Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2022, 15:00   #140
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Lavena wystrzeliła ze swoich palców potężną kulę elektryczności. Normalnie, każda z takich zabiłaby niejednego na miejscu, jednak ból Ralldar przywitał z obłąkanym rechotem.
— „Lavena jest najlepsza” – powiedz to! — krzyknęła podekscytowana czarownica.
W dłoni Laveny zajaśniał leczniczy płomień. Kiedy tylko zaklęcie zaleczyło koszmarne rany, które rozdarł na jej ciele potwór, trucizna przestała działać. Półelfka poczuła się lepiej.
— Kiepsko ci idzie — skomentowała, czując, jak powracają jej siły i palący jad demona opuszcza jej żyły. — Może spróbuj zaatakować jeszcze raz?

Ralldar, nadal śmiejąc się gromko, rozpostarł swoją wielką paszczę nad Kateriną. Panika rozbłysła w umyśle muszkieterki, niczym nagły pożar. Nagle przestraszona wielkim biesem, muszkieterka przyjęła dwa potężne ugryzienia potwora, które przebiły zbroję i rozdarły ciało.

W ostatniej chwili paladyn wymodlił nad Kateriną tarczę, która spowolniła impet. Pomimo tego, posoka rozlała się pod muszkieterką na kamiennej posadzce, a ona sama poczuła, że jeszcze jedno z takich ugryzień i padnie u stóp wielkiego tronu.

Joresk w odwecie ciął swoim mieczem i trafił! Jego uderzenie jednak zostało poważnie zahamowane przez zaklęcie Ralldara.

Ralldar zamigotał, zniknął i pojawił się ponownie obok miejsca, gdzie stał.

Tymczasem, korzystając z chwili nieuwagi biesa, Renali dźgała wściekle swoim nożem. Jedyne jednak, co kobieta mogła zdziałać, to draśnięcia na grubej skórze potwora.

Sidonius zastanowił się przez parę chwil, szukając luki w obronie stwora. Śledczy rzucił gwiazdę, a ta zaledwie drasnęła wielkiego biesa: większość impetu uderzenia została przejęta przez zaklęcie.

Kapłan Sarenrae modlił się gorąco. Widmowy sejmitar uderzył parę razy. Niektóre z razów widmowej broni chybiły, jednak jeden trafił! Omijając barierę zaklęcia, magiczny miecz uderzył w skórę czarta i czarna jucha chlusnęła na ziemię

Katerina wprawnie wzięła sztych rapierem. Trafienie było celne, uderzenie muszkieterki przebiło się przez magiczną barierę. Na sam koniec, muszkieterka jeszcze raz spróbowała wykonać fintę, ale tym razem nie udało jej się.

Joresk uderzał, ile mógł, jednak paladyn za nic nie mógł znaleźć luki w pancerzu potwora. Kiedy paladyn skończył, uniósł tarczę nad siebie.

Wug podbiegł w tył czarta, aby dać flankę paladynowi. Uderzenie starego diabła, który wykorzystał chwilę nieuwagi orka, sprawiło, że ten aż cofnął się, taka była jego siła. Wug uderzył dwa razy młotem bojowym i krótkim mieczem, celnie. Wyglądąło na to, że wielki bies słabnie.

Półelfia czarownica wykreśliła w powietrzu znaki mocy i wykrzyczała słowa zaklęcia. Furcząca kula elektryczności pomknęła w stronę wielkiego biesa i wreszcie eksplodowała, a grota rozbłysła potężnym wyładowaniem, a grom przetoczył się przez odległe korytarze jaskini. Pomimo tego, wyglądało, że… W zasadzie Ralldarowi nie stało się nic?
— Na Otchłań! Coś jest nie tak z tym zaklęciem! — zaklęła piromantka.

Ralldar kłapał wielką szczęką i drapał potężnymi pazurami, jednak wyglądało na to, że bies już tracił siły. Pomimo śmiertelnego zagrożenia, jakim byli awanturnicy, bies rechotał przeciągle, jakby sytuacja bawiła go tak, jak jeszcze nigdy. Sapnięcia pomieszane z tubalnym śmiechem stanowiły iście groteskowe połączenie. Czyżby wielkolud był rozbawiony perspektywą nadciągającej śmierci?

Renali, biorąc zamach nożem, zawołała:
– Ketephysie, daj mi siłę, aby posłać tego czarta z powrotem do otchłani!!!
W istocie, sam Ketephys musiał słuchać zawołania Renali, bowiem kiedy uderzyła, przeszyła magiczną barierę i wzięła sztych aż w samo serce nikczemnego stwora. Śmiech Ralldara zamienił się we wrzask, a on nagle zapłonął żywym ogniem.

Eksplozja płomieni była tak wielka, że awanturnicy musieli odstąpić parę kroków, aby sami nie zająć się nagłą pożogą. We wnętrzu ognistej kuli był samozwańczy bóg goblinów, którego agonalny wrzask bólu pomieszany był z mrocznym śmiechem. Nienaturalny ogień raptownie trawił sylwetkę Ralldara, który w paru chwilach przestał przypominać swoją dawną, potężną formę, a stał się gorejącym trupem. Ścięgno po ścięgnie i kość po kości, ogień pochłaniał sylwetkę.

Wreszcie, płomienie błysnęły po raz ostatni w potężnej eksplozji popiołów. Prochy biesa porwał nagły wiatr w jaskini i zdało się, że gdzieś tam, w dalekich zakamarkach groty, nadal dudniło echo drwiącego śmiechu Ralldara.

Po Ralldarze nie zostało nic, a przekleństwo, które zabrało jego rozum i przywiązało do starej groty, dopełniło się wreszcie. Jedynymi śladami bytowania biesa został wielki tron z kości i szkielety goblinów, w części pogruchotane przez bitwę, która wydarzyła się w jaskini.
— Och, to już koniec? — zdziwiła się z teatralnym fałszem Lavena, kiedy na jej oczach sczezł mieszkaniec niższych sfer. — To było zbyt łatwe, ale i tyle w tym radochy! I ten nieszczęsny głupiec sądził, że mnie przyćmi? Cóż, dokładnie tego powinien się tego spodziewać! Trzeba było się ukłonić prawdziwej władczyni Czarciego Wzgórza!
Wiśniowowłosa wyprostowała się dumnie, po czym uśmiechnęła pod nosem, patrząc, jak rozwiewają się szczątki czarta.
— Zostało po nim dokładnie tyle, ile znaczył. NIC!
Katerina odskoczyła jak oparzona i przesłoniła dłonią oczy, gdy truchło stanęło w piekielnych płomieniach.
- Nieee! - Jęknęła przeciągle. - Nie tak miało być!
Kurz bitewny opadł, ale frustracja dalej trzymała ją w swych objęciach i kopnęła jeden z zalegających pod stopami kamyków, fukając pod nosem. Spojrzenie jednak po krótkiej chwili spoczęło na tronie. Coś błysnęło w oczach Bonheur i cień łobuzerskiego uśmieszku zadrgał jej kącikami ust. Wyswobodziła dłoń z pół płaszcza, schowała rapier przy pasie i podeszła do Wuga.
- Łamaczu kochany! - Odezwała się z przymilnym uśmiechem. - Użyczysz swojej pięknej towarzyszce tego mocarnego młota? Obiecuję go oddać za parę chwil w nienaruszonym stanie.
- No, odszedł zdecydowanie efektownie... - powiedział Khair. - Ale nie da się ukryć, że niewiele po nim zostało. Ciekawe, czy jego skarbiec będzie tak samo zasobny...
- Jeśli zburzenie tronu da ci odrobinę zabawy czemu nie. - Wug podał młot Katarinie. - Mnie osobiście interesuje skarbiec tego nicponia. Zawołam też Jednookiego. - barbarzyńca ruszył do skarbca, a następnie po swojego podwładnego.
Joresk oparł się o ścianę i odetchnął.
- Poszło lepiej niż się spodziewałem, chyba jednak potrafimy współpracować na polu bitwy… Katerino, zanim zabierzesz się za twórczą demolkę, pozwól, że zajmę się częścią twoich ran - uśmiechnął się do szermierki - Nie mam jeszcze takiej mocy, by ochronić was przed wszystkim.
Katerina, już miarkująca uderzenia i ważąca młot w dłoniach, parsknęła na słowa paladyna.
- Od razu “twórcza demolka” - żachnęła się teatralnie. - To najzwyczajniej artystyczny wyraz galtańskiego ekspresjonizmu anty-monarchistycznego.
Zaśmiała się, obracając młot w dłoniach zaskakująco sprawnie jak na kogoś, kto preferował o wiele lżejsze bronie. Bonheur opuściła oręż i machnęła przyzwalająco dłonią.
- Niech będzie leczenie - uśmiechnęła się. - Z naszym szczęściem zaraz zjawi się nekromantka i zacznie znowu monologować.
- Będziesz musiała wytłumaczyć prostemu żołdakowi zawiłości tej całej sztuki - Joresk odpowiedział z udawanym prostackim akcentem, dotykiem dłoni lecząc część ran - Może damy jej się wygadać? Rany zagoją się naturalnie, prowiantu mamy sporo… - zaproponował rozbawiony.
- Pfft, tylko i wyłącznie, jeśli ten twój wspaniały dotyk potrafi też leczyć przewlekłe migreny. Chociaż pomysł całkiem-całkiem, może znudziłaby samą siebie swoją gadką i usnęła, a my wtedy “khrrr”... - Katerina uniosła zaciśniętą dłoń i przejechała kciukiem po swojej grdyce. Po czym zerknęła w dół, gdzie magia paladyna zasklepiła najgorsze rany i wstrzymała krwawienie. Bonheur zacisnęła obie dłonie na trzonku młota. - Szczęśliwie, ja nie zanudzę ciebie monologiem, a zademonstruję podstawy wspomnianego ekspresjonizmu. Patrz i podziwiaj, Joresku.
Po czym skocznym krokiem, nucąc ludową przyśpiewkę pod nosem, podeszła do tronu Ralldara i otaksowała go spojrzeniem. Siedzisko wcale nie zyskiwało przy bliższym poznaniu i, bez większej pompy czy ceremonii, Katerina zamachnęła się młotem z całą mocą. ŁUP!, prysnęły pierwsze odłamki.
- Obyś zgnił w Otchłani, parszywy bydlaku!
ŁUP, ŁUP, ŁUP. Muszkieterka uderzała, aż dudniło.
- Oby wszystkie demony brały cię pospołu, chędożyły z jednej i sodomizowały z drugiej strony! Zachciało ci się galtańskiego deseru i masz teraz za swoje! Ty PARSZYWY! ŚMIERDZĄCY! PRZEROŚNIĘTY! ZMUTOWANY! NIETOPERZU!
Ostatnie inwektywy Katerina wyrzucała z siebie w rytm jeszcze mocniejszych uderzeń. Choć nie padały już kolejne kolorowe obelgi pod adresem nieświętej pamięci Ralldara, dziewczyna chyba nie planowała spocząć, dopóki z tronu nie zostanie pył. Stojąca niedaleko Lavena w tym samym czasie czyściła swoją sukienkę za pomocą magii i z rosnącym rozbawieniem przyglądała się tej scenie.
— Chyba powinna o tym poważnie porozmawiać z jakimś kapłanem, nie sądzicie? — rzuciła w kierunku towarzyszy, uśmiechając się drwiąco. — Ale niech działa. Właściwie jest mi to na rękę. Nigdy nie zasiadłabym na czymś tak ewidentnie pozbawionym elementarnego poczucia estetyki. „Tron” to godny nieokrzesanego belzkeńskiego barbarzyńskiego watażki. Totalne bezguście. Nowa władczyni Czarciego Wzgórza zasługuje na zdecydowanie lepsze siedzisko! Bardziej odpowiadające jej wytwornej prezencji i szlachetnej naturze. Trzeba by było je również postawić w bardziej reprezentatywnym miejscu. W ogóle ktoś normalny chciałby mieć salę tronową w tej cuchnącej pieczarze?
Joresk z rozbawieniem oglądał galtańską dekonstrukcję tronu, modląc się cicho do Ragathiela. Jego patron musiał być zadowolony, skoro jeden czart mniej kalał tę ziemię swą obecnością.
- Naprawdę chciałabyś panować nad tym pagórkiem, nawet z jego wrotami? - zapytał zdziwiony Laveny - Na pewno masz większe ambicje - uśmiechnął się - Poza tym wytępienie pająków z tych zakamarków będzie prawie niemożliwe.
Półelfia dziewczyna wzdrygnęła się na samo wspomnienie o pająkach.
— Jak dotąd jeszcze nikt nie okazał się na tyle roztropny, by zaoferować mi koronę jakiegoś cesarstwa — odparła z nutką żalu. — Także w międzyczasie jestem w stanie zadowolić się tym oto skromnym pagórkiem i znajdującymi się na jego terenie Wrotami oraz cytadelą. Oczywiście, gdy już doprowadzimy je do właściwego stanu.
- Jeśli okażę się jakimś zaginionym królewskim dziedzicem, możemy ponegocjować - paladyn puścił jej oko - Podobno w mojej profesji zdarza się to zadziwiająco często.
— W sumie… to jest coś na rzeczy — stwierdziła z filuternym uśmiechem czaromiotka. — Powaliłeś potężnego czarta, uratowałeś księżniczkę — wskazała wymownie na siebie. — Teraz tylko czekać aż pojawi się niosący regalia posłaniec w poszukiwaniu zaginionego księcia!
Jednak zaraz po tym nader entuzjastycznym stwierdzeniu cała energia jakby z niej wyciekła. Dziewczyna rozluźniła ramiona i klepnęła wojaka po przyjacielsku w naramiennik.
— Jednak do tej pory nie oczekuj jakichś specjalnych względów.
Doktor Sidonius podszedł do Renali i ukłonił się jej uprzejmie.
- Zaprawdę, cała nasza drużyna szlachetnej wojowniczce, która zadała decydujący cios w tym starciu i bez której by nam nie udało się zwyciężyć tego niewiarygodnie trudnego starcia. Jedynie ratowałem naszą dostojną Lavenę - przy słowach decydujący i ratowałem podniósł głos odrobinę.
Joresk uśmiechnął się pod nosem.
- Gdzieżbym śmiał, zresztą jest jeszcze wiele czartów do zabicia i księżniczek do uratowania - rzucił, słysząc słowa Sida - Szanowny doktor ma rację, po raz kolejny jesteśmy ci winni podziękowania - odezwał się do Renali, unosząc miecz w żołnierskim pozdrowieniu.
— Kto? — zdziwiła się przekornie szmaragdowooka. — Ach, ta! To ona jeszcze z nami jest? Myślałam, że już sobie poszła.
Następnie dwudziestoletnia galantka zwróciła się do czarnoskórej kobiety, nie zaszczycając jej jednak spojrzeniem.
— Cóż, całkiem nieźle jak na amatorkę. Jednak nie wyobrażaj sobie za dużo po słowach tych mężów, widać bowiem, że przemawia przez nich coś innego, niż rozum…
Renali, która do tej pory nie odzywała się, przez pewien czas trwała z pokaźnej wielkości nożem wzniesionym w górę, zapewne pogrążona w modlitwie. Z milczenia wyrwały ją pytania i uwagi Joreska, Laveny i Sidoniusa.
– Wiedziałam, że nam się uda! - na twarzy czarnoskórej kobiety zajaśniał uśmiech (wyglądała nie przejmować się słowami Laveny). – Stwór pozbawił już życia dość niewinnych istot, które miały nieszczęście został schwytanym przez niego. Bogowie uśmiechnęli się do nas dzisiaj.
Jednooki, który przestał słyszeć odgłosy bitwy wkroczył na pobojowisko. Małpolud wyrzekł parę słów, które chyba oznaczały uznanie, podrapał się po głowie i gapił się na tron, teraz już zniszczony. Katerina, która zakończyła swój twórczy akt radosnego wandalizmu i cofnęła się parę kroków wstecz, również podziwiała własne rękodzieło z wyrazem przemożnego samozadowolenia jasno wyrysowanym na twarzy.
- No, skończyłam - oznajmiła, wracając do towarzyszy i od razu zwracając się do Laveny. - Moja droga, czuję się zobowiązana poinformować, że gdy idzie o kapłanów, uznaję tylko i wyłącznie zwierzchnictwo błogosławionych nałożników Calistrii. Aczkolwiek...
Przeciągnęła samogłoski, wchodząc w prowokacyjne tony.
- Zdecydowanie preferuję pozycję rzeczonej zwierzchniczki, jeśli już o tym mowa - puściła czarownicy oko.
— Nie ma bardziej błogosławionych ludzi nad nałożników Laveny Da’naei! — stwierdziła w odpowiedzi próżna Taldanka.
- Zaiste honor większy, niż bycie wybranym bądź wybraną przez Gwiezdny Kamień - Katerina pokiwała głową.
~

Tymczasem, Wug wkroczył do skarbca, który był opodal.

“Skarbiec”, jeśli rzeczywiście miało nim być pomieszczenie, do którego wszedł Wug, przypominał bardziej brudną piwniczkę albo też rzeźniczy rynsztok. Cuchnęło tutaj straszliwie rozkładem.

Znajdowały się tutaj stosy czaszek - o dziwo, pieczołowicie poukładane, razem z pozostałymi kośćmi. Na podłodze znajdowały się małe stosiki nieczystości, które wyglądały na zaschnięte wnętrzności, zdarte skalpy i ekskrementy, które oddawały ohydny zapach. Ściany pomalowane były zaschniętą posoką, która poczerniała i przyjęła rudawy odcień.

Na południowej ścianie, na improwizowanym wieszaku z desek wisiała zdarta skóra, niechybnie pochodząca z humanoidów - orków, ludzi i elfów, a ze zszytych skrawków skóry czasem spozierały puste oczodoły i skrawki skóry pokrytej włosami. Trzeba było przyznać Ralldarowi, że był zręcznym kuśnierzem, bowiem skrawki były złączone z iście mistrzowską wprawą. Na płaszczu ze skóry były namalowane czarną farbą jakieś dziwne znaki, jednak żaden z awanturników nie potrafił rozróżnić, czym były. Ostatecznie, dziwne glify na skórze mogły być rojeniami martwego czarta, który stracił rozum.

Pod makabrycznymi trofeami, obok stosików nieczystości, znajdowały się dwie zbroje. Pierwszą był kirys, drugim zaś koszulka kolcza. Jak rozpoznał Sidonius, obie te zbroje nosiły na sobie runy zwiększające twardość zbroi.

W jednej ze zbroi znajdowały się schowane kolejne przedmioty, które wyglądały na zaklęte - wachlarz z piór, ciemnoniebieski klejnot, białe rękawice i różdżka zdobiona motywami sieci. Podróżnicy, jeden po drugim identyfikowali skarby zrabowane przez szalonego biesa, który wrócił do Otchłani.

W drugiej zbroi zaś znajdował się mały stosik monet - złote, srebrne i miedziane monety były zbrukane krwią, tak samo jak wnętrze, które cuchnęło posoką i zgnilizną.
Doktor pokręcił głową ze smutkiem.
– Prawie szkoda, że go zbłądziliśmy. Byłby ciekawym obiektem badań… Nie, naprawdę mi przykro. Szaleństwo wśród czartów, czy to nie fascynujące zagadnienie?
- To u demonów nie jest standard? - zapytał zaciekawiony paladyn.
— Widocznie obłęd to kwestia perspektywy — rzekła Lavena, kwitując swe słowa cynicznym uśmieszkiem.
- Mi tam pasuje, że zdechł. Gobliny go czciły jakby kiedyś stąd wylazł to narobiłby mi problemów. - Wug podsumował śmierć czarta. - Nadal mam zamiar zająć twierdzę z plemieniem. Moglibyśmy do tej rozmowy wrócić co chcemy zrobić z wiedzą o wrotach? - powiedział nie zważając na Sidoniusa. Nie było co ukrywać sprawy, jeśli śledczy pożyje wystarczająco długo sam pozna prawdę. Jeśli nie nie zdoła nikomu o tym opowiedzieć.
- Chcemy o nich opowiedzieć w Rozgórzu? Kim jest ta cała Triada o której gadała Voz?
— Szkarłatna Triada. Gildia kupiecka z Katapesh. Jedna z wielu jej podobnych — wyjaśniła ze wzruszeniem ramion wiśniowowłosa dandyska. — Nie wiem, co miałoby być w niej niby takiego specjalnego, co by w szczególny sposób łączyło ją z naszą wątłomantką. O ile nie chodzi o rzecz wręcz prozaiczną: bardzo wygodny z perspektywy handlu punkt tranzytowy z Garundu do południowego Avistanu. A co do Kręgu Alsety, to trzymałabym w tajemnicy jego istnienie. Tak długo, jak tylko się da. Nawet w postaci mglistej legendy przyciągają wystarczająco dużo irytujących typów.
-Raczej nie obłęd w naszym rozumieniu. Demony to personifikacja zniszczenia. - rzekł Sid
— To tak jak ja Tygrysku — zażartowała piromantka puszczając oko do doktora. — Zwłaszcza w TE dni miesiąca…
– Szczęśliwie udało nam się zabić tyrana - rzekła Renali. – Malarunk i jego zgraja jest przed nami, w głównej komnacie. Nie chcielibyśmy walczyć z nim, mając biesa za naszymi plecami…
— To ma być wyzwanie? — zdziwiła się czarownica. — Demon sczezł, a małpiszon, blada pozerka i hobgoblińska łotrzyca wkrótce do niego dołączą!
– Oby to okazało się prawdą - odparła z nadzieją Renali.
— Z pewnością nasi wrogowie będą starali się z całych sił — stwierdziła Da’naei. — Mimo to czeka ich sromotna porażka! W zasadzie jak się nad tym zastanowić… to całkiem smutne.
-Sromotna porażka wrogów bywa rozczarowująca, ale czy smutna? Jeno skłania nas do rozważań nad kruchością życia.
- Doliczyłaś się przynajmniej, ilu ich tam było przy swojej... Khm... - Katerina ugryzła się w język, chrząkając. - Przy taktycznym odwrocie? “Zgraja” to dosyć szerokie pojęcie.
- Siedmiu albo dziewięciu - odparła Renali.
- Te rękawiczki mi się podobają - powiedział Khair, biorąc do ręki białe rękawiczki.
Ze znalezionych łupów Lavena jak zwykle przygarnęła złoto. Wzięła też różdżkę z wplecionym weń zaklęciem sieci, której i tak nikt inny nie potrafiłby obsłużyć. Co do reszty, to pancerze właściwie nigdy ją nie interesowały. Uważała, że były za ciężkie, niewygodne i z reguły mało gustowne. Zdecydowanie bardziej odpowiednie dla prymitywów lubujących przemoc. Jednak w tym wypadku przeznaczenie zadrwiło z tych uprzedzeń, czyniąc jej wyjątkową niespodziankę. Jedna z dwóch znalezionych w skarbcu czarta zbroi szybko przykuła uwagę wyelegantowanej półelfki. Okazało się bowiem, że to, co Sidonius pospiesznie uznał za koszulkę kolczą, było w istocie nader specyficzną wariacją bechtera, kunsztownym i na dodatek zaklętym gorsetem z cieniutkiej stalowej blachy, jedynie łączonym kolczą plecionką. Najwidoczniej służącym ongiś jakiejś zamożnej i niezwykle skupionej na własnym wyglądzie awanturniczce, ponieważ biorąc pod uwagę konstrukcję pancerza, zdecydowanie bardziej musiała ona cenić prezencję, aniżeli praktyczność i protekcję. Co też skończyło się z oczywistym dla wszystkich zgromadzonych skutkiem. Los poprzedniej właścicielki jednak nie zrażał w najmniejszym stopniu wiśniowowłosej, która uważała się za niezwykle wyjątkową i obdarzoną fortuną osobę, predestynowaną do naprawdę wielkich rzeczy, której to nigdy nie dotknęłyby tego typu fatalne przypadki. Pochwyciła więc pancerz i udała się z nim na ustronie. Po chwili zaś powróciła, już weń przyodziana.

— No i jak wyglądam? — zapytała z pełnym samozadowolenia uśmiechem.
- Wolisz odpowiedź niosącą w sobie prawdę, czy też odpowiedź, że tak powiem, politycznie poprawną? - spytał uprzejmie Khair, zachowując poważną minę.
- Dobrze wyglądasz. Choć zaraz pewnie powiesz, że dobrze to obelga i należy powiedzieć, że obłędnie. - nawet barbarzyńca przewidywał, jak wygląda rozmowa z Laveną. - Z rzeczy bardziej praktycznych jakieś leczenie czy odpoczywamy? Chciałbym by przed kolejnym wyzwaniem wszyscy byli wyleczeni nie będzie czuję tak łatwo jak z nim - wskazał głową na demona.
- Myślę, że godzina na złapanie oddechu będzie wystarczająca - skonstatował Joresk - Chwila modlitwy i będę mógł was wyleczyć. A ty Laveno wyglądasz jak zwykle olśniewająco, obyś tylko nie była atrakcyjniejszym celem dla naszych wrogów.
- Dobry młot, muszę sobie taki sprawić, tylko nieco lżejszą wersję - Katerina oddała oręż, którym rozniosła tron, Łamaczowi. Na widok Laveny powracającej w nowej kreacji, muszkieterka pokiwała głową z aprobatą i skrzyżowała dłonie na piersiach, otwarcie taksując czarownicę spojrzeniem. Od wydania własnej opinii odwiodło ją jednak pytanie Khaira. - Ależ, mój drogi kapłanie!, czy jednym z przykazań twej bożej patronki nie jest aby "nie kłam"? Odpowiedź jest zatem oczywista, musisz powiedzieć nam całą prawdę. Calutką!
Paladyn prychnął śmiechem.
- Ostrożnie Khairze, cokolwiek powiesz zostanie użyte przeciwko tobie - rzucił z rozbawieniem - Ale muszę przyznać, że Kwiat Świtu wiele od was wymaga. Chyba nawet Dziedziczka nie ma tak twardych zasad, nie sądzisz?
— Ha! Teraz to już na pewno zapiszę się w annałach. Nauczyłam orka kurtuazji! — zaśmiała się Lavena. — Pokonanie demonicznego władcy wypada przy tym co najmniej blado. Aczkolwiek nie zgodzę się, że podziwianie mnie nie należy do rzeczy praktycznych. Wręcz przeciwnie! Może zarówno podnosić morale, jak i artystycznie inspirować! Bierzcie przykład z Joreska!
Następnie dzierlatka spojrzała na sarenraenitę.
— Skoro nie wolno ci łgać, odpowiedz zgodnie z prawdą kleryku. W najgorszym razie to ja przedstawię ci dwie możliwości: umrzeć szybko i bezboleśnie bądź też powoli i w męczarniach — wyszczerzyła się.
Khair odpowiedział kpiącym uśmiechem.
- Moja opinia bez wątpienia nie będzie ci się podobała, bo ja wolę kobiety odziane w naturalną urodę, a nie zakute w jakąś blachę, nawet najwspanialszą. Ale, zapewne, w tym pancerzyku wzbudzisz podziw i uznanie w każdej karczmie, do której wkroczysz.
Z dumnie zadartym nosem, dodał w myślach.
— Znaczy takie bez przyodziewku? — zapytała żartobliwie sybarytka. — W sumie powiada się, iż w wyznawcach Sarenrae przysłowiowy ogień gore, a zimne świątynne mury mogą z czasem powodować różne myśli… Tak czy inaczej, w drugiej części swej wypowiedzi właściwie się nie pomyliłeś. Aczkolwiek karczma czy nie karczma. Nieważne gdzie wkroczę, tam oczywiście wzniecam powszechny podziw! Nie powinno to budzić żadnych wątpliwości, kiedy raptem przedwczoraj udało wam się uszczknąć nieco dla siebie z racji mej ogromnej popularności i charyzmy.
- Ja jeno powiem, że żadna zbroja nie podkreśli urody Laveny, jak aureola przywołanych płomieni. - rzekł Sid.
- Jakby uroda Laveny potrzebowała jakiegokolwiek podkreślania - Katerina zaśmiała się, otrzepując rękawy z resztek tronu.
— Cieszy mnie niezmiernie, moi wspaniali przyjaciele, że starcie z koszmarem Otchłani nie pozbawiło was zmysłów ani rozumu — podsumowała czaromiotka.
Awanturnicy spędzili następną godzinę w grotach opodal. Obecność trupów była niepokojąca, jednak nieumarli zostali zniszczeni, zaś zwykłe trupy, w których nie krążyła nekromantyczna energia, nie mogły zrobić im niczego.

Leczenie trwało mniej więcej tyle, ile popas. Niespodziewanie, Renali okazała się tak wprawna w leczeniu, jak sam Khair. Czarnoskóra kobieta bez ociągania pomagała Khairowi, Sidoniusowi, a także paladynowi i rudowłosej zaklinaczce doprowadzić drużynę do stanu używalności. Lavena i Joresk rzucali swoje zaklęcia, a ręce kapłana, śledczego i magini z Mwangi pracowały, opatrując rany. Najbardziej ranni awanturnicy - Lavena, Katerina i Wug rychło poczuli się znacznie lepiej, kiedy tylko medyczne zabiegi ich towarzyszy zasklepiły ich rany.

Po wyleczeniu ran, podróżnicy powstali raz jeszcze i podążyli dalej skalnym korytarzem.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online