Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2022, 23:57   #50
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - 2519.07.03; fst; przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Północna; świątynia Mananna
Czas: 2519.07.03; fst; popołudnie
Warunki: wnętrzne świątyni, jasno, chłodno, gwar głosów ; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, chłodno



Wszyscy



Kolejny dzień był Festag czyli dniem świąntynnym gdy oddawano cześć dobrym bogom jacy patronowali tej krainie. Ale jednak już jak tylko ktokolwiek wyszedł na ulicę mógł poznać, że ten Festag różni się od większości. Od paru dni w oknach i na ubraniach przypinano sobie czarne kokardy na znak żałoby wspólnej żałoby po śmierci Księżnej Matki. To był pierwszy Festag po jej śmierci więc tym bardziej była okazja aby wszyscy wierni z miasta pożegnali się ze swoją patronką która wydała na świat obecnego elektora, Wielkiego Barona, Teodoryka Gussera. Poranna masza w największej świątyni w mieście czyli tej poświęconej Manannowi była szczególnie uroczysta i podniosła. W końcu pogrzeby zacnych i zasłużonych zdarzały się co jakiś czas ale jednak śmierć wielkiej księżnej to było wydarzenie na skalę całego Nordlandu.

I tego oznaką było to, że co prawda główny kapłan Mananna jak zwykle rozpoczął mszę ale dość szybko oddał jej prowadzenie swojemu koledze, ojcu Gotrykowi, jaki przewodził miejskiemu kultowi Morra i zwykle on żegnał na ostatniej drodze śmiertelnych jacy udawali się w podróż do Bram Morra. I większość społeczności poczytywała sobie za zaszczyt i prestiż aby to właśnie on odprawiał te rytuały a nie któryś z młodszych w hierarchii kapłanów Pana Wiecznego Snu. Nie było więc dziwne, że on przejął pałeczkę po kapłanie Manaana. A jak się okazało pewną niespodzianką mając parę dni do dyspozycji na zaproszenie z Saltzburga przyjechała czcigodna Matka Somnium jaka była służka Pana Kruków. Ona właśnie przeszła przez sam środek głównej nawy świątyni niosąc z czcią na poduszkę urnę z symbolicznymi prochami księżnej aby dokonać ceremonialnego pochówku. Wiadomo było, że doczesne szczątki wielkiej księżnej spoczywają w stolicy prowincji ale tradycją był taki symboliczny pochówek jakichś dostojników spoza miasta. Właśnie jak szła tak dumnie i czcigodnie tą główną nawą eskortowana przez Kruczą Gwardię olśniewała mrocznym milczącym, dostojeństwem.



https://cdna.artstation.com/p/assets...jpg?1576220055


Szła odziana w żałobną czerń i czaszki jakie były znakiem rozpoznawczym jej patrona. W czarne włosy miała wpięte czarne róże a te ozdobione niegasnącą świecą, symbolem łaski Morra nad powierzonymi mu duszami. Niemniejsze wrażenie robili odziani w stal, czaszki i czerń wielkie miecze. Sławni ze swoich zasług w walce z plugawymi nekromantami i wampirami. Teraz szli w milczeniu grzechocząc swoimi wypolerowanymi pancerzami cisi i groźni jak sama śmierć. Aż cała grupka dotarła do głównego ołtarza. Tam gwardziści utworzyli pancerny, milczący szereg ustawiony twarzą do wiernych. Zaś kapłanka Morra podeszła do Gotryka i złożyła na ołtarzu urnę z symbolicznymi prochami wielkiej księżnej. I zaczęła prowadzić mszę swoim dostojnym, czystym głosem.

Sama msza miała obrządek pogrzebowy więc pewne schematy mimo doniosłej chwili się powtarzały. Ale z uwagi na rangę wydarzenia wypadało aby były dłuższe. Wierni akceptowali to w pełni zdając sobie z tego sprawę i chyba nawet tego oczekując. Podobnie jak żałoba była dłuższa niż w przypadku śmierci zwykłego kapłana czy szlachcica tak i msza pogrzebowa wypadało aby była dłuższa.

A kogóż tam nie było na tej mszy! Świąntynia pękała w szwach od wiernych jacy przybyli aby oddać ostatnie pożegnanie wielkiej księżnej i matce obecnego elektora. Był i burmistrz, i rajcy miejscy, i kapłani innych kultów, i notable, i te wszystkie znane tuzy miasta. Oraz wielu gości jacy zdążyli przyjechać na turniej rycerski który normalnie to dzisiaj by się już kończył. Stąd w wielu początkowych ławach było wielu odzianych w dostojne stroje możnych. W sporej części rycerzy i ich orszakach jakich żałoba i symboliczny chociaż pogrzeb zastał właśnie tutaj. W końcu zjeżdżali się już od ostatniego Festag a z każdym dniem ich przybywało coraz więcej. A jak gruchnęła wieść o śmierci księżnej to ci co już i tak byli blisko miasta to raczej woleli do niego dotrzeć niż znów wracać nie wiadomo ile dni albo koczować gdzieś w przydrożnych karczmach. Zaś ci co zdążyli przyjechać to zwykle zostawiali czekając na jakieś decyzje władz w sprawie turnieju. Poza tym tradycja wymagała aby oddać cześć dostojnikowi w ostatniej drodze. Czyli na dzisiejszym pogrzebie.

Kultyści jacy zdecydowali się przyjść na poranną mszę mieli spore trudności aby znaleźć dla siebie miejsce. Ale to chyba dzisiaj można było powiedzieć o każdym innym wiernym jaki tutaj przyszedł. Joachim miał na tyle wysoką pozycję w towarzystwie tego miasta, że zwykle mógł siadać w pierwszych rzędach za tymi najznamienitszymi ale nadal tymi co byli na świeczniku. Dzisiaj te miejsca były zajęte przez znamienitszych od niego przybyszy więc znalazł miejsce dobre kilka rzędów dalej. Otto jakiego trudno było zaliczyć do śmietanki towarzyskiej załapał się gdzieś w połowie długości świątyni. Ale i tak jak przez tą długą mszę się rozglądali to rozpoznali całkiem sporo osób.

Z kultystów to chyba nie było dziwne, że najbliżej ołtarza znalazła się Pirora van Dake. Te pół roku wyrabiania sobie nazwiska z pannami z kółka poetyckiego a potem będąc jedną z twarzy nowo otwartego teatru no jednak się opłaciło. Dziś też siedziała prawie po sąsiedzku tam gdzie siedzieli van Hansenowie z ich najcenniejszą blond panną na wydaniu a Herr van Zee z jego ciemnoskórą córką o egzotycznej urodzie jaka też uchodziła za kolejną drogocenną partię do ożenku. A takie turnieje jakie ściągały przede wszystkim możnych i potężnych były częstą dobrą okazją do swatania młodych. Do tej elity zaliczali się także państwo von Mannlieb. Dzisiaj reprezentowaną jedynie przez okrytą czernią bretońską żonę kapitana, Fabienne von Mannlieba jaki obecnie nie przebywał w mieście. Dumnie reprezentowała ona swojego męża na tej uroczystości. Dało się rozpoznać parę dziewcząt z którymi Pirora się zdążyła zaprzyjaźnić na kółku towarzyskim czy teatrze. Wszystkie były w towarzystwie swoich rodziców, mężów lub narzeczonych. Widać też było znamienitych przedstawicieli prastarej rasy elfów jacy mieli swoją niewielką enklawę na terenie miasta. Ich smukłe i eleganckie sylwetki odziane w charakterystyczne, elfie szaty i ozdoby wyróżniały ich nawet na tle szlachty. Przybyli zapewne aby okazać solidarność z ludzką większością tego miasta.

Gdzieś między środkiem a frontem złapała się zwalista sylwetka kupca Grubsona i jego równie grubej małżonki. Był od pół roku głównym dostawcą kostiumów i materiałowych dekoracji do teatru miejskiego. W końcu jak na kupca to powodziło mu się całkiem nieźle a na tym interesie z teatrem jego popularność i rozpoznawalność znacznie wzrosła. No ale szlachcicem nie był więc nie miał się co równać statusem ze szlachetnie urodzonymi zajmującymi frontowe rzędy ławek. Zajmował podobne rzędy co Joachim. W końcu astrolog też szlachcicem nie był i w miejskiej społeczności mieli podobny status. Podobnie jak Tobias który złapał się parę razy spojrzeniem z Joachimem i pozdrowił go niemo oszczędnym uśmiechem i dyskretnym skinieniem głowy. Za daleko byli aby ze sobą rozmawiać. A guwernant i nauczyciel złotej młodzieży miejskiej chociaż jako zawód całkiem szacowny to jednak nie miał na tyle mocnej pozycji aby równać się ze szlachtą nawet jeśli na co dzień pracował z ich pociechami. Dostrzegł też recepcjonistę z Morskiej Akademii, Philippe’a jaki był dość drobnym trybikiem w tej zacnej uczelni aby zajmować miejsca bliżej ołtarza głównego. Trudniej im było rozglądać się wstecz w tak zapełnionej świątyni. Więc na przykład Otto było łatwiej dojrzeć ich niż im jego.

Jednooki dojrzał też grubego Sigismundusa jaki może i by mógł walczyć gdzies o miejsce w środkowych rzędach ale widocznie mu na tym nie zależało. Ale był na tyle rozpoznawalną postacią, że sąsiedzi czy klienci mogliby zacząć zadawać kłopotliwe pytania gdyby nie zjawił się na tak wyjątkowej uroczystości. Zauważył jeszcze Oksanę. Jako krawcowa też nie miała wiekszych szans na miejsce w czołówce i załapała się gdzieś na środkowe rzędy i to tak bliżej końca świątyni niż początku. Była odziana w czarną suknię i niewielki, gustowny kapelusik z czarną woalką. Jednak jej cieniowane, dwukolorowe włosy były dość charakterystyczne. Z pewnym zaskoczeniem dostrzegł, że jakaś młoda i sporej urody dziewczyna spojrzała wprost na niego i niespodziewanie puściła mu oczko i uśmiech. I to takie psotne. A także szturchnęła sąsiadkę i ta też posłała Jednokiemu delikatny uśmiech i skinienie głową. Dopiero wtedy rozpoznał, że to Łasica i Burgund. W tych całkiem eleganckich sukniach wygladały jak dorodne córki jakichś kupców a nie jakieś złodziejki i łotrzyce. Nawet coś zrobiły z włosami bo Łasica nie była niebieska a Burgund burgundowa. Reszta kultystów oficjalnie miała zbyt niską rangę aby nie zajmować innego miejsca niż gdzieś w tyle świątyni albo nawet na zewnątrz. A na zewnątrz od rana wiał silny wiatr jaki zrywał czapki, treny, woalki i kapelusze. Było to dość męczące stać tam tak długo i ci wewnątrz mogli czuć się wyróżnieni w jakiś sposób.

Ale chyba wszyscy zorientowali się, że obok Pirory miejsce zajmuje niezwykła piękność. Soria była ubrana w jakąś ciemną suknię bo ta zamówiona u Grubsona to miała być gotowa dopiero pod koniec przyszłego tygodnia. Siedziała w ciszy i pokorze jakby to nie była dla niej pierwsza taka uroczystość. Wyglądała na pobożną i pogrążoną w żałobie. A, że obie siedziały mocno z przodu to tylko jak się rozglądała z rzadka gdzieś w bok to dało się rozpoznać, że to ona, herold Slaanesha na honorowych ławach świątyni Pana Mórz i Oceanów.

Oczywiście jak na każdej mszy zbierano datki. Jak się można było spodziewać dzisiaj szczególnie wypadało rzucić coś wyjątkowego. I ci sławni, bogaci i znamienici nie szczędzili datków. Widać było, że van Hansenowie wrzucili spory trzosik, i van Zee, i van Dake, i Soria, i von Mannlieb ale oczywiście im było bliżej końca świątyni to towarzystwo nie mogło się równać z taką elitą także pod względem zasobności sakiewki. Więc datki było coraz skromniejsze. Ale nawet obie przebrane łotrzyce wrzuciły coś jako datek. Byłoby dość niestosowne aby nic nie wrzucić w tak wyjątkowy dzień.

W końcu jednak ta dostojna, znamienita i msza dobiegła końca. Kapłani przewodzili procesji wychodząc z symboliczną urną na dziedziniec. Tam okazało się, że ten silny wiatr zdążył znacznie osłabnąć do znośnych warunków. Zaś za trójką najważniejszych dzisiaj kapłanów wylał się przez odrzwia cały tłum wiernych. I wspólnie zbliżyli się do stalowoszarych wód zatoki bo jak każda świątynia morskich odmętów i ta była położona tak blisko jego domeny jak się dało. Tam Matka Somnium, ojciec Gotryk i kapłani Mananna weszli w tą wodę a najgorliwski wierni postępowali parę kroków za nimi. Chociaż większość zatrzymała się na brzegu. Tam zanurzeni po pas w słonej i raczej chłodnej wodzie kapłani uroczyście sfinalizowali tą mszę wysypując prochy księżnej do morza. I nastąpiły ostatnie uroczyste psalmy. Kapłani zawrócili w stronę brzegu i wyszli na suchy ląd ociekając morską wodą ze swoich szat. Tam ostatni raz pobłogosławili wiernych a ci wspólnie z nimi odmówili ostatni psalm przypominający o marności doczesności i wiecznej potędze Ogrodów Morra. I oficjalna część mszy pogrzebowej dobiegła końca.

Dość szybko tłum wiernych rozsypał się, przemieszał i nastąpił tradycyjny harmider gdy można było przywitać się ze znajomymi i wymienić plotkami czy informacjami. Czasem to było pierwsze spotkanie od zeszłej mszy. Dzisiaj oczywiście dominował temat śmierci i pogrzebu wielkiej księżnej. Ale i dalszych losów żałoby i turnieju. Była też okazja pooglądać z bliska tych sławnych i bogatych. Zwłaszcza tych przyjezdnych bo do tych “swoich” to jakoś każdy się chyba przyzwyczaił. Ale i tak nie omieszkano komentować strojów, zachowania i wydawało się, że czujne, złośliwe i zazdrosne oczy są w stanie wyłapać każde uchybienie.

Ciekawość wzbudzała Matka Somnium. Co chyba pierwszy raz zawitała do ich miasta. A ku powszechnemu zdziwieniu okazała się młoda. Chyba raczej wszyscy po kapłanach Morra spodziewali się raczej mężczyzn no i w szacowniejszym wieku. Trochę nie bardzo wiedziano jak potraktować przysłanie z Saltburga kogoś tak młodego i to jeszcze kobiety. Zapewne ci najważniejsi kapłani byli potrzebni na miejscu, podczas prawdziwego pogrzebu wielkiej księżnej no ale mimo wszystko widok tak młodej kapłanki dla wielu był zaskoczeniem.

Jak zwykle komentowano ubiór, zwłaszcza tych ze śmietanki towarzyskiej. Tutaj oczywiście niezawodnie wzięto na języki zarówno pannę van Zee jak i van Hansen. Bo te dwie już nieco tradycyjnie porównywano ze sobą pod każdym możliwym względem. Obie były pannami na wydaniu ze znamienitych rodów i każda z nich miała grono wielbicieli jakie właśnie tą jedną uważali za najpiekniejsza.

Wymieniano też plotki o przybyszach głównie tych co przyjechali na niespodziewanie odwołany turniej rycerski. Uwagę zwracała młoda blondynka w pancerzu. To zdaje się miała być kapłana Ulryka jaka właśnie przyjechała na turniej bo już parę dni temu. Widać było jak na pięknym napierśniku pyszniły się symbole Pana Wilków. Jego kult w tym mieście jednak nie był zbyt wielki bo portowe miasto oddawało głównie cześć Manannowi jako władcy morskich odmętów oraz Taalowi jako patronowi leśnej głuszy jaka otaczała miasto od strony lądu. Opancerzona, młoda kobieta i to z kulty zdominowanego przez mężczyzn wzbudzała zaciekawione spojrzenia podczas mszy. A i po. Nie było chyba dziwne, że panna van Hansen chciała z nią zamienić parę słów gdy trafiła się okazja.

Nie próżnowały też obie ucharakteryzowane nie do poznania łotrzyce. Omamiły jakiegoś młodzieńca gdy Burugnd koncentrowała na sobie jego uwagę. - Oh to takie smutne. Ona zawsze była dla mnie wzorem do naśladowania. Teraz się czuję jakbym straciła rodzoną matkę. - mówiła zza woalki rozżalonym tonem. Młody mężczyzna wyglądał na jakiegoś kupca, może kogoś ze świty któregoś z możnych. Wydawał się być pod wrażeniem tego żalu i pobożności okazywanej przez młodą mieszczkę.

- To prawda. Ale został nam jeszcze nasz miłościwie nam panujący elektor który jest nam wszystkim ojcem. - starał się jakoś pocieszyć tą młodą i atrkacyjną mieszczkę. I jej koleżankę czyli Łasicę co stała obok niej. Złapał ją za dłoń jakby chciał jej dodać otuchy.

- Oh, bardzo ci dziękuję! Masz całkowitą rację! Tak się postaram o tym myślec, przecież to nie koniec świata! - zawołała rozczulona Burgund i sama objęła swojego wrażliwego na jej wątpliwości wybawcę. Potrzymali się tak chwilę w ramionach. Akurat jak Łasica prawie niezauważalnym ruchem urżnęła mu mieszek przy pasie pod pretekstem poklepania go po ramieniu i szybko schowała zdobycz w zakamarki swojej sukni. Zaś partnerka odkleiła się od młodzieńca dziękując mu jeszcze raz za to moralne wsparcie gdy “kuzynka” zobaczyła akurat kogoś i chciała się z tym kimś przywitać więc ruszyła w tamtą stronę więc i ona musiała się już pożegnać z uroczym młodzieńcem.

- No i może nie odwołali turnieju. Ale tak go przełożyli jakby go w ogóle miało nie być. Ani to teraz siedzieć tu tak długo ani wyjeżdżać i potem znów wracać. - zauważył kwaśno jakiś kawaler wyglądający na szlachcica i rycerza. Nawet jak był bez pancerza i miecza a jedynie z gustownym kordzikiem jaki potwierdzał jego status. Rozmawiał z paroma sobie podobnymi. Faktycznie kapłani ogłosili koniec żałoby dopiero pod koniec miesiąca. I turniej miał się odbyć początkach przyszłego miesiąca czyli za równe cztery tygodnie.

- Ciekawe kiedy wyrocznia przetłumaczy te zwoje. Oby jak najprędzej skoro chce wracać do siebie w nowym tygodniu. - Sigismundusa nie opuszczała ani na chwilę myśl o zdobyczach z jaskini Oster. I jak tylko na dziedzińcu znalazł okazję aby chociaż na chwilę porozmawiać z kimś ze zboru to od razu dał znać co zajmuje jego myśli. I nie miał za bardzo ochoty zostawać tu dłużej. Głowił się czy nie odwiedzić Mergi aby o to zapytać ale sam też zauważał, że od wczorajszego wieczornego spotkania na zborze to pewnie dziś rano wiele się nie zmieniło w tej materii co zdawało się poddawać katuszom jego cierpliwość. Więc skłaniał się do opcji aby wrócić do swojej apteki jaką zostawił pod opieką śmierdzącego garbusa.

Wczoraj w pełni potwierdził słowa Otto o spotkaniu podziemnych zwierzoludzi. - Spotkaliście ich na powierzchni? I za miastem? Ciekawe. - mistrz zboru wydawał się być zaskoczony i zaintrygowany tymi wieściami. Co prawda zimą kultyści prawie przez przypadek nawiązali z nimi jakieś kontakty ale chodziło głównie o kryjówkę dla Egona, Silnego i reszty zbiegów poszukiwanych w mieście zamkniętym na czas obławy. Dopiero wiosną jak port znów uruchomiono to spiskowcy opuścili te podziemne, zatęchłe nory i przenieśli się najpierw do jaskini odmieńców z jakiej pochodziła Lilly a niedawno wrócili do miasta. Stąd od wiosny te kontakty z dziwną rasą podziemnych zwierzoludzi właściwie ustały.

- A ci zwierzoludzie to zbierali niewolnice? Czyli interesują się kobietami? A są przyjaźni? Tak jak Gnak i jego banda? Bo może z nimi też by się udało zaprzyjaźnić jakoś bardziej? - Łasicę też zainteresowała ta wzmianka. Chociaż widocznie z całkiem innego powodu i celu. A przygodny z ungorami w leśnej głuszy widocznie miło wspominały skoro żadna z kultystek zdawała się nie mieć nic przeciwko umówionemu spotkaniu w najbliższą pełnię Mannlieba. Zaś mistrz i wyrocznia nie widzieli przeszkód aby Otto spędzał czas w hospicjum. Zwłaszcza jak oficjalnie tam właśnie pracował. Mistrz mu nawet podpowiedział, że może udałoby mu się dostać na taki bal jako ktoś zbierający datki charytatywne na to hospicjum właśnie. Albo jako ktoś z obsługi. Pomysł aby przyjrzeć się tym pacjentom o jakim im opowiadał ostatnio wydał im się ciekawy i wart zbadania.

- Same wielkie tuzy dzisiaj. Dawno takich tłumów nie było. - mruknął dzisiaj Tobias rozglądając się ciekawie po tym hałaśliwym i pstrokatym tłumie. Chociaż bogato odzianym w oficjalną, żałobną czerń poświęconą Morrowi, żałobie i pogrzebom. Każdy jednak ubrał się odświętnie i starał się ubrać w coś czarnego lub chociaż ciemnego i stonowanego. Oraz mieć czarną wstążkę w widocznym miejscu. Guwernant i nauczyciel szlachty też dostosował się do tradycyjnych wymogów na takie uroczystości.

- Widzieliście ile dzisiaj skarbów spłynęło na tacę? I to wszystko tam jest! Rany! - Łasica aż gotowała się na myśl o bogactwie jakie dzisiaj udało się zebrać podczas datków. Jej natura dziewczyny z ulicy, włamywaczki i złodziejki dawała o sobie znać. I trudno jej było przejść koło tego faktu obojętnie.

- O Fabi jest. Chociaż z tą Gertrudą. Pójdziemy się nad nią poznęcać naszymi przygodami? Pęknie z zazdrochy. Oho. Chyba idzie do Pirory i Sorii. - Burgund w pełni zgodziła się z koleżanką ale wypatrzyła coś nowego. Czyli czarnowłosą Bretonkę odzianą w żałobną, czarną suknię i jej starą, służkę która zwykle jej towarzyszyła w wyjściach z domu robiąc jednocześnie za przyzwoitkę Frau von Mannlieb. A obie łotrzyce widocznie od powrotu z leśnej głuszy aż paliły się aby nie pochwalić się przed koleżanką swoimi wyuzdanymi przygodami. Zaś Bretonka chyba faktycznie zobaczyła swoją dobrą kamratkę Pirorę i zmierzała w jej kierunku. Albo Sorii bo obie stały razem rozmawiając z jakimiś dwoma mężczyznami.

- No to zaistniałaś w naszym wietrznym mieście madam. Teraz trzeba kuć żelazo póki gorące. Zaraz się pewnie nie odpędzimy od towarzystwa. - mruknęła cicho Pirora do Sorii. Bo taka okazja jak dzisiaj która ściągnęła tu pewnie większość miasta, zwłaszcza tą znamenitszą część, była idealna na debiut nowej piękności z dalekich, południowych krain. Pomimo drobnego kapelusika z czarną woalką Soria prezentowała się dumnie i dostojnie. Oraz było w niej coś elektryzującego co zdawało się, że trudno ją było przeoczyć i sama wpadała w oko nawet w takiej ludzkiej formie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem