Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2022, 20:47   #73
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
&wszyscy gracze oraz GM

Jakoś poradzono sobie z wpakowaniem motoru Liao na pakę pickupa, ale łatwo nie było.

Plan ze spuszczaniem Harley'a Nakpeny na linach przez okno, odpuszczono. Mogło się wydarzyć tyle niemiłych rzeczy z maszyną indianina… lepiej nie ryzykować.

Sam Nakpena z kolei, odprawił ceremonię symbolicznego pochówku Liao.

Po dwóch godzinach, ruszono.

Najpierw narobiono rabanu przy jednej bramie, by ściągnąć na nią masę Zombie szlajających się przy budynku… Wtedy też, z drugiej bramy, wyskoczył jeep grupki z lotniska, którzy ruszyli dosyć szybko, choć po kilkunastu metrach się zatrzymali, i zaczęli się wydzierać, by ściągnąć na siebie uwagę truposzy. Podziałało. Horda ruszyła za nimi, a jeep powoli przed siebie.

W końcu, gdy już w sumie nawet jeep objechał budynek, z pierwszej bramy wyjechał w końcu pickup, i jeden harley.

W ten sposób, opuszczono cholerne lotnisko, i ponownie wjechano na autostradę 55, w kierunku… St.Louis. Ale najpierw po drodze było jeszcze jakieś tam "Lichfield".

~

Żyjąca tam mała społeczność, przestrzegała przed dalszą jazdą prosto na St.Louis.

"Lotniskowi" zabrali połowę paliwa z beczki dla siebie, po czym ulotnili się w swoją drogę… gdzie to oni tam jechać chcieli…

Co dalej?

Thomas odprowadził wzrokiem odjeżdżającego jeepa, a potem spojrzał na 'swoje' towarzystwo.
- Co powiecie na to, by zostać tu do rana? - spytał. - Dowiemy się czegoś więcej o drodze przed nami. Skoro mamy ominąć St.Louis, to warto poznać inne możliwości.

Nakpena czuł się lepiej. O zadrapaniu przez zombie już zapomniał. Powierzenie duszy Liao duchom przodków przyniosło spokój i nawet pewne ukojenie. Indianin wiedział, że zrobił wszystko co mógł aby jego przyjaciel nie błąkał się wiecznie po świecie jako udręczony upiór. Odszedł w spokoju i za jakiś czas powita Nakpenę, gdy on też wkroczy do Krainy Wiecznych Łowów. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie… Nadal było coś do zrobienia na tym świecie. Ich misja przecież ledwo się rozpoczęła.
- Oczywiście Thomas. Potrzebujemy odpoczynku. To miejsce wydaje się przyjazne. Prześpijmy się tu.
- Zostańmy, zaś jeśli właściwie pamiętam, mieliśmy objechać St. Louis opłotkami? Czyli możemy albo nieco skręcić na wschód jadąc przez Hisboro, Grenville, Carlye, potem na południe oraz zachód aż do Chester. Skoro zaś mieszkańcy ostrzegają, może jeszcze gorzej być w owym zwariowanym mieście, niżeli przypuszczaliśmy - stwierdził konował.
- Z fanatykami zawsze mogą być kłopoty, na dodatek spore. - Thomas pokiwał głową. - Weźmiemy mapę, pogadamy z tutejszymi, no i może uda się nam ustalić w miarę bezpieczną trasę, być może jeszcze większym łukiem omijającą miasto.
Przez moment przyglądał się mapie.
- Przejazd przez Alton może być niebezpieczny, ale to najkrótsza droga nie prowadząca bezpośrednio przez Saint Louis - powiedział. Spojrzał na miejscowych. - Czy ktoś z was próbował tamtędy jechać? Macie może jakieś informacje z Alton?

- Jeśli nie tędy, to może bocznymi drogami do Louisiany? Mapa sugeruje, że tam jest most przez Missisipi.


- Most jest również w Chester oraz kilka poniżej. Oczywiście prawdopodobnie. Obawiam się przy Louisianie sporego nadłozenia drogi, przejścia przez tereny fanatyków, które ponoć rozpościeraja się również na zachód od St. Louis. Wreszcie trafilibyśmy blisko machin… - rzekł konował niepewnie patrząc na miejscowych, westchnąwszy - może wiecie coś na temat tego szlaku? - spytał jeszcze.
- Jak ominiecie St.Louis na zachód, to potem Jefferson City… a tam też fanatycy, będziecie w potrzasku między dwoma miastami? - Powiedział jeden z miejscowych.
- Na południe by można… ale czy mosty jeszcze są, cholera wie. Dawno się tam nikt z nas nie zapuszczał… - Dodał inny.
- Ale na południu, to powoli mutki i rednecki - Wtrąciła się jakaś starsza kobieta.
- To co mają zrobić, jechać prosto na St.Louis nocą, po ćmoku, i liczyć na szczęście?? - Spytał ją ten pierwszy z dyskusji…
- Mam wrażenie, że fanatycy są groźniejsi niż mutanci czy rednecki - powiedział Thomas, któremu ta ostatnia nazwa niewiele mówiła. - A zatem południe i Chester? - Spojrzał na towarzyszy podróży. Konował się nie krygował:
- Sensowna opinia - potwierdził słowami prostymi.
Nakpena wzruszył tylko ramionami. Jakoś ostatnio było mu wszystko jedno. Owszem, chciał ukończyć misję, ale… ale znów czuł tą chandrę i zmęczenie życiem, które opuściło go po wizji, w której duchy przodków przepowiedziały, że wyruszy w podróż. Czy było to powodowane wiekiem? Stratą przyjaciela? Widmem śmierci, po zranieniu przez zombi? A może jeszcze czymś innym? Trudno powiedzieć. Faktem było jednak, że wigor, który przez ostatnie dni przepełniał starego Indianina uleciał z niego jak powietrze z dziurawego balonu.
- W takim razie... - Thomas spojrzał na 'tubylców' - gdzie możemy przenocować? I czy może wiecie, gdzie można zdobyć trochę paliwa? Albo jedzenia?
- Paliwa nie mamy prawie wcale, z jedzeniem też kiepsko… nocleg? A wybierzcie sobie jakiś domek - Miejscowy zatoczył dłonią łuk, po jednorodzinnych domach-ruinach.
- Coś sobie znajdziemy - Thomas skinął głową. - Macie jeszcze jakieś pytania, pomysły? - spojrzał na pozostałych uczestników wyprawy.
Indianin bezceremonialnie oddalił się od rozmówców. Znalazł względnie bezpiecznie wyglądający kąt, zjadł, napił się wody. Po krótkiej medytacji już chrapał. Może porządny sen pozwoli mu wrócić na właściwą ścieżkę. Albo może duchy przodków znów się z nim skontaktują we śnie?

Thomas znalazł jakiś w miarę cały domek. Zaparkował, a gdy już się wszyscy rozgościli wybrał się na mały spacer.
Uznał, że zrobienie paru kroków, dla rozruszania kości, nie zaszkodzi, a kolacja mogła poczekać. Konował zaś wziął się za jakieś jedzonko.
 
Kelly jest offline