Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2022, 11:48   #102
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 14 - 2025.06.04/05; śr/cz; noc, 00:00 - 01:00

Miejsce: Francja; Paryż, sektor południowy; XV Dzielnica Vaugirard; mieszkanie Johna
Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu
Warunki: wnętrze kawalerki; jasno, muzyka, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr



John i Margaux



- Czyli… Mamy czekać na nie wiadomo kogo, na nie wiadomo ilu, którzy nie wiadomo o której przyjadą ani czy w ogóle przyjadą? Myślałem, że mamy komuś spuścić łomot. - Melvil jak usłyszał detale planowanej akcji to trudno było powiedzieć aby skakał z radości i entuzjazmu. Zresztą Emma podobnie.

- I mamy czekać na dole. No dobra. Chodź Melv, idziemy. - punkówa też miała niezbyt wesołą minę jak się jeszcze okazało, że wedle planu jaki przedstawił im angielski Brujah to mają czekać gdzieś tam na zewnątrz, na dole.




https://image.shutterstock.com/image...-111101858.jpg


Ich dwójka przyjechała razem z resztą aby zapakować komputery i resztę serwerowni Johna. Hetman tak jak obiecał przysłał ich dzisiaj. Wczoraj czy raczej dzisiaj przed świtem jak John gadał z Filozofem przez telefon to był zadowolony z powodu załatwienia sprawy z Turnerem.

- No i zajebiście. Dobra robota, o to chodziło. Niech wypierdala z miasta robić swoje matactwa gdzie indziej. - powiedział rano punk z dredami jaki był prawą ręką primogena paryskich Brujah.

A potem oboje wrócili do mieszkania Johna i ten to już czuł, jak go morzy dzienny letarg. Margaux wytrzymała tylko trochę dłużej przygotowując co dała radę do wieczornej przeprowadzki. A potem też zapadła w sen bez snów.

Tak jak było do przewidzenia wstała pierwsza od swojego partnera. Głód jej jakoś nie dokuczał. Bestia jaką każdy ze spokrewnionych skrywał w swoich żyłach i trzewiach nadal drzemała jakby nie zorientowała się jeszcze, że zaczęła się kolejna, letnia noc. Chociaż dość pochmurna jak wyjrzała za okno. Z 8-go piętra widać było dość monotonny widok sąsiednich bloków. O tym wczesnym wieczorze wciąż jeszcze większość prostokątów świateł się paliło. Niebo było pochmurne i wydawało się, że jest chyba dość chłodno. Zostało jej przygotować się do tej kolejnej nocy zostawiając na razie Johna pogrążonego w trupim stuporze.

Pierwszy odwiedził ich Max i przywiózł jej spluwę z tłumikiem i zapasowymi magazynkami. Upewnił się czy na pewno nie będą go potrzebować no ale jak nie to wyszedł. Słyszała jeszcze jak odchodzi korytarzem a potem dźwięk otwieranej windy.

Następnym etapem było wybudzanie się Johna. Czuł się całkiem dobrze chociaż od wczoraj Głód wzrósł ale jeszcze do kontrolowanego poziomu. Na razie był lekkim drapaniem w gardle o jakim łatwo było zapomnieć jak się skoncentrowało na czymś innym. Jak wstał to za oknami była już letnia ale nadal pochmurna noc. Zaczął pakować tą niewielką garść rzeczy do jednej, podróżnej walizki jaką zamierzał zabrać do nowego miasta. Gdzieś na tym momencie zastali ich kolejni goście. Tym razem o wiele liczniejsi i bardziej hałaśliwi.

- No siema John. Masz jakieś graty do zabrania tak? No to dawaj. Które to? - w drzwi zdecydowanie ktoś zapukał a potem w progu stanęła grupka “trudnej młodzieży” z wesołymi i bezczelnymi uśmieszkami, petami w zębach i luzackim usposobieniu. Już było z godzinę do północy. Jak weszli gwarną zgrają do niewielkiej kawalerki to się zrobiło i gwarno, i tłoczno, i wesoło. Zupełnie jakby młodzieżowa, punkowa i chaotyczna atmosfera wleciała do cichego zazwyczaj mieszkania razem z nimi. Komputery i podobny szpej to nie były szafy i stoły jednak trochę ich było więc nawet na pół tuzina osób to poszło im całkiem sporo kursów do windy, windą na dół, na zewnątrz, do zaparkowanego vana i z powrotem. Zanim skończyli to zrobiło się trochę po północy albo przed.

- No to na nas pora. Spadamy. Potem Filozof wyśle ci adres gdzie masz w tej Brukseli odebrać ten szpej nie. - pożegnali się i większość z nich odeszła w stronę windy. Potem jeszcze można było zobaczyć ich odjazd furgonetką i osobówką. A Emma i Melvin zostali. Więc można było ich wprowadzić w detale planowanej akcji. Widocznie Hetman albo Filozof coś im przekazali o co mniej więcej będzie chodzić ale bez detali. Oboje pokiwali głowami na zgodę ale plan raczej nie zdobył ich uznania.

Trochę po północy też więc wyszli i zjechali windą na dół. Pokręcili się trochę po obcym dla siebie podwórku nim w końcu we dwójkę obsiedli stół do ping ponga. I tam czekali siedząc w kucki, przechadzając się, gadając, jarając szlugi no i czekając niezbyt wiadomo na co.

Pod tym względem John i Margaux jacy zostali wewnątrz nieco jakby powiększonej kawalerki byli w o wiele lepszej a na pewno wygodniejszej sytuacji. Anglik jak wysłał po odjeździe ekipy ze swojego klanu fotki to Siergieja otrzymał od niego krótkie podziękowanie i info, że przesłał gdzie trzeba i idzie spać. I na tym jego rola pośrednika się skończyła. Zostawało czekać. Przynajmniej byli w środku a nie jak duet panków tam na zewnątrz na dole.

Siedząc odebrali wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. A jak na razie od niedzielnego spotkania nawet nie otworzyli aktówek z dokumentami od nowej szefowej na wyjazd do miasta gdzie wkrótce za grubą kasę będą kupować nieruchomość i resztę spraw.

Zaś do byłej policjantki dobitnie dotarło, że pod względem rysopisów sprawców to właściwie nic nie mieli. Żadnego potencjalnego opisu kogo powinni się spodziewać. Ilu. Nawet opisu samochodu nie mieli. W poprzednią sobotę co prawda obrobili kolesia w granatowym BMW ale czy teraz podjadą tym samym autem? W ogóle ktoś się tu pofatyguje?

Kawalerka też była dość ciasna jako ring do walki. Co niedawno dało się sprawdzić namacalnie gdy kręciła się tu grupka punków wynosząca sprzęt po jakiej zostały ślady butów z wyraźnym protektorem na podłodze. Widocznie na zewnątrz było mokro a częste powroty w jedną i drugą stronę zostawiły sporo śladów. W każdym razie jakby znów miało tu wpaść parę osób, do tego z zamiarem spuszczenia łomotu a nie aby w miarę zgodnie i na raty nosić komputery to mogło się zrobić bardzo ciasno. Wcale nie było takie pewne czy będzie miała okazję strzelać pistoletem. A w końcu była lepszym rewolwerowcem niż bokserem. Z drugiej jednak strony była też szansa, że niezbyt obszerne pomieszczenia ograniczą ewentualną przewagę liczebną. A póki co czekali nie wiedząc czy w ogóle się doczekają.

Wydawało się, że dopiero co grupa z przeprowadzką zniknęła z widoku, podobnie jak dwójka młodych punków. Gdy na telefon Johna przyszedł sms od nich. “dwóch gliniarzyweszli do was”. Faktycznie zaraz potem usłyszeli energicznie pukanie do drzwi i zdecydowany, męski głos. “Proszę otworzyć! Policja!”




Miejsce: Francja; Paryż, sektor północny; Dzielnica XX Ménilmontant; zaplecze skate park
Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu
Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr



Carl



Obudził się tam gdzie zasnął. Cały zesztywniały. Jak to po dziennym letargu. Do tego mocno go ssało w żołądku. Wczoraj nie udało mu się zaspokoić swojej wewnętrznej Bestii. Sebastian i kamery no i własna legenda wedle jakiej pracował i właśnie od wczoraj przestałw schronisku PETA nie pozwoliły mu na to. I ta obudziła się wraz z nim. Powarkiwała cicho ale groźnie domagając się świeżej dawki krwi. Prawie czuł jak ostrzegawczo macha z niezadowolenia ogonem. Musiał coś znaleźć póki jeszcze nad nią panował.

Wczoraj sprawa się wywróciła prawie na samej mecie. Pojechał do schroniska w którym oficjalnie pracował jako nocny dozorca. Sebastian mu otworzył, pogadali, młodszy mężczyzna kompletnie nie zaznajomiony w Maskaradę a i chyba w lewą działalność gołębiarza w schronisku też chyba niekoniecznie potraktował go jak kolega kolegę z pracy. Niestety wraz ze złożeniem rezygnacji stary górnik właściwe stracił preteskt aby się tam pojawiać. Bo po co skoro z niej zrezygnował? No a nawet jak tak się pojawiał bez zapowiedzi i na chwilę tak jak wczoraj to niezbyt miał co liczyć na uprawianie swojego procederu z dyskretną utylizacją zwierzaków co mu dawało możliwość bezpiecznego i w miarę pewnego pożywienia się. No ale niezbyt to było możliwe jak któryś z kolegów był na nocnym dyżurze a do tego wszystko było nagrywane na kamery. No i w efekcie tego wszystkiego nie zdołał wczoraj pożywić się a już tej nocy niewiele zostało. W sam raz aby wrócić do siebie na zapleczu skateparku. I zasnąć w dzienny letarg czując niezaspokojony Głód w trzewiach. Ten sam jaki przywitał go u progu kolejnego wieczoru.

Co do tego czy Sebastian mu uwierzył w te brukselskie romanse czy nie to Carl nie był pewny. Młodszy kolega nie drążył za bardzo tematu. Pokiwał głową, uśmiechnął się leciutko i przyjął to ze spokojem.




https://upload.wikimedia.org/wikiped...e_motorola.jpg


Pager poinformował go o połączeniu. Jego obecnie były szef lecznicy nagrał mu krótką wiadomość z podziękowaniem za dotyczasową pracę i powodzenia w nowej. Obiecał wystawić mu referencje na jakiejś stronce z cv jaka nic Carlowi nie mówiła. W każdym razie wyglądało, że jego paryski rozdział zaczyna się powoli zamykać w tak oficjalny sposób.

Gdzieś przy łóżku dostrzegł aktówkę z dokumentami jakie dostali od szeryf jaka była nową maulą i szefową całej grupy. Właściwie nie zajrzał do nich od czasu niedzielnego spotkania. A lada noc pewnie będą opuszczać miasto. Wedle planu z niedzieli to w ten weekend już mieli być w Brukseli.

Siedząc odebrał wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. Na razie to nawet nie otworzył tej teczki z dokumentami jakie każdy z nich dostał na koniec niedzielnego spotkania od nowej szefowej. A a lada dzień pewnie będą wyjeżdżać na tą misję.

A więc wyjazd z Paryża już tak oficjalnie zbliżał się wielkimi krokami. Na razie jednak Carl zmagał się z własnym Głodem o jakim trudno było mu teraz myśleć o czymś innym.




Miejsce: Belgia; Bruksela, na pn-wsch od miasta; Hofstade; stadnina koni Leona
Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu
Warunki: wnętrze śmigłowca; ciemno, łomot wirnika, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr



Alessandra



Lot z Paryża do Brukseli trwał nieco ponad godzinę. To było całkiem inna podróż niż samochodem, samolotem czy pociągiem. Maszyna była głośna i bez słuchawek trudno było wytrzymać. Na szczęście cała trójka pasażerek dostała wielkie, nauszne słuchawki jakie miały wmontowane mikrofony dzięki czemu dało się swobodnie rozmawiać a wytłumiały też ten monotonny, dudniacy łoskot nad głowami. Odebrała wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. Noc służbowego wyjazdu z Paryża zbliżała się więc nieuchronnie a ona do tej pory nawet nie zajrzała do aktówki z dokumentami od nowej szefowej.

- Jeszcze nie leciałam śmigłowcem! I to w nocy! Całkiem inaczej niż w dzień! - zgrabna brunetka cieszyła się jak dziecko z tej podróży. Rzeczywiście było całkiem inaczej niż samolotem, nawet podczas nocnego lotu. Śmigłowiec leciał o wiele niżej więc z góry było widać plamy świateł gdzie były miasta i niczym żyłki od nich odchodzace świetlne linie i punkciki dróg. Ciemne, prawie czarne plamy ziemi przemieszane w czymś jaśniejszym. Czasem rzeka czy inne jezioro w jakich odbijało się nocne, pochmurne niebo. Ale na dłuższą metę było to jednak dość monotonne do oglądania. Zwłaszcza jak miały swoje własne towarzystwo i wspólne tematy. Ta godzina wspólnego lotu pozwoliła im się nagadać do woli. Z początku to mówiła głównie Jewel jak relacjonowała szefowej co się działo od wczorajszej już prawie porannej rozmowy gdy ta dzwoniła do niej z “Olimpu”. To też nawet do pewnego stopnia było zabawne jak się nad tym teraz zastanowić a Jewel wcale tego nie ukrywała. Nawet mogła zademonstrować siostrom de Gast na żywo jak to wczoraj zareagowała jak w końcu widząc, że to dłuższe zamówienie od szefowej to musiała poprosić ją o chwilę przerwy aby mogła znaleźć coś aby to wszystko zapisać.

- Tak… Śmigłowiec? Do Brukseli? Na jutro? Znaczy na dziś wieczór? Aha… A powrót? Aha… Dobra, zobaczę ale tak bez zapowiedzi to pewnie będzie drożej… Aha… Dobra to zobaczę… Aha róże tak? Jakie? Aha… Czerwone… Dobra mam… Ile? Eee… Ile? Ale jak to ciężarówka? Taka prawdziwa ciężarówka? Aaa! Dla Królowej! Aaa! No tak, tak to teraz tak, teraz… Ooo jaaa! Szefowa zamówi jej całą ciężarówkę róż?! Ooo jaaa! Ja to z miejsca bym się w szefowej zakochała za taki numer! - no tak, było teraz trochę śmiechu. Chociaż klubowa tancerka co ostatnio stała się pełnoprawną sekretarką blondynki rano mówiła dość machinalnie gdy notowała co, gdzie, z kim, komu, ile i tak dalej. No teraz jak to sobie opowiadały bardziej na luzie to było to o wiele bardziej zabawne i rozrywkowe.

Nadine była już spakowana i wzięła wieczorny pociąg do Brukseli jeszcze nie wiedząc, że szefowa też tam leci. Chociaż pociąg to też mógł być już na miejscu. Bo jutro już miała umówione spotkanie z tą agentką nieruchomości aby obejrzeć parę obiecujących adresów. Więc ta sprawa też wydawała się być w toku.

Jewel najbardziej żałowała tej ciężarówki róż wysłanej na Luwr. A dokładniej to tego, że nie zobaczy miny Angelette na widok takiego prezentu. No bo te kociaki wysłane do Hetmana to pewnie nawet jak żadnej z pasażerek przy tym nie będzie no to dziewczyny właśnie opowiedzą jak było. A Ukrainiec podczas swojej wizyty w “Miroir Noir” musiał zrobić na dziewczętach całkiem dobre wrażenie bo z relacji Jewel wynikało, że te były bardzo chętne na taką rewizytę u niego.

Resztę to już na fotelach lotniczych Alessandra sama mogła się przekonać. Wymieniła serię wiadomości z Sorenem. Który był zachwycony fimikiem z góra jednominutowym cv od Wiecznej Królowej nie mniej jak go oglądał pierwszy raz. Aż nie mógł się doczekać spotkania z Georgem a miał je jutro aby mu tego nie pokazać. “Pokazałem go Henrieccie. Nie wierzy, że to ty i Angelette! Bomba! Po prostu Bomba!” wspomniał o podobnej mu wiekiem spokrewnionej pewnie jaką akurat miał gdzieś pod ręką aby się pochwalić sukcesem swojej podopiecznej. No a po części także i swoim.

- Ty blond ladacznico! Przespałaś się z nim i z nią na raz! I ona jest w obroży i smyczy na tym zdjeciu? Prowadzałaś ją tam u nich ją na smyczy tak jak u was w klubie?! Przy nim? Opowiadaj! - Musette też była nie mniej podekscytowana jak Soren. Tak bardzo, że pewnie jak wstała dziś wieczorem i dotarły do niej wysłane fotki zrobione w apartamencie 9696 to musiała zadzwonić aby się upewnić osobiście. Nawet dudniące echo silnika śmigłowca jej nie zniechęciło tak bardzo zżerała ją ciekawość i ekscytacja sukcesem kumpeli.

Zresztą Monique też pożegnała się z nią dzisiaj bardzo gorąco i wylewnie. Bo jak jej gość miała takie a nie inne plany na dzisiejszą noc to nie mogła za bardzo zwłóczyć. Więc księciu mogła najwyżej sprzedać całusa w martwe usta i tyle. No ale Monique odprowadziła ją na sam dach i tam się pożegnały gorąco.

- Oh Ally, jakby ci tam było źle w tej Brukseli to śmiało przyjeżdżaj. Tu zawsze drzwi będą dla ciebie otwarte. I jakbyś się chciała pobawić smyczą, pejczem czy knebelkiem to oczywiście zawsze chętnie będę ci służyć na kolankach albo jak sobie tam życzysz. Szkoda, że wyjeżdżasz. Może Oli by się zgodził mieć dwie faworyty? Przecież to książę. Kto mu zabroni? Nawet wypada mężczyźnie na jego stanowisku prawda? - Noel wcale nie ukrywała, że żal jej serce ściska na to rozstanie ze swoją przyjaciółką, kochanką i dominą. Była ubrana jak na książęcą faworytę należy, w suknię, szpilki no i efekt gracji psuła obroża ze smyczą jaką miała na sobie całą noc i coś nie miała ochoty jej zdejmować.

Pilot dał znać, że niedługo będą lądować gdy telefon blondyny zabłysnął wiadomością. Tym razem była to fotka od Josette. Przedstawiała dwie, zgrabne, tancerki “Miroir Noir” jakie dosłownie wykonały polecenie szefowej i pozowały do zdjęcia na klęcząco u stóp primogen Tremere.

“Bardzo dziękuję, cudowny prezent! Mój ulubiony! Będę używać ostrożnie i z miłością! Odpiszę później! Aha! I koniecznie, ale to koniecznie i obowiązkowo wpadnij do mnie abym miała okazję się zrewanżować!”

Potem już nic nie przysłała ale jeśli zajęła się przysłanymi prezentami a prezenty nią to pewnie wszystkie miały teraz usta, uda i ręce pełne roboty.

Wreszcie jak już widać było jakąś świetlną plamę przez okna i wedle pilota to była już Bruksela to zadzwoniła Monique.

- Ooohhh Ally! Kocham cię! Taka niespodzianka! Taki prezent! Jej a ja zapomniałam dać ci cokolwiek! Ojej tak mi przykro! Taka niedobra dla ciebie byłam! Obiecuję ci, że jak się spotkamy to na pewno nie przyjadę z pustymi rękami! I te orchideę i to tyle! I ten wiersz! Oo jaaa! - ponoć spokrewnieni mieli zwykle problemy z płakaniem. Ale wydawało się, że pozostawiona w “Olimpie” blondynka jest tego bardzo bliska. A na pewno się wzruszyła na całego taką kwietną i poetycką niespodzianką. Zresztą Jewel i Ophelia też wydawały się być poruszone nawet jak tylko tego wszystkiego słuchały z sąsiednich siedzeń. Rozmowa chwilę trwała a gdy kochanki się w końcu rozłączyły okazało się, że tak jakby lecą obok tej świetlnej plamy w ciemnościach jaka miała być stolicą Belgii.

- A to my nie lecimy do Brukseli? - zapytała trochę zdziwiona Ophelia.

- Ta stadnina jest nieco za miastem. Tam już widać taką trójkątną plamę. To jezioro. Będziemy lądować obok. - w słuchawkach usłyszały wyjaśnienia pilota jakiego widziały głównie jako głowę w hełmie wystającą ponad lotniczy fotel.

- Ciekawe jaki on jest. - zastanawiała się Jewel zerkając przez boczne okno bo faktycznie było widąć jak coś trójkątnego odbija nocne chmury więc musiała to być jakaś tafla wody. Maszyna zaś zaczęła łagodnie się zniżać i świetlne plamki coraz wyraźniej zmieniały się w latarnie uliczne, okna w domach, widać było oświetlone zarysy budynków i nawet tor wyścigowy dla koni więc pewnie to była ta stadnina dokąd lecieli.

- Za chwilę lądujemy. Poczekamy aż panie odejdą i wtedy wystarujemy. Musimy zatankować i zaserwiwsować maszynę. Odlot będzie o 3 rano. - poinstruował ich pilot gdy helikopter coraz wyraźniej podchodził do lądowania. Lot trwał około godziny więc z pewnym zapasem na nieprzewidziane okoliczności na około 4 rano, może trochę po byliby z powrotem w Paryżu. A nieco po 5 rano wstawało Słońce. W kabinie śmigłowca byłoby dla starszej de Gast zabójcze. Na razie jednak zbliżała się 1 w nocy i śmigłowiec celował w sam środek hipodromu czyli całkiem sporego, porośniętego niską trawą terenu płaskiego jak stół. Widać było jak przy ogrodzeniu czeka tam kilka postaci i samochodów. Maszyna lekko zatrzęsła się gdy płozy dotknęły murawy, orboty silnika zwolniły i śmigło zwolniło przestając się stopniowo obracać. Drugi pilot wysiadł, podszedł do bocznych drzwi i je odsunął aby pasażerki mogły wysiąść. Zaś do śmigłowca ruszyła jakaś limuzyna. Z niej wysiadł jakiś mężczyzna w skórzanej kurtce i ruszył ku nim dziarskim krokiem.

- Myślicie, że to on? - zapytała cicho Ophelia wcale nie ukrywając podekscytowania i ciekawości. Jewel zresztą tak samo. Zresztą już prawie ich doszedł.




https://i.pinimg.com/564x/a3/44/70/a...0b8486afc2.jpg


- Dobry wieczór. Panie pozwolą, że się przedstawię. Leon Krzyżanowski. - mężczyzna z bliska okazał się być w wieku około trzydziestki. Skórzana kurtka i zarost na twarzy nadawała mu nieco zbójeckiego charakteru. Ale i swady. Patrzył na nie śmiało i z przyjemnością uśmiechając się obiecująco. Niespodziewanie strzelił obcasami jak w wojsku. Po czym ujął każdą z nich w dłoń i pocałował w takim klasycznym, szarmanckim stylu. Pomimo, że w jego ubiorze nie było ani krzty munduru od razu kojarzył się z wojskiem, oficerami i to właśnie takimi w starodawnym stylu.

- Ale może być Croix. Albo po prostu Leon. Macie moje drogie coś do zabrania? - zapytał nie wychodząc z roli gościnnego gospodarza. Mówił tak płynnie po francusku, że gdyby zawczasu się nie wiedziało z kim ma się do czynienia i nie zdradzało tego jego nazwisko to można by go wziąć za rodowitego Francuza. Lub kogoś z francuskojęzycznej nacji co w Brukseli świetnie wtapiałoby się w tłum.

- Oj to tylko Ally zostaje. My to będziemy lecieć dalej. Już jesteśmy umówione. - Ophelia z wyraźnym ociąganiem się mówiła to powoli jakby uznała, że to starsza siostra zgarnęła najlepszą nagrodę na tą noc.

- Naprawdę? No cóż, rozumiem. Naprawdę mi przykro z tego powodu. Może następnym razem, z przyjemnością poznam tak obiecujące osobowości. - polski kawalerzysta nie tracił swojej swady i było widać, że siostra i sekretarka Alessandry najchętniej zostałyby na miejscu. No ale były już umówione z narzeczonym Ophelii. Jeszcze nie zdążyli się pożegnać ani rozmówić gdy znów zadzwonił telefon starszej de Gast. Na wyświetlaczu pokazał się numer samej primogen paryskich Torreadorów.

- No no Różyczko… Cała ciężarówka? Masz rozmach dziewczyno. Jestem z ciebie dumna. I zachwycona. I zaintrygowana. W jakiej to sytuacji ci się śniłam, że cię to poruszyło aż tak. Mam nadzieję, że porozmawiamy o tym jutro. I namawiam na drobną demonstrację. Najlepiej taką do rana. - w słuchawce blondynka słyszała aksamitny i kuszący głos swojej królowej. I to tak elektryzujący, że jakoś od razu robiło się goręcej od środka. Brzmiało jakby miała ochotę na “małe co nieco”. Tylko niekoniecznie małe. I zapewne ze swoją rozmówczynią w roli głównej.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor północny; XIX Dzielnica Buttes-Chaumont; mieszkanie Bruno
Czas: 2025.06.04/05; śr/cz; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu
Warunki: wnętrze mieszkania; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr



Bruno



Młody Gangrel obudził się z dziennego stuporu tam gdzie zasnął. W swoim łóżku i sypialni. Z początku czuł się jeszcze bardziej martwy niż żywy i mocno zesztywniały. Przynajmniej póki vitae też się na dobre nie rozbudziło i nie zaczęło żwawiej krążyć w żyłach. Głód mu prawie nie dokuczał. Widocznie wczorajsze żerowanie jeszcze go trzymało. Zaś póki co był pochmurny wieczór i miał resztę nocy do dyspozycji.

Odebrał wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. Więc noc odjazdu z miasta zbliżała się nieuchronnie. A póki co jako zespół to od tamtego niedzielnego spotkania nie widzieli się ani razu.

Niedługo potem dostał telefon od kumpli z klubu motocyklowego. - Hej, Bruno, jest niezła biba. Piwo, motory, laseczki i tak dalej. Chcesz to wpadaj. Ściągamy ekipę. - powiedział mu kumpel i tak na słuch to brzmiało w tle jakieś radosne okrzyki, zniekształcona muza i dudnienie motocyklowych silników. Do tego po chwili kolega przysłał mu jeszcze fotkę.



http://photos.demandstudios.com/gett.../178816581.jpg


----


Mecha 14


Test Głodu (1k10)


Alessandra: https://orokos.com/roll/959984 2 > por = 0>1/5

John: https://orokos.com/roll/959986 5 > por = 1>2/5

Bruno: https://orokos.com/roll/959987 10 > suk = 1>1/5

Carl: https://orokos.com/roll/959988 10 > suk = 3>3/5

Margaux: https://orokos.com/roll/959989 7 > suk = 1>1/5
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline