Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2022, 19:58   #4
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Moje wrażenia z sesji pokrywają się dosyć ładnie z tym, co Alex już zdążyła napisać, ale i tak dodam jeszcze co nieco od siebie. Rozpoczynając od...


***


Swashbuckler

Santo ładnie trafił w punkt, podsumowując klasę - coś pomiędzy łotrzykiem, a wojownikiem. DEX-based frontliner, który pozostawia dosyć spore pole do manewru jeśli idzie o build czy flavour. Nie jest to tank, to na pewno, a właśnie bardziej mobilny Defender. Kat grało mi się bardzo przyjemnie, bo i swashbuckler - biorąc pod uwagę feature'y i flavour - jest szyty pod mój preferowany styl gry, chociaż fabularnie nie było do jakichś bardziej widowiskowych akcji okazji (brak żyrandolów w zrujnowanej cytadeli :<). Mechanicznie - spoko drzewko rozwoju, finishery stanowią ciekawy element, ekonomia akcji nienajgorsza. Taktyką na swashbucklerze jest inkasowanie panache i spalanie go na finishery, które stanowią główny damage output, tutaj darmowy archetyp Acrobat pozwolił na piękną synergię, bo i wpasował się w fabularne zaplecze.


Scenariusz

Tyłów nie urywał, co tu dużo ukrywać, taki urok gotowców od Paizo, że w połowie drugiego aktu już wiesz, jak fabuła potoczy się dalej. Nie wiem, czy jest sens się tutaj rozpisywać na temat scenariusza, bo i krytyka byłaby wymierzona w wydawców/autorów, więc trochę strzępienie klawiatury na darmo. W sumie klasyka i standard, do którego Paizo zdążyło nas przyzwyczaić. Scenariusz wychylony bardziej na lochotłuk, brakowało właśnie social encounterów czy zagadek chociażby; już o braku głębszej motywacji do przejścia Wrotami Łowców nie wspominając, no ale cóż, w gotowcach Paizo postacie muszą motywować się same. IMHO słabo zbalansowany mechanicznie, ale o tym później.


Reżyseria

PO-LE-CAM. Santo to solidna firma, dowodem czego niech będzie chociażby dogranie pierwszego booka do końca. Sumienny, dokładny, terminowy. Sesja szła gładko i metodycznie do przodu, nie było brzydkich poślizgów i zawsze mogliśmy mieć pewność, że już-zaraz będziemy mieć nowy update. Przeniesienie gdy na doca było doskonałym manewrem, bo pozwoliło nam szybciej przegryzać się przez lochotłuczne porcje i dawało szansę na bardziej dynamiczną grę. Raz jeszcze - polecam! Szerzej może rozpiszę się w notce profilowej, o ile znajdę czas i chęci (nie lubię ich pisać, ale tutaj wypadałoby ).

Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to to, że fabularne opisy walk za bardzo wyglądają jak szachy, ale to miniaturowa łyżka dziegciu w tej beczce miodu.


Ultra-RAW, mechanika i poziom trudności

Złączę tutaj ze sobą parę kwestii i będzie tutaj najwięcej krytyki, bo to były dla mnie największe bolączki sesji.

Co do felernego starcia z Voz to tak, wiemy co nas położyło, bo temat ugryźliśmy z każdej strony. Pokazało jednak słaby balans i minusy podejścia, które ja nazywam ultra-RAW - czyli zero dopasowania pod ekipę, by-the-book. CR może i był odpowiedni pod naszą drużynę w podręcznikowej tabelce, ale z tego co zdążyłem zauważyć to są dosyć specyficzne ramy, które zakładają pewien styl gry, o wiele mocniej wychylony na taktykę, synergię i mechaniczną dominację, a żadne z nas tego stylu nie reprezentowało, woląc skupić się bardziej (i IMHO słusznie) na fabule i flavourze. Paizo zakłada, że każdy będzie grać szachowo, będzie pamiętać o sztandarowych feature'ach swojej klasy i jak one działają, oraz trzymać się ściśle klasycznych ram swojej klasy (vide buffer buffuje od początku, a nie próbuje być blasterem), a tu nie zawsze tak było.

Wyśrubowany poziom trudności mi osobiście nie przeszkadza aż tak bardzo, o ile ta śruba jest dokręcona właśnie w zręczny, dopasowany pod ekipę sposób. Tutaj tego zabrakło. Co prawda przy Ralldarze zagraliśmy taktycznie - chyba każdy z nas wiedział do czego barghesty są zdolne - ale i w tej walce nie obyło się bez czkawki. Dla mnie to jest po prostu design flaw, bo mnie słabo bawią walki, gdzie jedyną taktyką jest buffowanie/debuffowanie i modlenie się o przychylność losu przy rzutach, bez żadnego pola na kreatywne rozwiązanie. W 5e barghesty na przykład można próbować odesłać wpychając je w płomienie, w PF 2e nie ma niczego podobnego, masz po prostu stać i tłuc. Funu z tego żadnego. Nie ukrywam, że przy Ralldarze zacząłem już mocno odczuwać frustrację i zacząłem się męczyć. Słaby design.

To w sumie coś, co wg. mnie warto byłoby poprawić - dostosować poziom trudności do drużyny i graczy, a nie sugerować się tylko i wyłącznie tabelkami i cyframi. Praktyka pokazała, że te ramy są mało warte.


W rolach głównych wystąpili

Pozwolę sobie teraz na parę słów o towarzyszach broni, by nie kończyć na krytycznej nucie. Drużyna była zdecydowanie najjaśniejszym punktem tej sesji - dynamika, flirty, docinki, itd., itp. - no po prostu cud-miód. Kawał dobrej roboty, to była czysta przyjemność tworzyć z Wami historię.

Teraz nieco bardziej osobiście. Kolejność jak w panelu.

Sindarin jako Joresk Strabo, paladyn Ragathiela. Świetnie odegrany rycerz, niejako kręgosłup moralny drużyny, fajna przeciwwaga dla bardziej oportunistycznych charakterów. Konsekwentna i przemyślana kreacja postaci, Strabo nie był jednowymiarowym kartonem, co się zawsze ceni. Pisanina z Sindarinem to czysta przyjemność, na plus że Joresk nie oponował przed byciem pionkiem, gdy Kat chciała go wykorzystać by wbić Lavenie szpilę.

Alex Tyler jako Lavena Da'naei, "najwybitniejsza iluzjonistka, eksploratorka podziemi i specjalistka od zabezpieczeń w Avistanie". Bezbłędna, co tu dużo mówić. Postać niedająca się zamknąć w sztywne ramy, dogłębnie przemyślana i przede wszystkim żywa, z krwi i kości. Jak wyżej, konsekwentna i przemyślana kreacja postaci. Warsztat Alex nie bez powodu figuruje w mojej osobistej czołówce LI. Lavena była moją faworytką i najjaśniejszym punktem najjaśniejszego punktu, wspólna gra była czystą przyjemnością. Lavena i Kat = BFFs (best frenemies forever). Ale starczy tego lukru, zachowuję na zasłużoną notkę.

Icarius jako Wug "Łamacz Kości", barbarzyńca z plemienia Cierniowych Kamieni. Przyjemnie odegrany orczy wykidajło i prawdziwy czołg drużyny. Na duży plus dla mnie to to, że barbarzyńca nie był sztampowym dzikusem i miał głębię. Fajnie kreowany i rozwijany w trakcie przygody. Również zaangażowanie i aktywność, w sensie że Icarius nie był biernym obserwatorem akcji i nie bał się wyjść przed szereg w paru momentach. Ciekaw jestem, co wyjdzie z ambicji Wuga.

Slan jako doktor Sidonius, dhampirzy śledczy. Za krótko razem graliśmy, abym mógł napisać cokolwiek obszerniejszego. Gatunek detektywistyczny jest bogaty w inspiracje (Holmes, Poirot, Fletcher), ale Sid wydaje się kroczyć własną ścieżką.

Kerm jako Khair, kapłan Sarenrae. Jak wyżej, za krótko razem tutaj graliśmy, ale raczej wiem, czego mogę się spodziewać w przyszłości. Klasyczny awanturnik, specjalność Kerma.

W rolach drugoplanowych:

Connor jako Valenae Talandren, elfia łotrzyca. Klasycznie odegrana postać rogala, bez większych fajerwerków. Niewiele więcej mogę tutaj napisać.

Brilchan jako Gobelin, bard z plemienia Cierniowych Kamieni. Fajna kreacja goblińskiego grajka, zafascynowanego w sumie wszystkim, co ludzkie. Podobnie jak u Icariusa, podobał mi się spin i odcięcie się w dużej mierze od rasowych stereotypów, bo Gobelin nie był zredukowany do comic relief czy czegoś pochodnego. Żałuję, że nie pograliśmy dłużej, bo postać przypadła mi do gustu i chętnie bym widział ją dalej.


***


Dobra, starczy. Mam nadzieję, że spotkamy się w drugim booku (księdze dżungli ) i będziemy mogli dalej grać wspólnie, bo szkoda byłoby się rozstawać z taką ekipą. Santo, mam nadzieję że w realu się poukłada i życzę Ci powodzenia/szczęścia/zdrowia czy czego tam brakuje, żeby wszystko było pięknie-ładnie. Sesja jest jedną z lepszych, w jakie mogłem tutaj grać.

Dziękuję wszystkim za wspólną grę! Było świetnie.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem