budynku. Alpen wchodzi na dach i unieszkodliwia anteny. Storm, Mi, Sara i Frog obstawiają główną bramę do budynku. Mogą tamtędy chcieć wyjść, wtedy są wasi. Wchodzicie, jak będzie się dało. Może się okazać, że nawet nie zamknęli się w środku. Nie mamy planów budynku, ale to nie jest jakiś wielki biurowiec. Musimy jak najszybciej zlokalizować, w którym są radiostacja i je opanować.

- Załoga pierwszego auta po tym jak zgaśnie światło, musi uporać się z bramą wjazdową i podjechać po główną bramę do budynku. Newman i Legionista po odcięciu prądu zostają w aucie jako pierwszy odwód. Wy w razie czego dysponujecie reflektorami z samochodu, więc możecie oświetlić jakiś kawałek terenu z zewnątrz jeśli będzie tak potrzeba, lub udać się w pościg jeśli któryś z załogi wymknie się nam z budynku. Schiffer i Carabinier będą stanowili taki sam odwód po drugiej stornie budynku w trzecim aucie.

- Mamy dziesięć noktowizorów. Wezmą je obydwie grupy szturmowe i Alpen. Ostatni zostaje dla Eurico w pierwszym aucie. Jak zgaśnie światło i będzie trzeba otworzyć bramę wjazdową, może się przydać. Zakładacie je dopiero jak zgaśnie światło. Jak pierwsze auto podjedzie do bramy, wszyscy będą już na pozycjach i samo dotarcie do budynku zajmie im kilka sekund. Oprócz tego wszyscy bierzemy latarki. Jak ktoś jeszcze nie ma, to jest jeszcze czas się zapatrzyć.

- Co z pozostałym sprzętem?

- Mamy krótkofalówki, meldujecie na bieżąco. Do aut pakujcie nożyce, łomy, liny do wyciągarki i wszystko co może być potrzebne do otwierania bram i drzwi. Zmajstrowaliśmy też kilka wybuchowych zabawek, ale to ostateczność, jeśli w środku trzeba będzie np. wysadzić jakiś sejf. Choć wolał bym go otworzyć kluczem, który dostaniemy do załogi. Co do broni, to używamy tego co kupiliśmy. Obydwie grupy uderzeniowe i Alpen biorą broń krótką. W budynku będzie bardziej poręczna. Obydwa odwody mogą zabrać karabiny, to samo Eurico i Leginista. Musimy działać z tym co mamy. To jest w końcu strzelnica, więc mają tam prawo padać jakieś strzały, ale dążymy do tego, aby nie podały. Ludzie którzy pilnują tej kanciapy to nie komandosi, ani nawet nie żołnierze. Musimy ich zaskoczyć i pod groźbą broni zmusić do poddania. Jak będziemy mieli jednego czy dwóch i będzie taka potrzeba, użyjemy ich do zmuszenia się do poddania się reszty. Trzeba im jasno zakomunikować, że nas oni nie obchodzą i nie chcemy ich zabić, ale zrobimy to jeśli będzie trzeba. Chce uniknąć ofiar, bo mimo wszystko to są Policjanci. Ich przełożeni inaczej potraktują sprawę jak padną trupy.

- Może nie dać się tego uniknąć Buck.

- Może. To jest jasne, że jak będzie trzeba wybierać my albo oni, to wybór jest jeden. Ale jeśli będzie taka możliwość bierzemy żywcem, obezwładnimy lub ranimy. Wszyscy zabieramy obrączki, po kilka sztuk, żeby schwytanych sprawnie do czegoś przywiązać. Bierzemy też kominiarki - tak, tak jak noktowizory, zakłady tuż przed akcją - ale do tego zabierzcie sobie torby, żeby założyć im w razie czego na głowę. Poza tym, jak dorwiemy ich żywych szczególnie dowódcę, to dowiemy się od niego gdzie jest broń, jak się do niej dostać i co jeszcze mają tam ciekawego.

- A czego się jeszcze spodziewasz?

- Choćby sprzęt radiowy może nam się przydać, więc go zabieramy. Krótkofalówki, kamizelki, jakiś inny sprzęt taktyczny. Bierzemy wszytko co nam się przyda. No i im też rzec jasna zabieramy klamki. Jak będzie jasne, że budynek jest opanowany, wszyscy do załadunku, tak, aby jak najszybciej się stamtąd zwinąć. Ikebana, Ty masz oddzielne zadanie. Jak opanujemy budynek, musisz zlokalizować i zniszczyć zapis z kamer. Carabinier i Schiffer w razie czego pomożecie się nam z nimi dogadać, jakby miało dość do jakiś negocjacji i przesłuchań. Sara, Ty stanowisz nasze zabezpieczanie medyczne. Weź wszystko co Ci będzie potrzebne. Pamiętaj, że w razie czego masz opatrzyć również tamtych. To jeszcze nie wojna. Chcemy żeby to wyglądało na napad rabunkowy a nie działania partyzantki przecież wrogim siłom. Alpen, Ty po zniszczeniu anten zostajesz na dachu i obserwujesz terem. Jak sytuacja będzie oponowana, dołączy do Ciebie Mi. Meldujecie, jeśli ktoś zbliży się do budynku, lub będzie nim w jakiś inny sposób interesował.

- Ewakuacja?

- Drogi dojazdu i ewakuacji mamy omówione. Trzymamy się nich. Wracamy do magazynu, ładujemy na auta pozostały sprzęt i większość wyjeżdża. Newman, Legionista, VooDoo, Arab, Cossac i Wój Sam, wy, pod dwóch, bierzecie nasze auta i od razu wjeżdżacie z Barcelony. Zadekujcie w miejscowości najbliższej do tej przeprawy promowej, na której Ami ma nam nadać kontrolerów. Zobaczymy ile tego wszystkiego będzie. Jeśli będzie tak potrzeba zorganizujecie inny samochód, jakiś odpowiednio duży dostawczak i tam załadujcie sprzęt, ukrywając go pod jakimś złomem, coby nikomu chciało się zbyt głęboko szukać. Jeśli będzie tak możliwość i czas, to jeden z wam może udać się bezpiecznym autem na wyspę i stamtąd w porozumieniu z naszymi ludźmi sprawdzić większe auto. Ważne żaby nasze samochody były gdzieś ukryte. Mają nie rzucać się w oczy i macie nie odstępować ich na krok. Najlepiej w jakimś magazynie podobnym do tego. Możecie wyjąc, kto wie, czy jeszcze nie będzie nam potrzebny, jeśli dostawy z tego miejsca miałby się utrzymać, albo trzeba będzie korzystać z tych „leniwych” celników.

- Spodziewam się, że po tej nocy w Barcelonie może zrobić się ciut gorąco, dlatego zostaje tu tylko ja, Mi, Erico, Lyra, Tweety i Carabinier. Poza nami i wymienioną wcześniej szóstką, pozostali pakują się do tych wynajętych aut i najpierw jadą je oddać a potem wracacie standardowymi kanałami na Margaritę i czekacie na dalsze rozkazy. Chce rozpocząć szkolnie na strzelnicy Duranda tej dziesięcioosiowej pierwszej grupy. Do tego zaczynamy przygotowania do szkolnie na zdobytym sprzęcie. Arab, Ty, Cossac, Bronson i Dworcow zacznijcie przygotowania. Jak dojedzie sprzęt, chcę mieć przyjemniej wyznaczone bezpieczną miejscówkę do jego przechowywania. Nich Cantano i jego ludzie też wyznaczą pierwszych ochotników i terminy. Po całej akcji będziemy wiedzieli ile i jaką mamy broń. Chce ją wykorzystać na maksimum. Nie wiem ile jeszcze tu zostanę, więc zdaj raport Cantano z wszystkiego co wydarzyło się w Barcelonie do twojego wyjazdu. Przekaz, że zobaczę co się tu będzie działo po akcji, zdecyduje na ile jeszcze jest sens tu zostawać i przekaż, że kierunek Nikaraguański jest tym, co mnie bardzo interesuje.

- Tutaj staramy się jeszcze działać delikatnie, tak, aby za wcześnie nie wzbudzić czujności Wenezuelczyków z kontynentu, ale jeśli faktycznie będzie możliwość zamienić teren, skończy się robota w białych rękawiczkach. Myślę, że dzisiejszą akcje możemy potraktować jako dobry wstęp do czegoś powyższego. Do tego to pierwsze nasze takie dziania już po dołączeniu do Cantano i jego ludzi. Musimy pokazać, że znamy się na rzeczy i…


*****



- Batista w drodze. -

Z rozmyślań wyrwał go komunikat w krótkofalówce. Przeładował pistolet, ukrył go pod ubraniem i wysiadł z samochodu. Jeszcze przed wyruszeniem poszczególnych grup wyznaczonych do przejęcia poszczególnych polityków zdecydował się rozdać im pistolety. Miały posłużyć za źródło perswazji, jeśli miałby być skuteczniejsze niż przemoc. Zaatakowany człowiek czasami zdecyduje walczyć, częściej chce uciec albo wzywać pomocy. Ktoś czujący lufę pistoletu przytkniętą do pleców patrzy już na to nieco inaczej…

- Przyjąłem. -

Na drugim końcu ulicy zobaczył sylwetkę lekko chwiejącego się mężczyzny. Ruszył na pozycje.
 
malahaj jest offline  
Stary 12-11-2022, 19:41   #64
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 29 - 1998.02.22 nd noc

Czas: 1998.02.22 nd, noc; g 00:35
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; policyjna strzelnica
Warunki: ciemno, światło latarek, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr, ciepło



Wszyscy



Dziś rano zaczęła się dla najemników AIM bardzo pracowita sobota. Na akcję Buck ściągnął wszystkich tych jacy zostali przysłani na Margaritę. W ciągu ostatnich paru dni przypłynęli promem z docelowej wyspy aby wesprzeć planowane operacje. Obie miały się odbyć tego samego dnia, w sobotę czyli dzisiaj. Ale były niezależne od siebie, w całkiem innych częściach miasta. Biuro partii jaką zamierzali spalić było położone w centrum miasta a policyjna strzelnica i magazyn broni na jego południowym pograniczu. To zaś oznaczało, że trzeba się podzielić na dwa, niezależne od siebie zespoły. Wedle planu akcją na siedzibę partii miała dowodzić Lyra a akcją na strzelnicę Buck. Wcześniej jednak należało porwać i otumanić czterech, wybranych polityków partii pracującej jakiej przeciwnikiem był Ami Sevilla jaki zlecił im tą akcję za pośrednictwem kubańskiego duetu z jakim nawiązał całkiem przyjacielskie relacje.

Ponieważ nie znali zbyt dokładnie planów i grafików całej czwórki o kodowych pseudonimach dyktatorów z Ameryki Południowej i Łacińskiej to trzeba było po prostu obserwować dom każdego z nich i czekać na okazję do porwania. Znów trzeba było się podzielić na cztery, 3-osobowe grupki z jakich każda wzięła na tapetę jeden, wskazany przez Sevillę adres. Prawicowy polityk z ratusza okazał się tu całkiem pomocnym źródłem informacji i mocno ułatwił namierzenie i śledzenie wybranych przeciwników politycznych.

Pierwszy w oko zaczajonych najemników wpadł Pinochet. Jeszcze dość wczesnym rankiem, ledwo sobota się zaczęła wyszedł z domu, wsiadł do samochodu i pojechał do sklepu. Ale Cossac, Storm i Blanco mieli tu pecha. Bowiem przez całą drogę i w samym sklepie było zbyt wielu świadków aby ryzykować porwanie w biały dzień. I tak aż pod sam powrót do domu. Tam zaś spotkał sąsiada, pogadali sobie wesoło podczas gdy pan domu wyjął zakupy i nim zaniósł je do domu. I w nim zniknął. Trójka łowców musiała więc obejść się smakiem.

Z godzinę później lepiej powiodło się drugiej trójce. Partyjniak oznaczony na tą akcję jako Castro był obserwowany przez Jojo, DD i Newmana. Tutaj dla odmiany cała akcja okazała się pełnym sukcesem. Mężczyzna w średnim wieku szedł mimo rannej pory dość opustoszałą ulicą, obok niego nagle zatrzymał się samochód, wyskoczył mężczyzna z wycelowanym pistoletem, przestraszony cywil podniósł ręcę do góry, potem szybko do samochodu, taśma w ruch i już samochód z dodatkowym pasażerem pojechał w kierunku opustoszałego magazynu. Więc nieco przed 11-tą mieli pierwszego schwytanego ptaszka w magazynie.

Potem jednak nastąpiło długie oczekiwanie gdzie nic się za bardzo nie działo. Późny ranek przeszedł w przedpołudnie, to w południe i wreszcie popołudnie. Wszyscy się zastanawiali czy połów się skończy na tym jednym ptaszku czy ktoś z pozostałej trójki jeszcze do niego dołączy. Te pół dnia spędzone w samochodach albo ich bezpośredniej okolicy nużyło się i dłużyło niemiłosiernie. Legionista drzemał na tylnym siedzeniu, Jumper leniwie co chwilę pstrykał kanał w radio chcąc znaleźć jakiś kanał muzyczny co by nie leciały same latynoskie, tubylcze hiciory rodem z brazylisjkich seriali. Jak pozostali radzili sobie z tym monotonnym czekaniem tego Buck nie wiedział. Ale pewnie wszyscy zazdrościli pierwszej trójce jaka się uwinęła z zadaniem z samego rana i już mieli wolne. Co jakiś czas dzwonili do siebie aby sprawdzić jak idą łowy no ale nic się nie działo. Upływały kolejne godziny a Słońce smaliło karoserię wozu czyniąc ją nieznośnie rozgrzaną. W ogóle ten dzień był całkiem gorący. Chociaż na wieczór zapowiadali burzę.

- Ten jazgot to dobry dla Voo Doo. Ona chyba bardziej z tutejszych klimatów. - sapnął zmęczonym tonem Jumper wskazując palcem na radio. Brazylijka widocznie mu się kojarzyła właśnie z takimi klimatami ale pewnie i słusznie bo w wolnych chwilach z namiętnością stałego widza oglądała rodzime, brazylijskie tasiemce. W takich chwilach mało kto by pewnie dał wiarę, że ta latynoskiej urody młoda kobieta jest operatorem brazylijskiego BOPE.

No ale właśnie wtedy zaczęło się coś dziać. Amerykanin z Miami zbystrzał jak drzwi od domu się otworzyły i wyszedł przez nie Batista. Trzepnął Lando aby go zbudzić. Ten przetarł oczy i zapytał co jest grane. Ale jak zobaczył co to westchnął z ulgą.

- No nareszcie! Człowieniu, ile każesz nam na siebie czekać? To teraz tylko aby się żaden radiowóz nie przychrzanił do niego ani nie łaził cały czas w tłumie. - Holender wyrzucił ramiona pod sufit wypożyczonego wozu. Zupełnie jakby obwiniał nieuświadomionego w tej sprawie polityka o tą całą dniówkę czekania na siebie. Ale potem poszło dość gładko. W ciągu kwadransa zastraszony przeciwnik polityczny Amiego wylądował na tylnej kanapie osobówki pomiędzy Lando a Buckiem. A z pół godziny później wjeżdżali z nim do opustoszałego magazynu. Zaraz potem zadzwoniła Mi, że jadą tam z drugim ptaszkiem. Do 18-tej mieli 3 z zaplanowanych 4 ptaszków. No ale na narobienie bigosu to już było wystarczająco. Można było coś zjeść porządnego niż zapiekanki i kawa z termosu jaką żywili się przez większość dnia no i w ogóle odświeżyć się, odpocząć, nawet przespać i ogólnie przestawić się na wieczorne i nocne akcje.

Wieczorem tak jak zapowiadali w radio, nadciągnęły nad miasto ciemne chmury i wkrótce zaczęła się burza. Deszcz lunął na miejskie dachy, ulice, śmieci i trawniki. Także na samochody, przechodniów czy autobusy. W tym kończącym się dniu kolejne samochody opuszczały niby pusty magazyn i kierowały się na miasto. Tylko szybko się rozdzieliły gdy część skręciła na północ, w kierunku centrum i biura partii a część na południe, ku granicom miasta gdzie była policyjna strzelnica.

- No to powodzenia! - rzuciła im przez otwarte okno samochodu Lyra nim się rozdzielili. Buck z resztą pojechali ku strzelnicy. Większość z nich znała już tą okolicę z ostatnich dni jakie spędzili na rozpoznaniu. Zajechali już tam po zmroku, jak jeszcze burza dudniła nad miastem. Rozdzielili się na mniejsze grupki i czekali w samochodach na sygnał od Lyry jak im poszło z biurem.

Te w sobotę było zamknięte ale w środek weekndowego wieczoru to kręcić się tam mogło sporo ludzi. Burza jednak im nieco w tym pomogła wyludniając ulicę. Chociaż nie całkowicie. Zaczęli akcję z godzinę po tym jak w końcu po burzy zostały tylko ciemne, nocne chmury, było ze 2 godziny do północy. Wtedy włamali się do środka i zaczęli przygotowywać przedstawienie. Trochę to zajęło aby wnieść te wszystkie butle z łatwopalnymi płynami, rozlać je tam i tu. No i oczywiście wnieść trzech ledwo przytomnych celebrytów przebranych jak do występów BDSM w produkcji XXX. Bo po paru godzinach pojenia ich promilami i koksem to już byli w stanie zbyt mocno wskazującym aby mogli sami wejść po schodach czy gdziekolwiek indziej. Wszyscy na chwilę zamarli gdy po sąsiedzku dały się słyszeć syreny straży pożarnej. Jeszcze zanim tutaj cokolwiek podpalono. Ale pewnie pojechali do innego wezwania. Nieco przed północą Lyra zadzwoniła ponownie, że wszystko gotowe i będą odpalać lonty.

- Mam nadzieję, że żadnemu z nich nie odpali się jasio wędrowniczek. - mruknęła pod nosem Kubanka gdy dała znać aby odpalać akcję. Po tym jak zostawili w środku półnagich, całkiem nawalonych panów na parterze w recepcji. Dzięki czemu mogli mieć ich z zewnątrz na oku. No i interweniować w razie potrzeby.

Z parę minut później ze środka biura partii pracujcych biła już wesoła łuna płomieni. Ale na razie nic się nie działo. Musiało minąć jeszcze z parę minut gdy ogień pożarł już rozlane plamy benzyny, firanki i zabierał się już z adywany, stoły i krzesła. Zrobił się rwetes gdy ludzie z sąsiednich budynków zaczęli wychodzić na ulicę i krzyczeć podniesionymi głosami. Wkrótce dały się słyszeć syreny wozów straży pożarnej. Na końcu ulicy pojawiła sie pomalowana na czerwono ciężarówka i zatrzymała się przed wejściem do partii. Przyjechali całkiem szybko bo nie mieli aż tak daleko. Widocznie mieli w pogotowiu jeden wóz. Wysypali się z niego strażacy i zaczęli oglądać sytuację i rozpytywac mieszkańców co się dzieje. Jednocześnie część z nich rozwinęła węże strażackie i podbiegła aby połączyć je do hydrantów.

- Mierda! Esta roto!* - krzyknął wkurzony strażak który odkrył, że nie da się podłączyć węża pod instalację miejskich wodociągów. Ale to zajęło im tylko chwilę, podłączyli się do zbiorników swojej ciężarówki.

- Sigueme! Consigue refuerzos! - krzyknął dowódca wozu do tych paru ludzi z jakimi przyjechał. Pożar już szalał na piętrze całkiem porządnie a eksplozja na zapleczu parteru rozniosła go także tam. Ale front parteru był jeszcze wolny od ognia chociaż biła stamtąd łuna płomieni i gryzł dym.

Dwóch zostało przy wozie, jeden trzymał sikawkę i polewał wodą ze zbiorników piętro przez okna gdzie pękły szyby i tam wlewał strumień zimnej wody. Drugi wrócił do szoferki i przez radio zaczął wzywać posiłki. Zaś dowódca z kolegą wbiegli do środka. Ale dość szybko wyszli z powrotem. I ku zdumieniu widzów wynieśli jakiegoś sporej tuszy mężczyznę. Do tego półnagiego i ubranego w jakieś wdzianko jak z sex shopu. Strażacy nie cyrtolili się tylko położyli go obok swojej ciężarówki.

- Hay más de ellos! Llama una ambulancia! - krzyknął dowódca i znów z kolegą wbiegli do środka aby ratować pozostałych. Na szczęscie byli dość blisko wejścia bo w recepcji więc daleko to nie było. Zaś trzeci ze strażaków co dopiero co wezwał więcej wozów strażackich z innych placówek w mieście miał tylko chwilę na zdumione spojrzenie na leżącego na mokrym asfalcie przebranego w strój BDSM grubasa gdy znów pobiegł do szoferki aby wezwać wsparcie medyczne. Co innego widownia. Tam pokazywano sobie nieprzytomnego przebierańca palcami i dał się słyszeć gwar zdumionych głosów.

Po chwili pierwszy duet strażaków wyniósł drugiego i trzeciego mężczyznę. Każdy z nich był nawalony jak bela i przebrany jak do kręcenia produkcji dla dorosłych. Więc za każdym razem zdumienie widowni rosło. Nawet trafił się jakiś pan z aparatem co gorliwie robił zdjęcia. Nie miał mu kto zabronic bo było ledwo czterech strażaków a wszyscy byli zajęci pożarem. Wkrótce jednak zjechały się wozy policji, straży i ambulanse. Z każdym kolejnym sytuacja stawała się coraz bardziej opanowana. Trzech poszkodwanych zapakowano do ambulansów i zniknęli oni z oczu widowni. Policja odgrodziła teren i zaczeła przepytywac gapiów co tu się właściwie stało. Zaś kolejne załogi wozów strażackich dołączyły do tej pierwszej powoli przejmując kontrolę nad płonącym budynkiem. Mimo pewnych opóźnień spowodowanych pomniejszym pożarem to jednak ogień nie miał aż tyle czasu i swobody aby całkowicie pochłonąć budynek. Ale też trawił już sporą część budynku. Walka wydawała się być dość wyrównana. No i tak przynajmniej to przedstawiła Buckowi Lyra jak zadzwoniła do niego trochę po północy. Ogień pewnie w końcu ugaszą ale pewnie większego zamieszania już z tego pożaru nie będzie. Kto miał tam przyjechać to pewnie już przyjechał. Widziała jakiegoś gostka z aparatem, czy to był ten reporter co go Ami polecał czy nie tego nie wiedziała. Wolała nie podchodzić pod czujny obiektyw kamery. Podobnie nie była pewna czy rozpoznano owych naprutych przebierańców. Na pewno wzbudzili sensację wśród publiczności ale nie wiedziała czy swoją obecnością czy tym, że zostali rozpoznani. A jak zostali zapakowani do kartek to ta część widowiska się skończyła. Został tylko pożar.

- Dobra. To chyba i u nas czas zacząć przedstawienie. - mruknęła Voo Doo trzymając rękę na pulsie. Już drugą czy trzecią godzinę tu czekali w samochodach albo w pobliżu. Kopali grudy mokrej ziemi, opierali się o maski, jarali szlugi, gadali półgłosem. Gdzieś tam z innej części miasta słychać było jakieś nagromadzenie syren, pewnie od tego pożaru w biurze partii pracującej. Ale tutaj, na peryferiach, panował względny spokój. Prawie jak na wsi albo na przedmieściach. To nie było ludne i tłoczne centrum nastawione na rozrywkę i turystów. Budynki były dość niskopienne parterowe albo piętrowe. Zabudowa też momentami przypominała już bardziej farmy niż miasto. Kto jarał to wypluł niedopałek i przygasił butem, splunął, przeżegnał się czy wypluł żutą gumę. Postacie wsiadły do samochodów i zajęły swoje pozycje. Gdy Buck dał znać, zaczęło się.

Pierwszy wóz podjechał całkiem jawnie i spokojnie, od strony bramy frontowej. Wysiadł z niego pasażer w postaci panamskiego najemnika Ricardo i legalnie zadzwonił na domofon przy bramie. Sądząc po zapalonych światłach w budynku biurowym to ktoś tam musiał być nawet w środku weekendowej nocy. Nie czekał długo gdy męski głos zapytał “kto tam”.

Kay nie był najlepszym mówcą z całej ekipy za to hiszpański był jego językiem ojczystym. No i widocznie strażnik też nie należał do zbyt śmiałych, podejrzliwych czy dociekliwych. Bo jak usłyszał kto dzwoni to na chwilę zapadła cisza. I zapytał czego agenci bezpieki tu chcą. Kay zaczął tłumaczyć, że chcą wjechać bo mają do zbadania pewien trop w sprawie jaką badają no i jakby się to skończyło to nie wiadomo. Bo wtedy Ikebana jaka zdążyła dobrać się z pomocą kolegów do transformatora jaki był w pobliżu ogrodzenia wyłączyła go. I momentalnie cała posesja zalała nocna ciemność. Aż jakby nagle wyraźniej dało się słychać świerszcze i inne nocne odgłosy, także echo odległych syren z głębi miasta.

Wtedy sprawy nagle przyspieszyły. Bez energii nic na energię nie powinno działać, ani telefony, ani kamery, ani lampy, ani nic takiego. No chyba, że było na baterię albo tam w środku mieli generator czego do końca nie można było wykluczyć. Dlatego uderzenie musiało być szybkie i precyzyjne zanim obsada podstarzałych gliniarzy i dozorców zdąży się zastanowić co teraz robić.

- Tweety brama! - syknął cicho DD w stronę smukłej, postaci jaka właśnie naciągała kominiarkę na swoją ciemną głowę. Włosy miała spięte aby nie przeszkadzały. Włamywaczka doskoczyła do bramy i wsadziła dłonie przez pręty do środka aby pogmerać w kłódce. Tu jeszcze wszystko obywało się bez elektryki więc bramę otwierało się ręcznie. O ile nie była na niej załozona kłódka. Po paru chwilach gmerania wytrychami, pomimo tej dość niewygodnej pozycji imprezowiczce ze Szwajcarii udało się zrobić krótkie “klick” i skobek kłódki odskoczył. Jeszcze ruch czy dwa i kłódka poleciała precz. Zaś Monique zaczęła przesuwać skobel aby odblokować bramę. Chwilę później ta stanęła przed tylną grupą otworem. Do środka od tyłu było jednak znacznie dalej niż od frontu. Zanim dobiegli do budynków biurowca to ekipa od frontowej bramy już tam była. Co tam się działo to częściowo Buck i reszta słyszeli dzięki krótkofalówkom.

A mianowicie strażnicy na pewno razem z resztą od razu zorientowali się, że zabrakło prądu. W końcu to było trudne do przeoczenia. Gdy jednak zobaczyli, że ci “agenci” forsują mimo to bramę frontową to chyba kapnęli się, że coś jest nie tak. Co prawda nie było znać aby jakoś intrwewniowali ale tu czy tam wewnątrz budynku widać było biegające światła latarek. Zanim Mi, Kay i reszta dopadli do frontowych drzwi to te były zamknięte. A nie mieli w swoich zesole nikogo z talentami Tweety. Jeśli gdzieś próbowali dzwonić czy zgłaszać alarm przez radio to z zewnątrz i tak tego nie było widać. Gdzieś taki stan zastał Buck i jego grupa gdy dotarli do tylnych drzwi. Alpen znalazł drabinę na dach i od razu zaczął po niej wbiegać. Zaś Tweety kucnęła przy zamku i zaczęła przy nim gmerać swoimi wytrychami. Przez okna parteru widać było kraty, potem szyby a potem kawałek korytarza albo jakiegoś pomieszczenia. Przez moment widać było światła latarek załogi posterunku i słychać było jakieś podniesione i przestraszone głosy gdy pewnie zorientowali się, że są otoczeni.

- Tu Policja! Będziemy strzelać! - krzyknął któryś z nich. Chyba był dość mocno przestraszony ale być może i zdeterminowany. Rzeczywiście strzelił. Wewnątrz huknął strzał i kula rozwaliła tylne okno. Zaraz potem Tweety uporała się z drugim zamkiem i otworzyła drzwi. Koledzy minęli ją wpadając do środka i dla strażnika to chyba było zbyt wiele bo zamknął drzwi od korytarza odcinając dostęp do światła latarek. Pomieszczenia widziane w seledynowym świetle noktowizorów i omiatane lufą M 1 Carbine dopiero co wczoraj kupionych okazywały się puste. To były jakieś biura, toalety, aneks kuchenny i całościowo wyglądało to właśnie na jakieś biura i pomieszczenia socjalne. Dotarli do tych drzwi które niedawno zamknął strażnik ale okazały się zamknięte.

- Antena rozwalona. - krótkofalówki wepchnięte w kieszeni czy gdzie kto dał radę, szczęknęły lakonicznym meldunkiem Alpena.

- Mogą mieć jeszcze krótkofalówki. Ale to kilometr, może dwa. Jak nie ktoś w sąsiednich domach nie ma krótkofalówki albo nie napatoczy się jakiś radiowóz to raczej nie powinien nikt ich odebrać. - skomentowała japońska specjalistka od łączności i komputerów.

- Dajesz Tweety. - syknęła cicho Voo Doo ustępując miejsca koleżance. Szwajcarka znów kucnęła przy zamku używając swoich utalentowanych rąk i wytrychów. Szybko się uporała z pokonaniem zamka i odskoczyła od drzwi dając znać reszcie aby przejęli rolę szturmową.

Za zamkniętymi drzwiami był korytarz z drzwiami po obu stronach. A na jego końcu recepcja gdzie już przez frontowe okna widzieli swoich kolegów. Ktoś z grupy Bucka podbiegł do drzwi i je otworzył wpuszczając ich do środka. Na razie obyło się bez żadnych strat poza tym jednym wystrzałem i rozwaloną szybą. Ale nigdzie nie było widać drużyny obrońców.

- Tu są. Zamknęli się. Pokój ochrony. - powiedziała cicho Voo Doo wskazując na zamknięte drzwi. Wyglądały na solidne i wzmacniane. Na nich była tabliczka z napisem “Cuarto de Seguridad” czyli właśnie pokój ochrony. Dała znać włamywaczce a ta znów klęknęła przed drzwiami.

- Hm… Są wzmocnione. Mogę spróbować z zamkami ale to może potrwać. Poza tym jak nie projektował ich kompletny kretyn to w środku powinny być zasuwy. Zasuw stąd nie zdejmę. - oszacowała imprezowiczka ubrana w ciemne spodnie i bluzę a nie krótką mini i szpilki w jakich lubiła paradować.

- To niedobrze. Kamery są wszędzie ale jak gdzieś jest magnetowid jaki nagrywa kasety to pewnie właśnie tam. Bez prądu nie będą działać. Chyba, że mają jakieś zasilanie niezależne. Ale nagrały i nagrają wszystko jak tylko zasilanie wróci. - Ikebana stanęła obok wzomcnionych drzwi i wydała swoją opinie. Wyglądało na to, że za nimi jest sterówka całym systemem bezpieczeństwa. I w niej zamknęli się strażnicy.

Na saperskie oko Bucka to nie do końca był pewny czy te ładunki jakie zdążyliby przygotować poradziłyby sobie z takimi drzwiami. Może jakby użyć wszystkich na raz to może… Niestety nie były to tak mocne jak te fabrycznie robione, nie mówiąc już o profesjonalnych ładunkach do wysadzania zamków i zawiasów. Ale takie wysadzanie to było dość głośne. Mogło być usłyszane w sąsiednich posesjach.

- Sprawdźcie czy da się oknem. - poleciła Voo Doo i dwie osoby wybiegały na zewnątrz.

- Jest. Ale zakratowane. Chyba są w środku ale chowają się między stołami i resztą. Jak się położą na podłodze to w ogóle nie będzie ich widać. - zameldował któryś z kolegów, szeptem, dzięki krótkofalówkom i noktowizorom mieli szansę poruszać się w miarę dyskretnie.

- Póki tam siedzą to nic nam nie zrobią. Ale my im też nie bardzo. - Voo Doo podsumowała tą sytuację.

- Przejrzałem parter. Jest jakiś magazyn broni na końcu korytarza. Ale zamknięty. Kraty w drzwiach i kłódka. - zameldował Kay co znalazł po tym pospiesznym przeszukaniu budynku.

- Trochę mały. Pewnie pokój albo niewiele większy. Jeśli mają tylko tyle to trochę słabo. Chyba, że na piętrze albo w tym dużym budynku. - DD skomentował to po swojemu. Widocznie byli obaj na tym małym rekonesansie. Buck kojarzył te drzwi z kratą jakie mijali zaraz po wejściu no ale musiały być zamknięte od strony korytarza więc tam strażników być nie mogło. Teraz jednak koledzy wrócili tam i doczytali się, że tam jest magazyn broni.

- Nie wiemy czy zdążyli wezwać pomoc. Mieli chwilę czasu od zgaśnięcia światła do rozwalenia anteny. Bo telefony to im powinny zgasnąć razem ze światłem. - mówiła lekko zdyszana Ikebana.

- I ten wystrzał ktoś w okolicy mógł usłyszeć. Jest już po północy, strzelnica zamknięta. - przypomniał Kay o tym pojedynczym wystrzale. Trzeba było się liczyć z tym, że ktoś w okolicy kto by nie spał i usłyszał ten wystrzał mógł poczuć się w obowiązku zadzwonić na policję. Albo nie. Trudno było zgadnąć.

- Tak czy inaczej musimy się streszczać. - podsumowała krótko Voo Doo zdając sobie sprawę, że nie wszystko poszło zgodnie z planem ale na razie osiągnęli spory sukces dzięki zaskoczeniu. Ale nie będzie to trwało wiecznie.


---


Słowniczek

*Mierda! Esta roto! - (hisp) Cholera! Zepsute!

**Sigueme! Consigue refuerzos! - (hisp) Za mną! Przyślijcie posiłki!

***Hay más de ellos! Llama una ambulancia! - (hisp) Tam jest ich więcej! Wezwijcie ambulans!

---



Mecha 29


Wyjście polityków w sb z domu (8:00 + 1k12)


Polityk 1 - Castro; rzut: https://orokos.com/roll/960011 2 > 8+2=10:00

Polityk 2 - Pinochet; rzut: https://orokos.com/roll/960012 1 > 8+1=09:00

Polityk 3 - Che; rzut: https://orokos.com/roll/960013 9 > 8+9=17:00

Polityk 4 - Batista; rzut: https://orokos.com/roll/960015 9 > 8+9=17:00

---


Przejęcie polityków (1-8 sukces; 9 por + m.komplikacje; 10 por + d.komplikacje)


Polityk 1 - Castro; rzut: https://orokos.com/roll/960016 1 > suk

Polityk 2 - Pinochet; rzut:https://orokos.com/roll/960017 9 > por + m.komplikacja

Polityk 3 - Che; rzut: https://orokos.com/roll/960018 6 > suk

Polityk 4 - Batista; rzut: https://orokos.com/roll/960019 4 > suk


---


Blef przy bramie frontowej (Gadanie vs Dedukcja)

Kay; 4+0+1=5 vs Strażnik 5-0-1=4; rzut: https://orokos.com/roll/960044 2; 5+5=10-4=6 (remis na 6); 6-2=+4 > śr.suk = w miarę pozytywny, możemy to rozważyć
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-11-2022, 23:57   #65
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Nie wszystko poszło tak jakby chciał, ale nadal mogli wyjść z tego na swoje. Trzeba było działać zdecydowanie i szybko rozdzielić zadania. To była jego działka.

- Tweety otwórz jak najszybciej drzwi do tego składziku z bronią. Jaki by nie był, jest tam to, co nas interesuje. Kay, Eurico idziecie z nią i osłaniacie przy pracy. Zameldujcie jak tylko będą otwarte i sprawdzicie na szybko co tam jest. Szczególnie szukajcie amunicji do broni gładkolufowych.

- Dwie pary - Mi, Newman i Voo Doo, Legionista - sprawdzacie piętro. Uważajcie, któryś mógł tam zostać. JJ i DD, wy sprawdźcie duże pomieszczenie. Carabinier przynieś mi z auta olej, butelki z benzyną i taśmę izolacyjną. Wszystko jest w bagażniku. Sara z łazienki lub składziku przytargaj wiadro, szmaty, szczotki i jakąś reklamówkę. Koniecznie suchą w środku.

- JoJo i DD, wy sprawdźcie tak samo to duże pomieszczenie. Zachować czujność, meldować o wszystkim, pamiętacie, nie wiemy czy są wszyscy się zamknęli. Każdy ma być gotowy do natychmiastowego powrotu tutaj, jak dam znak. Reszta zostaje ze mną. Do roboty.


Buck szybko ogarną grupę i teraz każdy ruszył do swojego zadania. Po chwili łysy Amerykanin jakby coś sobie przypomniał i uruchomił krótkofalówkę.
- Zwracajcie uwagę na gaśnicę.
- Gaśnicę?
- Tak, gaśnicę. Powinny być w pokojach lub na korytarzach. Jak jakieś znajdziecie, to po rekonesansie zabierzcie je ze sobą tutaj. Alpen, ty zajmij pozycje nad tym oknem, obserwuj okolice i melduj o wszystkim. Szczególnie jakby chcieli nim sperlić.
- Przyjąłem


Z nim, obok zamkniętych drzwi zostali Storm, Frog, Ikabana, Frog i Schiffer. Pierwszej dwójce gestem dał znak, żeby zajęli pozycje po drugiej stronie drzwi, obok niego została Muller i nieco dalej japońska specjalistka od łączności.
- Czas pogadać z naszymi gospodarzami. - Buck szepnął do specjalistki od negocjacji i uśmiechnął się krzywo - Możesz podpowiadać. -

Kazinski ustawił się tuż przy klamce od drzwi, ale tak aby nie stać naprzeciw nich, ot tak na wypadek, jakby ktoś postanowił strzelać. Po czym zwyczajnie zapukał i zaczął rozmawiać po hiszpańsku.
- Hej, Panowie w środku. -
Przez chwilę była cisza, po czym odpowiedział mu wyraźnie poddenerwowany głos.
- Czego? -
- Jestem zmuszony was prosić o otwarcie drzwi i poddanie się. -
Znów przez chwile był cisza, zanim usłyszał ten sam.
- Jesteśmy z Policji! Wezwaliśmy posiłki, nie macie szans! -
- Bardzo przykro mi to słyszeć. - w glosie Bucka słychać było autentyczny (no prawie) smutek - To oznacza, że nie mamy dużo czasu na rozmowę. Jeśli się nie poddacie będziemy musieli wysadzić te drzwi. A wcześniej podpalimy wasz mały bastion. Wszyscy zginiecie
Buck dał chwile tym w środku, na przetrawienie tej wiadomości.
- Nie musi tak być. Nie chcemy waszej śmierci. Nie strzelaliśmy do Was, chociaż mamy z czego. Nie widzieliście naszych twarzy. Poddajcie się a nie zrobimy wam krzywdy. Nie na tym nam zależy. Wręcz przeciwnie, wolałbym załatwić to bez rozlewu krwi. W przeciwnym wypadku, cóż… zostaniecie bohaterami. Martwymi bohaterami, poległymi na służbie, za… No właśnie za co? -
Znowu przerwa, dla przemyślenia jego słów. Nie był pewny, ale wydało mu się, że słyszał jakiś rozmowy ze środka. O to własnej chodziło, żeby dać im do myślenia.
- Ktoś z was jest dowódcą. Ja też nim jestem. Widział Pan kiedyś płonącego człowieka? Ja widziałem. Straszna śmierć. Niech Pan pomyśli o swoich ludziach. O waszych rodzinach. Nie warto tu ginąć bez powodu. Zaatakowaliśmy z zaskoczenia. Jednego z was wzięliśmy za zakładnika i nie daliśmy Panu wybory. Uratuje Pan ich życia i dla nich i ich rodzin, będzie bohater. Żywym. Nikomu z Was nic się nie stanie. Daje słowo. - Bucka spojrzał na Schiffer w oczekiwaniu jakiś sugestii.

- Macie minutę. Niech Pan decyduje, czy chce Pan dostać medal, czy będą musieli przekazać go Pana rodzinie… -
 
malahaj jest offline  
Stary 19-11-2022, 22:08   #66
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 30 - 1998.02.22 nd noc

Czas: 1998.02.22 nd, noc; g 00:45
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; policyjna strzelnica
Warunki: ciemno, światło latarek, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr, ciepło


Wszyscy


- Lepiej się stąd zabierajcie! Zaraz przyjedzie tu nasze wsparcie! - odkrzyknął ze środka jakiś mężczyzna. Po hiszpańsku oczywiście. Chwilę to trwało zanim tam w środku przetrawili słowa szefa napastników ale jednak temu nie udało się przekonać do otwarcia drzwi i zdania się na łaskę obcych. Brakowało zaufania do tej drugiej, nieznanej sobie strony.

- Jak nas biorą za jakichś bandytów z mafii, kartelu czy kogoś takiego to mogą mieć opory aby otworzyć. Tacy raczej nie muszą brać gliniarzy na jeńców, zwłaszcza podczas takich akcji. No i mogą nie wierzyć, że mamy coś wybuchowego. Może jakaś próbka, że mamy coś takiego? Jeśli zdążyli kogoś wezwać to wystarczy im tu przeczekać aż się zaczną zjeżdżać kolejne radiowozy. - zasugerowała Schiffer która przysłuchiwała się z boku negocjacjom rosłego Amerykanina z zabarykadowanymi strażnikami.

- Oj blancos, może i sąsiedzi przegapią jakąś awarię światła na strzelnicy przez jakiś czas ale jakieś wybuchy i pożary to mogą zwrócić ich uwagę i mogą zadzwonić po straż albo policję. - Voo Doo dostrzegła pewien feler propozycji z wszelkimi pożarami i wybuchami. Prawdą było, że nie mieli wpływu na poczynania reszty okolicy a tam jak ktoś miał dobrą wolę i telefon to w każdej chwili mógł zadzwnoić po jakąś pomoc dla strzelnicy. Potem brazylijska policjantka z oddziałów specjalnych ruszyła z założonym noktowizorem na kominiarkę i wycelowanym M 1 Carbine razem z Legionistą, Mi i Newmanem aby sprawdzić piętro. Tweety już pobiegła z kolegami do tych zakratowanych drzwi. Reszta rozbiegła się po budynku albo okolicy. Nastąpił moment zorganizowanego chaosu gdy każdy za czymś biegał, szukał czy sprawdzał. Mijały minuty a kolejne etapy dobiegały do takiego czy innego zakończenia. Jednak nie próżnowali też zamknięci stażnicy. Sądząc po odgłosach zza wzmocnionych drzwi to zabrali się za pośpieszne przemeblowanie. I ustawiali coś ciężkiego pod drzwiami.

- Góra pusta. Nikogo nie ma. Mamy wracać na dół? - krótkofalówki zatrzesczały nieco zniekształconym głosem Newmana. Widocznie nie znaleźli innych strażników na piętrze ani w ogóle nikogo innego.

- Jesteśmy przy tym większym budynku. Zamknięte i ciemno. Chyba nikogo nie ma w środku. Tweety by się przydała. - zaraz potem zameldował DD. Kanadyjczyk z jąkającym się Kolumbijczykiem dotarli do tego większego budynku wielkości przeciętnej sali gimnastycznej gdzie była zamknięta strzelnica do strzelań na względnie krótkie dystanse. W sam raz dla broni krótkiej czy gładkolufowej.

- Zaraz, nie rozdwoję się. - Tweety zmagała się jeszcze z drzwiami. Kłódkę zamykającą kratę już jej się udało otworzyć. Ale każdy z dwóch zamków drzwi musiała otworzyć osobno. Co zajmowało jej czas.

- Wiecie jak trudno jest się połapać co jest co w cudzej kuchni albo łazience? I to po ciemku! - Sara przyniosła jakieś znalezione wiadro. Jako, że wszyscy byli tu pierwszy raz to trudno było się rozeznać co jest gdzie. Zwłaszcza jak się nie było orłem z hiszpańskiego a w nokto drobne literki i tak były trudno czytelne. Ale Bośniaczka znalazła wreszcie jakiś składzik ze środkami do czyszczenia i przyniosła pełne ich wiadro oraz ze dwa mopy, zaczętą paczkę zmywaków do naczyń, jakąś gąbkę i tego typu rzeczy jakie można było znaleźć chyba w każdej kuchni czy łazience.

- Dobra, mam ten olej i taśmę. Tylko nie mów, że zapomniałeś jeszcze czegoś. - w międzyczasie z trzeciego, odwodowego wozu przed bramie frontowej dobiegł zdyszany Włoch. Postawił na podłodze plastikowy baniak z olejem samochodowym a z kieszeni wyjął rolkę zielonkawej taśmy. Przynajmniej w goglach noktowizyjnych większość rzeczy miała różne odcienie zieleni.

- Tu też jest jakaś gaśnica. To już razem by tu chyba trzy były. - z góry zameldował Newman. Na dole znaleźli jedną gaśnicę przy wejściu, drugą przy tylnym i jeszcze jedną gdzieś w środku korytarza.

- Bingo! Sezam otwarty! - krótkofalówka zaskrzeczała wesołym śmiechem Tweety gdy widocznie udało jej się sforsować ostatni zamek. Po chwili ona i jej koledzy byli w środku i zapalili latarki aby lepiej ocenić znalezisko.

- Kałachy… I SKS-y… Mosiny… Jak za starych, dobrych rewolucyjnych czasów u nas i przyjaźni z bratnim narodem radzieckim. - mruknał uśmiechnięty pod nosem Eurico rozpoznając znajome modele broni.

- I shotguny też są i pistolety… I jakieś karabiny… No dla nas to chyba by starczyło dla każdego ale do dźwigania to lepszy byłby samochód. - Kay dopowiedział resztę. Ich zdaniem to chyba było tego ze 20 luf łącznie w broni długiej, krótkiej chyba też. Więc niezły łup ale też sporo złomu do dźwigania.

- Są kolejne drzwi. Za nimi jest amunicja. To co teraz? - zapytała przez radio Tweety pomna, że i koledzy pytali o nią przy wejściu do krytej strzelnicy.


---


Mecha 30


Przekonywanie strażników do kapitulacji (Gadka vs Determinacja)


Buck 5-3=2; Strażnik 5; 5+2=7-5=2 rzut: https://orokos.com/roll/960724 8 > 2-8=-6 = du.por > nie zamierzamy otworzyć drzwi
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-11-2022, 21:08   #67
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Tweety, zabieraj się za drugie drzwi. - Buck wydał kilka szybkich poleceń przez krótkofalówkę - MI, dołącz do Alpena na dachu, miejcie oko na okolicę. Sara, Voo Doo zlokalizujcie piwnice a w środku główny zawór gazu. Może być potrzebny. Ikebana, Schiffer, Eurico i Carabinier zostają ze mną, cała reszta niech jak najszybciej zabiera wszystkie zabawki z magazynku i pakuje je do naszych aut. To samo z amunicją, jak tylko Tweety upora się z zamkiem. -

Buck wydał polecenia reszcie zespołu, po czym sam zabrał się do swoje roboty, jednocześnie cicho rozmawiając z pozostałą z nim czwórką najemników.

- Chyba byłem za miało czarujący i nie namówiałem ich na schadzkę, dlatego szybka narada. Możemy wysadzić drzwi, zrobić jatkę środku a na koniec podpalić budynek, zacierając za nami ślady, ale taka akcja wraz z kilkoma trupami w mundurach, na pewno zmotywuje lokalnych policjantów do działania. Na tym etapie jeszcze bym tego nie chciał. No i pytanie czy w takim przypadku umowa z Amim nadal biedzie aktualna i wykonalna z jego strony.

Łysy Amerykanin nawijał, jednocześnie przygotowując się do szturmowania pokoju, jeśli jednak miałby nastąpić. Do wiadra wlał olei samochodowy i dokładnie namoczył w nim kilka szmat, za pomocą kija od szczotki. Następnie złamał dwa takie kije na pół i na końcu każdego nawinął nasączoną olejem szmatę, na razie zostawiając to wszystko w wiadrze. Gaśnice ustawiał pod drzwiami, na razie jednak nie montując na nich ani na drzwiach żadnego ładunku. Na razie.

- Z drugiej strony możemy zabrać broń, amunicje i zniknąć bez żadnych trupów. Formalnie to będzie zupełnie inny kaliber sprawy. Nie oddaliśmy nawet jednego strzału do tych ludzi. Zostaną oczywiście nagrania z kamer. Jest na nich pewnie Kay, ale co jeszcze? Jest noc, kamery mogą być róże, nie wiadomo nawet czy działają. Nagrania można też się pozbyć w innych sposób - wręczając łapówkę komu trzeba. Ami, albo nasza księgowa, mogą znać odpowiednich ludzi. Jeśli wszystko obejdzie się bez rozlewu krwi, to takie załatwienie sprawy może okazać się możliwe i łatwiejsze.

- Czekam na opinie i sugestie.
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 25-11-2022 o 21:17.
malahaj jest offline  
Stary 26-11-2022, 14:49   #68
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 31 - 1998.02.22 nd noc

Czas: 1998.02.22 nd, noc; g 01:00
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; policyjna strzelnica
Warunki: ciemno, światło latarek, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr, ciepło


Wszyscy



- Dobra, mam te drugie drzwi! - zbliżała się 1-sza w nocy gdy w krótkofalówkach rozległ sie ucieszony głos Tweety. Po chwili w świetle latarek ona i jej koledzy zobaczyli drewniane skrzynki stojące na regałach albo podłodze. W każdej było po kilkaset sztuk luźnej amunicji. Zwykle trzymano tak luźną amunicję w hurtowych ilościach. Dopiero potem się już indywidualnie ładowało ją do magazynków, taśm, zasobników, bębnów i tak dalej.




https://www.shagcarpetprops.com/v/vs...che=1590821824


Na regałach zaś stały też paczki amunicji każda po 12, 20 czy 25 sztuk, w zależności od tego jakie to było ammo. Takie paczki zwykle kupowali cywilni, indywidualni klienci bo były łatwe do wsadzenia w kieszeń, plecak no i można było z nich uzupełnić własne magazynki w broni osobistej. Zwykle robiono to jeszcze w domu przed polowaniem no albo jak tutaj zanim się zabrało broń na strzelnicę. Pod względem rodzajów amunicji były to głównie do tych broni jakie były we wcześniejszym magazynie. Karabinowe .30-06 Springfield, 7,92x57 Mauser i 7,62x54 Mosin, karabinkowe 7,62x39 AK, oraz do broni krótkiej, głównie rosyjskie i amerykańskie oraz do broni gładkolufowej. Wszystko to kilkoro najemników łapało w ręce i pocąc się i stękając przenosiło z magazynu, po zaciemnionym korytarzu na nocne zewnątrz gdzie upychali to jak się da do bagażników samochodów jakie po otwarciu bram wjechały na teren strzelnicy i zaparkowały pod tylnym wejściem. Stamtąd było bliżej do tego magazynku z bronią i amunicją.

- Ja bym wolała bez nadmiernej przemocy i rozlewu krwi. Właściwie jak są tam zamknięci to nic nam nie zrobią. No przez okno mogliby co najwyżej strzelać. - Muller jako zadeklarowana pacyfistka i idealistka walcząca o prawa demokratycznych wartości każdej jednostki pierwsza się odezwała w ciemnościach korytarza rozświetlanego przez promienie latarek. Słychać było szybkie kroki gdzieś tam od zaplecza gdzie koledzy i koleżanki przenosili zdobycz do samochodów. Nie powinno nikogo dziwić, że preferowała bezkrwawą opcję.

- Na razie szczęście nam sprzyja. Bo coś nie słychać syren policyjnych. Może sąsiedzi jeszcze nie zauważyli, że tu światła nie ma. Już tak trochę późno jest. Ale jak coś tu zacznie wybuchać albo się palić to jednak ktoś może zwrócić uwagę i zadzwonić po policję albo straż. Tam z tym biurem to pewnie ściągnęło jakieś wozy straży i policji no ale to duże miasto, na pewno mają więcej niż jeden komisariat i bazę straży pożarnej. - Carabinier zwrócił uwagę na nieco inny aspekt próby agresywnego zdobycia stróżówki gdzie zamknęli się strażnicy.

- A jak tam wejdziemy to jednak może zacząć się strzelanina. I nie tylko ktoś od nich może oberwać. Jakby były trupy to od razu zrobi się grubsza sprawa. Ami podkreślał, że nie chce żadnych trupów poza tym nic mu nie mówiliśmy o tej akcji tutaj. Ale jak nie chciał mieć nic wspólnego z trupami typków od konkurencji za jaką nie przepada to pewnie tym bardziej by nie chciał mieć nic wspólnego z trupami policyjnych emerytów. Bo tak na oko to chyba nie pilnują tego jakieś elitarne siły specjalne. - Eurico uznał, że widocznie i pod względem politycznym zdobywanie stróżówki to spore ryzyko i tak od ręki przy możliwości, że ktoś z kolegów oberwie jak i potem, zwłaszcza gdyby ktoś zginął podczas eksplozji, pożaru czy zdobywania wartowni.

- W środku mają pewnie aparaturę nagrywającą do kamer. Do momentu odcięcia zasilania to pewnie wszystko się nagrało. My mamy kominiarki ale Kay, Frog i Eurico byli w pierwszym wozie bez nich to mogli się nagrać. Kay prawie na pewno bo wyszedł z samochodu jak dzwonił do domofonu. Ale trudno mi powiedzieć jaki mają tu sprzęt i co się mogło z tego nagrać. - Ikebana wydawała się być zaniepokojona możliwością nagranego materiału dowodowego przez kamery CCVT ale jednak zostawiła decyzję pozostałym.

- A co z nami? Mamy tu stać dalej czy co? Sprawdzamy co tam jest w środku? - w krótkofalówkach DD zapytał w imieniu swoim i Jojo. Nie byli pewni czy mają czekać na Tweety, próbować się włamać siłowo do większego budynku czy też Buck już zrezygnował w ogóle ze sprawdzenia co jest w tym większym.

- Z jednej strony im dłużej tu siedzimy tym większa szansa, że ktoś się nami zainteresuje i przyjadą siły porządkowe. No i mniej mamy czasu na odwrót. Z drugiej trudno zgadnąć kiedy następnym razem trafi się okazja tak się zaopatrzeć za friko. - Eurico wzruszył ramionami sam się głowiąc czy już warto się stąd zmywać czy jeszcze można trochę pobuszować.

- Na razie na zewnątrz cisza i spokój. Ale wiecie, jak już będzie słychać i widać syreny to już będzie trochę mało czasu na ucieczkę. - z dachu odezwał się Austriak jaki tam czatował w roli czujki. Miał nieco lepszy widok niż z poziomu gruntu. Widział nieco dalej tam gdzie były przerwy między drzewami i ogrodzeniem. Ale, że tych było sporo to tak jak we wcześniejszych dniach pomagały najemnikom w skrytej obserwacji obiektu tak teraz blokowały widok w głąb miasta. Pomiędzy nimi widać było domy i podwórka sąsiednich posesji o nieco farmerskim a nieco podmiejskim typie zabudowań. Tu już były krańce miasta. Po chwili Mi dała znak, że też zajęła pozycję na dachu więc się podzielili z Alpenem kto ma obserwować który sektor.

- Mamy jakieś rury i czytniki. Chyba wodomierz. I gaz też tu jest. - w krótkofalówce rozległ się nieco zasapany głos Voo Doo jakby biegła albo robiła inny wysiłek fizyczny. Mogło to być związane z serią odgłosów tępych uderzeń spod podłogi parteru jakby tam ona i Sara mocowały się z czymś. - Aha, Buck. Jak na blanco to nieźle mówisz po hiszpańsku ale ja nawet jakbym cię nie znała to bym poznała, że nie jesteś tutejszy ani rodowity Hiszpan. Więc oni też mogli to poznać i tak to potem zeznać. - była operatorka BOPE podała swoje zdanie na ten temat.

- No to zlikwidujmy brudasów to nie będzie kłopotliwych świadków. - Alpen z góry zaśmiał się złosliwie i chrapliwie zachęcając do skutecznego pozbycia się świadków.

- Ja byłam gliną i niezbyt mi się uśmiecha strzelanie do innych glin. - odparła sucho Voo Doo czekając przy liczniku wody i gazu na to co mają z Sarą dalej robić.

- Może to nie będzie potrzebne? Może się dogadamy z nimi? Niech tam siedzą. Nie sądzę aby nam zaufali na tyle aby otworzyć drzwi i się poddać. Pewnie myślą, że jesteśmy jakieś bojówki karteli albo innej mafii. Ale może się dogadamy, że jak nie będą do nas strzelać i nam przeszkadzać to my do nich też nie będziemy. Może nawet zgodzą się oddać taśmy za kasę? Damy im po patyku albo dwa na głowę, ich tam ilu jest? Paru? Może z pół tuzina, więcej pewnie nie. Jak im damy jakąś rozsądną alternatywę to może się zgodzą. Bo poddanie się i zdanie się na bandę ubzrojonych, obcych rabusiów to trochę nie brzmi zbyt bezpiecznie. Zwłaszcza jak w środku są w miarę bezpieczni. Może umierać za swój kraj i policję to by nie mieli ochoty no ale raczej każdy próbuje bronić swojego życia no a oni mają broń. - Schiffer po zastanowieniu się rzuciła negocjatorską opcję jaką już wcześniej rozważał Buck. Tylko dorzuciła nieco argumentów od siebie.

- Tweety nie otworzy tych drzwi jak w środku jest jakaś sztaba albo coś takiego. Przez okno też nie wejdziemy bo tam są kraty. Możemy spróbować wysadzić te drzwi ale będzie huk. Możemy ich spróbować wykurzyć dymem jak coś im tam wrzucimy do środka przez okno ale mogą to wyrzucić z powrotem. Ale to i tak by trochę potrwało zanim by ich dym wykurzył. Dym może zauważyć ktoś z siąsiadów i wezwać straż pożarną. No i mamy jeszcze ten drugi budynek, ten duży za plecami. Cokolwiek byśmy wybrali to nie ma co zwklekać. Każdy kwadrans tutaj to szansa, że ktoś nabierze podejrzeń i się tym zainteresuje. Jak jeszcze żaden radiowóz nie przyjechał to może jednak nie zdążyli nikogo wezwać. Już ponad 20 minut tu jesteśmy. - Kubańczyk zrobił krótkie podsumowanie obecnej sytuacji patrząc w zielonkawym świetle noktowizorów na kolegów i koleżanki. Mówił szybko i zdecydowanie.

- Pewnie mają krótkofalówki. I te im mogą działać bo są na baterie. Ale zasięg to słaby. Raczej po najbliższych posesjach. Jak ktoś tam by też miał jakieś radio to mógłby odebrać tą wiadomość i przekazać dalej. No albo jakby akurat jakiś radiowóz trafił się w okolicy to też by mógł. Chyba, że mają radio podłączone do baterii. Wtedy by mogli objąć zasięgiem całe miasto. - skoro padło coś i łączności to japońska specjalistka w tej dziedzinie odezwała się jako ekspert.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-11-2022, 00:11   #69
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Dobra robota Tweety. Teraz drzwi do dużego pomieszczenia. Może chociaż rzucimy okiem. -

Buck pochwalił dziewczynę przez radio, od razu kierując ją do nastopnego zadania. W głowie zanotował sobie, że dobrze było by mieć jeszcze jednego włamywacza w ekipie. Podobnie jak kilku innych specjalistów, nie koniecznie z wojskowym doświadczeniem. Musi o tym pogadać z Cantano jak wróci na wyspę...

- Sara, Voo Doo, wiem już na czym stoję, wracajcie pomóc przy załadunku. Zabieramy całą amunicje. -

Kazinski wydawał rozkazy, jednocześnie analizując wszystko co usłyszał od swoich podkomendnych.

- Dobra Schiffer, Ja nie bylem zbyt przekonujący, to może Ty spróbuj. Możesz im zaoferować nawet tysiaka na głowę za te taśmy. Biorąc pod uwagę, to co tu znaleźliśmy i tak nam się to mocno opłaca. Tak czy siak, wycofujemy się bez jatki. Kontakty w Barcelonie będą nam jeszcze potrzebne, nie będziemy ich palić. Dosłownie. -
 
malahaj jest offline  
Stary 27-11-2022, 02:41   #70
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 32 - 1998.02.22 nd noc

Czas: 1998.02.22 nd, noc; g 01:15
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; policyjna strzelnica
Warunki: ciemno, światło latarek, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr, ciepło



Wszyscy



Przenosiny lufowego żelastwa i ołowiowego balastu opakowanego w drewno i papier trwało nieprzerwanie. Towarzyszyło temu sapanie, stękanie i tupot butów na zaciemnionym korytarzu. A na zewnątrz zgrzyt tego wszystkiego na dnie bagażników samochodów. Urwane słowa rozgrzanych wysiłkiem słowa gdy ktoś próbował to jakoś ułożyć w bagażniku, ktoś inny potknął się po ciemku o próg i zaklął krótko, gdzieś ktoś stał obok oświetlając latarką tą trasę pospiesznej wyprowadzki. W pewnym momencie coś gruchnęło z impetem o podłogę i skrzynka rozsypała się swoją ołowiową zawartością po podłodze. Gdzieś w to wszystko wdarł się komunikat szwajcarskiej włamywaczki.

- Duży otwarty. - rzuciła krótko gdy weszła z DD i Kayem do środka zaciemnionego pomieszczenia. Było o wiele większe od tego małego, piętrowego biura. Tak większe jak sala gimnastyczna od domku jednorodzinnego.

- To strzelnica. Do 50 metrów. - zameldował kanadyjski strzelec wyborowy i spec od surwiwalu w tajdze i warunkach arktycznych.




https://tacshack.com/wp-content/uplo...angeBack-2.jpg


- Ale tu też jest jakiś magazyn z bronią. - powiedziała ciemnowłosa imprezowiczka gdy w świetle trzech promieni latarek przeszli się po korytarzach i pomieszczeniach. Większość powierzchni to były tory strzelnice więc poza licznymi przestrzelinami czy widocznymi tu i tam tarczami to niezbyt było tu co zwiedzać i oglądać.

- Nasz bagażnik już pełny. Właściwie w dwójce też. W trójce może jeszcze trochę wejdzie. - Burton otarł pot z czoła. Czyli otarł rękawem przód kominiarki. Ale gest był odruchowy. Zresztą pozostali go poparli. Przenieśli już prawie wszystko z policyjnego biurowca i to zajęło prawie całą przestrzeń ładunkową trzech bagażników.

- Aż na resorach przysiadły. Cholera jakbym wiedział, że tyle tu tego jest to bym brał coś większego. - mruknął Eurico który też wyszedł na zewnątrz zobaczyć jak to wszystko wygląda. W świetle latarek widać było jak czarna stal odbija światło latarki od swoich naoliwionych luf i kadłubów. Albo jak blade, chropawe drewno skrzynek z amunicją świeci swoją bladością.

- Oho! Macie tam jeszcze miejsce? Bo tu też jest jeszcze trochę. Tweety otworzyła magazyn na strzelnicy. - w krótkofalówkach rozległ się nieco trzeszczący eterem głos DD. Który jednak wydawał się być zadowolony z tego co widzi w świetle latarek.

- A co tam macie dobrego? - zapytała Voo Doo biorąc chwilę oddechu po tej gorączkowej przeprowadzce.

- Colty 1911… Rewolwery, różne… Garandy, Carbine… Jakieś niemieckie polewaczki z II Wojny… pepesze… Lugery… o nawet Tommy Gun i Olejarka… Mosiny, Mausery… Sprzęt z II Wojny albo podobnych okolic. Pewnie wojsko oddało policji z demobilu czy co… Część zabawek w kalibrze .22 LR do treningu… Ale wszystko raczej w detalu a nie hurtowych ilościach… - brzmiało jakby Kanadyjczyk przechadzał się po tym świeżo otwartym magazynie i mówił co widzi, tak na świeżo i gorąco.

- Hej DD! Zobacz tutaj! Akurat chyba coś dla ciebie! - w eter wszedł wesoły, nieco kpiący głos Tweety.

- Ooo! Snajpery! No faktycznie! Jest Mosin, Lee-Enfield i Mauser z lunetami. Biorę. Dla świeżaków na przyuczenie do lunety będzie w sam raz. Jak Zajcew ubił ze 300 szkopów z takiego Mosina to i dla naszych partyzantów będzie w sam raz. - kanadyjski strzelec wyborowy wyraźnie się ucieszył tym znaleziskiem. Karabiny o jakich mówił może były z poprzedniej epoki no ale skoro miały zamontowana optykę to do szkolenia pierwszego kontaktu były w samraz.

- No te trzy to może jeszcze wejdą. Ale reszta to nie wiem. Jeszcze my musimy się zmieścić w samochodach. A jak będzie nam to leżeć na kolanach to będzie to widać. - Burton na głos zastanawiał się nad tym wszystkim próbując wzrokiem oszacować pojemność bagażników do tego sprzętu o jakim meldowała Tweety i DD. Z bagażnikami było o tyle dobrze, że jak się je zamknęło to nic nie było widać co tam jest w środku póki by ktoś ich nie otworzył. A w środku wozów to jak jeszcze miało wejść z tuzin najemników to już było niewiele miejsca. No i przez szyby było ryzyko, że nawet przypadkowy przechodzień nie mówiąc o jakimś patrolu policji zajrzałby do środka i zobaczyłby tą całą broń no to…

- Cholera wie kiedy się trafi kolejna taka okazja. Ja bym brał ile wlezie. - Eurico wzruszył ramionami zerkając to na zadumanego Anglika to na otwarte paszcze prawie pełnych bagażników.

- Mam! - zawołała uradowana postać w kominiarce. Trzymająca w triumfalnym geście kasetę VHS. Po głosie i ubraniu rozpoznali jednak Muller jaka do tej pory negocjowała przez drzwi z zabarykadowanymi strażnikami. Z tego co słyszał Buck na jednej szali postawiła wysadzenie drzwi a Ikebanę poprosiła aby im przez okno pokazała jeden z improwizowanych ładunków. No a zdrugiej plik twardej waluty. Na próbę wsunęła pod szparę drzwi jeden banknot. Słychać było z drugiej strony przytłumioną rozmowę. W końcu stanęło na tym, że owszem mogą oddać kasetę z nagraniem ale najpierw niech napastnicy wrzucą tą obiecaną kasę przez lufcik w oknie. Muller tak zrobiła uprzedzając, że jak nie oddadzą kasety to nie zostawią im wyboru i będą musieli wysadzić te drzwi albo podpalić budynek. Albo dobór argumentów, albo była tak przekonywująca, że po chwili niejako pocztą zwrotną przez okno wypadła kaseta VHS.

- Panowie byli tak mili, że mi powiedzieli, że na górze jest gabinet komendanta. I chyba za nim nie przepadają. Bo tam w jakiejś szafie ma swój osobisty sprzęt aby się tu pobawić i popisać. - oznajmiła co jej się udało dowiedzieć podczas tych negocjacji z policyjnymi strażnikami.

- Drogie mają tu wypożyczelnie kaset. Nie wiem czy mnie stać na prenumeratę. - Anglik pokręcił zamaskowaną głową bo 6 000 $ za jeden film to jednak trochę drogo. Ale dało się wyczuć, że żartuje i chyba i jemu a zwłaszcza Panamczykowi jaki odgrywał rolę agenta i pewnie najbardziej dał się nagrać z nich wszystkich mocno ulżyło.

- Dobra Buck, albo bierzemy te graty na kolana i ryzykujemy wpadkę jazdą przez miasto albo spadamy z tym co mamy. No chyba, że masz jakiś pomysł. - Frog przestał żartować i zagaił łysego Amerykanina co dalej mają robić. Na razie szło całkiem dobrze no ale im dłużej sytuacja trwała tym większe szanse na jakąś wpadkę. Z drugiej strony arsenał na strzelnicy został otwarty i można było się obłowić za darmola.


---


Mecha 32

Przekonywanie do barteru kasa za kasetę (Negocjacje vs Determinacja)


Greta: 8+1=9-1=8 vs Strażnik 5; 5+8=13-5=8; rzut: https://orokos.com/roll/961304 2,5 > 2; 8-2=+6 > du.suk = tak, bardzo chętnie (zgodzili się na wymianę)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172