| Okolice baru "JoyStick"
Jersey Downside
Aidan zarechotał w najlepsze, gdy Agent zawibrował i wydał z siebie krótki dźwięk, zwiastujący nową notyfikację, która okazała się być reklamą stylizowanego dildosa. Zdjęcie towarzyszące ofercie powiększył stuknięciem palca, oglądając akcesorium z bliska i kiwając aprobująco głową. Zabawka nadałaby się idealnie na prześmiewczy prezent urodzinowy dla Hwanga lub Miguela, gdyby nie ta wygórowana cena i prośba o tracking.
- Apollo, kochanie, filtruj lepiej spam - zakomenderował.
W iście aidanowym stylu chłopak nazwał proste, służalcze SI operujące Agentem na cześć starożytnego, greckiego boga. Jakby tego było mało, narzucił nań jeszcze więcej okowów niż zwyczaj nakazywał, zupełnie kastrując SI z funkcji głosowych i ograniczając je jedynie do wibracji oraz dźwięków. Chował właśnie smartfona do kieszeni, gdy wpadł na niego znajomy kształt.
- Funfle i utrzymankowie?! FUNFLE I UTRZYMANKOWIE?! - Ganimedes uniósł się, gdy Maryśka skończyła mówić. - Ale co ty mi tutaj sugerujesz, przepraszam bardzo? Jakieś brzydkie uprzedzenia i osądy, no wiesz co!
Norwid, znając Kallistera, zignorowała jego oburzenie i tylko okręciła się na pięcie, ale to był jeden z kardynalnych grzechów. Aidan nienawidził być tak bezczelnie ignorowanym i, łyknąwsze przynętę, ruszył w ślad za nią. "Kibble Emporium" miał w dupie, nic z niego nie potrzebował, ale prędzej piekło miało zamarznąć, zanim odpuściłby sobie walkę o ostatnie słowo. Dreptał więc za nią, nawijając żywiołowo.
- Usrałaś się na te kamienie nie wiadomo po co, a że nie mieli to teraz na mnie się wyżywasz? Na mnie?! Kamieni się, kurwa, zachciało. Ty wiesz, ile w takich kamieniach byłoby syfu i bakterii, hm? Biotechnika tyle gówna narobiło w laboratoriach, że nawet alkohol by ich nie wysterilizował, a ty o kamienie płaczesz! - Aidan, niczym irytujący dron, był tuż nad jej ramieniem i nie przejawiał zamiaru odpuszczenia sobie pościgu. - Wiesz, że łyk byś wzięła takiej whisky i by ci macica uschła? Ale może to i lepiej, bo tylko tego nam brakuje, kolejnej miniaturowej wer... HEJ!
Aidan był tak oddany swojemu słowotokowi, mającemu na celu sprowokować Norwid, że nie zauważył nawet jak z pobliskiego progu wstają dwa chłystki, którym zamarzyło się chyba bycie jeźdźcami na białych rumakach. Dopiero dłoń na piersiach, odpychająca go w tył i sylwetki blokujące drogę przerwały perorę. I wściekłość, już czysta i prawdziwa, zagotowała mu krew.
Grzech kardynalny numer dwa - Kallister nie lubiał być dotykanym, gdy nie wydał na to przyzwolenia. Zwłaszcza przez jakichś śmierdzących uliczników w porwanych łachach. Dał się jednak ponieść impetowi pchnięcia, cofając o krok, dwa w tył. Maryśka tylko rzuciła mu przez ramię kpiarski uśmieszek i przerysowanego całusa, w geście zdającym się mówić "radź sobie sam, powodzenia". No tak.
- Tej, piękniś, skąd żeś się urwał, co? - Pryszczaty obdartus rzucił bełkotliwym tonem. - Chyba musimy cię kultury nauczyć, co?
Drugi szczyl nadął się niczym balon i uderzył pięścią o otwartą dłoń, zapewne w geście który jego ograniczone moce przerobowe uznały za groźny. Aidan miał ochotę parsknąć na to śmiechem, nie czując wcale strachu przed dwoma gówniarzami ledwo trzymającymi się w pionie. Zamiast tego jednak, wbił zwężone spojrzenie w tego, który nazwał go "pięknisiem", napinając się niczym struna. Lub wąż gotujący się do ukąszenia.
- Ach, tak? - Ganimedes rzucił słodko-jadowitym tonem. - Chcecie mnie uczyć? Uczcie. Zamieniam się w słuch.
- To słuchaj - obdartus poczuł się pewniej, dźgnął nawet Kallistera w pierś palcem. - Tylko słuchaj mię uważnie, bo nie będę się powtarzać. Po pierwsze...
Po pierwsze, to w Night City należało zawsze być gotowym, by wznieść gardę. Nawet przy rozmowie. Pryszczaty gonk takiej gardy nie wzniósł i, zdzielony prosto w nos pięścią, mógł tylko zatoczyć się w tył. Aidan poprawił drugim uderzeniem, fundując mu pospieszny lifting nosa, z którego buchnęła krew. Zaplątany we własne nogi obdartus runął jak długi. Jego kolega, gdyby nie refleks stępiony alkoholem i bogowie wiedzą czym jeszcze, pewnie byłby w stanie zareagować, ale Kallister był szybszy. Johnny wyskoczył z kabury, lufa wymierzona w szczyla stanowczo osadziła go w miejscu. Przynajmniej na chwilę, bo górę wziął instynkt samozachowawczy i pozer wziął nogi za pas.
Aidan przez chwilę miał ochotę posłać parę naboi w ramach motywacji do szybszego biegu, ale dźwięk Agenta w kieszeni skutecznie odwiódł go od tego działania. Zagrała "La Cucaracha", zwiastując wiadomość od Miguela. Kallister kopnął jeszcze leżącego, grzebiąc w kieszeni i przyszpilił go do parteru, osadzając ciężki bucior na pachwinie. Wiadomości wysłuchał, przewracając oczami.
- Zostawić was gdzieś na chwilę samych - sarknął w słuchawkę.
Westchnął teatralnie, spoglądając na leżącego pod nim pryszczatego. Dla samej już przyjemności krzywdzenia przeniósł cały ciężar ciała na but osadzający go w miejscu. Splunął mu jeszcze prosto w twarz.
- Na przyszłość, mierz siły na zamiary, brudasie - poradził przyjacielsko.
I zostawił zwijającego się z bólu gonka w tyle, szybkim krokiem wracając do "JoySticka" po Reiko i Annę.
Ostatnio edytowane przez Aro : 07-11-2022 o 22:44.
|