Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2022, 17:08   #161
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Umierał. Nie trzeba tu było diagnozy czy drugiej opinii, gdy życie ściekało z niego powoli i metodycznie gorącym szkarłatem. Ciało, wpierw rozpalone falami gorąca rozlewającego się z rany postrzałowej, teraz zaczęło być brane w szpony zimnej obojętności śmierci. Dźwięki z zewnątrz zaczęły się rozciągać, huki wystrzałów brzmieć niczym uderzenia skrzydeł piorunowca krążącego nad głowami. Wesa zaśmiał się ponuro, gardłowo. Jedynym ptakiem na jakiego mógł teraz liczyć, były sępy czy inni padlinożercy, które miały opaść na jego cielesną powłokę, gdy opuści ją nieśmiertelna dusza. Mamrotania w ojczystym języku, tradycyjne dla jego plemienia modlitwy ku pamięci umierających, przerwał bardziej zrozumiały dla doktora angielski.

- Zostaw... - Wesa był stanowczy. Odepchnął by jego ręce, ale wolał zachować resztki sił. Przynajmniej na razie. - Niech-ch Oppen... heimer... weźmie moje rzeczy. Na Terytorium. N-n-nad jez-ziorem Oologah znaj... dzie... moich...

Przełknął ślinę z trudem, odwracając głowę od doktora. Nie chciał, by jego ostatnie słowa padły w języku najeźdźców i opresorów. Kolejne słowa w czirokeskim spłynęły szeptem z jego ust, gdy spojrzenie utkwiło w płóciennej ścianie tego prowizorycznego lazaretu. Nie, nie zamierzał umierać tutaj. Z wysiłkiem, trzymając za ranę, podniósł się ze swojego miejsca i chwiejnym krokiem, napędzanym ostatkami sił, wytoczył się na zewnątrz. Upiór coś krzyczał, negocjował chyba z pościgiem, ostatnie słowa miały między nimi nie paść. Gdy to wszystko się skończy, może jego plemienni pokażą mu drogę, jeśli szubienicznik spełni jego ostatnie życzenie. Innym nie miał nic do powiedzenia. Zwłaszcza nie najmniej poturbowanej Gregory, która jakimś cudem przeżyła wybuch ściany jej więzienia bez szwanku. Wesa zaśmiał się ponuro, choć śmiech bardziej zaczął przypominać skrzek.

Nogi odmówiły posłuszeństwa po paru zaledwie krokach, ale upadek wcale nie bolał. "To już," przemknęło mu przez myśl. Wszystko zaczęło mu ciążyć, gdy obrócił głowę w stronę zachodu. Ciążące powieki skryły szklące się oczy, a ostatni ruch wygiął kąciki ust w widmo uśmiechu. Ostatni oddech, posłany w eter głębokim westchnięciem niby ulgi, wyrwał się z piersi Czirokeza wraz z jego duszą.

Duch Nahelewesy zmieszał się i zjednoczył z niewidoczną drugą połową świata. A ciało...

Ciało zaczęło stygnąć.
 
Aro jest offline  
Stary 13-11-2022, 18:30   #162
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Melody miała rację z pościgiem. Chłopaki byli całkiem zdeterminowani, kiedy wjechali prosto pod lufy czekającego w zasadzce Jamesa, Melody i Artura.
James, odmierzając odległość wyciągnął tytoń ze skórzanego futerału i zaczął skręcać sobie fajka. Tytoń Lorillarda pachniał przepięknie, szczególnie w okrasie zapachu derenia czerwonego, z którego cienia zapewnianego przez gęste, rozłożyste gałęzie rewolwerowiec właśnie korzystał. Karabin winchestera spokojnie ułożony między dwoma obszernymi głazami czekał w gotowości, z lufą skierowaną w stronę szlaku i nadjeżdżających mężczyzn.
Kilkaset metrów. James przekręcił się na drugą nogę, bo prawa bolała go niemiłosiernie. Położył się nieco bardziej na lewym biodrze, usztywniając prawą nogę, aby ból nie dekoncentrował go za bardzo.

Dwieście metrów. Zapalniczka na szczęście zadziałała bez zarzutu i rewolwerowiec zaciągnął się kilka razy, smakując smak tytoniu i uspokajając oddech.

Sto metrów. James odłożył papierosa na skałkę i chwycił karabin, celując w jednego z nadjeżdzających. Poczekał, aż jeździec jadący za celem znajdzie się również na linii strzału i spokojnie ściągnął spust. Przeładował, po czym strzelił jeszcze raz, i jeszcze raz.

Kiedy kurz opadł, okazało się, że wygrali, ale dwom szczęśliwcom się udało. Nie, że cała ich trójka źle celowała. James miał wrażenie, że zeszli z koni i dopadli tych głazów tak szybko, że nawet doświadczony strzelec miałby problem, aby ich wszystkich połapać.
"W sumie to nie kaczki na polowaniu" pomyślał i przez chwilę czekał, aż któryś ponownie pokaże się choć na tyle, by można było go trafić.

James kiwnął głową, dając znać Melody, aby szła do doktora i indianina, w głąb obozu.

- Artur, ty idioto… - mruknął widząc co wykombinował niemiec.
Jamesowi pozostawało jedynie wymierzyć prosto w miejsce, w którym mógłby, i o ile złe przeczucie nie myliło rewolwerowca, pojawi się przynajmniej jeden ze stróżów prawa z zamiarem odstrzelenia tego “negocjującego z całym światem” niemieckiego głąba.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 15-11-2022, 17:37   #163
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Stóóój, co robisz?! - Odezwał się jeden z kowboi, chowający za jakąś skałką, zaskoczony poczynaniami Oppeheimera.
- No… właśnie! Nie wolno… jesteście bandziorami! - Dodał drugi.

A Arthur podchodził, targając ze sobą, i w sumie po części na sobie, jednego z ich towarzyszy, który zalewał się krwią z torsu, i ledwie już żył, coraz gorzej włócząc nogami.

- Mordercy, i tyle! - Warknął ten pierwszy.
- Zostaw bandyto Emmeta w spokoju…

Obaj nieco wychylili się ze swoich kryjówek, celując w Oppenheimera z rewolwerów. A ten dalej podchodził, krok za krokiem, z ciężko rannym kowbojem.

- Wiesz co, bandziorze? My cię mamy na muszce, i już nie odejdziesz!
- Właśnie… tak. Teraz albo cię zabijemy, albo aresztujemy… i… zawiśniesz! - Dodał drugi, chociaż nieco niepewnym tonem.

Arthur chyba wpadł we własne sidła. Nie cofnie się już do swoich… a może nie chciał się już cofać? Może podjął decyzję? Ale tak zginąć, z ręki jakiegoś miastowego kretyna…

Strzał.

Tryskająca krew.

Upadające ciało.

I drugi raz, niemal zaraz po pierwszym, i to samo. Krew, przewracający się mężczyzna, i dziura w torsie.


Obaj kowboje, z którymi Arthur przeprowadzał "negocjacje", zostali zastrzeleni. W tyle, za plecami szubienicznika, stała Melody z dymiącą lufą Winchestera, a kilkanaście metrów obok niej, James, z taką samą, również dymiącą bronią w łapach.

A nieszczęśnik, którego wlókł ze sobą Oppenheimer, dziwnie zabulgotał, po czym już kompletnie zwiotczał, i runął w piach. Również był martwy.

- Wesa nie żyje - Powiedziała dziwnie chrapliwym głosikiem Melody, po czym odwróciła się, i ruszyła w stronę namiotu.

~

Pogrzeb obojga towarzyszy był krótki, i skromny. Wykopano mogiły, ułożono w nich ciała owinięte kocami, zasypano… wahano się co do postawienia krzyży. To byłby znak, dla następnych z miasta, że tu ktoś leży, i jeszcze by wpadli na jakiś durny pomysł… może tak, może i nie. No ale gdy ledwie 30 metrów dalej, zmasakrowano aż 10 prawych obywateli Ellis City, ścigających owych bandziorów…


Melody otarła w ciszy łzy, po czym odstąpiła od grobu Elizabeth, unikając spojrzeń trzech towarzyszy. Zaczęła zbierać swoje klamory, i te od "Ognistej", i pakować na oba konie.


***

Więc dalej na zachód, ku granicy stanu Kansas i Colorado, gdzie miał się pojawić ten cholerny pociąg.

Godzina za godziną, kolejnej jazdy konnej, w ponurych nastrojach. Jakoś nikt nie miał ochoty na obiad, przegryzając byle co w trakcie podróży…





Oakley City, Kansas.
10 maj.
Około 18 wieczorem.

Zapadła dziura, która nawet nie zasługiwała na miano miasteczka. Ledwie 10 zakurzonych budynków, jedna główna ulica, i masa roboli z siekierami. A więc drwale… a więc tartak. Pewnie gdzieś w pobliżu, podobnie, jak i jakieś farmy, i inne takie, typowe rzeczy. Dopiero początki jako takiej cywilizacji w tym miejscu.


Ale Saloon był. Oczywiście. I na piętrze miał kilka pokoi, a jak. To wokół takiego przybytku głównie się toczyło życie, w każdej takiej mniejszej, lub większej dziurze. A miejscowi drwale już się w nim powoli zbierali, na wieczorne chlańsko…

Był i szeryf.

Który podejrzanie przyglądał się trio wjeżdżającemu do miasta z werandy swojego biura. Tylko się przyglądał. Jak na razie.








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 15-11-2022, 20:21   #164
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
***
Gdy dwóch stróżów prawa i ich ciężko ranny towarzysz skonali a Melody przekazała wiadomość o Wesie, z gardła szubienicznika wyrwał się upiorny gardłowy śmiech, rechot rodem z koszmarnym snów, pieśń wyśpiewywana w najstraszniejszych szpitalach dla obłąkanych. Do tej pory Arthur nikogo nie zaszczycił uśmiechem, więc grymas wykrzywiający jego twarz wydawał się nienaturalny. Wynaturzony.
A więc to jednak prawda, jestem przeklęty, pomyślał, nie przestając chichotać. Nie zabił go przed laty sznur, nie dali mu rady ukryci na dachach strzelcy, i teraz, gdy pozostawił swoje życie na łasce walczących o przetrwanie rewolwerowców także ocalał. Wyglądało na to, że ludzkość jest skazana na Oppenheimera i może szeptucha, która kiedyś powróżyła jego ojcu miała rację. To nazwisko nieść będzie zgubę, rozpacz i strach. Może jednak diabeł nie jest metaforą zła, może istnieje istota, która uparcie utrzymuje go przy życiu. Chce sycić się nikczemnością byłego pastora, napawać widokiem ludzi ginących w katastrofie wykolejonego pociągu, skalpowanych lub branych w niewolę przez armię zdziczałych Indian.

Przypomniał sobie biblijnego Judasza, nieszczęśnika który narodził się tylko po to by zdradzić swojego mistrza. Jego przypadek przeczył istnieniu wolnej woli. Całkiem możliwe, że każdy na tym padole łez ma jakąś rolę do odegrania. Przeznaczenie jest jak zahartowana stal i tylko głupiec próbuje wykuć z niej nowy kształt. Oppenheimer okazał się jednym z takich głupców, poszedł na pewną śmierć by przekonać się, że Mojra to nieugięta suka.

Nerwowe załamanie przeszło, równie szybko jak się pojawiło, emocje wystygły niczym lawa, przemieniły w zimny głaz. W milczeniu pomógł wykopać dwa bezimienne groby. Nie szabrował zwłok rewolwerowców, zabrał za to rzeczy należące do Wesy. Z młodym Czirokezem połączyła go nić porozumienia i wzajemny szacunek. Niemniej przygotowując ciało chłopaka do pochówku zdał sobie sprawę jak mało o nim wie. Ciekawiło go, dlaczego zszedł na ścieżkę bezprawia, jakie motywy nim kierowały, gdy przyjął zlecenie u McCoya. Swoje tajemnice Wesa zabrał na zawsze do grobu.

***

Kolejna, wynędzniała mieścina w drodze do upragnionego celu. Oppenheimer miał już dość miast i miasteczek i najchętniej ukrył by się na prerii, z dala od cywilizacji. Grzechotniki i skorpiony nie były tak groźne jak narwani stróże prawa, a od natrętnych i ciekawskich spojrzeń tubylców wolał krążące nad głowami sępy.
Gdy ich oczom ukazał się saloon, Oppenheimer po wielu godzinach milczenia odezwał się wreszcie do towarzyszy
- Darujmy sobie wygody. Na pewno mają tu telegraf, wieści szybko się rozchodzą, najbezpieczniej będzie zniknąć i trzymać z dala od skupisk ludzkich. Sprzedajmy co mamy sprzedać, kupmy namioty, ciepłe koce, prowiant, leki i ruszajmy dalej – zaproponował.
Gdy zauważył szeryfa, zupełnie niewzruszony, ukłonił mu się uprzejmie.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 15-11-2022, 20:42   #165
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niektórzy nie potrafili przystosować się do określonej sytuacji. Należeli do tej grupy zarówno dwaj kowboje, którzy przeżyli to starcie, jak i Arthur. Ci pierwsi zagrali bohaterów, ten ostatni - dobrego Samarytanina. Na szczęście Arthurowi się upiekło - dzięki czujności Melody i Jamesa.
Dwaj idioci, dwa kolejne trupy.
Ale tym już nie kopali grobów

- Wymieńmy konie, zabierzmy ze sobą dwa luzaki i trochę broni - zaproponował John. - To, co zmieści się w jukach i nie będzie zbytnio rzucać w oczy.

* * *

Miasto oferowało wypoczynek i rozrywkę, ale mogło też stanowić niebezpieczną pułapkę. Szczególnie gdy był tam szeryf, który mógł zwołać do pomocy paru mieszkańców miasteczka. Jeśli znajdzie takich, co zechcą zaryzykować życie, a wszędzie można było znaleźć głupców i zapaleńców.
- Arthur ma rację - powiedział John. - Trzeba stąd szybko wyjechać. Zachowujmy się spokojnie, pohandlujmy i jedźmy dalej.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172