Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2022, 05:22   #141
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Grota zwęziła się gwałtownie, aby w końcu rozszerzyć się raz jeszcze i otworzyć na korytarz. Ten, składając się z paru komór połączonych ze sobą, zapewne przez bieg dawnej rzeki, przechodził łagodnie w coś, co wyglądało na ślepy zaułek, a w każdym razie na naturalny koniec tej pieczary.

Tunel poszerzył się raz jeszcze i zaczął opadać gwałtownie w serii małych klifów, z których każdy miał około dziesięciu stóp. Mała grota na samym jego końcu, o dziwo, była oświetlona.

Ściana groty, a także - u końca tunelu - podłoga, była pokryta gęstym mchem, spomiędzy którego spozierały małe kształty, które okazały się lśniącymi w ciemności grzybami - to one dawały z siebie ciemnoniebieskie, trupie światło, wokół którego dziwny mech wyglądał jak trawa, która straciła swój kolor. Bioluminescencyjne grzyby dawały światło, spozierając między stalaktytów i stalagmitów.

Długie włókna roślinności groty falowały spokojnie, poruszane prądem powietrznym, który wydobywał się z dołu.

Na samym dole korytarza skalnego bowiem znajdowało się finalne wgłębienie w kamiennym licu groty - wielki, okrągły otwór rozpościerał się na około siedem stóp. Z jego wnętrza spozierała ciemność.

Dwie pary śladów wiodły prosto do czeluści otworu okalanego mchem i lśniącego grzybami, aby zaraz potem urwać się bezpośrednio nad nim.
- Czyli żaden popleczników Voz i Dmiri nie przeżył - stwierdził Joresk, patrząc na ślady - Ostrzegaliśmy… - powtórzył, kręcąc głową - Renali, jak głęboki jest ten otwór? I jak daleko z niego do wrót?
- Około dwadzieścia stóp - rzekła Renali. - Zaraz po nim jest mały korytarz, jakieś ruiny na paręnaście stóp. Zaraz po nich jest główna komnata, tam jest reszta i Malarunk.
— Przejmujesz się garstką jakichś żałosnych rabusiów? Dziwny z ciebie paladyn — rzekła nieco zaskoczona Da’naei. — Chociaż przyznam, że również odczuwam z tego powodu pewien żal. W końcu żywi byli warci dwa razy więcej…
Skwitowawszy swe słowa perfidnym uśmieszkiem, młódka skierowała wzrok na otwór w pieczarze.
— Dwadzieścia stóp to żaden problem — odniosła się do słów czarnoskórej. — W końcu mam linę z hakiem.
- Nie oczekuję, że zrozumiesz - paladyn uśmiechnął się smutno - Może kiedyś… - dodał, po czym zwrócił się do Renali.
- Reszta, czyli poplecznicy Malarunka? Jak wielu może ich być? - zapytał, po czym coś jeszcze przyszło mu do głowy - Jak udało ci się wspiąć samodzielnie?
- Znam zaklęcie, dzięki któremu mogę wspinać się po ścianach, jak pająk - Renali uśmiechnęła się. - Sądzę, że nie ma tam więcej niż dziesięciu z nich. Sześciu, siedmiu, poza Malarunkiem. Zanim tam pójdziemy, pozwólcie, że ja pójdę przodem. Grzyby przed nami są niebezpieczne, ich zarodniki eksplodują, kiedy tylko dotknie się te długie wici - Renali wskazała na blady mech wyrastający ze ścian. Potem przywiążecie linę.
-Ostrzegaliśmy, ale i liczyliśmy na taki skutek. - rzekł filozoficznie doktor
- Dostali to, czego można było się spodziewać - dodał Khair.
- Dwadzieścia stóp to żaden problem i bez liny z hakiem - oznajmiła pewnie
Katerina, zerkając na fluorescencyjne kolonie grzybów. - Nie wiem, dlaczego blada sucz i jej hobgoblinka wskoczyły tam bez liny, ale mniejsza. Prowadź, Renali. Weź tylko poprawkę na to, że nie każdy z naszych towarzyszy grzeszy gracją i płynnymi ruchami, więc ułóż prostą ścieżkę.
-Ja jednak prosiłbym o linę - powiedział doktor.
- Popieram przedmówcę - dodał Khair.
— Ruszajmy wreszcie! — popędziła kompanów Lavena.
~

Renali zeskoczyła z jednego klifu, uprzednio zaczepiwszy rękami aby się upuścić, i tak dalej, aż zbliżyła się dostatecznie. Wyciągnęła zza pasa nóż i przybliżyła się do omszałych kęp, które rosły niedaleko i spędziła dłuższe parę chwil - dobre paręnaście minut, tnąc i skrobiąc swoim nożem mech, z którego lekko unosiły się obłoki dymu, zapewne zarodniki.

Kiedy Renali dała znak, drużyna zeszła podobnie, jak ona i przeszła małą ścieżyną, którą wycięła kobieta. Na jeden ze stalagmitów opodal została zawiązana lina.

Podróżnicy - Renali pierwsza, która poczekała na nich - jeden po drugim, opuszczali się po linie w dół.

~

Seria pomieszczeń, w której znaleźli się, była zapewne kiedyś jakimś podziemnym kompleksem, ciężko jednak było odgadnąć, jakie miało być ich pierwotne przeznaczenie. Ciosane w kamieniu ściany wydawały się być stopione. Tu i ówdzie ściany pozostały jednak nienaruszone, a te, które przetrwały, nosiły na sobie płaskorzeźby i reliefy. Ktokolwiek je wykonał, musiał być mistrzem w swoim rzemiośle.

Khair i Katerina przyglądali się stopionym ścianom przez pewien czas. Kompleks tych pomieszczeń wydawał się stary. Jeśli to było możliwe, te ściany niewiele starsze niż groty, przez które przeszli. Kapłan i muszkieterka stwierdzili, że destrukcja, która ongiś, całe wieki temu, zniszczyła kompleks tych pomieszczeń, była czymś, co leżało daleko poza zasięgiem zwykłych śmiertelników.

Reliefy przedstawiały elfie postacie, a tu i ówdzie znajdowały się symbole wskazujące na Kyonin. Płaskorzeźby zdawały się przedstawiać jakiś uroczysty korowód - postacie nosiły zdobne stroje i wskazywały na kierunek, który prowadził dalej w grotę. Nijak można było się domyśleć, co było celem tego korowodu, ponieważ dalsze płaskorzeźby korytarza zostały zrujnowane doszczętnie.

Sidonius stwierdził, że reliefy prezentowały prastary styl elfów. Iście, śledczy stwierdził, że rzeźby prezentowały architekturę tak starą, że musiała ona zostać zbudowana jeszcze w Czasie Legendy, przed czasami Upadku Gwiazdy.

W głębi korytarza znajdowało się wyjście, z którego dochodziło coś na wzór… Śpiewu? Mantry? Charczącego powrzaskiwania i nawoływań? Kakofonia dźwięków przypominała odgłosy jakiejś dziwnej ceremonii.

Jednooki, który chyba już usłyszał dźwięki ceremonii nad otworem, zawahał się. Małpolud chyba nie miał ochoty iść dalej.
- Taaak, podążajmy w kierunku który wskazują starożytne elfy, skąd dochodzą złowieszcze zaśpiewy, to zawsze dobry pomysł - Katerina sarknęła, przezornie ograniczając się do szeptu. Rapier błysnął w świetle, gdy dziewczyna wymieniła go na ręczną kuszę, którą zaraz też zarepetowała, łypiąc w stronę korytarza w głębi tego zrujnowanego przedsionka. - Zobaczmy, co oni tam kombinują. Tylko dyskretnie, bez wyrywania się naprzód.
- Grunt, żeby nie zdążyli skończyć - rzucił Joresk - Wtedy dopiero mogą się zacząć problemy. Są na tyle głośno, że niezauważone podejście nie powinno być problemem. Nie mitrężmy czasu - dodał, podnosząc tarczę.
- Na wszelki wypadek, kto umie strzelać i poruszać się cicho, niech pójdzie przodem, hm? - Zaproponowała Katerina, unosząc załadowaną kuszę z uśmiechem. - Dogodna pozycja, ostrzał z zaskoczenia, żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji.
— Wyraziłam się chyba jasno ostatnim razem? — żachnęła się półelfka. — Po Golarionie może stąpać tylko jeden żyjący bóg. Nie mam najmniejszego zamiaru dzielić się światem z jakimś Dahakiem! Musimy przerwać ten kretyński rytuał. Nie traćmy czasu!
- No fakt... to rzeczywiście trudno byłoby przeżyć. - Wyglądało na to Khair mówi całkiem serio. - Już jednego trudno znieść, a dwóch... Strach pomyśleć.
— Cóż, nie każdy może mieć dobry gust — stwierdziła czaromiotka wzruszając ramionami.
- A nieszczęściem jest gdy ktoś tylko sądzi, że go ma - odparł kapłan.
Katerina z uniesioną w geście rozbawienia brwią zerknęła przez ramię w stronę wiedźmy i kleryka.
- Jeśli skoczą sobie do oczu - rzuciła teatralnym szeptem do Wuga i Joreska - pięć sztuk złota na Da’naei.
— Sądzi tylko ten, kto nie wie. A ja dobrze wiem, że jestem ze wszech miar wspaniała — oświadczyła galantka. — Posiadanie racji to żadna arogancja.
Wug spojrzał na Jednookiego i pokręcił głową. Wskazał na swój młot i cicho powiedział
- Malarunk zabić - zgodnie z instrukcją koboldów i kaleczą smoczy język niemiłosiernie.
Pokazał Jednookiemu pozycję za sobą i powiedział do niego. Wskazał na siebie i powiedział
- Atakować - wskazał na jednookiego jego broń dystansową i znów powiedział - Atakować. Przy czym patrzył na gorylowatego groźnie nie dopuszczał niesubordynacji tym bardziej, że Jednookie nie szedł przodem.
Jednooki pokręcił jeszcze głową, ale na słowa Wuga opuścił się ostatecznie po linie. Wyglądało na to, że małpolud czuł, że za chwilę może stać się coś złego i nie miał ochoty brać w tym udziału. Pomimo tego, barbarzyńca był w stanie zapanować nad swoim podwładnym.
– Zanim pójdziecie - rzekła jeszcze Renali – ja spróbuję zaatakować ich od tyłu, może będzie wam łatwiej, jeśli odwrócę uwagę kultystów także w drugą stronę.
Wyrzekłszy to, kobieta wyrzekła parę słów i zakreśliła znak dłońmi. Jej kształt zafalował, stawał się coraz bardziej i bardziej przezroczysty, aż w końcu - Renali zniknęła całkowicie.

~

Lavena i Katerina prowadziły, za nimi szli Joresk, Wug, Jednooki, a za nimi - Khair i Sidonius.

Szli bardzo, bardzo wolno. Lavena i Katerina zobaczyły już wejście do kolejnej komnaty - wydawała się być wysoka i gdzieś tam, w dali majaczyły jakieś posągi. Byli tuż-tuż, niemal na progu, kiedy…

Głosy i śpiewy nagle ucichły.
– …WRESZCIE - z komnaty dobył się uniesiony, lekko bełkotliwy głos. – NASZE MODŁY ZOSTAŁY WYSŁUCHANE!



W wyłomie skalnym ukazał się odziany w zbroję charau-ka. Był to Malarunk, obok którego pojawili się także jego towarzysze.

~

Malarunk, a także jego kompani, wyglądali, jakby urwali się z samych głębin piekieł. Zbroja, w którą odziany był małpolud, miała na sobie magiczny połysk. W prawej dłoni przywódcy oddziału Popielnych Pazurów znajdował się topór, zaś w jego lewej - rękawica, która wydawała się być wykonana ze smoczych łusek. Ze stalowych szponów i przerw w metalu dobywał się gęsty dym, jakby jej wnętrze płonęło.

Towarzysze Malarunka - pozostali charau-ka - wyglądali, jakby znajdowali się w jakimś dziwnym transie, poza być może dwoma albo trzema. Małpoludy, pokryte tatuażami od stóp do głów i ubabrane jakimś czarno-czerwonym płynem, który przypominał jakąś formę wojennego umalowania, nosiły naszyjniki z uszu i nosów, zaś przy ich pasach znajdowało się parę czaszek.

Wyglądało na to, że Malarunk chciał od razu wydać rozkaz do ataku, jednak widok Venaka, charau-ka, który wędrował z nimi, zbił go z tropu.
Doktor chciał już zapytać, czy chcą banana, ale ugryzł się w język, czekając na ruch towarzyszy.

Venak z Wugiem niech się zamienią miejscami. Venak ma strzelać z bezpiecznej pozycji na tej flance go szybko poskładają. Co do tego co mówi Venak to w ramach narady co chcecie uzyskać? Zaskoczenia nie mamy widzą nas. Można próbować blefu, że Venak nas zwerbował do pomocy za złoto. Tylko co to da zaskoczenie? Nawet jakby to łyknęli (fart w kościach) gotowość będzie podwyższona. Wiec zaskoczenia nie uzyskamy.
— W razie najmniejszych komplikacji od razu ruszajcie do ataku — szepnęła do towarzyszy Lavena.
Następnie powstała, aby przyjąć godną postawę i ukazać się w pełni swym rozmówcom. Zanim jednak zabrała głos, odchrząknęła niczym wytrawny orator.
— Chwała Dahakowi! Przedwiecznemu Jaszczurowi Zagłady! Prawowitemu Tyranowi Golarionu! — przemówiła po chwili z nadzwyczajnym patosem, czyniąc jednocześnie wzniosły salut. — Bądź pozdrowiony Malarunku, najwyższy kapłanie charau-ka i wybrańcze Łuskowatego Niszczyciela! Żywię szczerą nadzieję, iż nie spóźniliśmy się na przybycie naszego wspaniałego pana, bieżyliśmy bowiem ile sił w nogach aż z Cheliax, pokonując po drodze niesłychane przeszkody i gromiąc wrogów wszelkiej maści byle tylko przybyć na czas! Mimo to zjawiliśmy się tu tak wcześnie jedynie dzięki błogosławieństwu naszego pana, który postawił na naszej drodze twego sługę Venaka, który to rozpoznał w nas prawowiernych i łaskawie zgodził się zaprowadzić przed twe oblicze. Czczigodny Malarunku, pozwól nam świadkować tej wiekopomnej chwili, gdy po wiekach nieobecności pan nasz, Dahak, powróci w pełni chwały do swej domeny i wznieci ogromną pożogę zmiatając z powierzchni Golarionu wszystkich słabeuszy i niewiernych! — uczyniła krótką przerwę, przybierając nieco zafrasowany wyraz twarzy i zerkając w ciemny korytarz za nią. — Jednak nie wszyscy przebywający w tym miejscu podzielają nasze wzniosłe ideały. Niestety musimy was przestrzec, umiłowani bracia w wierze. Dowiedzieliśmy się bowiem, że pewna niezwykle głupia, lecz zarazem zuchwała półelfia wiedźma oraz jej hobgoblińska poplecznica pragną pokrzyżować wasze szyki. Cieszy mnie wielce, że zdążyliśmy, nim miały one szansę podstępnie was zaatakować. A tym bardziej zwieść. Nie wolno wam ich słuchać! To niegodne zaufania kobiety, które pragną jedynie dobrać się do Kręgu Alsety i zniweczyć twój wspaniały plan. Trzeba je zabić jak najszybciej, inaczej nie będziemy mogli w spokoju oczekiwać nadejścia naszego pana. A to dlatego, że one wiedzą, jak bezpowrotnie zakłócić działanie portalu!
- Tako rzecze Lavena Da’naei! - Katerina weszła w równie patetyczne tony, by zwieńczyć przemowę swojej towarzyszki. - Oblubienica pożogi, córa zniszczenia i mistrzyni czarnych płomieni! Radujcie się, albowiem Dahak w swej nieskończonej łasce wysłuchał waszych suplik, bracia w wierze!
Doktor Sidonius tłumaczył wszystko na bieżąco.

Malarunk patrzył to na Lavenę, to na Katerinę, wreszcie, gapił się na Venaka i pozostałych. Wyglądało na to, że łgarstwa półelfki musiały brzmieć z sensem, ponieważ kiedy jeden z wojowników Malarunka postąpił krok naprzód, ten zatrzymał go gestem.
– Zatem posiłki wreszcie przybyły!? - małpolud rozwarł szeroko oczy, a jego głos, z obłąkanego uniesienia powrócił do zwyczajnego, niemalże racjonalnego. – Ha! Wyśmienicie! Pokażecie nam, jak wydostać się z tych jaskiń. Wiedźma i ta druga, nic zrobić już się nie da. Dali mi jedzenie i to - tu popukał swoją zbroję. – Chciały tylko przejść przez wrota. Dobry interes - Malarunk odsłonił potężne kły z dumą, zapewne rad, że oszukał przeciwnika. – Przegrupujemy się i rozpocznie się ceremonię raz jeszcze… Wiedźma i jej poplecznica już nam nie przeszkodzą, a jak wyjdą znowu z drzwi, to ich zabijemy!
— A więc stało się najgorsze! — czarownica zwiesiła głowę. — Przewrotna wiedźma przedostała się przez Wrota! Biada nam będzie jeśli powróci, albowiem sprowadzi ze sobą siłę ludu. A wtedy niewierni spróbują odebrać nam jedyną szansę na połączenie z naszym panem!
Spojrzała Malarunkowi w oczy.
— Nie jest ci wiadome, gdzie się udały? Zapomnij na chwilę o jaskiniach! Drogę wskażemy przy pierwszej sposobności. Winniśmy bowiem ruszyć czym prędzej za nimi w pościg, zanim powrócą w takiej sile, której nawet my nie zdołamy sprostać!
Malarunk podrapał się po głowie.
– Czy sprowadzą, wiedzieć nie można… Nic nie gadały, co chcą zrobić. Przeszły przez tamte wrota - tu Malarunk wskazał na punkt, który był poza zasięgiem wzroku wszystkich. – Trzeba mieć klucz, żeby przejść. Taki jak ten.
Małpolud wyciągnął zza pazuchy mały przedmiot, który zalśnił w świetle. Był to grot strzały.
– Wrota, przez które żeśmy przeszli przestały działać… Trzeba ubłagać Dahaka, żeby pozwolił przejść.
I schował grot strzały z powrotem.
– Macie żarcie? Jak żeście się tutaj dostali? Trzeba nam stąd wyjść, a potem podjąć ceremonię raz jeszcze!
— A zatem nie można za nimi podążyć? — zapytała dla pewności wiśniowowłosa. — Bo niestety nie posiadamy żadnego klucza.
Po chwili przerwy na odrobinę namysłu dodała.
— Dostaliśmy się tutaj przez sieć jaskiń i tylko my znamy drogę. Możemy podzielić się tą wiedzą i strawą ze współwyznawcami. Trzeba nam jednak znaleźć sposób na pogoń za wrogiem albo przynajmniej uniemożliwienie mu powrotu. W jakich warunkach przestały działać wrota, które pokonaliście, Malarunku?
– Brama aktywuje się tylko z kluczem - odrzekł Malarunk. – Nie wiem, jak zablokować bramę… Może zniszczyć? Jak przeszliśmy przez wrota w świątyni, wielki płomień… OGIEŃ DAHAKA!!! - krzyknął nagle. – Ale brama przestała działać, kiedy zamknęła się. Naprawić trzeba.
- Mogliśmy przyciągnąć kilka zwłok pająków w ramach poczęstunku i terapii dla Laveny - szepnął doktor do towarzyszy
— Ciągnij dalej ten temat, a gwarantuję, że lada moment zaoferuję im pieczonego dhampira po ustalavsku — syknęła jadowicie półelfka zniżając głos, lecz jednocześnie uśmiechając się dla niepoznaki do Malarunka, od którego nie odrywała wzroku.
— Nie wiadomo czy da radę je zniszczyć, ale spróbować warto! — zwróciła się zaraz do kapłana charau-ka, i choć jej ton był poważny, to zamiar już niezbyt. — To samo mogę rzecz w kwestii naprawy. A powiedz mi jeszcze czcigodny Malarunku, gdzie zdobyć taki klucz? W jakiż to sposób trafił w twe posiadanie? Skąd mogła go wziąć zdradziecka wiedźma?
Malarunk pokręcił głową, myśląc intensywnie.
– Nie wiem - rzekł w końcu. – Stare bramy elfów, to elfy robiły klucze. Musiała jakiś znaleźć. Kogo to obchodzi? - zniecierpliwił się. – Jeśli wiedźma wyjdzie z bramy, to ją zabijemy! Nikt nie stanie przeciwko… NIKT NIE STANIE PRZECIWKO POPIELNYM PAZUROM! Ha! Dalejże, nie traćmy czasu! Pokażcie drogę do strawy i popas jakiś zrobi się, a potem… A potem…
Twarz Malarunka przybrała uniesiony wyraz.
– Potem… Ceremonia! Wrota otworzą się raz jeszcze!
- Ku chwale Dahaka! - Katerina zasalutowała z werwą na słowa goryla. Po czym uczyniła krok w prawo, robiąc miejsce i dłonią wskazując głębiny groty, gdzie znajdowała się lina prowadząca na górę. - Tędy, bracie Malarunku. Jeśli chityna nie jest dla was smakowitym kąskiem, poplecznicy plugawej wiedźmy leżą bliżej. Musicie odzyskać siły, by godnie powitać naszego pana.
Bonheur skłoniła głowę, zerkając ukradkiem na Joreska i Wuga. Kiwnęła nieznacznie głową, jakby dając im znak. Paladyn skrzywił się nieznacznie, idąc w jej ślady i robiąc miejsce - nie przepadał za takimi podstępami, ale ten fortel był lepszy niż szarża na oślep. Nie odzywał się, gotów do ataku w każdej chwili ~Ragathielu, w tej chwili cel uświęca środki…~. Z kolei Lavena z przewrotnym uśmiechem wymalowanym na twarzy obserwowała reakcję charau-ka.
Malarunk skinął na swoich towarzyszy i wskazał na miejsce, gdzie zwisała lina, po której wcześniej opuścili się w dół awanturnicy. Jeden po drugim, wojownicy Popielnych Pazurów skierowali się w tamtą stronę. Paru oglądało się za siebie, jakby nie do końca ufna temu, co właśnie się tutaj zdarzyło, jednak zdanie ich przywódcy liczyło się bardziej, niż własne domysły.
- To było piękne i szlachetne. Zwycięstwo bez przemocy godne paladyna! - Sidonius poklepał ją po plecach.
Khair nic nie powiedział. Zastanawiał się jedynie, w jakim momencie i w jaki sposób skończy się to porozumienie. Czarownica zaś z fałszywie dobrodusznym uśmiechem wykonała zapraszający na górę gest w stronę co bardziej nieufnych charau-ka.

Kiedy nadszedł odpowiedni moment, Lavena zabrała głos.
— Powiada się, że bogowie wielbią głupców. Dahak zatem musi często i czule o tobie myśleć, Malarunku! — zaszydziła w stronę kapłana charau-ka, zrzucając momentalnie maskę kultystki. — Dałeś się zwieść jak zwykła małpa! (Też mi zaskoczenie!) Niestety dla ciebie, przejmuję Krąg Alsety na własność. Co oznacza, że w tym miejscu będę tylko ja. I nikt inny!
- Niespodzianka! - Katerina błysnęła zębami w szerokim uśmiechu i rapierem gotowym do zdradzieckiego sztychu, ruszając ze swojego miejsca w pełnym pędzie.
Joresk nie musiał się ruszać, był tam, gdzie trzeba. Ryknął potężnie - w jego głosie brzmiało coś nieludzkiego - i ciął Malarunka. Jeśli wykończą przywódcę, mają szansę uniknąć dalszej jatki.
Rudowłosa czaromiotka nagle wykrzyknęła słowa mocy i wykonała magiczne gesty, a zbroja Malarunka rozgrzała się do czerwoności. Krzyki bólu przywódcy przetoczyły się przez grotę.
– HA! ZDRAJCY!!! - krzyknął Malarunk. – MOŻECIE MNIE ZABIĆ, ALE PAN ROZPACZY PRZYJDZIE WKRÓTCE PRZEZ WROTAAA!!!
Paladyn zaryczał przeciągle, z sukcesem. Zaskoczony małpolud, przez którego oblicze przeszedł cień grozy, odsunął się jednak od cięcia Joreska.

Nagle… Renali pojawiła się obok Jednookiego! Z rąk kobiety wytrysnął strumień jaskrawych kolorów, który pochłonął trzech z popleczników Malarunka. Jeden z nich zasłonił oczy dłońmi i został zaledwie olśniony przez tęczową feerię, pozostali jednak zaczęli wrzeszczeć i miotać się, kompletnie otumanieni przez zaklęcie magini.

Dhampir wysunął się zza węgła i uderzył swoim nożem do rzucania w Malarunka. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania: nóż wbił się głęboko w kark małpoluda, a krew polała się na jego rozgrzanej do czerwoności zbroi.

Wug zaryczał i zaatakował wirującym atakiem w Malarunka. Płonące zimnym płomieniem młot i miecz uderzyły w przywódcę, a ten, z wrzaskiem, upadł na ziemię i znieruchomiał. Malarunk był martwy.

Widząc śmierć kapłana charau-ka szmaragdowooka wyszczerzyła się zuchwale.
— Właśnie tam jest miejsce wrogów Laveny. W ziemi!

~

Widząc, jak ich przywódca pada, pozostali charau-ka mieli podjąć walkę, aby pomścić Malarunka, jednak nagle - Venak zaczął krzyczeć i gestykulować żywo. Nikt nie wiedział, cóż tamten wykładał pozostałym, bowiem Venak przemawiał w jakimś narzeczu Mwangi, jednak po paru dłuższych chwilach, pozostali wojownicy przystanęli i… Złożyli broń, patrząc niespokojnie na awanturników.

Walka skończyła się.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 10-11-2022 o 05:26.
Santorine jest offline