Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2022, 17:37   #163
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Stóóój, co robisz?! - Odezwał się jeden z kowboi, chowający za jakąś skałką, zaskoczony poczynaniami Oppeheimera.
- No… właśnie! Nie wolno… jesteście bandziorami! - Dodał drugi.

A Arthur podchodził, targając ze sobą, i w sumie po części na sobie, jednego z ich towarzyszy, który zalewał się krwią z torsu, i ledwie już żył, coraz gorzej włócząc nogami.

- Mordercy, i tyle! - Warknął ten pierwszy.
- Zostaw bandyto Emmeta w spokoju…

Obaj nieco wychylili się ze swoich kryjówek, celując w Oppenheimera z rewolwerów. A ten dalej podchodził, krok za krokiem, z ciężko rannym kowbojem.

- Wiesz co, bandziorze? My cię mamy na muszce, i już nie odejdziesz!
- Właśnie… tak. Teraz albo cię zabijemy, albo aresztujemy… i… zawiśniesz! - Dodał drugi, chociaż nieco niepewnym tonem.

Arthur chyba wpadł we własne sidła. Nie cofnie się już do swoich… a może nie chciał się już cofać? Może podjął decyzję? Ale tak zginąć, z ręki jakiegoś miastowego kretyna…

Strzał.

Tryskająca krew.

Upadające ciało.

I drugi raz, niemal zaraz po pierwszym, i to samo. Krew, przewracający się mężczyzna, i dziura w torsie.


Obaj kowboje, z którymi Arthur przeprowadzał "negocjacje", zostali zastrzeleni. W tyle, za plecami szubienicznika, stała Melody z dymiącą lufą Winchestera, a kilkanaście metrów obok niej, James, z taką samą, również dymiącą bronią w łapach.

A nieszczęśnik, którego wlókł ze sobą Oppenheimer, dziwnie zabulgotał, po czym już kompletnie zwiotczał, i runął w piach. Również był martwy.

- Wesa nie żyje - Powiedziała dziwnie chrapliwym głosikiem Melody, po czym odwróciła się, i ruszyła w stronę namiotu.

~

Pogrzeb obojga towarzyszy był krótki, i skromny. Wykopano mogiły, ułożono w nich ciała owinięte kocami, zasypano… wahano się co do postawienia krzyży. To byłby znak, dla następnych z miasta, że tu ktoś leży, i jeszcze by wpadli na jakiś durny pomysł… może tak, może i nie. No ale gdy ledwie 30 metrów dalej, zmasakrowano aż 10 prawych obywateli Ellis City, ścigających owych bandziorów…


Melody otarła w ciszy łzy, po czym odstąpiła od grobu Elizabeth, unikając spojrzeń trzech towarzyszy. Zaczęła zbierać swoje klamory, i te od "Ognistej", i pakować na oba konie.


***

Więc dalej na zachód, ku granicy stanu Kansas i Colorado, gdzie miał się pojawić ten cholerny pociąg.

Godzina za godziną, kolejnej jazdy konnej, w ponurych nastrojach. Jakoś nikt nie miał ochoty na obiad, przegryzając byle co w trakcie podróży…





Oakley City, Kansas.
10 maj.
Około 18 wieczorem.

Zapadła dziura, która nawet nie zasługiwała na miano miasteczka. Ledwie 10 zakurzonych budynków, jedna główna ulica, i masa roboli z siekierami. A więc drwale… a więc tartak. Pewnie gdzieś w pobliżu, podobnie, jak i jakieś farmy, i inne takie, typowe rzeczy. Dopiero początki jako takiej cywilizacji w tym miejscu.


Ale Saloon był. Oczywiście. I na piętrze miał kilka pokoi, a jak. To wokół takiego przybytku głównie się toczyło życie, w każdej takiej mniejszej, lub większej dziurze. A miejscowi drwale już się w nim powoli zbierali, na wieczorne chlańsko…

Był i szeryf.

Który podejrzanie przyglądał się trio wjeżdżającemu do miasta z werandy swojego biura. Tylko się przyglądał. Jak na razie.








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline