11-11-2022, 11:05 | #101 |
Reputacja: 1 | Bruno rozejrzał się po okolicy. Nie było, to najlepsze miejsce do polowania. Kiedy przyjeżdżał na tą stacje metra z imigrantami wydawało mu się, to dobrem pomysłem, ale teraz już. Łatwo tutaj było dostać kosę pod żebra. Dla niego jako wampira byłaby, to drobna niedogodność, ale coś trzeba by zrobić z napastnikiem, a jako, że nie długo wyjeżdżał nie chciał by tuż przed opuszczeniem miasta wpakować się w jakieś kłopoty. Odjechał zatem i po namyśle skierował się do baru, któremu bardziej pasowało nazywanie go mordownią, ale miał tą zaletę, że znajdował się nie daleko schronienia. Mógł od razu tam pojechać, ale w tym dniu zwykle nie było wielu klientów, także okazji do pożywienia było mniej. Nie miał pojęcia czy obecnej nocy będzie w stanie zaspokoić głód, ale liczył na łud szczęścia. Rozważał jeszcze udanie się na dworzec, ale ostatecznie odrzucił ten pomysł. Kiedy dotarł na miejsce niedaleko od baru znalazł jakiegoś podchmielonego faceta opierającego się o ścianę budynku. Najwidoczniej na chwilę przysnął. Bruno wykorzystał tą chwilę i się posilił po czym zasklepił ranę. Wrócił na motocykl i spojrzał na zegarek do wschodu słońca brakowało niecałej godziny. Do schronienia było stąd gdzie był nie tak daleko, ale jeśli by się ślimaczył mógłby nie zdążyć. Ruszył motocyklem, a następnie dodał gazu by zdążyć dotrzeć do bezpiecznego miejsca przed wschodem słońca. |
12-11-2022, 11:48 | #102 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 14 - 2025.06.04/05; śr/cz; noc, 00:00 - 01:00 Miejsce: Francja; Paryż, sektor południowy; XV Dzielnica Vaugirard; mieszkanie Johna Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze kawalerki; jasno, muzyka, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr John i Margaux - Czyli… Mamy czekać na nie wiadomo kogo, na nie wiadomo ilu, którzy nie wiadomo o której przyjadą ani czy w ogóle przyjadą? Myślałem, że mamy komuś spuścić łomot. - Melvil jak usłyszał detale planowanej akcji to trudno było powiedzieć aby skakał z radości i entuzjazmu. Zresztą Emma podobnie. - I mamy czekać na dole. No dobra. Chodź Melv, idziemy. - punkówa też miała niezbyt wesołą minę jak się jeszcze okazało, że wedle planu jaki przedstawił im angielski Brujah to mają czekać gdzieś tam na zewnątrz, na dole. https://image.shutterstock.com/image...-111101858.jpg Ich dwójka przyjechała razem z resztą aby zapakować komputery i resztę serwerowni Johna. Hetman tak jak obiecał przysłał ich dzisiaj. Wczoraj czy raczej dzisiaj przed świtem jak John gadał z Filozofem przez telefon to był zadowolony z powodu załatwienia sprawy z Turnerem. - No i zajebiście. Dobra robota, o to chodziło. Niech wypierdala z miasta robić swoje matactwa gdzie indziej. - powiedział rano punk z dredami jaki był prawą ręką primogena paryskich Brujah. A potem oboje wrócili do mieszkania Johna i ten to już czuł, jak go morzy dzienny letarg. Margaux wytrzymała tylko trochę dłużej przygotowując co dała radę do wieczornej przeprowadzki. A potem też zapadła w sen bez snów. Tak jak było do przewidzenia wstała pierwsza od swojego partnera. Głód jej jakoś nie dokuczał. Bestia jaką każdy ze spokrewnionych skrywał w swoich żyłach i trzewiach nadal drzemała jakby nie zorientowała się jeszcze, że zaczęła się kolejna, letnia noc. Chociaż dość pochmurna jak wyjrzała za okno. Z 8-go piętra widać było dość monotonny widok sąsiednich bloków. O tym wczesnym wieczorze wciąż jeszcze większość prostokątów świateł się paliło. Niebo było pochmurne i wydawało się, że jest chyba dość chłodno. Zostało jej przygotować się do tej kolejnej nocy zostawiając na razie Johna pogrążonego w trupim stuporze. Pierwszy odwiedził ich Max i przywiózł jej spluwę z tłumikiem i zapasowymi magazynkami. Upewnił się czy na pewno nie będą go potrzebować no ale jak nie to wyszedł. Słyszała jeszcze jak odchodzi korytarzem a potem dźwięk otwieranej windy. Następnym etapem było wybudzanie się Johna. Czuł się całkiem dobrze chociaż od wczoraj Głód wzrósł ale jeszcze do kontrolowanego poziomu. Na razie był lekkim drapaniem w gardle o jakim łatwo było zapomnieć jak się skoncentrowało na czymś innym. Jak wstał to za oknami była już letnia ale nadal pochmurna noc. Zaczął pakować tą niewielką garść rzeczy do jednej, podróżnej walizki jaką zamierzał zabrać do nowego miasta. Gdzieś na tym momencie zastali ich kolejni goście. Tym razem o wiele liczniejsi i bardziej hałaśliwi. - No siema John. Masz jakieś graty do zabrania tak? No to dawaj. Które to? - w drzwi zdecydowanie ktoś zapukał a potem w progu stanęła grupka “trudnej młodzieży” z wesołymi i bezczelnymi uśmieszkami, petami w zębach i luzackim usposobieniu. Już było z godzinę do północy. Jak weszli gwarną zgrają do niewielkiej kawalerki to się zrobiło i gwarno, i tłoczno, i wesoło. Zupełnie jakby młodzieżowa, punkowa i chaotyczna atmosfera wleciała do cichego zazwyczaj mieszkania razem z nimi. Komputery i podobny szpej to nie były szafy i stoły jednak trochę ich było więc nawet na pół tuzina osób to poszło im całkiem sporo kursów do windy, windą na dół, na zewnątrz, do zaparkowanego vana i z powrotem. Zanim skończyli to zrobiło się trochę po północy albo przed. - No to na nas pora. Spadamy. Potem Filozof wyśle ci adres gdzie masz w tej Brukseli odebrać ten szpej nie. - pożegnali się i większość z nich odeszła w stronę windy. Potem jeszcze można było zobaczyć ich odjazd furgonetką i osobówką. A Emma i Melvin zostali. Więc można było ich wprowadzić w detale planowanej akcji. Widocznie Hetman albo Filozof coś im przekazali o co mniej więcej będzie chodzić ale bez detali. Oboje pokiwali głowami na zgodę ale plan raczej nie zdobył ich uznania. Trochę po północy też więc wyszli i zjechali windą na dół. Pokręcili się trochę po obcym dla siebie podwórku nim w końcu we dwójkę obsiedli stół do ping ponga. I tam czekali siedząc w kucki, przechadzając się, gadając, jarając szlugi no i czekając niezbyt wiadomo na co. Pod tym względem John i Margaux jacy zostali wewnątrz nieco jakby powiększonej kawalerki byli w o wiele lepszej a na pewno wygodniejszej sytuacji. Anglik jak wysłał po odjeździe ekipy ze swojego klanu fotki to Siergieja otrzymał od niego krótkie podziękowanie i info, że przesłał gdzie trzeba i idzie spać. I na tym jego rola pośrednika się skończyła. Zostawało czekać. Przynajmniej byli w środku a nie jak duet panków tam na zewnątrz na dole. Siedząc odebrali wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. A jak na razie od niedzielnego spotkania nawet nie otworzyli aktówek z dokumentami od nowej szefowej na wyjazd do miasta gdzie wkrótce za grubą kasę będą kupować nieruchomość i resztę spraw. Zaś do byłej policjantki dobitnie dotarło, że pod względem rysopisów sprawców to właściwie nic nie mieli. Żadnego potencjalnego opisu kogo powinni się spodziewać. Ilu. Nawet opisu samochodu nie mieli. W poprzednią sobotę co prawda obrobili kolesia w granatowym BMW ale czy teraz podjadą tym samym autem? W ogóle ktoś się tu pofatyguje? Kawalerka też była dość ciasna jako ring do walki. Co niedawno dało się sprawdzić namacalnie gdy kręciła się tu grupka punków wynosząca sprzęt po jakiej zostały ślady butów z wyraźnym protektorem na podłodze. Widocznie na zewnątrz było mokro a częste powroty w jedną i drugą stronę zostawiły sporo śladów. W każdym razie jakby znów miało tu wpaść parę osób, do tego z zamiarem spuszczenia łomotu a nie aby w miarę zgodnie i na raty nosić komputery to mogło się zrobić bardzo ciasno. Wcale nie było takie pewne czy będzie miała okazję strzelać pistoletem. A w końcu była lepszym rewolwerowcem niż bokserem. Z drugiej jednak strony była też szansa, że niezbyt obszerne pomieszczenia ograniczą ewentualną przewagę liczebną. A póki co czekali nie wiedząc czy w ogóle się doczekają. Wydawało się, że dopiero co grupa z przeprowadzką zniknęła z widoku, podobnie jak dwójka młodych punków. Gdy na telefon Johna przyszedł sms od nich. “dwóch gliniarzyweszli do was”. Faktycznie zaraz potem usłyszeli energicznie pukanie do drzwi i zdecydowany, męski głos. “Proszę otworzyć! Policja!” Miejsce: Francja; Paryż, sektor północny; Dzielnica XX Ménilmontant; zaplecze skate park Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr Carl Obudził się tam gdzie zasnął. Cały zesztywniały. Jak to po dziennym letargu. Do tego mocno go ssało w żołądku. Wczoraj nie udało mu się zaspokoić swojej wewnętrznej Bestii. Sebastian i kamery no i własna legenda wedle jakiej pracował i właśnie od wczoraj przestałw schronisku PETA nie pozwoliły mu na to. I ta obudziła się wraz z nim. Powarkiwała cicho ale groźnie domagając się świeżej dawki krwi. Prawie czuł jak ostrzegawczo macha z niezadowolenia ogonem. Musiał coś znaleźć póki jeszcze nad nią panował. Wczoraj sprawa się wywróciła prawie na samej mecie. Pojechał do schroniska w którym oficjalnie pracował jako nocny dozorca. Sebastian mu otworzył, pogadali, młodszy mężczyzna kompletnie nie zaznajomiony w Maskaradę a i chyba w lewą działalność gołębiarza w schronisku też chyba niekoniecznie potraktował go jak kolega kolegę z pracy. Niestety wraz ze złożeniem rezygnacji stary górnik właściwe stracił preteskt aby się tam pojawiać. Bo po co skoro z niej zrezygnował? No a nawet jak tak się pojawiał bez zapowiedzi i na chwilę tak jak wczoraj to niezbyt miał co liczyć na uprawianie swojego procederu z dyskretną utylizacją zwierzaków co mu dawało możliwość bezpiecznego i w miarę pewnego pożywienia się. No ale niezbyt to było możliwe jak któryś z kolegów był na nocnym dyżurze a do tego wszystko było nagrywane na kamery. No i w efekcie tego wszystkiego nie zdołał wczoraj pożywić się a już tej nocy niewiele zostało. W sam raz aby wrócić do siebie na zapleczu skateparku. I zasnąć w dzienny letarg czując niezaspokojony Głód w trzewiach. Ten sam jaki przywitał go u progu kolejnego wieczoru. Co do tego czy Sebastian mu uwierzył w te brukselskie romanse czy nie to Carl nie był pewny. Młodszy kolega nie drążył za bardzo tematu. Pokiwał głową, uśmiechnął się leciutko i przyjął to ze spokojem. https://upload.wikimedia.org/wikiped...e_motorola.jpg Pager poinformował go o połączeniu. Jego obecnie były szef lecznicy nagrał mu krótką wiadomość z podziękowaniem za dotyczasową pracę i powodzenia w nowej. Obiecał wystawić mu referencje na jakiejś stronce z cv jaka nic Carlowi nie mówiła. W każdym razie wyglądało, że jego paryski rozdział zaczyna się powoli zamykać w tak oficjalny sposób. Gdzieś przy łóżku dostrzegł aktówkę z dokumentami jakie dostali od szeryf jaka była nową maulą i szefową całej grupy. Właściwie nie zajrzał do nich od czasu niedzielnego spotkania. A lada noc pewnie będą opuszczać miasto. Wedle planu z niedzieli to w ten weekend już mieli być w Brukseli. Siedząc odebrał wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. Na razie to nawet nie otworzył tej teczki z dokumentami jakie każdy z nich dostał na koniec niedzielnego spotkania od nowej szefowej. A a lada dzień pewnie będą wyjeżdżać na tą misję. A więc wyjazd z Paryża już tak oficjalnie zbliżał się wielkimi krokami. Na razie jednak Carl zmagał się z własnym Głodem o jakim trudno było mu teraz myśleć o czymś innym. Miejsce: Belgia; Bruksela, na pn-wsch od miasta; Hofstade; stadnina koni Leona Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze śmigłowca; ciemno, łomot wirnika, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr Alessandra Lot z Paryża do Brukseli trwał nieco ponad godzinę. To było całkiem inna podróż niż samochodem, samolotem czy pociągiem. Maszyna była głośna i bez słuchawek trudno było wytrzymać. Na szczęście cała trójka pasażerek dostała wielkie, nauszne słuchawki jakie miały wmontowane mikrofony dzięki czemu dało się swobodnie rozmawiać a wytłumiały też ten monotonny, dudniacy łoskot nad głowami. Odebrała wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. Noc służbowego wyjazdu z Paryża zbliżała się więc nieuchronnie a ona do tej pory nawet nie zajrzała do aktówki z dokumentami od nowej szefowej. - Jeszcze nie leciałam śmigłowcem! I to w nocy! Całkiem inaczej niż w dzień! - zgrabna brunetka cieszyła się jak dziecko z tej podróży. Rzeczywiście było całkiem inaczej niż samolotem, nawet podczas nocnego lotu. Śmigłowiec leciał o wiele niżej więc z góry było widać plamy świateł gdzie były miasta i niczym żyłki od nich odchodzace świetlne linie i punkciki dróg. Ciemne, prawie czarne plamy ziemi przemieszane w czymś jaśniejszym. Czasem rzeka czy inne jezioro w jakich odbijało się nocne, pochmurne niebo. Ale na dłuższą metę było to jednak dość monotonne do oglądania. Zwłaszcza jak miały swoje własne towarzystwo i wspólne tematy. Ta godzina wspólnego lotu pozwoliła im się nagadać do woli. Z początku to mówiła głównie Jewel jak relacjonowała szefowej co się działo od wczorajszej już prawie porannej rozmowy gdy ta dzwoniła do niej z “Olimpu”. To też nawet do pewnego stopnia było zabawne jak się nad tym teraz zastanowić a Jewel wcale tego nie ukrywała. Nawet mogła zademonstrować siostrom de Gast na żywo jak to wczoraj zareagowała jak w końcu widząc, że to dłuższe zamówienie od szefowej to musiała poprosić ją o chwilę przerwy aby mogła znaleźć coś aby to wszystko zapisać. - Tak… Śmigłowiec? Do Brukseli? Na jutro? Znaczy na dziś wieczór? Aha… A powrót? Aha… Dobra, zobaczę ale tak bez zapowiedzi to pewnie będzie drożej… Aha… Dobra to zobaczę… Aha róże tak? Jakie? Aha… Czerwone… Dobra mam… Ile? Eee… Ile? Ale jak to ciężarówka? Taka prawdziwa ciężarówka? Aaa! Dla Królowej! Aaa! No tak, tak to teraz tak, teraz… Ooo jaaa! Szefowa zamówi jej całą ciężarówkę róż?! Ooo jaaa! Ja to z miejsca bym się w szefowej zakochała za taki numer! - no tak, było teraz trochę śmiechu. Chociaż klubowa tancerka co ostatnio stała się pełnoprawną sekretarką blondynki rano mówiła dość machinalnie gdy notowała co, gdzie, z kim, komu, ile i tak dalej. No teraz jak to sobie opowiadały bardziej na luzie to było to o wiele bardziej zabawne i rozrywkowe. Nadine była już spakowana i wzięła wieczorny pociąg do Brukseli jeszcze nie wiedząc, że szefowa też tam leci. Chociaż pociąg to też mógł być już na miejscu. Bo jutro już miała umówione spotkanie z tą agentką nieruchomości aby obejrzeć parę obiecujących adresów. Więc ta sprawa też wydawała się być w toku. Jewel najbardziej żałowała tej ciężarówki róż wysłanej na Luwr. A dokładniej to tego, że nie zobaczy miny Angelette na widok takiego prezentu. No bo te kociaki wysłane do Hetmana to pewnie nawet jak żadnej z pasażerek przy tym nie będzie no to dziewczyny właśnie opowiedzą jak było. A Ukrainiec podczas swojej wizyty w “Miroir Noir” musiał zrobić na dziewczętach całkiem dobre wrażenie bo z relacji Jewel wynikało, że te były bardzo chętne na taką rewizytę u niego. Resztę to już na fotelach lotniczych Alessandra sama mogła się przekonać. Wymieniła serię wiadomości z Sorenem. Który był zachwycony fimikiem z góra jednominutowym cv od Wiecznej Królowej nie mniej jak go oglądał pierwszy raz. Aż nie mógł się doczekać spotkania z Georgem a miał je jutro aby mu tego nie pokazać. “Pokazałem go Henrieccie. Nie wierzy, że to ty i Angelette! Bomba! Po prostu Bomba!” wspomniał o podobnej mu wiekiem spokrewnionej pewnie jaką akurat miał gdzieś pod ręką aby się pochwalić sukcesem swojej podopiecznej. No a po części także i swoim. - Ty blond ladacznico! Przespałaś się z nim i z nią na raz! I ona jest w obroży i smyczy na tym zdjeciu? Prowadzałaś ją tam u nich ją na smyczy tak jak u was w klubie?! Przy nim? Opowiadaj! - Musette też była nie mniej podekscytowana jak Soren. Tak bardzo, że pewnie jak wstała dziś wieczorem i dotarły do niej wysłane fotki zrobione w apartamencie 9696 to musiała zadzwonić aby się upewnić osobiście. Nawet dudniące echo silnika śmigłowca jej nie zniechęciło tak bardzo zżerała ją ciekawość i ekscytacja sukcesem kumpeli. Zresztą Monique też pożegnała się z nią dzisiaj bardzo gorąco i wylewnie. Bo jak jej gość miała takie a nie inne plany na dzisiejszą noc to nie mogła za bardzo zwłóczyć. Więc księciu mogła najwyżej sprzedać całusa w martwe usta i tyle. No ale Monique odprowadziła ją na sam dach i tam się pożegnały gorąco. - Oh Ally, jakby ci tam było źle w tej Brukseli to śmiało przyjeżdżaj. Tu zawsze drzwi będą dla ciebie otwarte. I jakbyś się chciała pobawić smyczą, pejczem czy knebelkiem to oczywiście zawsze chętnie będę ci służyć na kolankach albo jak sobie tam życzysz. Szkoda, że wyjeżdżasz. Może Oli by się zgodził mieć dwie faworyty? Przecież to książę. Kto mu zabroni? Nawet wypada mężczyźnie na jego stanowisku prawda? - Noel wcale nie ukrywała, że żal jej serce ściska na to rozstanie ze swoją przyjaciółką, kochanką i dominą. Była ubrana jak na książęcą faworytę należy, w suknię, szpilki no i efekt gracji psuła obroża ze smyczą jaką miała na sobie całą noc i coś nie miała ochoty jej zdejmować. Pilot dał znać, że niedługo będą lądować gdy telefon blondyny zabłysnął wiadomością. Tym razem była to fotka od Josette. Przedstawiała dwie, zgrabne, tancerki “Miroir Noir” jakie dosłownie wykonały polecenie szefowej i pozowały do zdjęcia na klęcząco u stóp primogen Tremere. “Bardzo dziękuję, cudowny prezent! Mój ulubiony! Będę używać ostrożnie i z miłością! Odpiszę później! Aha! I koniecznie, ale to koniecznie i obowiązkowo wpadnij do mnie abym miała okazję się zrewanżować!” Potem już nic nie przysłała ale jeśli zajęła się przysłanymi prezentami a prezenty nią to pewnie wszystkie miały teraz usta, uda i ręce pełne roboty. Wreszcie jak już widać było jakąś świetlną plamę przez okna i wedle pilota to była już Bruksela to zadzwoniła Monique. - Ooohhh Ally! Kocham cię! Taka niespodzianka! Taki prezent! Jej a ja zapomniałam dać ci cokolwiek! Ojej tak mi przykro! Taka niedobra dla ciebie byłam! Obiecuję ci, że jak się spotkamy to na pewno nie przyjadę z pustymi rękami! I te orchideę i to tyle! I ten wiersz! Oo jaaa! - ponoć spokrewnieni mieli zwykle problemy z płakaniem. Ale wydawało się, że pozostawiona w “Olimpie” blondynka jest tego bardzo bliska. A na pewno się wzruszyła na całego taką kwietną i poetycką niespodzianką. Zresztą Jewel i Ophelia też wydawały się być poruszone nawet jak tylko tego wszystkiego słuchały z sąsiednich siedzeń. Rozmowa chwilę trwała a gdy kochanki się w końcu rozłączyły okazało się, że tak jakby lecą obok tej świetlnej plamy w ciemnościach jaka miała być stolicą Belgii. - A to my nie lecimy do Brukseli? - zapytała trochę zdziwiona Ophelia. - Ta stadnina jest nieco za miastem. Tam już widać taką trójkątną plamę. To jezioro. Będziemy lądować obok. - w słuchawkach usłyszały wyjaśnienia pilota jakiego widziały głównie jako głowę w hełmie wystającą ponad lotniczy fotel. - Ciekawe jaki on jest. - zastanawiała się Jewel zerkając przez boczne okno bo faktycznie było widąć jak coś trójkątnego odbija nocne chmury więc musiała to być jakaś tafla wody. Maszyna zaś zaczęła łagodnie się zniżać i świetlne plamki coraz wyraźniej zmieniały się w latarnie uliczne, okna w domach, widać było oświetlone zarysy budynków i nawet tor wyścigowy dla koni więc pewnie to była ta stadnina dokąd lecieli. - Za chwilę lądujemy. Poczekamy aż panie odejdą i wtedy wystarujemy. Musimy zatankować i zaserwiwsować maszynę. Odlot będzie o 3 rano. - poinstruował ich pilot gdy helikopter coraz wyraźniej podchodził do lądowania. Lot trwał około godziny więc z pewnym zapasem na nieprzewidziane okoliczności na około 4 rano, może trochę po byliby z powrotem w Paryżu. A nieco po 5 rano wstawało Słońce. W kabinie śmigłowca byłoby dla starszej de Gast zabójcze. Na razie jednak zbliżała się 1 w nocy i śmigłowiec celował w sam środek hipodromu czyli całkiem sporego, porośniętego niską trawą terenu płaskiego jak stół. Widać było jak przy ogrodzeniu czeka tam kilka postaci i samochodów. Maszyna lekko zatrzęsła się gdy płozy dotknęły murawy, orboty silnika zwolniły i śmigło zwolniło przestając się stopniowo obracać. Drugi pilot wysiadł, podszedł do bocznych drzwi i je odsunął aby pasażerki mogły wysiąść. Zaś do śmigłowca ruszyła jakaś limuzyna. Z niej wysiadł jakiś mężczyzna w skórzanej kurtce i ruszył ku nim dziarskim krokiem. - Myślicie, że to on? - zapytała cicho Ophelia wcale nie ukrywając podekscytowania i ciekawości. Jewel zresztą tak samo. Zresztą już prawie ich doszedł. https://i.pinimg.com/564x/a3/44/70/a...0b8486afc2.jpg - Dobry wieczór. Panie pozwolą, że się przedstawię. Leon Krzyżanowski. - mężczyzna z bliska okazał się być w wieku około trzydziestki. Skórzana kurtka i zarost na twarzy nadawała mu nieco zbójeckiego charakteru. Ale i swady. Patrzył na nie śmiało i z przyjemnością uśmiechając się obiecująco. Niespodziewanie strzelił obcasami jak w wojsku. Po czym ujął każdą z nich w dłoń i pocałował w takim klasycznym, szarmanckim stylu. Pomimo, że w jego ubiorze nie było ani krzty munduru od razu kojarzył się z wojskiem, oficerami i to właśnie takimi w starodawnym stylu. - Ale może być Croix. Albo po prostu Leon. Macie moje drogie coś do zabrania? - zapytał nie wychodząc z roli gościnnego gospodarza. Mówił tak płynnie po francusku, że gdyby zawczasu się nie wiedziało z kim ma się do czynienia i nie zdradzało tego jego nazwisko to można by go wziąć za rodowitego Francuza. Lub kogoś z francuskojęzycznej nacji co w Brukseli świetnie wtapiałoby się w tłum. - Oj to tylko Ally zostaje. My to będziemy lecieć dalej. Już jesteśmy umówione. - Ophelia z wyraźnym ociąganiem się mówiła to powoli jakby uznała, że to starsza siostra zgarnęła najlepszą nagrodę na tą noc. - Naprawdę? No cóż, rozumiem. Naprawdę mi przykro z tego powodu. Może następnym razem, z przyjemnością poznam tak obiecujące osobowości. - polski kawalerzysta nie tracił swojej swady i było widać, że siostra i sekretarka Alessandry najchętniej zostałyby na miejscu. No ale były już umówione z narzeczonym Ophelii. Jeszcze nie zdążyli się pożegnać ani rozmówić gdy znów zadzwonił telefon starszej de Gast. Na wyświetlaczu pokazał się numer samej primogen paryskich Torreadorów. - No no Różyczko… Cała ciężarówka? Masz rozmach dziewczyno. Jestem z ciebie dumna. I zachwycona. I zaintrygowana. W jakiej to sytuacji ci się śniłam, że cię to poruszyło aż tak. Mam nadzieję, że porozmawiamy o tym jutro. I namawiam na drobną demonstrację. Najlepiej taką do rana. - w słuchawce blondynka słyszała aksamitny i kuszący głos swojej królowej. I to tak elektryzujący, że jakoś od razu robiło się goręcej od środka. Brzmiało jakby miała ochotę na “małe co nieco”. Tylko niekoniecznie małe. I zapewne ze swoją rozmówczynią w roli głównej. Miejsce: Francja; Paryż, sektor północny; XIX Dzielnica Buttes-Chaumont; mieszkanie Bruno Czas: 2025.06.04/05; śr/cz; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze mieszkania; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr Bruno Młody Gangrel obudził się z dziennego stuporu tam gdzie zasnął. W swoim łóżku i sypialni. Z początku czuł się jeszcze bardziej martwy niż żywy i mocno zesztywniały. Przynajmniej póki vitae też się na dobre nie rozbudziło i nie zaczęło żwawiej krążyć w żyłach. Głód mu prawie nie dokuczał. Widocznie wczorajsze żerowanie jeszcze go trzymało. Zaś póki co był pochmurny wieczór i miał resztę nocy do dyspozycji. Odebrał wiadomość od Aurory. “Spotkanie z Anitte w pt/sb o północy.” I adres jakiegoś klubu oraz powtórzony numer do samej agentki jaka miała ich przejąć na miejscu. Więc noc odjazdu z miasta zbliżała się nieuchronnie. A póki co jako zespół to od tamtego niedzielnego spotkania nie widzieli się ani razu. Niedługo potem dostał telefon od kumpli z klubu motocyklowego. - Hej, Bruno, jest niezła biba. Piwo, motory, laseczki i tak dalej. Chcesz to wpadaj. Ściągamy ekipę. - powiedział mu kumpel i tak na słuch to brzmiało w tle jakieś radosne okrzyki, zniekształcona muza i dudnienie motocyklowych silników. Do tego po chwili kolega przysłał mu jeszcze fotkę. http://photos.demandstudios.com/gett.../178816581.jpg ---- Mecha 14 Test Głodu (1k10) Alessandra: https://orokos.com/roll/959984 2 > por = 0>1/5 John: https://orokos.com/roll/959986 5 > por = 1>2/5 Bruno: https://orokos.com/roll/959987 10 > suk = 1>1/5 Carl: https://orokos.com/roll/959988 10 > suk = 3>3/5 Margaux: https://orokos.com/roll/959989 7 > suk = 1>1/5
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-11-2022, 12:49 | #103 |
Reputacja: 1 | Carl był wściekły z głodu! Wezwał swego chowańca do pomocy i ruszył na miasto. Był pewien, że gdzieś znajdzie bezdomne lub dzikie zwierze! Był gotów nawet zjeść jakiegoś wolno chodzącego kota z obróżką, takie kociaki mordowały wystarczającą ilość innych stworzeń, aby było to sprawiedliwe. Liczył na to, że kruczę oko jego przyjaciela, pomogą mu szukać! |
15-11-2022, 14:20 | #104 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
15-11-2022, 14:34 | #105 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
15-11-2022, 14:48 | #106 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
16-11-2022, 10:34 | #107 |
Reputacja: 1 | Bruno dostał wiadomość od Aurory, a zaraz potem rozmawiał z kolegą z klubu, który zapraszał go na imprezę. Obiecał, że wpadnie, ale za parę godzien, bo ma coś do załatwienia. Były makler zadzwonił na lotnisko by zabukować na jutro bilet skoro w noc z piątku na sobotę miał wraz z resztą spotkać się z Aniitte w Brukseli. Po tym kiedy już, to załatwił udał się do siedziby firmy. Parę dni go tu nie było, ale po tym jak wpadł w letarg nie miał ochoty zajmować się pracą. Zwłaszcza, że i tak tuż przed sprawą ze Zjawą ukończono pracę nad kilkoma zamówionymi motocyklami. Teraz należało zacząć pracę nad kolejnymi, ale jako, że nie będzie go przez kilka miesięcy lub pół roku. Przewidywał, że mniej więcej tyle zajmie rozwiązanie sprawy zleconej przez Aurorę rozpoczęciem budowy motocykli będą musieli zająć się jego pracownicy, a jak wróci z Brukseli, to wraz z nimi je dokończy. Grizzly będąc w firmie przeglądał jakie motocykle trafiły do klientów z Brukseli i okolic. Uznał, że być może uda mu się pozyskać kogoś z klientów jako kontakt dla koterii. Maszyny sprzedawał zarówno ludziom jak i wampirom także możliwe były pozyskanie kontaktu z różnych środowisk. Po przejrzeniu papierów Bruno pożegnał się z pracownikami i ruszył na imprezę gdzie bawiła się część jego kolegów z kluby. Na imprezie bawił się przez jakiś czas, a po tym kiedy uznał, że najwyższy czas wracać do schronienia pożegnał się kolegami i odjechał do domu. Jutro czekała go podróż do Brukseli także należało teraz solidnie odpocząć. |
16-11-2022, 11:27 | #108 |
Reputacja: 1 | Dzięki Mi Raaz i MG za scene (reszta w poście Mi Raaza)
|
17-11-2022, 07:46 | #109 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 17-11-2022 o 07:50. |
19-11-2022, 13:58 | #110 | ||||
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 15 - 2025.06.05/06; cz/pt; noc, 22:00 - 00:30 Miejsce: Francja; Paryż, sektor północny; Dzielnica XX Ménilmontant; zaplecze skate park Czas: 2025.06.05/06; cz/pt; noc, g 22:00 - 00:30; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, pogodnie, sła.wiatr Carl Carl razem ze swoimi pomocnikami kręcił się po zapleczu gospodarczym do skateparku który był jego właściwym domem. Przygotowywali klatki i gołębie do transportu. To miała być ich ostatnia noc w Paryżu. Wszelkie wątpliwości rozwiał sms od Aurory. Cytat:
- Co mam ci załatwić? - powtórzyła pytanie z wyraźną nutą niedowierzania. - Carl z tego co wiem to babcia Balbina wprowadziła was wstępnie po co tu przyjeżdżacie. Przespałeś to? Czytałeś te broszurki co wam rozdała? Ja tu jestem Blitz z Berlina. W ogóle nie znam żadnych lamusów co mają wkrótce przyjechać z Paryża. A jak ich nie znam to się z nimi nie koleguję. A jak się z nimi nie koleguję to im nic nie załatwiam. Bo się poznamy dopiero po tym jak przyjadą na miejsce i będzie wieczorek zapoznawczy czy tam inna okazja. Nie spratolcie mi mojej przykrywki. Nie znamy się. Poznamy się jak przyjedziecie do Brukseli. Ale osobiście to jutro w nocy. Podałam wam adres. A o takie rzeczy to pytaj swoich studentów co już tam są. A wizyta u szefa miasta nie jest ani obowiązkowa ani tradycyjna. Jak już ci zależy to możesz to kombinować na miejscu. Ale to nie jest standard, studenci nie zaczynają tu wizyty od czapkowania szefowi miasta. No to do jutra. - Maska mówiła krótkimi, prostymi zdaniami i dobitnym tonem jakby zależało jej aby informacja przebiła się do adresata. I wcale nie ukrywała swojej irytacji i niezadowolenia takim lekceważeniem sprawy w jaką była zaangażowana gdzieś od miesiąca. Jego pomocnicy zrobili sobie przerwę od noszenia klatek i przygotowywania gołębi do podróży. I wysłali mu maila do tego weterynarza co mu polecił jego maula. Nazywał się Bor Wassenberg ale na razie jego imię czy adres nic Carlowi nie mówiło. Jak na porę otwarcia lecznic i pracy weterynarzy było dość późno to jego pomocnicy nie nastawiali się na to, że odpowie dzisiaj. Może jutro w dzień bo śmiertelnicy to jednak najczęściej pracowali w dzień. - A jak gołębie zawsze wracają do domu to jak je wypuścimy w Brukseli to chyba wrócą tutaj nie? - zaciekawił się Jihad nad tym powszechnie znanym nawykiem gołębi. To by był mocno jednorazowy przelot gdy ptaki wróciłyby tutaj. Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; Dzielnica VII Palais-Bourbon; kaminica de Gast Czas: 2025.06.05/06; cz/pt; noc, g 22:00 - 00:30; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, pogodnie, sła.wiatr Alessandra Gdy długonoga blondynka otworzyła oczy z dziennego letargu dostrzegła całkiem znajomy widok własnej sypialni we własnej kamienicy. Niby coś oczywistego. A jednak jakoś ostatnio niezbyt często tutaj zasypiała i się budziła. A równie rzadko zasypiała i wstawała sama. I jeszcze walczyła z zesztywniałym, martwym ciałem gdy leniwa vitae dopiero zaczynała żwawiej krążyć w jej żyłach gdy dostała pierwszą informację tego wieczora. Dokładniej to sms na telefon. Gdy wzięła go w dłoń zorientowała się, że to od Aurory. Cytat:
Gdy wstała z łóżka miała chwilę samotności dla samej siebie. I wróciły wspomnienia z ostatniej, brukselskiej nocy. A zwłaszcza ta końcówka. Jak już zatrzasnęły się drzwi śmigłowca, one założyły słuchawki aby móc ze sobą swobodnie rozmawiać a pilot zwiększył obroty i maszyna wzniosła się do góry. Widziały jeszcze z okien malejącą sylwetkę w skórzanej kurtce jaka im pomachała na pożegnanie i widok na tą stadninę koni z góry. Dobrze widać było, że jest położona nad jeziorem jakie odbijało nocne niebo w swojej tafli. A potem mogły ze sobą porozmawiać. - Ale się Gaetan zdziwił, że taką niespodziankę mu zrobiłam! Chyba się w ogóle nie spodziewał, że mogę go tak nawiedzić! - młodsza de Gast przeżywała na gorąco świeżo zakończone spotkanie ze swoim przystojnym narzeczonym. - Widziałam. I nawet pomógł ci się odświeżyć pod prysznicem po tej podróży. - Jewel miała minę jakby z trudem powstrzymywała wybuch śmiechu. - A żebyś wiedziała! I było całkiem miło. A ty nie zgrywaj świętej! Kto zaciągnął Paula do pokoju obok? - Ophelia zrewanżowała jej się tym samym i odbiła piłeczkę we własnym kontrataku. - No tak. A co miałam robić? Podsłuchiwać pod waszymi drzwiami? A Paul został sam na posterunku w samochodzie. Taki nieużywany. A całkiem niczego sobie. I sympatyczny. No może jakbym była z szefową i by mnie poprosiła o współudział w trójkącie to bym naturalnie jej nie domówiła takiego drobiazgu no ale wam to nie chciałam przeszkadzać. A nudzić ze dwie czy trzy godziny też mi się nie chciało. - szatynka wzruszyła ramionami bez skrępowania przyznając się do swoich niecnych czynów względem kierowcy Krzyżanowskiego. Z którym widocznie zawarła bliższą znajomość jakie pozstawiło po sobie ciepłe wspomnienie. A mimo to obie aż zżerała ciekawość względem siedzącej w środku blondynki. - I jak było?! Jaki on jest?! - wypaliły gdy tylko opowiedziały swoje relacje i nie mogły się dłużej powstrzymywać aby nie dopytać się jak poszło blondynce zawieranie znajomości z nowo poznanym Torradorem który był starszy niż one wszystkie razem wzięte ale wyglądał na mężczyznę w kwiecie wieku. Ledwo jednak Alessandra miała okazję coś zacząć mówić a zadzwonił telefon. Tym razem dzwoniła Margaux. Rozmowa nie była długa i chodziło o nocowanie młodej Tremere i jej partnera z Brujah w klubie gdzie panny de Gast były managerami. Ale zaraz po tej rozmowie Alessandra musiała tam przedzwonić aby tam nie byli zaskoczeni pojawieniem się dwójką z jej zespołu jaki miał być wysłany właśnie do Brukseli. Dopiero potem mogła wznowić swoje rozmówki z siostrą i swoją sekretarką. Z pół godziny później dostała krótkiego sms, że wspomniana dwójka wylądowała w jednym z VIP-roomów i są cali i zdrowi. No a potem jeszcze była reszta lotu, lądowanie w pobliżu kamienicy gdzie mieszkały panny de Gast, pożegnanie się z Jewel i końcówka nocy już we własnym domu. Niewiele jej zostało ale akurat aby chociaż otworzyć aktówki z dokumentami jakie szeryf domeny dała im w ostatnią niedzielę albo odebrać resztę rozmów i wiadomości. Na przykład całą serię komentów na wysłane fotki blondynki w złotych piórach z dwoma, białymi klaczami na tle nocnej farmy. “Ślicznie i dostojnie wyglądasz z tymi klaczami. A jak instruktor? Był dla ciebie odpowiednio szczodry?” - odpisała jej Wieczna Królowa jak jeszcze leciała śmigłowcem. “Bosko wyglądasz! Uważam, że jeszcze tylko brakuje ci tam jakiejś sexy niewolnicy na smyczy. Najlepiej jakiejś blondynki. A w ogóle jak było?” - Monique też odpisała prawie od razu jak tylko jej ulubiona ostatnio pani, domina, władczyni i właścicielka a poza tym kochanka i przyjaciółka wysłała jej fotkę. “To u Leona? No słyszałem, że on sporą ma tą stadninę. Bardzo dobrze wyszłaś. Widzę po uśmiechu, że wypad się udał.” - odpisał Soren też ciesząc się jej szczęściem. Potem jeszcze zadzwonił wciąż jak leciały z powrotem do Paryża. Streścił jej jako anegdotkę swoje spotkanie z wujkiem Georgem. Bo widocznie nie mógł się nie pochwalić pewnym cv jakie paryska primogen wystawiła jego podopiecznej. No i skwitował to tak, że bardzo teraz żałuję, że nie nagrał jego reakcji bo ponoć musiał się bardzo powstrzymywać aby się nie roześmiać bo mimo wszystko nie chciał do siebie zrażać swojego przyjaciela. - No i miałaś ochotę poznać tą jego Helen? Delikatnie mu zasugerowałem, że być może jak ona jest taka zdolna i ma talenty językowe to by mógł podesłać ją do ciebie na szkolenie. Powiedział, że pomyśli. Więc jakbyś gdzieś tam u siebie miała miejsce i ochotę na dodatkową, profesjonalną sekretarkę, asystentkę i specjalistkę od PR co tak potrafi pracować buzią i językiem przy biurku i pod to zadzwoń do niego albo mi daj znać. Myślę, że teraz byłby znacznie bardziej skłonny ją oddelegować na takie szkolenie niż tydzień temu. - Soren mówił trochę pół żartem pół serio. I dało się wyczuć, że czuje się dumny jak paw z sukcesu swojej podopiecznej i chce się nacieszyć chwilą. Ale pewnie pamiętał rozmowę z ostatniego weekendu jak chociaż tak wstępnie Alessandra planowała się bliżej poznać z ową zachwalaną sekretarką wujka George'a. “O, ale rasowe klacze! A najbardziej podoba mi się ta pełnokrwista w złotych piórach!” - odpisała jej kumpela z Venture no i podopieczna wujka Georga. Też cieszyła się szczęściem i udaną zabawą swojej kumpeli. A po wylądowaniu jeszcze pożegnały się z Jewel, po drodze z Ophelią obgadały sprawę niespodzianki dla niej co już raczej spadało na jej młodszą siostrę bo ją dzień nie zamieniał w trupa na dwie trzecie doby. No a już jak wróciły do siebie, Alessandra była już w swojej sypialni dostała jeszcze jeden telefon. - No cześć diewuszka! Ale masz te cud miód dziewczynki! Pyszne! I jakie gorące! Kozackie! I zabawa też! Przejebaliśmy razem całą noc i było zajebiście jak chuj! - Hetman był cichy, dyskretny i finezyjny jak zwykle. Czyli w ogóle. Zadzwonił do niej jak nieumarłe ucieleśnienie nieskrępowanej, chaotycznej, chropawej radości. I w pełni usatysfakcjonowany samiec po zabawie z pełnokrwistymi samicami. Więc widocznie dziewczęta z jej klubu spełniły swoje zadanie z nawiązką. - No to wiesz, kurwa, jakbyś coś tam miała przywieźć do tej Brukseli to daj znać nie? Johnowi już zawinęliśmy ten jego komputerowy złom od niego to już tam na niego jest i czeka. To tobie też możemy coś przewieźć. Albo jakbyś motor chciała kupić czy co to dzwoń, powiedz tylko jaki chcesz to ci kurwa taki znajdziemy. A. I ty wyjeżdżasz niedługo nie? To ten. Jakbyś czegoś szukała to zgłoś się do Krecika. On może wiele wykopać. Szlugi, prochy, lewe paliwo, spluwy, samochody, nielegalne rawy, niszowe koncerty i tak dalej. Krecik umie kopać. Aha, tylko on nie jest od nas to nie mów z nim o sprawach rodzinnych. Prześle ci numer do niego. Jakby co to mów, że jesteś ode mnie, od Hetmana z Paryża to będzie wiedział, żeś nie trefna. - wyglądało tak na słuch, że ukraiński primogen był bardzo zadowolony i szczodry po tym całonocnym prezencie jaki mu wczoraj przed odlotem do Brukseli zorganizowała. I potrafił się odwdzięczyć na swój hałaśliwy i chaotyczny sposób. A jego znajomości chyba nie kończyły się na rogatkach stolicy Francji. “Mon cheri, moje drzwi i ramiona stoją dla ciebie otworem. Serdecznie zapraszam ponownie i do zobaczenia wkrótce.” - zapewnił ją szarmancki kawalerzysta gdy wysłała mu podziękowanie za udaną, wspólną spędzoną noc. A potem wreszcie miała chwilę spokoju aby chociaż dla spokoju sumienia otworzyć wreszcie tą aktówkę od Aurory i chociaż tam zajrzeć. Szybko się przekonała, że całkiem sporo tego jest. Chyba by z całą noc jej zeszło aby to wszystko przetrawić tak na tip top. A miała parę ostatnich kwadransów nim ją zmorzy dzienny letarg. Było o tyle łatwiej, że po odprawie jaką w niedzielę urządziła im bladolica szeryf to mniej więcej wiedziała czego się spodziewać. Tylko tutaj tego było więcej i dokładniej rozpisane, więcej detali do zapamiętania. Daty spokrewnienia poprzedniej grupy studentów, szkic ich poprzedniego, śmiertelnego życia, działalność i krąg znajomych do czasu wyjazdu na studia do Brukseli. Może coś by się z tego wyłapało jakby się to wczytać ale na razie to aż mieniło się w oczach od tych dat, miejsc, nazwisk i wydarzeń. Odkryła jednak, że jest rozdział o jakim nie wspomniała szeryf. A mianowicie o rozrywkach jakim oddaje się złota, nieumarła młodzież Miasta Próżniaków. Sporo tego było. Wyścigi motorówek, wyścigi samochodów, wyścigi motocykli. W tych ostatnich brała udział Maska jako Blitz i odnosiła w tym sukcesy. Ale też coś bardziej swojskiego dla Torreadorów czyli np. zawody w uwodzeniu konkretnych osób wyznaczonych jako cele do zaliczenia w określonym czasie albo miejscu. Ataki hakerskie, zwłaszcza na nielubiane osoby, czasem nauczycieli studentów a czasem na osoby i instytucje spoza Maskarady. Zwykle jako złośliwe psikusy. Były też wyścigi parkourowe na przełaj przez miasto albo pod. Zawody w dostaniu się na dół albo w górę jakiegoś wieżowca albo budynku jedynie się po nim wspinając. I walki gladiatorów. Na pięści, na rękawice, na broń białą, z różnymi atrakcjami albo bez. Opis zawodników poszczególnych kategorii był niepełny i raczej skromny. I chyba w sporej mierze bazował na raportach Maski bo najbardziej był rozbudowany przy dziale z wyścigami motocyklowymi. Jednak wśród gladiatorów Alessandra dostrzegła szablistkę, Goergię Mozzetti. Było to o tyle nietypowe, że była uważana za bardzo utalentowaną szablistkę i jedną z lepszych zawodników jakie walczyły na brukselskich arenach. Co było o tyle zaskakujące, że miała notkę, że jest dziennym wampirem czyli cienkokrwistą. Ci w bezpośrednich starciach zwykle ustępowali pełnokrwistym spokrewnionym. Notka o niej była krótka, miała jakiś salon piękności na mieście i na żadne powiązania z Leonem nic nie wskazywało. Ale on wspominał o jakiejś Georgie którą nauczył jazdy konnej i walki szablą. Tylko nie wspomniał nazwiska ani nic więcej dlatego blondynka nie była pewna czy to przypadkowa zbieżność imion czy nie. No a potem już była zbyt senna aby zrobić cokolwiek co wymagało koncentracji i uwagi. Ale jeszcze dała radę zadzwonić do Monique. - O, jak miło, że dzwonisz kochanie! Właśnie myślałam o tobie! Bo Oli już śpi obok a ja nic na sobie nie mam. I właśnie myślę o tobie. Ah! Czekaj! Znowu zapomniałam! - druga blondynka jaka pewnie była w “Olimpie” odebrała prawie od razu i nie ukrywała, że jest jej miło z powodu tego dowodu pamięci. Odebrała przyjmując kokietujący ton niegrzecznej dziewczynki na telefon, że aż przyjemnie było tego posłuchać a wyobraźnia zaczynała pracować. Ale sama to urwała gdy widocznie coś sobie przypomniało. - To jak wczoraj się zabawialiśmy to miałam wizję. Ale krótką. I zamazaną. Ale jak spotkasz chłopaka z Det to… Wow, ma depnięcie! Czułam to w żołądku ten pęd. Jak w windzie. Tylko, że od prędkości. Ale uważaj. Wyczuwam skłębiony mrok wokół niego. Ale mówiłam ci, to krótkie było i taki urywek tylko bo mi zaraz siadłaś na twarzy to już miałam usta pełne roboty. Znaczy wcale się nie skarżę na to siadanie na twarzy! Możesz mi siadać kiedy zechcesz. A w ogóle jak było u Leona? Widziałam, że pokazał ci swoje koniki? - Malkavianka dość płynnie i nieco chaotycznie przeszła od omawiania swojej urwanej wizji do flirciarskiego tonu gdy zaczęła wypytywać kumpelę i kochankę o jej wyjazd do Brukseli. A przy okazji wspomniała i wysłała jej namiar na ten jakiś “domek” w Amsterdamie i koncert na jaki oficjalnie przyjedzie. I może nawet pójdzie ale nie ukrywała, że chodzi jej głównie o spotkanie z Ally. --- - Cześć szefowo. Byłam dzisiaj oglądać te domy tutaj. I wysłałam trochę fotek. Myślę, że znalazłam parę obiecujących. Sporo zależy od lokalizacji. Najlepiej jakby szefowa dała znać na której mam się skoncentrować albo nawet przyjechała tutaj. Sporo tego jest więc na pewno coś się znajdzie. Ot kwestia priorytetów na jakich szefowej zależy. A sfinalizowanie umowy to i tak potrwa z tydzień albo dwa. Chociaż jak będzie przelew to “pod klucz” można dostać wtedy prawie od ręki. A w ogóle to szefowa co by chciała wystawiać w tej galerii? Bo gotowych galerii na sprzedaż z zawartością to raczej tu nie widziałam jeszcze. Więc te dzieła sztuki to raczej trzeba by kolekcjonować osobno. A w ogóle Christine pokazała mi dzisiaj takie jedno studio filmowe a trochę teatr. Kręcili tam filmy dla dorosłych ale splajtowali i teraz stoi na sprzedaż. No jak zobaczyłam te dyby, klatki, reflektory i resztę to od razu pomyślałam o naszym zapleczu w klubie. No ale to jednak studio i teatr, trochę taka scena i wybieg no ale na galerię sztuki to chyba nie bardzo. I tubylcom właśnie się tak kojarzy z klimatami XXX. - Nadine zadzwoniła do niej z Brukseli i streściła jej jak zszedł jej pierwszy dzień poszukiwań miejsca odpowiedniego na galerię sztuki. Przesłała też sporo zdjęć z opisem tych trzech adresów o jakich mówiła, ceną, lokalizacją. I chyba nieco dla żartu i jako ciekawostkę te trochę studio a trochę teatr pewnie licząc, że to chociaż na chwilę rozbawi jej szefową. Rozmawiały tak sporą chwilę a gdy skończyły to gospodyni wreszcie mogła wyjść z sypialni. I prawie od razu zaatakowała ją Jewel. - Oh szefowo! Tyle róż! Szefowa to jest najukochańszą, najgorętszą i najseksowniejszą szefową na świecie! I matko, tyle róż! Nigdy wcześniej nie widziałam ich tyle a już na pewno nikt mi tylu nie dał na raz! Kocham szefową! - szatynka dosłownie dopadła swoją blond szefową. Tak dosłownie, że wbiła się w nią z impetem, oplotła ramionami jej szyję i pożerała ją oddanym i rozognionym wzrokiem. A szefowa akurat mocniej wyczuwała tętniące pod szyją aorty. Bo chociaż obudziła się raczej w dobrym humorze a przez ostatnie noce Głód jej za bardzo nie doskwierał a te pierwsze noce po drinku z krwawej brendy u królowej to w ogóle. No ale dzisiaj jak wstała to czuła to specyficzne drapanie w gardle i na myśl o tak uroczych i chętnych żyłach w pulsującej, żywej szyi Jewel jaka jej wyznawała swoją miłość i oddanie aż trudno było o tym nie pomyśleć. No ale jej pierwsza ptaszyna miała też streszczenie z tego co się działo od rozstania wczoraj tuż przed świtem. Na dowód jak bardzo ją to złapało za serce przyszła w wianku uplecionym z tych czerwonych róż. I przyniosła trzy dodatkowe, dla każdej z sióstr de Gast oraz Wiecznej Królowej z jaką starsza zamierzała się niedługo spotkać. No chyba, żeby nie pasował na takie spotkanie to mógł zostać tutaj. - Aha. Ale mam też mniej dobre wiadomości. John i Margaux są poszukiwani przez policję. Szukali ich także u nas w klubie. Mają ich rysopisy, personalia i tak dalej. Chodzi o jakiś napad w bloku czy co, czterech gości wylądowało w szpitalu. I w klubie ich też szukali. Ale Jean Marc ich trochę zagadał, trochę zbajerował, przypomniał, że nie mają nakazu przeszukania i tak dalej. To poszli. Ale bał się, że mogą wrócić z nakazem a szefowa, Soren, Aurora no i w ogóle wszyscy spali. Bo to środek dnia był. Ja też spałam bo jeszcze tą ostatnią nockę odsypiałam. To zadzwonił na numer alarmowy do “Olimpu”. Przyjechała ta ekipa Ajaxa, ci co byli z nami w Leclercu. I zabrali ich do “Olimpu”. Jean Marc miał do szefowej dzwonić jak szefowa wstanie no ale powiedziałam mu, że ja szefowej wszystko przekażę bo i tak tu będę jechac. - skoro już te przyjemne pierwsze wrażenie i radość spotkania miały za sobą to tancerka erotyczna zaczęła od tej grubej i niezbyt przyjemnej sprawy jaka urodziła się od rana. A z drobniejszych spraw to poszło dość dobrze. Jewel przywiozła w bagażniku całe słoiki płynnego miodu w różnych kolorach, smakach i konsystencjach aby szefowa mogła wybrać jaki jej najbardziej odpowiada. No ale nie chciało jej się tego wszystkiego ręcznie wnosić z samochodu na któreś tam piętro kamienicy. Wzięła tylko dwa słoiki jako próbkę. Strój do konnej jazdy był zamówiony. W ciągu tygodnia powinien być gotowy. Pytali czy poza standardowym strojem klientka ma jakieś życzenia co do barw, wzorów, zdobień i tak dalej. No i pewnie będzie gotowy jak blondynka już będzie w Brukseli no ale mogli to wysłać na wskazany adres, także do Belgii bo Jewel wiedząc o tym zapytała o to. Śmigłowiec na jutro też był zamówiony. Chociaż jak Aurora chciała ich mieć w komplecie na jutro przed wyjazdem to trzeba było to przełożyć. Jeszcze rozmawiały o tym wszystkim gdy rozległ się dzwonek do domofonu a gdy Ophelia poszła sprawdzić kto to okazało się, że to właścicielka salonu masażu z okolic Orly. Młodsza de Gast wpuściła ją i po chwili otwierała drzwi młodej Venture o latynoskim typie urody. - Ty blond ladacznico! Jak mogłaś!? Jak mogłaś mi to zrobić?! - Latynoska natarła z furią na stojącą blondynkę. Chociaż raczej takiej inscenizowanej i wyraźnie rozbawionej furii. Szła z impetem stukając swoimi obcasami i sięgnęła do torebki wyjmując z niej telefon gestem jakby miała zamiar wyjąć pistolet. Coś w nim pogmerała i w końcu oskarżycielsko pokazała ekranik oskarżonej. A na nim ta znakomicie rozpoznała nagą primogen Torreadorów na smyczy kamerzystki jak ta tak słodko klęka u jej stóp i zaczyna z oddaniem całować jej te stopy. - Dlaczego ja się tego dowiaduje od Sorena a nie od ciebie?! Odpowiadaj! I do cholery! Jak to zrobiłaś?! Przecież to Wieczna Królowa a nie jakaś randomowa laska z dyskoteki! - w końcu nie dała rady udawać dłużej tego gniewu i roześmiała się. Opowiedziała jak to wczoraj podekscytowany ale i skołowany George zadzwonił do niej… No i gdzieś tutaj skończyła się dla Musette jasna sytuacja. Bo dowiedziała się tylko, że właśnie wraca ze spotkania z wujkiem Sorenem i ten mu pokazał jakiś filmik właśnie z Alessandrą jaki chyba wstrząsnął starszym Venture. Nie mogąc się dowiedzieć o co właściwie chodzi ale i mocno zaintrygowana Musette zadzwoniła do Sorena. No i on jej przesłał ten filmik. Sądząc nawet z dzisiejszej reakcji szefowej salonu masażu z Orly to chyba była w takim samym szoku jak wczoraj dziewczyny i Leon. Ale już świt był za pasem to odłożyła rozmowę z kumpelą na kolejny wieczór. Czyli właśnie dzisiaj. Ledwo wstała od razu wzięła swój zgrabny tyłek w troki i przyjechała do niej aby się z nią rozmówić. No i pozazdrościć takiego cv. Miejsce: Francja; Paryż, sektor północny; XIX Dzielnica Buttes-Chaumont; mieszkanie Bruno Czas: 2025.06.05/06; cz/pt; noc, g 22:00 - 00:30; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, pogodnie, sła.wiatr Bruno Cytat:
Przeczytał dzisiaj na swoim telefonie. Nowa szefowa i maula całej grupy wysłała to dzisiaj na początku wieczora. Widocznie Aurora coś im wszystkim miała do przekazania zanim wyjadą z miasta. No i chciała z powrotem te tajne akta sprawy na jaką ich wysyłała. Gdy ciało z wolna wracało ze stanu śmiertelnego stuporu w jakim leżało od poranka i fopiero rozgrzewało się vitae jakie krążyło coraz szybciej to dotarło do niego, że odczuwa pewne drapanie w gardle jakie znamionowało rosnący Głód. Chociaż na razie na całkiem cywilizowanym poziomie. Wystarczyło się skupić na czymś aby o tym nie myśleć. Miał więc aż nadto czasu aby wspomnieć ostatnią noc. Jak choćby pożegnanie z załogą. Albo to co znalazł w archiwach firmy o brukselksich klientach. Nie było ich jakoś strasznie wielu. Jeden albo dwóch spokrewnionych co pewnie byli niewiele starsi stażem nieżycia od niego. Jakiś random który załatwiał wszystko przez swojego agenta a i ten tylko dzwonił przy zamówieniu i omówieniu. Potem raz czy dwa w trakcie postępu prac. I raz czy dwa przy wysyłce do Paryża. Więc chociaż miał nazwisko i telefon to tak naprawdę nie miał pojęcia kto to właściwie był. Do tego jakiś młody chyba raczej nie spokrewniony ale tego do końca nie był pewny. Był tutejszy, z Paryża ale wkrótce po odebraniu motocykla przenosił się do Brukseli i zabierał go ze sobą. I jeszcze ktoś ze stolicy Belgii jakiego skusiła oferta na stronie internetowej zakładu co przysłał im swój motocykl do przeróbki. Cechą wspólna tych wszystkich kontaktów było to, że były rozsypane jak parę punktów przez parę lat działalności zakładu i to, że ci klienci nadal mogli być w Brukseli. Ale czy są to Bruno nie miał pojęcia. Kontakty z nimi było czysto biznesowe więc gdy zrobili przelew, odebrali zamówione jednoślady to kontakt zwykle się urywał. No ale jednak jakiś był. Mógł spróbować je odnowić. Zeszło mu jednak w tej firmie na tym pożegnaniu i gmeraniu przy komputerze. Dlatego jak wsiadł na motocykl i dojechał na imprezę na jaką zapraszali go kumple to już na samą końcówkę. Była już ta druga, połowa nocy i zostały same niedobitki i najwytrwalsi zawodnicy. Z czego spora część już miała mocno w czubie i była zmulona wypitymi browarami. Ale mimo to paru jeszcze się trafiło co kręcili bączki na motocyklach, urządzali jazdy bez trzymanki czy różne popisy motocyklowych akrobacji. A w końcu pojechali na obwodnicę jaka okalała miejskiego molocha aby tam dać upust demonowi prędkości. Skoro Aurora chciała się z nimi spotkać jutro o 23-ciej w “Olimpie” no to raczej dzisiejszy bilet powinno dać się przebookować na jutrzejszy lot. Sam lot między miastami zajmował około godziny więc był względnie krótki. A nocą loty były po dwa lub trzy. W dzień było ich więcej ale dla spokrewnionych ta dzienna opcja raczej odpadała. W grę wchodził właściwie lot o 3 rano bo na ten o 1-szej to nie było pewne czy by zdążył z zakończonego spotkania dojechać na lotnisko. Kolejny był o 6 rano ale to już było za późno, wtedy już o tej porze roku zaczynał się pełnoprawny dzień. Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; Dzielnica VII Palais-Bourbon, hotel “Olimp” Czas: 2025.06.04/05; śr/cz; noc, g 00:00 - 01:00; ok 4-5 h do świtu Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, pogodnie, sła.wiatr Margaux i John To, że coś jest nie tak pierwsza odkryła Margaux. Co nie było dziwne bo zwykle ona wstawała pierwsza od swojego mniej ludzkiego partnera. Gdy otworzyła oczy było ciemno. Ale w pomieszczeniu bez okien w jakim nie paliło się, żadne światło to było normalne. Dojrzała w tych ciemnościach pomarańczowe cyfry elektronicznego zegara jaki pewnie stał na szafce nocnej obok. Trochę po 21-szej. Na zewnątrz pewnie zapadał wieczorny zmierzch kończąc pełny dzień i w ciągu paru kwadransów powinien przejść w pełnoprawną noc. Wtedy powinien wybudzić się John. Jednak jak wymacała włącznik nocnej lampki odkryła, że są kompletnie gdzie indziej niż gdzie zasypiali. Kładli się w jednym z VIP-roomów w klubie jakim zarządzała Alessandra. Nawet jak jej wczoraj tam nie było. To jednak załatwiła im ten dzienny nocleg. Gdy Melvin wysadził ich niedaleko “Miroir Noir” to już była jakoś 4 rano. Na szczęscie XV i VII Dzielnice sąsiadowały ze sobą. Ale młody Brujah z irokezem śpieszył się bo chciał przed świtem podrzucić jeszcze Emmę i siebie. A miał na to mniej więcej godzinę do świtu. Więc pożegnanie było dość krótkie, nerwowe i zdawkowe. John i Margaux widzieli jak rusza swoją zieloną Hondą i znika im z widoku za pierwszym zakrętem. Parę chwil później z innej strony podszedł do nich łysy mężczyzna który jakby rozsadzał swoją marynarkę od środka swoimi mięśniami. - Cześć. Chodźcie. Szefowa mówiła aby was przenocować. Jesteście ranni czy coś? Potrzebujecie czegoś? - zagaił do nich gdy jednocześnie dał reką znak aby szli za nim. I tak ich doprowadził przez jakieś tylne wejście do klubu, potem na zaplecze, potem do jednego z VIP-roomów. Wyglądało na to, że blond Torreador wydała wystarczająco jasne instrukcję aby obsługa klubu traktowała ich jak gości. Nawet w małej lodówce były przygotowane worki z krwią dla Margaux. No i właśnie to było to. Teraz jak Ryan usiadła na łóżku zorientowała się od razu, że w ogóle nie byli w tym VIP-roomie w jakim zasypiali. Tylko w czymść co wyglądało jak pokój hotelowy. Całkiem przyzwoity. Bez okien. Kompletnie go nie rozpoznawała. Ale ona sama i John leżący trupem obok byli cali. Gdzie są to się też wyjaśniło prawie od razu bo na tej samej nocnej szafce leżała kartka wyrwana z jakiegoś notesu. Cytat:
Była policjantka miała więc te parę kwadransów dla siebie nim John zaczął zdradzać oznaki nieżycia. Gdy się wybudził też przechodził przez podobne etapy jak ona no ale ona mogła go uprzedzić czego powinien się spodziewać. Telefonów faktycznie przy sobie, w szafkach ani w ogóle w pokoju nie znaleźli. Poza tym jednak reszta rzeczy była. Łącznie z wytłumionym Glockiem Margaux jakiego zabrała na akcję z Brudasem. To, że policja ich szuka nie było wcale dziwne. Regularne mordobicie, takie z uzyciem niebezpiecznych narzędzi jak nóż, kastet czy bejsbol, takie w którym wszyscy uczestnicy ciężko dyszą, krzyczą, wyją z bólu od pękających kości, broczą krwią z wybitych zębów, rozbitych nosów czy zadanych ran no nigdy nie było ciche i dyskretne. Tak samo jak zbieganie hurmem po schodach jak to uczyniło dwóch ostatnich napastników i kolejna walka gdzieś tam na niższych piętrach gdzie zbiegowie pewnie wpadli na młodszych Brujah. Ale jeszcze jak John tak skutecznie zbierał swoje krwawe żniwo zapaliły się na klatce światła, otwierały się drzwi, ludzie wychodzili sprawdzić co to się do diabła dzieje. I co chwila było słychać aby wezwać albo się wezwało policję. Jak John wlókł tych dwóch już nieprzytomnych do windy zostawiał po sobie krwawy, rozmazany ślad. Jakiś dziadek z drzwi odprowadzał ich wzrokiem aż do windy, ktoś inny dopiero otwierał drzwi. Margaux aż za dobrze wiedziała, że w tym nocnym napadzie policja świadków zdarzenia będzie miała całkiem sporo. - Człowieku co ty się tak z nim bawisz! Dawaj! Spierdalamy stąd! Gliny już tu jadą! - ponaglał ich zdenerwowany Melvin patrząc gorączkowo to na Johna jaki symulował, że to poszkodowany zadzwonił na 112 to na kierunek skąd dobiegał alarmujący odgłos zbliżających się policyjnych syren. Zresztą w bloku zapaliły się światła i w oknach nawet na pobieżny rzut oka widać było jakąś sylwetkę to tu to tam. W końcu pobiegli grzmiąc swoimi ciężkimi butami do tej zielonej Hondy Civic gdzie upchnęli się we czwórkę. Melvin bez wahania odpalił maszynę i z piskiem opon odjechał z parkingu kierując się ku wylotówce z osiedla. Potem była dość bezpieczna jazda na północ, ku VII Dzielnicy. Brujah z irokezem zwolnił aby nie rzucać się w oczy. Jechało się dość dobrze bo między 3 a 4 rano ulice były dość puste. W pół godziny byli na miejscu zostawiając za sobą mocno już wytłumione echo policyjnych syren. Dalej młodzi Brujah odjechali dalej a ich przejął ten mięśniak z ochrony klubu. W końcu ulokowali się w tym VIP-roomie i zasnęli. A obudzili się tutaj, w “Olimpie”. Gdy w końcu wyszli z tego pokoju na korytarz widać było rząd podobnych drzwi jak te w jakich stali. Na lewym końcu było jaśniej oświetlone pomieszczenie. Tam zaś recepcja a za nią jakiś typ w marynarce z logo “Olimp Security” w klapie. - Wstaliście. Dobrze. Szeryf was oczekuje. Tam na końcu tamtego korytarza są windy. Wciśnijcie 5-te piętro. Dalej to już chyba sami traficie. - poinformował ich ochroniarz wskazując gestem kolejny korytarz. Drugi się nie odzywał. Potem winda i to piąte piętro. Tu już bywali na spotkaniach z Aurorą więc znali drogę do jej biura. Gdy weszli do gabinetu sekretarka poprosiła ich aby poczekali. Wcisnęła jakiś przycisk i powiedziała krótko “Już są”. “Niech poczekają, zaraz ich przyjmę” odparła niewiele dłuższa odpowiedź. Czekali tak z kwadrans nim drzwi się otwarły i pokazały się w nich dwie brunetki. Sama gospodyni oraz Rochelle Cornier, primogen Pariasów no a przy okazji główny mecenas paryskiej koterii. Uśmiechnęła się do nich krótko ale ciepło po czym opuściła gabinet. Aurora nie uśmiechnęła się wcale. Emanowała swoją lodową czernią i chłodem. Wezwała ich gestem kiwającego palca aby weszli do środka. Potem zamknęła drzwi i dała im znać aby usiedli. Sama obeszła swoje biurko i wzięła z niego jakąś aktówkę. - Podobno obraz potrafi powiedzieć więcej niż 1000 słów. - powiedziała krótko do swoich pracowników i położyła na blacie pierwsze zdjęcie. Na nim widać było vana ekipy Brujah przed blokiem Johna. Zrobione pewnie z któregoś ze środkowych pięter bloku naprzeciwko. Widać było jak dwóch punków niesie komputery do otwartego vana. - To to zgłoszenie jakie ściągnęło do was tą dwójkę gliniarzy o północy. Widzieli te zdjęcia jeszcze zanim do was przyjechali. - poinformowała ich sucho. Potem dorzuciła kolejne zdjęcia. Na oko Johna to pewnie uchwycone kadry z nagranego filmiku. Ale potem je ktoś obrobił i powiększył pewnie szukając najbardziej charakterystycznych detali. Marka, kolor i numery samochodu. Ładowane komputery. Zdjęcia twarzy wyszły tak sobie ale z połowa mogła się przysłużyć identyfikacji. - A po tej waszej chryi w bloku do policji zgłoszono jeszcze to. - tu położyła na stole kilka zdjęć Melvina i Emmy jacy siedzieli w znudzonych pozach na stole do ping ponga. Pewnie przed tym zanim podeszło czterech nieproszonych gości. - To pewnie też rozpoznajecie. - dorzuciła kilka zdjęć, pewnie też z nagranego filmiku gdzie John robił numer z dzwonieniem na 112 z telefonu nieprzytomnego napastnika. A pozostała trójka stała obok. - Potem władowała się tam ekipa techników kryminalnych do zabezpieczania śladów. Na pewno mają wasze odciski palców i jak któreś z was oberwało to także próbki krwi. Oraz zapewne każdego kto przewinął się przez to mieszkanie. Zgaduję, że większość ekipy Hetmana jaka wam pomagała. Pobrali też próbki z tego stołu do ping ponga więc Melvina i Emmę pewnie też już mają z tymi odciskami. - poinformowała ich szeryf nie ukrywając, że wcale nie cieszą jej takie wieści. - Mają też rysopis Hondy Melvina. Nie wiem czy mają jego numery. Ale jak szukali was całkiem blisko w klubie to musieli mieć jakiś trop. Na szczęście Jean Marc nie stracił głowy i udało mu się spławić gliniarzy. Ale gdyby wrócili z nakazem to mogliby przeszukać lokal. Dlatego zapadła decyzja aby ściągnąć was tutaj. Hetman już zajął się swoimi ludźmi. I Hondą Melvina. I prosił aby ci przekazać John, że wisisz Melvinowi nową furę skoro ją przez ciebie stracił. Oczywiście Hetman nie użył słowa “proszę”. - informowała ich dalej co się działo przez czas gdy ich dwójka była w letargu. - Macie szczęście, że obyło się bez trupów. Przynajmniej nie doszły mnie wieści, że któryś z tych czterech kopnął w kalendarz. To szukają was do wyjaśnienia i jako podejrzanych o ciężkie pobicie a nie morderstwo. Ale szukają was. Słusznie, że was ściągnięto tutaj. W pełni aprobuję tą decyzję. - mówiła stojąc za swoim biurkiem i ani na jotę nie tracąc uroku królowej zimy. - Dzwonił do mnie Hugo. Podałaś swoją legitymację więc dzwonili do niego w sprawie jego detektyw. Powiedział, że o niczym nie wie no i prosił abyś przedzwoniła jak dasz radę. Chciał tu przyjechać ale nie zgodziłam się. Mogą go śledzić a nie chcę aby nas kojarzono z tą sprawą. - tym razem zwróciła się bezpośrednio do Margaux mówiąc o jego mauli. - Jak widzieliście ściągnęłam Rachelle aby z nią przedyskutować możliwe opcje. Uważa, że macie szansę się wybronić jeśli postawicie na atak chwilowej paniki. Zgodziła się być waszym obrońcą i być z wami podczas rozmową z policją. Za chwilę z nią porozmawiacie. Zgłosicie się sami na policję bo trzeba to odkręcić. Nie chcę takich pozostawionych brudów w moim mieście. - szeryf wskazała na drzwi do gabinetu za jakimi została główna mecenas paryskiej koterii. - I teraz wam zadam pytanie. I naprawdę lepiej by było dla was abyście mnie nie robili w konia. Bo to i tak dość szybko wyjdzie. Czy Maskarada została złamana? Zostawiliście za sobą wyssane ciała z brakującą ilością krwi? Ślady zębów? Ślady po nadnaturalnych zdolnościach? - zapytała przenosząc spojrzenie z mężczyzny na kobietę i z powrotem. Pytanie o Maskaradę dla kogoś pełniącego obowiązki szeryfa było oczywiste i bardzo ważne. W końcu do obowiązków kogoś takiego należało także utrzymanie Maskarady i karanie tych co ją złamali. W końcu to właśnie wywołało akcję z odnalezieniem i zlikwidowaniem Brudasa z Orly. - No i w ogóle. Co tam się wydarzyło? O co poszło? - dorzuciła jeszcze ostatnie pytanie i czekała teraz na to aby dwójka młodszych spokrewnionych przetrawili to wszystko i dali jej odpowiedzi na zadane pytania. ---- Mecha 15 Test Głodu (1k10) Alessandra: https://orokos.com/roll/960442 2 > por = 1>2/5 John: https://orokos.com/roll/960443 9 > suk = 1>1/5 Bruno:https://orokos.com/roll/960444 3 > por = 1>2/5 Carl: https://orokos.com/roll/960445 10 > suk = 1>1/5 Margaux: https://orokos.com/roll/960446 9 > suk = 1>1/5
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||||