|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-11-2022, 17:08 | #161 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2022, 18:30 | #162 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
15-11-2022, 17:37 | #163 |
Wiedźma Reputacja: 1 | - Stóóój, co robisz?! - Odezwał się jeden z kowboi, chowający za jakąś skałką, zaskoczony poczynaniami Oppeheimera. - No… właśnie! Nie wolno… jesteście bandziorami! - Dodał drugi. A Arthur podchodził, targając ze sobą, i w sumie po części na sobie, jednego z ich towarzyszy, który zalewał się krwią z torsu, i ledwie już żył, coraz gorzej włócząc nogami. - Mordercy, i tyle! - Warknął ten pierwszy. - Zostaw bandyto Emmeta w spokoju… Obaj nieco wychylili się ze swoich kryjówek, celując w Oppenheimera z rewolwerów. A ten dalej podchodził, krok za krokiem, z ciężko rannym kowbojem. - Wiesz co, bandziorze? My cię mamy na muszce, i już nie odejdziesz! - Właśnie… tak. Teraz albo cię zabijemy, albo aresztujemy… i… zawiśniesz! - Dodał drugi, chociaż nieco niepewnym tonem. Arthur chyba wpadł we własne sidła. Nie cofnie się już do swoich… a może nie chciał się już cofać? Może podjął decyzję? Ale tak zginąć, z ręki jakiegoś miastowego kretyna… Strzał. Tryskająca krew. Upadające ciało. I drugi raz, niemal zaraz po pierwszym, i to samo. Krew, przewracający się mężczyzna, i dziura w torsie. Obaj kowboje, z którymi Arthur przeprowadzał "negocjacje", zostali zastrzeleni. W tyle, za plecami szubienicznika, stała Melody z dymiącą lufą Winchestera, a kilkanaście metrów obok niej, James, z taką samą, również dymiącą bronią w łapach. A nieszczęśnik, którego wlókł ze sobą Oppenheimer, dziwnie zabulgotał, po czym już kompletnie zwiotczał, i runął w piach. Również był martwy. - Wesa nie żyje - Powiedziała dziwnie chrapliwym głosikiem Melody, po czym odwróciła się, i ruszyła w stronę namiotu. ~ Pogrzeb obojga towarzyszy był krótki, i skromny. Wykopano mogiły, ułożono w nich ciała owinięte kocami, zasypano… wahano się co do postawienia krzyży. To byłby znak, dla następnych z miasta, że tu ktoś leży, i jeszcze by wpadli na jakiś durny pomysł… może tak, może i nie. No ale gdy ledwie 30 metrów dalej, zmasakrowano aż 10 prawych obywateli Ellis City, ścigających owych bandziorów… Melody otarła w ciszy łzy, po czym odstąpiła od grobu Elizabeth, unikając spojrzeń trzech towarzyszy. Zaczęła zbierać swoje klamory, i te od "Ognistej", i pakować na oba konie. *** Więc dalej na zachód, ku granicy stanu Kansas i Colorado, gdzie miał się pojawić ten cholerny pociąg. Godzina za godziną, kolejnej jazdy konnej, w ponurych nastrojach. Jakoś nikt nie miał ochoty na obiad, przegryzając byle co w trakcie podróży… Oakley City, Kansas. 10 maj. Około 18 wieczorem. Zapadła dziura, która nawet nie zasługiwała na miano miasteczka. Ledwie 10 zakurzonych budynków, jedna główna ulica, i masa roboli z siekierami. A więc drwale… a więc tartak. Pewnie gdzieś w pobliżu, podobnie, jak i jakieś farmy, i inne takie, typowe rzeczy. Dopiero początki jako takiej cywilizacji w tym miejscu. Ale Saloon był. Oczywiście. I na piętrze miał kilka pokoi, a jak. To wokół takiego przybytku głównie się toczyło życie, w każdej takiej mniejszej, lub większej dziurze. A miejscowi drwale już się w nim powoli zbierali, na wieczorne chlańsko… Był i szeryf. Który podejrzanie przyglądał się trio wjeżdżającemu do miasta z werandy swojego biura. Tylko się przyglądał. Jak na razie. *** Komentarze jeszcze dzisiaj.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
15-11-2022, 20:21 | #164 |
Reputacja: 1 | ***
|
15-11-2022, 20:42 | #165 |
Administrator Reputacja: 1 | Niektórzy nie potrafili przystosować się do określonej sytuacji. Należeli do tej grupy zarówno dwaj kowboje, którzy przeżyli to starcie, jak i Arthur. Ci pierwsi zagrali bohaterów, ten ostatni - dobrego Samarytanina. Na szczęście Arthurowi się upiekło - dzięki czujności Melody i Jamesa. Dwaj idioci, dwa kolejne trupy. Ale tym już nie kopali grobów - Wymieńmy konie, zabierzmy ze sobą dwa luzaki i trochę broni - zaproponował John. - To, co zmieści się w jukach i nie będzie zbytnio rzucać w oczy. * * * Miasto oferowało wypoczynek i rozrywkę, ale mogło też stanowić niebezpieczną pułapkę. Szczególnie gdy był tam szeryf, który mógł zwołać do pomocy paru mieszkańców miasteczka. Jeśli znajdzie takich, co zechcą zaryzykować życie, a wszędzie można było znaleźć głupców i zapaleńców. - Arthur ma rację - powiedział John. - Trzeba stąd szybko wyjechać. Zachowujmy się spokojnie, pohandlujmy i jedźmy dalej. |
|
| |