Myśliwski dworek von Metterichów
Franz roześmiał się śmiechem niepohamowanym i tracącym szaleństwem. Było wszak coś szalonego w tym aby z wraz z wilcami i ciżbą z czeladnej stawać w szranki z wilkołakiem. Mogli ujść w las jak im rzekł dlugouchy, Franz elfom nie ufał, totez ryzykować planu leśnego nie mial zamiaru,bo pewnikiem by ich wygubił stwór piekielny jednego po drugim. Przestał rechotać równie nagle jak i zaczął.
Pozostawało walczyć o życie wszelakimi możliwymi sposobami. Babka Franzowa, świętej pamięci Zylda z Straussów powiadała przed snem młodemu Francikowi, co wilkołaka najlepiej ogniem pogonić, a czosnkiem, rozmarynem i cielebuniem czy jakim inszym chwastem. Skąd babka takową wiedzę miała, tego Mauer przemysliwać nie miał zamiaru teraz, bo ani czas, ani miejsce nie było skore, ku temu aby babkowe mądrości roztrząsać. Ale skoro czosnku nie miał, an i tym bardziej rozmarynu i tego całego cielebunia, to nic lepszego mu się pod ręką nie ostało poza żagwią, którą w lewicę schwycił skrytą pod metalowym umbem okrągłej tarczy. W drugiej dzierżył swój topór. Ryknał na służbę zaraz po Niersie:
- Żwawo wieprze niemyte! Na co do kurwości czekacie!? Na Geheimnisnacht?! |