Wyszli z klubu o własnych siłach, bez najmniejszego zadrapania ani rany. Nic ich nie bolało, nie kuśtykali na przetrąconych kościach. Nie zostawiali za sobą ani trupów ani zniszczeń. Po prostu… poszli, pogadali i mogli wracać.
-Masz mi coś do powiedzenia? - Spytała Ryan zanim podeszli do samochodu Maxa. Była poważna, wyglądała na zmęczoną i nie w nastroju do żartów.
- Ta Nicole musi być naprawdę fajną laską. Zauważyłaś, że nikt o niej nie powiedział niczego negatywnego? - Wypalił John najgorzej jak tylko mógł w tym momencie.
Tremere wciągnęła powoli powietrze i zrobiła minę jakby znowu żyła i właśnie ugryzła plaster cytryny.
- Jak na standardy Brujah z pewnością. Antysystemowa artystka, poetka nawet. - odpowiedziała z zimnym spokojem - Czyżbyś znalazł powód aby zacząć chodzić na koncerty?
Tym razem chyba coś zaalarmowało Brujah. Zamiast odpowiedzieć spojrzał jeszcze raz na Margoux i powoli uniósł brew. Black był samotnikiem przez ostatnią dekadę. Coś jednak mówiło mu, że w tej dyskusji czai się jakaś pułapka.
- Do tego w twoich klimatach, cięta na Hetmana i nie chce przez niego wracać tutaj. Aż się paliłeś na spotkaniu z Aurorą aby iść do niej. - też na niego spojrzała - Całkiem niczego sobie. I do tego z twojego klanu. Kogoś ci przypomina?
- Margo, nie podoba mi się twój ton - powiedział spokojnie próbując porzucić potencjalnie niebezpieczny temat.
Kobieta zamrugała z uprzejmą miną.
-Wolałbyś żebym zaczęła się drzeć, machać rękami, grozić albo podbić ci oko? Wtedy poczułbyś się bardziej swojsko? Taka znajoma, domowa patologia. I jeszcze pewnie wolałbyś do niej iść sam, bez zbędnych ogonów. Na dodatek spoza klanu…-Westchnęła przeciągle.
- Oho. Ktoś się czuje zagrożony? - wypalił.
- To pragmatyzm - wzruszyła ramionami - Lubie wiedzieć na czym stoję. Albo leżę.
John zagryzł zęby. Ewidentnie się w nim gotowało. Margoux musiała poznać ten szczególny szczękościsk. Trwało dobre kilka sekund zanim zdobył się na ponowne otwarcie ust.
- Albo klęczysz… nie podobały mi się te podteksty do Turnera. Ani wcześniej u Hetmana. Musisz być taka…
Znowu szczęka się zacisnęła nie pozwalając Johnowi dokończyć.
Detektyw zatrzymała się i krzyżując ramiona na piersi spojrzała mu w twarz.
-I kto się czuje zagrożony?
- Yyyyrrrrgh! - John wydał z siebie nieartykułowane warknięcie. Stał naprzeciw niej zaciskając pięści. Nie rozumiał dlaczego tak bardzo wkurzała go wtedy gdy miała rację.
- Nie rozumiem waszego slangu! - wysyczała nie zauważając że w jej ustach pojawiły się kły. Wychyliła zaczepnie tułów do przodu i zaciskała palce na materiale kurtki w okolicach przedramion.
Mocno.
- To co masz mi do powiedzenia John?!
John czuł jak drżały mu mięśnie twarzy. Najpewniej od zaciskania szczęki. Wciągnął powietrze, żeby się uspokoić.
Nie pomogło.
- Nie będziesz więcej flirtować ze wszystkimi w koło? - spróbował zacząć temat, choć gdy tylko usłyszał swój głos wyrażający prostą zdawałoby się myśl, to nie był zadowolony.
- A co cię to tak boli, masz mnie w dowodzie albo testamencie?! - odsyczała mu przez zaciśnięte kły - Poza tym jaki flirt?! Jakbym z nim flirtowała bylibyśmy teraz gdzieś na zapleczu, albo w kiblu,a stoję tutaj! Dodaj dwa do dwóch. Gadałam z nim tak, aby nie wpadł w szał po nazwaniu debilem. Na okrętkę. Mieliśmy go bić, zacząłeś rozmawiać. To rozmawialiśmy, o co ci chodzi? Miałam mu splunąć w twarz albo wyjechać ze łba?
John nie wytrzymał. Uderzył w kosz na śmieci. Usłyszał pęknięcie, przypominające o tym, że badziewia z tworzywa zastąpiły stare, solidne, metalowe śmietniki.
- Taa - powiedział w końcu przez zaciśnięte zęby.
- Masz rację. - Po upuszczeniu części agresji John powiedział już spokojniej - Trzeba było mu wyjechać ze łba.
Chwilę jeszcze starał się zmuszać powietrze do naprzemiennego napełniania jego klatki piersiowej i opuszczania jej. Jednak szybko się poddał.
- Nie wiem… nie zgrywają mi się te wstawki o klękaniu z tym że zdarzało ci się może dwa razy w ostatnią dekadę… - zdawał się ignorować fakt, że w ostatnie trzy noce zdarzało im się częściej.
- Kurwa - przerwał wypowiedź elokwentnie, gdy dobór odpowiednich słów kolejny już raz go przerósł.
- Jestem zazdrosny. Tak. - W końcu udało mu się uformować sensowne zdanie z kłębiących się myśli.
Ciemne brwi Ryan podjechały do góry. Obie naraz i doszło do tego mruganie.
Odchrząknęła, stukając ciężkim butem w krawężnik.
- Aha. - wyrwało się jej bardzo elokwentnie, a sarkastyczny komentarz gotowy do wyplucia przełknęła czując jak piecze ją gardło.
Westchnęła ciężko, ale brzmiała w tym tajona ulga.
- No dobra… - teraz ona przetarła twarz - Dobra… znaczy nie. Nie musisz być. Zazdrosny. Koszom na śmieci też możesz darować, nic nie zrobiły, a zaraz jakiś krawężnik się pojawi że ciszę nocną zakłócamy i… nie musisz być zazdrosny, John - spróbowała się uśmiechnąć podnosząc dłoń i przytykając mu ją do policzka - Nie dajesz mi żadnego powodu abym… hm, rozglądała się za czymś innym. Albo kimś innym. Tak jest… dobrze. Chyba że w Brukseli stwierdzisz, że jednak randomowa Tremere to nie sławna i zadająca szyku Brujah z punktowego zespołu. Wtedy, co najwyżej, przestrzelę ci kolana.
Przysunął się do niej. Oparł czoło o jej czoło. Czubkiem nosa dotknął czubek jej nosa.
- Jedźmy do domu, dobra? Starczy szlajania się po klubach. Zamówię Ubera - powiedział i odsunął się na moment sięgając po telefon. Mogła przez moment pomyśleć, że John zapomniał jak dojechali na miejsce, ale wtedy wypalił swoim brytyjskim akcentem:
- A ten Max i ty, to…?
Margaux prychnęła I złapała go za rękę z komórką blokując działanie.
- Max był moim partnerem. Na służbie. Mieliśmy razem jechać wtedy po Russo, ale zapił w barze i pojechałam sama. Więc Russo zabił tylko mnie, a on ma wyrzuty sumienia i od tamtej pory mi matkuje. Niepotrzebnie je ma - skrzywiła się dość ponuro - Jest dla mnie jak brat, o niego przede wszystkim nie musisz być zazdrosny. Teraz twoja kolei. Dlaczego zapraszasz do domu ruskich zjebów na bitkę i dowiaduje się o tym przypadkiem? - zmrużyła oczy.
- Miało cię przy tym nie być - powiedział zupełnie szczerze. - Ivan władował mnie w jedno ze swoich gówien, a ja przez przypadek wciągnąłem ciebie. Teraz to odkręcam. Wszystko mam pod kontrolą. Naprawdę.
- Mhm - nie wydawała się przekonana. Ani uspokojona. Stała chwilę nieruchomo aż wreszcie podniosła ramiona i zarzuciła mu je na kark przytulając się do szerokiego frontu.
- Jeśli myślisz że cię z tym zostawię samego to się mylisz i to grubo. Ubezpieczam cię, nic się nie zmieniło. Mówiłam ci, nie jesteś już sam. Nie chowaj tego po kieszeniach następnym razem tylko mów od razu. Razem coś wymyślimy. - Przymknęła oczy i oparła czoło o jego szyję wciągając powoli powietrze. - Max nas podrzuci, chodź. Jeśli mamy zaczynać jutrzejszy dzień od awantury to trzeba się wyspać. Skoro jednak jesteśmy przy tematach zazdrości w Brukseli mieszka ktoś z kim próbowałam… znowu poczuć się jak człowiek te dwa razy. Jest śmiertelnym, zamkniętym rozdziałem. Nie przy nim chce się budzić i dostawać po mordzie. Tylko przy tobie. Jedźmy… do domu, John. To był ciężki dzień, chcę żeby się już skończył.
Anglik przytaknął i ruszyli do samochodu. Trzymał ją za rękę. Zanim się zbliżyli w pole widzenia Maksa John zatrzymał się na moment.
- Wiesz, też mam kogoś w Brukseli. To moja uczennica. W sensie programowania. Była jedną z pierwszych, które kupiły mój kurs. Wiesz, taki sposób utrzymania się gdy nie możesz wyskoczyć na brunch o 12:00 z kierownikami operacyjnymi w korpolandzie. Swego czasu dużo w tym siedziałem. Stąd ten kapitał za który teraz kupujemy chatę. Z tą Nadine mam dość bliską relację. Choć w przeciwieństwie do ciebie jej nigdy nie widziałem i nie dotykałem. Ale żyjemy w takich czasach, że ludzie odsłaniają przed sobą dusze nie wiedząc kto jest po drugiej stronie wyświetlacza.
John zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się nad sensem swoich słów.
- Jeżeli nie chcesz go zmienić w wampira, ani nie będziesz mu dawać swojej krwi, to nie będę zazdrosny. Nie martw się.
Brytyjczyk pocałował jej policzek.
- Śpisz dziś u mnie? Muszę sprzęt przygotować na jutrzejszy wyjazd.
-Nikogo nie zamierzam zmieniać - Ryan przewróciła oczami bardziej dla psychicznego komfortu bo nie było sensu tłumaczyć wszystkiego po raz kolejny, a wątpiła aby Anglik zapomniał.
Popatrzyła na niego koso.
- A jeśli naprawdę jest ci bliska ta twoja uczennica nie zrobisz nic co mnie wkurzy. W końcu jesteś mądrym ponurakiem. - parsknęła krótko aby już po chwili westchnąć - Śpię u ciebie, sprzedaje swoje mieszkanie… nieważne. Masz plan na jutrzejszy najazd kacapów?
- Ważne. Ty jesteś ważna. Jesteś jedyną znaną mi kobietą, która grozi Brujah a sama jest spoza klanu. Plan na jutro jest prosty: pakujemy sprzęt chłopakom. Skończymy pewnie we dwie, może trzy godziny. Przy okazji robimy fotki. Ubierz się jak na koncercie. Mają nasze nagranie z tamtego dnia. Chcę żeby mieli pewność, że my to my. Pozwalamy sobie zrobić kilka fotek razem. Sprzęt wyjeżdża. Ja wysyłam nasze foty z przeprowadzki do Siergieja Iwanowicza. Ważne, żeby były foty z przeprowadzki. To oznacza, że się wynosimy. I że goni ich czas. Dlatego będziemy mieć koło godziny. Maksymalnie dwie. My czekamy w mieszkaniu. Ludzie Hetmana na dole. Gdy zrobią nam najazd na mieszkanie to zmienimy ich w mielone. Ot to cały plan. Chodźmy, bo Maks tam czeka aż sprowadzimy skutego typa.
Tremere zaśmiała się krótko i wskazała ruchem głowy odpowiedni kierunek pomagając Brujah podjąć decyzję o ruszeniu za pomocą wypuszczenia dłoni na tor kolizyjny z tyłem jego spodni.
- Zrozumiałam. Biorę tłumik na wszelki wypadek. Wstaję wcześniej, zacznę dziś pakować jak powiesz co gdzie i jak. Poza tym przywyknij do Maxa, jedzie z nami na północ.
Wsiedli do samochodu on z tyłu, ona z przodu. Max poczęstował oboje fajkami i otworzył usta aby zadać pytanie jednak dostrzegł dyskretny ruchy kobiecej dłoni.
"Nie teraz".
W drodze powrotnej Ryan z wierzchu wyjaśniła mu o co chodzi, jednocześnie pisząc do Starego w sprawie Turnera. Czas im się kończył, potrzebowała broni z tłumikiem wziętej zeszłego razu od Aurory, a będącej teraz w agencji.
- Zostanę z wami wieczorem - łysol za kierownicą mruknął patrząc na detektyw i Anglika przez lusterko wsteczne, a ona pokręciła głową.
- Nie masz co robić w życiu? - westchnęła - Z tobą będzie tłok, wystarczy że Hetman daje swoich ludzi. Zajmij się szykowaniem do wyjazdu. Najbardziej nam pomożesz właśnie tym. Jeszcze będziesz nami rzygał, obiecuję - popalając papierosa poklepała go po kolanie.