Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2022, 20:08   #82
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Vannessa starała się nie patrzeć na zmasakrowane zwłoki. Chciała zachować zimną obojętność, a widok bestialsko pomordowanych utrudniał to. Egzekutor, który podążył za nią dał upust swojej złość, co kobieta zignorowała.
Bycie obojętnym kosztowało ją naprawdę sporo wysiłku, a rozmowa o tym co się wokół działo mogło cały ten wysiłek zniweczyć.

W budynku, który na szczęście okazał się recepcją była i mapa. To pozwoliło Druidce zorientować się gdzie była i ułożyć jakiś plan działania.
Szybkie obliczenia jakich dokonywała w głowie przerwało kolejne pytanie towarzysza. I owe pytanie Billingsley chciała w pierwszej chwili zignorować. Doszła jednak do wniosku, że byłoby to wysoce niekulturalne, dlatego odparła uprzejmie - nie, dziękuję. Mam wszystko czego mi potrzeba.
Druidka chciała nawet już się pożegnać gdy sprawy przybrały bardzo zły obrót. Towarzyszący jej mężczyzna nagle osunął się na ziemię.
Vannessa w mgnieniu oka znała się koło niego. Pierwsze co zrobiła to sprawdziła funkcje życiowe jednocześnie rozglądając się za jakimś człowiekiem. Druidka położyła na swoich kolanach głowę mężczyzny, sięgnęła również do kieszeni i wyciągnęła stąd batonik. Czysta porcja energii, czyli tego co było w tej chwili potrzebne Egzekutorwi. Kobieta odłamała kawałek i włóżyła do ust mężcyzny.
- Zjedz to. Powoli - powiedziała.
- Dzięki - Gładzik już zaczynał dochodzić do siebie, ale batonik przyjął i pożarł w mgnieniu oka. Najwyraźniej u Egzekutora słowo powoli nie znaczyło tego samego, co w jej słowniku. - Ostro się tutaj działo i zeżarłem większość energii z mojego ciała. A kilka dni wcześniej musiałem zregenerować się po wysokokalibrowym karabinie więc, gdy zaczęła się ta cała chryja, jechałem na rezerwie, że tak powiem.
Wytarł usta niezbyt czystą dłonią.
- Pozwiedzałaś? Możemy odszukać Nexusa. Pogada z tobą i będziecie wiedzieli, na czym stoicie.
- Najpierw idziemy do kuchni czy czegoś takiego. Musisz uzupełnić braki u siebie. Dobrze o tym wiesz. Już, prowadź! - Powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Podparł się jedyną ręką, jaką miał.
- Ton, jakich ma wiele pań w Towarzystwie - stwierdził, powoli kierując się w stronę budynku, w którym nie tak dawno miała kłótnię z czerwonowłosą furiatką.
- Jakoś tak u nas wygląda, że większość kobiet to twardzielki. Pasowałabyś do nich. Powiedz, jak już tak sobie dreptamy, naprawdę nie pamiętasz niczego z pracy z Towarzystwem?
- Naprawdę. Dlaczego miałabym kłamać w tej materii? - Odparł zupełnie neutralnie.
- Musi być kiepsko mieć taką dziurę w pamięci - jego ton był bardziej serdeczny. - Przynajmniej pamiętasz bliskie ci osoby? Tego ci nie zabrano, co?
- Problem zaczyna się gdy się o tym dowiesz - odparła tym samym tonem co wcześniej. I tym równie neutralnym głosem zmieniła temat rozmowy. - Zjesz coś, nabierzesz sił i zaprowadzisz mnie do tego Lexusa. Bardzo mnie interesuje co on ma mi do powiedzenia o zaistniałej sytuacji.
- Nexusa - zaśmiał się rozbawiony. - Lexus to chyba ta marka drogich samochodów. A Finch wygląda bardziej jak … zużyty, przerdzewiały rupieć. Ale moc, Vann… Przepraszam, mogę ci mówić Vann? W każdym razie moc Fincha jest… niespotykana. Wiesz. Ponoć miał swoje zdolności jeszcze przed Fenomenem Noworocznym. Niektórzy uważają, że boją się go wszyscy: demony, anioły, najstarsze i najpotężniejsze kreatury. Fakt jest taki, że jego zdolności nie mają sobie równych. Przy tym jest to niezwykle arogancki i zadufany w sobie typek, o dość dziwnym poczuciu humoru, którego, przyznam się szczerze, nie bardzo rozumiem. Jak będziesz z nim rozmawiała, musisz uzbroić się w cierpliwość.
Billingsley jęknęła w myślach na ten przydługi wykład. Na jej twarzy nie pojawiła się jednak żadna oznaka zniecierpliwienia. Wyglądała jakby z uwagą słuchała Egzekutora.
Na pytanie o to czy ów może zwracać się do niej per Vann pokiwała uprzejmie głową. I czekała aż mężczyzna będzie gotowy by zaprowadzić ją na nieuniknioną rozmowę.

- O! Tam są! - zobaczyła dwie osoby. Szczupłą kobietę i zbliżonego od niej wzrostem, patykowatego faceta. Oboje szli pod rękę, najwyraźniej podobnie wyczerpani, jak Gładzik. - Finch!

Egzekutor krzyknął, ale para zniknęła za rogiem budynku.

- Złapiemy ich w środku - powiedział Gładzik i ruszył w stronę szerokiego, głównego wejścia. Schody do ośrodka o wdzięcznej nazwie "Radość" były zaśmiecone jakimiś szmatami, a pod wejściem siedziała młoda kobieta, skulona w kucki, kiwająca się monotonnie. Włosykobiety zlepiała świeżo zeschnięta krew, a oczy patrzace przed siebie, były szeroko rozwarte, jak oczy lunatyka. Widać było, że kobieta jest w głębokim szoku. Żyła, ale jej umysł chyba umarł tam, w środku tej cielistej skorupy.

- Jest tutaj więcej takich - westchnął Gładzik. - Robimy co możemy, ale to walka, której nie zdołały wygrać. Tylko nikomu o tym nie mów. Mieliśmy już kilka samobójstw. Nie martw się, Aniołek się nią zajmie. Jest w tym dobry.

Weszli do środka, gdzie zobaczyli idącą korytarzem, szczupłą kobietę. Jej towarzysz wszedł właśnie do łazienki.

- Emm. Vann chce porozmawiać z Nexusem. Znajdziecie dla niej czas?

Gładzik wyglądał na wyczerpanego i zmaltretowanego.

- A ja muszę coś zjeść. Przed chwilą fiknąłem kozła i Vann mnie ocuciła. Jeszcze nie doszedłem do siebie po tych wszystkich cięgach, jakie ostatnio zebrałem.

Kobieta wyraźnie ucieszyła się na widok Egzekutora, ale od razu spoważniała.
- Chodźcie ze mną do kuchni. - Zaproponowała. - Finch tam zaraz przyjdzie jak się ogarnie, bo obiecał usmażyć nam tonę naleśników, więc myślę Leo, że dla ciebie też powinno wystarczyć. Chodźcie, chodźcie. - Zachęciła ich ruchem dłoni i szybko sama skierowała się w stronę kuchni.
- Dzień dobry - powiedziała Druidka i ruszyła we wskazanym kierunku. Starała się iść równo z tą dwójką, wyprzedzanie gospodarzy byłoby nietaktowne.

Cała grupka weszła do kuchni, która wyglądała jak typowe miejsce w takich ośrodkach. Stołówka, która wyglądała na opuszczoną. Przed wejściem do zaplecza, gdzie trzymali zapasy, siedział jednak Zimorodek. Vann poczuła bijącą od strażnika aurę Fae. Zresztą, nie musiała mieć swoich zdolności, aby rozpoznać w nim Odmieńca. Szpiczaste uszy, wysoka i szczupła sylwetka, ptasie rysy twarzy, jasne włosy. Fenomen otworzył oczy, gdy ich usłyszał. Wstał, jakby na powitanie. Ukłonił się lekko - najpierw Emmie, potem Gładzikowi, a na końcu Vannessie.
- Mam zostawić was samych, o elle (starsza) - zwrócił się do Emmy. - Zostawiono mnie tutaj, abym trzymał ludzi z daleka od jadła i napitku, którym trza nam oszczędnie gospodarzyć.
Wyjaśnił.

- Właśnie mamy zamiar uszczknąć trochę z tego jadła i napitku Zimorodku. Mam nadzieję, że możemy?

- Oczywiście. Trzeba mieć siły, aby należycie chronić tych maluczkich. Usunę się zatem gdzieś i udam na spoczynek do mych komnat, jeśli wyrazisz mi na to zgodę, o elle.

- Oczywiście. - Powtórzyła po Fae - Przypilnujemy kuchni sami albo znajdziemy kogoś w zastępstwie do jej przypilnowania. Potrzebujesz czegoś Zimorodku? Oprócz odpoczynku?

Zimorodek spojrzał na Emme i odpowiedział.

- Uczynię, elle, jak rzekłaś. Znajdę następcę lub następczynię i zaznam chwili wytchnienia.

Billingsley nienachalnie przysłuchiwała się całej tej wymianie uprzejmości.

Emma zaczęła przetrząsać całą kuchnię oraz położone najbliżej pomieszczenia w wielkiej misji odnalezienia produktów na naleśniki. Jak coś znajdowała to przynosiła to na blat w kuchni. Kiedy już przeliczyła produkty i stwierdziła, że tyle wystarczy to usiadła na krześle przy kuchennym stole.
- Jak tam Leo? Wytrzymasz czy poszukać ci czegoś do zjedzenia na szybko? - Zapytała przyjaźnie Egzekutora.
- Wytrzymam. Vann dała mi batonika. Ale pierwsze sztuki dla mnie - uśmiechnął się. - Albo rzucę się na którąś z was.
- Może znajdę coś do picia. Chcecie kawy czy woda wystarczy?
- Nie, dziękuję - powiedziała Billingsley.
Emma spojrzała pytająco na Gładzika.
- Nie trzeba. Chociaż pewnie Finch będzie chciał kawy. On żłopał jej na potęgę zawsze, a wyglądał, jakby miał się wywrócić. Ja zrobię. Wy pogadajcie sobie. Starszyzna Towarzystwa. Nie moja sprawa. Przy okazji poćwiczę z jedną ręką. Jakbyście słyszały rumor, to biegnijcie na ratunek.
Żart był dość słaby.

Emma spojrzała współczująco na Egzekutora, ale dopiero jak już wstał i nie mógł zobaczyć jej spojrzenia. Później spojrzała się z zaciekawieniem w stronę Vannessy, póki co jednak milczała.

Chwila milczenia zaczynała się przedłużać. Wyglądało na to, że żadna ze stron nie odezwie się pierwsza i będzie obserwować tę drugą.

- Chcesz rozmawiać z Finchem? - Nie wytrzymała w końcu Emma.

- Wydałmi się, że to on chce ze mną rozmawiać. W końcu po to twój kolega szedł tu ze mną - odparła Vannessa.

- Naprawdę? - Zdziwiła się Emma. - Przecież Leo zapytał czy znajdziemy dla ciebie czas, bo chcesz porozmawiać z Nexusem. W sumie to nieważne. Powiedz lepiej, jeśli to nie sekret jak się tutaj znalazłaś. Nie przyszłaś raczej z żadną grupą, a pojawiłaś się dokładnie w chwili jak przez portale przedostały się tutaj impy. Skorzystałaś z jakiegoś portalu?

- Nie znam was, więc nie mam po co chcieć z wami rozmawiać. Znajdź zatem swojego kolegę. Niech powie mi co chce mi powiedzieć - Vannessa była już bardzo zmęczona tymi długimi wywodami i brakiem jakiś szczegółów. Zmęczona i sfrustrowana. Jednak na razie jeszcze mówiła spokojnie i bez emocji.

- Jeżeli nie chcesz z nami rozmawiać to powiedz mi w takim razie czego chcesz i jeśli nie chcesz z nami rozmawiać to powiedz jeszcze po co tutaj przyszłaś czy w jakiś tam inny sposób się znalazłaś?

Nim Vannessa zdążyła odpowiedzieć, wszedł Finch. Miał na sobie mocno zszargany t-shirt, obwiązał koszule wokół kościstych bioder. Wąska klatka piersiowa, żylaste mięśnie zarysowane na chudych kończynach. Całe przedramiona miał pokryte tatuażami. twarz ociekała wodą, włosy miał mokre, a na szyi zacieki z czegoś brązowawo-rdzawego.

- O! - spojrzał na Vannessę. - Cześć!

Jego pamiętała! Jakiś czas temu kupował u niej kwiaty. W sumie nie bardzo wiedziała, czemu go zapamiętała. Może kwestia badawczych oczu? Może coś w typie urody, zupełnie jednak nie pasującej do jej standardów.

- Fajnie, że jesteś cała i zdrowa. Oznacza to, że Brigit dała radę, a moje wskazówki pozwoliły ciebie namierzyć. Super. Biorę się za naleśniki i zaraz pogadamy, co? Bo masz, Vannesso, coś cholernie cennego. W sobie. Coś, co przyda się nie tylko tobie, ale wszystkim, którym zależy jeszcze na przetrwaniu ludzkości. Wiem, kurde, patetyczne. Ale taki już jestem. Patetyczny.

Emma przewróciła oczami.
- Naprawdę?! Musisz mi się tutaj wpierdalać w rozmowę, bo inaczej nie wytrzymasz, co? - Emma zeźliła się na Fincha.
- Przecież ona nie ma pojęcia o czym ty bredzisz. Ja tutaj próbuję się dowiedzieć na czym stoimy i co ona wie a czego nie wie a ty ze swoim: masz coś co się przyda ludzkości.
- Zero taktu! Zero!
Emma aż wstała od stołu nabierając powietrza.

- Chwila - powiedziała Vannessa chyba bardziej do siebie niż do tamtej dwójki i przełożyła dłoń do czoła rozcierając sobie stronie. - To już przestaje być nawet śmieszne. To wasze, witaj Vannesso. Co tu się dzieje? Gdyby nie to, że elektronikę dawno już trafił szlag, to mogłabym pomyśleć, że to jakaś ukryta kamera. Zgodziłam się tu przyjść ponieważ taka czerwonowłosa kobieta powiedziała waszemu koledze - tu wskazała w kierunku, w którym zniknął jednoręki mężczyzna, - że jakiś Nexus będzie chciał ze mną porozmawiać. Zrobiła to w tak czuły i uprzejmy sposób - nie dało nie wyczuć się ironii w tym zdaniu, - że ciężko było mi odmówić. Później wasz kolega - Druidka znów wskazała na Egzekutora z którym przyszła - zasugerował, że dołączy jakaś Emma. - Vannessa opuściła rękę i spojrzała na nieznajomych. - Powiecie mi gdzie znajdę tę dwójkę?

Emma spojrzała z wyrzutem na Fincha.
- Widzisz? - Wskazała ręką siedzącą Vannessę.
- O tym właśnie mówiłam.

- Ja jestem Emma, a to jest Finch czyli Nexus - Odpowiedziała Druidce.
- Nie wiem też na ile orientujesz się w sytuacji, ale jakieś no nie wiem z sześć dni temu aniołowie z rozkazu swojej Zwierzchności zaczęli Apokalipsę, Koniec Świata i Sąd Ostateczny. Od tamtej pory niszczą wszystkie miasta, miasteczka i wioski oraz zabijają wszystkich ludzi i nieludzi. Ta nasza mała enklawa jest jednym z ostatnich miejsc w okolicy gdzie jeszcze zostali jacyś żywi. Cały czas mamy dzień, godzinę 11.11 przed południem, bo ten ich koniec świata zatrzymał w jakiś sposób ruch ciał niebieskich i Ziemia cały czas znajduje się w tej samej pozycji jak w chwili ich pierwszego ataku. I wiem to brzmi jak jakiś okrutny żart, ale wcale żartem nie jest. Jak wyjrzysz przez okno zobaczysz aniołów krążących po niebie w okolicy.
Emma westchnęła i usiadła z powrotem na krześle, z którego jeszcze chwilę temu się poderwała.

Finch posłał uśmiech Emmie, jakby z ulgą, że wyręczyła go w tym wprowadzeniu. Wzruszył ramionami.

- Biorę się za naleśniki, jak obiecałem. - Wskazał miejsce, gdzie było stanowisko kucharza. - Jeżeli chcecie ze mną gadać, to przez te okienko.

Faktycznie, było tam takie kuchenne okienko do wydawania posiłków.

- Albo chodźcie tam ze mną. Jak słusznie zauważyła Emm, niepotrzebnie wpierdzielam się w rozmowę, chociaż nie sądziłem, że gadacie, bo dopiero co wszedłem.

Spojrzał nieco zakłopotany na Emmę.

- Zjemy, i jak przystało na kulturnych i cywilizowanych ludzi, pogawędzimy mniej lub bardziej serdecznie. O końcu świata i jego ratowaniu, żeby była jasność.

- Na razie to zatrzymałam się na pytaniu czego Vannessa by chciała i nie otrzymałam od niej odpowiedzi, więc je ponawiam.

Spojrzała prosto na Druidkę.
- Czego chcesz? Czego potrzebujesz? Bo jak widzisz my mamy swoje własne plany i zamiary a nic nie wiemy o twoich.

- Czego chcę? Czego potrzebuję? - Druidka mruknęła pod nosem i przeniosła swoje spojrzenie na kobietę, która przedstawiła się jako Emma. Odezwała się głośniej - Od was? No raczej niczego. Ale z tego co widzę to wy chcecie czegoś i potrzebujecie czegoś ode mnie.

- Nie powiedziałam, że od nas, tak dla wyjaśnienia. Pytałam raczej ogólnie, bo chyba czegoś potrzebujesz, prawda? Chociaż rzeczywiście jesteśmy teraz jedynymi osobami, które mogą ci coś dać.

- Matko jedyna! Starasz się mnie przekupić? Mamienie pustymi obietnicami to raczej metody demonów i takich tam. To naprawdę jak na demony czy inny pomiot piekielny postaraliście się. Ten cały teatrzyk z końcem świata, sierotami, które trzeba bronić. No brawo - Vannessa nawet dwa razy zaklaskała w dłonie. - Powinnam być pod wrażeniem, nie?

- Nie rozumiem. Objaśnij mi zatem za kogo nas bierzesz i co uważasz, że tutaj się dzieje? Bo ja na przykład nie chcę cię przekupić, bo niby po co. Po prostu gdybym była na twoim miejscu chciałabym jakiś informacji, żebym zrozumiała na czym stoję. A kiedy ty stwierdziłaś, że niczego nie chcesz i nie potrzebujesz doszłam do wniosku, iż po prostu się poddałaś i przygnębiona tym wszystkim postanowiłaś usiąść i czekać na koniec. Niektórzy tak reagują w takich sytuacjach. No, ale ty nagle oskarżasz nas o jakieś matactwa i tego, że co, zainscenizowaliśmy koniec świata specjalnie dla ciebie? Trochę przesadziłaś. Nie sądzisz?

- Czy przesadziłam? Traktuję cię tak samo poważnie jak ty mnie. - Billingsley odwzajemniła spojrzenie - Za kogo was brałam? Za kogoś kto czegoś ode mnie chce. Inaczej nie zostałabym tak subtelnie poproszona o rozmowę z wami - zamilkła na chwilę wodząc wzrokiem po twarzy kobiety, a właściwe części twarzą, w której były oczy. - A i jeszcze jedno. Ja będąc tobą przeszłabym od razu do meritum.

Zza okienka, z kuchni, dobiegały odgłosy krzątaniny Fincha i Gładzika. Mężczyźni rozmawiali o czymś poszczękując naczyniami. Nie było to jakiś silny hałas. Nie przeszkadzał w ich rozmowie. Gładzik wybuchnął krótkim, cichym, naprawdę wesołym śmiechem.

- Hmmm - Emma zamyśliła się przez chwilę. - Nie widziałaś ataku na Londyn i tego co się potem tam działo? Nie. Nie widziałaś. - Odpowiedziała sama sobie. - Nie widziałaś nic z tego co się tam - zrobiła ruch głową w stronę okna - dzieje? Nie wiesz jak się tutaj znalazłaś. Jesteś zagubiona, ale zamiast zapytać to przedłużasz rozmowę, przeciągasz sprawę zamiast przyznać się do swojej niewiedzy i jeszcze oskarżasz nas o, w sumie nie wiem dokładnie co. Że cię porwaliśmy i zmyślamy sobie bajeczki o końcu świata żeby zmusić cię do czegoś, sama nie wiesz czego. W sumie to jesteś w nieciekawej sytuacji. Nie mamy jednak żadnych złych zamiarów, nie zrobimy ci krzywdy. Posiedzisz sobie tutaj w “Radości”, będziesz miała wikt i opierunek, aż świat się skończy i to wszystko - znowu zrobiła ruch głową w stronę okna - się skończy.

Druidka westchnęła rozczarowana.
- To wszystko, żeby mi powiedzieć że świat się kończy? To jeszcze gorzej niż myślałam. To ja dziękuję za rozmowę - podniosła się z krzesła. O ile jednoręki Egzekutor zainteresował ją nieco tym co miałoby się wydarzyć podczas owej ważnej rozmowy, to ta szczupła kobieta imieniem Emma zupełnie zniechęciła ją do tego. To rozczarowanie widać było na twarzy. Nawet coś tak absurdalnego jak " potrzebujemy twojej krwi miesięcznej" byłoby lepsze niż kręcenie się w kółko i przerzucanie się złośliwościami. Ale widać jej rozmówczyni miała taki styl pracy.
- Sama trafię do wyjścia - Dodała ruszając w tamtą stronę.

Z kuchni doszedł je aromat świeżo zaparzonej kawy.


- Drogie panie! Zaraz będzie kawa - usłyszały Gładzika. - Maestro O'Hara potrzebuje więcej czasu na swoje działania.

- Ja poczekam na zewnątrz - Druidka rzuciła przez ramię, a później dodała już do siebie - tu atmosfera jest zbyt duszna i nie można myśleć.

Emma wstała całkowicie ignorując Vannessę i ruszyła w stronę Gładzika.
- Czy maestro potrzebuje pomocy? Bo jestem naprawdę głodna.

Gładzik wyszedł do stołówki, niosąc w jednej ręce dzbanek z kawą i dwa kubki.

- Maestro nie potrzebuje pomocy - rzucił O'Hara z kuchni, skąd dobiegło ją skwierczenie. - Obiecał naleśniory i wywiązuje się z obietnicy. Pierwszy na patelni. Gładzik! Kombinuj sobie talerz i smarowidła. I nam też wykombinuj. Vannessa! - rzucił głośno, jeszcze nie wiedząc, że druidka była już przy wyjściu. - Z czym jadasz naleśniory?!

- A wiesz Leo, że pierwszy jest najgorszy, bo zwykle się nie udaje. Tak tylko ostrzegam.

- Znając Nexusa to wszystkie będą kiepskie. Ale jestem potwornie głodny. Zjem, co dostanę - Gładzik podszedł do stołu i ustawił, z niemałą wprawą mimo jednej ręki, kubki i dzbanek. - Drogie Pani, kawę podano - spojrzał na wychodzącą Vannessę i spojrzał zmrużonymi oczami na Emmę.

Emma zawróciła na pięcie za Gładzikiem i wróciła do stołu.
- Jadłam to co ugotował Finch i było całkiem, całkiem, więc może nie będzie tak źle. Mogę? - Wskazała na dzbanek i nie czekając na odpowiedź zaczęła nalewać kawę do kubków.

- Odważna z ciebie kobieta - zażartował Gładzik i ruszył w stronę kuchni, zapewne po dwa kolejne kubki.
Fantomka usiadła i zaczęła popijać kawę z kubka. Próbowała sobie przypomnieć kiedy ostatnio w ogóle piła kawę i wyszło jej, że to było w tej samej kuchni ze dwa dni temu.

- Dziękuję, nie jestem głodna - Vannessa odparła kurtuazyjnie choć niezgodnie z prawdą. Zwróciła jednak i ponownie usiadła przy stole. Miała nadzieję, że przygotowanie naleśników nie zajmie zbyt długo i wkrótce dowie się czegoś konkretnego.

Kawa była mocna. Dobrze zaparzona. Gładzik uwijał się zwinnie. Doniósł kubki, talerze. Smażenie naleśników jednak było procesem czasochłonny. Szczególnie, że pierwsze kilka sztuk pożarł - to było najlepsze określenie - wygłodniały Egzekutor. O'Hara robił co mógł i po chwili każdy, kto chciał, mógł zaspokoić głód. Naleśniki były całkiem przyzwoite w smaku.

Finch dołączył do nich na samym końcu, zadowalając się tym, co zostało. Jedli w milczeniu. We czworo. Finch nie ustępował pola w tempie jedzenia Gładzikowi. Za to kawę pił wolno, delektując się najwyraźniej smakiem.

Emma wypiła kawę przed jedzeniem, a potem skupiła się na posiłku. Jak już nasyciła głód zaczęła sprawdzać czy reszta zjadła w jej mniemaniu odpowiednią ilość jedzenia. Widząc, że Finch się oszczędza przełożyła mu kilka naleśników od siebie pilnując, aby się najadł.

- Hej - zażartował. - Bo przytyję i zrobię się ulańcem. Dobra - pochłonął kolejne parę kesów. - To co ustaliłyście, gdy ja kucharzyłem? Emm, wyjasniłaś Vannessie, co się dzieje?

Emma najpierw prychnęła w odpowiedzi a dopiero potem powiedziała:
- Dowiedziałam się, między słowami, bo Vannessa nie raczyła mi odpowiedzieć, że nie było jej w Londynie podczas ataku, więc ona nie ma pojęcia co się stało z miastem. Do tego chyba nie miała ogólnie pojęcia o sytuacji, na moje pytania o to też nie odpowiedziała. Nie wiem gdzie była i co robiła przez ostatni tydzień, ale chyba trzymano ją pod jakimś kloszem skoro ominęło ją to wszystko czego my byliśmy świadkami. Nie dowiedziałam się też jak się tutaj dostała, ale to nic dziwnego, bo ona sama tego nie wie. Później zaoferowałam jej pomoc albo w kwestii informacji albo jakąkolwiek inną, ale usłyszałam ze dwa razy, iż niczego nie chce i niczego nie potrzebuje, co oczywiście jest kłamstwem, bo każdy czegoś chce i potrzebuje, ale najwyraźniej ona nie chce pomocy ode mnie a konkretniej od nas. I to w sumie tyle.

- Przepraszam, która część naszego dialogu była tą ofertą pomocy? Bo jakoś to przegapiłam - powiedziała Vannessa.

- Chociażby ta z pytaniem czego chcesz? Czego potrzebujesz? - Emma spojrzała na Druidkę z westchnieniem. - I przyznaję od razu, nie wiem czy bylibyśmy w stanie zapewnić ci tą pomoc w pełni, bo jak widzisz warunki są jakie są, ale trudno to określić skoro nie odpowiedziałaś na te pytania, a pytałam o to dwukrotnie jeśli dobrze pamiętam i za każdym razem twierdziłaś, że niczego nie chcesz. Rozumiem, że nas nie znasz i dlatego nam nie ufasz, ale nie ma już nikogo innego do kogo mogłabyś się zwrócić. Niestety.

O'Hara przenosił spojrzenie to na jedną kobietę, to na drugą. Słuchał. Emma znała go na tyle, że wiedziała, że pod tą maską spokoju i uśmiechem przyklejonym do twarzy, Finch dokonuje jakiejś kalkulacji. Zastanawia się nad kolejnym działaniem. Emma czuła też, że cokolwiek powie i cokolwiek teraz zrobi, O'Hara będzie ją wspierał. Bo chyba powoli miał dość całej sytuacji, co zdradzało jego zamyślenie i spojrzenie na zewnątrz, gdzie przeżyli ostatnio piekło. Na razie czekał. Zostawiając działanie Emmie.

- Och! - Billingsley zrobiła przesadnie zdziwioną minę. - Czyli tak oferuje się pomoc według Ciebie. A to przepraszam. Wychodzi na to, że mamy problemy w komunikacji. Jednocześnie spieszę wyjaśnić, że ja pytając czego wy chcecie, na co również nie otrzymałam odpowiedzi, nie oferowałam pomocy. Chciałam naprawdę wiedzieć czego chcecie.
O ile pierwsze zdania były utrzymane w ironicznym tonie, to ostatnie było już poważne.

- Fakt, masz problemy z komunikacją. - Fantomka uśmiechnęła się wspominając - Pamiętam jaki Nathan był zszokowany jak próbował z tobą porozmawiać i otrzymał to co zwykle oferujesz w odpowiedzi. Ja chciałam ci zaoferować informacje, których ci ewidentnie brakowało, ale otrzymać być może jakieś odpowiedzi w zamian. A co do tego co my od ciebie chcemy? - Zastanowiła się przez chwilę - W zasadzie to niewiele. Jesteś jedną z wielu osób, którą obecnie się opiekujemy i postaramy się zapewnić bezpieczeństwo do samego końca. Finch - tutaj wskazała dłonią na O’Harę gdyby Druidka miała wątpliwości o kim mówi - jest wprost niepoprawnym optymistą i uważa, że ten stan da się jeszcze odkręcić. Ma plan, który według niego ma nie tylko nie dopuścić do tej apokalipsy, ale jeszcze cofnąć cały Fenomen Noworoczny, dzięki czemu byśmy się pozbyli wszelkich istot ponadnaturalnych na Ziemi, w tym i Aniołów a to nie pozwoliłoby im zapoczątkować końca świata. Ja mam zamiar Finchowi pomóc w wykonaniu tego planu, bo to dosłownie ostatnia deska ratunku. Ty sobie możesz tutaj posiedzieć, najpierw z nami, a kiedy już ruszymy wykonywać ten plan z resztą ludzi, którzy w “Radości” przebywają. No i jeśli nam się nie uda to świat się skończy a jeżeli nam się uda to i tak nic z tego nie będziesz pamiętała.
- Coś pominęłam? - Zapytała O’Harę.

- W punkt - przyznał jej rację. - Ja, szczerze, liczyłem, że Vannessa nam pomoże swoimi zdolnościami. Ale, w sytuacji, w której nawet nie pamięta tego co potrafi, to chyba zbędne ryzyko. Szanse i tak mamy nieduże - wzruszył ramionami. - Ale nie będę sobą, jeśli nie spróbuję.
Skrzywił się smutno.
- Miałaś sporo szczęścia, jak widzę. Bo my, ja i Emma, przeszliśmy przez morze trupów. Przez cały Londyn zamieniony w perzynę i wielki cmentarz. Dziesiątki, setki tysiące ciał piętrzące się na ulicach. Nie dziw się więc naszym staraniom, byś udzieliła nam swojej pomocy, i braku ogłady przy tym. Nawet przed Apokalipsą byłem w sprawach kurtuazji raczej, hmmmm, no słaby. A teraz, szczerze, to mi się już nawet nie chce. Stąd ta bezpośredniość.
Ziewnął lekko.

- Otóż, nie. Nie jestem jedną z wielu osób, które jak raczyłaś określić ochraniacie. To po pierwsze. Po drugie w bardzo zawoalowany sposób, wręcz niewidoczny proście o pomoc. Może gdyby od początku padły jakieś konkretne deklaracje tak jak teraz, to atmosfera byłaby inna - Druidka zaczęła wyliczyć na placach. - A po trzecie, to przypominasz sobie może dlaczego nie pamiętam co potrafię?

- Atmosfera jest nerwowa, bo i sytuacja jest nerwowa. Zresztą, na zewnątrz, sytuacja jest bardziej nerwowa i mordercza. - O'Hara wysilił się na nieco żartobliwie - ironiczny to. - Odniosę się tylko do twojego "po trzecie", jeśli pozwolisz. Nie pamiętasz, bo ktoś uznał, że tak będzie dla ciebie bezpieczniej i lepiej. Jeśli chcesz bym był z tobą szczery, to dodam coś jeszcze. Od siebie i z serca, ale to zaboli. Ostrzegam.

- Proszę - była to forma zachęty ze strony Billingsley, - nie krępuj się.

- Kiedyś, o czym nie pamiętasz, pracowałaś z nami przy pewnej sprawie. Otrzymałaś wtedy potężny dar. Dar otwierania przejść pomiędzy wymiarami. Na koniec mogłeś dokonać wyboru - twój ukochany lub cały Londyn. Kilka milionów istnień. Wybrałaś … Krisa. Tego istota, która liczyła na twoją empatię czy serce, nie mogła ci wybaczyć. Uznała, że ktoś tak wyjątkowo egocentryczny i pozbawiony empatii, ktoś kto jest w stanie poświęcić miliony dla swojej osobistej korzyści, nie jest na tyle bezpieczny, by posiadać taką zdolność, jaka ty otrzymałaś. Więc zabił cię. A przynajmniej kazał nam tak myśleć. Bo wtedy skasował ci pamięć o wszystkim. Ale moce ci, z tego, co czuję, ci zostawił. I chciałaś szczerości, więc będę szczery. Uważam, że Jehudiel, bo tak nazywał się ten anioł, czy wręcz archanioł, który cię tak potraktował, popełnił błąd. Powinien cię wtedy pozbawić życia. Niechby i twoja unikalna zdolność przepadła wraz z tobą. Może tak byłoby lepiej. Przyjrzyj się sobie. Wokół ciebie giną ludzie, a ty miotasz się w tę i nazad, kierujesz podejrzliwością, co akurat mogę zrozumieć. Brigit, bo zakładam że to ona, uwolniła cię z niewoli. Być może sama przy tym zginęła. My proponujemy ci gościnę, liczymy na twoją pomoc. Ale ty, ty, Vannesso, nadal patrzysz nie dalej niż czubek swojego nosa. I dlatego tak trudno ci się z nami rozmawia. Bo nie jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że na tym pokręconym świecie są ludzie, którzy życie innych cenią bardziej niż swoje osobiste korzyści. Jesteś nam potrzebna, to fakt. Ale poradzimy sobie również bez ciebie. To też fakt. Albo nie poradzimy.

Spojrzał na Emmę, jakby liczył, że skarci go, poprawi, powie coś więcej.

Bardzo irytujące było to, że oni ciągle sugerował, że znają ją. Czerwona lampka zapaliła się gdy ów Nexus wspominał Krisa z imienia.
Billingsley zmusiła się by o nim nie myśleć. Takie rzeczy w obecnej sytuacji, bardzo nieciekawej sytuacji, rozpraszały, a ona musiała się bardzo skupić.

Jeszcze jedna rzecz w wywodzie tego mężczyzny zastanawiała Vannessę. Czy na szali było położone z jednej strony życie Krisa, a z drugiej życie tych innych ludzi? Ale to był problem, którego nie da się już nigdy rozwiązać.

- Nie o to pytałam. Ale dziękuję za szczerość. Nie odniosę się do twoich zarzutów. Chyba rozumiesz dlaczego, prawda? - Spojrzała w oczy mężczyzny szukając jakby zrozumienia, przynajmniej w kwestii braku odniesienia się do zarzutów. - Ja widzę problem w zrozumieniu was w tym, że nie mówicie wprost. Najpierw twoja koleżanka mówi, że nie potrzebujecie mojej pomocy. Później ty mówisz, że trochę na nią liczyłeś, ale jednak nie, bo myślę tylko o sobie. A na koniec mówisz, że myślę tylko o sobie, bo nie chcę wam pomóc. Jak dla mnie to to jest nie porządku. Ale dobrze. Ludzie są różni - wzruszyła ramionami. - Żeby przerwać tę spiralę niedomówień i błędów w komunikacji zapytam wprost. Jak miałabym wam pomóc? Od razu powiem, że nie wiem czy będę chciała od was pomocy.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline