Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2022, 08:49   #203
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Grotołaz, "Morgden" i stara szafa

Ślady na deskach podłogi nie pozostawiały wątpliwości, że złotopolski dworek skrywał jakąś tajemnicę i to bynajmniej dawno zapomnianą. Tajne przejście, ukryte dosyć przewidywalnie za regałem, nie miało prawa być zaledwie reliktem przeszłości, fanaberią dawno zapomnianego, ekscentrycznego pana na włościach. Wyskrobany parkier sugerował, że biblioteczka była przesuwana względnie często i niedawno, toteż od razu na myśl przyszły skarby i świecidełka. Wystarczyło tylko przesunąć mebel i można było się przekonać, co kryło się w trzewiach dworka. A przynajmniej takie było pierwsze i mocno błędne założenie duetu intrygantów.

Regał ostał się sile mięśni, ale nie podcięło to skrzydeł ani Tupikowi, ani Dexterowi. Logika i doświadczenie podpowiadały, że mebel mógł być operowany jakimś sprytnie ukrytym wihajstrem, zakluczony jeszcze sprytniejszym mechanizmem. Prędko zaczęli więc ostukiwać wszystko po kolei w gabinecie i przeciągać dłońmi po powierzchniach w poszukiwaniu skrytki. Całe szczęście dworek zaczął już wtedy rozbrzmiewać dźwiękami orszaku obejmującego go we władanie i szykującego nocleg. Gabinet pozostawał jednak poza uwagą któregokolwiek z towarzyszy podróży, przylegając do pomieszczeń służby i użytkowych, których strzegli wieśniacy już wcześniej uklepani przez Tupika, a teraz jeszcze awansowani na cerberów. Tyle dobrego, że inspekcji i poszukiwań nie musieli przeprowadzać na szybkiego.

Dźwignię odnalazł w końcu Dexter-Morgden, skrytą za poluzowanym kamieniem jednej ze ścian. A właściwie to cegiełka była tutaj kluczem i operowała regałem, bo gdy wcisnął ją eksperymentalnie, parę mechanicznych dźwięków wypełniło gabinet od strony regału, który po chwili skrzypnął i przesunął się do przodu, ustępując z miejsca i odkrywając tajne przejście. Oczom duetu ukazały się nader wąskie i strome stopnie w dół, pod ziemię, ziejące zimnem, zatęchłym powietrzem i ciemnością. Tupik, zgarnąwszy świecznik z komody, ruszył pierwszy.

Kroki stawiali ostrożnie. Nie wiedzieli czego mogli się spodziewać, ale za największe zagrożenie mieli same schody - wystarczyłoby, aby któremuś z nich powinęła się noga i kark złamany. Asekurując się dłońmi o ścianę jednak, dobili na dół bez większej ekscytacji. Wątłe światło świec w rękach lekko tylko rozświetlało mrok obszernego pomieszczenia, ale na ścianach wisiały lampy które zaraz rozpalili, ruszając po okręgu.

Czarna plama w krańcu pomieszczenia, rozświetlona światłem, wprawiła zarówno Tupika, jak i Dextera w niemałą konsternację. Belki, wbite w podłogę i złączone ze sobą, przywodziły na myśl dosyć niekonwencjonalne narzędzie egzekucji, dawno już wyparte w samym Imperium i krajach ościennych, wszak barbarzyńskie praktyki - jakimi bez wątpienia było ukrzyżowanie - nie miały miejsca w cywilizowanych stronach. Duet wątpił jednak, by zamysłem architekta było uczynienie z komnaty miejsca kaźni.

- Crux decussata po tileańsku - odezwał się Dexter. - Stara praktyka egzekucyjna.

- Lub nowa praktyka seksualna - parsknął Tupik.

Fakt. Krzyż przywodził im na myśl dewianckie tendencje, jakim można było dać upust w ekskluzywnych burdelach lub na zgromadzeniach poświęconych Slaaneshowi, które nierzadko czyniły z narzędzi tortur narzędzia rozkoszy, z ars amandi jazdę bez trzymanki. Ślady po innych akcesoriach, głównie dziury w powale i ścianach gdzie zapewne umocowano inne przyrządy, przynajmniej rysowały taki obraz pierwotnego właściciela dworku.

Teraz jednak tajna komnata została przekształcona na... czytelnię. Tak tylko mogli to określić. Regały niemal uginały się pod ciężarem woluminów, traktatów i zwojów, z których spora część wyglądała dosyć staro. Tytuły na grzbietach ksiąg zjeżyły jednak włos na głowie. I Tupik, i Dexter rozpoznali chociażby "Sigmar - człowiek, którego obwołano bogiem", "Chaos Niepodzielny: mity i fakty" czy "O powstawaniu gatunków" - tytuły figurujące na jakże prestiżowej liście imperialnych ksiąg zakazanych.

Jednego byli pewni - kolekcja była równie niebezpieczna, co bezcenna.


W świetle Mannslieba

Prędkie przegrupowanie, prędkie plany i prędka decyzja o bliższym przyjrzeniu się znalezionemu obozowi - ekspedycji zwiadowczej nie można było odmówić działania niczym doskonale naoliwiona maszyna. Burza mózgów nie potrwała za długo, ptasie sygnały zostały umówione i eksperci fachu mogli się wykazać zdolnościami planowania. Pozostało tylko wprowadzić plan w życie.

Co też uczynili, niczym sępy powoli i metodycznie zataczając coraż bliższe kręgi wokół obozowiska. Noc jednocześnie pomagała, jak i przeszkadzała w tychże podchodach - w ciemności było o wiele łatwiej ukryć własne podchody, ale i wymuszała na nich o wiele większą ostrożność. Łatwo było tutaj o potknięcie czy nastąpienie na jakąś złośliwą gałązkę, której trzask zaalarmowałby potencjalne czujki, ale szczęśliwie obeszło się bez tego i zwiad po parunastu długich chwilach mógł już oddać się radosnemu wojeryzmowi z dogodnych pozycji.

Najemni zbóje zdawali się nie frasować czymkolwiek, obozowisko w ruinach świątyni przywodziło na myśl letnie ognisko wśród znajomych, aniżeli obóz zbrojnych. Znajome im figury były rozproszone tu i tam, raczyły się późną kolacją i butelki z alkoholem, najpewniej zrabowane ze Złotopola, krążyły wte i wewte. Gdzieniegdzie, w niektórych z namiotów, dostrzec mogli leżące postacie, wóz z szabrem stał na granicy światła rzucanego przez płomienie, jeszcze dalej były konie bandy, uwiązane do drzew.

Na tak względnie bliską odległość Leo był już pewien, że to ta sama banda, nieco tylko liczniejsza. Dla pewności przeliczył ich ze trzy razy, konstatując w końcu że nie wszyscy ruszyli z kapelusznikami rabować folwark - summa summarum hanza spuchła o cztery głowy. Co najmniej. Mieszaniec nie był pewien, ile zbrojnych mogło się jeszcze chować w zdezelowanym szkielecie kościółka lub w ciemnościach wok...

Jakaś złośliwa gałązka trzasnęła nieopodal i delegaci odruchowo skulili się za swoimi głazami czy konarami, służącymi im za kryjówki przy podchodach. Sylwetka zdawała się wyrosnąć znikąd, leniwym krokiem imitując podobną ich podchodom ścieżkę, która - jak ocenił Waldemar - miała przejść alarmująco blisko ich obecnych pozycji.

Cóż... Szczęście musiało się kiedyś skończyć.




________________________________________

5k100
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem