Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2022, 07:46   #109
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

John zwrotnie kazał telefonowi wysłać emotikonę z uśmieszkiem.
- Zaczyna się - powiedział do Margoux strzelając palcami zwiniętymi w pięść.

Ryan kiwnęła w milczeniu głową i zza pazuchy wyjęła pistolet. Odbezpieczyła go, po czym puściła Johnowi oczko idąc do sypialni aby schować się za framugą.

- Staraj się nikogo nie zabić - powiedział jeszcze zanim wstał i podszedł do drzwi.

- Dobrze tato - usłyszał od strony sypialni, a potem zaległa cisza.

W mieszkaniu zapanowała cisza. Oboje domowników mogło widzieć siebie nawzajem bo w końcu kawalerka nie miała zbyt wielu zakamarków w jakich można się było ukryć. I nic. Nic się nie działo. Nie było słychać odgłosów pracującej windy ani otwierania ich drzwi. Kolejne minuty mijały. I nic się nie działo. Aż w pewnym momencie John dojrzał jak klamka od drzwi zewnętrznych powoli i cicho opuszcza się na dół. A gdy drzwi okazały się zamknięte równie powoli wróciła na dół. Po chwili słychać było ciche gmeranie w zamku. Gdyby nie stał tuż obok i nie wiedział czego się spodziewać to pewnie by to przegapił. Nie mówiąc już jakby spał czy oglądał coś w słuchawkach. Gmeranie w zamku trwało dłuższą chwilę. Przestawało na chwilę po czym znów ktoś próbował sforsować drzwi. W końcu wszystko ustało. I znów zrobiło się cicho.

John był zwyczajnie zmęczony czekaniem. Przekręcił zamek patentowy i szybkim ruchem otworzył drzwi.
- Dobry wieczór - wypalił ze swoim brytyjskim akcentem. - Pan do kogo?

Za jego plecami Margaux zachowała ciszę, wpatrując się z napięciem w stronę drzwi. Było ich czterech, zwykłych śmiertelnych, ale i tak mogli spokrewnionych czymś zaskoczyć. Mimo wszystko nie chciała trupów po jednej oraz złamanych kości po drugiej.

Faktycznie udało mu się ich zaskoczyć. Chociaż niezbyt ich widział. W klatce było ciemno, działali po ciemku. Tylko światło z wnętrza mieszkania padało na kawłek klatki ale tuż przed drzwiami. A nie w bok na schody na jakich stało ich kilku. Że nie mogli się pomieścic na raz to byli rozrzuceni po tym półpiętrze. Mogło byc ich czterech albo podobnie. Chyba ich zaskoczył podczas narady bo stali parę schodków od drzwi. Margaux z głębi mieszkania widziała tylko plecy Johna i ciemność klatki schodowej.

- Myy… - zaczął ten pierwszy chyba nadal będąc całkiem zaskoczony i niezbyt wiedząc co teraz zrobić ani powiedzieć.

- To on! - krzyknął któryś z tych co stali za nim. I z impetem ruszył z wyciągniętym skądeś bejsbolem na Johna. To poderwało i resztę po też ruszyli za nim do gwałtownego szturmu.

John zaśmiał się, jakby tylko na to czekał. Wygarnął z dyni temu, który stał najbliżej i spróbował go wepchnąć do wnętrza mieszkania. Jednak ten wyrwał mu się uderzając od dołu łokciem w Brytyjczyka. Od prawej za to podchodził facet z kijem bejsbolowym. Uderzał nisko, celował w splot słoneczny. Trafił, ale w tym samym momencie wampir złamał mu rękę. Wyglądało na to, że Black był w stanie gołymi rękami zrobić im więcej krzywdy, niż oni jemu kijem bejsbolowym.

Dwaj napastnicy stojący z tyłu zdawali się nie wiedzieć co się dzieje. Wtedy John skupił się na pierwszym napastniku. Kopnął go od góry piętą w kolano, a gdy ten przestał stawiać opór cisnął jego ciałem za siebie jak szmacianą lalką. Okulawiony mężczyzna uderzył o ścianę i osunął się po niej. Wprost przed Margoux.

- Nie zabij nikogo - prychnęła chociaż nie przewróciła tym razem oczami. Stała sztywno, z odbezpieczoną bronią w dłoni i palcem gładzącym kabłąk w oczekiwaniu na moment kiedy będzie musiał zmienić pozycję aby zainicjować strzał. Tylko… moment ten nie nadchodził.
Widziała szerokie plecy Brujah i napastników ponad jego ramionami. Walczyli na pięści, kije i starali się sforsować nieumarłą zaporę. Ta jednak nie dość że stawiała im czynny opór, to jeszcze cios po ciosie eliminowała.
Lewy kącik ust Tremere drgnął i wykrzywił się nieznacznie do góry. Zerknęła na napastnika poruszającego się niemrawo na podłodze. Żył, nie wyglądało aby się miał zaraz wykrwawić.
- Nie wstawaj - poradziła mu, obserwując jego ruchy kątem oka. Więcej uwagi wciąż poświęcała temu, co działo się w przejściu.

John był w swoim żywiole. Wyprowadził długi prosty, po którym usłyszał pękającą klatkę piersiową. Był pewny, że złamał przeciwnikowi jednocześnie kilka żeber. Trafionego odrzuciło pod ścianę, z której się osunął. Wtedy kolejny uderzył kijem w Brujah. John się skrzywił, a tamten widząc połamanych dwóch kolegów wypuścił kij z ręki i zaczął uciekać. John podszedł do połamanego na korytarzu. Uniósł go dwoma rękami opierając o ścianę, a potem zatopił w nim swoje kły. Czuł jego ciepłą krew. Czuł tę adrenalinę. Ten człowiek naprawdę myślał, że ma szansę w starciu z Blackiem. Wampir czuł jak jego tkanka regeneruje się pod wpływem życiodajnej krwi. Wstał. Człowiek, którego pobił był nieprzytomny z powodu braku krwi. Potrzebował pomocy lekarza. Tymczasem kilka pięter niżej uciekający dwaj gangsterzy najwyraźniej natrafili na dwójkę punków. John doszedł do wniosku, że robią zbyt dużo hałasu.

Wrócił do mieszkania. Facet z kolanem zginającym się w złą stronę siedział potulnie wpatrzony w tłumik pistoletu trzymanego przez Margoux. John nie myślał długo. Zamachnął się i kopnął go w twarz pozbawiając przytomności. Być może łamiąc też nos, ale nie przejął się tym. Nie wiedział kiedy znów będzie miał okazję się napić. Wbił swoje kły w kark nieprzytomnego gangstera. Jednak tym razem pił dużo szybciej. Gdy się oderwał Margoux miała ze sobą już przenośną lodówkę i torbę z ubraniami.

John złapał nieprzytomnego gangstera i wyciągnął na korytarz za jedną, nie złamaną nogę. Na korytarzu w podobny sposób złapał drugiego i zaciągnął do windy. Wrócił zakluczyć mieszkanie myśląc co teraz pomyśli o nim Margoux. Widziała to. Widziała jak tłukł tych ludzi. Widziała jak cisnął osiemdziesięcio kilogramowego faceta przez pokój jak szmacianą lalkę. Co innego diler ogłuszony jednym ciosem, a co innego para połamanych gangsterów. Jadąc windą cały czas o tym myślał. Nieprzytomni mężczyźni leżeli u ich stóp. On cały czas w ustach miał krew “pana Kolano” jak zaczął go nazywać w myślach.

I wtedy na nią naparł. Przycisnął ją do lustra w windzie i szybko całował. Przekazując ciepłą , metaliczną ciecz z języka na język. Minęło parę długich sekund zanim Tremere wpuściła go poza zaciśnięte kły. Oddała pocałunek a potem odepchnęła Anglika od siebie żeby paroma ruchami języka doprowadzić jego twarz do porządku. Milczała, ale nie uciekała wzrokiem i tylko lekki ruch szczęk pod skórą informował że zgrzyta podświadomie zębami. Zamiast gadać myślała nad czymś produktywnym aby odgonić na razie analizy widoku z wnętrza mieszkania, a także tych wszystkich ludzi którzy chowali się szybko za drzwiami swoich mieszkań, gdy przechodzili korytarzem.
Prychnęła nagle i na powrót przyciągnęła Brujah do siebie, całując zapamiętale.

Gdy winda zadzwoniła otwierając się na parterze John oderwał swoje usta od Margoux. “Pana Kolanko” przerzucił przez ramię, tak jak to widział na filmach z amerykańskimi żołnierzami. Nie było to łatwe, bo jednak obydwaj byli już wiotcy. Drugiego złapał za kołnierz kurtki i ciągnął po ziemi.

Był martwy. Nie waliło mu serce. Nie sapał. Postronny obserwator mógł uznać, że jest jak maszyna. Prawdą jednak było to, że to wszystko go strasznie męczyło i zbliżał się do skraju możliwości. Do tego już czuł rosnące wokół ciepło. Słońce zbliżało się nieubłaganie.

- Zostaw ich tutaj, oszczędzimy czas ludziom z pogotowia -
wreszcie Ryan odezwała się suchym tonem - Zmywamy się o cztery przecznice stąd. Tam zamówimy furę i wynosimy się.
John puścił ciała. Kiwnął głową bez słowa. Miał nie srać na swoim podwórku, a jednak.
- Młodzi nas podrzucą.
Sięgnął po przenośną lodówkę i torbę.
- Prowadź, ja poniosę bagaże.

Detektyw podziękowała mu krótkim skinieniem głowy i trzepnęła go w tyłek aby zachęcić do ruszenia.
- Zalizałeś co trzeba, prawda? - rzuciła mu szybkie spojrzenie, a następnie zaczęła grzebać w kieszeni za telefonem będąc już w ruchu - Wylegitymowali nas, nie możemy wrócić do mnie, ani do agencji. Widzę dwa wyjścia. Albo wracamy do Hetmana i tam nocujemy. Albo znajdujemy nocleg z dala od wszelkich podejrzeń śmiertelnych. - spojrzała na niego ponownie, a w jej dłoni pojawił się smartfon.
- Miroir Noir, ten klub Al. Ma tam wszystko co potrzeba od ghuli po pokoje dla takich jak my. Chyba że wolisz Anarchie.

John zdecydowanie wolał obrywać kijem niż podejmować takie decyzje. Toreadorka uosabiała wszystko to, czego John nie znosił w wampirach. Z drugiej strony Hetman nie był kimś z kim chciałby spędzać czas. Przed oczami miał kask motocyklowy Kiry gdy tylko myślał o Anarchiei. W zasadzie miał przed sobą wybór mniejszego zła.
- Dzwoń do Alexy. I tak musimy zacieśnić więzi.

John musiał się przełamać. Cenił Alessandrę za to jak bawiła się ludźmi. Z pewnością dysponowała umiejętnościami, których jemu brakowało. Tak tłumaczył sobie wybór Czarnego Lustra na dzienną kryjówkę tego wieczora.

- Mam nadzieję, że nie ściągniemy na nią żadnego gówna. Wampiry nie umierają ze starości, więc będzie nam to wypominać do końca świata.

- Prędzej w stosownej chwili przypomni aksamitnym głosem, że jesteśmy jej winni drobną przysługę - Margaux parsknęła i przyłożyła telefon do ucha.
Rozmowa była krótka, choć od samego początku brunetka marszczyła czoło jakby wsłuchiwała się z trudem w to, co po drugiej stronie. Zaczęła od “mam problem i potrzebujemy mety”, poprzez “tak”, “mhm”, “ok”, “jasne”, a wreszcie padło “dzięki Al” i się rozłączyła.
- Nie ma jej w mieście, ale poinformuje kogo trzeba. Mamy podjechać dwie przecznice od klubu i wejść bocznym wejściem. Możemy jechać.
- Jedźmy więc. I miejmy nadzieję, że nie obudzimy się w dybach - powiedział zupełnie bez uśmiechu.
- Margo -
powiedział i poczekał na jej reakcję. Gdy ich spojrzenia się spotkały powiedział:
- Dziękuję.
Tremere potrząsnęła głową.
- Za co? Przecież sam ich załatwiłeś, a ja nawet nie miałam pomponów aby robić za doping.
- Tak po prostu dziękuję. Pierwszy raz od dekady nie szukam rozwiązań sam. Muszę do tego przywyknąć.
Nastała chwila ciszy po czym detektyw zaśmiała się całkiem wesoło.
- Mówiłam ci, już nie jesteś sam. Poza tym bilard, darty i filmy Kubricka, ale to potem. Teraz zawijamy się stąd zanim przyjadą bagiety. - westchnęła - Zadzwoń proszę na 112 tak na wszelki wypadek. Naprawdę… nie chcę zostawiać za… nami… trupów.

John tak zrobił. Podszedł jeszcze raz do jednego z gangsterów. Wyjął jego komórkę. Wcisnął jednocześnie przycisk wyłączenia i głośności. Na wyświetlaczu pojawiło się wielkie SOS. John sięgnął palcem gangstera do ekranu i przeciągnął. Telefon zaczął wybierać 112. Black odłożył telefon do ręki nieprzytomnego mężczyzny i ruszył w drogę, która miała znaleźć swój finał w Miror Noir. Kolejną już noc u boku Margo.

Było wpół do czwartej, a w bloku zaczynało panować poruszenie. Zapalały się coraz to nowe światła w kolejnych mieszkaniach.

Mechanika walki:

Runda 1.

John, Margo, Zbir 1, Zbir 2 (Zbir 3 i 4 poza zasięgiem)

Walka zbiorowa (John dzieli pulę walki wręcz i siły na dwóch przeciwników)

John vs Zbir 1 (John deklruje próbę pochwycenia i przerzutu w głąb mieszkania, +1 za specjlizacje w chwytaniu, -1 za brak miejsca w wąskim przejściu))

John: 3 sukcesy. Zbir 3 sukcesy = remis -> nie udało się przerzucić w głąb mieszkania.
John drugiego zbira atakuje, żeby zrobić mu jak najwięcej krzywdy.

John vs Zbir 2 -> 3 sukcesy vs 3 sukcesy, W przypadku remisu obaj zdają sobie po 1 obrażeniu (nie ma znaczenia posiadana broń w przypadku remisu). John posiad aktywne Zabójcze Ciało (Lethal Body) z 1 poziomu Potencji, zadaje Poważne obrażenia (Aggravated dmg).

John otrzymuje jedną powierzchowną ranę. Za 1 test pobudzenia leczy tę ranę, głód wzrast o 1. Teraz John ma 3 kości glodu.

Margo nie ma celu. Czeka.


Runda 2:

John atakuje w zbira 1 z pełną pulą. Rzuca 1, 4, 3, 9, 2, 7, 5, 10.
Zdobywa 3 sukcesy. W zamian za zadanie 1 obrażenia w Siłę Woli może przerzucić do 3 kości nie będących kośćmi głodu. (głód Johna w tym momencie walki wynosi 3, więc nie może przerzucić 1, 4 i 3, bo one padły na kościach głodu. John przerzuca tylko dwie kości: 2 i 5. W nowym rzucie pada 8 i 10.
Dwie 10 na kostkach to trafienie krytyczne i liczy się jako 4 sukcesy. W efekcie John ma 7 sukcesów, przeciw 3 sukcesom przeciwnika.
Wróg obrywa i przelatuje przez mieszkanie.

Margo unieszkodliwia zbira 1.

Zbir 2 atakuje i zyskuje 5 sukcesów. Ponieważ John nie przeznaczył na niego puli ataku, to jedyne co może zrobić to unik. Zdobywa 1 sukces.
Z marży wchodzą 4 obrażenia powierzchowne.

John jest wampirem, więc obrażenia powierzchniowe dzieli na 2 i zaokrągla w górę. W efekcie John ma dwa obrażenia.
Wykonuje Test pobudzenia, żeby zregenerować życie. Głód wzrasta o 1 do poziomu 4. , zdrowie wraca do poziomu 4 na 5.

Runda 3.

John 6 sukcesów w zbira 2. Zbir 2 2 sukcesy w Johna. W efekcie przeciwnik ma 4 ciężkie rany (jest o krok od śmierci, zostaje mu 1HP).

Pozostała dwójka ucieka.

Ciekawostka: podręcznik wampira sugeruje, żeby walki kończyć maksymalnie w trzech rundach, ponieważ już wtedy powinien być znany zwycięzca, a reszta rzutów jest niepotrzebna.

Po walce John spija z rannych po 2 kropki krwi, wcześniej ich ogłuszający. Leczy też za 1 tt pobudzenia swoja ostatnią ranę.

Kończy walkę w stanie: 5/5 HP, 1/5 Głodu, 4/5 siły woli, cały zdrowy, w pełni sił.

Zbir 1, i 2 nieprzytomni i połamani, stracili trochę ponad półtora litra krwi wyssane i gustownie zalizane.
Zbir 3 i 4 wpadają w ręce dwóch młodych na schodach, więc myślę, że będzie podobnie jak z ich kolegami wyżej.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 17-11-2022 o 07:50.
Mi Raaz jest offline