Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2022, 12:34   #46
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Mnich pomagał gdzie mógł przy budowie małego obozu, po czym usiadł przy ogniu obok Sigismundusa, przyglądając się szczęśliwemu Nurglicie.
- Szkoda, że strażnik, był zbyt głęboko w swych mutacjach i darach od Nurgla, aby był komunikatywny. Kolejny sojusznik byłby cenny, nawet taki, którego trzeba by było chować do czasu ujawnienia. - Otto zaglądał co jakiś czas aptekarzowi przez ramię spoglądając na rysunki w książce.

- Konie to zwykle nie są zbyt gadatliwe. A to chyba było coś takiego. Przynajmniej kiedyś. - odparł Vasilij który chyba za bardzo nie pokładał wiary w możliwość komunikacji z tym dziwnym stworzeniem żyjącym w wiecznym mroku w głębi jaskini do jakiej nigdy nie zagląda światło dnia.

- W domu takiego nie schowasz. Trzeba by jakąś stajnie czy co. Zresztą w ogóle nie wiadomo czy by chciał gdzieś pójść. - garbus zaczął się zastanawiać nad tym pomysłem ale skoncentrował się na praktycznym rozwiązaniu które wydawało się dość kłopotliwe.

- Soria to umie zmienić się w człowieka to się tak nie rzuca w oczy. - przypomniał mu herszt przemytników. A czy owo mroczne stworzenie z jednym rogiem mogło przybrać inny, mniej rzucajacy się w oczy wygląd to nie wiadomo.

- Nieważne. Jak teraz wiemy gdzie to jest to najwyżej tam wrócimy. Teraz nas czeka świetlana przyszłość. Wypuścimy dar Oster na to świętoszkowate miasto! Tylko najpierw trzeba odczytać te zapiski. Są z muchami i innymi stworzeniami to na pewno one roznoszą dar Oster. Tylko coś tu jest też z rysunkami kobiecego łona. To na pewno coś znaczy. - aptekarz zdawał się ich słuchać jednym uchem bo za bardzo absorbowało go badanie zwojów jakie pozostawiła sobie jedna z mrocznych sióstr. Wciąż nie mógł się nimi nacieszyć i starał się zrozumieć jak najwięcej. Jednak właściwie bez zrozumienia tajemniczego pisma i glifów zostawało tylko oglądanie obrazków.

- Nie traktuj tego też dosłownie. Jeżeli Oster chciała mieć pewność, że tylko godni wykorzystają jej dar, mogła schować prawdę za metaforą lub po prostu kłamstwem. - Otto chwilę się zastanowił - Chociaż, myślisz, że Oster mogła eksperymentować na sobie?

- Na sobie? A kto wie? To by była istota całkiem inna od nas. Wyższa. Widziałeś Sorię? Ona mówi, że jest córką Soren. To Soren pewnie była jeszcze od niej potężniejsza. A Oster to powinna być taka jak Soren. Kto wie co ktoś taki by potrafił. - aptekarz uniósł swój byczy kark do góry aby zastanowić się nad pytaniem jakie go zainteresowało. Wedle legendy jaką im opowiadała Merga to każda z czterech legendarnych sióstr odznaczyła się iście epickimi czynami. Tak bardzo, że chociaż działo się to w ginących w mrokach przeszłości uwieczniono je w legendzie jaka przetrwała na północy do dzisiaj.

- Zastanawiam się… jaka była relacja strażnika z nią? Jej potomek, czy efekt jednego z tych jaj.

Sigismundus musiał się nad tym zastanowić dłuższą chwilę. Spojrzał z zaciekawieniem na Otto, potem na garbusa, szaloną kobietę uwiązaną na smyczy i na herszta przemytników. Ale oni coś nie zabierali tym razem głosu w dyskusji.

- Bo ja wiem… Trudno powiedzieć… Ale na ilustracjach to go nie ma… Może jest gdzieś opisany ale to dopiero będzie wiadomo jak się uda je odczytać. Ale myślę, że to ona go tam zostawiła aby pilnował jej interesu. Więc pewnie by ją traktował jak szefa. Tak myślę. - sądząc po głosie aptekarza to sam nie był tego do końca pewny i raczej zgadywał niż wiedział. W końcu mieli bardzo skromne dane na temat tej jaskini i jej zawartości.

- Ja myślę, że on nie z tych jaj. One były bardzo malutkie. A z niego to kawał konia. Chyba, że to jakaś magia czy co. - Vasilij zdecydował się rzucić swoim przypuszczeniem ale też brakowało mu w głosie pewności aby się przy tym upierać.

- Mówimy tu i dziele wybrańczyni Boga. Magia to jedno ze słabszych narzędzi jakimi by dysponowali. - Otto spojrzał na księgę - Wiemy gdzie jest, najwyżej wrócimy po niego.

Herszt banitów wzruszył ramionami na znak, że trudno mu dyskutować na tak odległy od jego zainteresowań temat i nie kwapił się z odpowiedzią.

- A czemu pytasz o to czy oni się mogli znać? Zapewne tak i pewnie Oster zostawiła go na straży. Ale co z tego? - zagaił aptekarz grzejący się przy ognisku po mokrych przygodach w ciągu mglistego i wietrznego dnia.

Otto westchnął - Ponieważ Soria, jest potomkiem Soren. Jeżeli ten koń też ma takie relacje z Oster, pozostawienie go, aby dojrzewał, jak stary ser, w tej jaskini wygląda mi marnowanie potężnego sojusznika. Do tego nie ciekawi cię on? Jaka jest jego historia? Czy to jeden z udanych, lub nieudanych eksperymentów wybrańczyni Nurgla? Lub jakiś jej pół-śmiertelny potomek. Może to jeden z jej oddanych sług, pobłogosławionych, aby pozostał na straży. Do tego… o ile te jaja i księga wydają się dość wartą nagrodą… nie wydaje ci się to wszystko trochę zbyt.. łatwe?

- Zbyt łatwe? No to ciesz się, że nie ty wpadłeś do morza. - brwi aptekarza podskoczyły do góry gdy wymownie wskazał na swoją obszerną nagą pierś i jeszcze potężniejszy brzuch. Głos ociekał ironią i trochę rozbawieniem. Vasilij, Strupas i pozostali zaśmiali się cicho. Po prawdzie padło akurat na aptekarza co w końcu baletnicą nie był. Ale równie dobrze mogło się to przytrafić każdemu z nich. Dobrze, że było lato a nie zima to nie było to śmiertelnie groźne jak wtedy gdy w zimie przy Wrakowisku syrena czyli jak już teraz było wiadomo Soria nie wywróciła łodzi Ruperta wraz z całą zawartością. Potem się z tego leczyli przez kilka tygodni.

- Ale nie. Myślę, że nie. Może na nas czekał? Może też miał jakieś wizje albo misję? Sam widziałeś, że wyszedł do nas ale się nie ruszał. Dopiero jak zrobiłeś na Loszce odpowiedni symbol. Inaczej to nie wiem co byśmy zrobili gdyby się nie odsunął. Bo blokował przejście. Chyba trzeba by z nim walczyć jakby się tak dalej nie chciał odsunąć. Nie wiem co by wtedy było. A tak to symbol go wywabił. Myślę, że nas dzięki niemu rozpoznał. - grubas mimo tego początkowo ironicznego tonu jednak słuchał uważnie młodszego członka zboru i całkiem poważnie potraktował jego propozycję. Próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie takiego a nie innego zachowania czerokopytnego strażnika jaskini.

- Ale nie wiem czy ten stwór to coś takiego jak Soria u ladacznic. Ona od początku wyglądała jak człowiek. Ma twarz, usta, żeby mówić no i całą resztę. A ten w jaskini to taki mniej więcej koń. Może i Oster jakoś z nim gadała ale my to nie wiem jak. Sam próbowałeś i widziałeś, że nic z tego. Chociaż symbol rozpoznał. - sam się nad tym widocznie zastanawiał gdy Otto poruszył ten temat.

- Cóż, teraz jak wiemy gdzie ta jaskinia to zawsze możemy tam wrócić. Może Merga i Starszy coś mądrego powiedzą i doradzą. Na razie to lepiej im zanieść te zwoje i jaja. - Strupas dorzucił coś od siebie. Dobrą stroną tej wyprawy było to, że odkryli tą jaskinię. Więc powinni móc do niej wrócić. Nawet nie wydawała się aż tak daleko. Przy dobrej pogodzie i idąc traktem można by pewnie trasę w jedną stronę pokonać w jeden dzień. Konno to może nawet w pół dnia.

- O nie, jaja zabieram do siebie. Im nie są do niczego potrzebne a mi się przydadzą. Aż się nie mogę doczekać aż je wypróbuje! No dobra, może jedno czy dwa im zaniosę aby im pokazać jak to wygląda. Ale nie więcej! Oh, żeby jak najszybciej przetłumaczyli te zwoje! Muszę wiedzieć co tam jest! Na pewno jakiś potężny dar Oster jaki rzuci to plugawe miasto na kolana… - półnagi grubas grzejący i suszący się przy ognisku zgłosił sprzeciw przeciwko słowom garbusa. Widocznie miał zamiar jak najprędzej użyć owych jaj. No ale do tego przydatne by zapewne było przetłumaczenie zawartości zdobytych zwojów na jakiś zrozumiały język.

***

Otto spojrzał w stronę głosu, oczywiście nie miał nic przeciwko oddania wyznawców fałszywych bogów w ich czułe ręce, to jednak chciałby wiedzieć więcej.
- Czyli wy oferujecie nic od siebie? - zaczął Otto - My pomagamy wam złapać niewolników z tego obozu i dzielimy się tym co jest w obozie? Duże ryzyko, za żadną nagrodę.

- Tak, tak. Poczekamy aż zasnązasnął i nie będzie ruchu. Tam weźmiemy. Podzielimy się. Wy swoje my swoje. Razem damy radę. Proste proste ale osobno to trudnetrudne. - skrzeczący i piszczący głos z ciemności lasu dorzucił jak to sobie wyobraża ten napad na sąsiadów widocznych spory kawałek traktu dalej. A raczej drzewa rozświetlane blaskiem ich ogniska.

Otto spojrzał na Vasilija i Sigismundusa.
- Jak sądzicie? Chcecie się pobawić w rozbójników?

- My i tak jesteśmy rozbójnikami i przemytnikami. - zaśmiał się cicho Vasilij i jego ludzie podobnie. - To zależy jak to wygląda. Ilu ich tam jest. Teraz są dość głośni bo śpiewają. Ale jak się pośpią to kto wie? Może by się udało coś albo kogoś skubnąć? - herszt banitów nie chciał się w ciemno deklarować chociaż nie wykluczał takiej możliwości jaką proponował głos w ciemności.

- Pewnie też przyjechali na turniej. Nikt się nie spodziewał, że ta stara krowa zdechnie i miał być ten turniej. - burknął garbus zerkając gdzieś w stronę traktu i widocznej w oddali łuny na drzewach przy trakcie.

Otto spojrzał z powrotem w stronę głosu.
- Wyjdźcie do światła przyjaciele! Nie mamy złych zamiarów. - Otto westchnął, nie miał zamiaru psuć relacji kultu z możliwym sojusznikiem, do tego ich "przyjaciele" mogą źle znieść odmowę - Ilu was jest i jeżeli jesteście w stanie ustalić, ilu jest ludzi w tamtym obozie?

- To schowajcieodłóżcie łuki. - odparł szybko głos z ciemności. Tych paru ludzi Vasilija co zdążyło dyskretnie wziąć swoją strzelecką broń i położyć na kolanach czy mieć w zasięgu ręki spojrzało na niego trochę zaskoczonym wzrokiem.

- Nie będziemy strzelać pierwsi! Jeśli wy nie zaczniecie to my też nie! - krzyknął mu w odpowiedzi herszt i chwilę trwała cicha narada obu stron. Może mieli już jakieś wspólne interesy zimą ale przy tylu różnicach nieufność wydawała się naturalna.

- Dobrzedobrze. To niech ktoś z was przyjdzie tutaj. Spotkamy się w połowie drogi. - zaproponował piskliwy głos z ciemności.

- Ja na pewno tam nie pójdę. - Sigismundus mocniej przytulił do swojej obszernej, nagiej piersi torbę ze zwojami i od razu zaznaczył, że nie ma ochoty zanurzać się w leśną ciemność i wychodzić poza w miarę przyjazny obszar oświetlony przez ognisko.

Otto westchnął i ruszył do przodu. Głos wydawał się dość tchórzliwy więc miał nadzieję, że chęć zysku i strach przezwycięży naturę stworzenia Choasu do zniszczenia.

- Będziemy tu to jak coś to wrzeszcz. - mruknął do niego Vasilij gdy go mijał. Zaś pozostali kamraci odprowadzili go wzrokiem. Szedł rozdeptując stare liście i błoto z jakim były wymieszane. Stopniowo zagłębiał się w ciemność lasu. Aż zobaczył przed sobą zarys jakiejś sylwetki częściowo wystającej zza pnia drzewa. Właściwie to ją zobaczył dopiero gdy ta się zza niego wychyliła. Same kontury bez żadnych szczegółów. Wydawało mu się, że stworzenie ma na sobie jakąś luźną szatę. I jest mocno przygarbione przez co wydawało się niższe od niego. Poza tym było na tyle ciemno, że równie dobrze mógł to być zgarbiony człowiek, odmieniec albo jakiś zwierzoludź.

- Taktak, teraz porozmawiamy, dobrzedobrze. Ty tam stoi. My będziemy teraz rozmawiać dobrzedobrze. - widocznie właśnie to z tym stworzeniem rozmawiali do tej pory co dało się poznać po głosie. Jak były tu jeszcze jakieś inne to po ciemku ich nie dostrzegał.

- Taktak, zaatakujemy gdy pójdą spać. Weźmiemy co damy radę. Najlepiej niewolnika, zwłaszcza samicę. Młoda, zdrowa samica taktak! Potem podzielimy się, wy i my. Wy za słabi aby napaść, my za słabi aby napaść ale razem możemy, taktak, razem. - właściciel głosu przedstawił jak to sobie wyobraża tą ich współpracę. Wskazywał chyba w stronę drugiego, odległego o kilkaset kroków odniska. Nawet jak stąd nie było widać nawet łuny tego ogniska to wciąż było słychać nieco wytłumione lasem głosy i dźwięki melodii.

Mnich przyjrzał się dokładnie istocie, ale zrezygnował. Najwyraźniej nie chciała się bardziej ujawniać.
- Trójka z nas nie walczy. - wskazał na Sigismundusa, Loszkę i Strupasa, nie wątpił, aby dwóch Nurglitów mogłoby sobie poradzić w walce, wolał jednak upewnić się, że pilnują ich skarbu - Do tego mamy ważne zadanie, którego nie chce ryzykować. Więc żadnych świadków. Zabieramy, albo zabijamy wszystkich.

- Wszystkich? Wszystkichwszystkich nienie. Za dużo. Za dużo hałasu, za duży obóz. Wejść cichocicho, szmatasen na twarz i wynieść chyłkiemchyłkiem. Nikt nie budzi, nikt nie ginie, wszystko cichocicho. My zdejmiemy strażników. Gardło razciach i cichocicho. Potem do środka i senszmata i wynieśćwynieść. Najpierw samice, zdrowemłode. Potem resztę jak się da. - w ciemności słyszał szelest mchu i błota jak istota chyba ruszała stopami w miarę jak mówiła. Ale chociaż głos miała piskliwy i obco brzmiący to jednak miała całkiem sprecyzowany plan jak powinna przebiegać nocna akcja. Stawiał na podstęp i skrytość działań i o ile by ten plan się powiódł mogło się obyć bez otwartej walki. Chociaż oczywiście i tego nie można było wykluczyć gdyby coś poszło nie tak.

- Dobrze. Przekażę pozostałym plan i ruszajmy. - nie podobało mu się to komplikowanie powrotu do miasta - Pomożemy tym stworzeniom… to lepsze niż bycie potencjalnym kolejnym celem. Vasilij, ty i twoi ludzie pójdziecie ze mną w stronę obozu. Nasi przyjaciele zdejmą strażników, my łapiemy kobiety, cicho, żeby nas nie widziały. Sigismundus, Strupas pilnuj naszej zdobyczy i Loszki.

- No dobra. - Vasilij przetrawił chwilę słowa kolegi po czym zgodził się na taką akcję. Powstał od ogniska a wraz z nim jego ludzie.

- Ciekawe czy by się udało z nimi nawiązać jakąś większą współpracę. - zastanawiał się półnagi grubas siedzący przy ognisku i trzymając na kolanach torbę z bezcennymi zwojami.

- Jak coś to poczekamy tu na was. - odezwał się Strupas siadając blisko pnia do jakiego była uwiązana Loszka. Po chwili grupa Vasilija była już gotowa do drogi. Trzymali łuki w dłoniach i dali wzrokiem znać Otto aby ich zaprowadził gdzie trzeba. Zagłębili się w leśną ciemność i tak spotkali się z ledwo widoczną sylwetką po części schowaną za pniem drzewa.

- Dobrzedobrze! To chodźmychodźmy! Cichocicho. - w głosie z ciemności dało się chyba słyszeć satysfakcję gdy grupka kultystów przybyła na miejsce spotkania. Przygarbiona sylwetka zręcznie i cicho ruszyła przez las poruszając się z przysłowiową, elfią zwinnością. Co jakiś czas czekała na ludzi którzy po ciemku i na przełaj przez las nie poruszali się tak sprawnie. Odgłosy śpiewanych psalmów zbliżały się stopniowo a w końcu gdzieś tam z przodu, pomiędzy drzewami było widać już łunę płonących ognisk.

Otto przykucnął i czekał, aż śpiewy ucichną. Spojrzał na Vasilija.
- Masz jakieś rady jak, do tego podejść?

- Siłowo bez sensu jak można poczekać. Jak mają chyba coś do usypiania a tak to zrozumiłem to lepiej poczekać aż towarzystwo się pośpi, co najwyżej zdjąć strażników a potem spróbować oskubać towarzystwo. Czyli tak ogólnie to on nieźle to wykombinował. Jakby dobrze poszło to byśmy oskubali towarzystwo bez krzyku. Jak rano by wstali to by się okazało, że kogoś czy czegoś nie ma czy jakoś tak. A jak nie pójdzie gładko no to zrobi się głośno ale to nadal będziemy mniej zaskoczeni niż oni. - brzmiało jakby herszt banitów i przemytników nie miał większych zastrzeżeń co do planu ich nocnego gościa. Chociaż na razie to jeszcze nie widzieli tego drugiego obozowiska chociaż już było widać łunę z ich ognisk i słychać było pieśni żałobne pewnie na cześć zmarłej księżnej.

Potem dał znać aby podejść bliżej na tyle aby pozostać w cieniu lasu ale pomimo paru drzew i krzaków jakie oddzielały ich od skraju obozu dało się go zobaczyć. Tam widać było kilka ognisk i parę ław z przewróconych pni podobnych przy jakich sami się zarzymali. Takich udogodnień na szlaku było całkiem sporo więc ci pielgrzymi skorzystali z podobnych. Grupka była spora. Chyba blisko dwa tuziny zgrupowane przy kilku ogniskach. W wieku i płci różnym chociaż brakowało dzieci i dominowali mężczyźni. Wyglądali na grupę bogobojnych pielrgrzymów albo po prostu podróżnych jacy przybyli na turniej rycerski. Co było zrozumiałe jak go odwołano dopiero co a zwykle odbywał się co roku właśnie w tą porę. Jak ktoś ruszał z dalszych stron to pewnie dowiedział się o śmierci i żałobie po księżnej jak już był prawie na miejscu. Widoczne były ręczne wózki do pchania na jakie był załadowany bagaż. Brakowało jednak wozów i zwierząt pociągowych. Widocznie podróżni maszerowali pieszo i wszystko nieśli na sobie albo na swoich wózkach. Siedzieli na pniach i śpiewali przy wieczornej kolacji psalmy żałobne. Liczebnie o wiele przeważali nad grupą kultystów więc w otwartym starciu różnie by mogło to wyglądać. Chociaż nie wyglądali zbyt bojowo, przynajmniej w tym momencie.

Jakiś czas później pielgrzymi ruszyli na spoczynek, układając się na ziemi, posłaniach, lub chowając w tanich namiotach. Na warcie pozostał jeden z podróżnych siedział na pniu ogrzewając się płomieniem ogniska.
Otto dał znak reszcie, aby zaczekali ich podziemni sojusznicy mieli zająć się strażnikiem.

To czekanie w trzewiach lasu, w ciszy i po ciemku dłużyło się niemiłosiernie. Zwłaszcza jak tuż obok obozowicze całkiem nieświadomi ich obecności uprzyjemniali sobie wieczór rozmowami, śpiewaniem psalmów czy modlitwą. Widać było, że to jacy bardzo bogobojni obywatele. Żadnych kart, kości czy hulanki nie było tam znać. W końcu jednak posnęli jak jeszcze raczej było przed północą. Zarówno banici jak i ich niecodznienni sprzymierzeńcy odczekali jeszcze parę pacierzy. Widać było, że na ociosanym pniu jaki robił za ławę smętnie siedzi jeden jegomość. Chyba się modlił w samotności bo machinalnie przewracał paciorki w dłoni.

Szajka Vasilija podeszła pod obóz ale zatrzymali się jeszcze w ciemnościach, poza granicą ostatnich drzew. Za to z tych ciemności wychyliły się dwie, mroczne, zakapturzone i przygarbione sylwetki. Z długimi, cienkimi ogonami. Wydawało się, że poruszały się bezszelestnie. Krok za krokiem podkaradały się do pleców brodatego mężczyzny jaki strzegł spokojnego snu swoich towarzyszy. Widać było, że obok niego leży oparty o pień kostur którym pewnie można było nieźle przyłożyć w razie potrzeby. Dwa cienie podeszły na ostatnie dwa czy trzy kroki do pleców strażnika gdy ten się niespodziewanie odwrócił.

- A co wy tu… - zamrugał oczami i zdążył wstać ale cała sytuacja musiała go całkiem zaskoczyć. Dwa stworzenia na więcej nie dały mu czasu. Dla nich taka odległość była jak na jeden sus. Obaj rzucili się ku niemu przewracając go na ziemię. I dalej to już ten sam pień na jakim siedział strażnik przesłonił częściowo widok.

- Oby się tylko nikt nie obudził… Oby się tylko nikt nie obudził… - mamrotał nerwowo któryś z chłopaków Vasilija wodząc bladą plamą twarzy po obozowisku. Gdyby ktoś tam nie spał to te szamotanie się ze strażnikiem mógłby pewnie usłyszeć. Oni tutaj byli ze dwa tuziny kroków od tego miejsca i to słyszeli. Ale być może śpiący mogliby to przegapić. I chyba jednak mroczni patroni im tej nocy sprzyjali. Bo szamotanie i zduszone sapnięcia w końcu ucichły. Zaś dwie zakapturzone, przygarbione sylwetki wstały i dały znak aby podejść bliżej.

- Idziemy. Ale nie wszyscy. Dwóch na jedną brankę. Nie ma co tam łazić stadem. - Vasilij szepnął cicho do swoich towarzyszy. Sam jednak został na miejscu trzymając w pogotowiu łuk gdyby była taka potrzeba. Zaś dwa stworzenia przy powalonym strażniku wyjęły coś ze swoich toreb i nerwowo rozglądały się po uśpionym obozie czekając na przybycie swoich ludzkich sojuszników.

Otto i jeden z ludzi Vasilija ruszyli cicho w stronę obozu. Kiedy podeszli do dwójki zwierzoludzi Otto poświęcił chwilę, aby się im przyjrzeć. Następnie ruszyli we dwójkę do najbliższego namiotu, po chwili obaj wrócili do Vasiliego ze związaną nieprzytomną kobietą, kilka chwil później kolejna została ułożona obok swej towarzyszki.
- Chyba wystarszy. - stwierdził Otto - Nie ma co ryzykować bardziej. Oddajmy je naszym sojusznikom i wracajmy do obozu.
Grupa wróciła z pojmanymi kobietami do Sigismundusa i Strupasa, oczekując pojawienia się sojuszników.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem