Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2022, 08:27   #533
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Las pod Londynem.

- Coś ukrywasz. Jak wszyscy w tym waszym kulcie - powiedziała Rowena i splunęła.
- Brzydzę się czarami, Tremere i tym waszym Mitrą. Razor widzi w nim ucieleśnienie Żmija. Wilkołaczego boga zepsucia - wyjaśniła.
- Jeżeli był tak potężny jak mówią, to może coś w tym jest. Chodź - jednoręka kobieta prowadziła go przez las. Dwa wilki pobiegły przodem. Rowena wyjęła telefon i wykręciła jakiś numer. Czekając aż ktoś po drugiej stronie odpowie kontynuowała:
- Wierzyli, że Mitra pozostawił w Londynie tak silne piętno, że w jednym miejscu duchy lasu umierały. Zresztą wilkołaki go unikały. W latach sześćdziesiątych pojawiła się taka miejska legenda, że tam leżą zwłoki Mitry. Biorąc pod uwagę, że to miejsce było prawie cztery kilometry od magazynu amunicji w którym Mitra spłonął, to nie można tego nazwać inaczej niż legendą. O, dobrze, że odebrałaś. Tak. Nie, nie przejmuj się. Lekcję histori daję. Co? Nie. Dobra, powiedz Krôlowej, że mamy tydzień bezpiecznego przejścia. Ani dnia więcej. Nie. Nie pomogą nam. Ja pierdolę Scarlett załatwiłam możliwość bezpiecznego opuszczenia Londynu dla każdego, kto się zdecyduje, a ty narzekasz? Trzeba było ruszyć dupę i przyjść negocjować. Kurwa.
Rowena rozłączyła się i zacisnęła zdrową dłoń na telefonie. Najwyraźniej Scarlett ją rozzłościła. Indianin jednak nie kojarzył tego imienia. Wiele go oninęło w Shard.
- W każdym razie ponoć Mitra był tak twardy, że po wybuchu przemaszerował kilka kilometrów i wykopał sobie dół w ziemi, w którym zapadł w letarg. - Rowena próbowała się zaśmiać, ale wyraźnie przepełniał ją gniew na Scarlett.
- No i zdaniem Razora to Mitra był źródłem “umierania duchów lasu”. A teraz ponoć ktoś coś wykopał i “Wielka Ciemność” odeszła z lasu. Pierdolenie. Jak chcesz obejrzeć dziurę w ziemi, to mogę cię tam zabrać. Nie śpieszy mi się do pałacu. Ale jeżeli nie, to mogę cię podwieźć do Królowej Anny. Spotkanie powinno być w trakcie.
Po kilkunastu minutach dotarli do stadniny, a Hooke skakał radośnie z daleja widząc swego pana. Potem nabrał dystansu, gdy z lasu wyszyły dwa ogromne wilki obok Roweny.
Jeden z nich cały czas idąc stanął na tylnych łapach i zaczął przemieniać się w wysokiego mężczyznę w czarnym podkoszulku i granatowych dżinsach. Jak się okazało niedaleko stadniny stał czerwony Dodge Ram Roweny. Jak widać nie był jedynym Gangrem z zamiłowaniem do koni.

***


Sklep Okultystyczny w północnej dzielnicy miasta.

- Ja… - zaczęła kobieta, jednak Pater Thomas uniósł jedynie dłoń i ją uciszył tym gestem.
- Gina kłamała. Na moje polecenie. Nie wiedziała kim jesteście. Wiedziała, że wampirami, dlatego sprzedała wam standardową bajkę, żeby grać na czas - mówił spokojnie. Jakby wyjaśniał im oczywiste rzeczy. Pater Thomas posiadał aparycję bardzo przystojnego młodzieńca, ale sposób w jaki mówił i gesty jakich używał nasuwały skojarzenie z kaznodzieją.
- Wasz towarzysz martwiąc się o bezpieczeństwo artefaktów przekazał je mnie. Pomogę wam odzyskać wszystkie wspomnienia. Potrzebuję jeszcze tylko tej czapki.

- Brusilla, cóż - Thomas przekrzywił głowę, jakby chciał uniknąć odpowiedzi. Trudno było ocenić na ile było to odegrana.
- Przykro mi, że to ode mnie musisz to usłyszeć. Obawiam się najgorszego. Dwie noce temu moje leże zostało najechane przez Antigen. Przeżyłem dzięki bohaterskiemu poświęceniu.

Spoon zamarł mając w głowie wizję Bru osłaniającej jakiegoś szczyla własną piersią. Mimowolnie zacisnął pięści i chciał wrzasnąć. Pater jednak kontynuował:
- Mój ghul oddał życie wraz z dwoma innymi ludźmi. Tylko dzięki nim uciekłem. Problem w tym, że tylko Brusilla wiedziała o lokalizacji mojej kryjówki. Wróg jakoś ją z niej wydobył. Musimy zniszczyć Antigen. Musimy odzyskać czapkę Mitry. Nie możemy pozwolić, żeby pamięć kultu przepadła. Brusilla nie chciałaby tego - Thomas uderzył w czułą nutę. Miał w rękach miłość i gniew Spoona. Teraz mógł je pokierować dokąd chciał.
- Ta czapka jest mi potrzebna do rytuału. Gdy tylko go zakończę, będziemy mogli sięgnąć po moc Mitry, zniszczyć Antigen. Uratować Brusillę.

***

Tymczasowy Sztab Księcia Londynu

Tony klaskał. Powoli. Jego oklaski rozchodziły się echem. Nikt go nie poparł. Cath wyczuła to wcześniej. Wiedziała, że są wśród osób mocno wspierających Annę. Osób, które z Anną związały swoją przyszłość. Dlatego nie było tu innych klanów. Malkavian, Nosferatu, Gangreli. Toreadorzy poszli w rozsypkę, i również nie upatrywali szansy na lepsze jutro pod butem Anny. Ntomiast pozostali Brujah i Tremere zdawali się absolutnie lojalni. Zagadką pozotwali Ventrue. Cath była jedną z nich. Nie było tu ich Primogena. Anna była Ventrue. Podobnie jak Valerius. Wszystko wskazywało na nadchodzacy podział wewnątrz klanu. Zresztą, przywołana Arwyn miała po swojej stronie wielu Brujah. W końcu Tony przestał klaskać.

Juliet spojrzała przeciągle na Annę.
- Cóż, Książe, musisz się bardziej postarać, żeby utrzymać władzę. Lud przemówił.

Sytuacja niosła ze sobą pewien dysonans. Juliet ubrana jak do biegania wydawała rozkazy Królowej, która była w wieczorowej sukni.

Cath zobaczyła siebie jak podaje Juliet płytę. I zaraz po tym podała płytę. Ventrue amrugła odruchowo. Z jakiegoś powodu ciarki ją przeszły na myśl o Malkaviance szperajacej w jej głowie. Czy mogła czytać jej myśli?

- Anno - powiedziała Justycariusz, a imię to zabrzmiało jak rozkaz, lub obelga. Jednocześnie obracała płytę w rękach. Dowód winy. - Czy przyznajesz się do winy doprowadzenia do ostatecznej śmierci Valeriusa?

- Nie - odpowiedziała Królowa. - Valerius zginął w Edynburgu. Nie miałam z tym nic wspólnego.

- Czego zatem dowód trzymam w dłoni? - Justycriusz wpatrywała się w Annę, a Tony przypomniał sobie, co o niej słyszał:

“Juliet Parr nie da się okłamać. Nie patrzy na ciebie, patrzy w głąb duszy.”

- Grupa którą reprezentuje Lady Montague przybyła do mnie, po artefakt powiązany z Mitrą. I tak, poprosiłam ich o to, żeby zabili Valeriusa, który również był poplecznikiem Mitry. Wszystko to było planem oczyszczenia miasta ze źródeł potencjalnych zagrożeń. Zagrożeń takich jak jego chorąży Arwyn. Ciekawe jest sugerować, żebyśmy oddali teraz nasze wojsko pod komendę wieloletniego generała z prowadzącego armię naszego wroga. - Anna odpowiadała niczym doświadczony polityk. Przyznała się do wszystkiego, co i tak udowodniono, jednak nie pokazała ani kawałka skruchy.

- Cóż, musimy się teraz skupić na kilku sprawach jednocześnie. Arwyn nie dostanie naszych ludzi, ale sądzę, że ma też swoich - Juliet spojrzała na Moora - i śmiem twierdzić, że jej Brujah nie oberwali tak mocno jak nasi w dotychczasowych atakach. Jeżeli planujemy otwartą wojnę, to potrzebujemy jej. Wycofaj Krwawe Łowy. Skreśl ją z Czerwonej Listy.

Po tych słowach Juliet wierciła spojrzeniem dziurę w twarzy Anny. Prawo Camarilli mówiło, że nawet Justycariusz nie mógł odwołać Krwawych Łowów w domenie księcia. Ot, rozdzielność władzy wojskowej od cywilnej. Jedyne co pozostawało, to czynienie pewnych politycznych nacisków na Annę, lub obsadzenie kogoś innego na tronie domeny. W pomieszczeniu była dwójka kandydatów na to stanowisko. U obu Primogenów Catherine zauważyła poruszenie.

- Nie - odpowiedziała Anna butnie.
Justycariusz skinęła głową, jakby akceptując tę odpowiedź.
- Zatem osobiście poprowdzisz szturm na siedzibę Antigenu. Dostaniesz pięciu moich najlepszych ludzi pod komendę - zaczęła wyłuszczać plany Juliett.
- Mowiłaś, że sprowdziłaś dwudziestu - wtrąciłą Anna.
- Nie przerywaj mi - rzuciła Juliett zmienionym głosem, jak gdyby bestia wewnątrz niej przemówiła. - Jesteś świetnym dowódcą wojskowym. Dasz radę z pięcioma. Możesz zabrać swoją córkę, Scarlett, jeśli nie czujesz się pewnie.

Jakby na komendę w tym momencie ciemnoskóra Scarlett weszła ze swoją teczką, kalendarzem i telefonem komórkowym do pomieszczenia. Nie śmiała jednak przerywać wywodu Juliett.

- W końcu nie zorganizowałaś nic, żeby pomóc innym wampirom w swojej domenie.

W tym momencie Scarlett odkaszlnęła. A gdy Parr spojrzała na nią, to powiedziała szybko:
- Otrzymałam wiadomość od Roweny. Mamy bezpieczne przejście przez las na południu. Każdy, kto zechce opuścić Londyn ma na to tydzień.
- O proszę - Juliet klasnęła w ręce. - Zanim przekażesz tę informację, przekaż wszystkim, że osobiście ruszasz z kontratakiem. Chyba, że masz godnego przywódcę, który cię zastąpi w polu.

Przez kilka sekund Anna i Juliett patrzyły sobie w oczy. W końcu Bowsley przemówiła:
- Scarlet, potrzebuję papeterię i pieczęć. Muszę napisać ułaskawienie w trzech egzemplarzach.

Juliett uśmiechnęła się szeroko. Rzuciła płytę na elegancki stolik przed Annę. Po czym odwróciła się do Tonego i Cath. Podeszła i objęła ich. Była wysoka jak na kobietę. I równie szczupła jak Tony.
- My też musimy porozmawiać. Zapraszam.

Po chwili otworzyły się drzwi do pomieszczenia z którego weszli, ale za nimi było zupełnie inne pomieszczenie. Sala jadalna. Długi stół i dwanaście krzeseł. Po lewej stronie portrety mężczyzn w mundurach armii brytyjskiej. Po prawej wielkie okno wychodzące na ogród. W ogrodzie świeciło słońce. W pierwszej chwili Cath i Tony niemal odskoczyli. Juliett odsunęła krzesło na szczycie, usiadła w nim i położyła skrzyżowane nogi na zdobionym drewnianym blacie, jednocześnie odchylając krzesło do tyłu.
- Wkurzają mnie te iluzje Tremere. Tutaj możemy spokojnie porozmawiać.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline