Gliny nie były aż takimi łamagami! Na pewno mieli jego rysopis! Był dobry we wciskaniu kitu, ale nie był cudotwórcom a akcja, którą odwalił Ryży ("Matulo Boska daj głupiemu dzieciakowi ocaleć" - zmówił krótką modlitwę w intencji Rudego wariata) zapewne sprawiła, że są na podwyższonej czujności...
- Myśl Tadek myśl... Mam!- Powiedział do samego siebie, Wiśnia skręcił w kierunku pola i zaczął wprowadzać swój śmiały plan w czyn!
Wpierw zdjął jedyny but, jaki mu pozostał, położył go na pedale gazu, włożył w niego butelkę po wódce pod takim kontem, żeby cały czas było naciśnięte. Następnie zdjął swój fajny gajer, zawiązał rękawy, tak, żeby trzymały kierownice i sprzęgło a marynareczkę zawiesił tak, żeby okrywała krzesło kierowcy.
Jako wisienkę na torcie ucałował swoją ukochaną warszawską cwaniakówkę, która przechodziła w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie... Łezka zakręciła się w jego kaprawym oku, ale
Cesarzowa miała racje nakrycie głowy, z którym się nigdy nie rozstawał, było zbyt charakterystyczne, wylądowała więc na rurce, od
Młodego którą włożył w kierownicę i przyparł o but na gazie ot tak dla pewności.
Wiśnia wyskoczył z pojazdu, chciał wtoczyć się do rowu pokryć ubranie błotem dla kamuflażu i czołgać się na brzuchu z dala od gliniarzy! Miał nadzieje, że gliny zajmą się pościgiem za traktorem - zmyłką w tym czasie on zdąży się oddalić.
Lekko nad głową trzymał torbę, w której skrywała się gotówka dla fałszerza i improwizowana broń jego ostatnie deski ratunku, które nie mogą ulec zamoczeniu, ale impregnowana skóra powinna przetrzymać te przejścia.